Czy nasi dalecy przodkowie pozostawili po sobie takie właśnie ślady?
Valdis Pejpiņš
Na kolejnym planowym spotkaniu
prezydenta Billy’ego Clintona z
oficerem odpowiadającym za „atomową
walizeczkę” okazało się, że prezydent
już kilka miesięcy temu zgubił karteczkę z szyfrem służącym do otworzenia
walizeczki…
Uczeni nierzadko mówią o tym,
że współczesnej cywilizacji grozi zagłada w rezultacie globalnej wojny z
zastosowaniem BMR – broni masowego rażenia, a raczej zagłady. I co ciekawe:
starożytne eposy i znaleziska archeologiczne świadczą o tym, że coś podobnego
już na naszej planecie miało miejsce…
Tektyty leżą na polach tektytowych. Na mapce oznaczono je następująco:
A – Australity (Australia)
B – Filipinidy, rizality (Filipiny)
C – Indochinity, tajlandyty, Muong Nong (Wietnam, Birma, Laos, Malezja, Tajlandia)
D – Jawaity, billitonity (Indonezja, Malezja Brunei)
E - Iworyty (Wybrzeże Kości Słoniowej, Mali)
F – Bedasity (USA [TX])
G – Billitonity, georgiaity (USA [FL, GA])
H – Mołdawity (Republika Czeska)
I – Labradoryty (USA, Kanada)
J - Szkło Darwina (Australia, Tasmania)
K – Szkliwo Pustyni Libijskiej (Egipt)
L - Kolumbity (Kolumbia)
T - Tybetanity (Chiny - Tybet)
W - Wabarlity (Arabia Saudyjska)
Y - Irgizyty (Kazachstan)
Poza tym znane są jeszcze pomniejsze pola tektytowe w takich krainach geograficznych, jak: Malaje, Azja Południowo-Wschodnia, Gruzja i Mauretania.
Kropki i zakreskowane pola - pola tektytowe, gwiazdki - astroblemy z nimi związane.
(Rys. R. K. Leśniakiewicz)
Szklane
pola
Ziemia dawnego Egiptu jest
pełna zagadek. Związane są one nie tylko z piramidami i grobami w Dolinie
Królów. Jedna z takich zagadek jest związana z ogromnym polem kopalnego, zielonego
szkła, które rozpościera się na setki kilometrów kwadratowych Pustyni
Libijskiej, w okolicy Plateau Saad, w pobliżu granicy Egiptu z Libią i Sudanem,
gdzie piętrzą się diuny wielkiego morza piasków. Niektóre kawałki tego szkła
naturalnego pochodzenia ważą aż 26 kg, ale większość z nich ma małe rozmiary i
swym wyglądem przypomina kawałki szkła z zielonej butelki.
Po raz pierwszy to naturalne
szkło w postaci małych szklanych kamyków zostało znalezione na Pustyni
Libijskiej jeszcze w 1816 roku, ale szerzej zostało poznane po tym, jak w 1932
roku pracownik „Egipskiego Zwiastuna Geologicznego” Patrick Clayton sam sobaczył te szklane pole. A 200 km od tych pól
zostało znalezionych wiele kawałków takiego szkła wraz z zrobionymi z nich
grotami kopii, toporkami i inną bronią, które mieli mieszkańcy tej okolicy.
Niektóre z nich liczyły sobie 100.000 lat!
Wiedzieli o tych pokładach
także dawni Egipcjanie – nie tylko wiedzieli, ale i używali do własnych celów –
np. do ozdabiania. I tak święty żuk skarabeusz – jeden z elementów zdobniczych
grobu faraona Tutenchamona – znalezionego przez Howarda Cartera w czasie wykopalisk w Dolinie Królów – został
prześlicznie wyrżnięty ze szkła wulkanicznego. Tylko skąd się ono wzięło na
pustyni?
Powszechnie wiadomo, że
przekształcenie piasku w szkliwo mam miejsce w czasie termicznej obróbki.
Potrzebna temperatura jest wysoka i wynosi +1700°C, tak że zapałkami i chrustem
tego się nie osiągnie. Jakie źródło ciepła jest potrzebne, żeby zamienić w
szkło tony piasku? Istnieje kilka teorii na ten temat. Zgodnie z jedną, mamy tu
do czynienia z fulgurytami – piaskiem, który zostaje zeszklony w skutek
uderzenia piorunu o silnym ładunku elektrycznym, który jest wystarczający, by
roztopić piasek. Aliści niezrozumiałym jest, dlaczego wydmy Pustyni Libijskiej
przyciągają tyle piorunów? Według innej teorii – winnym powstania tego
tajemniczego szkła jest meteoryt, który eksplodował nad pustynia w nieznanym
czasie. Stronnicy tej hipotezy zakładają, że w atmosferę nad pustynia wpadł
100-metrowej średnicy asteroid, poruszający się z prędkością 20 km/s. I byłoby
to jakimś logicznym wyjaśnieniem, gdyby nie jedno „ale” – na powierzchni
wielkiego morza piasków nie ma żadnego krateru impaktowego, ani jego śladów.
[To wcale nie jest takie oczywiste, bowiem może być
nie jeden krater, ale kilka astroblemów – zakładając, że meteoroid rozpadł się
w atmosferze – poza tym mogły one być bez śladu zasypane przez ruchome piaski,
a jedynym śladem po tym wydarzeniu są tektyty – przyp. tłum.]
Poza tym jeszcze w latach 40.,
po teście bomby A w stanie Nowy Meksyk, piaski pustyni też zmieniły się w
zielone szkło. A zatem na tej podstawie można założyć, że zeszklone piaski
Pustyni Libijskiej pojawiły się lekko licząc 100.000 lat temu w rezultacie
nuklearnego bombardowania, po którym lwią część Afryki Północnej zajęła
pustynia Sahara?
- A zatem – jak pisze autor książki „Projekt Ziemlia – Tajna
buduszczewo w proszłom” J. W. Zujew
– może być i nie ma żadnej przeszkody, by
nie było to prawdą.
Szkło Pustyni Libijskiej
Mołdawit
Mohendżo-Daro
– radioaktywne ruiny
W 1922 roku, indyjski archeolog
dr R. Banardja odkrył w dolinie
Indusu ruiny dawnego miasta.
[Wikipedia podaje, że Mohendżo-Daro odkrył Anglik – John Marshall w latach 20. XX wieku.
Inne źródła podają, że pierwsza wzmianka na temat ruin została sporządzona
przez dezertera armii brytyjskiej Jamesa
Lewisa w 1826 roku – przyp. tłum.]
Wykopaliska pokazały, że miasto
to było wybudowane na planie, skanalizowane, zaopatrzone w wodę i
przewyższające to, co znajdowało się w Indiach i Pakistanie w te dni. Antyczne
to miasto otrzymało nazwę Mohendżo-Daro – Kopiec Umarłych. Wśród ruin znajdują
się porozrzucane, nadtopione kawałki gliny, które pod wpływem wysokiej
temperatury przemieniły się w czarne szkło. Analizy próbek przeprowadzone w
Uniwersytecie Rzymskim i potem w laboratoriach Narodowej Rady Naukowców
Włoskich wykazały, że glina ta zaczęła płynąć przy temperaturze +1500°C.
W antycznych czasach taką
temperaturę można by było osiągnąć w piecach metalurgicznych, ale nie na tak
dużej powierzchni. Mało tego – archeolodzy zwrócili uwagę na jedną mroczna
osobliwość starego miasta. Obejrzawszy dokładnie ruiny oni doszli do wniosku,
że stopień zniszczenia budynków zmniejsza się w miarę zwiększania się
odległości od centrum miasta, albo prędzej epicentrum eksplozji, który
literalnie zmiótł oddzielne dzielnice. A znalezione pośród ruin szkielety
przywodziły na myśl, że śmierć zaskoczyła mieszkańców znienacka. I wreszcie na
koniec kości – jak się wyjaśniło przez lata – były radioaktywne.
Ten zagadkowy i złowieszczy
obraz znalazł swe objaśnienie, jak tylko Amerykanie zrzucili bomby atomowe na
japońskie miasta: Hiroszimę i Nagasaki. Zaobserwowano tam dokładnie takie same
obrazy zniszczeń. Tak więc czy Mohendżo-Daro nie zostało zniszczone wskutek
ataku nuklearnego?
Świadczy
„Mahabharata”
W sanskryckich tekstach
staroindyjskiego eposu „Mahabharata”, składającego się z 18 ksiąg po 200.000
wersów każda – co stanowi siedmiokrotną objętość „Iliady” i „Odysei” Homera razem wziętych, znajdują się
informacje o religii, światopoglądzie, obyczajach i historii antycznych Indii,
a także legendy o jej bogach i bohaterach. Znaczna część eposu jest poświęcona
opisom działań wojennych z udziałem bogów, półbogów i ludzi. badacze uważają,
że wydarzenia te odnoszą się do półlegendarnej historii inwazji na Hindustan
plemion Ariów od północy, którzy odrzucili pierwotnych mieszkańców – Drawidów –
na południe subkontynentu. Aliści pośród znanych w tym czasie dawnych potyczek
i bitew znajdują się również opisy scen, w których nietrudno zidentyfikować
zastosowanie… artylerii lufowej i rakietowej, samolotów bojowych,
radiolokatorów, zasłon dymnych, gazów trujących i nawet broni jądrowej.
I tak np. w „Dronaparva” –
jednej z ksiąg „Mahabharaty” – opowiada się o starciu w czasie którego wybuchy
pocisków w kształcie ognistych kul powodują burze i sztormy i unieszkodliwiają
całe armie. W rezultacie tychże wybuchów mnóstwo wrogich wojowników wraz z
bronią, słoniami bojowymi i końmi, unoszą się w powietrze przez potężny wiatr,
jak suche liście z drzew. Także w tym tekście następują opisy pojawienia się
obłoków w kształcie grzyba, charakterystycznego dla wybuchu jądrowego. Podobny
jest on do otwarcia gigantycznego parasola. Po tych wybuchach, żywność stała
się zatruta, a ludzie którzy to przeżyli – zapadali na nieznaną chorobę.
Symptomy choroby jako żywo przypominały objawy choroby popromiennej! – ludzie
mieli biegunki, wymioty i krwotoki, wypadały im zęby, włosy i paznokcie, a
potem następowała śmierć.
W indyjskich eposach opisano
także dawne samoloty – latające maszyny Vimana.
W księdze „Samarangana Sutradharan” walczą ze sobą różne typy Viman, wspomina się o ich wadach i
zaletach, podaje się ich charakterystyki lotu i sposoby lądowania. Osobne miejsce
poświęcono materiałom użytym do ich konstrukcji i osiągnięcia potężnej siły do
poruszania się. Do tych ostatnich, co najdziwniejsze, zalicza się także rtęć.
[Uważam, że nie chodzi tutaj o czystą rtęć, ale o
jej amalgamat z jakimś pierwiastkiem rozszczepialnym, który służył jako paliwo
nuklearne. NB, w latach 50. Amerykanie usiłowali zbudować samolot atomowy –
zob.
http://wszechocean.blogspot.com/2012/02/tajemnica-atomowych-samolotow-1.html i dalsze, gdzie
próby te opisano. Jak na razie nie powrócono do tej koncepcji – przynajmniej
oficjalnie, ale nadal dokonuje się prób z kosmicznym napędem jądrowym i
termojądrowym – uwaga tłum.]
Krater poimpaktory (astroblem) Kabira na Saharze
Antyczne
Gwiezdne Wojny
A.W.
Kołtypin w swej pracy „Isczeznuwszije obitatieli Ziemli” zwraca uwagę
na to, że w „Mahabharacie”, „Bhagavata Puranie”, „Viśnu Puranie” i innych
staroindyjskich tekstach niejednokrotnie opisywano odbywane przez bogów,
demonów, bohaterów oraz inne mityczne stworzenia podróże kosmiczne statkami
powietrznymi:
Chitraketu, przywódca Vidiadharów (półbogów, dobrych duchów
powietrznych – przyp. aut.) wybrał się w podróż po bezkresnych bezdrożach
Wszechświata… w swym oślepiająco błyszczącym statku powietrznym.
Przelatując poprzez
przestrzeń, maharadża Dhurva widział
jedną po drugiej wszystkie planety Układu Słonecznego, widział na swej drodze
półbogów na niebiańskich kręgach…
Tak więc maharadża
Dhurva minął siedem planetarnych systemów wielkich mędrców znanych jako Saptariśi…
Potomek dynastii Kuru – król Vasu mógł podróżować poza Ziemią, w wierzchnich rejonach naszego
Wszechświata, i dlatego w tych odległych czasach on był znanym pod imieniem Upari-chara – „Podróżujący po Wyższych
Światach”.
W jednym z epizodów „Mahabharaty”
opowiada się o tym, jak wielki wódz Ardżuna
(Arjuna) z podwodnymi mieszkańcami Nivatakavachami
powrócił na niebiosa w swym latającym rydwanie-amfibii i odkrył lecące w
kosmosie miasto:
W swej drodze powrotnej
ujrzałem inne ogromne i zadziwiające miasto, zdolne do przemieszczania się,
gdzie tylko się chciało. Ono świeciło jak ogień albo słońce.
W tym latającym mieście zwącym
się Hiraniapur mieszkały demony Danavowie
(Daitowie). Ardżunie kazano
rozgromić ich. Zauważywszy zbliżenie się jego latającego aparatu, Danavowie
zaczęli wylatywać z miasta na swych niebieskich rydwanach – no kropka w kropkę
„Gwiezdne wojny” George’a Lucasa! Wtedy Ardżuna:
…potężnym uderzeniem
swej broni przerwał ten groźny potok. On kierował na nich swoją włócznię
brużdżąc kałami rydwanu pole bitwy… i Danavowie zaczęli zabijać siebie
nawzajem.
Oberwawszy solidnie od niego,
Danavowie podnieśli swe latające miasto w powietrze. [Czyż nie kojarzy się to z latającą
krainą Laputy z powieści Jonathana
Swifta? Zob. „Zagadka latającej wyspy” - http://wszechocean.blogspot.com/2014/09/zagadka-latajacej-wyspy.html
- przyp.
tłum.] Zatem Ardżuna:
…potężną lawiną strzał
zagrodził drogę Daitom i spróbował zatrzymać jego ruch. Dzięki otrzymanemu [od
Brahmy] darowi poruszania się, gdzie tylko Daitom się zapragnęło, te
niebieskie, płynące powietrzem, dziwnie świecące miasto… …poruszające się wedle
życzenia – już to pod ziemię, to znów podnosiło się w górę, już to leciało w
inną stroną, już to pogrążało się w wodzie.
W ostatecznym rozrachunku Ardżuna
rozwalił niebieskie miasto przy pomocy żelaznych strzał, zupełnie podobnych do
dzisiejszych kinetycznych pocisków rakietowych. A kiedy 60.000 demonów, które
to przeżyły runęło na Ardżunę w swych latających rydwanach, to spopielił ich
przy pomocy broni zwanej Raudra, która kojarzy się z
dzisiejszą bronią jądrową.
I tak znaleziska archeologów i
dawne eposy świadczą niechybnie o tym, że bardzo dawno temu, na naszej planecie i także przestrzeni kosmicznej buszowały niewyobrażalne
wojny z zastosowaniem Broni Masowego Rażenia. I jest całkiem możliwe i to, że takie
wojny miały miejsce niejeden raz.
[Polecam Czytelnikowi pracę dr Miloša Jesenský’ego pt. „Bogowie atomowych
wojen” - http://hyboriana.blogspot.com/2012/07/bogowie-atomowych-wojen-1.html
i dalsze oraz
szczególnie Aleksandra Mory – „Atomowa
wojna bogów” - http://hyboriana.blogspot.com/2012/08/bogowie-atomowych-wojen-14_5.html
- w którym
temat ten został rozpracowany z pewnego, bardzo ciekawego punktu widzenia. Polecam
także jeden z rozdziałów powieści Daniela
Laskowskiego pt. „Bractwo Zielonego Smoka”, który zamieszczę w następnych wpisach
do tego blogu – uwaga tłum.]
Tekst i ilustracje – „Tajny XX wieka”
nr 21/2014, ss. 20-21
Przekład z j. rosyjskiego – Robert
K. Leśniakiewicz ©