środa, 31 października 2012

Pasażerowie Titanica zagubili się w czasie? (Artykuł na Halloween)




Irina Szlionskaja

Jeden z najbogatszych ludzi Australii miliarder Clyde Palmer postanowił odtworzyć Titanica. Liniowiec zostanie wybudowany w Chinach i zostanie wyposażony w ówczesne oprzyrządowanie. Jego budowa zakończy się w 2016 roku.
W kwietniu 2012 roku obchodziliśmy okrągłą rocznicę - 100-lecie zatonięcia znanego oceanicznego liniowca RMS Titanic. Wydawałoby się, że katastrofę opisano i zbadano ze wszystkimi detalami i wszystkie tajemnice dawno przestały nimi być. Ale w czasie ubiegłego wieku cały czas wypływają na wierzch coraz to nowe fakty dotyczące tej dawnej tragedii. Wydaje się, że widma ludzi zaginionych w tej katastrofie wciąż przypominają o sobie…

Proroctwo w liście

I tak niedawno na londyńskiej aukcji wystawiono list Jamesa Arthura Paintine’a – osobistego stewarda kapitana Titanica. W tym liście, który młody człowiek wysłał do swych rodziców w dniu 10 kwietnia 1912 roku wyraził on myśl, że podróż ta jest niebezpieczna i statek czeka zagłada…
29-letni James Arthur Paintine tak jak kapitan Edward John Smith od początku pływał na liniowcu RMS Olympic, dokładnej kopii RMS Titanic. Obydwa statki pływały dla Cunard Line. W swoim liście wysłanym do rodziny zamieszkałej w Oxfordzie kapitański steward twierdzi, że Titanic może ulec katastrofie , tak jak Olympic, który w 1911 roku zderzył się z innym statkiem… (Dokładniej z krążownikiem HMS Hawke – przyp. tłum.) I tak istnieje teoria głosząca, że Titanic to nic innego, jak Olympic, którego wysłano zgubie naprzeciw, by potem wziąć za niego odszkodowanie. 



Mogę powiedzieć z całą pewnością, że Titanic jest ładniejszy od Olympica, ale wcale nie jest bezpieczniejszy – pisał on.
List wysłany przez Jamesa Arthura Paintine’a był chroniony przez całe stulecie przez jego najbliższych jak relikwia przekazywana z pokolenia na pokolenie. W stuletnią rocznicę zatonięcia Titanica jego potomkowie zdecydowali się sprzedać go do domu aukcyjnego Henry Aldridge & Son Devizes (Auctioneers). Dokument został wystawiony na aukcji po cenie wywoławczej 57.000 USD.

Widmo kapitana Smitha

Także przy okazji setnej rocznicy zagłady Titanica właściciele dwupiętrowego domu w hrabstwie Staffordshire, zgodnie ze źródłami, niegdyś należącego do rodziny kapitana Edwarda Johna Smitha, opowiedzieli o tym, że wystawiają go na sprzedaż. Rzecz w tym, że jak twierdzą jego właściciele Neal i Louise Bonnerowie mają tam miejsce niecodzienne wydarzenia. Często-gęsto  ponoć pojawia się tam widmo samego kapitana Smitha!
Mówi się, że kiedy Titanic w nocy z 14 na 15 kwietnia 1912 roku zderzył się z górą lodową, jego kapitan miał jeszcze szansę się uratować, ale podjął on męską decyzję i do ostatniej chwili nie opuścił statku… Tak właśnie twierdzi oficjalna wersja zdarzeń.
Ci, którzy przeżyli katastrofę twierdzą, że widzieli po raz ostatni kapitana Smitha stojącego na mostku wraz ze swym stewardem Arthurem Paintinem. Oczywistym jest, że obydwaj zginęli w katastrofie…



Dom Smitha przeszedł w inne ręce. Bonnerowie sprzedali go za 32.000 GBP. Ale ludzie, który go nabyli nie mogli znaleźć spokoju w swoim nowym domu. Mieszkańcy odczuwali w nim niewytłumaczalny lęk i trwogę. Dwukrotnie w czasie kilku lat z nieznanych przyczyn zalało im kuchnię. Ale najważniejsze – od czasu do czasu oboje widzieli ducha pałętającego się po domu! Bonnerowie są absolutnie pewnymi, że było to widmo kapitana Titanica.
Smith nie był ubrany w mundur kapitański czy w coś podobnego, ale to właśnie był on – twierdzi właścicielka domu.
Mieszkać w tak „nieprzyjemnych” apartamentach Bonnerowie sobie dalej nie życzyli i wystawili dom na sprzedaż za 80.000 GBP. I oczywiście znalazło się wielu chętnych, którzy by na nim zarobili choćby jako na osobliwości dla turystów. Dzisiejszych właścicieli taki biznes – jak widać – nie odstrasza…

Nieżyjący wysyłają SOS…

Jednakże nie jest to jedyne, mistyczne wydarzenie związane z Titanicem. Po wielu latach od katastrofy tego statku, bo przepływający przez strefę katastrofy niejednokrotnie wychwytywali z eteru wezwania o pomoc z zatopionego na początku XX wieku liniowca…
Najpierw coś takiego zaszło w nocy 14/15.IV.1924 roku, czyli dokładnie w 12 lat po katastrofie. Naraz kilka pokładowych radiostacji statków zarejestrowało sygnał SOS statku o kodowym oznaczeniu MGY. (Wyglądało Morsem to tak: … --- …  -- -.. -.- , jednakże radiooficer Titanica początkowo użył skrótu CQD MGY, co wyglądałoby tak: -.-. --.- -..  -- -.. -.-  - przyp. tłum.) Oznaczenie MGY było przypisane właśnie do RMS Titanic. W tym czasie nikt nie zwrócił na to szczególnej uwagi – zdecydowano, że ktoś po prostu zrobił głupi kawał czy mistyfikację. Ale w sześć lat potem incydent się powtórzył. Potem sygnał wywoławczy MGY pojawiał się regularnie w eterze co 6 lat od fatalnej daty: w 1930, 1936, 1942… - i zawsze nocą z 14 na 15 kwietnia. Sygnały przyjmowały statki znajdujące się w promieniu 2000 mil od miejsca tragedii Titanica.
Pod koniec lat 60. rozwiązaniem tej zagadki zajęła się CIA. Na ten temat nałożono gryf tajności – TAJNE. Ale CIA nie udało się namierzyć źródła tych sygnałów, które pojawiały się w eterze co każde 6 lat. (Swoją drogą sprawą powinna zająć się nie tyle CIA, ile Narodowa Agencja Bezpieczeństwa - NSA, która została powołana m.in. do wywiadu radiowego i radiokontrwywiadu – uwaga tłum.)
Mówi się, że po raz ostatni sygnał z tonącego Titanica wyłapała załoga kanadyjskiego statku w kwietniu 1996 roku. Trudno więc założyć, że ktoś stroił sobie głupie żarty z marynarzami i służbami specjalnymi przez 72 lata!

Ratunek poprzez 80 lat

A na przełomie stuleci i tysiącleci pojawiły się słuchy o cudownym uratowaniu ludzi z zatopionego statku, których uznano za zaginionych. Podobnież oni przenieśli się w… Przyszłość!
Opowiadają, że 14 grudnia 1992 roku na oczach norweskich rybaków łowiących ryby w Atlantyku, naraz ukazał się im z głębin ogromny statek, w którym rybacy rozpoznali słynnego Titanica! Na jego pokładach miotali się przerażeni ludzie. Wołali o pomoc, niektórzy skakali do lodowatej wody. Po kilku minutach statek znów skrył się pod wodą. Norwedzy wysłali radiogram do sztabu US Navy. Wkrótce na miejsce zdarzenia przybył amerykański okręt. Z wody podniesiono 13 osób w kamizelkach ratunkowych na których pisało „Titanic”. Wszyscy uratowani przejawiali zanik pamięci – całkowitą amnezję. Niektórzy z ich mieli przy sobie dokumenty, które były wystawione nie później niż w 1912 roku. Wiek tych osób pasował do wieku osób uwidocznionych w dokumentach.
Władze Norwegii i USA dogadały się co do utrzymania wszystkiego w tajemnicy. W mediach pojawiła się tylko informacja, że uratowano rozbitków z zatopionego statku, ale nie podano z jakiego. Co się stało dalej z uratowanymi – nie wiadomo. Najprawdopodobniej umieszczono ich pod obserwacją lekarską i zapewne w tajnym, dobrze chronionym ośrodku medycznym. (Przypomina się tutaj włosko-francuski film „Hibernatus” w reżyserii Eduarda Molinaro [1969] ze znakomitą rolą Luisa de Funes – przyp. tłum.)
W 1994 roku, na Północnym Atlantyku jakoby wyłowiono z wody jeszcze trzy ofiary katastrofy – w tym samego kapitana Smitha i dwóch pasażerów – kogoś o nazwisku Winnie Cootes i 10-miesięczną dziewczynkę w kole ratunkowym Titanica. Wszyscy oni znajdowali się na listach zabitych w tej katastrofie 82 lata temu.
Ale najprawdopodobniej są to jedynie mity. Co zaś się tyczy tajemniczych radiosygnałów z pokładu Titanica, to są one udokumentowane w mnogich źródłach. I nie jest wykluczone, że wezwanie o pomoc miało miejsce i – oczywiście – nie wysyłały go duchy.

Paradoksy eteru i radiołączności

Osobliwości propagacji fal radiowych  w różnych środowiskach do dziś dnia nie są dobrze zbadane. Np. uczeni do dziś dnia pracują nad zagadką tzw. zatrzymanego radioecha. Zdarza się, że sygnał wysłany w eter przez jakiś czas powtarza się i to nie jeden, ale kilka razy. Wśród radioamatorów krąży wiele opowieści o utrwalonych w eterze przekazach radiowych, które adresaci otrzymywali po wielu latach.
I tak jeden z frontowych radiotelegrafistów przyjął w końcu lat 50. radiogram od swego przyjaciela. Paradoks polegał na tym, że ten przyjaciel – także wojskowy radzista zginął na froncie. Radiogram mówił, że pododdział wpadł w okrążenie i że mają dużo rannych. Martwy radzista prosił o wsparcie artyleryjskie. Mówi się, ze po odebraniu tego radiogramu, frontowiec już się nie zajmował radioamatorstwem – rozdał całą swoja aparaturę i się rozpił: w jego mózgu nie mogło się pomieścić, jakim cudem otrzymał on wiadomość z tamtego świata…
Według praw fizyki fale radiowe wykorzystywane w łączności albo odbijają się od jonosfery, albo ja przeszywają i „ulatują” w przestrzeń kosmiczną. Wyjaśnić ich „powrót” można jedynie zderzeniem z jakimś zagadkowym obiektem, który odbija je z powrotem na Ziemię. Tak tez pojawiła się hipoteza o znajdującej się na orbicie Ziemi obcej sondy międzyplanetarnej, która sprawia tyle kłopotów geofizykom. Między innymi znakomity wynalazca Nikola Tesla twierdził, że przy pomocy fal radiowych będzie można nawiązać kontakt ze światem pozagrobowym…


Źródło i ilustracje – „Tajny XX wieka” nr 22/2012, ss. 6-7
Przekład z j. rosyjskiego –
Robert K. Leśniakiewicz ©