środa, 8 października 2014

Wampirzyca



Andriej Wasilew (St. Petersburg)


Przejażdżki w nocnych pociągach podmiejskich bywają niebezpieczne z różnych przyczyn: a to jakiś bandyta, a to szajki agresywnych młodzieńców, a to jakiś niedopity, namolny pijaczek… Ale to, co się stało z moim przyjacielem rówieśnikiem Wowką w lutym 1992 roku, nijak nie daje się zakwalifikować do statystyk kryminalnych w transporcie kolejowym.

W tym czasie my, młodzi specjaliści, chcieliśmy sobie dorobić do lichych pensyjek. No i wraz z Wowką zatrudniliśmy się w kiosku, koło stacji petersburskiego metro Udielnaja. Ja tam handlowałem w godzinach 07:30 – 15:00, a Wowka 15:00 – 23:00. Potem on zamykał kiosk i zjeżdżał do domu w dzielnicy Liewarszowo koleją podmiejską, której pociąg odjeżdżał około północy.

Zajecie to niebezpieczne – dojeżdżać pociągiem podmiejskim, w nocy, a na dodatek w zimie. A na dodatek był początek 1992 roku (myślę, że wielu słyszało o przekleństwie dziewiętnastki). Ale jak to u Wowki, wszystko szło szczęśliwie. W czasie całego roku jeździł bez problemów.

I naraz pewnego dnia rano, jak zwykle o 7:30 otworzyłem kiosk. Wszystko szło normalnym tokiem, zaczął się niezbyt intensywny handel, przede wszystkim papierosami. I naraz koło dziewiątej pojawia się Wowka z niezbyt gęstą miną.
- A ty co tu robisz – zdziwiłem się. – Zmiana dopiero za trzy godziny!
- Polej wódki – poprosił.
W tej chwili spostrzegam, że mój zmiennik jest czymś bardzo przerażony. Nawet z lekka się trzęsie.
- Co się stało? – pytam.
- Chcesz to wierz, nie chcesz to nie wierz – powiada – ale wczoraj widziałem coś niezwykłego! No dobrze, posłuchaj.

I oto, co mi opowiedział.
- Wczoraj wieczorem, jak zwykle, wsiadłem do pociągu o 23:20. Jak wiesz, do Liewarszowa jedzie się wszystkiego kwadrans. Na początku w wagonie byłem sam. A po minucie, z sąsiedniego wagonu przyszła sympatyczna dziewczyna i usiadła obok mnie, na sąsiednie siedzenie.
- Gdzież to tak późno i to na dodatek podmiejskim pociągiem? – zainteresowałem się. – Tutaj nawet we dnie niektórzy boją się jechać.
Spojrzała na mnie badawczo i odpowiedziała:
- Jadę do Liewarszowa.
- O! – pomyślałem – ziomalka!

No tak, ale przecież w Liewarszowie znam niemal wszystkich, ale takiej pięknotki nie pamiętam.
- A do kogo jedziesz?
Dziewczyna powiedziała imię swej babci, u której wynajmowała pokój. Też jej nie znałem. Dziewczyna wyjaśniła, że ona mieszka na najdalszym końcu osiedla. Zaproponowałem jej, że ją odprowadzę. Przecież była zimowa noc. Może ktoś zaczepić czy napaść. Nie wyglądam na van Dama, ale zawszeć lepsza taka ochrona, niż żadna…
Wysiadamy na stacji i idziemy w stronę osiedla. Kiedy wsiadałem do pociągu na stacji Udielnoj, to niebo było zakryte obłokami, kiedy przybyliśmy do Liewarszowa, na niebie nie było ani jednej chmurki – świeciły gwiazdy i księżyc w pełni.

Tutaj Wowka zamilkł i jednym haustem opróżnił stopkę wódki.
- No i co dalej? – zapytałem Wowkę polewając mu znowu.
- Dalej? No dobra. Chcę się dowiedzieć, do kogo właściwie ona przyjechała. Dziewczyna jednak droczy się i odpowiada w stylu „za dużo chciałbyś wiedzieć”… I kiedy odeszliśmy od stacji na jakieś pół kilometra, to ogarnął mnie niewytłumaczalny niepokój. Coś było nie tak. Ale co? I naraz uderzyła mnie jedna dziwna rzecz. Jak już powiedziałem, niebo było jasne, świeciła pełnia księżyca. I tak właśnie drzewa, słupy, domy – wszystko to rzucało ciemne, wyraźne cienie od księżycowego światła. Ja także – a dziewczyna nie…!
- Wowa – powiedziałem – ty wczoraj może pochlałeś, albo paliłeś jakieś zioło?
- Aj tam, byłem absolutnie trzeźwy (a on w tym czasie rzeczywiście nie pił). Spojrzałem raz, pomyślałem: przywidziało mi się. Spojrzałem po raz drugi, trzeci – cienia nie ma! Takiego strachu to w życiu nie odczuwałem! Jak odskoczyłem od tej dziewczyny w stronę domu, to biegłem ze wszystkich sił nie oglądając się za siebie.
- Jasne, a jak biegłeś to żegnałeś się znakiem krzyża i w domu czosnek powiesiłeś nad drzwiami – zakpiłem.
- Skąd wiesz? – Wowka był autentycznie zdumiony – tak też było. Czosnku wprawdzie nie wieszałem, ale zjadłem dwa ząbki z chlebem. Potem nie mogłem zasnąć przez cała noc.

Wypiwszy jeszcze stopkę Wowka kategorycznie oświadczył:
- Rób co chcesz, ale ja już na wieczorną zmianę nie przyjdę do pracy!
Przyznam szczerze, że tak przerażonego wyrazu twarzy mojego przyjaciela jeszcze nie widziałem. W końcu zdecydowałem się zamienić z nim zmianami…


Źródło – „Tajny XX wieka” nr 18/2014, s. 24

Przekład z j. rosyjskiego – Robert K. Leśniakiewicz © 
Ilustracja - Internet