sobota, 26 stycznia 2013

Czy AL-DAMCAR to SZAMBALLA?




W latach 80. ubiegłego wieku, kiedy w Polsce powiały nowe wiatry i dzięki przemianom polityczno-ustrojowym otwieraliśmy się powoli na świat, miałem niezwykłe szczęście zetknąć się z opowieścią o tajemniczej miejscowości Damcar – na której zamieszkiwali arabscy mędrcy Średniowiecza i Odrodzenia. Pierwszą wzmiankę na jej temat znalazłem w pracy jednego z polskich historyków, która to praca traktowała o alchemii i jej implikacjach naukowych, historycznych, kulturowych, i innych.  Interesujący nas fragment brzmi tak:

Mistycyzm najzupełniej wyraził się w ruchu różokrzyżowców. Różokrzyżowcy pojawili się w 1614 roku, w Kassel w Niemczech w czasie wojen religijnych. Działalność ich zapoczątkowało ukazanie się anonimowych pism skierowanych do uczonych i władców ówczesnego świata. Głośne stało się zwłaszcza dzieło zatytułowane „Fama Fraternitatis, albo Odkrycie najchwalebniejszego Zakonu Różanego Krzyża”, opisujące losy tajemniczej postaci, określanej inicjałami C.R.C.

Owym tajemniczym człowiekiem miał być pewien Holender, urodzony w 1378 roku, który jako młody chłopiec wyjechał na Wschód, gdzie w Damaszku studiował mądrości starożytnych. Odwiedził on również tajemnicze miasto Damcar w Arabii, gdzie został wtajemniczony w najwyższe arkana wiedzy hermetycznej i otrzymał „Księgę M” objaśniającą wszystkie tajemnice bytu.

C.R.C. powrócił do Europy, założył Zakon Róży i Krzyża. Składał się z 8 członków, którzy zaprzysięgli celibat i tajemnicę swej działalności. Wiek jednak minął, wobec czego zakon postanowił zwerbować nowych członków, tym bardziej, że istniała pilna potrzeba zreformowania świata i odrodzenia ludzi...

W następnym, 1615 roku ukazała się dalsza część wyżej wspomnianego „dzieła”. Utwór ów – „Confessio Fraternitatis, albo Wiadomości o Wielebnym Stowarzyszeniu Czcigodnego Różanego Krzyża” – ostrzegał, że różokrzyżowcy są o krok od opanowania Europy i przebudowania jej na obraz Damcaru mądrych Arabów.

Wreszcie w 1616 roku ukazało się „Chemiczne Wesele Christiana Rosenkreutzera, Anno 1459”. Po raz pierwszy też zostało wymienione nazwisko owego domniemanego Holendra i rozszyfrowany jego łaciński odpowiednik: Christianus Roseae Crucis – C.R.C. [...]

Wymienione trzy dzieła sprawiły, że o różokrzyżowcach zaczęto mówić. Przystąpiono również do zwalczania ich, choć – na dobrą sprawę – nikt nie wiedział, czy istnieją i o co właściwie im chodzi, poza dość mglistą zapowiedzią „reformowania świata”. Przeto pojawili się i obrońcy. Gorąco bronił ich alchemik niemiecki Michael Maier (1568-1622), angielski alchemik i mistyk – Thomas Vaughan (?-1666), zaś astrolog angielski – John Heydon opisał nawet swe odwiedziny w podziemnym zamku różokrzyżowców w zachodniej Anglii oraz podróż do złotej siedziby ich zakonu na jakiejś wyspie na Morzu Arabskim. [...]

Różokrzyżowcami byli m.in. Saint Germain vel kawaler Saint-Galt, hr. Alessandro Cagliostro vel Giuseppe Balsamo oraz słynny uwodziciel kobiet, a zarazem alchemik i czarodziej Giacomo Casanova.(=> Z. Zwoźniak – „Alchemia”, Warszawa 1978)



Dalekie echa tych rojeń (czy tylko) można znaleźć na stronach powieści sensacyjnych Antala Szerba (1901-1945), Zbigniewa Nienackiego (1929-1994) i Umberto Eco, którzy z detalami opisali tajemnicze groby, zamki i cuda dokonywane przez różokrzyżowców żyjących co najmniej 120 lat i względnie nieśmiertelnych – dzięki możliwości zapadania w hibernacyjny sen wydłużający wielokrotnie życie! A także (a juści!) o ich skarbach, oczywiście nieprzebranych... (=> A. Szerb – „Legenda Pendragonów”, Warszawa 1987; Zb. Nienacki – „Pan Samochodzik i tajemnica tajemnic”, Warszawa 1975, sfilmowana w koprodukcji polsko-czechosłowackiej w 1988 roku, w reżyserii Kazimierza Tarnasa oraz U. Eco – „Wahadło Foucaulta”, Warszawa 1993) Nie wiadomo, kim naprawdę był ten Różokrzyżowiec – C.R.C. – być może nie było go wcale, a jego nazwisko powstało od słów: Chrześcijański Różany Krzyż – Christiani Roseae Crucis. Wspomniany tutaj Antal Szerb pisze o pierwszym Różokrzyżowcu, iż był to: lekarz-cudotwórca i alchemik, który według „Fama Fraternitatis...” przywiózł z Arabii ze sobą wszelkie mądrości Tajemniczego Grodu, gdzie żyli mędrcy arabscy. Chodziło – rzecz jasna – o Al-Damcar. Jedno jest pewne, że autorem tych różokrzyżowskich traktatów jest niemiecki teolog i ezoteryk, luterański pastor Johann Valentin Andreä (1587-1654) oraz jego ludzie. 

Powołani autorzy oczywiście zajmowali się oni tylko i wyłącznie sensacyjno-przygodową stroną istnienia stowarzyszeń różokrzyżowskich, które – jak pisze Jacek Golędzinowski – opuściły scenę dziejów równie nagły i tajemniczy, w jaki się na niej pojawiły. Wprawdzie – pisze on – działają jeszcze ośrodki ruchu w Anglii i Stanach Zjednoczonych, ale nie towarzyszy im zainteresowanie opinii publicznej w stopniu znanym w przeszłości. (=> J. Golędzinowski – „Jawne historie tajemnych stowarzyszeń”, Łódź 1990) Nie jest to zupełnie ścisłe, bowiem część różokrzyżowskich ansamblei ujawniła swą działalność pod koniec XX wieku – jak np. AMORC, natomiast w dalszym ciągu ponoć tajne są ansamlee należące do tzw. Perskiego Różokrzyża. Ujawnienie się jest związane z – jak to oświadczają – dalszym prowadzeniem prac nad doskonaleniem człowieka i Ludzkości.



Różokrzyżowcy wydają się być strażnikami nie tyle skarbów – o co podejrzewa ich m.in. Umberto Eco, który utożsamia ich z Templariuszami, którzy to po pogromie urządzonym im przez króla Francji Filipa IV Pięknego (1268-1314), jego chciwych ministrów Marigny’ego i Nogareta oraz awiniońskiego papieża Klemensa V (?-1314), po 1307 roku zeszli do podziemia i założyli Zakon Różokrzyżowców – ale tajemnej tradycji, Starożytnej Mądrości i Sekretnej Doktryny, co chociażby widać czarno na białym w opracowaniach ich dotyczących oraz krążących w Internecie.

Czym była i jest ta Starożytna Mądrość Różokrzyżowców? To, co głosili członkowie Bractwa musiało być wywrotowe i powodowało spore zamieszanie, bo  Różokrzyżowców obawiano się jeszcze bardziej, niż masonerii. I problem w tym, że nikt za bardzo nie wiedział, gdzie ich szukać... Sir Brinsley Le Poer-Trench w swych pracach twierdzi, że mądrość ta jest niczym innym, jak wiedzą z Atlantydy, którą Wielcy Wtajemniczeni przekazywali z pokolenia na pokolenie. (=> B. Le Poer-Trench – „Operation Earth”, „Men Among Mankind” i „In My Soul I Am Free”) Osobiście jestem tego samego zdania, z tym jednak, że wiedza ta jest wypatrzona, wykoślawiona, przeładowana symboliką i całkowicie niezrozumiała nawet dla nich samych. Przekazywano ją na tej samej zasadzie, jak przekazuje swą gnozę każda religia, w której po pewnym czasie rytuały i symbolika przesłania sens i treść antycznej czy nawet pra-antycznej wiedzy. Nie ma się czemu dziwić, wszak od czasu zalania wysp Imperium Atlantydzkiego przez wody Atlantyku upłynęło 12.000 lat! – no, a historia Ludzkości też nie sprzyjała przekazywaniu resztek tej wiedzy, że wspomnę tylko prześladowania i represje ze strony Kościoła rzymsko-katolickiego i Inkwizycji. (=> M. Baigent & R. Leigh – „Eliksir i kamień”, Warszawa 1998) W takim kontekście, ów mityczny Al-Damcar jawi się jako azyl Ostatecznej Mądrości w morzu ciemnoty i fanatyzmu religijnego. De facto ów tajemniczy Damcar to zbitka dwóch nazw miast: Damaszku i Kairu = DAMascus + CAiRo, w których przebywał i studiował C.R.C.



 Pierwszy Różokrzyżowiec być może przebywał w tych centrach arabskiej (a w przypadku Kairu także i egipskiej) wiedzy i religii, skąd przywiózł do Europy tamtejszą wiedzę medyczną, astrologiczną, astronomiczną, chemiczną, farmaceutyczną, alchemiczną, itd. itp. Wszak w tych czasach, to właśnie Wschód przodował w tych naukach, że wspomnę tylko Hermesa Trismegistosa (2700 p.n.e.), Osthanesa (500 p.n.e), Ptolomeusza II Philadelphosa (285-246 p.n.e.), Marię Prophetissę alias Marię  Żydówkę (I w p.n.e.), Bolosa-Demokryta alias Pseudo-Demokryta, Komanosa – którzy byli związani z Egiptem, a od VII w n.e. inicjatywę w rozwoju alchemii i nauk pokrewnych przejmują Arabowie: Dżabir ibn-Hajjan vel Geber (760-815), Muhammed ibn-Zakarijael-Razi alias Rhazes (850-925) – to ten właśnie, który oświadczył, ze zna doskonały sposób na robienie złota i został... lekarzem! I dalej: Abu Ali al-Hussajn Ben Abdullah ibn-Sina znany jako Avicenna (980-1037), Abu Dżafar ibn-Tofail i inni. Nie zapominajmy, że sama nazwa alchemia znaczy tylko tyle, co al-Khemeja – z krainy Khem – z Egiptu...

Trzecim ośrodkiem nauk tajemnych była Persja (dziś Irak) i jej „miasta akademickie”: Jundishapur i oczywiście Bagdad. Rzecz jasna C.R.C. nie mógł ich spotkać osobiście, ale mógł zapoznać się (i zapewne zapoznał) z ich pismami, które znajdowały się w arabskich bibliotekach. To właśnie dlatego C.R.C znany jest przede wszystkim jako lekarz. NB, innym słynnym lekarzem stosującym metody leczenia z medycyny arabskiej był Michel de Nostredame z Salon zwany Nostradamusem (1503-1566), znany przede wszystkim ze swych przepowiedni losów Francji, Europy i świata. Arabskie metody leczenia i lekarstwa były znacznie lepsze i skuteczniejsze od europejskich, stąd – jako pogańskie – znajdowały się pod specjalnym nadzorem funkcjonariuszy Świętej Inkwizycji...

 Wspomniany tutaj Jacek Golędzinowski pisze w zakończeniu rozdziału poświęconego różokrzyżowcom, że:
...Powiada się, że autentyczni, oryginalni różokrzyżowcy wyemigrowali do ... Indii (!) zamieniając protestantyzm na buddyzm. Pogląd ten nie wydaje się uzasadniony, bowiem materialne świadectwa działalności Bractwa nie sięgają dalej, niż na wyspę Mauritius. Mistrzowie róży i krzyża najprawdopodobniej stopili się z ruchem wolnomularskim albo też zapadli w sen na kolejne sto lat...
Nie sądzę, by była to prawda. Faktem niezbitym jest obecność ansamblei różokrzyżowskiej na Mauritiusie już od roku 1736, jednakże niewiele wiadomo o jej działalności poza tym, że włączono do niej także kobiety, a jedna z nich Leonia Constantia była Kapłanką Claremont i Mistrzynią Loży. Kolegium to znane jest ze swej działalności od 1794 roku. (=> http://www.S.R.I.A.ChristianRosecreuz.htm) Wyspa Mauritius znajduje się na Oceanie Indyjskim, mniej-więcej gdzieś w połowie drogi pomiędzy Afryką a Indiami. Wyspa została odkryta przez Portugalczyków w 1505 roku. Skolonizowana została przez Holendrów w 1638 i nazwana imieniem księcia Maurice de Nassau. Francuzi kontrolowali wyspę podczas XVIII wieku i zmienili jej nazwę na Ile de France. Wyspa została odebrana przez Brytyjczyków w 1814 i przywrócono jej dawną nazwę. Czyżby więc legendarnym al-Damcarem był właśnie Mauritius? Być może, ale nie wytrzymuje to krytyki, natomiast...



Wzmianka o Indiach i konwersji na buddyzm brzmi w tym kontekście bardzo prawdopodobnie, bowiem Różokrzyżowcy poszukiwali także źródeł wszelkiej Wiedzy Dawnej a Tajemnej, a ta ostatnia znajdowała się (wedle ich wiedzy) zawsze na Wschodzie – także w Indiach, Tybecie i Mongolii. Jeżeli więc Wielcy Mistrzowie dowiedzieli się – a na pewno się dowiedzieli – od podróżników i mistyków w rodzaju Mikołaja Roericha (1874-1947) i jego syna Georgija, Mikołaja Notowicza, śri Svami Abhedananda (1866-1939) czy Ferdynanda Antoniego Ossendowskiego (1878-1945), itd. o istnieniu krainy mędrców zwanej Szamballą – Aghartą, to doszli do wniosku, że to właśnie jest ów al-Damcar – kraina Mędrców ze Wschodu, w której przebywały takie postacie historyczne, jak Paspa, książę Siddartha Guatama vel Siakyamuni zwany Buddą (566-486 p.n.e.), sułtan Zahir ud-din Muhammad alias Baber (1483-1530) i Issa (Jezus) z Nazaretu zwany Chrystusem i inni... (=> „Nieznane życie Jezusa”, Zakopane 1993; F. A. Ossendowski – „Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów”, Poznań 1930) A zatem trop wiedzie może nie tyle do Indii, ale do Azji Środkowej w ogóle – od Śri Lanki do Mongolii i od Chin do Afganistanu. To tam bije źródło wiedzy dawnej, wielkiej i zagadkowej, a pochodzącej być może ze świata, którego już nie ma...

Czyż jest to przypadek, że właśnie tam hitlerowscy uczeni prowadzili dziwne poszukiwania wszelkich informacji na temat podziemnego świata Agharti i tajemniczych broni hinduskiej Starożytności? Nie, to nie przypadek. Hitlerowskie kierownictwo doskonale zdawało sobie sprawę z tego, że takie bronie istniały kiedyś na tej planecie (chociażby z poematów „Mahabharata” i „Ramayana”) i gorączkowo poszukiwało każdej wskazówki, każdego strzępu informacji, który wskazałby drogę do możliwości jej ponownego wyprodukowania i użycia. To pewnik. Czy po to samo – starożytną wiedzę i mądrość cywilizacji z czasów Atomowych Wojen Bogów (a tak naprawdę tylko ludzi wyposażonych w nieprawdopodobne możliwości techniczne przerastających możliwości zrozumienia ludzi z XIX i XX stulecia) – udali się także Wielcy Mistrzowie Zakonu Różokrzyżowego? Kto wie, czy to nie oni nie dopuścili uczonych spod znaku swastyki oraz sierpa i młota do tych źródeł wiedząc, czym jest brunatny i czerwony totalitaryzm i to, że historia powtarza się tyle razy, ile tylko może. (=> Al. Mora – „Atomowe wojny bogów”, w „Kamenie”, Lublin 1979/80; M. Jesenský – „Bogowie atomowych wojen” Ústi nad Labem 1998) Wydaje mi się, że jest to jedno, jedyne logiczne wyjaśnienie ich exodusu do Indii i zmiany wyznawanej religii. I tylko pozostaje pytanie: czy znaleźli oni tam swój Damcar i źródło wiedzy – Dawnej Wiedzy, którego tak poszukiwali? I co z nią zrobią – czy zachowają ją dla siebie i ku doskonalenia Ludzkości, czy też porzucą ją na zawsze wiedząc, że może ona wyrządzić Ludzkości więcej szkód, niż pożytku? Oto jest zagadka historyczna na miarę naszej epoki.

* * *

Zagadka ta jest nadal nie rozwiązana, chociaż…

Pojawiło się pewne światełko w tunelu i zamierzam nim podążyć. Jest nim stwierdzenie i udowodnienie faktu przebywania Templariuszy u naszych południowych sąsiadów. Rycerze Świątyni Salomona zamieszkiwali Słowację – wtedy Górne Węgry – i byli na żołdzie królów węgierskich. Budowali swe komandorie i klasztory nieopodal granic Polski – te niewiele się zmieniły od XII wieku i zapewne wpływy Templariuszy mogły sięgnąć także Krakowa… I to właśnie tam – w ruinach słowackich hradów i dokumentach pozostałych po Czerwonych Mnichach ze słowackich podań i legend – należałoby szukać wskazówek co do rozwiązania wielu zagadek związanych z Templariuszami i tajnymi stowarzyszeniami, które powstały na bazie ich zakonu, a które przechowywały dawną wiedzę uzyskaną przez nich na Wschodzie.



Te badania już trwają, i bez względu na ich rezultat, i tak wydarliśmy kolejną tajemnicę historii i udało się nam ją przedstawić publiczności – mowa o potwierdzeniu pobytu Rycerzy Świątyni na Słowacji – a że te historie są ze sobą powiązane jak liny jedna z drugą, to sądzę, że gdzieś wśród słowackich kopców znajduje się niejedna informacja na interesujące nas tematy i przed nami jest jeszcze niejedno odkrycie…