wtorek, 26 listopada 2013

Moje obserwacje NLO



Natalia Barczukowa


Nie wiem, czy udało mi się to, czy nie ale trzykrotnie w życiu zaobserwowałam pojawienie się na niebie UFO. Od razu chcę zauważyć, że za każdym razem te obiekty widziałam nie jedna, ale wraz z innymi świadkami, tak że z głowa u mnie jest wszystko w porządku.


Wcześniej mieszkałam w Uzbekistanie – w jednym z ładniejszych tamtejszych miast – w Nawoi. Przedsiębiorstwo, w którym pracowałam z mężem i moi rodzice miało swe własne pensjonaty, do których odsyłano pracowników na wypoczynek. Jeden z takich pensjonatów znajdował się w uroczej górskiej miejscowości Bachmał. W lecie często bywałam tam z synem. Pojechaliśmy tam także w 1988 roku. Pewnego wieczoru dzieciaki wczasowiczów zaczęły pokazywać sobie coś na niebie: były tam trzy trójkątne obiekty lecące jeden za drugim i znikające za górskim grzbietem.


Drugi przypadek miał miejsce w Moskwie, w grudniu 1991 roku. Wraz z 7-letnim synem pojechaliśmy do kliniki na badanie. Klinika znajdowała się w pobliżu stacji metra Krasnogwardiejskaja. Po kilku dniach pozwolono nam wziąć dzieciaka na spacer i wraz z synem poszliśmy na spacerek po Moskwie. Pewnego dnia wracaliśmy z przechadzki około godziny piątej po południu. Na ulicy już zaczęło się ściemniać. Za szpitalem wznosiły się wysokie, na oko 18-kondynacyjne bloki.
- Co może być wyższym od takiego domu? – zapytał mnie syn.
- Przede wszystkim budowlany dźwig – odpowiedziałam.
Syn wskazał na bloki, a ja zobaczyłam, jak nad jednym z nich świeci czerwone silne światło. W tej samej chwili światło ruszyło w bok, a ja powiedziałam do syna:
- Ot widzisz, dźwig pracuje.

I naraz oniemieliśmy. Światło jakby oderwało się od dachu i „popłynęło” w stronę kliniki i znikło za budynkiem. Kiedy obiekt pokazał się ponownie, to nie wyglądał już jak reflektor, ale jak półkuli skierowanej wypukłością w dół. Na jej powierzchni widać było pasy, na których z kolei widać było kropki, podobne do różnokolorowych okien. NOL skierował się w stronę rzeki Moskwy i znikł nam z widoku. Potem przeczytałam w moskiewskich gazetach, że właśnie w tym czasie w Moskwie wielu niezależnych od siebie świadków widziało UFO.

Po raz trzeci ujrzałam UFO w pół roku później na rzece Wołdze. Byłam wtedy kierowniczką praktyk zawodowych uczniów starszych klas technikum. One miały miejsce jeszcze w Ulianowsku. Dostarczywszy dzieciaki do Zakładów Samochodowych UAZ w Ulianowsku, wracałam do domu przez Syzrań. To moje strony rodzinne i dlatego nie wychodziłam z przedziału, a patrzyłam przez okno na moją ojczyznę. Kiedy pociąg przejeżdżał po moście przez Wołgę, zauważyłam na rzece jakieś silne światło i zdumiałam się: „Kiedy oni tutaj zdołali tak szybko postawić latarnię sygnalizacyjną???” Światło tej „latarni” raz jaśniało, raz przygasało. W sąsiednim przedziale jechali do Pamiru jacyś Niemcy - alpiniści. Tłumaczka zauważywszy to światło zaczęła ich wołać.
- Popatrzcie, UFO!
Alpiniści dopadli do okien i zaczęli fotografować ze wzburzeniem komentując zjawisko. Ja też zrozumiałam, że to nie był żaden sygnał nawigacyjny. Tymczasem odjechaliśmy już kawał drogi od mostu i skierowaliśmy się w stronę Czapajewska, a światło cały czas poruszało się wraz z nami nieustannie migając. Kiedy pociąg dojechał do Czapajewka, NOL naraz znikł.

Oto jak ja trzykrotnie miałam okazję widzieć UFO.


Tekst i ilustracja – „Tajny XX wieka” nr 32/2013, s. 25
Przekład z j. rosyjskiego – Robert K. Leśniakiewicz ©