środa, 12 lutego 2014

Widmowy pies i wampir za drzwiami



Temat naprawdę „nieznanoświatowy”! Jak wiadomo, duchy, widma i inne zjawiska nadprzyrodzone nie istnieją! Jak zatem wytłumaczyć to, co przeżyli Czytelnicy „Tajny XX wieka”, którzy opisali swe przeżycia w listach do Redakcji? No bo popatrzcie sami:

W 2000 roku, kiedy miałam 19 lat, często gościłam u rodziców mojego chłopaka. Mieli oni dużego psa, jakieś pół metra w kłębie – ładnego, niezwykle puszystego, z długą popielatoszarą sierścią. Nie pamiętam, jak się wabił. Pies – będąc jeszcze szczeniakiem – był okrutnie pobity i od tego zdziczał. Nie dopuszczał do siebie nikogo, za wyjątkiem swojej małej pani. Polubił nie wiedzieć dlaczego także i mnie. Kiedy zaczęło się coraz więcej skarg od gospodarzy na agresywność psa, przyszło go uśpić. Prawda, daty wykonania tego „wyroku” nie podali i wciąż to przesuwali – wszak psa było żal…

I oto pewnej nocy w połowie marca obudziłam się o północy z wrażeniem, że ktoś na mnie patrzy. Otworzyłam oczy i zamarłam. Na moim brzuchu siedział ogromny, szary, półprzeźroczysty i puszysty pies – toczka w toczkę podobny do tego, o którym jest ta opowieść! Jego oczy świeciły się dosłownie jak małe lampki. Noc była księżycowa i ja doskonale widziałam jego sylwetkę na tle oświetlonego okna. Pies-widmo przez jakąś minutę patrzał mi w oczy, a potem bezgłośnie zeskoczył na podłogę i podszedł do drzwi. U progu on się odwrócił, spojrzał na mnie i wyszedł. W tym momencie zdałam sobie sprawę, że nie śpię.
– Co to było? – mknęła myśl. – I jak to wszystko rozumieć?
A potem przyszło mi do głowy, że tego psa rodzice mojego chłopaka tak czy inaczej wreszcie uśpili. Najwidoczniej przyszedł do mnie się pożegnać, wszak byłam jedną z nielicznych osób, które on tolerował wśród ludzi. Podejrzewam także, że on zjawił się by mnie ostrzec o trudnych doświadczeniach, które w przyszłości musiałam przeżyć. Wkrótce po tym zdarzeniu dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Przebiegała ona z wielkimi trudnościami i dziecku nie było dane pojawić się na świecie

Anna Munariewa, Nowosybirsk


Kolejne opowiadanie mówi o dziwnym wydarzeniu w latach 80. XX wieku:

To wydarzyło się w Czelabińsku. Mieszkałem wtedy z babcią w domku na peryferiach miasta w miejscu, gdzie osiedle domków wolnostojących graniczyło z osiedlem wielopiętrowych bloków mieszkalnych. 
Zima w 1983 roku była bardzo ostra – temperatury stycznia dochodziły nawet do -40°C, i jak to robiliśmy wieczorami, wraz z babcią siedzieliśmy i grzaliśmy się przy piecu. Za oknem zmierzchało, kiedy rozległo się stukanie do drzwi. Spojrzeliśmy w okno. Na zewnątrz stała nieznana nam kobieta, ubrana na czarno. Jej głowa była owinięta szalem, tak że jej twarzy nie mogliśmy zobaczyć.
- Wpuście mnie, chcę się ogrzać – krzyknęła nieznajoma zobaczywszy, że ją dojrzeliśmy.
Babcia dokładnie przyjrzała się nieproszonemu gościowi. Oczywiście nie można było tą kobietę pozostawić na takim mrozie, ale od niej wiało jakimś niebezpieczeństwem. Jak potem babcia przyznała, wewnętrzny głos mówiący jej, że nie wolno otwierać drzwi nieznajomej.
- Tam dalej są wielopiętrowe bloki, może się pani ogrzać na klatce schodowej – odpowiedziała babcia.
Nieznajoma wciąż wpraszała się nam do domu, ale babcia okazała się niezłomną. Wreszcie kobieta zrozumiała, że jej nie wpuścimy. Odwróciła się i poszła do klatki schodowej. A nam oczy rozszerzyły się ze zdumienia – ona nie szła, ale płynęła nad śniegiem. Kiedy znalazła się przy furtce ona po prostu przeniknęła przez nią i rozpłynęła się w powietrzu.
Długo staliśmy przy oknie osłupiali ze zdumienia.
- Kto to był? – zapytałem wreszcie.
- Na pewno to był wampir – odpowiedziała babcia – one nie mogą wejść do domu niezaproszone przez gospodarza.
Nie wątpiłem w jej słowa. Moja babcia była znana jako „widząca”. Kto jak nie ona mógł dać wyjaśnienie tego niezwykłego zdarzenia?

Jewgienij Anatoliewicz Sauch
Bieriezowskij , Kiemierowskaja Obłast’


Źródło – „Tajny XX wieka”, nr 42/2013, s. 24

Przekład z j. rosyjskiego – Robert K. Leśniakiewicz ©