wtorek, 12 lutego 2013

POLSKIE SZLAKI ŚWIĘTEGO GRAALA




Wiktoria Leśniakiewicz


Jedna z największych zagadek historycznych, jeden z najważniejszych artefaktów chrześcijaństwa, poszukiwany już od dwóch tysięcy lat – święty Graal. Kielich czy czara, z której – jak chce tradycja i legenda – pił w czasie swej Ostatniej Wieczerzy sam Jezus Chrystus Nazarejczyk, zaś po Jego męczeńskiej śmierci zebrano do niej Jego krew, którą wytoczyła z Jego boku włócznia rzymskiego legionisty Longinusa.

Nie będę tutaj omawiać wszystkich wędrówek świętego Graala – opisano je już wielokrotnie. Skupię się tylko na domniemanym(?) polskim i środkowoeuropejskim śladzie tej pamiątki po Jezusie i postaram się wykazać, że losy tego niezwykłego kielicha związane są także z losami Polski i kilku innych krajów Europy Środkowej. Robota prawie dla Pana Samochodzika.

Czym jest święty Graal? Gdzie go szukać? Z jakiego materiału był wykonany? Z jakiego naczynia pił Jezus w ostatni wieczór swego ziemskiego żywota? Zapewne trudno dziś po dwóch tysiącach lat dać precyzyjna odpowiedź, ale problem ten wciąż spędza sen z powiek niejednego duchownego, łowcy sensacji i przygód. Jedni widzą go we Francji, inni w Hiszpanii. Mnie losy Graala też zaprzątają głowę, tym bardziej, że jak się wydaje – ta święta relikwia była w posiadaniu i naszych władców.

Ale powróćmy do źródeł.

Ostatnia wieczerza. Jeden z najważniejszych wieczorów dla chrześcijan, bo oto trzynaście osób zebranych w sali spotyka się jak zwykle, ale jak to się miało zaraz okazać, to nie był zwykły wieczór. Był on pełen niezwykłych, zagadkowych zachowań i wypowiedzi Mistrza. Nie wszyscy do końca rozumieją wagę wypowiadanych słów. Narasta niewytłumaczalne wręcz napięcie. Piją ze wspólnego kielicha wino podawane przez Nauczyciela, jedzą chleb. Judasz nerwowo – niemal wyproszony przez Jezusa, czy też przyśpieszany – opuszcza Wieczernik. Potem w opustoszałej sali służący w milczeniu uprzątają resztki jedzenia, pieczołowicie wynoszą naczynia, zapewne są to drogie, gustowne, na najwyższym snycersko-jubilerskim poziomie. Dlatego właśnie, że były one przygotowane dla Jezusa, wszak był On najwyższym autorytetem w tym gronie. I tutaj myli się Steven Spielberg w filmie „Indiana Jones i ostatnia krucjata” każąc Jezusowi pić ze zwykłego kubka. I jeszcze jedno – był to jedyny dom patrycjuszy rzymskich, a z takiej to rodziny wywodził się jeden z Ewangelistów – św. Marek – który odważył się przyjmować Jezusa i Jego uczniów!

A potem machina śmierci nieodwołalnie ruszyła.

Przywołajmy obrazy z ostatniej drogi ziemskiego bytowania Jezusa. Kto jest Mu wierny do końca? Jego uczniowie? – poszli w rozsypkę, a najwierniejszy z nich trzykrotnie się Go zaparł. Wierne Mu były tylko kobiety. 

To kobiety mają odwagę podejść do Niego z dzbanem wody, ocierają pot z umęczonej twarzy i trwają do samego końca pod krzyżem. Jeden z rzymskich żołnierzy podaje Mu na włóczni gąbkę umaczaną w occie winnym lub kwaśnym winie, a może właśnie ten płyn nie był w dzbanie, ale w kielichu – który miała przy sobie Magdalena i właśnie do niego pieczołowicie zbierała  wybroczyny z otwartego boku swego ukochanego? Później kielich z Jego krwią zaniosła do dostatniego domu Marka, do Wieczernika, który stał się zapewne sanktuarium dla miotanych wyrzutami sumienia, jeszcze do niedawna najwierniejszych przyjaciół Mistrza? I co dalej?

Dalej – natchnieni przez Jezusa – idą i nauczają wszystkie narody. Idzie i Marek. Na drogę zabiera najświętszą relikwię jako swój amulet – talizman. To on, a nie Józef z Arymatei, jak głosi legenda Graala. W swych misyjnych wędrówkach dotarł do Hiszpanii, tam też – jak mówi saragoska legenda – spotkał się z Marią, a fakt ten upamiętnia jeden z filarów tamtejszej katedry. Saragossa, to ówczesne miasto niemalże graniczne pomiędzy Kalifatem Kordobańskim a Królestwem Franków. Tereny te w wyniku wojny rozpoczętej w 795 roku (trwającej z przerwami niemal 15 lat) przesunęły granicę państwa karolińskiego aż po góry i dolny bieg rzeki Ebro. Stąd też prawdopodobnie król Karol Wielki (742-814) zabrał świętą relikwię i umieścił ją w Akwizgranie (Aix la Chapelle - dziś Aachen), zapewne w kaplicy pałacowej wzniesionych według wzorów raweńskich. Pamiętajmy, że miasto to po traktacie z Verdun (817 r.) w 888 roku wchodzi w skład Królestwa Wschodniofrankijskiego. W roku 995 młody cesarz Otton III (980-1002) przejął władzę z rąk regentki Adelajdy. Wychowany w kulcie Imperium Rzymskiego i Cesarstwa Ottońskiego – jego idolem jest Karol Wielki – marzy o uniwersalnym imperium, które obejmowałoby również Bizancjum. Niemcy, Galia i Słowiańszczyzna posiadałyby równe prawa, najwyższa władza –tak cesarska, w więc i świecka, jak i duchowna miałaby należeć do cesarza, zaś papież miałby być tylko konsultantem w dziedzinie duchowej. Otton realizował swój plan obsadzając to stanowisko oddanymi sobie bez reszty ludźmi Kościoła: Grzegorzem V (972-999) i Sylwestrem II (945-1003).

Tymczasem Bizancjum zazdrośnie patrzyło na poczynania Zachodu, tracąc wpływy we Włoszech (bizantyjski ślad w sprawie Graala, to temat na kolejny sążnisty artykuł – sic!), burzyli się też hierarchowie w Rzeszy, czarę goryczy przelał sam cesarz w pamiętnym roku 1000, kiedy to przybył do Gniezna, aby agitować Bolesława I Chrobrego (967-1025) do (jakbyśmy to dzisiaj rzekli) wspólnej Europy. Pono widział go jako najbliższego współpracownika i następcę. O tym najlepiej świadczą więzy, jakie zaciągnęli: Otton został ojcem chrzestnym trzeciego syna Bolesława, zaś jego syn – Mieszko – miał poślubić i poślubił siostrzenicę cesarza Rychezę (Ryksa, Ryxa, ?-1063) – czegóż chcieć więcej? No i prezenty przywiózł na miarę cesarsko-papieskiej godności, a mianowicie: gwóźdź z krzyża Pańskiego, replikę włóczni św. Maurycego – to powszechnie wiadomo. Chrobry otrzymał prawdopodobnie tron Karola Wielkiego. Istnieją domniemania, że był on obecny w Akwizgranie, gdy Otton otwierał grób Karola Wielkiego. Wtedy to oprócz starej opończy pozbawił Karola także i tronu, oraz...  św. Graala, którego być może – ten prekursor zjednoczonej Europy – od 814 roku dzierżył w zetlałych, cesarskich dłoniach.

Czym ujął Ottona Chrobry, że Otton obdarzył go taką atencją? Dziwne jest to, że dwa pierwsze podarki wryły się w pamięć potomnych, a dwa jakże spektakularne są objęte zmową czy też pieczęcią milczenia... Czyżby Gniezno przygotowywane było na... stolicę przyszłego cesarstwa? Stąd tak szybka kanonizacja w 999 roku św. Wojciecha (955-997) oraz zwolnienie z obowiązku płacenia trybutu biskupstwa w Gnieźnie, dalej w Kołobrzegu i Wrocławiu – czy to nie za wiele, jak na kraj o zaledwie 34-letnim stażu chrześcijańskim???
Zastanawia mnie szybka śmierć Ottona III. Umiera on w wieku 21 lat – tylko 21! To młody wiek nawet jak na tamte czasy. Komuś musiał on potężnie zajść za skórę. Na pewno możnowładcom niemieckim, którym nie podobał się pomysł przesunięcia politycznego centrum z Akwizgranu do Gniezna i pokojowy podbój słowiańskich ziem. Nie podobał się na pewno Kościołowi, w którym Otton III chciał mieć i miał głos decydujący o wyborze namiestników Piotrowych... 

Tak rozpoczyna się „polski ślad” św. Graala.

Około lat 1036-40 Polska targana wewnętrznymi niepokojami dobita została przez najazd czeskiego księcia Brzetysława (1012-1055). Brzetysławowi śniła się praska metropolia, więc uprowadził relikwie swego świętego rodaka, natomiast pozostałych relikwii (łatwiejszych do ukrycia) nie zdołał zabrać. Kielich jak i gwóźdź prawdopodobnie podczas przymusowej emigracji Mieszko II Lambert (990-1034) zdeponował w Krakowie (lub w Tyńcu). Może właśnie dlatego synowi Mieszka II – Kazimierzowi I Odnowicielowi (1016-1058) tak bardzo zależało na tym, by Kraków stał się stolicą arcybiskupstwa, zaś syn jego – Bolesław II Śmiały zwany Szczodrym (1040-1081) – przenosi stolicę z Gniezna właśnie tu, do Krakowa. Zauważmy, jak szala politycznego znaczenia Wielkopolski, która jak by na to nie patrzył stanowiła jądro państwowości polskiej, chyli się ku upadkowi na korzyść Krakowa – grodu leżącego przy południowych granicach kraju.

Znany jest nam spór Bolesława II Śmiałego z purpuratem krakowskim Stanisławem Szczepanowskim (1030-1079) – dość, że po jego spektakularnej śmierci Bolesław Śmiały musiał uchodzić na Węgry, gdzie zmarł (być może w karynckim klasztorze w Osjaku) w niewyjaśnionych do dziś dnia okolicznościach. Ale po drodze na Węgry jeszcze jest Słowacja, a tam...

Następny ślad znalazłam w książce dr Miloša Jesenský’ego pt. „Dva mĕsice ve Středovĕku” (Ústi nad Labem 1999), który pisze tak:
W czasie moich poszukiwań miejsca ukrycia tego świętego przedmiotu zwiedziłem cały obszar dawnej Słowacji. Pozwólcie zatem, bym was zaprosił na miejsce, gdzie onegdaj wznosił się dumny zamek Maginhrad, który kiedyś znajdował się na terenie byłego Gemerskiego Żupaństwa, na północ od Rimavskiej Soboty, we wsi Dolny (Niżny) Skalnik, w romantycznej dolinie rzeki Dolnej Rimavy. Jego resztki są tak niepozorne, jak jego historia. Został on zbudowany przez husyckiego wodza Macina, walczącego pod herbem Kielicha (!!!) na Słowacji, który został zdobyty po krwawych walkach przez wojska węgierskiego króla Macieja I Korwina (1440-1490), dowodzone przez kapitana Rozgonia. Po następnej porażce braciszków na ziemiach Słowacji sformował on elitarne jednostki wojskowe, nazywane dzięki jednolitej barwy mundurów „czarnymi pułkami”.
Maginhrad od tego czasu kompletnie opustoszał. Tam, gdzie kiedyś słychać było szczęk oręża i nawoływanie się straży na murach, pozostał tylko melancholijny nastrój na miejscu, gdzie stał zamek i pochowano przeszłość. Maginhrad został rozebrany doszczętnie przez wojska Korwina i pozostały po nim jedynie podziemia, do których też nie ma dostępu.

Wbrew temu wszystkiemu, Maginhrad – jak sądzę – stanowi jeden z możliwych kluczy do rozwiązania tajemnicy św. Graala. Starodawna legenda mówi o grupie 12 rycerzy, który w podziemiu przechowywali przenajświętszy kielich pełen Chrystusowej krwi, która w nim wrze i kipi, zaś ich twarze oświetla nieziemskie światło.

Legenda mówi, że już od długich stuleci, z roku na rok, w dniu Wniebowstąpienia do zamkowych sieni Maginhradu schodzą się rycerze, by pokrzepić się krwią Jezusa, kiedy przez chwilę w kielichu przestaje wrzeć, co ma być dla nich znakiem, że mają obnażyć swe zardzewiałe miecze i wyjść z podziemi. Nawiązanie do legendy o strażnikach Graala jest tutaj zupełnie czytelne, ale usiłowanie dojścia do konkretnego zakończenia nie ma końca...
Jedno, co jest pewnym w tej historii – jak twierdzi dr Jesenský - to to, że zamek został przez wojska dokładnie   r o z e b r a n y   - nie zburzony, nie spalony – a właśnie rozebrany co do jednej cegły. Czego szukali tam żołnierze kalikstynów? Skarbów? A może tylko jednego – ich totemu herbowego (calix to po łacinie tyle, co kielich), czyli kielicha św. Graala??? NB, zamek Maginhrad leżał dokładnie na tym samym południku, co Kraków – na drodze z Polski na Węgry i dalej do Austrii.

Dr Jesenský, z którym spotkałam się w kwietniu 2003 roku, postawił jeszcze jedną hipotezę, a mianowicie: św. Graal został przywieziony na Słowację przez Templariuszy, którzy mieli tam swe komandorie.

Powróćmy jednak do mojej teorii.

Co brano ze sobą na długą i niewiadomą drogę? Ano relikwiarze podróżne. A jakaż inna relikwia mogła mieć większą moc, niż św. Graal? Uwozi go więc ze sobą Bolesław. Nienawidzący go kler już postarał się, by wieść o podwójnym świętokradztwie szeroko się rozeszła wśród „prawowiernych” chrześcijan. Dla syna Bolesława Śmiałego – Mieszka – takim „listem żelaznym” w czasie powrotu do kraju mógł być wwieziony św. Graal, co też chłopak uczynił, jednak rychło po powrocie w 1089 roku zmarł – jak pisze o tym Gall Anonim w 1116 roku, rzetelny skądinąd kronikarz – że: Zmarnowali chłopaka wielkich zdolności...Możemy się tylko domyślać, kim byli ci marnotrawcy i zabójcy członka rodziny królewskiej. Relikwia wróciła, ale nienawiść pozostała.

Mijały wieki i relikwią w wielkiej tajemnicy opiekowali się krakowscy purpuraci. Krajem naszym w latach 1434-1444 de facto rządzi biskup krakowski (w imieniu nieletniego króla Władysława III Warneńczyka (1424-1444[?]) – późniejszego króla Polski i Węgier) Zbigniew Oleśnicki (1389-1455). Znany on jest z ostrej polityki w stosunku do husytyzmu. Z jego to inicjatywy (na prośbę legata papieskiego Caesariniego) król polski zmuszony został do haniebnego złamania Traktatu Szegedyńskiego z czerwca 1444 i wyprawy przeciwko Turkom. 

Poszedł na wyprawę – jak to później mówiono – „ostatni krzyżowiec Europy”, obdarzony błogosławieństwem dumnego Oleśnickiego i Najświętszą relikwią, której sam blask i świętość miała porazić pogan spod znaku Półksiężyca. Poraziła, i owszem, ale flotę wenecką i polsko-węgierską armię dowodzoną przez Jánosa Korvina Hunyadego (1385-1456). Zdrada i wiarołomstwo się nie opłaciły. Faktem jest, że Władysław III z pola bitwy nie powrócił. Faktem jest też, że jego ciała na pobojowisku nigdy nie znaleziono – jest to jeszcze jedna z największych tajemnic polskiej historii.

Wzięty do niewoli z tak wielką relikwią proroka Issy (lub Iszy – dla muzułmanów Jezus jest jednym z największych proroków) przeszmuglowany został do Ziemi Świętej, do Grobu Pańskiego – a niech giaurzy (niewierni) patrzą i płacą za możność jego oglądania (dziś nikogo nie dziwi taki proceder). Europa, a zwłaszcza ci, którzy go opuścili na polu strasznej bitwy pod Warną – 10 listopada 1444 roku – długo jeszcze rozpowszechniali wieści – najprawdziwsze zresztą – że król ocalał z pogromu. Nie powrócił, bo dosyć miał „wodzenia się za nos” przez kler, Elżbiecie (wdowie po Albrechcie) i panom polskim. Zauważmy jedno, że po 1444 roku w Polsce zaczyna narastać samowola szlachecka i mimo spektakularnych zwycięstw Rzeczpospolita dochodzi do apogeum swej potęgi za króla Zygmunta I Starego (1467-1548), by potem już tylko staczać się w dół... – ku anarchii, przekleństwu liberum veto, rozbiorom (pierwszy w 1772 roku) i niewoli. Zabrakło nam ognia i opieki świętego Graala???

Tymczasem król umyka z niewielką obstawą w przebraniu mnicha-handlarza relikwiami do Europy. Nienaganne maniery i znajomość języków otwierają mu wrota wszystkich klasztorów, w których opowiada o Ziemi Świętej, wielkiej bitwie, z której cudem był uszedł, a to robi wrażenie. Osiadł więc na koniec w hiszpańskim klasztorze, jako rezydent, bo ofiara z   t a k i e j   relikwii dała mu możność spokojnego i dostatniego życia. W wielkiej tajemnicy nawiązał kontakt z młodszym bratem, stąd dwukrotne poselstwo wysłane do Hiszpanii i tak długotrwałe negocjacje Kazimierza IV Jagiellończyka (1427-1492) związane z objęciem polskiego tronu, który objął dopiero w 1447 roku.

Zauważmy jeszcze jedno, że po 1444 roku niepomiernie wzrasta polityczna i ekonomiczna ważność Hiszpanii. A po 1495 roku Hiszpania i Portugalia stają się potęgami kolonialnymi. Czy stało się tak tylko dzięki odkryciu Kolumba? 

Reasumując te wszystkie za i przeciw, dopóki Graal był w naszym kraju, Polska była potęgą od morza do morza. Chciwość, zdrada i wiarołomstwo przyczyniło się do pozbycia się bezcennej relikwii i w konsekwencji do spodlenia, sparszywienia i niewoli, z której nie możemy się jeszcze wydobyć po dzień dzisiejszy. Czy odwróci się zła karta, kiedy wejdziemy wreszcie do Unii Europejskiej, egzystującej w miarę szczęśliwie w cieniu św. Graala?