poniedziałek, 12 listopada 2012

Sprawa "Kurska" - przypomnienie (1)



SPRAWA 022b/X -  Interterranie: K-141 zatonął


Ciężko mi o tym pisać. Żal ludzi, żal mi tych młodych chłopców, którzy zginęli w głębinach morza tak straszną, tak głupią i nikomu niepotrzebną śmiercią. Nikomu ofiara z ich młodego życia niczego nie przyniosła. Nie uratowała, nie nakarmiła, nie odziała nikogo. Pozostało po niej tylko kolejne OSTRZEŻENIE DLA LUDZKOŚCI...

W sierpniu 2000 roku było już niemal 10 lat po Zimnej Wojnie. Dała nam to odczuć nawet przyroda, która hojnie darzyła nas słonecznym ciepłem. Cały kontynent euroazjatycki i amerykański pławił się w strumieniach afrykańskiego i karaibskiego powietrza. Temperatury w Polsce sięgały +36oC. Tymczasem na chłodnym Morzu Barentsa zaczęły się...

...wielkie manewry Floty Północnej...

 ...w dniu 11 sierpnia 2000 roku, w których wzięło udział 7.800 marynarzy i 30 okrętów, tym flagowy lotniskowiec Admirał Kuzniecow, ciężki krążownik rakietowy Piotr Wielki i jeden z najnowocześniejszych okrętów podwodnych, atomowy krążownik podmorski K-141 Kursk. Celem manewrów było przede wszystkim pokazanie Amerykanom i reszcie świata, że Rosja jest nadal supermocarstwem i manewry te poprzedzają wielki come back rosyjskiej floty na wody Wszechoceanu. Rosyjscy admirałowie zapragnęli powrotu morskiej potęgi Związku Radzieckiego za czasów adm. Kuzniecowa i adm. Gorszkowa, którzy byli twórcami nowoczesnej Czerwonej Floty.

Czym właściwie był K-141 Kursk? Ten podwodny krążownik typu Oskar II/Antej, o wyporności 15.000 ton (na powierzchni) i długości dwóch samolotów Boeing 747 Jumbo Jet był supernowoczesnym okrętem podwodnym o napędzie nuklearnym, uzbrojonym w broń torpedową i rakietową, co zapewniło mu ponury przydomek „mordercy lotniskowców”, bowiem zbudowano go z myślą właśnie o walce z grupami uderzeniowymi lotniskowców amerykańskich. Realizację tego celu zapewniało mu uzbrojenie ofensywne, na które składały się 24 rakiety typu SS-N-19 Shipwreck/Granit o zasięgu 297 mil morskich (550 km), 18 standartowych torped 533 mm o zasięgu około 5,4 mili (9,9 km), które można wystrzelić z sześciorurowego aparatu torpedowego. Bronią defensywną tego typu okrętu podwodnego jest pancerz kadłuba sztywnego (wewnętrznego) gruby na 20-50 cm i trzymetrowy odstęp pomiędzy kadłubem sztywnym a lekkim, w której znajdują się zbiorniki i różne przyrządy. Ta konstrukcja pozwalała na zanurzenie się na głębokość 600 m, i to wcale nie jest kres jej możliwości!... Ogromna moc maszyn - 49.000 KM pozwalała na rozpędzenie tej masy stali do prędkości 16 kts na powierzchni i 32 kts pod wodą.

Sensacyjna legenda twierdzi, że do tego wszystkiego, K-141 był wyposażony dodatkowo w kawitacyjne rakieto-torpedy Szkwał 2 o kalibrze 650 mm, które   l e c ą   do celu z prędkością 200 kts - czyli ponad 370 km/h!... To nowa, bardzo groźna broń. Standardowe torpedy 533 mm  p ł y n ą  do celu z prędkością zaledwie 50-60 kts czyli 92,6-111,1 km/h. Takie torpedy stanowiłyby przełom w taktyce walki na morzu, bowiem właściwie nie byłoby przed nimi skutecznej obrony. Paski folii albo pęcherzyki powietrza (CM), czy torpedy-wabiki (MOSS) jakie stosuje się współcześnie, byłyby bezsilne w starciu z taką torpedą. 

Teoretycznie wychodzenie na ćwiczenia z uzbrojonymi torpedami jest zabronione, ale nie było czasu na ich wyładowanie i K-141 wyszedł w morze z kompletem bojowych torped i rakiet...

Fatalny dzień 12 sierpnia 2000 roku

Dzień wcześniej, K-141 dołączył do zespołu ćwiczących okrętów. Pogoda była stosunkowo dobra, nastroje załogi zresztą też. Nic nie zapowiadało tragicznych wydarzeń.

Feralnego dnia, o godzinie 08:51, dowódca okrętu komandor Giennadij Liaczin  zameldował gotowość do wykonania zadania. To był przedostatni komunikat z pokładu Kurska. Ostatni o około godziny 11 brzmiał: Awaria torpedy w wyrzutni! Co mamy robić? Sztab ćwiczeń nie zdążył odpowiedzieć, zaś radiostacja K-141 zamilkła na zawsze...

O godzinie 11:28.27 MSD (08h28m27s GMT) czujniki norweskich stacji sejsmicznych w Finnmark, Hedmark i na Spitzbergenie rejestrują podwodną eksplozję w rejonie Morza Barentsa i operowania K-141 Kursk, której energia odpowiada energii eksplozji 100 kg TNT. O godzinie 08h30m42s GMT stacje rejestrują kolejny wstrząs wybuchu, tym razem o mocy 3,5oR, co odpowiada energii eksplozji 2-10 t TNT!

Dramat rosyjskiego okrętu śledziły także sonary dwóch amerykańskich okrętów podwodnych: USS Memphis i USS Toledo, brytyjskiego okrętu podwodnego HMS Splendid oraz norweskiego nawodnego okrętu rozpoznania radioelektronicznego HMS Mariata, które kontrolowały poczynania rosyjskiego zespołu.

Do czego tam doszło? Najprawdopodobniej do eksplozji jednej z torped w rurze wyrzutni i co za tym idzie - pożar paliwa oraz eksplozji materiału wybuchowego w głowicach pozostałych 15 torped. To był ten drugi wybuch. Prawdopodobnie - bo wciąż nie mamy stuprocentowego potwierdzenia, które dopiero mogłoby dać podniesienie okrętu ze 108-metrowej głębi, doszło albo do rozszczelnienia całego kadłuba, albo wskutek niedomknięcia grodzi - do rozprzestrzenienia się fali uderzeniowej i gazów powstałych w wyniku pożaru w wyrzutni torpedowej po całym okręcie. Fakty pozostają bezlitosne - okręt poszedł na dno, ale część załogi wciąż jeszcze żyła i czekała na pomoc z powierzchni. To wiemy z zachowanego listu jednego z oficerów Kurska, którego fragmenty opublikowały rosyjskie media. 25 osób przeżyło straszliwy wybuch i powoli udusiło się i zatruło w stalowo-tytanowej trumnie leżącej pod 35-stopniowym przechyłem na dnie morza. Gdyby okręt stał na równej stępce - można by doń doczepić dzwon ratunkowy. To jednak było niemożliwe...

 Co tam się naprawdę wydarzyło, to jak na razie, to możemy tylko zgadywać. Wskutek złej pogody i ociężałości rosyjskiej administracji, wrak K-141 Kursk pozostaje wciąż na dnie Morza Barentsa i zostanie wydobyty nie wcześniej, niż w 2002 roku...



Kłamstwa nad wrakiem

Oczywiście nie od razu rosyjska marynarka wojenna przyznała się do straty K-141 Kursk. Najpierw powiedziano, że Kursk z przyczyn technicznych położył się na dnie i tam naprawia uszkodzenia.

Po dwóch dniach, kiedy Kursk nie odpowiadał na wezwania radiowe i akustyczne, a próby doczepienia dzwonu ratowniczego spaliły na panewce, zdecydowano się ujawnić część prawdy - K-141 leży na dnie, załoga najprawdopodobniej żyje, bowiem sonary bierne wychwytują jakieś dźwięki dobiegające z martwego kadłuba. Teraz wiemy, że admirałowie nie kłamali - żyła jeszcze 25-osobowa grupa załogantów Kurska, która najprawdopodobniej młotkami w poszycie wystukiwała wezwanie o pomoc... Ta pomoc nie mogła nadejść, bo Rosja nie dysponowała urządzeniami do ratownictwa podwodnego, jakimi rozporządzają niektóre marynarki wojenne NATO, np. Norwegii.

Obecność nowej broni i środków łączności szyfrowej, a nade wszystko rozkazów na pokładzie K-141 Kursk stały się najprawdopodobniej przyczyną, dla której Rosjanie  nie zdecydowali się wezwać na pomoc Brytyjczyków i Norwegów - którzy takową im oferowali. Zrobiono to dopiero później, na wskutek nacisku mediów i rodzin poległych marynarzy, a także światowej opinii publicznej. Wkrótce okazało się, że na pokładzie okrętu przeżyli ludzie, którzy beznadziejnie czekali na pomoc...

Ciekawe stanowisko reprezentuje tutaj ukraiński ufolog mieszkający na Krymie Anton A. Anfałow, który w liście z dnia 25 listopada 2002 roku, tak ustosunkowuje się do tragedii Kurska:

[...] Mogę cię zapewnić, że ze wszystkich rosyjskich ufologów znam to zagadnienie najlepiej. Zajmuję się tym zagadnieniem od pierwszej chwili, kiedy to w sierpniu 2000 roku usłyszałem w radio o katastrofie na Morzu Barentsa. Od tej chwili zacząłem zbierać wszystkie informacje na ten temat z książek, prasy, radia i TV oraz innych mediów. Zagadnienia związane z okrętami podwodnymi interesowały mnie od 1988 roku i wcześniej, kiedy to studiowałem wszelkie aspekty związane z siłami podwodnymi, badaniami i konstrukcjami, katastrofami, itd. itp.
zbadałem historię katastrofy >>Kurska<< ze wszelkimi szczegółami. Wniosek wypływający z tego jest jasny: żadne USO (czyli Obcy) nie mieli z tym nic wspólnego.
Pozostały zatem dwie wersje:
1.      Eksplozja starej i zepsutej torpedy, albo...
2.    Kolizja z amerykańskim SSN – najprawdopodobniej z USS >>Memphis<<, która spowodowała eksplozję.
Wiadomym   j e s t , że krótko po tym wydarzeniu, amerykański SSN (typu >>Los Angeles<<) został sfotografowany w norweskim doku – posiadam to satelitarne zdjęcie wykonane ze szpiegowskiego satelity GRU i opublikowane u nas...
Wersja nr 2 obfituje w próby zatarcia śladów i kłamstwa na międzynarodowym poziomie... [...]

Hmmm... brzmi to mocno, ale czy wiarygodnie? Tłumaczenie tragedii Kurska kolizją z amerykańskim okrętem podwodnym jest szczególnie na rękę rosyjskim admirałom, którzy w ten sposób zrzucają z siebie odium winy za bałagan panujący we flocie na osoby trzecie, co jest w sumie normalne i ludzkie. Prezydent Putin nie ma w zwyczaju patyczkować się z nikim i dlatego lepiej jest zrobić międzynarodowy skandal, niż samemu przyznać się do winy...   

Długa lista hipotez

Nie wszystkie okoliczności zatonięcia Kurska są jasne, wbrew temu, co twierdzi Anton Anfałow. Znaków zapytania wokół tej tragedii jest tyle, że do dziś dnia, mimo wielokrotnego nurkowania do wraka i przeczytaniu zapisków jednego z oficerów Kurska nie wiadomo, co zaszło tego fatalnego dnia na pokładzie tego okrętu. Lista możliwych zdarzeń jest długa i przedkładam ją poniżej:
v Kolizja z jednostką nawodną lub podwodną własną, USA lub NATO.
v  Atak jednostki podwodnej USA lub NATO.
v  Eksplozja własnych torped lub rakiet w wyniku kolizji z inną jednostką - w domyśle: z okrętem podwodnym USA lub NATO.
v Najechanie na minę z czasów II Wojny Światowej.
v Trafienie torpedą wystrzeloną z jakiegoś okrętu rosyjskiego - pomawiano o to krążownik rakietowy Piotr Wielki.
v Samoistna eksplozja własnych torped.
v Wybuch torpedy najnowszej generacji, która właśnie testowano na pokładzie Kurska.
v Rozszczelnienie się kadłuba w wyniku awarii technicznej i zalanie wnętrza okrętu.
v Błąd nawigacyjny i uderzenie o dno morza.
v Torpeda nie opuściła wyrzutni i eksplodowała.
v Zatrucie powietrza na pokładzie i utrata kontroli nad okrętem.
v Nieprzewidywalna seria awarii na pokładzie, która doprowadziła do utraty kontroli nad okrętem.

Wyróżnione białą czcionką hipotezy zakładają działanie jakiegoś czynnika zewnętrznego - dokładnie: atak/kolizja z okrętem podwodnym USA czy NATO. Takiej wersji trzymali się początkowo rosyjscy admirałowie. Coś takiego odpowiadałoby im, bowiem już raz w historii okręt podwodny K-219 zatonął wskutek kolizji z amerykańskim SSN, co pokazano na filmie „Hostile Waters” w reżyserii J. Watsona. To jest oczywiste, bo zdejmowało to odpowiedzialność z nich, a przerzucało na Amerykanów czy Brytyjczyków. Stało się to m.in. punktem wyjściowym do scenariusza jednego z odcinków (12 z III serii, pt. „Żelazna trumna”), sympatycznego zresztą, serialu amerykańskiego „JAG - Wojskowe Biuro Śledcze”, w którym jego reżyser Scott Brazil założył, że Kursk zatonął trafiony swoją własną torpedą typu Szkwał 2, która zawróciła do punktu wystrzelenia wskutek awarii oprogramowania naprowadzającego ją na cel komputera nawigacyjnego...

Trzecim wyjściem z impasu była kolizja z jakimś bliżej nieznanym obiektem podwodnym - czyli USO... I chociaż USO podobno nie istnieją - podobnie jak Syreny, Trytony i Podwodni Ludzie - to półoficjalnie mówiło się zupełnie serio właśnie o takiej możliwości! Mówiło się, że amerykańskie okręty podwodne - a przynajmniej jeden z nich - USS Memphis powrócił do swej bazy w Bergen z uszkodzeniami kadłuba. Inna plotka głosi, że znaleziono fragmenty relingu z HMS Splendid... Rosyjscy sonarzyści opowiadają, że udało im się namierzyć jakiś duży obiekt podwodny leżący na dnie w niedużej odległości od wraka Kurska... Ale nie jest to żaden okręt podwodny NATO, a zatem?... Czyżby to był statek Obcych, który śledził to, co się tam działo w czasie manewrów Rosyjskiej Floty? Proszę nie zapominać, że Obcy najprawdopodobniej śledzili tragedię RMS Titanic...

A zatem istnienie jakiejś...

CDN.