wtorek, 30 października 2012

Nowy Jork nie został zaatakowany (2)


Pocisk rakietowy średniego zasięgu A-4/V-2


Kilka słów od tłumacza                

W materiale Andrieja Bystrowa jest kilka luk, które chciałbym uzupełnić. I tak:

Rakieta V-9 to była jedna z najciekawszych konstrukcji, która jednak nie wypaliła. Natomiast omal nie wypalił inny pomysł w rakietą odpalaną z pokładu U-boota, która była nazywana Urzel. Rakiet te miały być odpalane przez okręty podwodne, które holowały za sobą kontenery z rakietami, które miano odpalić w kierunku Wielkiego Zielonego Jabłka. Szczegóły tej operacji opisał L. Lutyński w opracowaniu „Flota widmo” (Warszawa 1974).
Hitlerowscy uczeni prowadzili eksperymenty poza Uznamem także na wyspach Greifswalder Oie i Rudden w Zatoce Pomorskiej.

Autor milczeniem pominął ogromny wkład Polaków w walce z hitlerowskimi broniami odwetowymi. To właśnie dzięki nim udało się poznać tajemnice Peenemünde i innych niemieckich poligonów broni V. poza tym niczego nie wspomina o mało znanym epizodzie lądowania pięciu samobieżnych pocisków odrzutowych V-1 i jednej rakiety V-2 na terytorium Szwecji, które to zostały potem przewiezione do Wielkiej Brytanii i tam rozpracowane. Zainteresowanych odsyłam do moich opracowań pt. „WUNDERLAND: Pozaziemskie technologie Trzeciej Rzeszy” (Warszawa 2001) i „Powojenne losy niemieckiej Wunderwaffe” (Warszawa 2008).
Jeżeli idzie o Stację Seryjnych Doświadczeń Süd, to chodziło najprawdopodobniej o zakłady produkcyjne, w których wytwarzano części rakiet i podzespołów ich mechanizmów – zob. ryc.

Szczegóły nalotu na Peenemünde opisał szczegółowo brytyjski pisarz M. Middlebrook – „Nalot na Peenemünde” (Warszawa 1982).
Poza Peenemünde, Niemcy rozlokowali swe ośrodki badawcze na całym polskim wybrzeżu. Niemieccy naukowcy pracowali w nich nad broniami morskimi, podwodnymi i lotniczymi, czy nawet … kosmicznymi oraz nad broniami OPB czy nawet ASAT. A oto fragment jednego z moich opracowań:  
        
Ze wszystkich analiz i będących ich wynikami raportów badaczy amerykańskich z NUFORC i NICAP – Roberta Duvalla i Roberta Hastingsa (z którymi zapoznam Czytelnika w drugiej części tego opracowania) wynika niezbicie, że pasażerowie UFO interesują się przede wszystkim instalacjami rakietowo-jądrowymi i kosmicznymi na terenie krajów, które takowe posiadają. Dotyczy to państw tzw. „klubu atomowego” (USA, Rosja, Wielka Brytania, Francja, Kanada, Indie, Pakistan) oraz krajów, które mają swe cywilne instalacje jądrowe oraz prowadzą nielegalne badania nad bronią jądrową (w tym Izrael, Iran, Korea Pn.). U nas jak dotąd nie ma ani przemysłu atomowego związanego z kompleksem wojskowym, ani rakietowo-kosmicznego. Ale czy na pewno?

Pocisk rakietowy V-2 - pierwszy RMBM

Polska jako jeden z pierwszych krajów produkowała znakomite rakiety meteorologiczne, które w latach 1956 – 1974 biły na głowę wszelkie analogiczne konstrukcje sowieckie. Były to rakiety doświadczalne RM (RM-1, RM-1A,  RM-2A, RM-2P, RM-2B, RM-2c, RM-2D i RD-42 oraz RM-3W, a następnie RASKO-1, RASKO-2, RASPO-2) rakiety przesyłowe i szkoleniowe (RP-1, RP-2, RP-3, oraz projektowana PR-4, RASKO-2R i projektowana RASKO-3), meteorologiczne (Meteor-1, Meteor-2, Meteor-3 i doświadczalne Meteor-1E i Meteor-3E), a wszystkie one były wypróbowywane w trzech miejscowościach w kraju, na trzech poligonach doświadczalnych: Teren Prób Rakietowych na Pustyni Błędowskiej, Punkt Sondażu Rakietowego w Ustce i Stacja Sondażu Rakietowego w Łebie. Niestety – nasze osiągnięcia w tej dziedzinie były znakomite i to stało się gwoździem do ich trumny. Na żądanie ZSRR w latach 70. zamknięto nasze poligony rakietowe i zaprzestano prac nad rakietami. Ktoś stwierdził, że gdyby nie głupota komunistów, to Polska miałaby swój własny konkurencyjny program kosmiczny. Być może – nie neguję tego. Ale prawda mogła wyglądać zgoła inaczej.

Przeciwlotniczy pocisk rakietowy Rheintochter R-1

Poligony w Łebie, Ustce a także Władysławowie i Międzyzdrojach służyły najpierw III Rzeszy. Wypróbowywano na nich nowe technologie rakietowe i nie tylko. Na poligonie w Ustce wypróbowywano pociski A-2/V-1 i A-4/V-2, w okolicach Międzyzdrojów znajdowała się działobitnia superdalekonośnego działa Stonoga – bardziej znanego jako Tausendfüssler V-3, którego pociski miały przelatywać ponad Zalewem Szczecińskim, Szczecinem i spadać na poligonie w okolicach Gryfina. Na poligonie we Władysławowie wypróbowywano supersoniczny pojazd V-7. W Łebie z kolei testowano konstrukcje przeciwlotniczych rakiet typu Rheintochter i Rheinbote. Były to już zupełnie dojrzałe i udane konstrukcje ze znakomitymi osiągami. Szczególnie interesującym jest Posłaniec Renu, który to sterowany radiem pocisk rakietowy był napędzany aż czterema członami dając mu zasięg teoretyczny 230 km i efektywny 160 km, zaś 40-kg głowica bojowa lecąc do celu osiągała prędkość rzędu 6000 km/h czyli ok. 1,7 km/s albo 5 Ma! Co więcej – jego pułap operacyjny sięgał 70.000 m! Pytanie: co mogło być celem tak wyrafinowanego technicznie i wściekle – jak na owe czasy – szybkiego pocisku rakietowego? Samoloty? To bez sensu, jako że ówczesne samoloty tłokowe osiągały prędkości poniżej 1 Ma. Samoloty odrzutowe zbliżały się do niej, ale też jej nie przekraczały.

Pocisk Rheintochter R-3

Tym niemniej istniał taki środek przenoszenia, wektor broni masowego rażenia, który mógł potencjalnie zaszkodzić Niemcom i nie tylko. Były to pociski rakietowe V-2 i ich wersje rozwojowe. Wygląda na to, że Niemcy pomyśleli zawczasu o systemie obrony przeciwbalistycznej i jednym z jej filarów miały być właśnie pociski Rheinbote Kto wie, czy planiści III Rzeszy nie chcieli opracować i wyprodukować pocisku, który byłby w stanie osiągnąć granicę 100-120 km – a zatem LEO! Dzisiaj są to Patrioty i systemy ASAT wypróbowane m.in. przy akcji zestrzelenia amerykańskiego satelity USA193/NROL-21, co miało miejsce w lutym bieżącego roku, ale czy tylko chodziło o pociski V? – a może chodziło także o UFO zwane przez amerykańskich lotników mianem foo-fighters? Znając kulisy pewnych machinacji wszystkich stron walczących w II Wojnie Światowej można się spodziewać niejednego dziwnego odkrycia…

Rakieta Rheintochter R-3 i pocisk V-2

Wracając do rakiet i sprawy polskiej Rosjanie najprawdopodobniej bali się, że na podstawie naszych Meteorów będzie można zbudować niezwykle skuteczne antyrakiety, które byłyby w stanie unieszkodliwić sowieckie ICBM lecące na Zachód. A to jest ten element gry w rakietowe szachy, którego Rosjanie boją się, jak diabeł święconej wody, albo i gorzej! Tzw. payload polskich rakiet był za niski, by wynieść w stratosferę ładunek nuklearny, ale już payload przeciwpocisku Rheinbote był wystarczający do wyekspediowania w górę małej głowicy jądrowej o mocy 0,3 do 300 kt TNT. A kto wie, czy właśnie nad takimi małymi ładunkami termojądrowymi nie pracował swego czasu słynny polski uczony gen. dyw. prof. dr hab. inż. Sylwester Kaliski, którego tajemnicza śmierć w 1978 roku pogrzebała albo poważnie opóźniła polski program badań plazmy i laserowej syntezy termojądrowej. W takim przypadku już w PRL mógłby powstać całkowicie polski system obrony przeciwrakietowej o całą klasę lepszy od sowieckiego i amerykańskiego! Oczywiście Bolszoj Brat zza wschodniej granicy nam to uniemożliwił, a i teraz drugi Big Brother na pewno nie dopuściłby do tego, byśmy mieli swój własny niezależny system obrony poza strukturami NATO i kuratelą USA. Dlatego powstaje amerykańska Tarcza Antyrakietowa.  
           

Pocisk balistyczny - a najprawdopodobniej antyrakieta Rheinbote

Jak dotąd na psioczyliśmy, z małymi wyjątkami, na instalację TA i plany budowy w Polsce trzech elektrowni jądrowych motywując to względami bezpieczeństwa militarnego, zagrożenia terrorystycznego i zagrożeń ekologicznych. A jednak mimo tego wszystkiego, ukazał się pewien dodatni aspekt tych wszystkich inwestycji, a mianowicie taki, że przecież istnieje pewnego rodzaju interakcja Nieznanych Obiektów Latających z ziemskimi technologiami nuklearnymi cywilnymi i wojskowymi, broniami rakietowo-jądrowymi oraz kosmicznymi. Tak to ująłem w liście do Krzysztofa Piechoty, Bronisława Rzepeckiego i Zygfryda Świerkowskiego:  

Ale w tym wszystkim jest jeden pozytywny aspekt, a mianowicie taki, że budowa TA spowoduje zainteresowanie ze strony UFO i Ufiastych. A zatem powinny pojawiać się meldunki o obserwacjach UFO z okolic Słupska oraz pogranicza ze ZBiR-em, wszak tam będą stawać jądrowe instalacje rosyjskie! Mamy unikalną okazję do zweryfikowania Raportu Duvalla i Raportu Hastingsa w sprawie koneksji UFO z ziemskimi instalacjami nuklearnymi, który właśnie przekładam, a którego pierwszy fragment jest już w Internecie na moim blogu. (List Klubu Kontaktów Kosmicznych nr 06/2008 z dn. 22.08.2008 r.)

Być może będzie to kolejna "fala UFO" porównywalna z tą z początków lat 80., kiedy to w Europie pachniało prochem, a oba supermocarstwa zaczynały swe wojskowe programy kosmiczne. Albo będzie to proces "pełzający" - tutaj jakaś obserwacja, tam jakieś CE. Osobiście obstawiam to drugie. Proszę nie zapominać o tym, że wprowadzając Amerykanów na swoje terytorium będziemy mieli również do czynienia ze zwiększoną aktywnością polskich i amerykańskich służb specjalnych, które muszą zabezpieczać operacyjnie bazy USA w Polsce. Ale z tym akurat ufolodzy sobie potrafią poradzić, mamy w końcu wieloletnie doświadczenia z Polskimi i radzieckimi służbami specjalnymi i jak dowiedli tego Bronisław Rzepecki i Krzysztof Piechota oraz inni członkowie KKK, informacje o UFO można było zbierać nawet w czasie rygorów stanu wojennego.

Wracając do służb amerykańskich należy liczyć się także z inwigilacją obywateli polskich i z użyciem przez nie miniaturowych UAV (samolotów zwiadowczych), które niejednokrotnie będą robiły za NOL-e. A zatem czeka nas fala doniesień o obserwacjach UFO, z których lwia część może właśnie ich dotyczyć. A zatem pozostało nam tylko czekać i objąć obserwacją te rejony kraju, których dotyczą wspomniane inwestycje... („UFO i Kosmos”)

Obym się mylił…

Ilustracje:
Archiwum R. Leśniakiewicza