sobota, 29 marca 2014

Skarby pod ochroną duchów



Ida Szachowskaja


Czyngiza-chana pochowano wraz z jego skarbami. Potem przez zasypaną mogiłę przepędzono tabun koni i zabito wszystkich szeregowych uczestników rytuału pogrzebowego. Nikt nie wie, gdzie właściwie, w którym miejscu znajduje się grób tego władcy.

Historyczne perypetie, które przydarzyły się Rosji, zrodziły mnóstwo legend w których zadziwiająco przeplotła się mistyka z realnością. W tym także mity o skarbach, które jakoby były związane z kimś-tam kiedyś-tam w trudnych czasach, i teraz czekają na swą godzinę. Ale – niestety – dobrać się do nich niełatwo, bowiem w to jest zamieszana…


…mistyka stawu Andriejewskij Prud


Ulica Lenina w Ulianowsku (d. Symbirsku) dawniej nazywała się Moskiewską. W 1800 roku była ona pocztowym traktem. Znajdowały się przy niej karczmy i domy noclegowe, w których zatrzymywali się podróżni. Jedną z budowli, która dotrwała do naszych czasów jest cerkiew Objawienia Pańskiego, która powstała w XVII wieku. Także w rejonie Moskiewskiej znajdował się młyn, który w ciągu wielu lat arendowali kupcy Andriejewowie. Dlatego też staw, który znajdował się opodal nazwano Andriejewskim. Miejsce to uchodziło za głuszę zabitą dechami i tu zamieszkiwały wilki oraz menele. Krążyły słuchy o skarbach, które ukryli gdzieś w okolicy starego młyna już to rozbójnik-ataman Stieńka Riazin, już to sybirscy kupcy-milionerzy Twierdyszewscy. Przez wiele lat poszukiwali ich różni ludzie. Między innymi - jak powiadają - był także Wołodia Ulianow (Lenin), wtedy jeszcze gimnazjalista.

Opowieści o skrytkach ze skarbami są związane z różnoraką mistyką. I tak na miejscu ukrycia skarbu pokazują się ogieńki, albo koziołek meczący ludzkim głosem, i wreszcie różne widma i duchy. Nieopodal Bogojawlieskiego zjazdu można było napotkać widmo żołnierza ogromnego wzrostu z niesamowitą twarzą, z charakterystycznym wielkim i krzywym nosem i ustami od ucha do ucha… Według mnogich świadectw, ów fantom wychodził z bramy do młyna i straszył pojedynczych przechodniów. Mówi się, że żołnierz ten jest efektem działania nadprzyrodzonych sił strzegących skarbu. Żeby wydobyć skarb należało wykonać odpowiednie działania magiczne, a także podzielić się nim z tymi, kogo się spotka w procesie wydobywania skarbu. W innym przypadku skarb znów zapadnie się pod ziemię.

Adm. Aleksander Kołczak

„Złoty eszelon” admirała Kołczaka


W marcu 2011 roku, w mediach pojawiły się informacje o tym, że członkowie Klubu Podróżników „Miry” znaleźli w Bajkale tzw. „złoto Kołczaka”. Zgodnie z legendą, w 1918 roku, białogwardziści pod dowództwem adm. Aleksandra Kołczaka zagarnęli złoto z rezerwy bankowej Cesarstwa Rosji, które znajdowało się w Kazańskim Banku. Stąd właśnie uciekając przed bolszewikami na wschód Biali wzięli złoto ze sobą. Jednakże pod Irkuckiem na kołczakowców napadli żołnierze z Czechosłowackiego Korpusu, którzy wydali bolszewikom samego Kołczaka i część złota. Potem wyjaśniło się, że 180 ton szlachetnego metalu znikło bez śladu. Istnieje hipoteza, że doszło tam do katastrofy kolejowej i jeden z wagonów – w którym jak raz znajdowało się złoto! – wpadł do Bajkału. No i leży tam do dziś dnia na jego dnie…

Parę lat temu, w rejonie Wokółbajkalskiej Linii Kolejowej, zostały rzeczywiście znalezione jakieś resztki wagonu kolejowego z czasów wojny domowej. Jednakże ze względu na możliwość uruchomienia warstw ziemi, nie udało się kontynuować poszukiwań. Natomiast w czasie ekspedycji «„Miry” na Bajkale» jak raz na tym miejscu w wodzie znaleziono jakieś błyszczące przedmioty. I z tego to właśnie poszedł chyr, że to było legendarne złoto Kołczaka! Jednakże były to jedynie pozłacane patery i chociaż wody Bajkału są krystalicznie czyste, na dnie osiadają różne śmieci, w tej liczbie także naczynia kuchenne i inne. Co się zaś tyczy wagonu ze złotymi sztabami, który wpadł do jeziora, to jest to jedynie piękna legenda.

Obwał skał na Wokółbajkalskiej Linii Kolejowej. Początek XX wieku

Telegram do płk Kappela Czeczenki dotyczący przejęcia rezerwy bankowej Rosji o wartości 
650 mln rubli w złocie, z dnia 9.VIII.1918 roku



Nowosybirskie skrytki


Opowiadają, że kiedy kołczakowcy w czasie wojny domowej uciekali z Nowosybirska, to wraz z nimi miasto opuścili przedstawiciele ancient regime’u: kupcy, burżuje, dworacy… W pośpiechu pozostawili one swe dobro, ukrywając je w skrytkach. Ukrycia najczęściej znajdowały siwe w fundamentach i powałach. I tak właśnie 30 lat temu ktoś znalazł skarb złożony z nikołajewskich dziesiątek (złote dziesięciorublówki z czasów cara Mikołaja II – przyp. tłum.) Jakimś przypadkiem wpadły one w ręce pracowników miejscowego Sbierbanku, które potem zarekwirowała milicja. A kiedy kopano pod basenem fontanny w teatrze „Głobus” znaleźli tam skarb złożony ze starych monet.

Najbardziej znanym na dzień dzisiejszy nowosybirskim skarbem jest znaleziony w drzwiach domu na ulicy Miczurina nr 6. Do rewolucji, dom ten należał do wysokiego naczelnika kolejowego Żukowa. W czasie wojny domowej, parter domu zajął sztab białogwardzistów, zaś rodzinę Żukowów przeniesiono na piętro. Opowiadają, że kiedy do miasta wkroczyła Armia Czerwona, jeden z synów Żukowa, biały oficer wyskoczył z okna ponosząc śmierć na miejscu. Pozostali członkowie rodziny zdążyli uciec, gdzieś pozostawiając skarb złożony ze złotych monet.

Jeden z potomków Żukowa opowiadał, że w połowie ubiegłego stulecia przyjechał do niego wujek i powiedział, że wie, gdzie znajduje się złoto. Według jego słów, było ono ukryte w drzwiach domu na ulicy Miczurina, który w tym czasie prawie był remontowany. Wuj i bratanek pojechali do tego domu, zdjęli drzwi i znaleźli skrytkę, w której znajdowały się tylko stare gazety. Jak widać, ktoś ich już uprzedził… Jeżeli o skarbie wiedział tylko jeden człowiek, to mogli o nim wiedzieć i inni członkowie rodziny. A być może skarb dostał się komuś innemu. Tak czy owak teraz na budynku, który jest obecnie zabytkiem historycznym, został położony ukaz o objęciu go prawną ochroną jako dobro dziedzictwa kulturowego. Ale jego pracownicy niczego o skarbach nie wiedzą.

Mieszkańcy Nowosybirska ukrywali nie tylko kosztowności, ale np. broń. I tak w czasie remontu domu na ulicy Czeluskinowców nr 13, gdzie wcześniej znajdował się sklep „Wideo” , a dzisiaj komercyjny bank, został znaleziony pistolet i plik papierów wartościowych. A w domu na ulicy Komunisticzieskoj znaleziono strzelbę i pistolet Veledog dobry do odstraszania psów.


Skarb Demidowa


Jeszcze jedno mistyczne opowiadanie związane z tzw. „złotem Demidowa”. W swoim czasie znany przedsiębiorca Akinfij Demidow załatwił sobie od imperatorowej Elżbiety zezwolenie na eksploatację rud miedzi na Ałtaju, ale w rzeczy samej wydobywał on także złoto i srebro. Kiedy w 1744 roku imperatryca dowiedziała się, że Demidow ją oszukał, to poleciła konfiskatę wszystkich jego przedsiębiorstw w Barnaule.

Legenda głosi, że dla Demidowa pracował podziemny ludek, znany pod nazwą „dziwnych białookich”. Zamieszkujący w jaskiniach karzełki pomagały przedsiębiorcy wydobywać złoto. Powiadają, że rzeczywiście dla Demidowa pracowały jakieś karzełki, a ponadto niektóre wybudowane przez nie budynki charakteryzuje dziwna, obca architektura: nad samą ziemią były umieszczone wąskie okienka. Co się działo w tych suterenach? Być może były one przeznaczone dla podziemnych mieszkańców?

Po tym, jak skonfiskowano dobra Demidowa, skończyła się jego współpraca z karzełkami i wejście do podziemnego świata zostało „zapieczętowane”. Poza tym „wyparowało” 800 kg złota…

Nowym gospodarzem barnaułskich zakładów został Andris Beer, który należał do loży masońskiej. Najwidoczniej on też chciał odzyskać wejście do podziemnego świata i „dziwnych białoookich”, ale bezowocnie. Dzisiaj w Barnaule spotyka się tu i ówdzie symbole wolnomularskie – np. kolumny miejscowego Planetarium, które absolutnie nie pasują do reszty bryły architektonicznej tego budynku. Mówi się, że takie tajemne znaki znajdują się na grobach członków rodziny i przyjaciół Beera. Tak czy inaczej, nawet ezoteryczna wiedza wolnomularska nie pomogła masonom dobrać się do złota, ukrytego w łonie ałtajskich gór…


Moje 3 grosze


Skarby zawsze były i są pod czyjąś ochroną. Pisze o tym w Polsce Jacek Kolbuszewski, którego książki na temat skarbów i związanych z nimi magii Czytelnikowi polecam szczególnie „Skarby króla Grigoriusa” (Katowice 1972), w których te sprawy są dokładnie opisane.

Ale ja nie o tym. Nie wierzę w żadną magię, a skarby należy poszukiwać używając rozumu, dysponując środkami i siłami no i mając szczęście.

Natomiast zaciekawiła mnie sprawa „złota Demidowa” i jego konszachty z mieszkańcami planetarnego podziemia. Zastanawia mnie, czy nie jest to kolejny ślad prowadzący gdzieś do Agharty – wszak Azja Centralna to miejsce, gdzie według wielu podróżników mają się znajdować wejścia do tej tajemniczej, podziemnej krainy szczęśliwości i wyższego Rozumu. No i interesujące są poczynania wolnomularzy, którzy w XVIII i XIX wieku prowadzili tam swe sekretne działania… Nie zapominajmy bowiem, że masoni są strażnikami Dawnej Wiedzy, podobnie jak Różokrzyżowcy i inne tego rodzaju organizacje tajemne. Rzecz w tym, że poprzez stulecia przekazywania tejże Wiedzy została ona wykoślawiona i przeinaczona, obudowana niezrozumiałą dla profanów symboliką, przez co stała się jeszcze bardziej hermetyczną. Jednakże Bracia z Loży musieli mieć jakieś dane o współpracujących z Demidowem koboldach i ich poszukiwania nie ograniczały się tylko i wyłącznie do złota.

Poza tym już w XX wieku na pewno zainteresowało się nią NKWD, które w czasie II Wojny Światowej zajmowało się także poszukiwaniami wejścia do Agharty i wszystkimi innymi dziwnymi rzeczami, którymi zajmowali się „uczeni” z hitlerowskich ośrodków okultystycznych i SS. A to już ma związek z Dolnym Śląskiem i ostatnimi dniami II Wojny Światowej i początkami Zimnej Wojny.

Ale to już temat z innej ballady…


Tekst i ilustracje – „Tajny XX wieka” nr 47/2013, ss. 36-37

Przekład z j. rosyjskiego – Robert K. Leśniakiewicz ©