poniedziałek, 25 marca 2013

Baza 211


Niemieckie UFO nad lodami Antarktyki - fakt czy mit?

Michaił Burlieszin


Pod koniec 1946 roku admirał Richard E. Byrd, doświadczony badacz polarny, otrzymał zadanie – kierować naukowo-badawczą ekspedycją na Antarktydę. Ekspedycja ta otrzymała kryptonim „High Jump” – wysoki skok... O jej dziwnych zadaniach autor pisze w "NLO" nr 51/2006.


Nowa Szwabia


Ziemia Królowej Maud

Zadaniem amerykańskiej ekspedycji było zbadanie jednej z krain Lodowego Kontynentu – Ziemi Królowej Maud – albo Neuschwabenlandu – Nowej Szwabii. Prawdą jest, że jej wyposażenie było dość dziwne, jak na pokojową ekspedycję. Ku brzegom Szóstego Kontynentu podążyło 13 okrętów różnych typów, 25 samolotów i helikopterów. W skład ekspedycji wchodziło tylko 25 pracowników naukowych, ale za to było w niej aż 4.100 żołnierzy USMC i marynarzy US Navy. Wkrótce w amerykańskich gazetach pojawiła się informacja o tym, że prawdziwym celem ekspedycji były poszukiwania należącej do hitlerowców tajnej «Bazy 211».

Utworzeniem bazy na Szóstym Kontynencie przywódcy III Rzeszy byli zainteresowani już w 1938 roku. Początkowo ku brzegom Antarktydy wysłano okręt zwiadowczy. Znajdujący się na jego pokładzie hydroplan sfotografował ¼ powierzchni kontynentu (inna wersja głosi, że był to sterowiec – przyp. tłum.) i zrzucił na lód metalowe plakietki ze swastyką. Niemcy ogłosili siebie władcami ogromnego terytorium Antarktydy Wschodniej i nazwali go Nową Szwabią.

A potem w kierunku Antarktydy skrycie pożeglowały U-booty z piratami (w oryginale: „wilkami morskimi”, ale pisząc o mordercach w U-bootach w ten sposób ubliżyłbym prawdziwym wilkom morskim, których wielu znam, cenię i szanuję – przyp. tłum.) admirała Karla Dönitza. Po zakończeniu II Wojny Światowej znaleziono dokumenty wskazujące na to, że badacze odkryli w Neuschwabenlandzie cały system połączonych ze sobą pieczar zawierających ciepłe powietrze. Odnosząc się do wyników tej ekspedycji adm. Dönitz powiedział: Moi podwodniacy odkryli prawdziwy raj na ziemi. Zaś w 1943 roku z jego ust zabrzmiało niezrozumiałe dla ludzi go słuchających zdanie: Niemiecka flota podwodna jest dumna z tego, że na drugim końcu świata stworzył dla Führera niezdobytą twierdzę! (W opracowaniu pt. „WUNDERLAND: Pozaziemskie technologie Trzeciej Rzeszy” [Usti nad Labem 1998, Warszawa 2001, 2006] wraz z dr Milosem Jesenskym założyłem, że chodziło tutaj nie tyle o Antarktydę, a o Grenlandię – przyp. tłum.)

Aby takie podziemne miasto na Antarktydzie mogło spokojnie istnieć w czasie II Wojny Światowej, niemiecka flota przedsiębrała bezprecedensowe środki ostrożności. Każdy statek, który miał pecha pojawić się w okolicach Ziemi Królowej Maud był bezapelacyjnie posyłany na dno...


Podziemne miasto i...


Już od roku 1939 zaczęło się systematyczne zasiedlanie Nowej Szwabii i stworzenie sekretnej hitlerowskiej «Bazy 211». Raz na trzy miesiące w Antarktykę płynął statek badawczy „Schwabenland”. W ciągu kilku lat na Antarktydę przewieziono ogromną ilość sprzętu technicznego, w tym urządzenia wiertnicze, tory i wagony kolejowe, itd. itp. urządzenia do budowy tuneli.

Niemcy do tego celu odetaszowali 35 największych okrętów podwodnych, które zostały rozbrojone i przystosowane do zadań transportowych. Poza tym – według słów amerykańskiego oficera wywiadu płk Wendelle Stevensa – Niemcy zbudowali dodatkowo 8 wielkich transportowych okrętów podwodnych. Wszystkie wodowano i przeznaczono tylko i wyłącznie do dostaw ładunków do tajnej «Bazy 211».

Pod koniec wojny Niemcy mieli 10 placówek, w których prowadzono badania nad latającymi dyskami. Zdaniem płk Witalija Sziełepowa, który zebrał ogromną ilość materiałów dotyczących osadnictwa niemieckiego na Antarktydzie w czasie II Wojny Światowej , co najmniej jedna z tych placówek została przewieziona na Antarktydę i tu zorganizowano dalsze badania i produkcję latających aparatów. W charakterze siły roboczej U-bootami przewieziono na Szósty Kontynent tysiące więźniów obozów koncentracyjnych, (to akurat stanowi najsłabszy punkt całej relacji, bowiem trudno jest sobie wyobrazić taki transport. Jeżeli więźniowie byli transportowani na Antarktydę, to raczej zwykłymi statkami eskortowanymi przez U-booty – przyp. tłum.), znanych uczonych z rodzinami, a także członków Hitlerjugend – banku genów „nowej czystej rasy panów”.


... eugenika pod lodami


W odizolowanym od świata zewnętrznego podziemnym mieści, hitlerowscy uczeni pracowali nad stworzeniem nadczłowieka – nazistowskiego wariantu Homo sapiens super – który powinien panować nad światem – i sporządzeniem broni, która zapewniłaby mu opanowanie Ziemi. Takimi broniami były dyskoloty. W niektórych zagranicznych gazetach pod koniec XX wieku pojawiły się artykuły, że niektórym niemieckim badaczom Tybetu udało się rozszyfrować tajemnice dawnych technologii. Zdobyte dane były wykorzystane przez Niemców w końcu II Wojny Światowej, do opracowania nowych typów latających aparatów w formie ogromnych dyskoplanów, które mogły oblecieć świat dookoła z prędkością 700 km/h.

A teraz powróćmy do ekspedycji adm. Byrda. Tylko w pierwszym miesiącu ekspedycji, amerykańskie samoloty wykonały około 49.000 zdjęć lotniczych Lodowego Kontynentu w okolicach Ziemi Królowej Maud. Pozostało już tylko zabrać się za przebadanie tego terenu przez ekipy naziemne. I naraz stało się coś niezrozumiałego. 3 marca 1947 roku, tylko co rozpoczęte badania zostały nagle przerwane, a okręty wzięły kurs do domu...

W ciągu roku, w maju 1948 roku, na łamach jednego z europejskich dzienników pojawił się sensacyjny artykuł. Okazało się, że prace ekspedycji zostały przerwane przez „twardą obronę przeciwnika”. W czasie starcia stracono jeden okręt, cztery samoloty bojowe i zginęły dziesiątki ludzi. Poza tym pozostawiono tam 10 samolotów, które nie nadawały się do dalszej eksploatacji. W artykule cytowano wspomnienia członków załóg samolotów. Lotnicy opowiadali o niewiarygodnych rzeczach: o wylatujących spod wody i atakujących ich latających dyskach, o dziwnych zjawiskach atmosferycznych, które wywoływały rozstrój psychiczny.


Tajemnicza lodowa baszta


Artykuł ten o starciu amerykańskiej ekspedycji z niemieckimi dyskoplanami był całkowicie niewiarygodnym, tak że większość czytelników potraktowała go jako kaczkę dziennikarską. Minęło kilkadziesiąt lat i okazało się, że dyskokształtne UFO są tam obserwowane znacznie częściej, niż w innych rejonach Ziemi.

Najbardziej znanym jest zdarzenie z 1976 roku. Japońscy badacze zaobserwowali na radarze 19 dużych obiektów, które wprost z Kosmosu „spadły” na Antarktydę i znikły z ekranów.

W roku 2001 solidny amerykański magazyn Weekly World News opublikował informację o tym, że norwescy uczeni odkryli w głębi kontynentu antarktycznego w odległości około 160 km od góry Mt. McClintock (Mt. McClintock jest najwyższą górą w australijskim sektorze Antarktydy, mierzy 3.492 m n.p.m., położona jest na 80º13’S - 157º26’E – przyp. tłum.) zagadkową wieżę! Jej wysokość wynosiła 28 metrów. Zbudowano ją z setek lodowych bloków i wedle słów badaczy przypomina ona wyglądem basztę obronnego zamku. Mając z pamięci zamiłowanie hitlerowców do symboliki, powoli naprasza się myśl, że zbudowali ją SS-mani uważający się za kontynuatorów i spadkobierców Krzyżaków.


Rozbity dyskolot


Nie tak dawno hipoteza o tym, że tajna «Baza 211» cały czas istnieje i działa otrzymała jeszcze jedno potwierdzenie. W jednym z ufologicznych magazynów pojawił się artykuł Olgi Bojarinej o dziwnym wydarzeniu, które miało miejsce na Antarktydzie w roku 2004. Kanadyjscy lotnicy znaleźli na lodzie szczątki jakiegoś aparatu latającego i sfotografowali je. Na zdjęciach widać było szeroki krater uderzeniowy, w centrum którego znajdował się rozbity dyskoplan. W celu dokładnego zbadania znaleziska, w rejon ten została skierowana specjalna ekspedycja, ale nie znalazła ona ani dyskoplanu ani jego szczątków!

A teraz będzie najciekawsze – po dwóch tygodniach, do redakcji Toronto Tribune, która opublikowała zdjęcia tego aparatu latającego, przyszedł 85-letni Lance Bailey. Opowiedział on dziennikarzom, ż jest naprawdę Rosjaninem i nazywa się Leonid Biełyj. W czasie wojny był on więźniem obozu koncentracyjnego, którego więźniowie pracowali w tajnej fabryce lotniczej w jednym z punktów Peenemünde.
- Jestem zaszokowany – powiedział on redaktorom – bowiem na zdjęciu widzę taki aparat, nad którym pracowaliśmy 60 lat temu!
... we wrześniu 1943 roku, na betonowy plac koło jednego z hangarów, czterech robotników wytoczyło okrągły obiekt z przezroczystą kabiną w środku. Był on podobny do odwróconego spodka na małych kółkach. Ten „blin” wydawał z siebie świszczący dźwięk, oderwał się od betonowego placu i zawisł w powietrzu na wysokości kilku metrów.


«Baza 211» wciąż działa?


Jeżeli informacja w kanadyjskiej gazecie nie była jeszcze jedną kaczką dziennikarską, to wyglądałoby na to, że na Antarktydzie wciąż działa tajna «Baza 211» i to właśnie z niej wylatywały dyskoplany. A sam fakt awarii jednego z takich latających aparatów i prędkości, z jaką jego szczątki zostały dosłownie sprzątnięte sprzed nosa Kanadyjczykom świadczy tylko o tym, że wciąż doskonale funkcjonuje!


Przekład z j. rosyjskiego –
Robert K. Leśniakiewicz ©