niedziela, 28 lipca 2013

W poszukiwaniach Krainy Siedmiu Miast

Kraina Siedmiu Miast...


Valdis Pejpiņš


W celtyckich legendach wspomina się często o Królestwie Umarłych – wyspie Avalonie tam właśnie jakoby był pochowany legendarny król Artur i mieszkała Morgana le Fay, której obraz później przekształcił się w czarownicę Morganę.

W Średniowieczu na Półwyspie Pirenejskim narodziła się legenda. Podobnież w czasie najazdu arabskiego siedmiu biskupów Królestwa Wizygockiego, z biskupem miasta Porto (dziś Portugalia) na czele uratowali się ucieczką na zachód – na Ocean Atlantycki. Dopłynęli oni do jakiejś wyspy, gdzie założyli siedem osad, które rychło rozkwitły we wspaniałe miasta.[1]

W XVI wieku legenda ta nieco się zmieniła. Wśród konkwistadorów rozeszły się pogłoski, że siedem bajecznie bogatych miast znajduje się gdzieś w głębi kontynentu północnoamerykańskiego. Pełniły one podobną rolę jak legendy o Eldorado (El Dorado) w Ameryce Południowej. W poszukiwaniach nieprzebranych bogactw, konkwistadorzy zaczęli wysyłać coraz to nowe ekspedycje, które zaczęły opanowywać coraz to nowsze terytoria, na których powstały później Stany Zjednoczone.


Pogłoski znajdują potwierdzenie


Jednym z takich poszukiwaczy niezmierzonych bogactw Krainy Siedmiu Miast, czy jak ją wtedy nazwano Sivola/Cibola[2] został don Francisco Vasquez de Coronado pochodzący z hiszpańskiego miasta Salamanka. Za Ocean przybył on w świcie wicekróla Nowej Hiszpanii don Antonio de Mendoza y Pacheco, człowieka unikalnego w tej okrutnej epoce. Wszak de Mendoza przejął się losem pokonanych Indian i chętnie przyjmował ich skargi; ustanowił dla nich specjalne przepisy co do ich pracy w kopalniach, żądał by płacono tubylcom za pracę, otworzył dla nich uniwersytet w Meksyku, poza tym szkoły i szpitale.

W miarę tego, jak pogłoski o cudownej krainie Sivoli mnożyły się, de Mendoza w marcu 1539 roku wysłał na jej poszukiwania franciszkańskiego mnicha fra Marcosa de Nizę w towarzystwie indiańskich przewodników. Powróciwszy we wrześniu, de Niza zaczął przekonywać Hiszpanów, że widział Sivolę na swe własne oczy i że jest ona położona w krainie narodu Zuni, na terytorium dzisiejszego stanu Nowy Meksyk. I to właśnie wtedy de Mendoza zlecił de Coronado – który w tym czasie był komendantem miasta Culiácan – dowództwo ekspedycji, której celem było znalezienie Krainy Siedmiu Miast i zawojowania jej. W roli werbownika wprost z katedry wystąpił główny świadek realności Sivoli fra Marcos de Niza. Nie musiał on dodatkowo ubarwiać swej opowieści – chętnych było dostatecznie wielu. Tak więc spośród zgłaszających się awanturników można było wybrać konkretnych kandydatów.


Przerażający kanion


Ekspedycja ruszyła w lutym 1540 roku z miejscowości Compostella w Zachodnim Meksyku. Składała się ona z 250 konnych i 70 pieszych hiszpańskich żołnierzy, których wspierało 700 Indian, setki jucznych koni i mułów, a poza tym bydło i świnie. Część prowiantu żołnierze i Indianie nieśli na plecach, a „mięsne posiłki” wędrowały na swoich nogach. Wyprawa szła na północny-zachód wzdłuż wybrzeża Zatoki Meksykańskiej[3], drogą którą przebył fra Marcos de Niza. Na morzy wspierały ekspedycję statki pod dowództwem Hernando de Alarcóna. Doszedłszy do rzeki Hill, wyprawa skręciła na północny-wschód i zagłębiła się w kontynent na drodze wiodącej do południowych ostępów Colorado Plateau, na którym powinno stać siedem bajecznych miast, którym stugębna plotka nadała już wielkość stolicy Azteków – Tenochtitlanu.[4]

Jakież więc było rozczarowanie konkwistadorów, kiedy podeszli oni do miasta, a priori nazwanemu przez nich Sivolą. Zamiast bajkowego „starożytnego megalopolis” ujrzeli one zbudowane na skalnych tarasach domki z płaskimi dachami. To pueblo nie mogło liczyć więcej niż 200 wojowników. Hiszpanie bez specjalnego wysiłku wybili z tego osiedla wszystkich odzianych w wyprawione skóry i samodziałowe tkaniny jego mieszkańców. Złota tam nie było nawet na lekarstwo, ale de Coronado zapisał: Tam my znaleźliśmy coś, co było o wiele cenniejsze od złota i srebra w tym momencie: dużo kukurydzy, bobu i kurczaków, które były większe od tych, które znaliśmy w Nowej Hiszpanii, sól – lepszą i bielszą od tej, którą widziałem w życiu.

„Przepiękne miasta” otaczające Sivolę okazały się być jeszcze mniejsze i biedniejsze. De Coronado podporządkowawszy sobie miejscowych Indian, rozesłał nieduże oddziały wojskowe w celu zbadania krainy. W czasie tego, grupa pod dowództwem Garcii Lopeza de Cardenasa dotarła do południowego końca Wielkiego Kanionu Kolorado – autentycznego cudu Przyrody znajdującego się w dzisiejszym stanie Arizona. Zdumionych jego wielkością Hiszpanom wydawało się, że głębokość tego kanionu wynosi 3-4 mil. W rzeczywistości jego maksymalna głębokość wynosi „jedynie” 1800 metrów, czyli niewiele więcej od 1 mili lądowej.[5] Długość Wielkiego Kanionu wynosi 446 km, a jego szerokość wynosi 6-29 km.

Drugi oddział, którym dowodził Jaramillo doszedł do potężnej rzeki płynącej na południe. W ten sposób odkryto dział wodny dwóch rzek: Rio Colorado wpadającej do Zatoki Kalifornijskiej (Ocean Spokojny) i Rio Grande wpadającej do Zatoki Meksykańskiej (Atlantyk). Główny oddział pod dowództwem samego de Coronado doszedł do rzeki Rio Pecos płynącej pomiędzy Górami Skalistymi a dzisiejszym Sacramento, CA. Na brzegu tego dopływu Rio Grande wyprawa stanęła na zimowisko.


Wśród prerii


W jednym z osiedli na brzegach Rio Pecos Hiszpanie napotkali na indiańskiego niewolnika, który urodził się na terytorium dzisiejszej Florydy. Zasłużył sobie na zaufanie Europejczyków tym, że okazał się być dobrym przewodnikiem. Indianin ten opowiadał, że na wschód płynie ogromna rzeka o szerokości 2 mil i w której żyją ryby o rozmiarach konia, a jej brzegi są gęsto zasiedlone. Hiszpanie dowiedzieli się przy tym, że na tej rzece pływają ogromne łodzie mające u każdej burty 20 wioślarzy. Na brzegach tej rzeki znajduje się kraina Quivira, której władca spędza sjestę pod konarami ogromnego drzewa, obwieszonego złotymi dzwoneczkami i drzemie pod ich cichym dzwonieniem. Mieszkańcy Quiviry posługują się tylko złotymi i srebrnymi zastawami, a dzioby ich łodzi ozdabiają wielkie orły.

Opowieść ta poruszyła Hiszpanów, którzy wiosną 1541 roku wyruszyli na poszukiwania tej cudownej krainy. Ekspedycja de Coronado poszła tam, „gdzie pokazuje strzałka kompasu”, przekroczyła płynące na wschód małe i duże dopływy Missouri. Już na początku podróży, ekspedycja znalazła się wśród bezkresów prerii z ogromnymi stadami bizonów. Po dziesięciu dniach od sforsowania Rio Pecos, konkwistadorzy – natknęli się na osiedla ludzi mieszkających na podobieństwo Arabów. Odkryte przez nich plemiona mieszkały w namiotach zrobionych ze skór dzikich „krów”, a kiedy poszukiwali żywności, to po prostu zwijali je. Przez cały miesiąc posuwali się do przodu krótkimi, dziennymi „skokami”. 29 czerwca w dzień śś. Piotra i Pawła doszli oni do wielkiej rzeki, którą to nazwali na cześć tych świętych. Najprawdopodobniej była to rzeka Arkansas – jeden z dopływów Missisipi.


Błogosławiona Quivira


Wedle obliczeń de Coronado, jego oddział był już w krainie Quivira. Uczestnicy wyprawy później opisywali ją jako pociętą dużymi rzekami , świeżą, zieloną, żyzną i rozkoszną krainę, lepszej od której nie znajdziesz ni w Hiszpanii ani w Italii. Oni twierdzili, że ta miejscowość była dogodna dla wszystkich kultur i że w pobliżu potoków i strumieni można było znaleźć duże i pyszne winogrona. Kraina była wspaniała, ale miejscowi Indianie nie posiadali żadnych cennych przedmiotów. Żółty metal, z którego zrobione były ozdoby wodzów indiańskich Quiviry okazał się być zwyczajną miedzią. Nadchodziła jesień, i de Coronado postanowił wracać.

Powrót przez już mu znane miejsca zabrało dni 40. Wiosną 1542 roku de Coronado chciał ponownie dojść do Quiviry i pójść dalej w głąb odkrytej przez niego, ogromnej ziemi. Niestety, jego plany pokrzyżowała choroba. Dalsze losy tego konkwistadora i podróżnika przedstawiają się raczej smutno. Z jednej strony wiadomo, że de Coronado popadł w niełaskę dlatego, że nie odnalazł tych bajecznie bogatych miast z ogromną ilością złota, i został zdjęty ze stanowiska komendanta miasta Culiácan. Z drugiej strony, ponoć do swej śmierci w roku 1547 czy 1554 był radnym w Mexico City.

Jednakże w geograficznym wymiarze odkrycia ekspedycji stały się przełomowe. W pogoni za fantastycznymi miastami i krainami, de Coronado ze swymi towarzyszami przebył kilka tysięcy kilometrów wewnątrz kontynentu, który okazał się o wiele większym, niż ktokolwiek to zakładał. Przebadano na przestrzeni wielu set kilometrów brzegi morskie. Europejczykom otworzył się ogromny kraj pełen gór, równin, basenów rzecznych o prerii. To terytorium o powierzchni ponad miliona kilometrów kwadratowych w końcu XVI wieku zostało włączone do korony hiszpańskiej.


Źródło – „Tajny XX wieka” nr 17/2013, ss.12-15
Przekład z j. rosyjskiego –
Robert K. Leśniakiewicz ©


[1] Zob. Washington Irving – „Zaczarowana wyspa”  i „Adalantado Siedmiu Miast” w zbiorku „Rip van Winkle i inne opowiadania”, Warszawa 1966.
[3] Chodzi o Zatokę Kalifornijską/Morze Corteza.  
[4] Na początku XVI wieku zamieszkiwało tam 200.000 ludzi, co zaliczało to miasto do jednego z największych miast świata!
[5] 1605 m.