poniedziałek, 18 marca 2013

Wspominając „Incydent nad Palomares”


Czy katastrofę dwóch samolotów nad Palomares spowodowała kolizja z UFO...?


Angel Rodriguez, dyrektor hiszpańskiej organizacji badawczej GEIFO, napisał do nas, że rozgłośnia radiowa Antena-3 będzie nadawać audycję dokumentalną dzisiaj wieczorem (20.IV.2009 r.) na temat słynnego Incydentu nad Palomares” z lat 50., kiedy to bombowiec B-52 zderzył się wciąż nieznanym obiektem nad Morzem Śródziemnym, wyrzucając swój ładunek bomb wodorowych do morza. Pozwoliłem sobie wziąć kilka akapitów z artykułu, który napisałem 14 lat temu i dołączyć kilka zdjęć, którymi Angel podzielił się z nami opisując to wydarzenie: cztery z utraconych bomb zostały znalezione, zaś piąta pozostaje nadal nieodnaleziona. (???)

Rozkazy, które miał mjr Charles Wendrorff były następujące: dolecieć strategicznym bombowcem B-52 do rejonu powietrznego tankowania Saddle Rock na spotkanie z latającym tankowcem KC-135. Czyste niebo nad Morzem Śródziemnym powodowało, że Saddle Rock było idealnym miejscem do takich operacji powietrznego tankowania. Ogromny samolot należący do 68. Skrzydła Lotnictwa Bombowego w Karolinie Północnej był pośrodku swej dalekiej trasy patrolowej nad Atlantykiem i podlatując jak najbliżej ZSRR. Ale czy ten nacisk Zimnej Wojny wpłynął jakoś na losy tego B-52? O godzinie 10:33 CET w dniu 17.I.1966 roku, na wysokości 30.000 ft/~10.000 m, naładowana bombami jądrowymi stratoforteca kmdr Wendrroffa zauważyła KC-135 w odległości 15 mi/24 km przed dziobem, w strefie tankowania. B-52 ostrożnie ustawił się na pozycji za tankowcem w celu przechwycenia jego przewodu paliwowego, co jest bardzo precyzyjną operacją, w której prędkości obu samolotów muszą być zgrane i nie może być stracona żadna kropla paliwa. Ale coś poszło nie tak. Jakaś niewidzialna siła uderzyła w bombowiec spod spodu, popychając go w górę i powodując, że płat steru KC-135 uderzył w okno kokpitu B-52. Załoga bombowca poczuła straszny wstrząs, kiedy ich samolot uderzył w przewód paliwowy z latającego tankowca. Dla obserwatorów z ziemi śledzących manewr podchodzenia do tankowania tankowiec eksplodował w kuli pomarańczowego ognia, a w chwilę później obie maszyny zostały zdezintegrowane wybuchem wysoko w powietrzu. Załoga bombowca zdołała się uratować skacząc w czasie eksplozji swego samolotu i została później uratowana przez hiszpańskich rybaków po cudownym ocaleniu po skoku z dużej wysokości (co jest zrozumiałe zważywszy fakt eksplozji bomby paliwowo-powietrznej o dużej mocy jaka stał się KC-135 i później lecąc na spadochronach wśród płomieni i spadających szczątków obu samolotów – dop. tłum.) Ale cztery bomby wodorowe już leżały [na ziemi].           


* * *

No zaraz, wszystkie źródła mówiły o czterech bombach wodorowych i dwóch pociskach klasy powietrze-ziemia z głowicami nuklearnymi, które transportował bombowiec mjr Wendorffa. Rodriguez wspomina o tym, że było PIĘĆ bomb, z których w toku operacji Broken Arrow odzyskano CZTERY – zaś piąta spokojnie leży sobie na dnie Morza Śródziemnego do dziś dnia i truje wody morskie radioaktywnymi elementami (zob.: http://rense.com/general45/drop.htm).

Przyznaję, że czytając informację Rodrigueza nie chciałem wierzyć w jej prawdziwość, ale… Przypomniały mi się informacje od hiszpańskich Zielonych i Greenpeace, które mówiły o tym, że w czasie badań wód Morza Śródziemnego i planktonu w rejonie Palomares stwierdzono w nich obecność radioizotopów 239/240Pu* oraz 241Am* (zob.: http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/12826395) – a zatem pierwiastków wytworzonych sztucznie i stanowiących części składowe zapalników bomb wodorowych. Wygląda zatem na to, że informacje o piątej bombie wodorowej są prawdziwe!

A co z katastrofą? Trudno przypuścić, by jakiś samolot skrycie podleciał do B-52 i uderzył go od spodu powodując katastrofę, chociaż teoretycznie i na papierze jest to możliwe. Może było tak, że ten trzeci samolot przeleciał pod B-52 i KC-135 już po przyłączeniu przewodu paliwowego i włączeniu przepływu paliwa. W bombowiec uderzyła fala balistyczna wytworzona przez samolot poruszający się pod nimi z prędkością ponaddźwiękową. Na papierze jest to możliwe, ale w rzeczywistości – nie wyobrażam sobie. Poza tym ten trzeci musieliby widzieć świadkowie w powietrzu, na ziemi i na morzu. Wprawdzie podobno świadkowie tacy się znaleźli, ale informacje o tym podali dwaj Francuzi o niewielkiej wiarygodności. Tym niemniej nie wolno nie brać pod uwagę i takiej możliwości…


Przekład z j. angielskiego i komentarz –
Robert K. Leśniakiewicz ©