wtorek, 22 maja 2012

UFO VERSUS WIELKIE FALE (1)







Robert K. Leśniakiewicz, Leszek Owsiany, Jacek Kozłowski



Niedługo upłynie miesiąc od wielkiej tragedii w Azji Południowo-Wschodniej, po której niektórzy z nas poczuli się zdołowani swą małością i słabością człowieka wobec sił Natury. Radosne wakacje zamieniły się w piekło, a prawie 250.000 ofiar kataklizmu będzie odtąd stanowić ponure memento dla urlopowiczów, turystów i miejscowych. I nic już nie będzie takie, jakie było do dnia 26 grudnia 2004 roku... Pokazywani na ujęciach filmowych i zdjęciach z AFP/EAST NEWS ludzie – jakże mali i słabi wobec furii oceanu – będą przypominali nam o miejscu człowieka w ekosystemie naszej planety.



Próżność została ukarana...



Oczywiście i w tym przypadku to ludzie są sami sobie winni. Nie słuchali ostrzeżeń, byli ślepi na oczywiste fakty i sygnały, które wysyłała do nich sama Natura. Przypomina mi się historia nieszczęsnego Titanica, o którym mówiono, że nawet Pan Bóg nie jest w stanie go zatopić. Stwórca nie musiał się zbytnio wysilać – na jego drodze postawił jedną jedyną górę lodową... – efekty znamy. Próżność została ukarana.



Mechanizm zagłady był prosty, jak drut. Nagłe rozładowanie naprężeń w skałach subdukowanej płyty Oceanu Indyjskiego spowodowało silne trzęsienie dna oceanicznego w okolicach archipelagów Andamanów i Nikobarów. Potężne wstrząsy o sile około 8-9º w skali Richtera wypiętrzyły na morzu ogromne fale, które z prędkością 600 km/h ruszyły na Ocean Indyjski. Skutki ich uderzenia w brzegi pobliskiej Sumatry i archipelagów przybrzeżnych oraz na plaże Tajlandii, Malezji, Bangladeszu, Birmy, Indii, Śri Lanki, atole Andamanów, Nikobarów i Malediwów były straszne. Gigantyczne fale zabrały swe ofiary nawet po drugiej stronie oceanu – w Kenii i Somalii...



Bilans ofiar w ludziach na dzień 19 stycznia 2005 roku przedstawia się następująco, jak pokazuje zestawienie:



Stan na dzień 20 stycznia 2005 roku



v    Indonezja 166.320    

v    Śri Lanka 38.195       

v    Indie         16.385 – w tej liczbie także zaginieni.

v    Tajlandia 5.322        

v    Wschodnia Afryka     137    - w tym Somalia, Tanzania, Madagaskar, Kenia i Seszele

v    Malezja    74    

v    Malediwy           74    

v    Mjanmar 59    

v    Bangladesz        2      



Razem:    226.566  





Furia Ziemi i gniew oceanu



Ale przecież to nie jest wcale pierwszy tego rodzaju kataklizm w dziejach naszej cywilizacji! Takich wydarzeń było wiele i kroniki doskonale przekazały najważniejsze informacje na ich temat. Oto niektóre z nich:

Rok 1673, Gammacanorre na Wyspach Moluckich. Straszliwy wybuch wulkanu – była to erupcja typu Krakatau – wzbudził tsunami, które spustoszyło tamtejszy archipelag.



7 czerwca 1692 roku, niemal w samo południe straszliwe trzęsienie ziemi i fale morskie przezeń wzbudzone zatapiają „najgrzeszniejsze miasto świata” – stolicę karaibskich piratów, flibustierów, korsarzy i wszelkiego autoramentu wyrzutków społeczeństwa – słynny Port Royal na Jamajce. (Dzisiaj znajduje się tam port w Kingston, a ruiny leżą na głębokości 5-10 m pod powierzchnią wody.) W tej katastrofie zginęło jak się szacuje – co najmniej 2.000 ludzi.



1 listopada 1755 roku, godzina 09:40. Lizbona. Potężny wstrząs podziemny o sile ok. 9ºR zamienia miasto w perzynę. O godzinie 10:00 ziemia trzęsie się ponownie, a o 12:00 po raz trzeci. Ogromna 30-metrowej wysokości fala tsunami uderza w nieszczęsne miasto topiąc tych, którzy cudem uratowali się od wstrząsów. Fala ta po przebiegnięciu Atlantyku miała jeszcze wysokość 10 m, co odnotowali kronikarze w Indiach Zachodnich... Dzieła zniszczenia dopełni burza ogniowa, która trwała do 6 listopada. Kataklizm ten zabił 50.000 ludzi. Energia tego trzęsienia ziemi jest szacowana na 20 Mt TNT, czyli 10.000 razy więcej, niż bomba zrzucona na Hiroszimę.



Rok 1812 – na Wyspach Kurylskich dochodzi do eksplozji typu Krakatau. W powietrze wylatuje cały szczyt wulkanu Ałaid. Niektóre legendy mówią, że na jego miejscu znajdował się kiedyś ogromny wulkan, który także wyleciał w powietrze wznosząc ogromne fale tsunami. Ta historia może się w każdej chwili powtórzyć...

Kwiecień 1815 roku, wyspa Sumbawa. Potężny wybuch wulkanu Tamboro (Temboro) wytworzył tsunami o wysokości 3 m. Jego zalew spowodował niepoliczalne szkody. Do tego dołączył się cyklon tropikalny i opad materiałów powulkanicznych na Sumbawę i sąsiedni Lombok. Liczba ofiar tych kataklizmów wyniosła 56.000 osób. 



Listopad 1837 roku – wyspa Maui. Potężne tsunami zdewastowało jej wybrzeże. Zginęło wielu ludzi...



Rok 1868, Hawaje. Potężny wybuch wulkanu Manua Loa powoduje powstanie tsunami o wysokości fali 10 m, która uderzyła w brzegi sąsiednich wysp pustosząc je całkowicie...



27 sierpnia 1883 roku miało miejsce największe tsunami w historii Ludzkości, kiedy to po gigantycznym wybuchu wulkanu Krakatau (Rakata) w Cieśninie Sundajskiej podniosły się fale o wysokości 36 m. Nie była to jedna fala, ale trzy następujące po sobie, które zmyły do morza jawajskie i sumatrzańskie wioski zabijając przy tym 50.000 ludzi! Były to fale, których okresy sięgały 1-2 godzin. W punktach najbliższych epicentrum eksplozji fale tsunami osiągnęły rekordową wysokość 40 m. Przemieszczały się one z prędkością 200 km/h i zarejestrowano je w Panamie (12.500 km) i Przylądku Horn (18.200 km)! I w tym przypadku energię eksplozji szacuje się na 40-70 Mt TNT!



6 czerwca 1912 roku, Alaska. Potężna eksplozja wulkanu Katmai i wywołane przez nią fale nie wyrządzają nikomu szkody tylko dlatego, że efekty tego wybuchu – podobnego do wybuchu Krakatau – miały miejsce na terenach całkowicie bezludnych.



Rok 1933, Sanrik na wyspie Honsiu w Japonii. Potężne trzęsienie ziemi wzbudza wysokie na 25 m fale, które uderzają w miasto i pochłaniają 3.008 osób. Przez długi czas uznawano je za największy kataklizm tego rodzaju...



1 kwietnia 1946 – potężne fale uderzają w Hawaje niszcząc miasto Hilo na Hawaii. Śmierć poniosło 150 osób. Wysokość tej fali wynosiła około 33 m.



Maj 1960 roku przyniósł najstraszliwsze terremoto o sile 9,5ºMSC plus wybuch wulkanu Osorno, co spustoszyło chilijskie miasta Valdivia i Conceptión. Miasta te zostały literalnie spłukane do Pacyfiku przez uderzenia potężnych fal... Śmierć poniosło tysiące ludzi. Wydarzenia te opisał m.in. Maciej Kuczyński. Tsunami dotarło do Hawajów i zalało miasto Hilo oraz plaże w Honolulu.



Wielki Piątek 1964 roku, Alaska. Potężne trzęsienie ziemi wzbudza wielkie fale, która zniszczyły port Seward, który najpierw został zalany wodą. Uderzenie fali rozwaliło zbiorniki paliwa, które zapaliło się na powierzchni morza – kolejne ogromne fale wyrzuciły ten płonący ładunek na ląd... Wydawałoby się, że dwa żywioły sprzysięgły się przeciwko ludziom, którzy śmieli zakłócić naturalny porządek rzeczy na planecie...



1 września 1992 roku, silne trzęsienie ziemi o sile 7ºR u wybrzeży Nikaragui powoduje powstanie morderczych fal, które zabiły 170 ludzi, a dalszych 500 ciężko poszkodowały. Fale te miały wysokość „tylko” 2-6 m.

12 grudnia 1992 roku – silne – 7,5ºR – trzęsienie ziemi nawiedza wyspę Flores w Archipelagu Sundajskim. Fale wysokie na od 5 do 19,8 m powodują śmierć 2.080 osób i ranią 2.144 innych ludzi.



12 lipca 1993 roku nastąpiło silne trzęsienie ziemi pod dnem Morza Japońskiego. Jego magnitudo wynosiło 7,8ºR. Fala tsunami, która uderzyła w wybrzeża Japonii miała 5 m wysokości. Zginęło wtedy 185 osób.



17 lipca 1998 roku, seria fal tsunami o wysokości 7-15 m spustoszyła wybrzeża Papui – Nowej Gwinei. Trzęsienie ziemi miało siłę 7ºR. I jak w przypadku z 26 grudnia 2004 roku, tak i w tym przypadku nikt nie powiązał trzęsienia ziemi z możliwością nadejścia wielkiej fali, co kosztowało życie 2.000 osób...



Temu można było zapobiec...



Jak dotąd, amerykański system ostrzegania o tsunami istnieje w północnej i wschodniej części Pacyfiku. Składa się on z kilku stacji sejsmicznych zakotwiczonych na oceanie oraz kilku stacji lądowych. Poza tym powierzchnia oceanu jest obserwowana przez satelity geofizyczne należące do agend rządu Stanów Zjednoczonych: National Oceanic and Atmospheric Administration (NOAA), US Geological Service (USGS) i Federal Emergency Management Administration (FEMA). Inne kraje regionu: Japonia, Rosja, Australia, Polinezja Francuska i Chiny także mają swe lokalne sieci ostrzegawcze przed wielkimi falami. Niestety – nie było ich na Oceanie Indyjskim w ową fatalną niedzielę 26 grudnia 2004 roku. Gdyby były, te tysiące ludzi nadal by żyły. Może straciliby wszystko, co mieli, ale przynajmniej by żyli...



A teraz popatrzmy sobie na przybliżone zestawienie obrazujące gwałtowne wydzielanie energii w czasie niektórych katastrof ekologicznych:



·        Impakt Meteorytu Chicxulub - 4 x 1023 J        - wyrzut w atmosferę Ziemi 60.000 km3 materiału skalnego. Obniżenie średniej temperatury Ziemi o 20°C i wymarcie dinozaurów.

·        Wybuch Mt. Tambora     - 8 x 1022 J - wyrzut 80 – 175 km3 tefry i gazów w atmosferę i obniżenie temperatury Ziemi o 1,5°C. 92.000 zabitych.

·        Wybuch Krakatau (Rakata)   - 3 x 1018 J - wyrzut w atmosferę Ziemi 20 km3 tefry i materiału skalnego, obniżenie temperatury Ziemi o 0,5°C. 36.000 zabitych.

·        Eksplozja Tunguskiego Ciała Kosmicznego – 1018 J - efekty optyczne i geofizyczne w atmosferze ziemskiej, powalenie ok. 5.000 km2 lasu, zabicie kilkunastu osób i kilku tysięcy zwierząt na rażonym obszarze.

·        Trzęsienie ziemi o sile 8,7ºR          - 8.36 x 1017 J - wyzwolenie energii równe eksplozji 20 Mt trotylu.

·        Eksplozja Czułymskiego Meteorytu - 8,5 x 1015 J - wybuch wysokościowy, brak znaczących efektów, poza błyskiem i hukiem.

·        Wybuch wulkanu Mt. Saint Helens - 8 x 1014 J - wyrzut 1 km3 tefry w atmosferę – około 100 zabitych.

·        Eksplozja tzw. Meteorytu Jerzmanowickiego - 7,7 x 1011 J - brak znaczących efektów. Skutki porównywalne do eksplozji 80-100 kg PMW.



Ciekawe to porównanie pozwala na stwierdzenie, że gdyby to Tunguskie Ciało Kosmiczne uderzyło w Ziemię, a nie eksplodowało w atmosferze, to kataklizm przezeń wywołane mógłby być porównywalny z wybuchem Krakatau, który na lądzie spowodowałby straszliwe terremoto, zaś na oceanie podniósłby ogromne fale tsunami...



Na załączonej mapce widzimy epicentra głównego i wtórnych wstrząsów podziemnych, które spowodowały tsunami. Gdyby po ich wystąpieniu natychmiast uruchomiono akcję ewakuacyjną i wywieziono ludzi z wybrzeży albo w głąb lądu, albo na pełne morze – to straty byłyby o wiele, wiele mniejsze...

 

Tyle fakty podane przez historię oficjalną.



Fakty z drugiego obiegu



A teraz będzie o faktach, które przekazywane są w cieniu hiobowych wieści z Azji, niejako w drugim obiegu.



Pierwszy intrygujący incydent miał miejsce w dniu 19 grudnia 2004 roku, a zatem na tydzień przed katastrofą, w indonezyjskiej Dżakarcie na Jawie. Nazwałem tu to wydarzenie Meteorem Dżakarta, bo tak ochrzciły ten incydent światowe media. Nasz "Super Express" w numerze z dnia 20 grudnia pisał o tym tak:



NA RAZIE BYŁY TO TYLKO METEORY



Indonezja: Huk eksplozji obudził w niedziele rano mieszkańców Dżakarty i dwóch podstołecznych miasteczek. Wszyscy pomyśleli o najgorszym. Ale rychło okazało się, że to nie zamachy terrorystyczne, lecz prawdopodobnie... deszcz meteorytów! Fakt ten potwierdziło paru mieszkańców „bombardowanych” okolic. Widzieli „duże przedmioty” spadające na ziemię. Ale w Indonezji i tak utrzymuje się alarm. Islamscy maniacy zagrozili, że w okresie świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku wysadzą w powietrze jeden z hoteli sieci Hilton. [...]



Według informacji BBC, CNN i innych agencji, świadkowie faktycznie widzieli jakiś ognisty obiekt z płomienistym ogonem lecący nad miastem o godzinie 07:30 czasu lokalnego (00:30 GMT). Eksperci potwierdzili, że był to okruch materii kosmicznej, który wtargnął w ziemską atmosferę i spłonął.



Kanadyjska CTV stwierdza ponadto, że obiekt ten był widoczny na radarach indonezyjskiej obrony przeciwlotniczej. Ów obiekt znikł jednocześnie z potężnym hukiem, który obudził dżakartyjczyków. Leciał on na wysokości co najmniej 100 km nad Ziemią, z ogromną prędkością ze wschodu na zachód. Nie znaleziono żadnych szczątków kosmicznego „gościa”.



Czym było to „coś”? Meteorytem? Ale jakim? Ciekawym jest to, że meteor ten leciał ze wschodu na zachód, natomiast jedyny promieniujący radiant Komaberenicydów znajduje się na półkuli północnej w miejscu opisanym współrzędnymi RA = 11h39m,6 i DEC = +25º, zaś ich prędkość geocentryczna, czyli Vg = 65 km/s! Są to jedne z najszybszych meteoroidów w okolicach naszej planety. Szybszymi są od nich tylko Orionidy – 66,4 km/s, h Akwarydy – 65,5 km/s oraz Leonidy – 70,7 km/s. Poza Komaberenicydami w grudniu i styczniu na naszym niebie promieniują następujące roje meteorytów:



v    Północne Taurydy      19.XI. – 1.XII.     max. 13.XI.  intensywność: 7/h

v    Monocerotydy 27.XI. – 17.XII.  max. 10.XII.      

v    t Hydraidy         3-15.XII.    11.XII.       

v    c Orionidy Północne  4-15.XII.    max. 10.XII.      

v    c Orionidy Południowe        7-14.XII.    max. 11.XII.       

v    Geminidy 4-16.XII.    max. 14.XII.        intensywność: 70/h

v    Arietydy   8-14.XII.            

v    Komaberenicydy        12.XII. – 23.I.            

v    Ursydy     17-24.XII.  max. 22.XII.       intensywność: 20-110/h

v    Kwadrantydy     1-5.I. 3.I.    intensywność: 140/h

v    δ Kancerydy      13-21.I.      max. 16.I. 



Rzeczony „Meteor Dżakarta” – gdyby należał do roju Komaberenicydów – to powinien lecieć z północy na południe... To jest pierwsza zagadka, ale nie ostatnia, bowiem niezwykłe meteoryty widziano także w Indiach już po ataku fal tsunami, ale o tym za chwilę.


W dniu 22 grudnia 2004 roku, PAP informuje powołując się na Minor Planet Electronic Circular (MPEC) w artykule: Mała planetoida o włos od Ziemi, co następuje:



W niedzielę wieczorem planetoida 2004 YD5 minęła Ziemię w odległości zaledwie 35 tys. km, to tylko 2 tys. km dalej niż odległość orbity geostacjonarnej czyli ponad jedenaście razy bliżej Ziemi niż Księżyc. Planetoidę wypatrzyli astronomowie z amerykańskiego obserwatorium na Kitt Peak w Arizonie cztery godziny po przelocie!



Przemieszczała się ona nad płd. Europą, Afryką i Azją. Czy była samotna? Skąd się tak nagle wzięła? NASA skwitowała pojawienie się nieoczekiwanego gościa wielce optymistycznym stwierdzeniem opartym na obliczeniach prawdopodobieństw przy zastosowaniu satelitów wojskowych: możliwość kolizji Ziemi z planetoidami błądzącymi w przestrzeni kosmicznej może zaistnieć najwyżej raz na tysiąc lat. Badania skoncentrowane były jednak na średniej wielkości planetoidach, czyli takich, których średnica wynosi ok. 50 metrów! Skalę zniszczeń po uderzeniu takiej planetoidy można by porównać do wybuchu bomby wodorowej w terenie gęsto zaludnionym. To za mało widocznie dla tej agencji by odrywać uwagę od misji lądowania sondy na Tytanie. Na domiar złego astrofizycy z Cardiff w Wielkiej Brytanii w Montly Notices of the Royal Astronomical Society dowodzą że, większość komet jest tak czarna, że aż prawie niewidzialna. Niczym kosmiczne duchy przemierzają Układ Słoneczny i grożą niespodziewanym uderzeniem w Ziemię. Czyżby więc kometa?



CDN.