czwartek, 10 kwietnia 2014

Zaginiony samolot malezyjski (7)



Zofia Piepiórka "Eleonora"


A o co chodzi? Wyjaśnię…

Podczas II WŚ najlepsi naukowcy z całej Europy pracowali dla Hitlera i jego chorych planów. W 1981 roku, po „stanie wojennym” wielu naszych najlepszych naukowców wyjechało z Polski na Zachód lub Południe i tam pozostali pracując dla innych narodów. Wśród nich był dr. inż. Jan Pająk – fizyk, elektronik i ufolog. Co zrobił dla Polski? Pod koniec lat 70-tych ubiegłego wieku opublikował w „Przeglądzie Technicznym” projekt magnokraftu czyli latającego dysku, co jak na te czasy w Polsce było rewolucyjne i genialne. Wiele osób czytając cykl jego artykułów w „PT” uznało go za wariata! Cyt: „to wariat, ufo chce zrobić w Polsce?” Tylko że nikt z nich nie wiedział, że to samo zrobili niemieccy naukowcy już przed II WŚ i w jej trakcie. Po wojnie te technologie i naukowców przejęli głównie Amerykanie, Rosjanie i to oni są dzisiaj potęgą techniczną na świecie.

W Polsce był wówczas „stan wojenny” i nie było pieniędzy ani poparcia dla realizacji jego rewelacyjnego  pomysłu technologicznego, a wielka szkoda, gdyż dzisiaj nasza przyszłość wyglądałaby inaczej. Byłyby miejsca pracy dla milionów ludzi!! Jednak wówczas genialny odkrywca nie widział tutaj dla siebie żadnej przyszłości, spakował walizkę i wyjechał do Malezji… ale dokładnie to nie wiem gdzie teraz jest. Pisał, że ze względu na pracę wykładowcy na tamtejszych uczelniach przemieszczał się na inne wyspy. Tam pracując naukowo, już jako profesor dokończył swoje dzieło, czyli wykonał prototyp latającego dysku. Było to chyba 10 lat temu co sfilmowała o ile dobrze pamiętam TV Malezji. W reportażu prof. Pająk wyjaśniał, dlaczego to zrobił, a potem wsiadł do własnej konstrukcji latającego dysku wykonanej z rurek, jak w opisie schematu technologii magnokraftu. Uruchomił silnik i po kilku sekundach zaczął się wznosić pionowo w górę… A wszystko to działo się na jego prywatnej posesji, a nie w laboratorium! Potem nasza TVP pokazała ten film w Telexpresie i Wiadomościach! Siedziałam przed telewizorem oszołomiona, bo tym samym udowodnił, że można to zrobić, ale szkoda że nie w Polsce. Jeżeli jest obywatelem Malezji to dla kogo pracuje?? Może w niedalekiej przyszłości będziemy kupować jego dyski „made in Malezja” i to za ciężkie pieniądze?!! A co robią nasi wspaniali fizycy i matematycy??

Dodam, że dr. Jan Pająk zanim opuścił naszą „ukochaną ojczyznę” swoje opracowanie technologii magnokraftu pozostawił we wszystkich uczelniach technicznych w Polsce, w bibliotekach większych miast, przesłał wielu ufologom - ja również otrzymałam. Obecnie od kilku lat jego opracowanie dostępne jest bezpłatnie na jego stronie internetowej. Wystarczy wpisać hasło w Googlach – prof. Jan Pająk! Czy dorobił się na tym majątku? Na pewno korzystają z tego inni, którzy myślą o przyszłości, ale nie Polacy. Gdy trzeba było nad tym pracować na skalę przemysłową nagle zrobiła się rewolucja i „stan wojenny” czyli wielki „curven” – ZAKRĘT. A co teraz szykuje się w Polsce i na świecie? Myślcie szybko… Macie jakieś wnioski i pomysły? Noo tak… Wtedy nad nami czuwała „Matka Rosyja”, która zagarniała wszelkie tego typu technologie, bo „Polaszkom to nie nada”! A teraz  mamy „Wielkiego Brata” i też nic z tego? Noo… „chłopaki”, to może chociaż własne „Arecibo”? Profesor Pająk nam nie pomoże, dorobił się na obczyźnie i nie ma po co tutaj wracać. A ja wciąż wędruję samotnie z „kijem podróżnym” jak żebrak. We śnie idę jeszcze żwawo pod górę na „szczyt”, a tam w wizji widzę że  w niedalekiej przyszłości będzie zespół naukowo- badawczy. Mam nadzieję, że stanie się to w tym roku.

W ten sposób poniekąd wróciliśmy do miejsca zaginionego samolotu malezyjskiego, tajnych technologii i eksperymentów…

No to „strzelam” - może kogoś „trafi” i dotrze tam gdzie ma, a potem będzie radioteleskop…

„Boże chroń mnie od fałszywych przyjaciół, a z wrogami sobie poradzę…” „Boże… miej nas w swojej opiece…”

Gdynia - 07.04.2014


Moje 3 grosze


Należy się mały komentarz do tego materiału, a mianowicie: jako racjonalista nie wierzę w dokładność informacji przekazywanych nam przez sny i wizje. Po prostu dlatego, że są one odbiciami rzeczywistości w naszej psychice – i zapewne są także efektem twórczego przetwarzania sygnałów wysyłanych nam przez Obcych, takich czy innych. Nasze mózgi nie są już albo jeszcze przystosowane do ich odbioru, stąd właśnie nieczytelność wizji i błędy przekazu, które my odbieramy w odmiennych stanach świadomości.

Zaginięcie samolotu z lotu MH370 stanowi zagadkę, ale bardziej kryminalną, niż ufologiczną, chociaż niektórzy wysoko postawieni wojskowi i funkcjonariusze służb specjalnych twierdzą, że samolotowi temu towarzyszyły inne nieznane obiekty. Mało tego, w czasie rozmowy z jednym z nich na antenie jednej z rozgłośni komercyjnych padło stwierdzenie, iż rząd USA wie o istnieniu UFO i ma ogromne archiwa poświęcone temu zagadnieniu. Ameryki nie odkrył – wszyscy od tym wiedzą od czasu opublikowania końcowego raportu „Blue Book”.

Ciekawa jest hipoteza o ekspertach od technologii „stealth” czy nawet „super stealth”. Teoretycznie temat niewidzialności uzyskanej przy użyciu cyklotronu czy innego przyspieszacza próżniowego cząstek naładowanych, które pod wpływem potężnych pól magnetycznych osiągałyby prędkości relatywistyczne i ich ogromne masy generowałyby pole grawitacyjne zmieniające metrykę przestrzeni. Sęk w tym, że do osiągania prędkości relatywistycznych należy stosować ogromne ilości energii. I im większa prędkość i co za tym idzie masa cząstek, tym więcej energii do ich przyspieszania trzeba użyć. To jest oczywiste i wynika z Teorii Względności i słynnego wzoru E = mc2. Czy próbowano czegoś takiego w czasie II Wojny Światowej? Być może i z różnymi skutkami. Ale w efekcie tego prace nad tym zagadnieniem zostały zarzucone. I to z prostego powodu – a wyłuszczyłem to już w moim artykule na temat Eksperymentu Filadelfijskiego – zob. http://wszechocean.blogspot.com/2012/03/kosmiczna-prawda-o-eksperymencie.html. Poza tym o wiele lepiej wyłożył to jeszcze w latach 50. Stanisław Lem w powieści „Astronauci”, do której odsyłam Czytelników. Stworzony tym sposobem niewidzialny samolot czy okręt byłby niewidzialny, ale… sam też nie mógłby widzieć, chyba żeby wysunął swe sensory poza zasięg strefy niewidzialności, tym samym stając się widzialnym. To fizyczny pewnik. Ale… - coś takiego już jest możliwe. Problem jest tylko w ogromnej ilości energii i… pozostałych konsekwencjach OTW i STW.

I jeszcze jedna konstatacja, a dotyczy ona prac nad antygrawitacją. No bo co byłoby, gdyby zamiast protonów rozpędzać antyprotony? Co byłoby, gdyby zamiast materii rozpędzać antymaterię? Czy wytworzyłoby się pole grawitacyjne o zwrocie przeciwnym do kierunku pionu? Być może Niemcy nad tym pracowali. Gdzie? Ano w Ludwikowicach. Wiele wskazuje na to, że słynna „muchołapka” jest ruiną właśnie takiego urządzenia, które mogłoby wyrzucać w kosmos pojazdy kosmiczne nazistów. Fantastyka? Oczywiście, bo antymateria ma odmienny ładunek elektryczny i tylko, a w kontakcie z materią dochodzi do anihilacji i wydzielenia się kwantów promieniowania γ – zgodnie z równaniem dla (elektronu i antyelektronu): e- + e+ => 2γ. Masa antycząstek nie jest (na szczęście) antymasą, chociaż nie jest to tak do końca pewne…

A propos Ludwikowic i całego kompleksu Riese, to może Niemcom chodziło o opracowanie produkcji na skalę przemysłową… antymaterii właśnie? To oznaczałoby, że poza głowicami A, mogliby mieć także głowice D (od słowa "dezintegracja”? Literatura SF zakodowała nam to, że anihilacja materii i antymaterii objawia się straszliwymi wybuchami i błyskami światła. Obawiam się, że obraz ten jest z gruntu nieprawdziwy, i że wybuch głowicy D objawiłby się jedynie potężnym błyskiem niewidzialnego dla nas promieniowania γ, które wyjałowiłoby obszar ataku w promieniu wielu setek kilometrów. I to byłaby prawdziwa Wunderwaffe! Na szczęście do tego nie doszło. Problem w tym, że trudno jest utrzymać w ziemskich warunkach antycząstki bez reakcji anihilacji.

Przewidywania polityczne też są oczywiste. Prezydent Putin chce restytucji Rosji jako supermocarstwa w granicach ZSRR sprzed 1991 roku i jak znam życie nikt mu w tym nie przeszkodzi. Zachód ma swe interesy, które będzie prowadził z Rosją bez względu na jazgot różnych Kaczyńskich, Tusków i Sikorskich, a straci na tym jak zwykle – Polska. Już traci, co było do przewidzenia. Eleonora ma całkowitą rację – wpuściliśmy się w kolejny „zakręt”, z którego możemy łatwo wypaść.  

Wracając do malezyjskiego samolotu – podobno namierzono sygnały z czarnych skrzynek. Tak podały wczoraj i dzisiaj media. Jeżeli tak, to znaczy, że samolot leży na dnie oceanu, na głębokości pięciu kilometrów i raczej niemożnością (na razie) będzie jego wydobycie w całości. A zatem musimy znowu czekać na potwierdzenie tego faktu. Tak więc mam nadzieję, że jeszcze będzie…


CDN.