czwartek, 9 lutego 2012

NASA udowodniła: to nie asteroid zabił dinozaury!


Zgodnie z jedna z teorii, zagłada dinozaurów miała miejsce około 65 MA temu w następstwie spadku na Ziemię gigantycznego meteorytu. Od roku 2007 uważano, że wielki asteroid 298 Baptistina około 160 MA temu zderzył się z drugim asteroidem w Pasie Planetoid pomiędzy orbitami Marsa a Jowisza. Fragmenty tych ciał niebieskich rozleciały się na wszystkie strony, a jeden odłamek uderzył w naszą planetę , od czego wyginęły dinozaury.

Jednakże uczeni z NASA badając wiek rozmaitych obiektów w przestrzeń kosmicznej odrzucili tą hipotezę.
- Odłamki te nie miały wystarczająco dużo czasu, by spaść na Ziemię 65 MA temu, to jest wtedy, kiedy wymarły dinozaury – oświadczył Lindley Johnson kierownik programu. – Fragmenty asteroidu przyleciały znacznie później.
Tak więc aktualnie najbardziej wiarygodna przyczyną wyginięcia dinozaurów z powierzchni Ziemi wydaje się być globalne ochłodzenie.

* * *

No zaraz, czegoś tu nie rozumiem. Skoro jest tak, jak mówią uczeni z NASA, to co z dowodami w zapisie kopalnym? Przecież nawet to globalne ochłodzenie musiało mieć swoją przyczynę, bo nie mogło ono powstać ot, tak sobie z niczego?

Oczywiście znam hipotezę, która mówi, że to dinozaury same wygenerowały globalne ocieplenie emitując do atmosfery ogromne ilości metanu z gazów kiszkowych (sic!), co potem skończyło się globalnym zlodowaceniem – ale mniejszym, niż w Kriogenie i w finale zagładą dinozaurów. To oczywiście spekulacja nie poparta żadnym dowodem i traktuję ją jak dobry humor.

Natomiast na hipotezę impaktowego wyginięcia dinozaurów znaleziono konkretne dowody w postaci kraterów poimpaktowych Chicxulub, Silverpit i kilku innych, warstwy bogatej w kosmiczny iryd na przełomie Kredy i Paleogenu, a także wulkaniczne trapy Dekanu w Indiach.

Co do planetoidy 298 Baptistina, to być może zderzyła się ona z inną asteroidą. Aktualne elementy jej orbity to:
v    czas obiegu = 3a149d7h,
v    mimośród e = 0,0954,
v    nachylenie orbity do płaszczyzny ekliptyki = 6°28’,
v    aphelium = 2,4801 AU,
v    peryhelium = 2,0481 AU,
- a zatem jej orbita jest niemal kołowa i trudno sądzić, by w przeszłości – nawet tak odległej – miała ona bliskie spotkanie z jakimś drugim ciałem niebieskim… Obawiam się, że była to jakaś inna asteroida, która mogła należeć do grupy NEAR, ale to już jest problem dla astronomów – a właściwie paleoastronomów.  

Jednak to musiała być asteroida. Jej uderzenie w Ziemię mogło wygubić życie na północnej hemisferze naszej planety. Na południowej – przynajmniej teoretycznie – dinozaury powinny przetrwać w oazach życia na Antarktydzie i połączonej z nią Australii, Południowej Afryce i Patagonii. Ale nie przeżyły, a zatem musiały ulec jakiemuś potężnemu czynnikowi zagłady, który był równie letalny, jak impakt na półkuli północnej.

Czynnikiem tym był potężny wyrzut magmy na Dekanie, porównywalny z syberyjską supererupcją, która omal nie wykończyła życia na Ziemi w Górnym Permie, ok. 250 MA temu. Impakt Chicxulub spowodował powstanie potężnej fali sejsmicznej, która obiegając Ziemię skumulowała się na antypodach tego zderzenia. Pech chciał, że przepływała tam właśnie wyspa Dekan, na której skupiło się straszliwe trzęsienie ziemi, które spowodowało popękanie skorupy ziemskiej i wypływ ogromnych ilości magmy, która utworzyła lawowe trapy Dekanu. Być może pod Dekanem znajdował się pióropusz magmy z wnętrza Ziemi i komora magmowa – jak to ma miejsce np. pod Yellowstone N.P. – i trzęsienie ziemi wywołane impaktem uaktywniło superwulkan. I to właśnie synergiczne działanie impaktów na półkuli północnej i supererupcji na półkuli południowej doprowadziło do zagłady wszystkich zwierząt o masie ciała powyżej 100 kg.

Swoją drogą podejrzewam, że wulkanizm Górnego Permu (Epizod Perm/Trias – P/T) też ma związek nie tyle z superpióropuszem magmowym, ile z jakimś naruszeniem ciągłości skorupy ziemskiej – być może wskutek impaktu jakiegoś ciała kosmicznego w rejonie dzisiejszego Plateau Tunguskiego, albo na jego antypodach – gdzieś w rejonie dzisiejszego Basenu Bellinghausena. Jest to jeden z czterech najgłębszych akwenów Wszechoceanu, średnia głębokość oceanu w tym miejscu wynosi niemal 5000 m (maksymalna głębokość 5399 m), więc badania jego dna jest bardzo trudne. Poza tym jest to już Antarktyka z jej ekstremalnymi warunkami pogodowymi i hydrograficznym. Poza tym nie zapominajmy, że dno oceaniczne jest w ciągłym ruchu i nie sądzę, by zachowały się na nim ślady impaktu sprzed ćwierć miliarda lat, bowiem najstarsze skały liczą sobie 80 – 120 MA, a zatem są one ponad dwukrotnie młodsze! Oczywiście spreading dna oceanicznego zatarł wszelki ślad po astroblemie z granicy P/T. Ślady takie mogłyby się ewentualnie zachować na Antarktydzie Zachodniej. Mam nadzieję, że w miarę badań Szóstego Kontynentu ta sprawa zostanie definitywnie wyjaśniona.

Źródło – „Tajny XX wieka”, nr 42/2011, s.10

Przekład z j. rosyjskiego i komentarz –
Robert K. Leśniakiewicz ©