Referat na XII Festiwal Ezoteryki, Bratysława 2002
W sierpniu br. „Gazeta
Krakowska” piórem red. Marty Paluch przypomniała dzieje Mistrza Twardowskiego,
które – jak się okazuje – wcale nie były tak barwne, jak chciała tego legenda. Co
więcej – okazuje się, że ten sarmacki Faust, który – podobnie jak ten
autentyczny – był bardziej oszustem i hochsztaplerem niż uczonym i badaczem tajemnic Natury.
Ale czy na pewno? Czy odmitologizowanie tej postaci jest zgodne z prawdą
historyczną? Nie zgadzam się z takim postawieniem sprawy, gdyż jest ono
krzywdzące dla jednej z najbarwniejszych postaci sarmackiej Polski.
---oooOooo---
Europejskie
Odrodzenie roi się od niezwykłych i fascynujących postaci. Każda z nich była
silną indywidualnością i każda z nich miała swój niepowtarzalny charakter.
Każda z nich miała i nadal ma swoje tajemnice. Wokół wielu z nich narosły z
czasem mity i legendy, które przydają im nimbu niezwykłości, tajemniczości czy
wręcz nawet nieśmiertelności... W polskim Renesansie taką postacią jest mistrz
białej, czarnej i różowej magii, czaromistrz miasta stołecznego Krakowa,
podkoniuszy królewski, lekarz, spirytysta, nekromanta i alchemik Jan
Wawrzyniec Twardowski (1515-1573) syn szlachcica Mikołaja Twardowskiego,
który zamieszkiwał w podkrakowskich Krzemionkach. Tam też miał swoją pracownię,
gabinet lekarski i szkołę. Dziś znajduje się tam regionalny ośrodek TVP-3 Kraków.
Twardowski z Mefistofelesem - kadr z filmu "Pan Twardowski" (1936)
Bogna
Wernichowska, autorka apendyksu do książki Petera
Haininga pt. „Leksykon duchów” wywodzi jego nazwisko od słowa Dhurr,
co po niemiecku oznacza twardy, stąd spolszczona forma nazwiska
autentycznego Niemca Laurentiusa Dhurra z Norymbergii, który przebywał
na dworze króla Zygmunta II Augusta (1520-1572), NB, ostatniego
Jagiellona na tronie Polski, w latach 1565-1573. Podobne dane podają także inne
polskie encyklopedie.
Moc
czarodziejską – według wszystkich źródeł – dał Twardowskiemu diabeł Mefistofeles,
który miał mu służyć przez lat 7. Aliści Twardowski postawił warunek, by do
piekieł zabrano go tylko w Rzymie. Mefisto służył mu o wiele dłużej, niż stało
w cyrografie, aż wreszcie na rozkaz Belzebuba czy innego księcia piekieł,
zwabiono go do karczmy o nazwie „Rzym” – bowiem Twardowski nie zastrzegł tego,
by porwano go w Roma Italiae, więc kontrakt można było zrealizować w
każdym dowolnym miejscu o nazwie „Rzym”, a zatem Mefistofeles zbudował karczmę,
nazwał ją „Rzymem” i tam podstępem zwabił niczego nie podejrzewającego
Twardowskiego. W końcowym efekcie diabelska ekipa szybkiego reagowania
obezwładniła szlachcica i porwała do piekła. Na szczęście dla Twardowskiego
miał on przy sobie ryngraf w Matką Boską, która wybawiła go z opresji. Inne
wersje mówią o kogucie, którego pierwsze pianie niweczy wszelkie piekielne
moce, albo o tym, że przerażony Twardowski zaczął śpiewać „Godzinki”, skutkiem
czego diabli odstąpili od niego i polecieli do piekła, zaś Twardowski spadł na
Księżyc i przebywa tam do dnia dzisiejszego... Tam ma być do Dnia Sądu
Ostatecznego, zawieszony gdzieś pomiędzy Niebem a Ziemią, odbywając pokutę za
swe konszachty z Szatanem.
Dzięki
temu, Twardowski zyskał sobie przydomek „polskiego doktora Faustusa (Fausta)”,
który nadali mu polscy romantycy i jego dzieje były wdzięcznym tematem
literackim. Józef Ignacy Kraszewski poświęcił mu powieść; Adam
Mickiewicz napisał balladę pt. „Pani Twardowska” z kantatą do niej pióra Stanisława
Moniuszki, Lucjan Rydel napisał poemat bajeczny „Pan Twardowski”,
opera pod tym samym tytułem wyszła spod pióra A. N. Wierstowskiego i
należy do tego dodać dwa balety: Ludomira Różyckiego i A. G.
Sonnenfelda. NB, Różycki napisał jeszcze jeden balet o niemniej tajemniczej
postaci pt. „Cagliostro w Warszawie”... Do tego należy dorzucić dwa filmy
fabularne i kilka scen w innych filmach czy odcinkach seriali. Jak widać –
postać Twardowskiego stanowi pewien (zresztą bardzo barwny i tajemniczy)
fragment mitu narodowego Polaków.
Najsłynniejszym
wyczynem Twardowskiego miało być wywołanie cienia zmarłej małżonki Zygmunta II
Augusta, słynnej ze swej urody i kolekcji przepięknych pereł (wiąże się z nimi
jeszcze jedna tajemnica Wawelu, ale to jest już osobna historia – powiem tylko
tyle, że w niewiadomy do dziś dnia sposób dostały się te wspaniałe perły do rąk
angielskiej królowej Elżbiety I [1533-1603], w czym swój udział mieli
dwaj angielscy alchemicy, nekromanci i czarownicy zarazem: dr John Dee zwany
Deviusem i Edward Kelley – który ma opinię szalbierza, hochsztaplera
i oszusta, ale wszystko wskazuje na to, że był on angielskim szpiegiem
zalegendowanym jako asystent dr Dee i pod tą przykrywką wykonywał zlecone mu
tajne operacje...), księżnej litewskiej Barbary Radziwiłłównej
(1520-1551). Wydarzenie to miało miejsce w 2-3 lata po śmierci młodej królowej,
która od roku była na tronie po zawartym w niejasnych okolicznościach i
potajemnie małżeństwie z Zygmuntem II Augustem. Czarna legenda Wawelskiego
zamku mówi, że Barbara została otruta przez królową-matkę Bonę Sforza
d’Aragona (1494-1557). Dziś historycy tej epoki twierdzą, że to nowotwór
szyjki macicy, stał się przyczyną śmierci znienawidzonej przez silną opozycję
królowej, w trzydziestym pierwszym roku życia...
Ukazanie
się cienia zmarłej królowej wywarło wielkie wrażenie na zrozpaczonym Zygmuncie
Auguście, który przeżył straszliwy szok – omal nie przypłacił tego życiem.
Niezwykle sugestywnie przedstawili to w swych filmach trzej polscy
reżyserzy: „Pan Twardowski” i „Barbara
Radziwiłłówna” Józefa Lejtesa (1936), „Dzieje Mistrza
Twardowskiego” Krzysztofa
Gradowskiego (1989) i w jednym z odcinków serialu „Królowa Bona” Janusza
Majewskiego (1980).
Innymi
dokonaniami imć Twardowskiego było nakazanie diabłom przeniesienia całego
srebra z terenu całego kraju – a Polska sięgała wtedy od Bałtyku po Morze
Czarne – i umieszczenie go w Olkuszu, gdzie rzeczywiście znajdowały się
kopalnie rud srebra, cynku i ołowiu; następnie postawienie skały na cieńszym
końcu – tak powstała słynna Maczuga Herkulesa w Ojcowskim Parku Narodowym - a
także zbudowaniu systemu stawów rybnych w okolicach Niepołomic.
Twardowski
jako lekarz zasłynął w leczeniu epidemii dżumy dymienicznej – a stosował przy
tym metody wschodniej, tj. arabskiej medycyny – co w owym czasie stanowiło
autentyczne i oczywiste diabelstwo oraz czary!...
Innym
spektakularnym wyczynem Twardowskiego był lot na kogucie – no może nie na żywym
ptaku, ale na szybowcu czy też lotni zrobionej na podobieństwo tego ptaka. To
wystarczyło, by uznać go za czaromistrza, zaś Świętej Inkwizycji za człowieka
zaprzedanego diabłu. I tutaj rzecz przeciekawa – otóż Twardowski nigdy nie był
urzędowo ścigany przez Święte Officium, a przecież to był szczytowy okres
histerii polowań na czarownice i czarowników! Oznaczałoby to, że albo w ogóle
nie istniał, albo był tak wysoko postawionym, że fanatycy ze Świętej Inkwizycji
nie byli w stanie mu czegokolwiek zrobić... Podkoniuszy królewski, to było
wysokie stanowisko w królewskiej hierarchii służbowej. Bardzo wysokie. Miał on
nad sobą już tylko króla i królewskiego koniuszego! Ta nietykalność osobista
paradoksalnie stanowi dowód za historyczną autentycznością tej postaci. Datę
jego urodzenia i śmierci wyliczył znakomity historyk Roman Bugaj w swej
książce pt. „Nauki tajemne w dawnej Polsce – Mistrz Twardowski” (Wrocław 1986),
na podstawie kronik i zapisków urzędników i dworzan króla Zygmunta I Starego
(1467-1548) i jego syna.
CV
krakowskiego czaromistrza przedstawiałoby się zatem następująco:
1532
– podjęcie studiów w Wittemberdze;
1551
– podjęcie studiów we Włoszech: Bolonia i Padwa;
1561
– drugi wyjazd do Włoch: Bolonia, Padwa i Rzym;
1572
– mianowanie na stanowisko podkoniuszego królewskiego w Knyszynie;
1573
– śmierć w nieznanym miejscu i niewyjaśnionych okolicznościach.
Ta
śmierć w ogóle jest czymś niewiadomym. Twardowski – mając już wtedy 58 lat –
naraz opuszcza Kraków i udaje się do Rzymu. Po co? Czyżby chciał uciec przed
intrygami swych potężnych protektorów – rodziny Mniszchów – którzy
najprawdopodobniej maczali swe palce w intrydze z ukazaniem Zygmuntowi
Augustowi ducha jego zmarłej żony. I w kilku innych też, dość bowiem wspomnieć,
że gdyby nie niebotyczna głupota, fanatyzm religijny i pycha polskich magnatów,
to na tronie moskiewskim zasiadłaby Maryna Mniszchówna jako caryca Wszechrosji!!!
Tak
zatem Twardowski uciekał z Polski krótko po śmierci króla, który roztoczył nad
nim ochronny parasol. Wszak był on nadwornym lekarzem, a śmierć dostojnego
pacjenta ten parasol i ochronę przed Inkwizycją z niego zdejmowała. Pozostanie
w Polsce równało się spaleniu na stosie. Z drugiej strony grozili Mniszchowie –
szare eminencje wawelskiego pałacu o nienasyconych ambicjach, wielkich
aspiracjach i ogromnych planach politycznych. Nie miał wyjścia – musiał uciekać
przed Jerzym Mniszchem i Świętym Officium!
Dokąd?
Na pewno nie na terytorium Polski, a zatem za granicę – w grę mogły wchodzić
tylko dwa kraje: Niemcy i Italia, w których już był i które zapewne dobrze
znał. Niemcy odpadały ze względu na Reformację i Kontrreformację oraz związane
z nimi wojny religijne i bunty chłopskie. Pozostawałaby tylko i wyłącznie
Italia.
Roman
Bugaj podaje, że Twardowski został porwany i zamordowany w karczmie „Rzym”
gdzieś na Podlasiu czy Mazowszu. Dowodem na to miało być słynne Zwierciadło
Twardowskiego, które do dziś dnia znajduje się w Węgrowie (woj. mazowieckie), w
zakrystii tamtejszego kościoła farnego i niszczeje. Jest to jeden, jedyny
artefakt pozostały po tej postaci historycznej. Ze swej strony jestem
przekonany, że Twardowskiego porwano i zamordowano gdzieś na południe od
Krakowa – a dokładniej w okolicach dzisiejszego miasta powiatowego Sucha
Beskidzka. I co najciekawsze – jest tam Karczma „Rzym” położona przy tamtejszym
Rynku, a która stoi tam już od XVIII wieku, ale przed nią na tym samym miejscu
stały jeszcze dwie karczmy od XVI wieku!
Jest
jeszcze jedna poszlaka – w herbie Suchej Beskidzkiej znajduje się biały koń na
czerwonym polu. Czy nie koresponduje to
z oficjalnym zajęciem Jana Wawrzyńca Twardowskiego? Wszak ten był podkoniuszym
królewskim...
A
tereny te silnie diabli obsadzili, jako że najwyższym szczytem w okolicy jest
Diablak (1.725 m n.p.m.) czyli Babia Góra, do tego dochodzą tu i ówdzie
rozsiane Diable czy Diabelskie Kamienie, których belzebubowa czereda miała
używać do burzenia kościołów i pobliskiego sanktuarium maryjnego w Kalwarii
Zebrzydowskiej. Jest Zła Dolina – w której chodziła potwora urywająca ludziom
głowy, kiedy ci nie potrafili odpowiedzieć prawidłowo na pytanie brzmiące: Ile
wierszyczków ma Babia Góra? Zainteresowanym podpowiadam, że 32. I nie ma
się czemu dziwić, że w tak „zadiablonej” okolicy zaginął w niewyjaśnionych
okolicznościach pewien polski szlachcic. A zatem do porwania Twardowskiego nie
doszło w Mystkowie-Rzymie na Podlasiu – jak chce tego Stanisław Dworakowski,
ale właśnie w Suchej Beskidzkiej w Małopolsce. NB, to właśnie przez Suchą
Beskidzką, Bystrą Podhalańską i Sidzinę wiódł w tych czasach szlak kupiecki i
pielgrzymi na Orawę i dalej przez Słowację, Austrię do Italii – do Rzymu...
Trakt ten wiódł zresztą tam od tysiącleci, bowiem stanowił on fragment Szlaku
Bursztynowego, którym sprowadzano polski, jantar z basenu Morza Bałtyckiego do
basenu Morza Śródziemnego.
Kim
naprawdę był imć Jan Wawrzyniec Twardowski-Dhurr? Mógł być spolonizowanym
Niemcem, lub co najbardziej prawdopodobne – spolonizowanym Włochem lub
potomkiem takowego, który już czuł się Polakiem. Kronikarz dworu wawelskiego Łukasz
Górnicki w swym „Dworzaninie” podaje zlatynizowaną formę jego nazwiska,
może dlatego, że bał się zemsty ze strony potężnego maga i wysokiego urzędnika
królewskiego, popieranego przez niemniej potężnych magnatów? Stąd poszła
hipoteza o tym, że Twardowski pochodził spoza Polski. Osobiście jestem
przekonany, że Twardowski był Polakiem. Zajmował się naukami hermetycznymi i
stosowanymi – jego dziełem jest encyklopedia, wzorowana na „Liber viginti
artium” Pawła z Pragi I i traktat „Opus Magicum”. I tu kolejna rzecz
ciekawa – obydwa te dzieła znikły w niewyjaśnionych okolicznościach. Tak, jakby
ktoś chciał zatrzeć ślady po wielkim czaromistrzu. Czy była to robota
Inkwizycji? Bardzo możliwe – wszak właśnie na ten okres przypada apogeum
płonących stosów, na których skwierczeli nie tylko czarownicy i czarownice, ale
nade wszystko ludzie niewygodni Kościołowi katolickiemu, rządzącej oligarchii
czy przeciwnicy polityczni. Stos groził Mikołajowi Kopernikowi
(1473-1543) za jego poglądy, które mogły obalić istniejący stan rzeczy. (Chodzi
tutaj o tajemniczy traktat „De astro minante”, w którym Kopernik rzekomo
przewidział impakt komety na 8 października 1582 roku i generalny Koniec
Świata! – a który został napisany tuż przed śmiercią Mistrza z Fromborka i
wydany zaledwie w 101 egzemplarzach.) Niewykluczone jest więc, że obaj panowie
znali się i wymieniali poglądy, jako że obaj byli m.in. astrologami – jak każdy
szanujący się astronom w tamtych czasach!... To, że nie ma śladów tej
korespondencji? Archiwa były czyszczone niejeden raz i niejednokrotnie usuwano
z nich to, co mogłoby zaszkodzić wizerunkowi Kościoła czy osoby panującego. Tak
mogło być i w tym przypadku. To dlatego Jerzy Joachim von Lauchen czyli Retyk
(1514-1574) musiał uciekać z Krakowa do słowackich Koszyc z rękopisami
kopernikowskimi za pazuchą... I on także miał możliwość spotkania się z
Twardowskim – wszak obaj mieszkali w Krakowie i – co ciekawe – obaj urodzili
się i zmarli w niemal tym samym czasie! Zaiste, jeżeli jest to zbieg
okoliczności, to co najmniej dziwny. A może Twardowskiego porwano, kiedy
uciekał nie do ultra-katolickiego Rzymu, ale do bezpiecznego schronienia w
ówcześnie protestanckich Koszycach? Tam, gdzie nie groziły mu mordercze macki
Świętego Officium? Czy nie brzmi to bardziej prawdopodobnie?
Co
zawierały dzieła Twardowskiego? – tego ze współczesnych nie wie nikt. Na pewno
traktat o optyce – zresztą dlatego Twardowskiego utożsamiono z innym słynnym
śląskim uczonym, działającym w Krakowie - Erazmem Witelo zwanego Vitellionem
(1230-1280), który napisał dzieło „Perspectiva” znane bardziej jako „Optyka”.
Należał on do najwybitniejszych uczonych Średniowiecza. Być może Twardowski
kontynuował jego prace i dzięki temu w pamięci gminu te dwie postacie zlały się
w jedną. Nie zapominajmy, że Twardowski – podobnie jak Devius i wielu innych
magów Odrodzenia – przeprowadzał doświadczenia optyczne przy pomocy
zwierciadeł. Być może pokazał on nieszczęsnemu Zygmuntowi Augustowi hologram
czy po prostu slajd przedstawiający zmarłą małżonkę królewską, co stanowiłoby
jakieś rozwiązanie chociaż tej tajemnicy?...
Kiedyś
postawiłem hipotezę, że Twardowski był tzw. agentem wpływu obcej Cywilizacji
Naukowo-Technicznej, działającym w najpotężniejszym mocarstwie na kontynencie
europejskim – a było to w czasach, kiedy Polska miała swoje wielkie pięć minut
w światowej historii i gdyby nie wewnętrzne tarcia, swary i spory polityczne –
byłaby największym mocarstwem świata po przyłączeniu do swego terytorium Rosji,
co leżało w zasięgu ręki – sic! Żył on w momencie historycznym, który stanowił
punkt zwrotny w dziejach naszego kraju i kontynentu. Po bezpotomnej śmierci
ostatniego Jagiellona nastąpiło już tylko spadanie Rzeczypospolitej
szlacheckiej w dół – dzięki balastowi wolnej elekcji króla i przekleństwu liberum
veto, które zakończyło się w roku 1772 pierwszym rozbiorem, a definitywnie
złożyło Polskę do grobu na 123 lata niewoli w 1795 roku... Być może Twardowski
był przez Nich kierowany czy inspirowany. Przecież to właśnie wtedy Ludzkość
doznała pierwszego skoku cywilizacyjnego, rozkwitały nauki i sztuka, z którego
to dziedzictwa jesteśmy tak dumni!
Teraz
tak nie sądzę. Jestem coraz bardziej przekonany, że był to wielki renesansowy
umysł, który uwikłał się w polityczne i religijne intrygi, i nie mogąc się od
nich uwolnić padł wreszcie ich ofiarą. Istnieje równie prawdopodobna możliwość,
że zamordowała go Święta Inkwizycja w czasie próby ucieczki przed stosem. Tak
czy inaczej, stał się piękną legendą o Polaku - Sarmacie, który posiadł moc
czarodziejską i okpił samego Szatana. A wtedy prawdziwym Szatanem była
totalitarna władza kościelna i jej zbrojne ramię – sfanatyzowana banda
opętanych żądzą mordu i zadawania cierpienia niewinnym, bezbronnym ludziom –
ciemnych mnichów, realizujących zaborczą politykę swych przełożonych – papieży
marzących o ciągłej rozbudowie potęgi Kościoła katolickiego i rozszerzeniu jego
panowania na cały świat. Myślę, że należałoby pójść tym tropem i wtedy być może
uda się nam znaleźć znaczną część prawdy o Sarmacie-czarodzieju. Prawda ta
znajduje się zapewne w archiwach Watykanu, o ile jej nie zniszczono w czasie
jakiejś czystki. Kiedy wreszcie wyjdzie na światło dzienne???...
A
jednak...
A
jednak być może dlatego istnieje coś, co można nazwać przekleństwem, czy klątwą
Twardowskiego. Ci, którzy zabierają się za pisanie o tej postaci historycznej
narażają się na nieprzyjemności i to całkiem spore, kiedy piszą w sposób
lekceważący czy ośmieszający wielkiego maga – doświadczył tego m.in. Krzysztof
Gradowski i odtwarzający postać Twardowskiego w jego filmie, znakomity aktor Daniel
Olbrychski. Musieli oni nawet zmienić scenariusz i grę aktorską, bo ekipę
filmową nękały na planie same niepowodzenia!
I
to jest – jak sądzę – ostatnia tajemnica Mistrza z Krzemionek.
---oooOooo---
Patrzę z zażenowaniem na
młodych Polaków, którzy wstydzą się swojej historii, historii własnego kraju i
jak papugi oglądają się na innych, zapominając, że mieszają w kraju, w którym
działy się rzeczy mądre, wzniosłe, piękne i tajemnicze. W kraju, którego
historia jest niemniej fascynująca, niż historia Anglii, Francji czy USA. W
kraju, w którym działał Kopernik, Witelo, Kochanowski, Gomółka, Heweliusz, Rej
i inni, którzy budowali podwaliny kultury Polski i zarazem Europy, o czym tak
łatwo zapominają ci, którzy teraz frymarczą dorobkiem naszej kultury narodowej
w imię źle pojętej integracji europejskiej, którym wydaje się, że zapominając o
naszych korzeniach szybciej dorwą się do europejskiej kasy, i że nic ponad kasę
ich nie interesuje. Nie macie się czego wstydzić młodzi, zakompleksieni Polacy,
podziwiający zabytki Europy w czasie wakacyjnych wędrówek czy zagranicznych
„saksów”. Za Wami jest ponad 1000 lat naszej państwowości – pamiętajcie o tym.
Ci, którzy zapomną, rychło staną się pariasami na sprzedanej obcym, ziemi...