poniedziałek, 13 sierpnia 2012

PODRÓŻ UCZONA DO POLSKIEJ ATLANTYDY (2)


DZIEŃ CZWARTY – środa, 15.09.

Dzisiaj „robimy” Świnoujście prawobrzeżną część miasta. Pogoda jest nadal okropna: tylko jakieś +10°C i deszcz. A do tego silny i porywisty wiatr.

Podczas porannego seansu łączności z EKO Radiem pytam red. Andrzeja Zalewskiego o burzę magnetyczną. Nie potwierdza. Postanawiamy zatem powtórzyć przejazd do Wisełki i z powrotem i obserwowanie wskazań nawigacji GPS, co też zrobiliśmy i faktycznie – wskaźnik znów odchylał się na północ od swego „normalnego” położenia.
Z Wikipedii wiadomo, że GPS używa dwóch częstotliwości roboczych C/A – L1 =  1,57542 GHz oraz L2 = 1,2276 GHz. Czyżby w tych górach istniał jakiś czynnik zakłócający sygnał o tak wysokiej częstotliwości?

Pogoda poprawia się na tyle, że jedziemy do Świnoujścia na Chorzelin. Znajdują się tam dwa ciekawe obiekty: Fort Gerharda (13) i Latarnia Morska (14), z której wysokości 86 m – trzeba pokonać 280 schodów, by wejść na jej szczyt – podziwialiśmy panoramę miasta, portu oraz budowanego już Gazoportu Świnoujście (15). Kiedy wchodzimy na wieżę Latarni Morskiej, pogoda staje się niemal letnia – temperatura wzrasta do +18°C, wiatr nie zmienia siły, ale zmienia kierunek i wieje z W-SW i nie leje!

Słowo o umocnieniach Świnoujścia. Była to potężnie ufortyfikowana twierdza zbudowana pod koniec XVIII wieku przez Prusaków i przejęta potem przez hitlerowców, którzy jeszcze bardziej ją rozbudowali i zmodernizowali. W czasie II Wojny Światowej w Świnoujściu mieścił się port wojenny dla niszczycieli i U-bootów. Potem twierdzę przejęły wojska radzieckie, które użytkowały ja przez jakiś czas. Potem twierdza ta popadła w zapomnienie i stopniowo zasypywana była stertami śmieci i odpadków. Dopiero w latach 90. odkopano ją i pokazano światu, a uczyniła to grupa młodych zapaleńców i miłośników historii. W tej chwili w Forcie Gerharda znajduje się muzeum, które powoli się rozbudowuje o kolejne pomieszczenia i wciąż zdobywa nowe artefakty. Nie mamy słów, by oddać nasz szczery podziw dla tych młodych ludzi, którzy oddali swój wolny czas i czasem także zasoby pieniężne, otrzymując jedynie ochłapy od miasta, które powinno być im wdzięczne za to, że stworzyli jeszcze jedną atrakcję turystyczną! Ale to w tym kraju jest normalne – zapaleńcy mogą liczyć tylko i wyłącznie na siebie… Wstyd!!!

Wczesnym przedpołudniem wpadamy na Przystań Promów Morskich POLFERRIES (16), gdzie służyłem w latach 1978 – 1987. Nie ma tam niczego, co znałem. Wszystko jest przebudowane i zmodernizowane. Zupełnie nie do poznania!

Następnie udajemy się do Muzeum Broni V-3 w Zalesiu (17), gdzie oglądamy ciekawe eksponaty i ekspozycje fotografii i fotokopii różnych dokumentów tam zgromadzonych. Prowadzą je – podobnie jak w Świnoujściu – młodzi pasjonaci i miłośnicy historii. Jest bardzo sympatycznie.

No i ostatni punkt programu – Jezioro Turkusowe w Wapnicy (18). Jest ono pięknie położone wśród lasów i wzgórz Wolina. Powstało w miejscu starej kopalni kredy, z której wydobywano surowiec do cementowni znajdującej się do 1945 roku w sąsiednim Lubiniu.

Wieczorem spacer po plaży i na Molo. Na jednej z międzyzdrojskich gór widzimy wieże stacji radiolokacyjnej – czyżby to ona ogłupiała naszego nawigatora GPS? Tymczasem na piasku plaży znajdujemy kilka małych 1-2 cm meduzek, a Ania dodatkowo znajduje kawałeczek bursztynu!

Doniesienia z domu mówią o nieprawdopodobnym wprost wysypie grzybów w Jordanowie i okolicach. Taki sam jest tutaj. Taki wysyp widziałem tylko raz – we wrześniu 1986 roku, po katastrofie reaktora jądrowego w Czarnobylu…  Zastanawiamy się, co tym razem było stymulatorem rozwoju grzybni i dochodzimy do wniosku, że być może spadłe z deszczem pyły i popioły po wybuchu wulkanu Eylafjell na Islandii, który skutecznie zablokował ruch lotniczy w kwietniu tego roku nad Europą…




DZIEŃ PIĄTY – czwartek, 16.09.

Wczoraj odjechała nasza poetessa. Na pożegnanie zostawiła dwa wiersze, które pozwolę sobie zacytować:

Serce - morze - góral

Tak jak fala odpływa od brzegu
Piaszczystej plaży utkanej misternie
Z piasku - muszelek - kamyków

Tak moje myśli i serce
Unoszone są na skrzydłach mew
Do gór - tam moja dusza
Choć tak piękne wybrzeże Bałtyku

07.09.2010 r.

* * * 

Myśli sztormowe

Spienione fale - jak moje myśli
Morze buntowniczo nastraja do realności
Wzburzone jego wody

Bija o piaszczyste wybrzeże
Zagłuszając prawdę życia wolnego ptaka
Cierpienia duszy - nikt pojąć nie jest w stanie

Serce zagubiłem gdzieś w morskiej otchłani
Nie ma dla mnie powrotu
Pozostała tęsknota
Mewa - morska bryza i szum sztormowej fali

13.09.2010 r.

    Tymczasem pogoda znowu pochmurna i deszczowa. Nad morzem ciągną stada chmurzysk z zachodu na wschód. W TVP zapowiadają znów deszcze, wiatry i sztorm na Bałtyku. Temperatura wynosi +11°C, a my tymczasem jedziemy na lewobrzeżną (zachodnią) stronę Świnoujścia. Przeprawiamy się promem na Karsiborzu (19) i wjeżdżamy na Uznam, gdzie zatrzymujemy się u naszego starego przyjaciela Pana Wiesława Kołacza.

Najpierw zaliczamy Muzeum Regionalne w Świnoujściu (20), gdzie znajduje się niezmiernie ciekawa ekspozycja biologiczna, bursztynów i… starych dokumentów – w tym map tych terenów, z których najstarsza pochodzi z XVII wieku. Pogoda się poprawia i zza chmur wyziera słoneczko i ku naszemu zdumieniu – robi się nawet dość ciepło!

Następnie per pedes apostolorum przemierzamy port wzdłuż Nabrzeża Władysława IV i Port Jachtowy (21) – powstały w miejscu, gdzie cumowały kiedyś radzieckie okręty podwodne w tym także „atomowce” – do Fortu Anioła (22). Ta niezwykła budowla została całkowicie odrestaurowana i mieszczą się w niej galerie i wystawy. Z groźnej budowli wojennej stała się ona przybytkiem sztuki!

Po Forcie Anioła zaliczamy kolejne umocnienia Fortu Zachodniego (23), gdzie oglądamy wyeksponowane tam kolekcje umundurowania armii, które tam stacjonowały: pruskiej, niemieckiej, radzieckiej i Wojska Polskiego. Poza tym pokazano tam sprzęt i broń w tym także broń podwodną: torpedy i miny oraz pocisk rakietowy SS-1/SCUD – wyjątkowo pa-SCUD-na rakieta... I znów jak w przypadku Fortu Gerharda – nad restauracją tych umocnień pracowała garstka zapaleńców, która doprowadziła te obiekty do porządku i sprawuje nad nimi pieczę. Postawa ze wszech miar chwalebna, ale nie znajdująca aprobaty u P.T. Władz Odnośnych…

Mało kto wie, że w maju czy czerwcu 1945 roku na terenie tego fortu doszło do CE2 z Nieznanym Obiektem Latającym. Bohaterem tego spotkania był jakiś radziecki wartownik, który porwał się na UFO ze… sztykiem[1]! Oczywiście niczego nie wskórał, a później jakiś major z GRU wytłumaczył mu, że był to pojazd z niemieckiego lotniskowca Graf Zeppelin[2] i… kazał mu podpisać lojalkę, która zamknęła mu usta do 1991 roku, do upadku puczu Janajewa i Kriuczkowa…

Po zwiedzaniu fortyfikacji idziemy do jednej z atrakcji tego miasta – dolnej stawy nabieżnikowej znanej jako Stawa Młyny albo po prostu Wiatrak Młodości (24). Znajduje się ona na zachodnim falochronie portowym. Podobno pomaga ludziom utrzymać młodość do późnej starości… Pogoda, dotychczas względnie dobra, gwałtownie się psuje – od strony Garzu nadciąga deszczowy szkwał i rzeczywiście – po kilku minutach uderza w nas silny wiatr – jakieś 9-10°B, który miecie w nas piaskiem i kroplami wody. i do tego deszcz. Podzwrotnikowa ulewa, która szybko przenika przez nasze kurtki z goratex’u. Po minucie jesteśmy mokrzy. Szybko zwijamy się z plaży i jedziemy dzielnicą nadmorską na Ahlbeck po niemieckiej stronie granicy (25).

Potem jeszcze tylko krótkie spotkanie z kolegami z wojska i około godziny 17:20 znajdujemy się z powrotem w Międzyzdrojach, gdzie zmieniamy odzież i idziemy pooddychać morskim  powietrzem na Molo, skąd zgania nas kolejny szkwał. Na szczęście tym razem uciekliśmy na czas…

Jakie refleksje po tym dniu? Przerażające. Nie mogę pojąć, dlaczego pozwolono i dopuszczono w tym kraju do tego, że zamiast naszej Białej Floty po polskich akwenach pływają niemieckie statki turystyczne, po Świnoujściu jeżdżą niemieckie autobusy i pociągi, w mieście buduje się apartamentowce dla Niemców, a nasz flagowy prom m/f „Polonia” pływa pod flagą… Wysp Bahama (jak zresztą wszystkie), a jego portem macierzystym zamiast Szczecina czy Gdańska jest… Nassau! Oto do czego doprowadziły nas rządy solidarnościowych mętów i szumowin! Nasi ojcowie i dziadkowie bili się o te ziemie oddając za nie zdrowie i życie, ja za tzw. komuny byłem gotów bić się do ostatniego naboju w ich obronie, a teraz rządy solidaruchów, jakichś katolickich patriotów-idiotów i liberałów-aferałów oddają je za psi grosz w obce ręce!




DZIEŃ SZÓSTY -  piątek, 17.09.

Pogoda z rana jak zwykle, to jest muzealno-barowa: temperatura +11°C, chmury i wiatr z zachodu, a do tego chłodny, islandzki deszcz…

W jedynce PR i TVP plucie na Związek Radziecki za inwazję w 1939 roku. I tylko ani słowa o prawdziwych przyczynach klęski wrześniowej, do której doprowadziła obłędna megalomania sanacyjnych polityków, którzy w obliczu wroga dali dyla do Francji i Anglii zostawiając naród na pastwę okupantów. Ale najgłupszą wypowiedź wydalił z siebie idol i pupilek IPN prof. Andrzej Paczkowski, który powiedział coś takiego, a mianowicie – „Polacy mogli powstrzymać Niemców na linii Wisły i przejść nawet do kontrataku, ale wejście wojsk sowieckich nie pozwoliło na to”. Ciekawe, czym byśmy powstrzymali Niemców przy stosunku sił 5 a czasem 6 : 1? Ja rozumiem, że głupota nie boli, ale w tym przypadku ten ipeenowski profesorek już przesadził i w te brednie uwierzył chyba tylko on sam, a w swej dyspozycyjności dla katolickiej prawicy przebił jej idola Jana Pospieszalskiego…  

Najpierw pojechaliśmy do Świnoujścia – Warszowa odwiedzić znajomych staruszków Państwo Helenę i Józefa Kaszewskich, u których mieszkałem w latach 1986/87, zanim wyprowadziłem się ze Świnoujścia. Dziarscy staruszkowie trzymający się wspaniale – dzielni ludzie, którym wiele zawdzięczam.

Przedpołudnie robi się – ku naszej radości – ładne i słoneczne, więc zaliczamy Grodzisko (26) Lubniu (Lubiniu), którego początki datują się na XII wiek. Teraz jest tam stanowisko archeologiczne, na którym prace się dopiero zaczęły. Osobliwością tego miejsca jest to, że znaleziono tam skarb złożony z arabskich srebrnych monet z X wieku! Świadczy to o szerokich kontaktach handlowych.

Nieopodal znajduje się klifowy punkt widokowy (27) na cały Zalew Szczeciński. Widok – szczególnie w pogodne dni, kiedy iest przeźrzysta aeria – jakby napisał ks. Stanisław Staszic, jest imponujący i sięga od Świnoujścia i Karsiboru oraz Kamminke i Ueckermünde na zachodzie, Polic i Szczecina na południu aż do Stepnicy i Wolina na wschodzie.

Z miejscem tym wiąże się ciekawe wspomnienie, bowiem ostatni raz byłem tam 7 lub 9 września 1987 roku. Żegnałem się z Pomorzem i pragnąłem jeszcze raz ujrzeć miejsca, które mi się podobały. I wtedy właśnie zobaczyłem Ich – nie wiem, kim Oni/One były. Wyglądało to jak kilkoro kąpiących się ludzi koło wyspy Wielki Krzek od strony wschodniej (28), na Krzeckiej Mieliźnie. Początkowo sądziłem, że są to po prostu jacyś płetwonurkowie, ale nie miałem lornetki, by się im przyjrzeć. Zdumiał mnie tylko brak jakiejś łodzi czy choćby pomostu z wywieszoną flagą „mam nurka pod wodą” czy flagą A.[3] Ludzie ci taplali się tam beztrosko – ludzie czy… Syreny? A trzeba wiedzieć Czytelnikowi, że w jeziorze Wicko zamieszkiwała Syrena o imieniu Świetlana, która zakochała się nieszczęśliwie w młodym mnichu…

Jadąc południowym brzegiem Wolina obserwowaliśmy wskaźnik naszej nawigacji GPS, który tym razem odchylał się ku południowi w granicach 150 – 250 m! Tym razem jednak zrozumieliśmy przyczynę tego zachowania, kiedy przełączyliśmy urządzenie na wskazania kierunku i poziomu sygnałów z satelitów. Satelity znajdujące się na północ wysyłały znacznie słabszy sygnał od tych, które znajdowały się na południe od nas. A to oznaczało, że przyczyna tego zjawiska znajduje się w górach, w których znajdują się niewielkie pokłady syderytu – rudy żelaza o wzorze chemicznym FeCO3 – węglan żelaza. Wygląda więc na to, że to właśnie żelazo wpływa na moc sygnału z satelitów i namiar brany zazwyczaj z 6-7 satelitów jest brany z 2-3 i to tylko z jednego kierunku – stąd błąd w odczycie danych przez procesor nawigatora i błędne wskazania. Nie ma tajemniczych nazistowskich broni magnetycznych, UFO czy artefaktów po Atlantydzie. Ale nie znaczy to, że nie ma w ogóle pewnej tajemnicy tego miejsca!

Zacznę od tego, że jeden z mych znajomych meteorytologów wysunął hipotezę, iż niektóre jeziorka na Wolinie powstały wskutek impaktu meteorytu, co mogło mieć miejsce jakieś 10.000 lat temu. Przemawia za tym kształt tychże jeziorek i charakterystyczna forma krateru impaktowego. A syderytami nazywamy także meteoryty zawierające czasami nawet wysoki procent żelaza. A teraz spójrz Czytelniku na mapkę – na południu wyspy Wolin znajduje się dziwne jezioro – Wicko Wielkie (29). Jest ono niemal kolistego kształtu. Kolista forma tego jeziora może sugerować, że postało ono wskutek uderzenia meteoroidu, którego resztki wbiły się w góry znajdujące się na północ od krateru oraz utworzyły te jeziorka. Tak czy owak, należałoby zbadać dokładnie dno jeziora Wicko Wielkie i dna jeziorek na Wolinie, a nuż znalazłyby się tam szczątki jakiegoś syderolitu[4]? Szkoda, że nie miałem kompasu, żeby zobaczyć, czy są odchylenia od północy magnetycznej… Myślę, że na naszych wyspach jest jeszcze to i owo do odkrycia!

No i powracamy do Wolina – gdzie na Ostrowie Racławskim wreszcie zaliczamy Skansen Słowiańsko-Wikiński (9). To jest bardzo ciekawe muzeum na wolnym powietrzu, bo daje pojęcie, jak żyli tutaj ludzie do mniej więcej XII wieku. Trochę to nie pasuje do obrazów malowanych przez różnych fantastów, ale… Mineta istniała naprawdę i naprawdę pogrążyła się w fale Zalewu – ale wskutek najazdu wrogów i potężnej powodzi, która podniosła poziom wód Zalewu i po prostu zmyła Jomsborg w ciemność zapomnienia… Ten obiekt szczególnie polecam tym, którzy marzą o polskiej Atlantydzie, co wcale nie znaczy, że jej nie było…   

Po południu temperatura podnosi się do +14,2°C, zachmurzenie znów ¾, a silny i porywisty wiatr nieodmiennie wieje z zachodu. Idziemy plażą na wschód – w kierunku Głazów Piastowskich (30). Jest to zbiorowisko ogromnych brył granitowych, granitognejsowych i gnejsowych wypłukanych z klifu przez fale morskie. Pogoda się nieco poprawiła – nie leje, ale za to straszliwie wieje - 10°B, a temperatura wyrównana +14°C. Na plaży spotykamy parę młodą robiącą sobie sesję fotograficzną. Poza nami i jakąś wycieczką młodzieży szkolnej wokół nas sami Niemcy. Ale ich też dotknął kryzys – już nie wyjeżdżają do ciepłych krajów a poprzestają na tańszej (dla nich) Polsce…





DZIEŃ SIÓDMY – sobota, 18.09.

Pogoda znów nas nie rozpieszcza: zachmurzenie ½ - ¾, wiatr silny i porywisty 8 - 9°B z kierunku zachodniego, temperatura +10°C, ale wydaje się chłodniej ze względu na działający już wind chill factor

Dzisiaj dzień na luziku, bo „zrobiliśmy” wszystko, co dało się zrobić. Nie udało się nam zaliczyć Muzeum Archeologicznego w Wolinie, z powodu remontu do 15.X. oraz ciekawego obiektu zwanego POWT[5] baterii plot Göben pomiędzy Międzyzdrojami a Świnoujściem. Nie dotarliśmy także do Królewskiego Kamienia w Kamieniu Pomorskim na Wyspie Chrząszczewskiej oraz do głazów narzutowych znajdujących się w okolicy Dziwnowa.

Z tymi ostatnimi wiąże się ciekawa historia – otóż, kiedy byłem tam jesienią 1985 roku, to moja żona zrobiła mi zdjęcie na jednym z nich. Zdjęcie – czarno-białe – wyszło znakomicie, ale… w prawym-górnym rogu kadru pojawił się czarny obiekt w kształcie fragmentu kuli. Zdjęcie to przesłałem później Krzysztofowi Piechocie sądząc, że jest to przejaw działania jakichś pozaziemskich sił. Niestety – tak nie było – moja żona po prostu przesłoniła część kadru… fragmentem półkolistego zapięcia futerału naszego aparatu fotograficznego Zenit E a obiektywem 35 mm, co dało właśnie taki efekt, jakby ponad mną zawisła jakaś czarna kula albo po prostu UFO. Na szczęście sprawa wyjaśniła się szybko i informacji tej nie podałem do naszej ufologicznej prasy.

NB, na wyspie Wolin miało miejsce pierwsze w Polsce – a przynajmniej za takowe uważane – CE z UFO, które miało miejsce w pobliżu drogi z Wolina do Świnoujścia w ostatnim dniu sierpnia 1953 roku, którego świadkami było pięć osób – w tym 3 Niemców. Informację o tym podał prof. Jacques Vallée, ale jak dotąd nikt jej nie potwierdził, a więc pozostaje ona w zbiorze obserwacji „legendarnych”…  

Przed południem wiatr znów zaczął tężeć, co zwiastowało kolejny sztorm, a my idziemy sobie promenadą w kierunku zachodnim, gdzie widzimy kilkanaście zapuszczonych willi do sprzedania i takie, które już wykupili Niemcy – te są elegancko odnowione i utrzymane. Tak samo jest w Świnoujściu. Wracamy do Międzyzdrojów plażą. W kawiarni Alex na deptaku spotykamy się z rewelacją, którą są – LODY SMAŻONE! Oczywiście zamawiamy sobie dwie porcje, nie wiemy jak je zrobiono, ale są BARDZIEJ PYSZNE![6]

Poza lodami oczywiście jemy obiad i wracamy na Molo, gdzie podziwiamy windsurferów i kitesurferów, którzy przy wściekle dmącym wietrze ślizgali się po wzburzonych falach… Bo byłoby całkiem fajnie, gdyby nie ten wściekle dmący wiatr, który – po raz któryś – przyniósł deszczową chaję czyli szkwał.

O godzinie 18:00 idziemy pożegnać się z morzem – jutro wyjazd. Chaja przeszła i przemieściła się nad Zalew nam ukazując nieprawdopodobne wprost widowisko meteorologiczne: najpierw na południowym niebie pojawiły się oświetlone niskim słońcem chmury mammatus przypominające krowie wymiona – stąd ich nazwa, a potem jednolity wał chmur oświetlony już podhoryzontalnym słońcem i przypominający przekładaniec albo wielokolorowe lody owocowe… Feeria światła w chmurach, tego się nie da opisać. Żałuję, że mam tylko aparat fotograficzny w telefonie, ale i tak zdjęcia oddają nieco tego piękna, które dane nam było ujrzeć! Był to widok cudowny, wprost mistyczny – jedyny w swoim rodzaju…

Wracaliśmy do domu pod białym, jakby zimowym Księżycem. Temperatura znów wynosiła +10°C, i od zachodu szła kolejna chaja. Chcemy tu jeszcze wrócić.




DZIEŃ ÓSMY – niedziela, 19.09

Wyjeżdżamy o 07:15 oświetlani „wodnym” słońcem, które zwiastuje deszcz. Po drodze przyglądamy się jeszcze elektrycznej farmie złożonej z 20 wielkich wiatraków w Recławiu. A potem przejazd przez lasy Puszczy Goleniowskiej. Na poboczach dziesiątki samochodów – grzybiarze poszli w las!

Jedziemy w kierunku Poznania wzdłuż zachodniego skraju Puszczy Noteckiej – tam, gdzie nasi energetycy chcą wybudować jedną z elektrowni jądrowych. Po drodze zastanawiamy się nad tym, dlaczego nic nie robi się, by uszczknąć coś z tych miliardów kalorii, które otrzymujemy od Słońca i które kumulowane są w ziemskiej hydro- i atmosferze? Energia słoneczna kumulowana w atmosferze wciąż ja podgrzewa. Ilość ciepła potrzebnego do ogrzania atmosfery o 1°C można przybliżenie wyliczyć według szkolnego wzoru:

Q = m · c · Δt

- gdzie m to masa atmosfery ziemskiej, która wynosi 5 x 10^18 kg, c to ciepło właściwe powietrza, które wynosi 1005 J/kg · K, a Δt jest zmianą temperatury w stopniach Celsjusza.

Wedle tego wzoru, na ogrzanie całej masy atmosfery ziemskiej tylko o 1°C potrzeba nakładu 5.025.000.000.000.000.000.000 J czyli 5,025 x 10^21 albo 5,025 Zettadżulów (ZJ). Do zagotowania litra wody potrzeba tylko 418.990 J, czyli jakieś mizerne 420 kJ.

Jak widać, ta olbrzymia ilość energii jest aktualnie przyczyną wszystkich nieszczęść, które trapią Ludzkość. A co będzie, jak temperatura ziemskiej atmosfery podniesie się o 2, 3, 4…6°C w skali globalnej? Czemu więc z uporem idioty rąbiemy połacie lasów i stawiamy elektrownie atomowe, a nie korzystamy z czegoś, co mamy od Matki Natury i to za darmo???

Po drodze wpadamy do przyjaciółek w Oleśnie, ale zastajemy tylko ich mamę i jej psicę. Nie mamy zbyt wiele czasu na czekanie, więc jedziemy dalej. Po drodze z Olesna do Strzelc Opolskich podziwiamy niektóre nazwy miejscowości pisane po polsku i niemiecku – szczególnie bawi nas nazwa Bziukowo – Bziukau. To też signum temporis, w PRL rzecz nie do pomyślenia, bo PRL jakie było takie było, ale dbało o integralność kraju… Jak widać Ziemie Odzyskane są wydzierane nam kawałek po kawałku, ale dla quasi-polskich pseudo-patriotycznych polityków ważniejsze są wojenki krzyżowe i dogadzanie klerowi, niż interesy Polski w UE i na świecie…

Zmęczeni całodzienną jazdą wróciliśmy do domu około 18:30. Myślę, że warto było tam pojechać i przypomnieć sobie historię – tą najstarszą i tą najnowszą.


[1] Sztyk (ros.) – bagnet.
[2] Lotniskowiec ten, jeszcze nieukończony, zatopiły brytyjskie bomby w szczecińskim porcie.
[3] Flagi takie wyglądają następująco – na czerwonym tle biały pas biegnący na ukos od prawego górnego do lewego dolnego rogu, albo flaga A międzynarodowego kodu flagowego – na białym tle granatowy pięciokąt w kształcie litery K.
[4] Syderolit – meteoryt żelazno-kamienny.
[5] POWT – Punkt Obserwacji Wzrokowo-Technicznej.
[6] Jest to najwyższa z możliwych ocen w klasyfikacji jednego z moich znajomych, której gradacja obejmuje stopnie: do niczego, taki sobie, dobry, bardzo dobry, mniej pyszny, pyszny i bardziej pyszny.