niedziela, 7 września 2014

TAJEMNICE MISTRZA TWARDOWSKIEGO

Referat na XII Festiwal Ezoteryki, Bratysława 2002


W sierpniu br. „Gazeta Krakowska” piórem red. Marty Paluch przypomniała dzieje Mistrza Twardowskiego, które – jak się okazuje – wcale nie były tak barwne, jak chciała tego legenda. Co więcej – okazuje się, że ten sarmacki Faust, który – podobnie jak ten autentyczny – był bardziej oszustem i hochsztaplerem niż uczonym i badaczem tajemnic Natury. Ale czy na pewno? Czy odmitologizowanie tej postaci jest zgodne z prawdą historyczną? Nie zgadzam się z takim postawieniem sprawy, gdyż jest ono krzywdzące dla jednej z najbarwniejszych postaci sarmackiej Polski.


---oooOooo---


Europejskie Odrodzenie roi się od niezwykłych i fascynujących postaci. Każda z nich była silną indywidualnością i każda z nich miała swój niepowtarzalny charakter. Każda z nich miała i nadal ma swoje tajemnice. Wokół wielu z nich narosły z czasem mity i legendy, które przydają im nimbu niezwykłości, tajemniczości czy wręcz nawet nieśmiertelności... W polskim Renesansie taką postacią jest mistrz białej, czarnej i różowej magii, czaromistrz miasta stołecznego Krakowa, podkoniuszy królewski, lekarz, spirytysta, nekromanta i alchemik Jan Wawrzyniec Twardowski (1515-1573) syn szlachcica Mikołaja Twardowskiego, który zamieszkiwał w podkrakowskich Krzemionkach. Tam też miał swoją pracownię, gabinet lekarski i szkołę. Dziś znajduje się tam regionalny ośrodek TVP-3 Kraków.

Twardowski z Mefistofelesem - kadr z filmu "Pan Twardowski" (1936) 

Bogna Wernichowska, autorka apendyksu do książki Petera Haininga pt. „Leksykon duchów” wywodzi jego nazwisko od słowa Dhurr, co po niemiecku oznacza twardy, stąd spolszczona forma nazwiska autentycznego Niemca Laurentiusa Dhurra z Norymbergii, który przebywał na dworze króla Zygmunta II Augusta (1520-1572), NB, ostatniego Jagiellona na tronie Polski, w latach 1565-1573. Podobne dane podają także inne polskie encyklopedie.

Moc czarodziejską – według wszystkich źródeł – dał Twardowskiemu diabeł Mefistofeles, który miał mu służyć przez lat 7. Aliści Twardowski postawił warunek, by do piekieł zabrano go tylko w Rzymie. Mefisto służył mu o wiele dłużej, niż stało w cyrografie, aż wreszcie na rozkaz Belzebuba czy innego księcia piekieł, zwabiono go do karczmy o nazwie „Rzym” – bowiem Twardowski nie zastrzegł tego, by porwano go w Roma Italiae, więc kontrakt można było zrealizować w każdym dowolnym miejscu o nazwie „Rzym”, a zatem Mefistofeles zbudował karczmę, nazwał ją „Rzymem” i tam podstępem zwabił niczego nie podejrzewającego Twardowskiego. W końcowym efekcie diabelska ekipa szybkiego reagowania obezwładniła szlachcica i porwała do piekła. Na szczęście dla Twardowskiego miał on przy sobie ryngraf w Matką Boską, która wybawiła go z opresji. Inne wersje mówią o kogucie, którego pierwsze pianie niweczy wszelkie piekielne moce, albo o tym, że przerażony Twardowski zaczął śpiewać „Godzinki”, skutkiem czego diabli odstąpili od niego i polecieli do piekła, zaś Twardowski spadł na Księżyc i przebywa tam do dnia dzisiejszego... Tam ma być do Dnia Sądu Ostatecznego, zawieszony gdzieś pomiędzy Niebem a Ziemią, odbywając pokutę za swe konszachty z Szatanem.

Dzięki temu, Twardowski zyskał sobie przydomek „polskiego doktora Faustusa (Fausta)”, który nadali mu polscy romantycy i jego dzieje były wdzięcznym tematem literackim. Józef Ignacy Kraszewski poświęcił mu powieść; Adam Mickiewicz napisał balladę pt. „Pani Twardowska” z kantatą do niej pióra Stanisława Moniuszki, Lucjan Rydel napisał poemat bajeczny „Pan Twardowski”, opera pod tym samym tytułem wyszła spod pióra A. N. Wierstowskiego i należy do tego dodać dwa balety: Ludomira Różyckiego i A. G. Sonnenfelda. NB, Różycki napisał jeszcze jeden balet o niemniej tajemniczej postaci pt. „Cagliostro w Warszawie”... Do tego należy dorzucić dwa filmy fabularne i kilka scen w innych filmach czy odcinkach seriali. Jak widać – postać Twardowskiego stanowi pewien (zresztą bardzo barwny i tajemniczy) fragment mitu narodowego Polaków.

Najsłynniejszym wyczynem Twardowskiego miało być wywołanie cienia zmarłej małżonki Zygmunta II Augusta, słynnej ze swej urody i kolekcji przepięknych pereł (wiąże się z nimi jeszcze jedna tajemnica Wawelu, ale to jest już osobna historia – powiem tylko tyle, że w niewiadomy do dziś dnia sposób dostały się te wspaniałe perły do rąk angielskiej królowej Elżbiety I [1533-1603], w czym swój udział mieli dwaj angielscy alchemicy, nekromanci i czarownicy zarazem: dr John Dee zwany Deviusem i Edward Kelley – który ma opinię szalbierza, hochsztaplera i oszusta, ale wszystko wskazuje na to, że był on angielskim szpiegiem zalegendowanym jako asystent dr Dee i pod tą przykrywką wykonywał zlecone mu tajne operacje...), księżnej litewskiej Barbary Radziwiłłównej (1520-1551). Wydarzenie to miało miejsce w 2-3 lata po śmierci młodej królowej, która od roku była na tronie po zawartym w niejasnych okolicznościach i potajemnie małżeństwie z Zygmuntem II Augustem. Czarna legenda Wawelskiego zamku mówi, że Barbara została otruta przez królową-matkę Bonę Sforza d’Aragona (1494-1557). Dziś historycy tej epoki twierdzą, że to nowotwór szyjki macicy, stał się przyczyną śmierci znienawidzonej przez silną opozycję królowej, w trzydziestym pierwszym roku życia...

Ukazanie się cienia zmarłej królowej wywarło wielkie wrażenie na zrozpaczonym Zygmuncie Auguście, który przeżył straszliwy szok – omal nie przypłacił tego życiem. Niezwykle sugestywnie przedstawili to w swych filmach trzej polscy reżyserzy:  „Pan Twardowski” i „Barbara Radziwiłłówna” Józefa Lejtesa (1936), „Dzieje Mistrza Twardowskiego”  Krzysztofa Gradowskiego (1989) i w jednym z odcinków serialu „Królowa Bona” Janusza Majewskiego (1980).

Innymi dokonaniami imć Twardowskiego było nakazanie diabłom przeniesienia całego srebra z terenu całego kraju – a Polska sięgała wtedy od Bałtyku po Morze Czarne – i umieszczenie go w Olkuszu, gdzie rzeczywiście znajdowały się kopalnie rud srebra, cynku i ołowiu; następnie postawienie skały na cieńszym końcu – tak powstała słynna Maczuga Herkulesa w Ojcowskim Parku Narodowym - a także zbudowaniu systemu stawów rybnych w okolicach Niepołomic.

Twardowski jako lekarz zasłynął w leczeniu epidemii dżumy dymienicznej – a stosował przy tym metody wschodniej, tj. arabskiej medycyny – co w owym czasie stanowiło autentyczne i oczywiste diabelstwo oraz czary!...

Innym spektakularnym wyczynem Twardowskiego był lot na kogucie – no może nie na żywym ptaku, ale na szybowcu czy też lotni zrobionej na podobieństwo tego ptaka. To wystarczyło, by uznać go za czaromistrza, zaś Świętej Inkwizycji za człowieka zaprzedanego diabłu. I tutaj rzecz przeciekawa – otóż Twardowski nigdy nie był urzędowo ścigany przez Święte Officium, a przecież to był szczytowy okres histerii polowań na czarownice i czarowników! Oznaczałoby to, że albo w ogóle nie istniał, albo był tak wysoko postawionym, że fanatycy ze Świętej Inkwizycji nie byli w stanie mu czegokolwiek zrobić... Podkoniuszy królewski, to było wysokie stanowisko w królewskiej hierarchii służbowej. Bardzo wysokie. Miał on nad sobą już tylko króla i królewskiego koniuszego! Ta nietykalność osobista paradoksalnie stanowi dowód za historyczną autentycznością tej postaci. Datę jego urodzenia i śmierci wyliczył znakomity historyk Roman Bugaj w swej książce pt. „Nauki tajemne w dawnej Polsce – Mistrz Twardowski” (Wrocław 1986), na podstawie kronik i zapisków urzędników i dworzan króla Zygmunta I Starego (1467-1548) i jego syna.

CV krakowskiego czaromistrza przedstawiałoby się zatem następująco:
1532 – podjęcie studiów w Wittemberdze;
1551 – podjęcie studiów we Włoszech: Bolonia i Padwa;
1561 – drugi wyjazd do Włoch: Bolonia, Padwa i Rzym;
1572 – mianowanie na stanowisko podkoniuszego królewskiego w Knyszynie;
1573 – śmierć w nieznanym miejscu i niewyjaśnionych okolicznościach.

Ta śmierć w ogóle jest czymś niewiadomym. Twardowski – mając już wtedy 58 lat – naraz opuszcza Kraków i udaje się do Rzymu. Po co? Czyżby chciał uciec przed intrygami swych potężnych protektorów – rodziny Mniszchów – którzy najprawdopodobniej maczali swe palce w intrydze z ukazaniem Zygmuntowi Augustowi ducha jego zmarłej żony. I w kilku innych też, dość bowiem wspomnieć, że gdyby nie niebotyczna głupota, fanatyzm religijny i pycha polskich magnatów, to na tronie moskiewskim zasiadłaby Maryna Mniszchówna jako caryca Wszechrosji!!!

Tak zatem Twardowski uciekał z Polski krótko po śmierci króla, który roztoczył nad nim ochronny parasol. Wszak był on nadwornym lekarzem, a śmierć dostojnego pacjenta ten parasol i ochronę przed Inkwizycją z niego zdejmowała. Pozostanie w Polsce równało się spaleniu na stosie. Z drugiej strony grozili Mniszchowie – szare eminencje wawelskiego pałacu o nienasyconych ambicjach, wielkich aspiracjach i ogromnych planach politycznych. Nie miał wyjścia – musiał uciekać przed Jerzym Mniszchem i Świętym Officium!

Dokąd? Na pewno nie na terytorium Polski, a zatem za granicę – w grę mogły wchodzić tylko dwa kraje: Niemcy i Italia, w których już był i które zapewne dobrze znał. Niemcy odpadały ze względu na Reformację i Kontrreformację oraz związane z nimi wojny religijne i bunty chłopskie. Pozostawałaby tylko i wyłącznie Italia.

Roman Bugaj podaje, że Twardowski został porwany i zamordowany w karczmie „Rzym” gdzieś na Podlasiu czy Mazowszu. Dowodem na to miało być słynne Zwierciadło Twardowskiego, które do dziś dnia znajduje się w Węgrowie (woj. mazowieckie), w zakrystii tamtejszego kościoła farnego i niszczeje. Jest to jeden, jedyny artefakt pozostały po tej postaci historycznej. Ze swej strony jestem przekonany, że Twardowskiego porwano i zamordowano gdzieś na południe od Krakowa – a dokładniej w okolicach dzisiejszego miasta powiatowego Sucha Beskidzka. I co najciekawsze – jest tam Karczma „Rzym” położona przy tamtejszym Rynku, a która stoi tam już od XVIII wieku, ale przed nią na tym samym miejscu stały jeszcze dwie karczmy od XVI wieku!

Jest jeszcze jedna poszlaka – w herbie Suchej Beskidzkiej znajduje się biały koń na czerwonym polu.  Czy nie koresponduje to z oficjalnym zajęciem Jana Wawrzyńca Twardowskiego? Wszak ten był podkoniuszym królewskim...

A tereny te silnie diabli obsadzili, jako że najwyższym szczytem w okolicy jest Diablak (1.725 m n.p.m.) czyli Babia Góra, do tego dochodzą tu i ówdzie rozsiane Diable czy Diabelskie Kamienie, których belzebubowa czereda miała używać do burzenia kościołów i pobliskiego sanktuarium maryjnego w Kalwarii Zebrzydowskiej. Jest Zła Dolina – w której chodziła potwora urywająca ludziom głowy, kiedy ci nie potrafili odpowiedzieć prawidłowo na pytanie brzmiące: Ile wierszyczków ma Babia Góra? Zainteresowanym podpowiadam, że 32. I nie ma się czemu dziwić, że w tak „zadiablonej” okolicy zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach pewien polski szlachcic. A zatem do porwania Twardowskiego nie doszło w Mystkowie-Rzymie na Podlasiu – jak chce tego Stanisław Dworakowski, ale właśnie w Suchej Beskidzkiej w Małopolsce. NB, to właśnie przez Suchą Beskidzką, Bystrą Podhalańską i Sidzinę wiódł w tych czasach szlak kupiecki i pielgrzymi na Orawę i dalej przez Słowację, Austrię do Italii – do Rzymu... Trakt ten wiódł zresztą tam od tysiącleci, bowiem stanowił on fragment Szlaku Bursztynowego, którym sprowadzano polski, jantar z basenu Morza Bałtyckiego do basenu Morza Śródziemnego.

Kim naprawdę był imć Jan Wawrzyniec Twardowski-Dhurr? Mógł być spolonizowanym Niemcem, lub co najbardziej prawdopodobne – spolonizowanym Włochem lub potomkiem takowego, który już czuł się Polakiem. Kronikarz dworu wawelskiego Łukasz Górnicki w swym „Dworzaninie” podaje zlatynizowaną formę jego nazwiska, może dlatego, że bał się zemsty ze strony potężnego maga i wysokiego urzędnika królewskiego, popieranego przez niemniej potężnych magnatów? Stąd poszła hipoteza o tym, że Twardowski pochodził spoza Polski. Osobiście jestem przekonany, że Twardowski był Polakiem. Zajmował się naukami hermetycznymi i stosowanymi – jego dziełem jest encyklopedia, wzorowana na „Liber viginti artium” Pawła z Pragi I i traktat „Opus Magicum”. I tu kolejna rzecz ciekawa – obydwa te dzieła znikły w niewyjaśnionych okolicznościach. Tak, jakby ktoś chciał zatrzeć ślady po wielkim czaromistrzu. Czy była to robota Inkwizycji? Bardzo możliwe – wszak właśnie na ten okres przypada apogeum płonących stosów, na których skwierczeli nie tylko czarownicy i czarownice, ale nade wszystko ludzie niewygodni Kościołowi katolickiemu, rządzącej oligarchii czy przeciwnicy polityczni. Stos groził Mikołajowi Kopernikowi (1473-1543) za jego poglądy, które mogły obalić istniejący stan rzeczy. (Chodzi tutaj o tajemniczy traktat „De astro minante”, w którym Kopernik rzekomo przewidział impakt komety na 8 października 1582 roku i generalny Koniec Świata! – a który został napisany tuż przed śmiercią Mistrza z Fromborka i wydany zaledwie w 101 egzemplarzach.) Niewykluczone jest więc, że obaj panowie znali się i wymieniali poglądy, jako że obaj byli m.in. astrologami – jak każdy szanujący się astronom w tamtych czasach!... To, że nie ma śladów tej korespondencji? Archiwa były czyszczone niejeden raz i niejednokrotnie usuwano z nich to, co mogłoby zaszkodzić wizerunkowi Kościoła czy osoby panującego. Tak mogło być i w tym przypadku. To dlatego Jerzy Joachim von Lauchen czyli Retyk (1514-1574) musiał uciekać z Krakowa do słowackich Koszyc z rękopisami kopernikowskimi za pazuchą... I on także miał możliwość spotkania się z Twardowskim – wszak obaj mieszkali w Krakowie i – co ciekawe – obaj urodzili się i zmarli w niemal tym samym czasie! Zaiste, jeżeli jest to zbieg okoliczności, to co najmniej dziwny. A może Twardowskiego porwano, kiedy uciekał nie do ultra-katolickiego Rzymu, ale do bezpiecznego schronienia w ówcześnie protestanckich Koszycach? Tam, gdzie nie groziły mu mordercze macki Świętego Officium? Czy nie brzmi to bardziej prawdopodobnie?

Co zawierały dzieła Twardowskiego? – tego ze współczesnych nie wie nikt. Na pewno traktat o optyce – zresztą dlatego Twardowskiego utożsamiono z innym słynnym śląskim uczonym, działającym w Krakowie - Erazmem Witelo zwanego Vitellionem (1230-1280), który napisał dzieło „Perspectiva” znane bardziej jako „Optyka”. Należał on do najwybitniejszych uczonych Średniowiecza. Być może Twardowski kontynuował jego prace i dzięki temu w pamięci gminu te dwie postacie zlały się w jedną. Nie zapominajmy, że Twardowski – podobnie jak Devius i wielu innych magów Odrodzenia – przeprowadzał doświadczenia optyczne przy pomocy zwierciadeł. Być może pokazał on nieszczęsnemu Zygmuntowi Augustowi hologram czy po prostu slajd przedstawiający zmarłą małżonkę królewską, co stanowiłoby jakieś rozwiązanie chociaż tej tajemnicy?...

Kiedyś postawiłem hipotezę, że Twardowski był tzw. agentem wpływu obcej Cywilizacji Naukowo-Technicznej, działającym w najpotężniejszym mocarstwie na kontynencie europejskim – a było to w czasach, kiedy Polska miała swoje wielkie pięć minut w światowej historii i gdyby nie wewnętrzne tarcia, swary i spory polityczne – byłaby największym mocarstwem świata po przyłączeniu do swego terytorium Rosji, co leżało w zasięgu ręki – sic! Żył on w momencie historycznym, który stanowił punkt zwrotny w dziejach naszego kraju i kontynentu. Po bezpotomnej śmierci ostatniego Jagiellona nastąpiło już tylko spadanie Rzeczypospolitej szlacheckiej w dół – dzięki balastowi wolnej elekcji króla i przekleństwu liberum veto, które zakończyło się w roku 1772 pierwszym rozbiorem, a definitywnie złożyło Polskę do grobu na 123 lata niewoli w 1795 roku... Być może Twardowski był przez Nich kierowany czy inspirowany. Przecież to właśnie wtedy Ludzkość doznała pierwszego skoku cywilizacyjnego, rozkwitały nauki i sztuka, z którego to dziedzictwa jesteśmy tak dumni!

Teraz tak nie sądzę. Jestem coraz bardziej przekonany, że był to wielki renesansowy umysł, który uwikłał się w polityczne i religijne intrygi, i nie mogąc się od nich uwolnić padł wreszcie ich ofiarą. Istnieje równie prawdopodobna możliwość, że zamordowała go Święta Inkwizycja w czasie próby ucieczki przed stosem. Tak czy inaczej, stał się piękną legendą o Polaku - Sarmacie, który posiadł moc czarodziejską i okpił samego Szatana. A wtedy prawdziwym Szatanem była totalitarna władza kościelna i jej zbrojne ramię – sfanatyzowana banda opętanych żądzą mordu i zadawania cierpienia niewinnym, bezbronnym ludziom – ciemnych mnichów, realizujących zaborczą politykę swych przełożonych – papieży marzących o ciągłej rozbudowie potęgi Kościoła katolickiego i rozszerzeniu jego panowania na cały świat. Myślę, że należałoby pójść tym tropem i wtedy być może uda się nam znaleźć znaczną część prawdy o Sarmacie-czarodzieju. Prawda ta znajduje się zapewne w archiwach Watykanu, o ile jej nie zniszczono w czasie jakiejś czystki. Kiedy wreszcie wyjdzie na światło dzienne???...

A jednak...

A jednak być może dlatego istnieje coś, co można nazwać przekleństwem, czy klątwą Twardowskiego. Ci, którzy zabierają się za pisanie o tej postaci historycznej narażają się na nieprzyjemności i to całkiem spore, kiedy piszą w sposób lekceważący czy ośmieszający wielkiego maga – doświadczył tego m.in. Krzysztof Gradowski i odtwarzający postać Twardowskiego w jego filmie, znakomity aktor Daniel Olbrychski. Musieli oni nawet zmienić scenariusz i grę aktorską, bo ekipę filmową nękały na planie same niepowodzenia! 

I to jest – jak sądzę – ostatnia tajemnica Mistrza z Krzemionek.


---oooOooo---


Patrzę z zażenowaniem na młodych Polaków, którzy wstydzą się swojej historii, historii własnego kraju i jak papugi oglądają się na innych, zapominając, że mieszają w kraju, w którym działy się rzeczy mądre, wzniosłe, piękne i tajemnicze. W kraju, którego historia jest niemniej fascynująca, niż historia Anglii, Francji czy USA. W kraju, w którym działał Kopernik, Witelo, Kochanowski, Gomółka, Heweliusz, Rej i inni, którzy budowali podwaliny kultury Polski i zarazem Europy, o czym tak łatwo zapominają ci, którzy teraz frymarczą dorobkiem naszej kultury narodowej w imię źle pojętej integracji europejskiej, którym wydaje się, że zapominając o naszych korzeniach szybciej dorwą się do europejskiej kasy, i że nic ponad kasę ich nie interesuje. Nie macie się czego wstydzić młodzi, zakompleksieni Polacy, podziwiający zabytki Europy w czasie wakacyjnych wędrówek czy zagranicznych „saksów”. Za Wami jest ponad 1000 lat naszej państwowości – pamiętajcie o tym. Ci, którzy zapomną, rychło staną się pariasami na sprzedanej obcym, ziemi...