wtorek, 28 stycznia 2014

SŁUP DYMU NAD ROSJĄ


Najpierw była sensacyjna informacja w głównym wydaniu Wiadomości TVP-1 z dnia 13 marca 2001 roku, którą potem powtórzył Super Express w dniu 14 marca. Otóż wieczorem, dnia 12 marca 2001 roku, o godzinie 18:30 czasu moskiewskiego (czyli 20:30 CŚE), załoga polskiego samolotu typu Boeing 737-500, oznaczony jako SP-LKF lecącego z Moskwy (SVO) do Warszawy (WAW) lot nr LO 678, w kilka minut po starcie z lotniska, w odległości 200-250 km (rozbieżności w relacjach świadków) na zachód od Moskwy, zauważyła ogromny, bijący w niebo na 11 km słup ciemnego dymu. Słup ten widziało jeszcze kilkanaście załóg innych maszyn lecących z lub do Moskwy z kierunku zachodniego. Po wylądowaniu w Warszawie na Okęciu, Boeinga poddano kontrolnym testom na radioaktywność - obawiano się bowiem tego, że był to grzyb po wybuchu jądrowym lub po awarii reaktora jądrowego elektrowni nuklearnej w Smoleńsku. Na szczęście nie stwierdzono podwyższonej radiacji. Nie stwierdzono także żadnych silniejszych wstrząsów podziemnych dobiegających z tamtego rejonu, jedynie stacja sejsmograficzna w Helsinkach odnotowała słabe wstrząsy w okolicach Moskwy.


Ludzie gubili się w domysłach, sądzono m.in., że samolot wszedł w strefę działania jakiegoś niezbyt dobrze znanego zjawiska atmosferycznego - wersja lansowana przez rosyjskie Ministerstwo ds. Sytuacji Nadzwyczajnych; wybuch w składzie amunicji, wybuch międzykontynentalnej rakiety balistycznej ICBM w silosie, wybuch składowanego w silosach paliwa rakietowego... Jedno jest absolutnie pewne i uspokajające - to nie reaktor w Smoleńskiej EJ. Wybuch wulkanu? - w rejonie Moskwy nie ma wulkanów, chociaż obraz silnego wybuchu typu Wezuwiusza czy Mt. Pele daje wysokie słupy lekkich frakcji tefry sięgających do kilku kilometrów wysokości. Ale erupcje wulkaniczne dają zupełnie inny obraz zjawiska, gdyż towarzyszą im wstrząsy tektoniczne i wydzielanie się trujących gazów, głównie: dwutlenku i tlenku węgla, tlenków siarki i siarkowodoru oraz związków chloru i innych halogenów. Tego nie stwierdzono.

15  marca Rosjanie podali oficjalnie, że słup dymu powstał w wyniku pożaru zachodniej nitki gazociągu biegnącego z Tweru w kierunku zachodnim - vide mapa - i że nic niezwykłego poza zwykłym pożarem tam nie zaszło... Pożar zniszczył ponoć 70 m gazociągu w okolicach Tweru leżącego 160 km na północ od Moskwy.

Takie wyjaśnienie jeszcze bardziej pogłębiło zagadkę, boż słup dymu widziano przecież 200-250 km na zachód od Moskwy. To po pierwsze.

Po drugie: widziano potężny słup dymu, a nie ognia. W przypadku pożaru gazociągu czy ropociągu - te ostatnie przebiegają na zachód od Moskwy, ale w jeszcze większej odległości - widziano by na tle ciemnej ziemi jasne pomarańczowo-czerwone płomienie i podświetlone nimi kłęby dymu, i byłoby oczywiste, że chodzi o zwykły pożar...  Gaz ziemny pali się słabo kopcącym płomieniem, więc nie mógł to być pożar gazu. Wybuch gazociągu mógłby spowodować wytrysk fontanny ognia na 1.500 - 2.000 metrów, jak to miało miejsce w Azerbejdżanie, Armenii i USA, ale potem słup płomieni byłby znacznie wyższy i nie wydzielałby on tak wiele dymu...

Po trzecie: nie mógł to być zwykły pożar, bowiem nawet gwałtowna burza ogniowa nie spowodowałaby powstania słupa dymu wysokiego na 11 km, a grzyba dymu, który przypominałby grzyb po wybuchu jądrowym.

To nie mógł być także wybuch jądrowy, bo w takim przypadku stwierdzono by silne wstrząsy podziemne o nietypowej charakterystyce pozwalającej na błyskawiczne zidentyfikowanie wstrząsu jako efektu wybuchu nuklearnego. No i rzecz jasna skażenia radioaktywne samolotów. Tego nie stwierdzono. Nie stwierdzono także typowej w takich przypadkach kuli ognistej i fal uderzeniowych eksplozji. Nie stwierdzono także wystąpienia EPM - czyli efektu pulsu magnetycznego eksplozji jądrowej. Synergiczne działanie błysku neutronowego, błysku termicznego i EPM wybuchu jądrowego spowodowałoby śmierć ludzi na pokładzie polskiego samolotu, o ile nie zostałby wcześniej sprasowany na placek uderzeniem naddźwiękowej fali eksplozji...

Co to być mogło? W niedzielnej audycji z cyklu „Nautilius Radia Zet” w dniu 18 marca 2001 roku będący gościem programu Igor Witkowski stwierdził, że obraz tego zdarzenia przypomina mu dość dokładnie powietrzny wybuch jądrowy, aliści nim na pewno nie był ze względu na to, że jak już podałem wyżej - nie stwierdzono wystąpienia zjawisk świetlnych, akustycznych i magneto-elektrycznych towarzyszących tego rodzaju eksplozjom. W swoim wejściu antenowym z kolei skojarzyłem ten dziwny incydent z wydarzeniem z 30 czerwca 1908 roku, jakim był spadek tzw. Meteorytu Tunguskiego w syberyjską tajgę. Wtedy też zaobserwowano chmurę ciemnego dymu, która uniosła się do stratosfery - czyli na co najmniej 10 km nad Ziemię. Ale w przypadku podmoskiewskim nie było innych efektów fizycznych tego wydarzenia, a zatem...

Jest jeszcze jedno wytłumaczenia - w rejonie Moskwy spadł jakiś masywny sztuczny satelita Ziemi, który pozostawił po sobie smugę dymu, która potem słabe wiatry „rozmazały” w kolumnę, zaś silne stratosferyczne wiatry „jet streams” rozwiały ją całkowicie powyżej 11.000 metrów. To też jest jakieś wytłumaczenie, ale moim zdaniem też ciągnięte za włosy...

A zatem mamy znowu zagadkę i to techniczną, przez to groźną dla ekosystemu planety. Bo jestem pewien, że była to robota człowieka. Mam nadzieję, że nie był to wybuch jakiegoś składu broni biologicznej czy chemicznej, których na terenach byłego Związku Radzieckiego jest bardzo dużo, a wszystkie SOWIERSZIENNO SIEKRIETNO, a w dzisiejszej Rosji nie ma środków na ich utrzymanie, więc siłą rzeczy takie wypadki mogą się zdarzyć... i to w każdej dosłownie chwili. Przykład wzięcia przez rosyjski OPL norweskiej rakiety meteorologicznej za amerykański ICBM i postawienie rosyjskich sił rakietowych w stan najwyższej gotowości bojowej w 1995 roku, czy ostatnie wydarzenia związane z zatonięciem okrętu podwodnego K-141 Kursk w sierpniu 2000 roku wskazują na to, że wystarczy jeden impuls, jeden bit fałszywej informacji wklepanej na dysk komputera, jeden nieopatrzny ruch joysticka czy jeden przedmiot wrzucony do silosu albo składu i bieda gotowa, i to taka, w porównaniu z którą katastrofa czarnobylska wydawać się będzie wiosennym deszczykiem... Obym się mylił! - ale niestety, wszystko wskazuje na to, że to my, ekolodzy mamy rację. Tylko, że nikt nas nie słucha.[1]


---oooOooo---


A teraz będzie najciekawsze. W grudniu 2013 roku zapytałem o ten właśnie incydent mojego rosyjskiego korespondenta Pana Wadima Ilina. Okazało się, że Rosjanie w ogóle nic nie wiedzą na ten temat! Co więcej – byłem pierwszym, który cośkolwiek im powiedział o tym wydarzeniu! Nie wie o tym nic także Michaił Gersztejn i ufolodzy z jego grupy. Czyli co? – oznacza to, że  tajemniczy słup dymu nad Rosją pozostaje zagadką!




[1] Źródła: 1. Telewizja Polska Program Pierwszy (TVP-1) w programie "Wiadomosci" z dnia 13.III.2001 roku, 2. Gazeta "SuperExpress" nr z dnia 14.III.2001 roku - materiał odredakcyjny.