Powered By Blogger

niedziela, 28 września 2014

Zagadka latającej wyspy

Fridrich Cander opracował w swych pracach naukowych ideę wykorzystania pola magnetycznego Ziemi w lotach kosmicznych


Aleksiej Komogorcew*


Latające samochody z powieści sci-fi są już realnością. Transition Roadable Aircraft – amerykańskiej kompanii Terrafugia – to dwumiejscowy, latający samochód ze skrzydłami, które można złożyć i rozłożyć naciskając guzik.

Niekiedy w życiu zdarzają się momenty, kiedy – wydawałoby się – doskonale znane i zwyczajne przedmioty stają przed nami w nieoczekiwanym świetle. Weźmy na przykład znaną z dzieciństwa powieść angielskiego pisarza Jonathna Swifta pt. „Podróże w niektóre dalekie kraje świata w czterech częściach opisane przez Lemuela Gulliwera, początkowo chirurga, a potem kapitana kilku statków” czyli po prostu „Podróże Gulliwera”.


Tajemnica Gulliwera


W trzeciej części Swift opisuje podróż swego bohatera  na latającą wyspę Laputę. Główna osobliwością wyspy jest ogromny magnes, który przypomina czółenko tkackie:
Długości ma prętów trzy (~15,8 m – przyp. tłum.), a grubości, gdzie jest największa, ma półtora pręta (~7,4 m) Ten magnes jest osadzony na osi diamentowej przechodzącej przez jego środek w tak ścisłej równowadze, że najsłabsza ręka może go łatwo obracać. Otacza go cylinder diamentowy na cztery stopy głęboki i tyleż gruby (~120 cm), mający średnicy prętów sześć (~31,6 m), położony horyzontalnie na ośmiu słupach diamentowych, każdy o trzech prętach wysokości. W środku tego cylindra są duże dziury czopowe, głębokie na 12 cali (30,48 cm), w które wchodzą końce osi i obracają się jak potrzeba. Żadna siła nie zdoła tej maszyny poruszyć, gdyż cylinder i słupy, na których leży, są jedną całością  z diamentem, który stanowi grunt całej wyspy. Przez ten oto magnes wyspa idzie do góry i na dół, i jak tylko potrzeba, z jednego miejsca na drugie. Względem bowiem tej części ziemi, nad którą monarcha panuje, magnes ma jedna stronę, która zawiera w sobie moc przyciągania, drugą, która zawiera w sobie moc odpychania. Jeśli magnes obrócić prosto ku ziemi strona przyciągającą, wyspa spuszcza się w dół, gdy obrócić stroną odpychającą ku tejże ziemi, wyspa idzie do góry, gdy zaś kamień obrócą ukośno, wyspa idzie ukośno, ponieważ w tym moc sprawuje swój skutek linią równoległą do swego położenia. Przez ukośne położenie magnesu wyspa porusza się do różnych części państwa monarchy tego. (Tu i dalej wg przekładu Anonima z 1784 roku – uwaga tłum.)

Przed nami właśnie leży ni mniej ni więcej tylko opis silnika magnetycznego, sporządzony w 1726 roku! Jak mogła powstać podobna idea w czasie, w którym nie istniało jeszcze samo pojęcie „silnik” czy „motor”, a wszystkie urządzenia transportowe przemieszczały się dzięki sile mięśni czy żagli?

Opis ten nie wyczerpuje wszystkich zagadek „Podróży Gulliwera”. Oto jak Swift opowiada o jednym z odkryć lapuckich astronomów:
Największą część swego życia przepędzają na obserwacji nieba i mają teleskopy nieporównywalnie lepsze od naszych. Lubo ich teleskopy tylko na trzy stopy są długie, powiększają jednak więcej niżeli nasze, sto stóp długości mające i daleko wyraziściej pokazują gwiazdy. Przez to zrobili odkrycia daleko ważniejsze, niż nasi europejscy astronomowie. Odkryli dziesięć tysięcy gwiazd nieruchomych, gdy tym czasem my znamy zaledwie trzecią część tej liczby. Odkryli dwa trabanty Marsa, z których bliższy odległy jest od swej planety o trzy jego średnice, a drugi o pięć średnic. Pierwszy obraca się w przeciągu dziesięciu, drugi w przeciągu dwudziestu jednej i pół godziny koło Marsa, tak że kwadraty ich periodycznych obrotów mają się do siebie, jak sześciany ich odległości od Marsa, z czego wnosić trzeba, że podlegają tym samym prawom ciężkości jak inne ciała niebieskie.

Mowa o satelitach Marsa Fobos (Phobos) i Dejmos, które zostały odkryte przez amerykańskiego astronoma-amatora Asapha Halla w sierpniu 1877 roku. Zapytujemy, skąd Jonathan Swift mógł dowiedzieć się o tych satelitach na półtora wieku przed ich odkryciem? Z jakich zagadkowych źródeł zaczerpnął on te dane? Niestety, do dziś dnia nie zdołaliśmy odpowiedzieć na te pytania. Jednakże wszelkie dyskusje o „cudownym oświeceniu” brzmią bardzo niepoważnie. Jakby to nie było, opis gigantycznego, dyskokształtnego aparatu latającego – Laputy – i wzmianka o księżycach Marsa dają klucz do nowego odczytania przesłania Swifta.    


Wizja Fridricha Candera


Zawarta w książce Swifta idea użycia pola magnetycznego Ziemi do napędzania aparatów latających, otrzymała nieoczekiwane przedłużenie w pracach jednego z pionierów techniki rakietowej, radzieckiego uczonego i wizjonera Friedricha Arturowicza Candera (1887-1933).

Znany pisarz Aleksander Pietrowicz Kazancew tak opisuje tą historię:
W 1910 roku inż. Cander sporządził elektrolot, który działał na zasadzie wzajemnego działania na siebie ziemskiego przyciągania i prądu elektrycznego przepuszczanego wokół aparatu, który w swej formie może być dyskokształtnym, przypominającym „latający talerz”. Jeżeli w odpowiednich miejscach zrobić specjalne ekrany magnetyczne, to siła Ampere’a będzie działać do góry i nieco na boki, i aparatem można będzie latać na koszt energii ziemskiego pola magnetycznego. Ale awiacja poszła inna drogą bez względu na to, że w ciągu roku, w 1911 roku, odkryto zjawisko nadprzewodnictwa, dzięki któremu prąd elektryczny może płynąć wokół bez strat. Wreszcie specjaliści postanowili sprawdzić, czy rzeczywiście możliwa jest latająca wyspa Laputa Swifta. Obliczyli, że jeżeli lapucką wyspę otoczyć nadprzewodnikiem, w którym bez strat płynie prąd elektryczny, to przy współdziałaniu ziemskiego pola magnetycznego, wyspa mogłaby latać, dokładnie tak, jak zostało to pisane.

A tak komentuje pracę Candera pracownik Centralnego Instytutu Budowy Silników Lotniczych – Andriej Złobin:
Nie ma tam niczego przeciwnego kanonom fizyki i możliwości istnienia aparatów latających z napędem elektromagnetycznym. Uwiarygodniając tą ideę, Cander pisał w 1930 roku tak:
„…przecinając z wielką prędkością strumień magnetyczny można, przepuszczając prąd elektryczny przez przewodnik i zamykając go w obrębie statku kosmicznego, otrzymać siłę działającą na tenże przewodnik w dowolnym kierunku. Można to wykorzystać do zmiany kierunku ruchu statku, do podniesienia się z powierzchni małej planety, szczególnie jeżeli przy pomocy niskich temperatur da się wykorzystać zjawisko nadprzewodnictwa metali.”
Potencjalne możliwości aparatów  o napędzie elektromagnetycznym są wstrząsające. One mogłyby ostro, pod katem prostym, wykonywać zwroty, albo zatrzymać się w miejscu (bez drogi hamowania – przyp. tłum.) Jak UFO. A to dlatego, że siła ta będzie działała na każdą cząstkę konstrukcji pojazdu. Reakcja jest natychmiastowa.


Elektrolot nad tajgą tunguską?


Rozpatrując doniesienie Candera w kontekście Tunguskiej Katastrofy w 1908 roku, Złobin dochodzi do następującego wniosku:
Ciekawym jest to, że przy takim stanie rzeczy, Tunguskie Zjawisko staje w nieco niezwykłym świetle – jako eksperymentalne potwierdzenie idei wskazanej jeszcze w latach 30. przez F. A. Candera.
Mowa o tym, że Tunguskie Ciało Kosmiczne mogło być właśnie sztucznym urządzeniem elektromagnetycznym.

Być może, TCK było sztucznym "urządzeniem elektromagnetycznym"

Złobin zakłada, że wydarzenia z 1908 roku wywarły wpływ na badania Candera. Właśnie w 1908 roku Cander opublikował swoją pierwszą pracę poświeconą podróżom międzyplanetarnym. Wiadomo, że właśnie na ten czas przypada maksimum jego działalności badawczej jako meteorologa i astronoma. Dokładna znajomość wczesnych prac Candera, pozostawia na czytelniku wrażenie jakiegoś niedopowiedzenia, by nie rzec – tajemnicy. W czym zasadza się sens prac Candera jako meteorologa i astronoma? Co pobudziło jego zainteresowania polem magnetycznym Ziemi, obserwowanie obłoków w dzień, wieczorem i w nocy, fotografowanie ich i wreszcie – zmieniać pogodę poprzez energiczne działanie ludzi? Jak obserwacje gwiaździstego nieba stopniowo przeszły w tęsknotę za lotami kosmicznymi? 

Odpowiedzi wprost na te pytania póki co, nie ma. Ale kiedy zwrócimy się do materiałów archiwalnych, to smutne przeczucie jakiejś zagadki przekształca się w pewność – na początku wieku, zainteresowania Candera niebem i pogoda nie były czymś zwyczajnym. Otwórzmy wyjątkowo ciekawą książkę pt. „Materiały rękopiśmienne Fridricha Arturowicza Candera z Archiwum AN ZSRR. Opis naukowy” (Moskwa 1980). Suche linijki adnotacji materiałów archiwalnych same z siebie – rzecz jasna – nie przyciągnęłyby niczyjej uwagi, gdyby nie małe „ale”. Odnosi się wrażenie, że zdecydowana większość rękopisów Candera oceniało się tylko i wyłącznie z punktu widzenia praktycznego wykorzystania w technice rakietowo-kosmicznej. I tak niestety, astronomiczne i meteorologiczne notatki i zapiski pozostały praktycznie nieznane dla współczesnych badaczy.

Złobin podkreśla, że Cander będący romantykiem, marzycielem, jednocześnie był wysokiej klasy praktykiem-profesjonalistą. Znakomita część jego idei znajdowała swe odbicie nie tylko na papierze, ale miała także konkretne, techniczne przełożenie.

Wywał lasu w rejonie spadku TCK

Niestety, najgorsze w tym wszystkim jest to, że znakomita część tych notatek jest zaszyfrowana przy użyciu zapisu stenograficznego, opracowanego przez Franza Habbelsbergera w Niemczech w 1834 roku, który to system był szeroko stosowany w XIX wieku w Austrii, Szwajcarii, Skandynawii i Rosji. Przede wszystkim Cander zaznajomił się z tym systemem studiując w Wyższej Królewskiej Uczelni Technicznej w Gdańsku. Z 7000 stron jego notatek lwia część jest nierozszyfrowana i nieprzełożona, a niektóre strony zostały bezpowrotnie utracone.


Moje 3 grosze


Kiedy wraz z dr Milošem Jesenským pracowaliśmy nad książką  „Wunderland: Pozaziemskie technologie Trzeciej Rzeszy” (Ústi n./Labem 1998, Warszawa 2001), to naszą uwagę przykuło to, że niemieckie dyskoplany mogły być – i zapewne były – budowane w oparciu o dane uzyskane skądinąd, a zatem zebrane w trakcie poszukiwań w Afryce, Ameryce Południowej czy Azji. Być może w czasie swych studiów Canderowi udało się powiązać konstrukcje latające ze zjawiskiem nadprzewodnictwa i co za tym idzie – uzyskanie silnych pól magnetycznych niezbędnych do lotów atmosferycznych i pozaatmosferycznych. Zresztą podobne idee głosił w latach 70. polski uczony i ufolog prof. dr inż. Jan Pająk, który nawet opracował teorię maglolotu vel magnokraftu. Sądzę, że idea ta ma swe wspólne źródło – daleką Przeszłość, kiedy ziemski magnetyzm wykorzystywano w sposób całkowicie skomercjalizowany, o czym świadczą rozmaite – i zupełnie niewytłumaczalne – anomalie, ścieżki czy nawet magistrale magnetyczne, które można wykryć przy pomocy najzwyklejszego kompasu…

Niemcy próbowali powtórzyć odkrycia naszych przodków, ale do tego była potrzebna zupełnie nowa fizyka, której ich ograniczone faszystowskimi dogmatami umysły nie były w stanie pojąć. To samo dotyczy także Rosjan, Amerykanów i innych, którzy próbowali wziąć ten problem na klatę. Może to i lepiej, że nikomu to nie wyszło – ludzie dostaliby do ręki kolejną broń, której nie zawahaliby się użyć przeciwko innym ludziom, chociaż…

…niektóre dane wskazują na to, że komuś się to udało – że wspomnę tylko dziwne opowieści o poligonie lotniczym SS we Władysławowie – dowodzonym przez SS-Obergruppenführera und Generala der Waffen-SS Emila (Otto) Mazuwa, gdzie ponoć Niemcy pracowali nad latającymi spodkami. Ale może wcale nie chodzi tutaj o spodki do latania, ale o pojazdy podróżujące w Czasie? To wcale nie jest takie głupie, jakby się wydawało, bo obłędna ideologia głoszona przez Czarny Zakon SS – a dokładniej SS-Reichsführera Heinricha Himmlera – zakładała, że w głębinach Czasu znajduje się potężny naród Ariów, który mógłby być pomocnym w wytępieniu Żydów, Słowian i innych nieprzydatnych narodów świata.

Tylko pozostaje odpowiedzieć na pytanie, dla kogo pracował poligon we Władysławowie? Gdzie był ośrodek, którego produkty tam testowano? Podejrzewam, że w Gdańsku i/lub Gdyni. Tak czy inaczej, ta tajemnica nadal pozostaje tajemnicą… 
         

Tekst i ilustracje – „Tajny XX wieka” nr 16/2014, ss. 20-21
Przekład z j. rosyjskiego – Robert K. Leśniakiewicz ©


-------------                 

* - Autor jest członkiem Inrterdyscyplinarnej Grupy Badawczej „Źródła Cywilizacji”.