poniedziałek, 24 lutego 2014

Jeszcze o płonących kościołach - opinie fachowca


Zwróciłem się do moich klubowiczów z Internetowego Klubu Miłośników Grzybów DARZ GRZYB (WWW.nagrzyby.pl) z zapytaniem, co o tym wszystkim sądzą. Nie czekałem długo – odezwał się mieszkający w Chełmie Nadir, który taką dał mi odpowiedź – cytuję z naszego forum:

Nadir:
Robert, ciekawy przypadek i ciekawe próby wyjaśnienia go (wydarzenia w Jordanowie w 1967r.).

Robert napisał(a):
Ale ten rodzaj zimowych wyładowań jest szczególnie niebezpieczny gdyż generowane są tzw. wyładowania dodatnie. Są one kilka razy dłuższe, mają początek w stropie chmury i mogą nieść nawet 10 razy większą energię.
Tu przydałoby się małe sprostowanie: wyładowania dodatnie powstają w "głowie" chmury cumulonimbus (często zwanej też, zależnie od kształtu - kalafiorem, grzybem lub kowadłem), natomiast określenie "stopa"[1] raczej kojarzy się z podstawą chmur, a z podstawy chmur pochodzą wyładowania ujemne.

Robert napisał(a):
Przyczyną wybuchu tego spektakularnego pożaru było – jak widać z cytowanej notatki – uderzenie pioruna. I tutaj rzecz przeciekawa – TO BYŁ TYLKO JEDEN PIORUN. Jeden!
I w tym nie ma naprawdę NIC DZIWNEGO. Wyładowanie atmosferyczne dodatnie ma kilka-kilkanaście razy większą energię niż wyładowanie ujemne. Powodem tego jest dużo większa różnica potencjałów niezbędna do zainicjowania wyładowania. W przypadku wyładowań ujemnych ("minus" w chmurze, "plus" na ziemi) przeciętna droga do pokonania to 2 do 3 km, podczas gdy wyładowania dodatnie mają swój kraniec nawet na wysokości 15 do 20 km.
Skoro wyładowania ujemne (najczęstsze, bo stanowiące około 90% ogółu wyładowań atmosferycznych) potrafią doprowadzić do pożaru budynków, to wielokrotnie silniejsze wyładowania dodatnie tym bardziej dadzą sobie z tym radę

Energia pojedynczego wyładowania (czy to dodatniego, czy ujemnego) nie jest jakąś niesamowicie wielką energią. Szkopuł w tym, że zostaje dostarczona do określonego celu w bardzo krótkim czasie, co uniemożliwia jej szybkie rozproszenie. Elektryczna natura tej energii sprawia, że kumuluje się ona i (nomen omen) błyskawicznie zamienia w ciepło w przedmiotach przewodzących, ale nie w tych które dobrze przewodzą prąd, tylko właśnie w tych trochę gorzej przewodzących. I właśnie stąd się biorą pożary wszelkich drewnianych konstrukcji "poczęstowanych" piorunem.

Ale głównym przyczynkiem do takich pożarów jest niedbałość o instalacje odgromowe obiektów, wadliwe ich zaprojektowanie i wykonanie lub wręcz brak takich instalacji. Rzecz następna: brak kontroli stanu i konserwacji instalacji odgromowych to rzecz tak nagminna, że w zasadzie można przyjąć za pewnik: przeciętna instalacja odgromowa spełnia swoje zadanie przez pierwszych kilka (nie więcej niż 4-5) lat od wybudowania budynku, potem niestety w 95% przypadków pełni rolę wyłącznie "dekoracyjną". A wiadomo przecież, że najbardziej narażone na wyładowania atmosferyczne są wysokie budynki, w tym kościoły. Równocześnie - kontrola i konserwacja instalacji na takich budowlach jest najbardziej skomplikowana i kosztowna, w skutek czego bardzo często zostaje po prostu zaniechana. I wszystko jest dobrze, ale tylko "do pierwszego pioruna".

Polskie normy i przepisy związane z ochroną odgromową są jasne, ścisłe i zwięzłe. Problem w tym, że nie są prawie w ogóle egzekwowane...

Jak wynika z jordanowskiej relacji świadków, ów piorun był tylko jeden. Tak też właśnie mogło być, szczególnie jeżeli wyładowanie było typu dodatniego. Mało tego, takie wyładowanie mogło uderzyć w kościół ...przy czystym niebie nad głowami. Natura wyładowań dodatnich jest taka, że z racji swojej ogromnej długości mają także wielki zasięg i mogą np. powstawać z komórki burzowej odległej o dziesiątki kilometrów (historia odnotowała już takie przypadki, że piorun uderzał w ziemię z chmury odległej o ponad 50 km). Stąd prawdopodobnie wywodzi się określenie "grom z jasnego nieba". Prawda jest taka, że taki grom może w nas łupnąć z czystego, słonecznego nieba.

Robert napisał(a):
I jeszcze jeden przypadek na poparcie tej tezy: ponownie Jordanów, jesień 1994 roku lub wiosna 1995. Około godziny 22. zaczęły ni z tego ni z owego SAME bić wszystkie dzwony w naszym Sanktuarium. Kiedy bicie w dzwony trwało około kwadransa, mój ojciec Adam Leśniakiewicz wraz z kilkoma strażakami (pamięć pożaru w 1967 roku była wciąż żywa – sic!) udali się do kościoła w celu zbadania sytuacji. Przybyły na to miejsce kustosz Sanktuarium ks. dziekan Bolesław Wawak stwierdził, że z nieznanej przyczyny doszło do zwarcia w instalacji elektrycznej sterującej pracą mechanizmu napędowego dzwonów i to spowodowało ten alarm. Niby mało znaczące wydarzenie – zwarcie i kropka. Ale jest jeden problem: to zwarcie NIE MOGŁO POWSTAĆ SAMO Z SIEBIE, a zatem coś MUSIAŁO je spowodować. Poza tym taki przypadek już się nigdy nie powtórzył, a powinien, skoro to było tylko zwarcie instalacji. Coś to musiało spowodować, to oczywiste.
Oczywiście, że nie powstało samo z siebie, było najprawdopodobniej wywołane właśnie niesprawnością instalacji. Zwarcia w instalacjach elektrycznych to nie jest jakiś fenomen, one zdarzają się nawet we współczesnych instalacjach, a co dopiero w wiekowych (dosłownie wiekowych) wiązkach przewodów oplecionych bawełną... W większości budowli takich jak kościoły - instalacje elektryczne mają kilkadziesiąt, czasem nawet blisko albo wręcz ponad 100 lat. Gdy powstawały, to nie istniały jeszcze materiały izolacyjne jakie mamy dziś. Powszechny dziś polwinit nawet się nie śnił ówczesnym konstruktorom obwodów elektrycznych.
Osobiście widziałem takie pradawne instalacje w trzech najstarszych chełmskich kościołach (na ich "górnym zapleczu") Pierwsza myśl jaka się nasuwa widząc to z bliska: "...że też to się jeszcze nie sfajczyło!".
Naprawdę nie są potrzebne do tego bliskie, ani nawet dalekie przeloty obiektów NOL. Wystarczy "ząb czasu".

Zenit:
Nadir, wyjaśniłeś wszystko doskonale i perfekcyjnie nic tylko podpisać się pod tym (znam podobne opowiadania od znajomej która widziała latającą kulę przy bezchmurnym niebie... teraz wszystko rozumiem)

---oooOooo---

Zenit napisał(a):
wyjaśniłeś wszystko doskonale i perfekcyjnie
...się studiowało m.in. ochronę odgromową to się co nieco wie…

Zenit napisał(a):
(znam podobne opowiadania od znajomej która widziała latającą kulę przy bezchmurnym niebie... teraz wszystko rozumiem)
Otóż, ...właśnie wydaje mi się, że mylisz pojęcia.

Latające przy bezchmurnym niebie kule (pomijam tu aspekt ewentualnego istnienia UFO) - to zjawisko nosi ogólną nazwę "pioruna kulistego" i jest zupełnie czymś innym, niż wyładowania elektryczne potocznie nazywane piorunami lub błyskawicami. Ja opisywałem błyskawice, z których te "dodatnie" są ogromnej długości i taki piorun potrafi np. uderzyć po skosie wylatując z "czubka" chmury burzowej, która jest daleko od nas, wręcz na horyzoncie. A drugi koniec tego pioruna może trafić nas prosto w czoło. I tu zupełnie bez żartów piszę, takie rzeczy się zdarzają. Oglądałem kiedyś zagraniczny dokument - relacje ludzi ze spotkań z "gromem z jasnego nieba". W jednej z nich pewien rowerzysta trenujący sobie w górach dostał dosłownie w głowę piorunem przy czystym pogodnym niebie. Ponieważ byli nieopodal świadkowie, to oni uratowali mu życie szybko wzywając pomoc. Potem okazało się (z relacji innych osób) że po drugiej stronie góry, u której zbocza podróżował sobie "trafiony" - trwała w tym czasie burza, podczas gdy po stronie ofiary pioruna było czyste pogodne niebo. Ja to oglądałem w TV, ale jak poszukasz w necie, to pewnie bez problemu znajdziesz takie relacje…

Zwykłe pioruny trwają ułamki sekundy, ale możemy je zauważać głównie dzięki ich wielkim rozmiarom i wielkiej ilości generowanego światła oraz ...szybkości naszego wzroku. Natomiast zjawisko "pioruna kulistego" to świetlista kula widywana czasem przez ludzi, ale z dużo mniejszej odległości, poruszająca się czasem wolniej niż latawiec czy weselny lampion. Jest zjawiskiem trwającym nawet dziesiątki sekund, a nie ułamek sekundy. Jest unoszony prądami wiatru, porusza się dość nisko nad ziemią i potrafi nawet wlecieć do budynku. Czasem utrzymuje się w powietrzu nieruchomo jakby był jakimś statkiem kosmicznym. Co ciekawe, często towarzyszy mu cichy dźwięk "syczenia".

Choć niektórzy wkładają istnienie piorunów kulistych między bajki, ono na prawdę istnieją. Jest wiele relacji ludzi, którzy spotkali się w tym zjawiskiem.
Sam osobiście nie miałem z tym do czynienia, ale znam osobiste relacje dwóch osób, które widziały to zjawisko.
W jednej z nich (relacji mojej babci z jej młodych lat) taka "świetlista niebieskawa sycząca kula" wleciała niegdyś do ich mieszkania w piękne pogodne letnie popołudnie. Ponieważ było gorąco i pootwierane okna i drzwi - świecąca kula zawitawszy do domu drzwiami ...wyfrunęła sobie oknem.
Druga relacja (osoby spoza mojej rodziny) opowiada o przypadku spotkania z taką kulą przy pracy w polu. Osoba relacjonująca to wydarzenie również słyszała syczący dźwięk, ale co gorsza - była świadkiem porażenia drugiego człowieka przez tę lecącą kulę. Według jej relacji - jej kuzyn pracujący nieopodal znalazł się na torze świetlistego zjawiska, a ponieważ był odwrócony tyłem to go nie zauważył. Po "dotknięciu" wstrząsnęło nim i upadł oszołomiony na ziemię. Ona, obserwując całe zajście nawet nie zdążyła go ostrzec, bo w pierwszej chwili sama nie wiedziała co tak naprawdę widzi. A gdy zobaczyła że go to poraziło - jej uwaga skupiła się na stanie i ratowaniu kuzyna, więc odwróciła uwagę od kuli i nie zaobserwowała co się dalej z tą kulą działo. Gdy pomogła kuzynowi się otrząsnąć i wstać, po kuli już nie było śladu, a oszołomiony kuzyn był na początku przekonany, że uderzył w niego zwyczajny piorun.
Z obu tych relacjach "bliskiego spotkania" z piorunem kulistym wynika, że ta kula miała średnicę kilkunastu centymetrów, chociaż widzącym ją trudno było dokładnie ocenić rozmiary, bo nie było wyraźnej granicy zjawisko było mocno rozmyte. W każdym razie ta część najbardziej świecąca miała orientacyjnie kilkanaście centymetrów.

Charakter tego zjawiska jest do dziś niezbadany, ale to nie znaczy że ono nie istnieje. Tłumaczone jest jako skupisko ładunku elektrycznego przemieszczające się wraz z prądami atmosferycznymi. Z racji tego, ze występuje bardzo rzadko (dużo rzadziej niż powszechnie znane błyskawice) - jest bardzo trudne do zbadania. Najbardziej zagadkowe i naukowo dotychczas niewyjaśnione jest - co tak naprawdę jest źródłem i koncentratorem ładunków tak silnie skupiającym je w jednym miejscu, tym bardziej że ładunki jednoimienne przecież się odpychają. Chyba, że owa niewidzialna siła skupia ładunki różnoimienne, ale znowuż w tym przypadku - w normalnych warunkach dążyłyby one do spotkania się nawzajem, a nie unosiły się obok siebie. Ale może ta sama siła, która je do siebie przybliża - sprawia równocześnie, że nie mogą się ze sobą spotkać, tylko "kotłują się jak zupa w garnku"...
Równie zagadkowe jest niespodziewane pojawianie się tego zjawiska (wywołujące zawsze wielkie zaskoczenie u obserwatorów), ale to można częściowo tłumaczyć rzadkością jego występowania.

Rzecz jest po dziś dzień niewyjaśniona, chociaż przyjmuje się, że ta kula ładunków skupia w sobie raczej ładunki jednoimienne. Niektórzy naukowcy próbują wyjaśniać to istnieniem w powietrzu izotopów promieniotwórczych, które być może w pewnych specyficznych warunkach mają zdolność skupić tak duże ładunki jednoimienne na tak małej przestrzeni, a efekt świecenia i dźwięku jest niczym innym jak prądem płynącym przez gazy w otaczającej kule przestrzeni.
I tutaj jako ciekawostka odnośnie tych "zwykłych" piorunów: niedawne badania naukowe dowodzą, że głównym inicjatorem zwykłych wyładowań (błyskawic) jakie widujemy często podczas burzy - są właśnie cząstki promieniowania kosmicznego, bezustannie spływające do nas z przestrzeni kosmicznej. Gdy napotykają na silnie zjonizowane obszary jakie występują w burzowych chmurach oraz między chmurami a ziemią - stają się niczym płonąca zapałka wrzucona do pojemnika z benzyną i wywołują "reakcję lawinową".
Kto wie, może ta teoria wiążąca promieniotwórczość z powszechnymi błyskawicami przybliży nas niebawem także do wyjaśnienia zagadki piorunów kulistych.

Odnośnie możliwości wywołania prze piorun kulisty pożaru - trudno cokolwiek powiedzieć. Ale skoro z relacji którą znam, zjawisko takie poraziło człowieka, to być może również byłoby w stanie coś podpalić. Trudność określenia tego polega głównie na tym, że pioruny kuliste są dużo bardziej niemierzalne niż te zwykłe i natura ich nie jest tak dobrze znana jak natura zwykłych wyładowań.

Robert:
Świetna robota, wielkie dzięki za wyjaśnienia! Wygląda na to, że UFO to nie było… Kojarzy się to z wyjaśnieniami podanymi przez Krzysztofa Piechotę w jego pracach, który źródła UFO dopatruje w niskoenergetycznej, przechłodzonej plazmie słonecznej. A zatem zagadka rozwiązana?



[1] Autorowi chodziło nie o „stopę” chmury, ale o jej „strop”, stąd czeski błąd.