niedziela, 24 marca 2013

„Kod Antarktydy”


Baza 211 - miasto Nowy Berlin na Nowej Szwabii na Antarktydzie


Iwan Barykin

Wnętrze Antarktydy skrywa w sobie wiele pożytecznych kopalin: rudy żelaza, węgiel kamienny, miedź, nikiel, ołów, cynk, molibden, uran, grafit… W Antarktyce znajduje się 90% światowych zasobów słodkiej wody.


Położenie Nowej Szwabii na mapie Antarktydy i widok na Nowy Berlin

O tym, że na Antarktydzie, na Ziemi Królowej Maud znajduje się tajna hitlerowska Baza-211 dowiedziałem się, kiedy byłem służbowo w Niemczech. Opowiedział mi o tym 89-letni Walter Schulke – były SS-Obersturmbannführer (podpułkownik wojsk lądowych – przyp. tłum.). Pisałem już o tym człowieku w moim artykule „UFO nad Stalingradem” w „Tajny XX wieka” nr 45/2011. (Zob. http://wszechocean.blogspot.com/2012/02/nlo-nad-stalingradem.html, http://wszechocean.blogspot.com/2012/03/gdzie-szukac-nazistowskich-baz-na.html - przyp. tłum.) W swoim czasie pomogłem Schulkemu znaleźć mogiłę jego krewnego, który zginął pod Stalingradem, za co Niemiec z wdzięczności opowiedział mi to, co trzymał do tego czasu w tajemnicy.


Tajna baza


Kiedy ukończyłem Uniwersytet Berliński, mój ojciec – generał Reichswehry – skierował mnie do jednej z jednostek SS. Ona była dyslokowana na wybrzeżach Francji, nad Kanałem La Manche – rozpoczął swe opowiadanie Walter Schulke. – Tam zajmowałem się korygowaniem strzelań rakietami V-2 w kierunku Londynu. W roku 1944 przeniesiono mnie na poligon w Peenemünde, gdzie testowano najnowsze rakiety V-5 i jeszcze dyskoplany (dyskoloty), które były bardzo podobne do UFO. W 1945 roku, kiedy Rosjanie podeszli całkiem blisko, ewakuowano nas okrętami podwodnymi.

Wtedy nie wiedzieliśmy, że jeden z nich ma na swym pokładzie wysokich oficerów SS i partyjnych bonzów, i zmierza w kierunku brzegów Argentyny, do niemieckiej kolonii. Natomiast drugi U-boot – jak się potem dowiedziałem będąc w Argentynie – z uczonymi i konstruktorami na pokładzie zmierzała do bazy na Antarktydzie, gdzie zamieszkiwały już morskie wilki Grossadmirala Dönitza. Czy słyszał pan coś o tajnej bazie na Antarktydzie?

W odpowiedzi tylko wzruszyłem ramionami, bo i skąd? No i mój rozmówca opowiedział mi zadziwiającą historię.


SS Schwabenland - statek ekspedycji antarktycznych III Rzeszy...
Flaga Neuschwabenlandu - Nowej Szwabii


Zamaskowani ludzie


Baza 211, albo Nowa Szwabia, była zbudowana przez nazistów jeszcze w końcu lat 30., w czasie kilku ekspedycji na Ziemię Królowej Maud. Tam niedaleko od źródeł geotermalnych wód znaleziono duże terytorium bez lodu (tzw. oaza – przyp. tłum.) porosłe trawą. Pod antarktycznymi oazami zostały znalezione jaskinie z kopulastymi powałami, a pod nimi gejzery i podziemne jeziora o temperaturze wody +18°C. Tam także znajdowały się podwodne groty, idealne do bazowania okrętów podwodnych. To właśnie to terytorium naziści obwołali własnością Reichu.

Tam właśnie w końcu lat 30., na statku SS Schwabenland i okrętach podwodnych z tzw. „Konwoju Führera” dostarczano materiały budowlane, maszyny, zapasy, oprzyrządowanie dla laboratoriów, traktory, szyny, wagonetki, maszyny górnicze, a także ludzi – znanych uczonych, inżynierów i konstruktorów oraz tysiące więźniów z obozów koncentracyjnych. Oni to właśnie zbudowali podziemne miasto Nowy Berlin z laboratoriami, fabrykami i hangarami. Wedle słów Dönitza – Niemcy zbudowali tam dla Führera niezdobytą twierdzę, w której wyrośnie w przyszłości podziemna rasa Ariów. Do bazy zawieźli ochotników płci obojga z Hitlerjugend w celu ochrony rasy aryjskiej. Pod koniec wojny do Bazy 211 wywieziono wyższych urzędników Reichu, archiwum Hitlera i zagrabione skarby.

Dowódca okrętu podwodnego U-530, Heinz Scheffer odbył niejeden rejs do Nowej Szwabii opowiadał Schulkemu w Argentynie, że 10.VII.1945 roku w Kielu przyjął na burtę pięciu tajemniczych pasażerów. Ich twarze były zamaskowane.
- Przez całą drogę oni milczeli – opowiadał Scheffer – ale kiedy nas wykryli i okrętem zaczęło trząść od eksplozji bomb głębinowych, to dwóch pasażerów nie wytrzymało i zaczęli oni rozmawiać. Jednego z nich poznałem po głosie – to był Reichsleiter (naczelnik Rzeszy NSDAP – przyp. tłum.) [Martin] Bormann. Jestem pewien, że drugim był sam SS-Gruppenführer (i generał-porucznik Policji – przyp. tłum.) [Heinrich] Müller – szef Gestapo. Miałem rozkaz wysadzić ich w jednym z portów Argentyny i popłynąć do Bazy-211. Ale wraz z dowódcą drugiego U-boota zdecydowaliśmy się poddać władzom argentyńskim.

- Wierzę temu facetowi – powiedział Schulke – dlatego, że spotykał się w tej kolonii z Bormannem. Zrobili mu operację plastyczną i on upodobnił się do Żyda. Z kolei Müller nikogo się nie bał i zachowywał się dokładnie tak samo, jak w berlińskim Gestapo…


Prawdziwy raj na ziemi


W latach 60. spotkałem się z legendarną lotniczką, ulubienicą Führera kpt. pil. Hanną Reitsch w Hiszpanii, gdzie miała swoje centrum helikopterowe – opowiadał dalej Schulke. – Ona mi opowiedziała, że była na Antarktydzie w 1943 roku.
- W bazie – powiedziała ona – stworzono bronie psychotroniczne i laserowe oraz doprowadzili do pełnej gotowości dyskoloty.
Wedle jej słów, w podziemnych fabrykach wzbogacano pluton (chyba chodziło o uran – przyp. tłum.) dla ładunków jądrowych. Bogu dzięki, że ich nie użyto.

Kapitan-pilot Hanna Reitsch - ulubienica Hitlera i pierwszy pilot doświadczalny III Rzeszy


Amerykanie wyniuchali sekretną bazę, a ich obserwatorzy nieraz odnotowywali pojawienie się nad Antarktydą latających spodków. Pod koniec 1946 roku Pentagon wysłał ku wybrzeżom Antarktydy „naukową” wyprawę, pod dowództwem znanego polarnika, adm. Richarda Byrda. Wszystko to było szyte grubymi nićmi: w ekspedycji wziął udział 1 lotniskowiec, 13 innych okrętów, 25 samolotów i śmigłowców, tylko 25 uczonych za to aż B USMC czyli 4100 żołnierzy piechoty morskiej osławionych marines! Wkrótce w mediach pojawiły się oświadczenia, że prawdziwym celem misji Byrda było poszukiwanie i likwidacja faszystowskiej bazy na Ziemi Królowej Maud.

Zaraz po przybyciu na miejsce, Amerykanie przypuścili atak. W czasie walki stracili 1 okręt, 13 samolotów i wielu żołnierzy. Lotnicy opowiadali o wyskakujących z wody i atakujących ich latających dyskach, spalających wszystko promieniach i dziwnych zjawiskach masowego rozstroju psychicznego ludzi.
- Wiele lat później, kiedy powróciwszy z USA mieszkałem w Berlinie – mówi Schulke – opublikowano dziennik adm. Byrda, który prowadził w czasie ekspedycji. Przywiozę to panu, jak tylko przyjadę do Rosji.


Mapy Neuschwabenlandu i Pustej Ziemi w której Hitler spodziewał się znaleźć aryjskie plemiona dzięki którym mógłby wygrać II Wojnę Światową i zapanować nad narodami Ziemi...


Dziennik adm. Byrda


Schulke dotrzymał słowa i wkrótce przysłał mi streszczenie dziennika admirała, a jego opowiadanie przekazuję teraz Czytelnikom:

Kiedy Byrd już znajdował się na Antarktydzie, to obleciał on hydroplanem rejon w którym miała się znajdować baza nazistów. Naraz przestał działać kompas i przerwała się łączność, a wkrótce i sam samolot wyszedł spod kontroli pilota. Nad nim zawisł dziwny pojazd w kształcie dysku, przypominający brytyjski hełm i ze swastyką na burcie. Jak napisał admirał – samolot znalazł się w pułapce. Nieznani ludzie zwrócili się do lotników w języku angielskim – Zaraz was posadzimy. Uspokójcie się, nic wam nie grozi.

Po jakimś czasie samolot wylądował na placu wysypanym drobnym szutrem. Amerykanie wyszli z samolotu, a do admirała i radzisty podeszli jacyś ludzie – wysocy blondyni podobni jeden do drugiego. Zaprowadzili ich do ogromnego luku i kazali im wejść. Po kilku minutach wszyscy znaleźli się w podziemnym mieście przed jakąś budowlą. Admirała zaproszono do środka, a radzik pozostał na zewnątrz. Po przejściu podziemnego korytarza, Byrd znalazł się w przestronnym pomieszczeniu, gdzie za stołem siedział człowiek z wyrazistymi rysami twarzy.
- Witamy, admirale – powiedział on  - pozwoliliśmy panu znaleźć się tutaj, bo jest pan znanym człowiekiem. Powróci pan cały i zdrowy do Ameryki pod warunkiem, że natychmiast opuścicie naszą ziemię. Niech pan przekaże waszemu rządowi, że jakiekolwiek próby mieszania się w nasze sprawy, szczególnie z użyciem siły, a szczególnie broni jądrowej, spotka się z adekwatną odpowiedzią. Nie zatrzymujemy was zatem.

W tym samym czasie samoloty amerykańskiej ekspedycji wtargnęły na terytorium bazy. Jeden z lotników potem opowiedział:
- Naraz staliśmy się celem ataku jakichś dziwnych dyskoplanów, które dosłownie wyskakiwały spod wody. Jakieś nieznane, spopielające promienie uderzyły w niszczyciel USS Murdoch, który stanął w płomieniach jak pochodnia i poszedł na dno, promienie zrąbały pokładowe nadbudówki i startujące z lotniskowca samoloty. Po 20 minutach koszmar się skończył i dyskoloty naraz znikły. Niemcy mogli zetrzeć nas na proch, ale tego nie uczynili.

Lokalizacja niemieckich stacji naukowych na Antarktydzie w dniu dzisiejszym


Tajemnica bazy będzie ujawniona


Powróciwszy do Waszyngtonu, admirał przekazał słowo w słowo niemieckie ultimatum prezydentowi Trumanowi. Ten jednak nie uwierzył Byrdowi i obwinił go za klęskę operacji. Admirał poszedł w odstawkę i odizolowano go od mediów.
- Dziennik, który admirał Byrd prowadził sekretnie w czasie ekspedycji został opublikowany już po jego śmierci – stwierdził Schulke. – Jankesi posyłali ekspedycje na Antarktydę jeszcze nieraz i jakoby niczego nie znaleźli. Baza 211 istniała jeszcze długo. Sądząc po medialnych doniesieniach, u wybrzeży Chile obserwowano w latach 60., 70. i później pojawienia się latających talerzy – najwidoczniej z Bazy. W roku 2004 kanadyjscy uczeni zaobserwowali w czasie oblotu terytorium stojący na antarktycznym lodzie dyskolot, ale kiedy wrócili tam po jakimś czasie, to go już tam nie było.

Podejrzewam, że wielu mieszkańców podziemnego miasta umarło ze starości. Pozostali tam jedynie nieliczni członkowie HJ, którzy przybyli tutaj na wezwanie Führera, ale i oni w końcu opuścili Antarktydę niszcząc wszystko, co tam się znajdowało. Na tym miejscu znajduje się obecnie niemiecka antarktyczna stacja badawcza Neumeier-3 (niemiecka stacja antarktyczna położona na 70°37’ S - 008°22’ W, załoga letnia 22 osoby, załoga zimowa 9 osób – przyp. tłum.). Osób postronnych tam nie wpuszczają. Tak więc tajemnica Bazy będzie jednak odkryta…

Na tym się z Schulkem pożegnaliśmy. Wręczył mi swoja wizytówkę zrobiona jeszcze w USA, gdzie przyjechał z Argentyny. A po miesiącu w moim domu rozległ się dzwonek telefonu. Podniosłem słuchawkę i usłyszałem głos Waltera:
- Jestem właśnie w hotelu Wołgograd, czy nie moglibyśmy się zobaczyć?

W czasie spotkania Schulke powiedział, że znalazł grób swego wuja na niemieckim cmentarzu wojennym i poza tym przywiózł to, co obiecywał. Walter wręczył mi egzemplarz magazynu „Brisant” w którym znalazłem stronice z dziennika adm. Byrda (zob. „The Nazi Base 211 – UFO Factory” -  http://base211.ru/index.php?mn=otd&mns=uk2l9wi9txbee – przyp. tłum.) w artykule, w którym przeczytałem, że Admirał dowiedział się o tym, że Jankesi w trakcie tajnej operacji „Kod Antarktydy” nawiązali i kontakt z Bazą 211. Naziści przekazali im nowe technologie w zamian za azyl. Richard Byrd próbował powiedzieć o tym dziennikarzom, ale umieszczono go w „psychuszce”, skąd już nie wyszedł. Najwidoczniej Departament Stanu i CIA nie chcieli ujawniać tajemnic operacji „Kod Antarktydy”.


Moje 3 grosze


To wszystko brzmi naprawdę wiarygodnie, ale czy jest – oto pytanie! Nie komentuję tych sensacji, bo wypisano już morze atramentu, tuszu i farby drukarskiej na ten temat. Problem cały czas rozbija się o wiarygodność źródeł, które – mówiąc delikatnie – nie są zbyt wiarygodne, jak np. cytowany tu „Brisant” – typowy tabloid. Inna rzecz jest taka, że takie kontrowersyjne informacje biorą takie brukowce, bo żadna z tzw. „szanujących się” gazet nie opublikuje.

Czy możliwe było zbudowanie Bazy 211 na – a właściwie – we wnętrzu antarktycznego lądu? Na papierze owszem, tak. W rzeczywistości byłoby to bardzo trudne. Być może była to jakaś baza dla U-bootów operujących na południowych akwenach Atlantyku i Oceanu Indyjskiego, ale raczej nie było to miasto. No, chyba że to było w planach Führera i jego akolitów i te plany zamierzano zrealizować, ale – na szczęście – zabrakło im na to czasu. A teraz zastanów się Czytelniku – czy dysponując takimi dyskoplanami i takimi broniami, o jakich piszą wszyscy autorzy – Niemcy daliby się wykurzyć z Antarktydy? Poważnie w to wątpię. Gdyby tak było, to wyprawa Byrda w ogóle nie wróciłaby z Antarktydy, ani żadna inna. Dlatego możliwe jest, że Niemcy się po prostu poddali przekazując Amerykanom wszystko, co mieli. I nie były to żadne superbronie, bo w innym przypadku historia wojen po 1946 roku miałaby zupełnie inny przebieg. Owszem – rozwijano bronie jądrowe i termojądrowe, ale jakoś historia milczy o laserowe bronie radiacyjne – LBR, – o nich mówi się dopiero od czasu, kiedy pojawił się w nauce termin LASER – kwantowy wzmacniacz światła, a Ronald Reagan zamierzał na serio użyć LBR w programie SDI. Oczywiście pracowano wcześniej o LBR, ale fizyczne ograniczenia stawiane przez atmosferę były (i są) poważną przeszkodą w ich realizacji, za to LBR sprawdza się idealnie tam, gdzie atmosfery już nie ma – w przestrzeni kosmicznej.    

Inną rzeczą jest, że adm. Byrd jest mało wiarygodnym i dlatego boż jego relacje są – mówiąc bardzo delikatnie – fantastyczne. Z drugiej strony musiały być, bo Byrd zadłużył się poważnie i musiał skądś zdobyć pieniądze, stąd PR-owskie opowieści o Pustej Ziemi i Szamballi w jej wnętrzu... NB, powielał on tylko rojenia hitlerowskich ezoteryków i pseudonaukowców, ale to się dobrze sprzedawało i ułatwiało zdobycie funduszy na dalsze wyprawy.

Adm. Byrd poszedł w odstawkę dlatego, że jako polarnik doskonale znał warunki lotów nad Biegunami i został zaangażowany w ultratajnym planie o kryptonimie Pincher, pierwszym planie wojny atomowej z ZSRR. Dopiero drugim był plan Dropshot. Plan Pincher zakładał zadanie atomowego ciosu Sowietom poprzez Biegun Północny – dlatego też zaangażowano w to takich ludzi jak adm. Byrd, gen. Dolittle czy płk Balder, NB ci dwaj ostatni w lecie 1946 roku badali tajemnicze wydarzenia, które miały miejsce nad Skandynawią. Nie zapominajmy, że rakiety amerykańskie były w powijakach i atak nuklearny na ZSRR miał być przeprowadzony właśnie przez bombowce startujące z Maryland, Alaski i Nowego Meksyku. Dlatego jego planowaniem zajmowali się lotnicy z USAF i RAF oraz polarnicy. 

Reasumując – coś jest na rzeczy i jest to kolejna z wielu tajemnic Zimnej Wojny. Już Zimnej Wojny, bo to, co powiedział sir Winston Churchill w Fulton było tylko potwierdzeniem, zadeklarowaniem tego, co już się działo. Zimna Wojna zaczęła się już w 1944 roku, kiedy Alianci wylądowali w Normandii i rozpoczęli swe misje Alsos i Paperclip mające na celu przejecie niemieckich technologii i wykorzystania ich przeciwko ZSRR, który też realizował swoją wersję tych operacji. Bo jeszcze trwały salwy II Wojny Światowej, a już gotowano się do Trzeciej w myśl zasady si vis pacem – para bellum…


Tekst i ilustracje – „Tajny XX wieka” nr 3/2013, ss. 4-5.
Przekład z j. rosyjskiego –
Robert K. Leśniakiewicz ©