Powered By Blogger

wtorek, 19 marca 2024

O Syrenach i Rusałkach

 

Nimfy wodne topią młodzieńca

Krzysztof Dreczkowski

 

Zbierając materiały do kolejnego, trzeciego tomu „Zaginionych…” natknąłem się na osobliwe poglądy Pana Krzysztofa Dreczkowskiego na temat istnienia i działalności Istot Zmiennokształtnych, które zamieszkują naszą planetę i być może są odpowiedzialne za wszystkie dziwne i tajemnicze wydarzenia, które stanęły u podstaw legend miejskich i podań ludowych znanych od Islandii po przylądek Matapan i od Portugalii po Ural. A oto ten ciekawy materiał oraz linki do jego blogu:

 

O Rusałkach w Wiśle

 

W przeszłości obok Wisły wiodło wiele dróg, dróżek i ścieżek. Niektórymi ludzie chodzili ochoczo, ale inne raczej omijali albo szli nimi wtedy, gdy już musieli.

Najbardziej obawiano się wędrowania w górnych partiach rzeki. Przed przejściem niektórymi odcinkami podczas wieczorów i nocy, naprawdę się broniono jak diabeł przed krzyżem. Ani w ciągu dnia nie czuli się na nich pewnie, a co dopiero po zachodzie słońca.

[Nimfa wodna w mitologii słowiańskiej powstawała kiedy dziewczyna (lub młoda kobieta) utopiła się. W zależności od regionu Rusałka była różnie przedstawiana. Rusałki z Dunaju i Dniepru były czarujące, wdzięczne i cudownie śpiewały niczym otoczone mgiełką Syreny wabiły mężczyzn ku zagładzie. Śmierć przez utonięcie w było przyjemniejsze niż u ich syberyjskiej odmiany, które raczej przypominały celtyckie banshee (bean-nighe). Rusałki z północy cechowały się żądzą krwi, były brudne i zaniedbane oraz w przeciwieństwie do południowych kuzynek nie stosowały sztuczek oraz nie śpiewały ogólnie były to nagie wiedzmy, które chwytały ofiarę i torturowały przed utopieniem. Czasem jeśli były w lepszym nastroju (nie morderczym) to niszczyły sieci, zsyłały powodzie i sztormy lub kradły płótna/nici z okolicznych domów. Źródło - https://mityczne.pl/rusalka/]  

 

Rusałki posiadały naturę wodną jak i leśną oraz uważano, że rusałki w księżycową noc tańczyły na polanach, a w miejscach (trawa, zboża) po których stąpały stawały się gęściejsze.

Były tam moczary, stawy i bagniska. Właśnie tam zamieszkiwały Rusałki, przez które podróżujący wiele wycierpieli. Te urodziwe dewy [dziewy, dziewki – z sanskr. devi – boginki] nieoczekiwanie, kiedy się tego najmniej spodziewał, otaczały i wabiły go słowami:

Chodź z nami, chodź z nami, tu jest piękna ścieżka…

Jak ich wędrowiec posłuchał i udał się z nimi, wydawało mu się, że kroczy skrótem do swego domu.

Jednak zdradliwe Rusałki z uśmiechem na twarzach wiodły przez największe zarośla i moczary, w których bardzo łatwo mógł się utopić.

Będąc tam, bądź go zmuszały do tańca aż nie zemdlał, albo z niczego nic sprawiały, że pobłądził. I biedny wędrowiec zostawał sam gdzieś pośrodku moczarów. Iluż z nich już zostało. Iluż się do domów żywych nie wróciło.

Później było najlepszym położenie się na ziemi i nie zwracanie na nie uwagi. Tylko że to się łatwo mówi. Położyć się ot tak i leżeć pozwalając się obłapiać przez wściekłe Rusałki. Tylko, że to się łatwo mówi. Położyć się ot tak sobie i leżeć, pozwalając się obściskiwać przez te wściekłe Rusałki które szalały, że straciły nad nim swą moc.

To już lepiej leżeć na ziemi przed niedźwiedziem, ponieważ i przed tym drapieżnikiem doradza się to samo, co przed Rusałkami. A miś nie jest na pewno taki gniewny, jak szalone, wściekłe Rusałki.

Najwięcej ich było „U Signalov” w „Močarnej”.

Raz kobiety na „Skolnite” chciały zrobić sobie w domu potańcówkę, podobnie jak robiły to przy darciu pierza. Posłały więc gazdę do Javornika, po muzykanta.

- Ale nie byle jakiego – krzyczały za nim. – My chcemy tylko tego najlepszego! A tym był stary Goiček.

Ale gazda do Javornika nie doszedł, ponieważ w najbliższym lesie otoczyły go przy potoku Rusałki.

- O nie, jest źle – błysnęło mu myślą.

Wiedział jednak, jak sobie poradzić. Pamięć podpowiadała mu, że trzeba położyć się na ziemi. było mu wszystko jedno, więc położył się na ziemi i czekał, co się będzie dziać.

No i dobrze zrobił.


Rusałki topią rybaka

Rozzłoszczone Rusałki różne na nim próbowały sztuczki, na dobre sposoby i na złe. Gazda jednak leżał jak wór ziemniaków. Ani się nie ruszył, choć serce mu łomotało, aż czuł, że słychać go było w całej okolicy.

Już żegnał się z swym życiem. Takiej długiej nocy jeszcze nie przeżył. Z ulgą odetchnął, kiedy we wsi usłyszał pierwsze pianie koguta. Do domu przyszedł cały mokry i opowiadał kobietom, co z nim Rusałki robiły.

Nie minął ani tydzień, a miłe Rusałki niedaleko od tego miejsca wywiodły innego gazdę. Ten właśnie z gospody, w której się jakoś za długo zasiedział, wracał do domu. Kiedy wokół niego pojawiły się Rusałki, przez chwilę nie wiedział, czy to sen czy rzeczywistość. No ale bardzo się przekonał, że to sen na pewno nie jest i też tak pomału wytrzeźwiał. W pewnym momencie wdrapał się na brzozę i tak uciekł Rusałkom, które go nie sięgły. Ani do końca nie wiedział, jak na nią wlazł, tak że musiał siedzieć na niej do samego rana.

Kiedy tajemnicze dewy zniknęły, nie umiał z drzewa zejść. Cały się trząsł, w głowie mu huczało, a nogi i ręce nie słuchały. Dość się namęczył nim z bezpiecznej wysokości udało mu się zejść niżej, skąd już spadł na ziemię niczym zgniła gruszka.

Ghdy znalazł się na ziemi, zdziwił się jeszcze bardziej. Parę metrów za brzozą znajdowała się olbrzymia przepaść, której w nocy nie widział. Gdyby nie wdrapał się na brzozę, to zrobiłby parę kroków dalej, spadł i się zabił. Po tej przygodzie powiedział sobie, że naprawdę przestanie pić. Lecz chcieć to rzecz jedna, a dotrzymać tego druga.

Ponieważ życie w Beskidach nie jest łatwe, tak więc znajdował sobie powody, by napić się domowej wódki na poprawienie humoru, na przegnanie smutku, bólu – więc sobie czasem wypił. Ale już się nie upijał. Wtedy jednak przed nocą nigdy do rzeki nie szedł. Jedno spotkanie z Rusałkami wystarczyło mu do końca życia.

Częstokroć ci, którym udało się cudem dotrzeć do domu, jeszcze daleko mieli do wygranej. Jeszcze nie zdążyli drzwi zamknąć za sobą, a już stały przed ich chatami, stukając do okiennic, błyszczącymi oczyma spoglądając do wnętrza i wykrzykując: Wpuść nas tam stary, wpuść nas tam!

Najbardziej lubiły tych, którzy przed wędrówką już trochę wypili, bądź w podróż pijani wybrali... Aby się ich pozbyć trzeba było ponoć kieszenie w płaszczu wywrócić na drugą stronę, albo cały płaszcz ubrać odwrotnie. Wtedy już nie miały nad takim mocy.[1]

Hylas i Nimfy - obraz Waterhouse'a

A oto krótki wywiad z Krzysztofem Dreczkowskim na temat Rusałek i innych Istot Zmiennokształtnych:

KD: Większość Syren i Rusałek to po prostu ci sami co kiedyś nazywani byli Smokowatymi a dziś Reptilianami tyle że różne formy przybierają.

Ja: Albo są to hybrydy stworzone na Atlantydzie w celu opanowania Wszechoceanu, albo tzw. Neodinozaury – niedobitki po dinozaurowym Armagedonie 66 MA temu?

KD.: Różne przypadki spotkań z tymi istotami mogą dotyczyć różnych kwestii, tak jak jest z UFO że jedne są tajnymi eksperymentalnymi urządzeniami, inne aktywnością istot z innych wymiarów, a jeszcze inne w pełni mogą dotyczyć cielesnych Obcych z innych planet. Problem jest "tylko" w tym że my jako ludzie nie pochodzimy od małp. Teoria Ewolucji jest bardzo zmanipulowana, wysłałem właśnie Panu na email link na ten temat, co w tej kwestii zebrałem, a widać tam jakie są kombinacje tych którzy ją chcą utrzymać. Jeśli by brać część "smokowatych" za materialne istoty, to jeszcze opcja mogłaby być taka że to istoty z innych systemów słonecznych, trafiające do nas przez otwarte portale. Życie ogólnie przybiera formy analogiczne w różnych miejscach, wedle jakichś wyższych "matryc" które niektórzy nazywają polem morfogenicznym, itp.

Ja: A co zatem z Syrenami?

KD.: Poniżej przesyłam informacje na temat Syren, niestety materialistyczni etnografowie dość w ich kwestii namieszali, przykładowo z relacji o nich wypływa na przykład to, że mogły się pojawiać w różnych formach: kobiet z syrenim ogonem, hybrydy łączących inne stworzenia z postaciami humanoidalnymi, małpoludów - nazywanych też dziwożonami (gdzieś w relacjach słowackich nawet natknąłem się na wzmiankę o małpoludzie wychodzącym z głębin rzeki czy jeziora, a także jedna kobieta mi pisała kiedyś o małpiej łapie wylewającej wodę z wiadra w studni) - oraz pod postacią świetlistych obiektów pojawiających się nad morzami (typowałbym że obserwacja Kolumba ich dotyczyła, które spotkał w drodze do Ameryki także w formie hybrydalnej) i przy górskich potokach (zwano je pod słowacką częścią Tatr "bohyniami").

Pozorny niby w tym chaos, ale to tylko kwestia innych przemian. Przesyłam więc część tego co na ich temat zebrałem - jeśli Pan się nie będzie zgadzał z moimi wnioskami, w porządku, proszę jednak o przeczytanie całości dla całokształtu tego na co trafiłem:

·        https://zmiennoksztaltne.blogspot.com/2013/04/spotkania-z-rusakami-vilami-devami-i.html 

·        https://zmiennoksztaltne.blogspot.com/2014/07/spotkania-z-rusakami-vilami-devami-i.html

·        https://zmiennoksztaltne.blogspot.com/2012/04/wodne-czarodziejki-czyli-obserwacje.html   

·        https://zmiennoksztaltne.blogspot.com/2012/03/spotkania-z-wodnikami-utopcami.html

·        https://zmiennoksztaltne.blogspot.com/2014/11/dodatek-50-duchy-tajgi.html

·        https://zmiennoksztaltne.blogspot.com/2016/08/dodatek-66-dodatek-60-niebianie-i.html

·        https://zmiennoksztaltne.blogspot.com/2014/12/mapoludy-w-polsce.html

·        https://zmiennoksztaltne.blogspot.com/2012/03/niebezpieczne-czarodziejki-nocnice.html

·        https://zmiennoksztaltne.blogspot.com/2014/08/yokai-i-yurei-czyli-zmiennoksztatni-w_26.html

·        https://zmiennoksztaltne.blogspot.com/2016/04/jest-miastem-w-ktorym-nie-tylko.html

·        https://zmiennoksztaltne.blogspot.com/2014/12/dziwne-mutacje-czy-cos-wiecej-ii.html 



[1] Peter Urban – „Karpatske povesti”.

sobota, 16 marca 2024

Kolejny UFO-nielogiczny idiotyzm

 

"Fakty po mitach" z 15.III.2024 r. 

Właściwie tego nie można skomentować jak tylko stwierdzając, że głupota nie boli i na głupotę lekarstwa nie ma. Nie ma i już. A przecież od zawsze ostrzegałem, że nie można mieszać religijnych idiotyzmów do nauki czy choćby ufologii, bo wychodzi z tego stek wyjątkowo przednich bredni.

Dlaczego te brednie są tak popularne w Polsce? To oczywiste – jak się zdaje maturę na 20% i potem jeszcze robi studia w jakichś Hogwartach czy innym Collegium Tumanum, to inaczej po prostu być nie może. Niedokształceni, niedouczeni magistrowie od siedmiu boleści czytają te bzdety – polecane im jeszcze przez jakiś autorytet – i mamy co mamy: pasztet z głupot w głowach wyznawców ufologii kreatywnej, która podobnie jak księgowość kreatywna jest zwyczajnym oszukaństwem, a którą uprawiają niektórzy „ufolodzy”. A w głowach tych próżnia doskonała i wielkie mniemanie o swej wszechwiedzy. To dlatego takimi matołkami jest tak łatwo manipulować.

A kto jest winien tego stanu rzeczy? Odpowiedź jest prosta i oczywista: wszyscy ci, którzy wprowadzają coraz głupsze i bezsensowne deformy edukacji i wychowania młodych ludzi. I tu jest to źródło…


Opinie Czytelników

 

Durniów, idiotów i niedouczonych autorytetów nigdy nie brakowało, a teraz mają raj. (Marek)

No cóż, przede wszystkim nie ma się co denerwować. Ludzie są jacy są. Przypomnij sobie co się stało jak w radiu leciała  Wojna Światów H. Wellsa. Każdy z nas ma jakieś wyobrażenia i chętnie przyjmuje do wiadomości to co mu pasuje. Wyobraźnia ludzka nie zna granic a chęć zdobycia popularności jest jeszcze większa. Jedno tylko zastanawia, gdzie ROZUM.  (K A ZE K)

Robert, podzielam Twoje zdanie. Pozdrowienia (Robert Zabielny)

Choroby psychiczne trawią dziennikarzy. Miłego wieczoru 😁. Pozdro. (Arystoteles)

HEJ WSZYSTKIM!

MYŚLĘ ŻE NIE MA SIĘ CZYM PRZEJMOWAĆ... TAK TO JEST GDY PISMAK UZNAJE SIĘ ZA MEDIUM POZNANIA I ODCZYTYWANIA "WIEDZY TAJEMNEJ..." A ŻE PAN BERNATOWICZ I AUTOR TEJ KSIĄŻKI ORAZ NIEKTÓRZY INNI PRZESADZAJĄ, TO JUŻ INNA SPRAWA... Z POWAŻANIEM. POZDRAWIAM WSZYSTKICH POWAŻNYCH BADACZY.  (JAREK "FOX" MULDER)

No to już znam powód dlaczego Bernatowicza na amen wywalili z Polsat News 😁 z pół roku temu może tylko więcej prowadził w ciągu dnia jeszcze jakieś wiadomości 🙉 Pozdrawiam! (Rafał K.)


piątek, 15 marca 2024

Londonistan?

 

"Fakty po mitach", z dn. 15.III.2024 r.

Jak to można skomentować? Tylko w jeden sposób. Europejczycy – ci z Zachodu – w swej głupocie zezwolili na wjazd i osiedlenie się na terytorium UE wszelkiego rodzaju „uchodźców” i innych „migrantów”, którzy – szczególnie ci religii mahometańskiej – zaczynają coraz śmielej podnosić łby i stawiać swe żądania. A żądania będą coraz śmielsze i coraz bardziej restrykcyjne – oczywiście dla Europejczyków, którym nie chce się mnożyć z wygodnictwa, czego nie można powiedzieć o „migrantach”.

Od 1990 roku, odkąd szerzej otworzyliśmy granicę w ramach umów z Schengen, do Polski zaczął się napływ różnego rodzaju obcokrajowców. Najpierw to byli obywatele krajów b. ZSRR, którzy z Polski zrobili sobie rynek zbytu towarów o niskiej jakości, ale o wiele tańszych od naszych. Rezultat był taki, że wwozili do kraju rozmaite barachło, a wywozili walutę (ponoć nawet 16 mld USD rocznie), samochody (kradzione w Niemczech) i towary luksusowe. Oczywiście wyszliśmy na tym, jak Zabłocki na mydle, bowiem taki handel plus deformy Balcerowicza i innych dobiły nasz przemysł lekki. Oczywiście za każdym razem, kiedy zwracało się uwagę na te błędy, Unia Wolności z AWS-em podnosiły wrzask o tym, że wszystko załatwi „niewidzialna ręka rynku”. No i załatwiła – dziś nie mamy przemysłu stoczniowego, elektronicznego, samochodowego… Padły takie firmy jak Unitra-Diora, Radmor, FSO, FSM, FSC i inne. Nawet chluba i zarazem kolebka NSZZ Solidarność też padła pod ich nie-rządami.

Ostatnie popisy takich tfu-rcuf jak p. Holland i jej nagradzanie gdzie tylko się da za podłe i antypolskie wypociny w rodzaju „Zielona granica”, wspierane przez lewackich (nie lewicowych a właśnie lewackich) publicystów wskazują na to, jak bardzo nisko upadła nasza kinematografia, z której (kiedyś) byliśmy tak dumni. Mówiło się o „polskiej szkole filmowej”, która święciła tryumfy w latach Polski Ludowej, a dziś? Szkoda mówić – jakieś pokręcone seriale ukazujące zafałszowaną rzeczywistość, jakieś antypolskie paszkwile p. Holland, jakieś seriale kryminalne – popłuczyny po zachodnich produkcjach i od czasu do czasu  tylko jakaś superprodukcja w rodzaju „Ogniem i mieczem”. A im wszystko bardziej antyradzieckie/rosyjskie – tym lepsze. I to wszystko.

A co z „migrantami”? to oczywiste – będą robić swoje za fawor Putina i jemu podobnych – w celu stworzenia Kalifatu Nadwiślańskiego, z Polakami jako niewolnikami. Przymusowe przejście nas islam, podporządkowanie się prawu szariatu… Oto, co nas czeka dzięki polityce różnych POpaprańców i POżytecznych idiotów, którym daliśmy w swej głupocie władzę do ręki.

A na głupotę – jak wiadomo – lekarstwa nie ma…        

środa, 6 marca 2024

Złoto Führera

 


Znów oglądam programy Bogusława Wołoszańskiego o dolnośląskich skarbach zdeponowanych tam przez nazistów i ciągle odnoszę wrażenie, że poza autentycznymi skarbami zrabowanymi w całej Europie, naziści usiłowali także otrzymać złoto na drodze transmutacji pierwiastków – podobnie jak robili to w swym czasie alchemicy.

Oczywiście nie chodziło o produkcję złota przy pomocy przemian chemicznych, bo jest to niemożliwe, ale o produkcję złota na drodze przemian jąder atomowych – w reaktorach jądrowych. Na szczęście dla Ludzkości, problem polega na tym, że złoto jest niezwykle odporne na manipulacje i nie jest tak łatwo je zsyntetyzować. Przypomnijmy jego właściwości:

Złoto jest ciężkim, miękkim i błyszczącym metalem, najbardziej kowalnym i ciągliwym spośród wszystkich znanych metali. Czyste złoto ma jasnożółty kolor i wyraźny połysk, nie utlenia się w wodzie czy powietrzu. Chemicznie złoto należy do metali przejściowych i pierwiastków grupy 11. Z wyjątkiem helowców (tzw. gazów szlachetnych) złoto jest najmniej reaktywnym pierwiastkiem. Złoto długo przed okresem spisanej historii było drogocennym i poszukiwanym metalem szlachetnym używanym w biciu monet, jubilerstwie, sztuce i zdobieniach.

Złoto jest odporne na poszczególne kwasy, ale roztwarza się w wodzie królewskiej (łac. aqua regia, nazwana tak ze względu na to, że rozpuszcza właśnie złoto – metal kojarzony z władzą królewską). Roztwarza się również w zasadowych roztworach cyjanków, które były używane do wydobywania złota. Złoto rozpuszcza się również w rtęci, tworząc amalgamat. Złoto jest nierozpuszczalne w kwasie azotowym, który roztwarza srebro i inne metale, co przez długi czas było wykorzystywane jako próba na obecność złota (np. w monetach).

Metal rodzimy występuje jako samorodki lub ziarna w skałach litych, żyłach i osadach aluwialnych. Mniej powszechnie występuje jako związki złota, zazwyczaj z tellurem. […]

Szacuje się, że do końca 2022 roku w całej historii zostały wydobyte 208 874 tony złota. Odpowiada to objętości 10.800 m³ lub sześcianowi o krawędzi nieco ponad 22 m. Światowe zasoby wydobytego złota w 46% zużyte zostały w jubilerstwie, w 39% w różnych inwestycjach, a 15% na inne cele (przemysł, elektronika). Złoża złota pozostałe pod ziemią, opłacalne do wydobycia, oceniane są na 52 tys. ton. Od 2015 roku światowe wydobycie złota co roku przekracza 3 tys. ton. Przy aktualnym poziomie wydobycia znane opłacalne złoża wystarczyłyby na ok. 17 lat. […]

Jednym z głównych celów alchemików było przekształcenie różnych substancji, głównie ołowiu, w złoto. Miało odbyć się to w wyniku kontaktu danej substancji z mityczną substancją zwaną kamieniem filozoficznym. Chociaż im nigdy się to nie udało, alchemicy rozpowszechnili zainteresowanie tym co można robić z substancjami, przez co położyli podwaliny pod naukę, którą dzisiaj nazywamy chemią. Alchemicznym symbolem złota był okrąg z punktem w środku (), który był również symbolem astrologicznym i starożytnym chińskim znakiem oznaczającym słońce. Obecnie otrzymywanie złota z innych substancji jest możliwe m.in. przez przekształcenie rtęci na drodze wychwytu neutronu przez 196Hg. […]

Atom złota zbudowany jest z 79 protonów i 90–126 neutronów tworzących jądro oraz 79 elektronów (w stanie podstawowym) o konfiguracji 1s22s22p63s23p63d104s24p64d104f145s25p65d106s1 (zapis skrócony: [Xe]4f145d106s1).

Złoto ma jeden trwały izotop, 197Au, będącym jednocześnie jedynym naturalnie występującym izotopem złota. Znanych jest kilkadziesiąt radioizotopów otrzymanych syntetycznie, których masy atomowe są w zakresie od 126 do 205. Najstabilniejszym spośród nich jest 195Au, który ma czas połowicznego rozpadu, T½ równy 186,1 dni. Najmniej stabilnym jest 171Au, o T½ = 30 µs, który rozpada się w wyniku emisji protonu. Większość radioizotopów złota o masach poniżej 197 u ulega rozpadowi w wyniku kombinacji emisji protonu, rozpadu α i rozpadu β+ (antymateria!). Wyjątkami od reguły są 195Au, który rozpada się przez wychwyt elektronu oraz 196Au, który w 93% rozpada się przez wychwyt elektronu oraz w 7% przez rozpad β+.

Zostały opisane przynajmniej 32 izomery jądrowe o zakresie mas atomowych 170 do 200. W przedziale tym tylko 178Au, 180Au, 181Au, 182Au i 188Au nie mają izomerów. Najstabilniejszym jest 198mAu o T½ = 2,27 dnia. Najmniej stabilnym jest 177mAu o T½ = 7 ns. 184mAu ma trzy ścieżki rozpadu; rozpad β+, przejście izomeryczne i rozpad α.

W Polsce wydobywa się złoto jedynie ze złóż rud miedzi (w których złoto stanowi niewielką domieszkę) w rejonie Lubina, Polkowic, Rudnej. Produkcja złota odbywa się w hucie miedzi w Głogowie. Wielkość produkcji w 2015 wyniosła 2,7 tony, w 2016 r. 3,54 tony, a w 2017 r. 3,649 tony.

Wystąpienia złota współcześnie nieeksploatowane:

·     Dolny Śląsk (dorzecza rzek: Izery, Kwisy, Bobru) – przyjmuje się, że na tym terenie wydobyto w latach 1175–1240 około 50 ton złota. Obecnie, szacunki mówią o łącznie 350 tonach złota pod Dolnym Śląskiem.

·     okolice Złotego Stoku – szacuje się, iż na tym terenie wydobyto ok. 16 ton złota

·     okolice Złotoryi i Lwówka Śląskiego

·     Wielisławki

·     Wlenia - Radomice, Klecza, Pilchowice

·     okolice Bolesławca

·     Czarnów koło Kamiennej Góry

·     Radzimowice koło Wojcieszowa

·     Międzyrzecze Dolne, k. Bielska-Białej.[1]

Być może część podziemnych instalacji kompleksu Riese miała być rafinerią złota i uranu wydobywanego na Dolnym Śląsku.

Ale czy tylko wydobywanego?

Jesteśmy zdania, że chodzić może także o złoto syntetyczne – otrzymane wskutek przemian jądrowych z innych metali.

W 1924 roku, znany japoński chemik dr Hantaro Nagaoka przeprowadził eksperyment wytworzenia złota z rtęci na drodze ostrzału jader atomów rtęci-180 elektronami i uzyskania w ten sposób złota-179 wedle magicznej formuły:

180Hg + e- => 179Au + n

Udało się mu to w wyniku zastosowania napięcia 150 kV w jednym z pierwszych akceleratorów cząstek. Rozpędzone elektrony wybiły jeden lub dwa protony z jąder rtęci, w wyniku czego powstały jądra złota i platyny (Pt). Jak widzimy, elektron wniknął w jeden z protonów i atom rtęci zmienił się w atom złota-179 – tego najtrwalszego izotopu oraz neutron. Eksperyment ten ponoć powiódł się o tyle, że Nagaoka otrzymał wprawdzie ułamek miligrama złota, ale niestety – ilość zużytej energii elektrycznej wielokrotnie przekraczała wartość uzyskanego w ten sposób złota i cała sprawa wzięła w łeb. Ale jako że tonący brzytwy się chwyta, Hitler łapał się każdej możliwości by ratować idącą na dno III Rzeszę.

Cały problem polegał na tym, że III Rzesza miała tylko jeden cyklotron a USA miały ich 30. Żeby rozwinąć prace nad produkcją złota trzeba było zbudować potężne cyklotrony, które mogłyby podołać temu zadaniu. No i wybudowano – a dokładniej dwa lub cztery (co do tego nie ma pełnej zgodności) w mieście Breslau – dziś Wrocław. Być może rację ma Bogusław Wołoszański, że były to wirówki do separacji izotopów uranu, z mieszaniny których otrzymywało się pożądany izotop 235U*, który nadawał się do bomb A.  i ta wersja jest najbardziej prawdopodobna.

I tutaj pojawia się tzw. „muchołapka” vel Stonehenge Hitlera z Ludwikowic Kłodzkich. Ta zadziwiająca konstrukcja z żelbetu składa się z dwunastobocznego wieńca wspartego na tyluż słupach. Ta konstrukcja nie daje spokoju wielu badaczom i jest ona źródłem wielu hipotez, czasem nader dziwnych. W kontekście tego, co napisałem powyżej, wydaje się iż jest to nie tyle separator izotopów ale ogromnym cyklotronem służącym do bombardowania targetów z różnych pierwiastków przez strumień cząstek elementarnych rozpędzanych do prędkości relatywistycznych. Coś à la współczesne synchrofazotrony czy GHC Wielki Zderzacz Hadronów używany przez CERN… I kto wie, czy celem finalnym prac nie miała być broń D – dezintegracyjna, czyli po prostu antymateria? Wszak uczeni wiedzieli już od 1924 roku, że antymaterię – w postaci antyelektronów czyli pozytronów można było uzyskać w toku przemian jądrowych, co w praktyce uzyskano w 1932 r. Na razie wiedzieli o szybkich antyelektronach – cząstkach β+ których kolizje z elektronami dają dużą ilość energii:

e- + e+ => 2γ (1,022 GeV)

Dzisiaj źródłem pozytronów są dwa izotopy: 22Na i 68Ge, a także inne, cięższe pierwiastki.

Na plus tego rozumowania świadczy fakt, że do „muchołapki” podłączono potężne kable energetyczne, które musiały transportować ogromne ilości energii elektrycznej do elektromagnesów tego super-cyklotronu. I jest jeszcze jedno, a mianowicie – w czasach III Rzeszy wierzono, że antycząstki poruszają się wstecz strumienia Czasu. Oznaczałoby to, że antymateria zachowuje się jak kontromot i porusza się z Przyszłości do Przeszłości. Gerd Burde w swym filmie o tajemnicach III Rzeszy twierdzi wprost, że nazistowskie UFO to w gruncie rzeczy były chronołazy, którymi mogli oni przedostać się do mitycznej Atlantydy i Hyperborei… Na szczęście okazało się, że to nieprawda i antymateria nie wytwarza ani antygrawitacji i nie cofa Czasu. Tym niemniej wciąż niejasna jest sprawa tajemniczego urządzenia jakim jest Die Glocke – Dzwon, a które mogłoby być takim chronoskafem… Przypominam, że to wszystko, o czym tu piszemy, było znane i badane w latach 30. i 40. XX wieku we wszystkich laboratoriach Niemiec, Japonii, UK i USA, a więc wiodących krajów świata.

Ale to już temat z innej ballady.



[1] Wikipedia.

poniedziałek, 4 marca 2024

O śniegach Babiej Góry

 


Stanisław Bednarz

 

Od około trzech  tygodni obserwujemy na północnych stokach Babiej Góry wyjątkowo ciekawe pęknięcie pokrywy śnieżnej. Powstała szczelina o długości kilkudziesięciu metrów to nic innego jak zaczątek lawiny. Wielce prawdopodobne jest, że wkrótce ten obryw zjedzie w formie lawiny śnieżnej.

W wyniku wysokiej temperatury i deszczu na zboczach Zachodniego Kościółka powstało nietypowe, kilkudziesięciometrowe pęknięcie i odsklepienie pokrywy śnieżnej. Aktualnie przy zmrożonej pokrywie jest ono względnie statyczne, natomiast należy się spodziewać postępowania tego procesu i możliwego wystąpienia lawiny przy ociepleniu. 

Kościółki  to  część grzbietu i północnych zboczy Babiej Góry, pomiędzy Złotnicą na północy a Pośrednim Grzbietem na wschodzie. Od Pośredniego Grzbietu (a w zasadzie od jego zachodniego zakończenia, zwanego Pośrednim Garbem) oddziela Kościółki Lodowa Przełęcz (1602 m).

Wyróżnia się Kościółek Zachodni (1620 m), będący lokalnym wypiętrzeniem zachodniej grani Babiej Góry oraz Kościółek Wschodni (1615 m n.p.m.), który ma formę niewielkiego garbu wysuniętego na północ od grani. Oba Kościółki rozdziela tzw. Siodło Kościółków, spod którego na północ opada żleb Kamiennej Dolinki. Stoki obu Kościółków opadają ku północy stromymi, miejscami urwistymi skalnymi ścianami, tworząc najbardziej eksponowane miejsca w masywie Babiej Góry.

Jeszcze w początkach XX w. uznawano rzeźbę Kościółków za twór epoki lodowcowej. Ze względu na małe kociołki.  W rzeczywistości ich powstanie wiąże się z potężnym obrywem skalnym sprzed kilku tysięcy lat… Dodatkowo jest to  miejsce  schodzenia lawin. 

Nazwa Kościółków wiąże się z podaniem, znanym w okolicy, o miasteczku czy też wsi, która zapadła się w głąb ziemi za grzechy jej mieszkańców. Od czasu do czasu słychać tu dobywający się spod ziemi dźwięk dzwonów, a niektórzy widzieli podobno szczyty wież kościelnych, usiłujących wydostać się na powierzchnię.







Zagrożenie występuje głównie na stromych stokach północnych, w charakterystycznych żlebach i na stromych ściankach. Zdarzają się zimy (zwłaszcza po długotrwałych północnych wiatrach), kiedy możliwość zejścia lawin pojawia się również na południowych stokach, głównie na ściance blisko zielonego szlaku, nad ruinami schroniska BeskidenVereinu.

Większość odnotowanych lawin jest małej lub średniej wielkości, ale te schodzące żlebami potrafią osiągnąć ponad kilometr toru, przekraczając charakterystyczny szlak trawersujący masyw, zwany płajem. Lawiny  na północnym stoku schodzą najczęściej z trzech miejsc z Żlebu Głównego, z Szerokiego Upłazu pod Mała Babią i spod wspomnianych Kościółków. 

Właśnie spod Szerokiego Upłazu 20 marca 1987 zeszła lawina  z nawisu na krawędzi szerokiego Upłazu  i zatrzymała się poniżej górnego płaju na wysokości 1050 m n.p.m.  Długość lawiny 1 km. Masa spiętrzonego śniegu sięgała wówczas 15 m i wytopiła się ostatecznie w końcu lipca.

Niszczenie drzewostanu przez lawiny w źlebie głównym na przestrzeni tysiącleci spowodowało obniżenie w tym miejscu górnej granicy lasu do 1200 m n.p.m. gdy normalnie jest to około 1400 m n.p.m. 

Prof. Adam  Łajczak badacz Babiej Góry wspomina  w monografii Parku (BgPN), że mała lawina pod Kościołkami w lutym 1980 roku zabiła 3 turystów. Materiały publikowane przez Park nie wspominają o tej tragedii. Może Michał Bartyzell, Paweł Franczak  coś wie.

No i o najbardziej śnieżnej zimie na Babiej Górze, była to zima w 1975/1976. Wówczas Schronisko na Markowych było całkowicie zasypane 5 metrów, śnieg w kilku punktach m.in. w kotle Kościółków był obserwowany jeszcze 10 sierpnia 1976. Podobnie chociaż trochę mniej było podczas drugiej co do wielkości śnieżnej zimy 2003/2004. Gdy mówię o kotle pod Kościółkami to pod koniec zimy 1976 nagromadziło się tam 10 metrów śniegu z powodu nawiewania.

W ogóle  masywie jest 8  punktów tzw. wyleżysk śnieżnych gdzie po  śnieżnych zimach płaty zalęgają nawet w lipcu.  Są to m.in. wspomniany kocioł pod Kościołkami, koło ruin  BeskidVereinu, nisza pod Diablakiem, Zimna Dolinka, koło Kępy.  Za ważny dowód o występowaniu w połowie XIX wieku wieloletnich płatów śniegu jest akwarela Walerego Eljasza-Radzikowskiego  przedstawiająca Babią z Barankowej, w dniu 3 sierpnia zalegał tam śnieg  dość dużych rozmiarów. Mógł przetrwać  do następnego roku. Jowinowi Bończy Bystrzyckiemu astronomowi króla Poniatowskiego, który wspomina o 8-letnim śniegu w kotle pod Kościółkami nie wierzę bo jego obecność na Babiej w 1782 roku  jest poddawana pod wątpliwość.

 

Uwagi Czytelników

 

Sprawdziłem temat dotyczący śmierci 3 turystów w lutym 1980 r. Profesor Łajczak pisze o tym zdarzeniu także w najnowszej monografii przyrody nieożywionej Babiej Góry, której .pdf już jest, a druk ukaże się jeszcze w tym roku.

Pisze w niej, że trójka turystów zginęła poprzez podejście zbyt blisko nawisu śnieżnego powstałego tej zimy na 70 m ścianie skalnej Kościółków. (Paweł Franczak)

Pamiętam jeszcze wiosnę 1975 roku, kiedy to nieduże płaty śniegu zalegały na Babiej Górze do lipca. Wtedy też była tam śnieżna zima… (Robert Leśniakiewicz)