środa, 29 stycznia 2014

IFO NA ORBICIE (1)


Przeloty stacji kosmicznych (Foto Bill Rose)

Przypominam Czytelnikom materiał, który powstał ponad 10 lat temu, a który dotyczy tematyki poruszonej w notce na temat obserwacji NL/RV dokonanej w Toruniu kilka dni temu. Myślę, że warto jest wrócić do czasów, kiedy tych obserwacji było dużo więcej i były naprawdę ciekawe, a zatem:  

---oooOooo---

Gwoli wyjaśnienia Czytelnikowi - IFO, to skrót od słów Identified Flying Object - Zidentyfikowany Obiekt Latający, a zatem obiekt, którego naturę i pochodzenie znamy. Tak w ufologii określa się także UFO, które w trakcie rejestracji i dochodzenia zostały wyjaśnione jako twory naturalnego lub sztucznego pochodzenia. W ciągu całego okresu 1945-2001roku udało się nam zidentyfikować pozytywnie - tzn. udało się wyjaśnić kilka zaledwie obserwacji NOL-i, które okazały się balonami, samolotami czy innymi latającymi maszynami lub rzadkimi zjawiskami Natury, jak np.: meteorytami, bolidami, piorunami kulistymi, itp. W poniższym materiale chciałbym opowiedzieć o kilku z nich, które udało się wyjaśnić dzięki pracy Małopolskiego Centrum Badań UFO i Zjawisk Anomalnych.

MCBUFOiZA działa od 1999 roku już normalnie i zarejestrowała w 2000 roku w sumie 35 ufoincydentów, z czego 2 udało się wyjaśnić jako IFO. Najciekawszym było wyjaśnienie świetlistego fenomenu z dnia 6 maja  2000 roku. Był to - jak się okazało - jedynie jasny bolid dzienny, ochrzczony potem przez astronomów i meteorytologów jako Meteoryt Beskidy. Znany ufolog krakowski Bronisław Rzepecki twierdzi, że ów meteoryt miał dziwną trajektorię, bowiem wykonał on - według jego badań - nad Polską skręt o 90o w prawo, tzn. zmienił kurs lecąc z zachodu na wschód o kąt prosty i wskutek tego poleciał on na południe. Być może chodzi tutaj o dwa meteoryty lub o UFO i meteoryt, który zaobserwowali świadkowie i te dwa niezależne od siebie wydarzenia zbiły się w jedno, podobnie jak w przypadku Wielkiego Bolidu Skandynawskiego z 20 grudnia 1999 roku, co jest drugim IFO wyjaśnionym przez Centrum. Na temat tego drugiego wydarzenia pisałem już na łamach „Nieznanego Świata” i na naszej stronie internetowej.

Rok 2001 przyniósł kolejne wydarzenie, które można śmiało podciągnąć pod IFO, bez uciekania się do hipotez o działalności Kosmitów czy naszej Matki - Ziemi. Na początku sierpnia zatelefonował do mnie Marcin Mioduszewski z informacją o tym, że pewien mieszkaniec Warszawy - pan J.I. (wszystkie dane zastrzeżone) skontaktował się z Centrum w sprawie obserwacji dziwnego obiektu latającego, który zaobserwował on w nocy 6/7 lipca 2001 roku, pomiędzy godzinami 1 a 2 w nocy, stojąc na pomoście na jeziorze Wiartel koło Pisza na Mazurach. Świadek w pewnym momencie zauważył wypełzające na niebo zza północno-zachodniego horyzontu jasne światło - o światłosile dwóch ulicznych lamp, które w ciągu 7-10 sekund wzniosło się w niebo zmniejszając się jednocześnie do wielkości jasnych gwiazd, i potem przemieszczało się w kierunku południowym, wciąż świecąc. Świadek stwierdził, że pod koniec obserwacji jego wygląd nie różnił się od wyglądu sztucznego satelity Ziemi. Cały lot tego światła był bezgłośny, nie ciągnęła się za nim  żadna smuga. Światło było białe. Świadek stwierdził, że z całą pewnością widział albo start szybkiej rakiety, albo NOL-a... Pan J.I. zawiadomił nas o całym wydarzeniu w dniu 11 lipca 2001 roku e-mailem o następującej treści:

11 lipca 2001, 19:00

Nadmiernym entuzjastą UFO, to ja nie jestem, ale ponieważ widziałem coś, co z całą pewnością nie miało charakteru zjawiska naturalnego, to chciałbym prosić o pomoc w ustaleniu lub o wskazanie miejsca, gdzie mógłbym sprawdzić, czy w ostatnią sobotę o świcie (pomiędzy 01:00 a 02:00) odbywał się może start jakiejś rakiety, albo czegoś podobnego.
Będę bardzo wdzięczny za kontakt.
Pozdrawiam - J.I.


Marcin Mioduszewski, który przyjął tą wiadomość, od razu wyczuł pismo nosem i wysłał świadkowi „kartę zgłoszenia obserwacji NOL-a”, dzięki której mamy więcej szczegółów tego frapującego incydentu.

 Zainteresowała mnie ta sprawa o tyle, że start tej rakiety - jeżeli była to rakieta rzecz jasna - miałby miejsce na terenie Kaliningradzkoj Obłasti - rosyjskiej enklawy nad Bałtykiem. Kierunek obserwacji się zgadza - obiekt ten wystartował z okolic Kaliningradu (Królewca), Primorska czy Bałtijska, które to tereny są jednym wielkim poligonem wojskowym, a od 1932 roku także i rakietowym...[1] Lecąc nie zostawiał za sobą smugi kondensacyjnej spalin, bowiem był on na wysokości co najmniej 70-90 km nad Ziemią, tak że świadek mógł widzieć tylko światło płomienia z dyszy jego silnika rakietowego. Podejrzewam, że obserwator umieszczony w Bartoszycach czy Braniewie byłby w stanie zobaczyć początkową fazę jego lotu i ciągnący się za płomieniem „ogon” spalin. Obiekt ten był najprawdopodobniej (a właściwie na pewno) zaobserwowany przez polskich pograniczników przy granicy z Obwodem Kaliningradzkim. Być może funkcjonariusze Straży Granicznej mogli usłyszeć także odgłos pracy jego silników rakietowych przypominający daleki, przeciągły łoskot gromu... Mam nadzieję, że sprawą zainteresowały się już odpowiednie służby polskiego MON i wywiad NATO.

Osobiście zetknąłem się już raz z podobnym fenomenem, kiedy zbierałem materiały do opracowania „UFO nad granicą” (Kraków, 2000) i to właśnie przy granicy z Obwodem Kaliningradzkim (wtedy jeszcze było to terytorium Związku Radzieckiego) w Bartoszycach. 17 stycznia 1991 roku, około godziny 19:00, dwoje obserwatorów - pp. K.W. i K.L. (dane zastrzeżone) zaobserwowali nad horyzontem, dwa świetliste obiekty, które miały kroplowaty kształt, przypominający kształt płomienia wylotowego z dyszy silnika rakietowego. Najprawdopodobniej nie były to żadne NOL-e, a po prostu pociski rakietowe odpalane z jakiegoś samolotu w kierunku ziemi, albo próba lądowania jakiegoś radzieckiego urządzenia kosmicznego, które sprowadzono na tameczny poligon Armii Radzieckiej. Takie rzeczy się też zdarzały w historii kosmonautyki radzieckiej.[2]

Innym ciekawym incydentem z 26 sierpnia 1993 roku była obserwacja typu DD/RV z okolic Wąsosza Grajewskiego, kiedy to świadek pan E.F. z Wrocławia  (dane zastrzeżone), zaobserwował jakiś dziwny obiekt latający w kształcie latającego spodka z kulistym występem, przelatujący nad starymi fortyfikacjami w rejonie biebrzańskich mokradeł. Sprawa ta narobiła sporo huku w polskim światku ufologicznym. Dziś, po upływie 8 lat od tego wydarzenia, widzę w nim nie manifestację UFO, a jedynie przelot nieznanej konstrukcji ziemskiego - a konkretnie rosyjskiego aparatu szpiegowskiego nad terytorium Polski. Aparat ten zbudowany został w oparciu o konstrukcję typu „stealth” i leciał na niskim pułapie - poniżej 200 m, znad Białorusi w kierunku Obwodu Kaliningadzkiego, a wiadomo, że w urozmaiconym terenie, na takim pułapie jest on   n i e   d o   w y k r y c i a   przez żaden, nawet najbardziej nowoczesny radiolokator! Jak mogą wyglądać takie aparaty - ukazują je zdjęcia. Są to zwiadowcze maszyny latające wojsk NATO.

Nawiasem mówiąc amerykańskie aparaty zwiadowcze też wykonywały nad Polską loty rozpoznawcze, że wspomnę obserwację typu NL/RV w dniu 28 kwietnia 1993 roku, w godzinach 20:30 - 20:32. Początkowo sądziłem, że mam do czynienia z UFO, ale rychło doszedłem do wniosku, że to mógł być amerykański hipersoniczny samolot zwiadowczy Aurora, który wypuszczono z baz USAF w Brindisi lub USNavy w Gaeta we Włoszech z zadaniem przelotu nad Jugosławią, Węgrami, Słowacją, południową Polską, Ukrainą i Morzem Czarnym do Izmir AFB w Turcji... Długość trasy takiego lotu doskonale pokrywa się z zasięgiem Aurory - niemal równo 10.000 km... Proszę nie zapominać, że rok 1993 był kluczowym dla Polski. W dniu 17 września 1993 roku z Polski wycofywały się rosyjskie wojska, a 19 września miały miejsce wybory parlamentarne, których wynik mógł zdestabilizować na trwale sytuację polityczną w tym punkcie Europy. W Rosji po puczu Janajewa i Kriuczkowa z 19-21 sierpnia 1991 roku, szykował się kolejny przewrót, który miał miejsce w październiku tamtego roku.  Pogląd ten podziela znany polski astronom prof. dr hab. Bogdan Rompolt z Wrocławia, z którym przedyskutowałem te aspekty obserwacji UFO w dniu 10 sierpnia 2001 roku w Jordanowie. Według jego poglądów, większość (ale nie wszystkie!) UFO na polskim niebie, to aparaty zwiadowcze obu mocarstw i NATO.

Osobiście żywię brzydkie podejrzenie, że sławetna ufokatastrofa w nocy 14/15 kwietnia 1995 roku w okolicach Węgorzewa, była de facto  katastrofą rosyjskiego aparatu zwiadowczego lub nawet... kosmicznego?[3]

Druga - jeszcze słynniejsza ufokatastrofa z dnia 21 stycznia 1959 roku - znana pod nazwą „Incydentu Gdyńskiego” także mogła mieć jakiś związek z radzieckimi próbami kosmicznymi. Chciałbym widzieć dziennikarza, który napisałby, że w basen portowy numer 4 wpadł radziecki aparat kosmiczny, który miał tam twarde wodowanie! - nie! - coś takiego w życiu nie przeszłoby przez cenzurę! Dlatego pojawiło się UFO, albo - jak chce tego A. S. Pilski - zwyczajny żelaznoniklowy meteoryt... Co do humanoidów, które tam ponoć znaleziono, to mogły to być zwyczajne, całkiem ziemskie, małpy doświadczalne.[4]

Wracając do wydarzenia z lipca 2001 roku, to podejrzewam, że mamy tutaj do czynienia z próbą jakiegoś elementu rosyjskiego systemu broni antysatelitarnej lub przeciwbalistycznej. Podejrzenie to opieram tym, że 13 lipca - a zatem tydzień po tym wydarzeniu - Amerykanie przeprowadzili doświadczenie z przeciwpociskiem ASAT z głowicą EKW - odpalonego z atolu Kwajalein, który uderzył w standardowy ICBM typu Minuteman wystrzelony z kosmodromu Vanderberg III AFB w Kalifornii, z powodzeniem! Wyglądałoby zatem na to, że Rosjanie wbrew temu, co oficjalnie głoszą - pracują i to bardzo intensywnie nad własną tarczą antyrakietową i anty-satelitarną! Temu może służyć także rosyjski eksperyment o kryptonimie Boлна (Fala), przeprowadzony w dniu 20 lipca 2001 roku, a który polegał na wystrzeleniu z pokładu atomowego okrętu podwodnego na Morzu Barentsa, satelity lecącego na wysokości podorbitalnej, który to satelita miał za zadanie rozwinąć „żagiel słoneczny” i wykorzystać ciśnienie światła dla zmiany swej trajektorii. Po tej operacji satelita ten spadł na Kamczatkę. Bajeczka to - nie powiem - urocza. Tyle, że nieprawdziwa od A do Zet. Satelita ten najprawdopodobniej miał rozwinąć, ale nie żagiel słoneczny - ciśnienie światła Słońca w pobliżu Ziemi jest nieduże – 0,5 N/km² - a zwierciadło do odbijania promieni laserowych... Innymi słowy mówiąc, była to powtórka eksperymentu o kryptonimie Пятно-2½ (Plama-2½), który usiłowano przeprowadzić w 1999 roku na stacji kosmicznej „Mir”. Wtedy zwierciadło o średnicy 25 m nie chciało się rozłożyć, dając na ciemnej stronie Ziemi słonecznego „zajączka” o średnicy ok. 5 km. Teraz eksperyment ten się powiódł... - o czym doniosły rosyjskie media.

Znany katowicki ufolog i znawca nowoczesnych militariów Tomasz Niesporek twierdzi, że eksperyment Fala dotyczył doświadczenia z rosyjską wersją broni wykorzystującej mikrofale, która to broń przypomina w działaniu amerykański eksperyment HAARP - pobudzanie górnych warstw atmosfery przy pomocy silnych, skupionych wiązek fal radiowych o bardzo wysokich częstotliwościach rzędu kilku GHz. Wiązki takie mogłyby spowodować m.in. katakliktyczne zmiany pogody na określonym obszarze - np. gwałtowne ulewy i katastrofalne powodzie. I rzecz taka nie byłaby do udowodnienia! W tym układzie, broń ta stanowiłaby zagrożenie dla układów elektronicznych amerykańskich satelitów szpiegowskich i ewentualnych głowic bojowych pocisków rakietowych - szczególnie jądrowych i termojądrowych. Te ostatnie byłyby unieszkodliwiane   b e z   p o w o d o w a n i a   ich eksplozji! Idealna broń przeciwrakietowa i przeciwsatelitarna... Jakaż szkoda, że nie dożył tej chwili znany zakopiański specjalista od broni jądrowej i strategii kosmicznej prof. dr inż. Zbigniew Schneigert, który zmarł w 1998 roku.

Jest jeszcze jedna możliwość, a mianowicie - pan. I.J. widział próbne odpalenie rosyjskiej rakiety najnowszej generacji typu Тополь M (Topol M), której osiągi są nieporównywalnie lepsze od rakiet zachodnich, a których pułk (10 pocisków) wszedł do służby jeszcze za rządów Borysa Jelcyna. Pociski te są bardzo szybkie i mogą osiągać swe cele w krótkim czasie.

Mimo tego, istnieje jeszcze kilka - jak to się określa w żargonie tajnych służb - nie zamkniętych rachunków, czyli informacji o NOL-ach, które nie mają żadnego pozytywnego wyjaśnienia, czyli stanowią właśnie UFO. Kilka z nich wymienili Bartosz Soczówka z Marcinem Mioduszewskim w swych internetowych sprawozdaniach (a także na łamach „Czasu UFO”) z obserwacji NOO.[5] Ostatni, z jakim mieliśmy do czynienia, a który stanowi odpowiedź na jeden z moich artykułów z „Nieznanego Świata”, to relacja pana L.A. (dane zastrzeżone) z Torunia, który zaobserwował satelity czy raczej quasi-satelity, poruszające się po niebie w trójkowej formacji. Pozwolę sobie zacytować jego relację niemal w całości:

[...] Przypomnę, iż obserwacja ta miała miejsce 3 września 1999 roku w okolicach Młodych Jarek, tzn. około 16 km na zachód od Torunia. Wybrałem się na teren dawnego poligonu wojskowego, by w praktyce wykorzystać wiadomości o metodach fotografowania nieba. Koło godziny 22:00 na jego północnej części zaobserwowałem pojedynczy punkt poruszający się w kierunku południowym. Nie zwróciłem nań początkowo uwagi sądząc, że to był typowy satelita. W chwilę później mój wzrok ponownie skupił się na tym obiekcie. Wtedy to dostrzegłem, że mam do czynienia z formacją trójkątną. Początkowo wyobraźnia kazała twierdzić, iż jest to obiekt, którego tylko skrajne punkty były widoczne. Jednak jak się okazało, całość była przeźroczysta. Początek obserwacji przelotu nastąpił jakieś 25o na wschód od Gwiazdy Polarnej (Polaris). [...] Przelot był prostoliniowy, choć wydawało mi się, że obiekty poruszały się po trajektorii zbliżonej do łuku, w kierunku południowo-wschodnim.  Jasność trzech punktów, składowych trójkąta (satelitów?) była jednakowa i wedle mojego uznania wynosiła około 3m...4m. czas obserwacji zbliżony do 1 minuty. [...] Wielkość tego trójkąta była zbliżona do wielkości Księżyca w pełni.
Chciałbym również przesłać Panu opinię mojego przyjaciela, astronoma z toruńskiego planetarium. Stwierdził on w rozmowie ze mną, iż pierwszy raz spotyka się z takim „zjawiskiem”. Twierdzi także, iż gdyby to rzeczywiście były satelity szpiegowskie, zapewne nie przejawiałyby takiej widowiskowej aktywności na niebie. Ponadto musiałyby być zawieszone na dużej wysokości, rzędu 200-300 km nad Ziemią, a odległość pomiędzy nimi musiałaby wynosić kilka kilometrów. Podaje on mi natomiast kilka możliwości zakwalifikowania tychże struktur:
v Ze względu na podane wyżej wielkości raczej błędnym stwierdzeniem jest to, iż jest to obiekt jednorodny.
v Gdyby były to niepowiązane ze sobą satelity, a utworzenie formacji trójkąta nastąpiłoby przypadkowo, to nie jest możliwe, by utrzymała się ona tak długo w takim układzie - rozproszyłaby się ona momentalnie lub w bardzo krótkim czasie i każdy satelita poleciałby swoją trajektorią.
v Istnieje ewentualność, że były to meteory, jasne bolidy rozpadające się na kawałki, ale jest mało prawdopodobne, by przybrały one kształt formacji trójkąta.
v Być może były to światła pozycyjne samolotu[ów].

Taka była profesjonalna ocena astronoma. Dość mało konkretna, troszeczkę zdystansowana co do nadania zjawisku przydomku „tajemnicze”. Z drugiej jednak strony, na pewno posiadaliśmy zbyt mało informacji, co do szybkości poruszania się, dokładnej wielkości, dokładnej jasności, itp. by to w pełni zdiagnozować.

Ba! - pan L.A. jest optymistą i to wielkim, boż takich wydarzeń było więcej, tylko nie mówi się o nich już to z niewiedzy, już to ze strachu „że zrobią ze mnie wariata”... Czy spotkał się on z takim obiektem, jaki uchwycił na kliszy pewien Belg w dniu 1 grudnia 1990 roku nad Brukselą? Ten obiekt też jest trójkątny i - jak widać - porusza się niezwykle szybko.

Kolejnym nie zamkniętym rachunkiem jest tajemnicze wydarzenie z początków października 1996 roku. Tego wieczoru, około godziny 18:30 wyszedłem przed dom, by popatrzeć na niebo - jak czynię to zawsze. Stałem zwrócony twarzą ku południowi i naraz moją uwagę przykuło silne światło na wschodnim horyzoncie, które poruszało się w moją stronę. W ciągu 15-20 sekund to silne - o jasności co najmniej -5m  -światło  znalazło się niemal w zenicie i powoli przygasając zmierzało w kierunku zachodnim. Po jakichś następnych 20 sekundach tajemnicze światło znikło za górami na zachodnim skraju widnokręgu...

W chwilę później rozdzwonił się telefon, bo zjawisko to było widziane przez wielu mieszkańców Jordanowa i okolic. Podejrzewam, że było ono widziane na obszarze całej Małopolski i może jeszcze dalej. Najbardziej dziwnym w tej historii są dwie rzeczy:
v NOL poruszał się ze wschodu na zachód, a zatem w kierunku przeciwnym do ruchu większości satelitów Ziemi. Rzecz w tym, ze w przypadku takiego ruchu satelity, musi on być rozpędzany z ogromnym nakładem energii, by zniwelować ruch obrotowy Ziemi ze wschodu na zachód. W normalnym przypadku, satelity wystrzeliwuje się w kierunku odwrotnym - z zachodu na wschód, tak by ich ruch składał się z ruchem obrotowym Ziemi, co jest dalece mniej energochłonne.
v NOL był bardzo jasny i przez cały czas świecił mocnym, białym światłem. Współpracownik MCBUFOiZA, Henryk Duszniak z Jordanowa twierdzi, że obiekt świecił tak silnie nawet wschodząc nad wschodnim horyzontem. Przecież ten NOL znajdował się już w stożku cienia i półcienia rzucanego przez Ziemię, a zatem nie powinien świecić promieniami słonecznymi odeń odbitymi, a jednak świecił, a zatem   m u s i a ł    on świecić własnym światłem!

Wtedy jednak sądziłem, że to jakiś eksperyment na Mirze i dałem sobie spokój. Opamiętanie przyszło wtedy, kiedy uświadomiłem sobie, iż orbita Mira jest zupełnie inna, i że Mir lata „normalnie” - tj. z zachodu na wschód!... - jak teraz ISS.  A zatem co leciało wtedy nad południową Polską, w ów wieczór w kolorze śliwkowym i świeciło jaśniej od Wenus w najjaśniejszej fazie? Czy był to w ogóle jakiś satelita???... - ale jeżeli nie był to satelita, to co?

Powróćmy jeszcze do wydarzeń, które wskazywały by na to, że mamy jednak do czynienia nie z Obcymi, ale z ziemskimi konstrukcjami stratosferycznymi lub kosmicznymi. Być może są to amerykańskie lub rosyjskie pojazdy kosmiczne w rodzaju tych, które obrazuje zdjęcie. Ten pojazd jest jednostopniową rakietą kosmiczną wielokrotnego użytku - Single-Stage-to-Orbit (SSTO) - która byłaby w stanie dosięgnąć LEO[6] używając tylko jednego boostera! Nie muszę chyba mówić, że byłaby to rewolucja w kosmonautyce?!...

Jako ufolog podejrzewam, że właśnie nad takimi pojazdami pracuje się w słynnej „Area-51” i innych „S-4” po obu stronach oceanu. Podobne projekty kosmiczne mają ESA i NASDA oraz kosmonautyka chińska. Dlatego też uważam, że wiele z dziwnych przypadków obserwacji typu NL/NOO da się nimi wyjaśnić - z tym, że słowo wiele nie oznacza bynajmniej wszystkie. Nie,  t a k i m   optymistą nie jestem... Wyjaśnienia tych i innych obserwacji zapewne pleśnieją gdzieś na dnie pancernych safesów MON i Wojskowych Służb Informacyjnych...


UOO i Leonidy...


Skończyła się pierwsza jesień nowego stulecia i tysiąclecia. Za oknem tańczą płatki pierwszego śniegu. I tak się składa, że po letnich szaleństwach związanych z badaniami piktogramów zbożowych w Jugowej na Dolnym Śląsku i Łące na Podkarpaciu przyszły chude czasy. Nie było żadnych spektakularnych obserwacji UFO, a te, które zarejestrowano w ramach Małopolskiego Centrum Badań UFO i Zjawisk Anomalnych, pochodziły z lat wcześniejszych i nawet trąciły myszką... Nie było nawet obserwacji typu NL czy NOO, które zawsze nabijały nam statystykę. Najciekawszym był przypadek z Orawy, gdzie w Wielki Czwartek a. D. 2001 dwóch świadków zostało oświetlonych silnym snopem światła pochodzącym z... - no właśnie - chyba z NNOL-a! Ale to był koniec atrakcji. 

CDN.



[1] To właśnie w okolicach Królewca i Bałtijska prowadzono prace nad niemieckimi rakietami typu HW-2 i pociskami odrzutowymi A-2/V-1, o czym mówił m.in. „Raport z Königsberg” dla brytyjskiego wywiadu w 1939 roku.
[2] „Ofiary radzieckiej kosmonautyki”, film w reż. Glena R. Jonesa, BBC, 1999.
[3] W tej chwili jestem właściwie pewien, że był to tylko zwykły humbug, co opisałem w innym opracowaniu.
[4] Właściwie wiele poszlak wskazuje na to, że była to udana próba zdjęcia z orbity amerykańskiego biosatelity Zeta SCORE, o czym pisze szerzej w opracowaniu „UFO i Kosmos” (Tolkmicko 2010).
[5] NOO = Nieznany Obiekt Orbitalny, w wersji anglojęzycznej - UOO = Unknown Orbiting Object.
[6] Niska orbita wokółziemska.