Powered By Blogger

sobota, 31 maja 2014

Czekając na Superkatastrofę

Superwulkany i megaosuwiska grożące wystąpieniem megatsunami (Dane - Wikipedia)


Nie wywołuj wilka z lasu
 – mądrość ludowa


Odkąd dzięki postępowi nauk o Ziemi zdaliśmy sobie sprawę z tego, jak kruche są podstawy naszej egzystencji, Hollywood (a za nim inne kinematografie) permanentnie straszą nas wizjami coraz to innej zagłady, która czyha na nas gdzieś w głębinach Czasu i Kosmosu. Można zacytować tutaj Platona, który napisał wprost, że niejednokrotnie na Ludzkość spadła zagłada i jeszcze spadnie – a napisał on to w kontekście istnienia czy nieistnienia zaginionej Wyspy Posejdona. Platon doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że w Ziemię może trafić jakieś ciało kosmiczne, które zetrze nas z powierzchni planety. Jedno trafienie może wyeliminować na stąd na zawsze.


Ziemia w czasie swej historii przeżyła cztery wielkie Epizody Wymierania, z których pierwszy miała miejsce w Ordowiku (438 MA temu) i najprawdopodobniej spowodowało go trafienie Ziemi przez skolimowaną wiązkę promieniowania γ – pozostałość po wybuchu gwiazdy Supernowej czy rozbłysku gamma, która eksplodowała w odległości <8000 ly. W najbliższej przyszłości taka wiązka promieniowania może trafić nas po wybuchu gwiazdy WR-104 w Strzelcu, o ile nie zmieni się oś rotacji tej gwiazdy – a aktualnie jest ona nachylona pod kątem 30-40° w stosunku do Układu Słonecznego.


Wszystkie kolejne Epizody i epizody miały miejsce po uderzeniu w Ziemia asteroidów, na co mamy dowody w postaci śladów materii kosmicznej w warstwach geologicznych. I tak drugi Epizod Permski – a właściwie z granicy Perm/Trias został spowodowany przez kolejną asteroidę, która uderzyła w rejon dzisiejszego Morza Bellinghausena i Antarktydy 251 MA temu. Impakt spowodował potężne pęknięcia na antypodach – czyli na Syberii, co spowodowało potężne wylewy magmy i trapów lawowych. To doprowadziło także do największej w dziejach katastrofy ekologicznej, która omal nie starła życia z powierzchni naszej planety.


Trzecie Wielkie Wymieranie miało miejsce w późnym Triasie (200 MA temu) i spowodowane zostało przez EGO spowodowany nasilonym wulkanizmem. Być może stało się to z winy kolejnej kosmicznej kolizji.


Czwarte Wielkie Wymieranie z granicy Kreda/Paleogen miało miejsce 64.800.000 lat temu i na pewno zostało spowodowane przez spadek asteroidy Chicxulub o średnicy 10 km w rejon północnych wybrzeży półwyspu Jukatan. Efektem tego było zmiecenie dynastii Dinozaurów, która władała niepodzielnie Ziemią przez prawie 160 MA! Ciągle pozostaje zagadką czy w tym czasie nie doszło do pierwszego zapłonu Rozumu na naszej planecie i czy nie było tu przed nami rozwiniętej cywilizacji rozumnych gadów – Dinozauroidów? I tutaj od razu rodzi się obiekcja, a mianowicie – nie mogła to być cywilizacja zbyt rozwinięta, co najwyżej na naszym poziomie, skoro nie potrafiła sobie poradzić z impaktem asteroidy Chicxulub, i nie pozostało po niej ani śladu. A raczej jakieś ślady mogły pozostać, ale nie zostały one znalezione. Obiekcja druga dotyczy tego, że cywilizacja mogła być tak wysoko rozwinięta, że Dinozauroidom udało się uniknąć zagłady i Oni istnieją nadal w jakimś odległym miejscu Czasoprzestrzeni.

Miejsca zagrożone megatrzęsianiami ziemi - w przypadku impaktu asteropidy w rodzaju asteroidy Chicxulub tam właśnie nastapią najsilniejsze, dewastujące trzęsienia ziemi... 
(Źródło - Twoja pogoda) 

Ale powróćmy do asteroidów, meteorów i komet. Jakie skutki przyniosłoby trafienie Ziemi przez asteroidę typu Chicxulub? Próbki czegoś takiego mieliśmy już w czasie naszej pisanej historii, że wspomnę tylko spadek Tunguskiego Ciała Kosmicznego, co miało miejsce w dniu 30.VI.1908 roku, o godzinie 07:17.11 KRAT. Drugi spektakularny spadek meteorytu miał miejsce w Czelabińsku, w dniu 15.II.2013 roku, o godzinie 09:20 TJT. W obydwu przypadkach zaobserwowano silne eksplozje porównywalne do eksplozji jądrowych i termojądrowych. To ostatnie widowisko zostało sfilmowane przez wielu niezależnych świadków i to właśnie pozwala na ekstrapolację efektów zaobserwowanego zjawiska. A zatem…
·        Pierwszym efektem niszczącym będzie silny błysk promieniowania świetlnego i termicznego (podczerwieni), który ujawni się w momencie wejścia asteroidy w atmosferę Ziemi.
·        Drugim efektem odczuwalnym w obszarze impaktu będą fale uderzeniowe: balistyczna, którą wytwarza każde ciało przemieszczające się z prędkością ponaddźwiękową w atmosferze – tzw. podmuch balistyczny oraz fala poeksplozyjna powstała w momencie impaktu. Efekt ich działania na lasach syberyjskiej tajgi mieliśmy okazję zobaczyć właśnie na miejscu napowietrznej eksplozji TCK. Nieco słabsze efekty tego rodzaju zaobserwowano po eksplozji Meteorytu Czelabińskiego.
·        W przypadku uderzenia asteroidy w ziemię do dwóch poprzednich czynników niszczących dochodzi trzęsienie ziemi odczuwalne na obszarze całej planety. Szczególnie w punkcie zero i w z punkcie na antypodach punktu zerowego, gdzie dojdzie do kumulacji fal sejsmicznych.
·        Coś takiego właśnie doprowadziło do powstania trapów lawowych na Syberii i Indiach. Efektem były długotrwałe i bardzo silne wylewy magmy, które pozostawiły po sobie grube pokłady skał wylewnych i jednocześnie doprowadziły do zatrucia atmosfery związkami węgla, siarki i halogenków, co z kolei wywołało…
·        …efekt cieplarniany – EGO i co za tym idzie, skok średniej temperatury atmosfery naszej planety, a następnie…
·        …kwaśne deszcze, które pozbawiły życia przede wszystkim rośliny.
·        Trzęsienia ziemi mogą dodatkowo uaktywnić uśpione wulkany – których mamy około 400 na całej planecie, a do tego jeszcze uaktywnić istniejące w ukryciu Superwulkany – których znamy 12, a których erupcje mogą spowodować coup de grâce nie tylko naszej cywilizacji, ale także życiu organicznemu na naszej Ziemi!
·        Megatrzęsienie ziemi doprowadzi do powstania oceanicznego mega tsunami, które zaleje lądy do wielu kilometrów w głąb. Zniszczeniu ulegną wszystkie miasta położone nad morzami.
·        Szczególnie groźnymi są także ogniska megatsunami na wyspach Hawai’i oraz La Palma de Canaria, które mogą być spowodowane przez gigantyczne osuwiska ziemne do oceanu.
·        Poza tym grozi nam jeszcze ognisty deszcz szczątków asteroidy i podłoża z miejsca impaktu, który rozsieje się na znaczny obszar kuli ziemskiej tworząc pożary i burze ogniowe. Do tego trzeba dołożyć także mniejsze kęsy skały i metalu towarzyszące asteroidom.
·        Następstwami będzie najpierw EGO, a po zablokowaniu światła słonecznego do powierzchni Ziemi przez zawieszone w atmosferze pyły i aerosole – efekt globalnego oziębienia – EGZ, jak po wojnie jądrowej. Globalne oziębienie będzie trwało co najmniej przez ćwierć wieku – co stanowi szacunek najbardziej optymistyczny.     


Dlatego też nie ma się co dziwić, że synergiczne działanie tak wielu negatywnych czynników spowodowało Wielkie Wymierania i w ogóle cudem jest to, że życie je przetrwało. Wprawdzie życie ma to do siebie, że potrafi obejść wszystkie trudności – jak miało to miejsce w czasie totalnego kataklizmu zalodzenia świata w Kriogenie (~650 MA temu), kiedy to nasza planeta zamieniła się w Ziemię-śnieżkę. Podobnie jest w przypadku bombardowania asteroidami i wzmożonego wulkanizmu lub obu tych czynników naraz. Zaryzykuję wręcz twierdzenie, że Superkatastrofy stanowią motor ewolucji i że Georges Cuvier z katastrofistami jednak miał rację.  

Skutki poprzednich wybuchów Superwulkanu Yellowstone - zasięgi opadów popiołów wulkanicznych. (Źródło - USGS)

Co z tego wynika dla poszukiwaczy życia na innych planetach? Ano przede wszystkim to, że życie jest wszechobecne pomimo ogromnego diapazonu warunków istniejących na planetach układów planetarnych poza Układem Słonecznym. Życie jest w stanie przetrwać kosmiczne katastrofy i regenerować się po nich. I wreszcie – życie będzie korzystało z każdej możliwości ekspansji poza siedliska na/w których powstało i co za tym idzie będzie ono dostosowywało się do każdych warunków, jakie napotka, albo będzie dostosowywało środowisko do warunków jakie mu będzie odpowiadało. Po prostu życie jest tylko jednym z etapów ewolucji materii. A zatem na innych planetach nie tylko możemy zetknąć się z tamecznymi formami życia, ale nawet musimy! Co więcej – nawet na takich suchych globach jak Merkury czy nasz Księżyc. To, że na powierzchni Księżyca znaleziono tylko jedną ziemska bakterię w formie przetrwalnika dowolnie dowodzi tej tezy. Co więcej, na powierzchni Księżyca życia w naszym rozumieniu nie znaleziono, ale pod powierzchnią? Bo woda na Księżycu jest, to jest już pewnik i to nie tylko w kraterach ale także w takich dziwnych księżycowych formacjach geologicznych, jak np. Reiner Gamma (7°30’ N - 59° W). Podobne struktury znajdują się na Morzu Pomysłów (Mare Igenii) i Morzu Brzegowym (Mare Marginis). Astronomowie sądzą, że są to ślady impaktów komet, na co wskazują właśnie duże ilości lodu pod regolitem księżycowym oraz anomalie magnetyczne. Owszem, taka możliwość istnieje, ale czy nie mogłyby to być uloty wody z wewnętrznego wszechoceanu Księżyca? Podobnie zresztą mogłoby być na Merkurym, pod powierzchnią którego mógłby egzystować prawdziwie wodny świat? Świat ciepłego oceanu rozgrzewanego poprzez wpływ grawitacji słonecznej? A jak woda, to i życie.


Kończę to optymistycznie – życie we Wszechświecie już nawet nie jest, ale być musi! I teraz tylko musimy poszukać sposobów, by je znaleźć. I do tego powinny zmierzać nasze usiłowania, by – jak pisał Isaac Asimov – nie znaleźć się w sytuacji, gdzie na każdej nowoodkrytej planecie znajdziemy tabliczki z napisem ZAJĘTE. Ludzkość powinna zamiast szarpać się w konfliktach wewnętrznych sama ze sobą, skierować swoją ekspansję w Kosmos – a im szybciej, tym lepiej. No chyba, że komuś bardzo zależy na tym, by Ziemianie cały czas walczyli sami ze sobą i wszystkie konflikty są generowane z zewnątrz, bo zagrażamy komuś, albo … całemu Wszechświatu.



Ale to już inna ballada…             

wtorek, 27 maja 2014

Kolejne końce świata?



To zaczyna być nudne. Ledwie skończyła się histeria wokół daty 21.12.2012, a już straszą nas kolejnymi zagrożeniami z Kosmosu, i tak:


Gigantyczny asteroid na możliwym kolizyjnym kursie do Ziemi


Pasadena, CA – Jeżeli astronomowie mają rację, to życie na naszej planecie będzie zgaszone w okresie nie mniejszym niż jakieś 30 lat. Naukowcy z Laboratorium Napędu Odrzutowego NASA wykryli ogromny obiekt o wielkości Manhattanu znajdującego się na możliwym kursie kolizyjnym z Ziemią. Przy użyciu NEOWISE (Near-Earth-Object Wide-field Infrared Survey Explorer) szeroki na 10 mi/16 km wykryty został obiekt w odległości 51.000.000 mi/81.855.000 km od Ziemi. Astronomowie sądzą, że w czasie zbliżenia się do Marsa, asteroida zostanie przekierowana na bardziej niebezpieczną orbitę, której punktem docelowym będzie nasza planeta.

Asteroida jak się oblicza może mieć śmiertelne spotkanie z Ziemią  w dniu 35.III.2041 roku. Astronomowie szacują możliwość impaktu jak 1 : 2,04., co jest najbardziej bezprecedensowym ryzykiem dla Ludzkości właśnie ze strony asteroidów. Takie zderzenie może być końcem cywilizacji jaką znamy.      

I jeszcze jedna informacja na ten temat:


Asteroida lecąca w kierunku Ziemi może w 2032 roku skończyć Ludzkość


Asteroida oznaczona jako 2013 TV135 nadlatuje na nas z konstelacji Żyrafy, jak oznajmili to uczeni z Ukrainy. Możliwość trafienia wynosi jak 1 : 63.000, czyli istnieje 99,9984% szans, że do impaktu jednak nie dojdzie. W przypadku trafienia, eksplozja będzie 50 razy większa od największej bomby wodorowej i zniszczy 100.000 mil kwadratowych. […]

Inną potencjalnie niebezpieczną asteroidą jest 2007 VK184, która – jak się oblicza – ma podobne szanse na zderzenie z naszą planetą. Jednakże jest ona o wiele mniejsza – jej średnica wynosi 420 ft/~128 m i ma ona 1 : 2700 szans na zderzenie z Ziemią w 2048 roku. […]


Źródła:

Przekład z j. angielskiego – Robert K. Leśniakiewicz © 

poniedziałek, 26 maja 2014

Tajemniczy deszcz meteorów nad Ameryką Północną

Deszcz meteorów - na zdjęciu Leonidy


Kerry Sheridan (AFP)


Waszyngton (AFP) - Całkowicie nowy deszcz meteorów zrobi prysznic w sobotę – 24 maja. Tajemniczy deszcz meteorów w późny piątek – 23 maja i wczesną sobotę przyciąga uwagę niezliczonych astronomów i amatorskich obserwatorów obietnicą spektakularnego widowiska spadających gwiazd jakiego dotychczas nie widziano.

Pierwsze ukazanie się deszczu meteorów znanych jako Kamelopardialidy mogłoby się zacząć dla północnoamerykańskich obserwatorów nie wcześniej niż o godzinie 22:30 EDT w piątek czyli 02:30 GMT w sobotę – mówią astronomowie.

[Kamelopardialidy są rojem meteorytowym półkuli północnej radiant promieniuje z gwiazdozbioru Żyrafy – REC = 118,7° DEC = +68,3°, aktywnego w dniach 14.III – 7.IV, o vg = 6,8 km/s (dane z „Encyklopedii Astronomii”, Bratysława 1987) – przyp. tłum.]

Będzie on możliwy do zaobserwowania w USA i Kanadzie, jeżeli będzie bezchmurne nocne niebo. Niestety, reszta świata może przegapić to widowisko.
Maksimum promieniowania roju jest spodziewane pomiędzy godziną 3 a 4 rano czyli 07:00 – 08:00 GMT – jak twierdzi Bill Cooke, kierownik Biura Środowiska Meteoroidowego NASA w Huntsville, AL.
- Jednakowoż sugerowałbym publiczności wypatrywać go nieco wcześniej – powiedział Cooke reporterowi AFP.  

A jak to będzie wyglądało? – tego astronomowie nie są pewni. Oni tego nie widzieli go nigdy przedtem.
- Deszcze meteorów są jak pogoda. One są trudne do przewidzenia – powiedział Paul Wiegert, profesor z Uniwersytetu Zachodniego Ontario.
Ten deszcz meteorytów pochodzi z warkocza pyłowego pozostającego za kometą 209P/LINEAR, która została pociągnięta do orbity Ziemi przez pole grawitacyjne Jowisza.

Meteory są kosmicznymi skałami, które się palą po wejściu w górne warstwy atmosfery ziemskiej tworząc jaskrawe błyski światła i efekt gwiazd spadających.


Powoli spadające gwiazdy


- Przepowiednie na tą godzinę wskazują na kilkaset błysków (meteorów) na godzinę – Wiegert powiedział AFP. – Oznacza to, że będzie można obserwować kilka meteorów na minutę. Nie są to jakieś specjalne ekstrawagancje, bowiem tak właśnie dzieje się w przypadku wielu rojów meteorytowych rocznie.

Roczny rój Perseidów ukazujący się w sierpniu składa się z gwiazd spadających, które poruszają się z prędkością 150.000 mph/241.000 km/h czyli 66,94 km/s.
- Te meteory z drugiego roju Kamelopardialidów są bez porównania wolniejsze i lecą z prędkością tylko 36.000 mph/58.000 km/h czyli 1,61 km/s – powiedział Cooke. – Główna część tego meteorytowego widowiska znajduje się w pyłowym warkoczu za kometą, który powstał setki lat temu. Problem, który z tym mamy, to to, że nie jesteśmy w stanie precyzyjnie określić, kiedy ten gruz dolecą do ziemskiej orbity, i nie wiemy ile tam ich jest.

Kometa jak dotąd nie wyprodukowała dużych ilości odłamków.

- Ale nie mamy żadnego pomysłu na to, co się stało 200 lat temu, ponieważ dokonano tego odkrycia w 2004 roku – dodał Cooke. - Najlepszym sposobem, aby wziąć udział w pokazie meteorów jest wyjść na zewnątrz, położyć się płasko na plecach i patrzeć w niebo – mówi Cooke. - Nie potrzeba do tego żadnych specjalnych urządzeń. Najlepsza pogoda jest przewidywana na południowym-zachodzie USA, tak więc specjalna ekipa astronomów NASA została wysłana na pustynię w Arizonie, w celu obserwowania meteorów. Inni astronomowie przylecieli z Europy by obserwować niebo z odległej bazy astronomicznej w Saskatchewan w Kanadzie.

- Być może zapowiadany show się nie zmaterializuje, to tym niemniej jest okazja, która może się nie powtórzyć przez wiele lat – powiedział Robert Lunsford z Amerykańskiego Towarzystwa Meteorytowego, zachęcając wszystkich do obserwacji niebiańskich fajerwerków. – Jeżeli to się wydarzy, to byłoby najbardziej pamiętne widowisko tego gruzu, który jak się wydaje jest większy niż normalnie i może to wytworzyć duże i kolorowe meteory.


Meteorytowa burza rozczarowała…


…ale obserwatorzy zostali nagrodzeni obserwacją przelotu komety. Meteorytowa burza drugich Kamelopardialidów okazała się mniej spektakularna dla obserwatorów.

Obserwatorzy w całej Ameryce Północnej spędzili bezsenną noc wbijając oczy w nocne niebo, by wziąć udział w spektakularnym wydarzeniu, które im obiecano. Jednakże byli oni bardziej niż mało rozczarowani, kiedy nie było żadnej spektakularnej meteorytowej burzy, której wielu się spodziewało.

Wczesne zapowiedzi z NASA, SETI i innych grup śledzących meteoryty twierdziły, że mógłby to być rzeczywisty deszcz meteorytów, przewidywanych 200 błysków na godzinę. Przy tak wysokiej gęstości, nocne niebo powinno być porysowane jaskrawymi liniami meteorytów płonących w górnej atmosferze. Tym niemniej jednak, uczeni także podkreślili fakt, z powodu nieznanej natury tego deszczu meteorów, może to nie wypalić, co się też stało – donosi CNN.


Deszcz meteorów widziany w Indianie


Pierwszy deszcz tych drugich Kamelopardialidów ukazał się w pierwszych godzinach soboty, oferując obserwatorom rzadkie widowisko – debiut meteorów z pyłu warkocza komety 209P/LINEAR. Mieszkańcy Toronto i Indiany ujrzeli widowisko świetlne, pomimo tego, że przeszkadzały im światła z Kanady – donosi „Peninsula Daily News.”


Meteorytowa burza nad Kalifornią


Jednakże impreza trwa nadal. Akt drugi i jeszcze większe widowisko będzie miało miejsce pod koniec opadu meteorów. Oczekuje się, że kometa przejdzie przez orbitę Ziemi. Przelot właśnie się zaczął. Pole szczątków, które jak się oczekuje, rozjaśnią nocne niebo należą do tej samej komety 209P/LINEAR, które mogą zaoferować nam świetliste widowiska.

Obserwatorzy zawdzięczają ten przelot komety Jowiszowi, największej planecie Układu Słonecznego. Dzięki jego ogromnej grawitacji kometa 209P/LINEAR ma okres obiegu 5 lat. W tym roku kometa ta zaliczy największe zbliżenie do Ziemi – mówi specjalista do spraw meteorów z NASA Bill Cooke.
- Jowisz będzie zmieniał orbitę komety powodując to, że będzie ona przelatywać obok naszej planety w odległości 5 mln mil/8.025.000 km. Jest to wygodna odległość i dobrze. Jądro głowy komety ma średnicę 1-2 mi/1,6-3,2 km i bezpośrednie trafienie w Ziemię byłoby niebezpieczne. Komety zazwyczaj nie przelatują tak blisko.

Jak na ironię, tym razem pole gruzu poprzedziło kometę. Zazwyczaj pole odłamków leci za kometą, jak zazwyczaj robią to warkocze komet. Jednakże ze względu na Jowisza Ziemianie są w stanie ujrzeć ta anomalię.




Srebrzyste obłoki nad Helem - widziane 10.VI.2013 r.


Moje 3 grosze


Jak zwykle w amerykańskich mediach była wielka wrzawa i wielkie zapowiedzi, a wyszło jak zwykle – czyli ot tak sobie. Aliści jest coś, co można zaobserwować w Polsce jako efekt tego deszczu meteorów. Są to – mianowicie – świecące, tzw. srebrzyste obłoki, które tworzą się na wysokości ok. 80 km nad powierzchnią Ziemi i są oświetlane niemal przez całą noc przez podhoryzontalne słońce. Ostatni raz takie właśnie – przepiękne zresztą – widowisko miałem okazję oglądać 10.VI.2013 roku na Helu, pomiędzy godzinami 23:00 a 01:00 CEST. Widok był niesamowity, bo delikatne niebieskawe świecenie obłoków widoczne było na tle pojaśnienia brzegowego  na północnym-zachodzie nieba i kontrastowało z ciepłym blaskiem pomarańczowych lamp ulicznych Helu. Zrobiłem kilka zdjęć telefonem, ale niezbyt ładnie mi wyszły, a szkoda, bo widok był zacny.

Dlatego też, ze względu na ten dodatkowy rój Kamelopardialidów w tym roku, będzie można się spodziewać właśnie w czerwcu i lipcu pojawu srebrzystych obłoków, które najlepiej się obserwuje nad morzem albo w górach.  



Przekład z j. angielskiego – Robert K. Leśniakiewicz ©

niedziela, 25 maja 2014

UFO a technika wojskowa



Robiąc porządki w mojej bibliotece natrafiłem na wycinek z „Żołnierza Polskiego” nr 11/1979, s. 21, gdzie znajdował się opublikowany przez Janusza Wojciechowskiego niezwykle ciekawy materiał pt. „UFO zidentyfikowane obiekty latające”.  Pozwolę sobie przypomnieć go w obszernych cytatach, bo jest tego wart. A zatem:


[…] Charakterystyczne, że miejsca te [wzmożonych obserwacji UFO – przyp. R. K. L.] leżą w obszarze działania doświadczalnych satelitów łącznościowych, np. ESA, OTS (m.in. do prób bezpośredniego przekazu obrazów TV w zakresie mikrofalowym), a w pobliżu znajdują się ośrodki szkolenia specjalistów łączności NATO, lub naziemne stacje satelitarne (wojskowe i Intelsat).

Tajne eksperymenty wojskowe. Według źródeł zachodnich, mogą to być próby amerykańskie związane z daserem (odwrotność lasera) powodującym sztuczne ciemności, zapalaniem sztucznego słońca plazmowego, prowadzonymi od 1975 roku na pustyni White Sands, NM, badaniami działa laserowego, bronią laserową Spade do zwalczania samolotów, satelitów i ICBM (pierwsza udana próba w 1970 roku) bronią mikrofalową o dużej i małej mocy do podgrzewania organizmów ludzkich, podnoszenia ciśnienia krwi, zakłócania czynności mózgu i układu nerwowego, a także eksperymentalne ze sterowaniem ludźmi na odległość poprzez wywoływanie w ich mózgach mikrofalami odpowiednich szumów, a nawet poleceń słownych (zajmuje się tym np. Instytut Badań Mózgu Uniwersytetu Kalifornijskiego), bombą grawitonową powodującą, że wszystko wokół staje się niezwykle ciężkie (teorią fizyka prof. Nieburga zainteresowała się US Army), eksperymentami związanymi z antymaterią (w USA rozważano możliwość rozpoczęcia prac nad taką bronią w końcu lat 60., a z inicjatywą wystąpiła CIA, US Navy i władze Narodowej Akademii Nauk), bronią psychologiczną służącej do wywoływania masowej hipnozy i halucynacji, bronią infradźwiekową powodującą zakłócenia wzroku, ataki epilepsji, uczucie paraliżującego strachu, itp. (zjawiska te są wciąż badane we Francji, RFN i USA).
Można jeszcze dodać, że w okresie napaści amerykańskiej na Demokratyczną Republikę Wietnamu (1965-1968) w zachodniej prasie lotniczej pojawiły się informacje o próbach wyposażenia samolotów USA w generatory pokładowe różnych pól fizycznych dla „odpychania” od nich atakujących pocisków rakietowych klasy ziemia-powietrze i powietrze-powietrze.

Warto przypomnieć (za brytyjskim czasopismem fachowym „New Scientist”), że na progu 1978 roku, w badaniach wojskowych na całym świecie brało udział 400.000 uczonych i inżynierów, gdy w przełomowej fazie realizacji programu księżycowego Apollo „tylko” 25.000.

Poza tym zdarzają się różne dowcipy techniczne w celu wywołania krótkotrwałej sensacji (np. UFO-podobne, soczewkowate modele sterowców zdalnie sterowanych studentów brytyjskich i amerykańskich). Do tej samej grupy można zaliczyć celowo fałszowane zdjęcia fotograficzne UFO. Najczęściej są to zdjęcia zwykłych talerzy ze sterami i licznymi szczelinami, palniki gazowe (zapalone i) obrócone o 180°, retusze na negatywach i odbitkach, modele z plastyku i drewna, fotomontaże, zdjęcia trickowe z piłkami tenisowymi. Natomiast światowy zbiór wiarygodnych zdjęć UFO liczy ponad 3500 fotografii. Ale nie ma wśród nich ani jednego zdjęcia UFO stojącego po wylądowaniu na ziemi. Są to zawsze UFO w locie i to na zdjęciach nieostrych.

Czy możliwe jest zbudowanie latającego talerza o właściwościach przypisywanych UFO? Są to: zakres prędkości użytkowych od 0 do 2500-3000 km/h, masa całkowita – 10 do 30 ton, przyspieszenia liniowe – do 20.000 g, (g = 9,81 m/s²), wznoszenie pionowe – 125 m/s, pułap lotu – ponad 500 km, itd. Oczywiście, ale pod warunkiem że przed tym zostanie rozwiązany problem wykorzystania siły grawitacji. Jak dotąd nic o tym nie wiadomo. Wiadomo natomiast oficjalnie, że badania tajemnicy grawitacji ziemskiej są prowadzone od szeregu lat przez Akademię Nauk ZSRR, Uniwersytet Maryland w USA, Instytut Fizyki i Astrofizyki im. Maxa Plancka w RFN, ośrodek fizyki we Frascati we Włoszech. Wciąż poszukuje się fal grawitacyjnych, grawitonów (hipotetycznych kwantów pola grawitacyjnego) itp.     

W latach 60. we Francji demonstrowano publicznie w ośrodku aerodynamicznym spory model latającego talerza, który unosił się na zasadzie elektrostatycznej. Próby modeli jonolotów i samolotów poruszanych energią mikrofal prowadzone są w USA od wielu lat, a zapoczątkował je znany konstruktor lotniczy I. Sikorsky.

W 1956 roku, w poważnym szwajcarskim czasopiśmie lotniczym ukazał się artykuł o „locie antygrawitacyjnym”. Podano, że szereg ośrodków badawczych w USA pracuje w kierunku odciążenia ciał masowych poprzez doprowadzenie energii. W ten sposób osiągnięto wówczas zmniejszenie masy określonych materiałów o 30%. Były to latające dyski o średnicy do 0,6 m stanowiące odmianę kondensatorów dwupłytowych. Pod wpływem napięcia 50.000 V i mocy ciągłej 50 W, obiekty te latały swobodnie po kręgu o średnicy 6 m z prędkością 19 km/h. Następnie rozpoczęto próby z większymi obiektami latającymi. Podobno 3% obserwacji UFO dotyczyło wówczas eksperymentów związanych z „elektrograwitacją”. Ośrodki badawcze UFO w Nowym Jorku, Lawndale w USA, w Wiesbaden w RFN twierdziły, że są to próby napędu elektromagnetycznego (wzajemne oddziaływanie pól elektrycznych i magnetycznych na zmianę kierunku zjonizowanego powietrza).


---oooOooo---


Te słowa zostały napisane i opublikowane w 1979 roku, a zatem jeszcze za prezydentury Jimmy’ego Cartera (1977-1981), przed ogłoszenie przez USA realizacji programów badawczych High Frontier, SDI/NMD – znanych jako Star Wars – Wojny Gwiezdne na cześć kultowej sagi George’a Lucasa. Powszechnie uważa się, że SDI to dzieło następnego prezydenta Ronalda Reagana (1981-1989). Nieprawda – to właśnie Jimmy Carter tylko kontynuował prace nad kosmicznymi wojnami, które zaczęły się od chwili, kiedy na poligonie White Sands, NM, wzbiła się w powietrze pierwsza rakieta Wernhera von Brauna… Ronald Reagan nadał im tylko absolutny priorytet, i to tylko w celu ekonomicznego zdławienia Związku Radzieckiego, co udało mu się tylko o tyle, że wprawdzie doszło do rozpadu Układu Warszawskiego i ZSRR, ale Rosja nadal jest potęgą kosmiczno-atomową, co boli szczególnie niektórych polskich co bardziej nawiedzonych polityków chcących widzieć Rosję upokorzoną i pokonaną.

W tekście artykułu Janusza Wojciechowskiego wyróżniłem kilka passusów, na które należy zwrócić szczególną uwagę, a które mają ścisły związek z obserwacjami UFO na całym świecie, i tak:
·        Daser – czyli odwrotność lasera. Nie wiem, na jakiej zasadzie fizycznej miałoby to-to działać, bo musiałoby pobierać światło i odprowadzać je gdzieś, ale taki właśnie efekt zauważono właśnie w czasie Bliskich Spotkań z UFO, czyli można założyć, że byłby to doskonały środek kamuflujący Ich obecność;
·        Sztuczne słońce plazmowe – rzecz jest do zrobienia, ale… Problem polega na dostarczaniu wodoru do reakcji termojądrowej i poza tym utrzymania takiego słońca „w kupie”, bowiem prawdziwe Słońce działa na zasadzie ścierania się dwóch sił: ciśnienia promieniowania i grawitacji. Bez grawitacji takie „słońce” zamienia się w bombę wodorową.
·        Broń laserowa – a dokładniej LBR - Laserowa Broń Radiacyjna już istnieje i była niejednokrotnie wykorzystywana do niszczenia bądź oślepiania sztucznych satelitów Ziemi. Zainteresowanych odsyłam do, prac prof. dr inż. Zbigniewa Schneigerta.
·        Broń mikrofalowa – dzisiaj jest to sławetny HAARP, EISCART czy SURA. Aktualnie jest ona posądzana o wszystkie zło dotykające tego świata: od suszy i powodzi po trzęsienia ziemi i tsunami. W swej omnipotencji równa Bogu. Można nią robić wszystko – od śnieżyc i zjawiska El Niño do przechwytywania i niszczenia ICBM.
·        Bomba grawitonowa czy granat grawitacyjny. Broń zabijająca istoty poprzez lokalne zwiększenie pola grawitacyjnego Ziemi, a dokładniej przyspieszenia grawitacyjnego do kilku tysięcy g, po którym to impulsie grawitacyjnym z nieprzyjaciela pozostaje krwawy placek. Problem w tym, że użycie takiego koncentratora grawitacji może spowodować nieoczekiwane skutki, jak np. przesunięcia w czasie czy stworzenie sztucznej osobliwości, która wchłonie naszą planetę… UFO do swych lotów może wykorzystywać antygrawitację, na co wskazują niektóre obserwowane efekty fizyczne.
·        Antymateria – jedna z bardziej obiecujących broni cząsteczkowych wysokich energii. W czasie spotkania materii i antymaterii wydzielane są duże ilości energii zgodnie z einsteinowskim wzorem na transmutację materii w energię, czyli E = mc². Problem w tym, że w procesie tym energia jest uwalniania w postaci kwantów wysokoenergetycznego promieniowania γ rażącego zarówno wroga jak i swoich. Tym niemniej wciąż pracuje się nad bronią D – od słowa dezintegracja… Być może antymateria jest powiązana z antygrawitacją.
·        Bronie psychotroniczne – to coś nad czym pracuje się przez cały czas. Jak dotąd najpotężniejszą z nich są media, dzięki którym można ogłupiać całe społeczeństwa ukazując im nieprawdziwy świat i nieprawdziwe dane na inne tematy, przekazywać podprogowe treści, wprowadzać w trans hipnotyczny, itd. itp. Poza tym wciąż pracuje się nad psychotronicznymi środkami pola walki mającymi na celu psychiczne „rozmiękczanie” wojsk nieprzyjaciela i w rezultacie pozbawianie ich motywacji do walki. UFO je wykorzystuje do paraliżowania woli i organizmów ludzi i zwierząt.
·        Bronie infra- i ultradźwiękowe wykorzystujące poddźwięki i naddźwięki. Nad tymi broniami pracowano już w III Rzeszy, a obecnie pracuje się nadal. Broń ta może spowodować trwałe uszkodzenia ciała i kalectwa a także śmierć wskutek już to obrażeń narządów wewnętrznych, już to zwęglenia tkanek. Poza tym ich działanie jest podobne do działania broni PSI.
·        Zdjęcia UFO – aktualnie ilość zdjęć UFO i ujęć video idzie już w miliony, z czego lwia część jest wyjaśniona jako hoax czy celowe fałszerstwo albo pomylenie z obiektami czysto ziemskimi.
·        Badania nad grawitacją. To oczywiste, że się je prowadzi, bowiem to właśnie ona jest kluczem do zrozumienia Wszechświata jako całości. Ma ona ścisłe powiązanie z tzw. „ciemną” materią i energią, która tworzy – jak się wydaje – kościec Wszechświata na którym opiera się „widzialna” materia i energia stanowiąca – według różnych szacunków – jedynie 10% ogólnej masy Wszechświata. Być może UFO poruszają się właśnie dzięki wykorzystaniu „ciemnej” materii i energii.
·        Eksperymenty nad zmniejszeniem masy mają sens o tyle, że wciąż mówimy o ciężarze ciał, a nie o ich masie. Ciężar ciał to siła, z jaką działa na nie grawitacja, zaś masa jest to stała fizyczna – właściwość ciał do stawiania oporu działającym na nie siłom. Człowiek o wadze 60 kg na Księżycu ważyłby tylko 10 kg, ale jego masa, a zatem bezwładność, równałaby się nadal 60 kg. I to jest ten problem, bo choć waga danego ciała zależy od siły grawitacji, jaka nań działa, to jego masa pozostaje niezmienna. Pokazał to znakomicie Alfonso Cuaróna w filmie "Grawitacja" (2013). Co więcej – przy prędkościach relatywistycznych – czyli wynoszących  >½ c – masa wzrasta: im szybciej porusza się ciało, tym bardziej. A zatem by rozpędzić jeszcze bardziej dany statek kosmiczny, należy przyłożyć doń jeszcze więcej energii, aż wreszcie gdy: v = c => m = +∞ - co wynika ze Szczególnej Teorii Względności. To oznacza, że żeby rozpędzić ciało do prędkości światła należy przyłożyć doń nieskończoną ilość energii, bowiem jego masa wzrasta do nieskończoności. To jest jeden z zakazów STW, który trzeba ominąć „jakimsik sposobem”. I tego sposobu właśnie się szuka… Podobno OTW i STW zostały obalone w 2011 roku, a to oznaczałoby przewrót w naszych pojęciach o Czasie i Przestrzeni. Niezależnie od tego szuka się także sposobu na skompensowanie sił grawitacji – tak jak wymyślił to m.in. prof. dr inż. Jan Pająk, który swe przemyślenia zawarł w swych pracach.
·        Próby nad stworzeniem pojazdu wykorzystującego elektryczność i magnetyzm wciąż trwają i problem polega na tym, że taki pojazd pochłaniałby ogromne ilości energii, których na razie nie jesteśmy w stanie wytworzyć, bo nie znamy na to sposobu. Być może właśnie do tego służy antymateria czy coś jeszcze innego – o czym nie mamy jeszcze pojęcia.

Co z tego wynika? Ano to, że faktycznie – ufozjawiska to nic innego, jak eksperymenty nad stworzeniem nowego rodzaju pojazdu powietrznego czy kosmicznego, który wykorzystuje zupełnie inną teorię lotu. Dotychczas wykorzystujemy tylko i wyłącznie zjawiska znane nam, z III Zasady Dynamiki głoszącej, że każdej akcji towarzyszy reakcja. To właśnie dzięki temu latają odrzutowce i rakiety: te pojazdy rozpędza siła wyrzucanej w przeciwnym do kierunku ruchu materii odrzutowej – w tym przypadku gazów spalinowych.  W przypadku magnolotów prof. Pająka role ta spełnia zjonizowane powietrze. Ale osiągane w ten sposób prędkości są stosunkowo niewielkie – napęd odrzutowy ma swe ograniczenia. Tutaj potrzebne jest coś innego – np. napęd antygrawitacyjny, który znosi działanie pola ciążenia planety. I nad tym właśnie pracuje się obecnie, i obawiam się, że zostanie to wszystko wykorzystane w wiszącym w powietrzu konflikcie światowym, w jaki może się przekształcić awantura na Ukrainie.



Przecież Zimna Wojna trwa nadal… 

czwartek, 22 maja 2014

Zaginiony samolot malezyjski (12)



Dane satelitarne lotu MH370 będą opublikowane po miesiącach oczekiwania


Saima Mohsin i Holly Yan (CNN)


Inmarsat i malezyjscy oficjele oświadczyli, że opublikują surowe dane z satelity. Rodziny oczekują na te informacje od miesięcy. Dane te pozwolą niezależnym ekspertom zanalizować to, co się stało 8 marca. „Ich intencje zostaną poparte przez czyny” – powiedział mąż jednej z pasażerek.


Kuala Lumpur, Malezja (CNN) – po miesiącach milczenia, dane z satelity odnośnie lotu MH370 zostaną wreszcie upublicznione dla rodzin ofiar tego dramatu. Do tej pory, Inmarsat, firma której satelita odbierał do ostatniej godziny lotu sygnały z zaginionego samolotu twierdziła, że nie jest władna opublikować te dane. Jednak we wtorek Inmarsat i władze Malezji oświadczyły, że będą się starały o udostępnienie tych danych.


Dane lotu MH370 będą udostępnione


-  Zgodnie z naszym zaangażowaniem w kierunku większej przejrzystości, wszystkie strony pracują nad opublikowaniem analizy dzienników transmisji danych i opisu technicznego do publicznej wiadomości – Inmarsat i malezyjskie władze lotnictwa powiedziały to we wspólnym oświadczeniu.
Gdzie są te dane?
- Musi tutaj być także odnotowane, że dane z dzienników transmisji są tylko jednym z wielu elementów informacji śledczych – twierdzą oficjele.

Oświadczenie to jednak nie mówi, kiedy te dane zostaną udostępnione. Ale publikacja tych surowych danych z satelity może pozwolić na dokonanie niezależnych analiz tego, co wydarzyło się 8 marca, kiedy to samolot Malajskich Linii Lotniczych lot MH370 zniknął z 239 osobami na pokładzie.
Kilku krewnych pasażerów samolotu nie było pewnych, co zrobić z tym ogłoszeniem.
- Ich intencje muszą być wsparte przez czyny, tak więc będę czekał i patrzył na to, co się będzie działo – powiedział K. S. Narendran, którego zona była w tym samolocie. – Po drugie, to jest przecież tylko jedna część danych, których użyto do prowadzenia poszukiwań – powiedział pan Narendran korespondentowi CNN Donowi Lemonowi.  - Więc kiedy udostępniania danych Inmarsat jest ważne samo w sobie, myślę, że to będzie ważne, jak z upływem czasu do większego zbioru danych, które mają być również dostępne.

Ale lotniczy analityk CNN – Jeff Wise – powiedział, że „puszka zostanie otwarta”, kiedy te dane zostaną opublikowane.
- To wyprodukuje wiele teorii i skasuje wiele innych teorii – powiedział on.
Innymi słowy, wypuszczenie tych danych może dać „lepsze pojęcie tego, co tam się stało przez cały ten czas”.

Inmarsat „pracuje” nad udostępnieniem surowych danych publiczności

"Ciemny" odcinek lotu malezyjskiego Boeinga 777 lotu MH370 - nie wiadomo, co się działo z samolotem pomiedzy Perak a miejscem ponownego ukazania się na radarach. Wiadomo jedynie, że leciał on na wysokości 4000-5000 ft/~1330-1660 m


Sprzeczne oświadczenia


W poniedziałek (19.V) urzędujący malezyjski minister komunikacji powiedział, że rząd poprosił Inmarsat o publikację danych. Malezyjscy oficjele powiedzieli reporterom CNN, że ich rząd nie posiada żadnych surowych danych. Ale pracownicy z Inmarsat powiedzieli, że ich kompania przekazała wszystkie dane rządowi Malezji „na wczesnym etapie poszukiwań”.


Reakcja rodzin pasażerów lotu MH370 na film


- Podzieliliśmy się informacjami, które mieliśmy, i to dochodzenie ma zdecydować, co i kiedy zostanie ujawnione - wiceprezes Inmarsatu Chris McLaughlin powiedział w zeszłym tygodniu. Ale starszy malezyjski urzędnik powiedział CNN, że rząd potrzebował pomocy Inmarsat by przekazać dane rodzinom „w reprezentacyjny sposób.”
- Próbowaliśmy być jak najbardziej transparentnymi – powiedział on – nie mamy żadnych problemów z ujawnieniem danych.

Kiedykolwiek jakieś informacje wychodzą na wierzch, to mogą pomóc odpowiadać na pytania krytyków, którzy są sceptyczni co do tego, gdzie urzędnicy poszukiwali samolotu. Niektórzy uczeni badający to zniknięcie i rodziny pasażerów zaczęli krytykować władze za brak informacji na temat tego, dlaczego poszukiwania zostały zogniskowane we wschodniej części Oceanu Indyjskiego.

Czy dane z Inmarsatu wysłały ekipy poszukiwawczo-ratownicze lotu MH370 w złym kierunku?

Wiadomość z Cannes: Twórcy filmów kontrowersyjnie oceniają thriller o locie MH370.




Przekład z j. angielskiego – Robert K. Leśniakiewicz ©

środa, 21 maja 2014

UFO nad stokami narciarskimi

UFO nad Londynem w czasie ceremonii otwarcia XXX IO


Wiktor Miednikow


W 1998 roku, w Kongo, w czasie meczu piłki nożnej w boisko uderzył piorun. Zginęli na miejscu wszyscy zawodnicy z drużyny gości, 30 kibiców odniosło oparzenia, ale futboliści z drużyny gospodarzy pozostali nietknięci…

20 lat temu, autor tego artykułu w pewien styczniowy dzień jeździł na nartach w miejscowości Kawgałowo pod Sankt-Petersburgiem. Ludzi było do licha i trochę. Odjechałem więc od trasy biegowej, przeciąłem mały sosnowy lasek i wyszedłem na połogie zbocze wiodące do jeziora. Odepchnąwszy się kijkami pomknąłem w dół i omal nie werżnąłem się w wysokiego staruszka stojącego na trasie. On stał i patrzył gdzieś w górę, wiec nie zauważył mojego zbliżenia się. Spojrzałem w kierunku jego wzroku, ale nie zauważyłem niczego interesującego.


Lepiej o tym nie mówić…


- Dzień dobry! Na co pan tak intensywnie patrzy? – zapytałem.
- A oto jaka dziwna sztuka… – powiedział staruszek i wskazał długim kijkiem w stronę lasu, z którego właśnie wyjechałem. Spojrzałem i zobaczyłem nad drzewami nieduży ciemny przedmiot, podobny do talerza, zwrócony brzegiem do nas. Wisiał on dokładnie nad tym miejscem, gdzie znajdował się tor narciarski.
- Takie coś widziałem w Sapporo, w 1972 roku, w czasie znanej sztafety, kiedy to odznaczył się Sława Wiedienin – powiedział dziadek – byłem wtedy w składzie radzieckiej delegacji i pełniłem znaczącą funkcję w zapewnieniu bezpieczeństwa naszej reprezentacji.
- I rzeczywiście widział pan latający „talerz”?
- Stałem wtedy na mecie wraz z innymi towarzyszami. Patrzyłem na lasek, z którego powinni pokazać się zawodnicy. Wiedziałem, że nasi biegną na drugim miejscu i przegrywają z Norwegami niemal o minutę. Było ciekawie. I naraz patrzę, z lasu wypada narciarz w białym kombinezonie – nasz! Sławka! Norweg zostaje w tyle. I wtedy to właśnie ujrzałem TEN przedmiot – nad lasem, gdzie znajdowała się narciarska trasa. Kropka w kropkę jak właśnie TO. Nie tylko ja, ale i inni też TO zauważyli. Żal, bo nie miałem czym tego sfotografować. I nikt inny też. To był ostatni dzień Igrzysk i korespondentów jakby wywiało. Zapewne poszli wydawać tą walutę, która im jeszcze pozostała. A potem, kiedy Sława finiszował, wszyscy pognali mu gratulować i o tym „talerzyku” zapomnieli…
- A potem pan nikomu o tym nie opowiadał?
- A po co? A kto to wziął na serio? Od razu wyśmiali. A naczalstwo też krzywo patrzyło na coś takiego: co to wy towarzyszu, niedobrze się czujecie? A potem mi powiedzieli, że lepiej milczeć na ten temat. No i zamilkłem…


Wyścig


Nie wiem, czy nieznany mi rozmówca powiedział mi prawdę, ale powszechnie znanym jest fakt, że męska sztafeta 4 x 10 km stała się upiększeniem ZIO ’72, które miały miejsce w japońskim mieście Sapporo. Na ten wyścig najbardziej liczące się w tym sporcie potęgi: ZSRR, Norwegia i Szwajcaria wystawiły swe najlepsze drużyny. Szanse były mniej więcej równe, ale u bukmacherów Norwedzy byli notowani nieco wyżej.

Na pierwszej zmianie w naszej drużynie biegł Władimir Woronkow. Przed nim stało zadanie: nie zostać w tyle – i to mu się udało, ustępując Norwegom i Szwajcarom tylko parę dziesiątych sekund. Na drugiej zmianie był Jurij Skobow. On przegonił Szweda Oslunda, a potem Norwega Tjuldoma. Wydawałoby się, że teraz ekipa radziecka ma zwycięstwo w kieszeni, wszak na trzeciej zmianie pobiegł Fiedor Siemaszow – srebrny medalista olimpijski w biegach na 15 km, a zamykać sztafetę powinien był Wiaczesław Wiedienin – mistrz olimpijski na dystansie 30 km.

Co się stało z Siemaszowem? Tego nikt nie zrozumiał. Wystartowawszy jako pierwszy, Fiedor na środku dystansu, na piątym kilometrze przegrał z Norwegiem Formo o 21 sekund i ta strata powiększała się z każdym kilometrem, a pod koniec zmiany wzrosła do minuty! Odzyskać ten czas na takim dystansie było wprost niemożliwym. Nasi trenerzy prosili Wiedenina o utrzymanie choćby srebra. Ale sam Wiaczesław postawił sobie drugie zadanie.


„Podstęp wojenny”


Przeciwnikiem Wiedenina na ostatniej zmianie sztafety był Johs Harviken i Wiedienin zastosował psychologiczny trick. Na początku podszedł do niego i pogratulował mu zwycięstwa, jakby pogodził się z jego nieuniknioną koniecznością. To nieco zdekoncentrowało Norwega. A potem Wiedienin wziął smar niebieski „Sfinks”, który tego dnia nie powinien był działać i zrobił przedstawienie, jakby smarował nim narty. W rzeczywistości wodził po nartach palcem, a pojemnik ze smarem trzymał w pewnej odległości od powierzchni nart. Norwedzy zauważyli manipulacje Wiedienina i nerwy im puściły: oni także posmarowali narty niebieskim „Sfinksem”. W rezultacie tego, dzięki temu podstępowi Wiedienin zyskał 12 sekund już na samym starcie.

A potem stał się prawdziwy cud. Wiedienin systematycznie i metodycznie odzyskiwał na Norwegu sekundę po sekundzie. Przeżywał nieprawdopodobny duchowe wzmocnienie, pełna władzę nad swoim ciałem, nartami, podbiegami i zjazdami – i wreszcie nad rywalami. I na 800 m przed metą Wiaczesław zrównał się z Norwegiem.

A potem on wykorzystał jeszcze jeden podstęp wojenny: „zakołysał” Norwega na narcie. Oparł się na narcie i zamarkował upadek. No a kto chciałby, by ktoś na niego upadł? Norweg się zatrzymał, a Wiedienin wyrwał do przodu, zaś Norweg wytrącony z rytmu zdążył jeszcze przewrócić się na 30 m przed metą zaplątawszy się w swe narty…


Po finiszu…


Potem Wiedienin przyznał się do tego, że na całym dystansie jego głowa ostro i jasno, co pozwalało mu podejmować jasne i logiczne decyzje, zaś na finiszu on się niemal wyłączył. Potem ocknął się już po finiszu i zapytał kolegów z drużyny, czy rzeczywiście wygrał. Wiedienin przebiegł część dystansu nie wedle ludzkich możliwości bo to, co on zrobił zakrawa na autentyczny cud. No bo jeszcze nikomu ani przedtem, ani potem – nie udało się odrobić straty minuty i wygrać w wyścigu na 10 km. Jak to mogło się stać? Oczywiście sporą rolę odegrał tutaj ludzki czynnik: i moralno-wojownicze właściwości charakteru Wiedienina i sportowa zaciętość, a także to, że startował on w swej szczytowej formie psychofizycznej, a do tego psychologiczna chwiejność charakteru przeciwnika, i „podstęp wojenny” i mistrzostwo, i wreszcie umiejętność rozłożenia sił na dystansie…

Ale co z tego, że nad trasą wisiał „talerz”? Czy nie było z jego strony jakiegoś wpływu na Simaszowa, który w tym dniu był jakoś niepodobny do siebie i faktycznie zawalił swoją zmianę, a potem na Wiedienina, który na odwrót – doskonale pobiegł. Czy w czasie tego wyścigu nie przeprowadzono jakiegoś eksperymentu z wpływem na stan fizyczny człowieka. A gdyby przyjąć taką fantastyczną hipotezę za pewnik, to wszystkie te cuda tych zawodów znajdą swoje wyjaśnienie.


Piloci UFO też kibicują


W rzeczywistości pojawianie się UFO nad stadionami to nie jest jakaś rzadkość. Najwidoczniej ich załoganci interesują się ludzką działalnością, w sytuacjach bliskich ekstremalnym, kiedy występuje ogromne fizyczne i psychiczne napięcie organizmu, który włącza wszystkie wewnętrzne rezerwy. A być może, Ufonauci po prostu interesują się zawodami sportowymi, podobnie jak tysiące Ziemian przychodzących na stadiony kibicować ulubionym drużynom?


Sterowiec czy UFO?


Najbardziej znanym jest przypadek pojawienia się UFO w czasie ceremonii otwarcia XXX IO 2012 w Londynie. Słabo świecący obiekt powoli przepłynął nad londyńskim stadionem w kulminacyjnym momencie, kiedy to z helikoptera wyskoczyli spadochroniarze w ubiorach Jamesa Bonda i królowej angielskiej, a następnie zaczął się pokaz sztucznych ogni. NOL został zauważony przez wielu widzów i uczestników ceremonii otwarcia, których filmiki ukazały się na YouTube.

Te obrazy wywołały ostre polemiki w Internecie: czy rzeczywiście na Olimpiadę przybyli nasi Bracia w Rozumie, czy to zjawisko może być objaśnione zupełnie normalnymi, ziemskimi, banalnymi przyczynami? Myślący zdroworozsądkowo ludzie zakładają, że na wideo widzimy tylko jeden z reklamowych sterowców Goodyeara, z których prowadzona była transmisja TV z ceremonii otwarcia IO. Bardziej radykalna hipoteza o tym, że była to robota jakiegoś gracza, który zorientował się, że jedna z firm bukmacherskich dawała 1000 : 1 za to, że na ceremonię otwarcia IO przybędą Przybysze. Ale znany angielski ufolog Nick Pope zapowiadał, że z całą pewnością UFO przybędzie na Olimpiadę, bowiem nie przepuszczają Oni żadnego wydarzenia o planetarnym znaczeniu.

Tak właśnie jest od dawien dawna. UFO pojawia się nad stadionami jeszcze od czasów antycznych IO. I tak np. starogrecki filozof Anaksagoras (V w. p.n.e.) wspomina w swoich pracach o świetlistym obiekcie o rozmiarach dużego bierwiona, który zawisł nad stadionem Olimpii w czasie zawodów pankrationu. (Dyscyplina sportowa będąca połączeniem boksu i zapasów – przyp. aut.) Arystoteles pisał o „płonących tarczach” których trójkątna formacja przepłynęła na niebie w czasie jednych z zawodów CVII Olimpiady (352 r. n.e.), a potem naraz znikły świecąc błyskawicami.

I w nasze dni UFO nierzadko zawisają nad stadionami w Czasie różnych zawodów, przy czym, szczególnie zainteresowane są meczami piłki nożnej. Obszerne informacje i tych wizytach można znaleźć w Internecie.


Moje 3 grosze


Właściwie nie ma się co dziwić temu, że ziemski sport mógłby interesować Obcych.  W końcu jest to jedna z dziedzin naszego życia i jako taka podpada pod Ich zainteresowania, jak każda inna. Uważam jednak, że trzeba spojrzeć na ten problem nieco inaczej. Otóż w jednej z moich prac – „UFO i Czas” (Tolkmicko 2011) założyłem, że mamy do czynienia nie z Przybyszami z Kosmosu, ale z naszymi dalekimi, zdegenerowanymi, skarlałymi Potomkami, którzy są ofiarami własnego sukcesu technologicznego. Tym można wytłumaczyć Ich zainteresowanie m.in. sportem. Dlaczego? – to wyłożyłem to w mojej pracy i nie będę się powtarzał. Natomiast pragnę zwrócić uwagę Czytelnika na jedną rzecz, a mianowicie – z tego wynika, że nasi Potomkowie najprawdopodobniej będą dążyć do odnowy rodzaju ludzkiego i powrotu do dawnej postaci. Do tego potrzebny jest materiał genetyczny, który pobierają z ciał ludzi współczesnych. Stąd te wszystkie porwania i nocne wizyty. Stąd mity o Lilith i innych istotach w rodzaju inkubów i sukubów. To wszystko ma na celu zgromadzenie materiału genetycznego, z którego następnie wyselekcjonuje się najlepszy, a który będzie podstawą do planu odnowy. Ale to już inna ballada…


Tekst i ilustracja – „Tajny XX wieka” nr 5/2014, ss. 30-31

Przekład z j. rosyjskiego – Robert K. Leśniakiewicz ©