poniedziałek, 25 listopada 2013

Energia wody w służbie Trzeciej Rzeszy

Dyskoidalny statek latający w kształcie dysku rzekomo zbudowany w oparciu o pomysły inż. Schaubergera


Aleksiej Komogorcew


W rozwoju współczesnej nauki widoczną rolę odebrali dyletanci, że wspomnimy tylko Iwana Kulibina, Michela Faradaya czy odkrywcę Troi – Heinricha Schliemanna… Nawet w tak specyficznej dziedzinie, jaką jest matematyka, są jej genialni miłośnicy, np. indyjski samouk Srinvasa Ramaudjan (1887-1920), który nie mając żadnego specjalistycznego przygotowania uzyskał fenomenalne rezultaty w dziedzinie teorii liczb. Co więcej – jemu udało się znaleźć odpowiedzi na pytania, które nie sformułowała nauka jego czasu!


Spotkanie dyletantów


W 1934 roku w Niemczech miało miejsce spotkanie dwóch wybitnych austriackich dyletantów – Reichskanzlera Adolfa Hitlera i utalentowanego inżyniera-samouka Victora Schaubergera. O znaczeniu, jaką Hitler przywiązywał do tego spotkania może świadczyć fakt, że jak tylko Schauberger przyjął zaproszenie, to od razu wystawiono mu paszport dyplomatyczny. Hitler ciepło przyjął Schaubergera i podkreślił, że zapoznał się z jego wszystkimi pracami, które „wywarły na nim ogromne wrażenie”.

Zgodnie z oficjalnym protokołem, na tą rozmowę zaplanowano 30 minut, ale spotkanie to trwało aż półtorej godziny. Na końcu Hitler poprosił obecnego na tym spotkaniu fizyka-teoretyka Maxa Plancka (jednego z koryfeuszy niemieckiej nauki) o wyrażenie swego zdania na temat teorii Schaubergera. Planck odpowiedział: „Nauka nie ma niczego wspólnego z Naturą”. Nieco później Planck został wyśmiany za swe poglądy. Być może jedną z przyczyn była jego nieopatrzna replika.


Silnik Schaubergera


Victor Schauberger urodził się 30.VI.1885 roku w rodzinie leśniczego. Był on genialnym samoukiem i typowym przedstawicielem alternatywnej nauki. Zgodnie z teorią Schaubergera, żywymi organizmami zdolnymi akumulować i przekazywać energię są nie tylko ludzie, zwierzęta i rośliny, ale także kamienie i woda.

Pewnej księżycowej zimowej nocy zobaczył on, jak w górskim strumyku kamienie o wielkości ludzkiej głowy podnosiły się z dna i kręciły się tak, jak pstrągi przed skokiem i wyskakiwały na powierzchnię! Prawdę powiedziawszy, „lewitowały” tylko oszlifowane przez wodę kamienie w kształcie jajka. Dlaczego? Schauberger doszedł do wniosku, że jajowaty kształt reaguje na ruch wody i kamienie mogą pokonywać siłę ciążenia.

W procesie badania bystrych potoków Schauberger doszedł do wniosku, ze można skonstruować silnik zasadniczo nowego typu, w oparciu o zasadę implozji, tj. wybuchu skierowanego do wewnątrz. Kiedy „trójwymiarowa, spiralna energia” kieruje się do wnętrza, a nie na zewnątrz, jak w przypadku normalnego wybuchu, to ona – wedle Schaubergera – nabiera cech „wyższego porządku”, które on zaszeregował jako „atomowe”. Pisał on:
Jeżeli wodę czy powietrze zmusić do ruchu „cykloidalnego” (spiralnego) pod wpływem wysokoobrotowych wirówek, to prowadzi to do powstania struktury z energii albo wysokowartościowej delikatnej materii, która lewituje z niewiarygodną siłą unosząc ze sobą korpus generatora. Jeżeli dopracuje się tą ideę zgodnie z prawami natury, to zostanie stworzony idealny samolot albo idealny okręt podwodny, a wszystko to bez strat materiałów.

W 1940 roku, Schauberger zbudował pierwszy model silnika Repulsin, który wedle rozporządzenia ministra lotnictwa III Rzeszy, został sprzedany zakładom lotniczym Heinkla. Wskutek tego, dyrektor tej kompanii Ernst Heinkel postarał się o opatentowanie tego wynalazku,., aby technologia Schaubergera była wykorzystania w procesie oczyszczania wody i żeby można było tym sposobem używać swobodnie innowacje Schaubergera w innych projektach lotniczych.

W następnym, 1941 roku, Schauberger zbudował działający model silnika mającego podwójne przeznaczenie: „przepływu swobodnej energii i potwierdzenie teorii lotu lewitacyjnego”.

Jego odkrycia stały się pożądanymi – w latach 1941-42 Schauberger literalnie rozrywał się pomiędzy tajnymi obiektami wojskowymi Reichu w Niemczech, Austrii i Czechosłowacji. Interesujące badania z jego uczestnictwem miały miejsce w filialnych zakładach Heinkla w Sankt Marien, w dwóch tajnych fabrykach w Czechosłowacji, w wiedeńskiej lotniczej kompanii Kertl i w fabryce Messerschmitta w Augsburgu. Chodzi tutaj o projekcie zbudowania latającego aparatu w kształcie dysku. Z dziennika Schaubergera wynika, że w kompanii Kertl udało się mu zbudować aparat latający, którego zasady lotu nie potrafiła wytłumaczyć ówczesna nauka.

W marcu 1944 roku, Schauberger otrzymał rozkaz zabrania grupy uczonych z KL Mauthausen do realizacji swoich projektów. Mowa tutaj o pracach nad urządzeniem generującym wyładowania elektryczne o ogromnej mocy; aparatem do oczyszczania wody; urządzeniem do biosyntezy wodorowego paliwa wprost z wody; urządzeniem wytwarzającym niekonwencjonalnym sposobem ciepło lub chłód, i wreszcie silniki, które zainteresowały Ernsta Heinkla.

Dnia 28.II.1945 roku, Schaubergera wywiozła specjalna ekipa SS do wsi Leonstein (Górna Austria), która znalazła się potem w strefie amerykańskiej okupacji. W dniu 5.IV.1945 roku, zaczęła się ostatnia próba aparatu, a na 6 maja był zaplanowany lot doświadczalny. Jednakże w ostatniej chwili okazało się, że odpowiedzialni za operację oficerowie SS uciekli w nieznanym kierunku…

Wszystko to wygląda dziwnie, biorąc pod uwagę fakt, że SS z definicji zajmowało się ultra sekretnymi programami Rzeszy, a Schaubergera dopuszczono do nich. Należałoby założyć, że stopień poinformowania Schaubergera nie był czymś zagrażającym dla SS. Wszystko wygląda na to, że Schaubergera po prostu podstawiono Aliantom w charakterze przynęty. Dokładnie potwierdza to sam Schauberger: wyglądało na to, jakby komuś bardzo zależało na tym, by amerykańskie specsłużby trafiły wprost na niego.

Praktycznie w tym samym czasie pracownicy radzieckiego wywiadu odwiedzili wiedeńskie mieszkanie Schaubergera. Znaczenie, jakie miała dla nich jego osoba niech obrazuje fakt, że po dokładnym przeszukaniu jego mieszkanie zostało podpalone (wedle innej wersji wysadzone w powietrze) żeby nikt nie znalazł tego, czego oni nie znaleźli.

Do marca 1946 roku, Schauberger znajdował się w pilnie strzeżonym areszcie domowym i poddawano go dokładnym przesłuchaniom. Amerykanów interesowała jego wiedza na temat energii atomowej. Wreszcie puszczono go wolno, zakazując mu pod rygorem kary, jakichkolwiek badań nad „atomową nauką”.  

Sytuacja zmieniła się w 1957 roku, kiedy to strona amerykańska w osobie Carla Harhesheimera zaproponowała finansowanie kontynuacji prac Schaubergera na terytorium USA. Schauberger przyjął propozycję pod warunkiem, że wraz z synem Walterem fizykiem i matematykiem rozpocznie prace, a potem wróci do domu. W rezultacie tego wszystkie intelektualne i technologiczne odkrycia Schaubergera poszły na rzecz Amerykanów. Schaubergerowi kazano milczeć na temat wszystkiego, co dotyczyło implozji. Po pięciu dniach po jego powrocie do Austrii, 25.IX.1958 roku, Victor Schauberger zmarł. W przedśmiertnym liście napisał on:
Cała nauka wraz ze wszystkimi jej odnogami, to jest szajka złodziei, którą trzymają za nitki jak marionetki i każą im pląsać do taktu melodii, którą grają właściciele niewolników.


Kamień niezgody


Nie patrząc na usiłowania niezliczonych entuzjastów, wszelkie próby odtworzenia silnika lewitacyjnego Schaubergera do dziś dnia skończyły się niepowodzeniem. Najbardziej prawdopodobnymi są dwa wyjaśnienia:
v Być może model Schaubergera miał niedostatki zasadniczych właściwości, które nie pozwoliły silnikowi uzyskać właściwości lewitacyjnych. W procesie prac, specjaliści z innych grup albo nie potrafili tego skorygować, albo znaleźć bardziej efektywnych rozwiązań problemów. Schaubergera pozostawili żywego i „podstawili” Amerykanom po to, by puścił Aliantów w pogoń po fałszywym tropie.
v Zgodnie z drugą wersją, chodziło o to, że Schauberger po wojnie po prostu sabotował prace nad swoimi urządzeniami. Tak czy inaczej należałoby odnosić się z największą ostrożnością do jego powojennych publikacji, a zwrócić szczególną uwagę na przedwojenne.

Jeszcze jednym obiektywnym przykładem ilustrującym idee Schaubergera i jednocześnie będących ochroną dla nich, jest niezwykły obraz myślenia i „alchemiczna” maniera ich zapisania. I tak np. Schauberger pisał tak o dopracowaniu jednego z urządzeń technicznych własnego pomysłu:
…ale gorejące świece ukazały mi drogę, opowiedziały o tym, jak przeprowadza się dematerializacje przedmiotów. Parapet – gładka powierzchnia – ruch Księżyca. Zadanie podjęto! […] A upuszczone były dwie funkcje – zimnego światła i Księżyca. Świetlista idea! Z pewnością Boże zrządzenie albo zwyczajny przypadek pomogły mi rozwiązać łamigłówkę. Zabić dwoma strzałami jednego zająca: 1) zimne światło, 2) osiowy ruch Księżyca.

Dzięki wysiłkom Schaubergera, a może nawet wbrew nim, Niemcom udało się osiągnąć powodzenie. Świadczą o tym odtajnione w roku 1950 dokumenty CIA, w których znajdowało się oświadczenie niemieckiego inżyniera lotnictwa Georga Kleina. Twierdził on, że pod koniec 1944 roku w Niemczech zbudowano trzy eksperymentalne aparaty latające w kształcie dysku. W dniu 14.II.1945 roku, w czeskiej Pradze Klein uczestniczył w eksperymentalnym locie jednego z tych aparatów.
P0róbny egzemplarz w czasie trzech minut mógł wznieść się na wysokość 12.400 metrów i w locie poziomym rozwinął prędkość 2200 km/h. Już w pierwszym locie doświadczalnym osiągnięto prędkość 2 Ma.
Czy te dyskoplany były napędzane przez silniki Schaubergera czy innego konstruktora – tego nie wiadomo.


Moje 3 grosze


Wszystko to jest pięknie-ładnie i cacy, poza kilkoma rzeczami, które mi się nie podobają w artykule Aleksieja Komogorcewa.[1] A zatem po pierwsze – przekazanie Schaubergera Amerykanom. Cała ta sprawa jest wyjątkowo niejasna, bo skoro Niemcom tak zależało na Schaubergerze i jego wynalazkach, to dlaczego się go pozbyli? Nie trzyma się to kupy – nieprawdaż?

No, chyba że założymy, że Schauberger był polisą ubezpieczeniową dla oficerów SS, którzy przekazali go Amerykanom w zamian za swoją nietykalność. Coś takiego akurat było bardzo możliwe, jako że po latach ujawniani są hitlerowscy zbrodniarze zamieszkali na terytorium USA – np. jak to było w przypadku von Bolschwinga, Rudolpha, von Brauna, Soobzokova czy ostatnio Karkoca – którzy pracowali dla CIA czy NASA. To by miało sens.

Jest jeszcze druga strona tego medalu – Schauberger był zwykłym szarlatanem, jakich w III Rzeszy było wielu, a że Führer z SS-Reichsführerem Himmlerem mieli na ich tle tęgiego bzika, więc wielu z nich zrobiło tam czasami wręcz oszałamiające kariery. Próbka notatek Schaubergera może wskazywać na to, że był on zwykłym paranoikiem i mitomanem, który w gruncie rzeczy potrafił zrobić sobie doskonały PR, a w gruncie rzeczy nie potrafił niczego. Esesmani zorientowali się, że mogą podrzucić Amerykanom tego szaleńca, który skieruje ich uwagę na inne tory – szczególnie, że mieli oni von Brauna i jego rakiety. Jest jeszcze jedna możliwość, że notatki Schaubergera były zaszyfrowane – właśnie jak u średniowiecznych alchemików, albo w ogóle sfałszowane przez służby mające za zadanie dezinformację. To też jest możliwe.

A tak swoja drogą, to czy współpraca Amerykanów z hitlerowcami była szersza i bardziej owocna, niż nam się wydaje? CIA chroniła zbrodniarzy hitlerowskich, bo ich wiedza była cenna w rozgrywce ze Związkiem Radzieckim i innymi krajami, które wyłamały się spod dyktatu USA – jak to było np. w Chile, gdzie doradcą gen. Pinocheta był zbrodniarz hitlerowski SS-Standartenführer[2] Walther Rauff – odpowiedzialny m.in. za eksterminację Polaków, Cyganów i Żydów w Majdanku przy pomocy ruchomych komór gazowych.[3] 

Tak czy inaczej, Amerykanom nie udało się powtórzyć prac Schaubergera. I zezwolili mu na powrót do domu, bo nie mieli z niego dokładnie niczego pożytecznego, albo przekonali się o jego chorobie psychicznej. Jest jeszcze jedna możliwość – Schauberger pracował nad teorią przemieszczania obiektów materialnych w Czasie, a nie tylko w Przestrzeni – jak to pokazał w swoim filmie pt. „Tajemnice Trzeciej Rzeszy” Gerd Burde – i właśnie dlatego został uznany za wariata. Swoją drogą, to jestem ciekawy, dlaczego nie skierowano go tam, gdzie toczyły się najbardziej tajemnicze działania III Rzeszy – na Dolny Śląsk? Wydaje mi się, że to jest kluczem do tajemnicy tego człowieka… Czy ktoś odpowie mi na to pytanie?

Wrak rzekomego UFO leżący na dnie Zatoki Botnickiej


I już na koniec – niedawno Szwedzi odkryli na dnie Morza Bałtyckiego jakiś dziwny obiekt o dyskoidalnym kształcie, podobny nieco do Falcona Millenium z „Gwiezdnych wojen” George’a Lucasa. Jedni mówią, że to wrak UFO, inni mówią że to jakaś regularna formacja skalna, inni widzą w tym znowu część zatopionego rosyjskiego monitora artyleryjskiego z I lub II Wojny Światowej… A może to jest jakiś hitlerowski statek latający w rodzaju Haunebu czy Vril z silnikami implozyjnymi Schaubergera…? Póki dokładnie nie zbadają ten obiekt, to hipoteza ta jest równouprawniona z innymi.

Tekst i ilustracje – „Tajny XX wieka” nr 31/2013, ss.8-9
Przekład z j. rosyjskiego – Robert K. Leśniakiewicz ©



[1] Autor jest członkiem Interdyscyplinarnej Grupy Badawczej „Źródła Cywilizacji”.
[2] Odpowiednik pułkownika wojsk lądowych.
[3] Tak podaje to niemiecka Wikipedia - http://de.wikipedia.org/wiki/Walther_Rauff