Powered By Blogger

czwartek, 30 listopada 2017

‘Oumuamua – kosmiczny krążownik?



Niezwykły gość w Układzie Słonecznym. Ma kształt cygara i nazywa się 1I/‘Oumuamua. Początkowy materiał na temat tego niezwykłego obiektu znajdują się na stronie - http://wszechocean.blogspot.com/2017/11/obiekt-a2017-u2-gosc-spoza-ukadu.html.

Parę dni temu media podały następującą informację uzupełniającą, którą cytuję w całości:

‘Oumuamua - niezwykła międzygwiezdna asteroida

1I/‘Oumuamua (dawniej A/2017 U2, C/2017 U2) - tak nazywa się asteroida, odkryta miesiąc temu przez naukowców z NASA. Jak czytamy na stronie organizacji, jest to pierwszy tego typu obiekt, który przybył do nas spoza naszego Układu Słonecznego.
- Przez dekady przypuszczaliśmy, że takie międzygwiezdne obiekty istnieją, a teraz - po raz pierwszy w historii - mamy na to bezpośrednie dowody - powiedział Thomas Zurbuchen, członek Dyrektoriatu Misji Naukowej NASA. - To historyczne odkrycie otwiera nowe okno dla badań procesu formowania się układów słonecznych innych niż nasz - powiedział.
Asteroida ma 400 metrów długości, a jej wydłużony kształt upodabnia ją do cygara. Wstępne kalkulacje sugerują, że obiekt przybył z okolic gwiazdy Vega, znajdującej się w konstelacji Lutni.
- Przez dekady przypuszczaliśmy, że takie międzygwiezdne obiekty istnieją, a teraz - po raz pierwszy w historii - mamy na to bezpośrednie dowody - powiedział Thomas Zurbuchen, członek Dyrektoriatu Misji Naukowej NASA. - To historyczne odkrycie otwiera nowe okno dla badań procesu formowania się układów słonecznych innych niż nasz - powiedział.

Nazwa obiektu pochodzi z języka hawajskiego i w wolnym przekładzie znaczy "Posłaniec, który przybywa z daleka jako pierwszy". Początkowo "Posłańca" uznano za kometę, jednak po intensywnych badaniach przekwalifikowano go na asteroidę.
Więcej informacji na stronie NASA.

Niestety – obiekt porusza się bardzo szybko – 41,67 km/s i jak na razie żaden ziemski statek kosmiczny nie jest w stanie go dogonić. Oddala się bowiem w kierunku konstelacji Pegaza i rychło opuści Układ Słoneczny. Na zawsze.

Jest jednak takie małe „ale”, a mianowicie – spójrzmy na zdjęcie tego obiektu i porównajmy go ze zdjęciami zamieszczonymi przez George’a Filera w jego materiale na temat kosmicznych krążowników Ziemian walczących ramię w ramię z Nordykami przeciwko Reptilianom - czyż nie są podobne?

Osobiście uważam rewelacje Filera za bajki dla grzecznych dzieci, nie dlatego żebym był sceptykiem, ale dlatego iż trudno przypuszczać by Ziemianie nawet tak rozwinięci technicznie jak Amerykanie, byli w stanie wyprodukować czterystumetrowy statek kosmiczny, a jeżeli nawet, to niepostrzeżenie wyprowadzić go na orbitę i puścić w pogoń za Reptilianami. Poza tym sama sprawa napędu antygrawitacyjnego wcale nie rozwiązuje problemu rozpędzenia kosmolotu do prędkości relatywistycznych, czyli v << c. Antygrawitacja znosi ciężar kosmolotu, ale jego masa – którą trzeba rozpędzić do v << c – wciąż pozostaje bez zmian. I to jest właśnie ten problem, którego na razie nie potrafimy rozwiązać. No, ale to już tak na marginesie.


Wracając do ‘Oumuamua, to jestem pewien, że takich obiektów w Układzie Słonecznym jest znacznie więcej i poza nim też. Przestrzeń międzygwiezdna nie jest wcale takim oceanem próżni, jak tego chcą nasi autorzy sci-fi! I takim pozaukładowy obiektem na pewno była słynna kometa Hayakutake, która odwiedziła nas w latach 90. XX wieku, a świadczy o tym jej skład chemiczny, bardzo nietypowy. Tak więc dlatego jestem pewny, że wkrótce obok obiektu 1I pojawi się 2I, 3I, 4I… itd. itp. To już tylko kwestia czasu i naszych możliwości obserwacyjnych.


środa, 29 listopada 2017

Wojny Gwiezdne: systemy ABM



George A. Filer III (MUFON)


Misją Missile Defense Agency (MDA) jest rozwijanie, testowanie i integrowanie systemów obronnych przeciwko międzykontynentalnym pociskom balistycznym (ICBM) – BMDS w celu obrony Stanów Zjednoczonych, ich sił zbrojnych, sił ich aliantów i ich przyjaciół przed wszelkiego rodzaju i zasięgu wrogimi pociskami rakietowymi w każdej fazie ich lotu.

System, który składa się z jednostek naziemnego bazowania i kosmicznych/orbitalnych platform bojowych, został po raz pierwszy ogłoszony przez prezydenta Ronalda Reagana w dniu 23.III.1983 roku. Początkowa koncepcja zakładała wielkie, orbitujące laserowe stacje bojowe, zwierciadła przekaźnikowe kosmicznego bazowania oraz ładowanie nuklearnie satelitarne lasery na promieniowanie X (rentgenowskie). Późniejsze badania wskazały niektóre z planowanych technik laserowych było możliwe do zrealizowania przy użyciu aktualnej technologii. Wielki kompleks systemu obronnego nazwanego przez prasę Wojnami Gwiezdnymi wymagał użycia wielkich statków kosmicznych do manipulowania jednostkami energetycznymi, które umożliwiały efektywne zastosowanie laserów. I chociaż rząd nigdy nie przyznał się, że statki te zbudowano, to istnieją dowody na ich istnienie.

Logo MDA

Lasery kosmicznego bazowania


W 1979 roku, dr Edward Teller przyczynił się do powstania publikacji Instytutu Hoovera, w której stwierdził on, że USA stanęłyby w obliczu agresywnego ZSRR ze względu na ich prace nad obroną cywilną. W dwa lata później, w czasie konferencji we Włoszech, wygłosił on taką samą mowę na temat radzieckich ambicji, ale z subtelną zmianą, a mianowicie – powodem tego jego zuchwałego wystąpienia był rozwój nowych radzieckich broni orbitalnego/kosmicznego bazowania. To, co się tam naprawdę zmieniło, to było to, że Teller sprzedawał swoją ostatnią broń jądrową – laser na promieniowanie X. Znalazł on ograniczony sukces w swych wysiłkach pozyskania funduszy na swój projekt, i jego przemówienie we Włoszech było wysiłkiem do stworzenia „luki rakietowej”.


Lasery programu SDI

Był tam mocny dowód na to, że w późnych latach 60. Rosjanie poświęcali poważny wysiłek umysłowy nad eksplozyjnymi i nie-eksplozyjnymi źródłami energii atomowej dla laserów.  (Radzieckie laserowe systemy kosmicznego bazowania powstały nie później niż w 1976 roku i był to Skif – laser CO2 o mocy 1 MW dla kosmicznej antysatelitarnej platformy bojowej Kaskada.)

Lasery te zostały zaprojektowane do niszczenia każdego satelity amerykańskiego. Wstępnie sugeruje się także, iż w rosyjskim module Zaria będącym fragmentem ISS znajdują się tego rodzaju potężne akumulatory, które początkowo były zaprojektowane dla laserowego systemu Skif.


Lasery rentgenowskie ładowane nuklearnie


Amerykański projekt był rezultatem rozwinięcia myśli George’a Chapline Jr. z Grupy O Instytutu Lawrence Livermore’a – dalej LLNL. LLNL od pewnego czasu pracował już nad laserami rentgenowskimi, ale Chapline znalazł nowe rozwiązanie na wyzwolenie ogromnej ilości promieniowania X z wybuchu termojądrowego jako źródło promieniowania dla niewielkiego – wielkości kija baseballowego kryształu lasera. Test Dauphin w listopadzie 1980 był sukcesem i zaplanowano cała serię eksperymentów we wczesnych latach 80., pod kryptonimem Excalibur.

Odkąd czynnik laserujący był dostatecznie mały, pojedynczy wybuch głowicy termojądrowej mógłby zaktywizować, „napompować” dowolną liczbę laserów i za jednym wystrzałem unieszkodliwić dużą ilość wrogich ICBM.

Radziecka flota ICBM miała dziesiątki tysięcy głowic nuklearnych, ale tylko 1400 pocisków do ich przenoszenia. Gdyby każdy satelita miał dwa tuziny laserów, to dwa tuziny satelitów mogłoby odeprzeć każdy atak. Na orbitach Mołni[1], gdzie te satelity spędzałyby większość swego czasu nad terytorium ZSRR, potrzeba by było zaledwie kilka tuzinów satelitów. Artykuł w „Aviation Week and Space Technology” opisywał, jak te urządzenia…
…są tak małe, że mieszczą się w jednym załadunku wahadłowca wynoszącego je na orbitę i to w ilości pozwalającej na zatrzymanie każdego radzieckiego ataku atomowego.
Nieco później Teller używał podobnego języka w liście do Paula Nitze, który przygotowywał nowa rundę rozmów na temat ograniczenia broni nuklearnych, twierdząc, że:
- Pojedynczy moduł lasera na promienie X wielkości biurka … jest w stanie potencjalnie zestrzelić całe radzieckie siły nuklearne lądowego bazowania.

Lasery początkowo zaplanowane do planów SDI są używane do obserwacji astronomicznych. Używając zjonizowanego gazu w górnych warstwach atmosfery, służą obserwatorom teleskopów za cele, dzięki którym mogą kalibrować swe przyrządy.

W latach 2000, USAF pracowały nad Boeing YAL-1 – laserem powietrznego bazowania  zamontowanym na samolocie Boeing 747 Jumbo Jet. Zamierzano użyć go do niszczenia nadlatujących ICBM nad terytorium nieprzyjaciela.[2] W marcu 2009 roku, zakłady Northrop-Grumman oznajmiły, że ich inżynierowie zbudowali i szczęśliwie przetestowali elektrycznie zasilany stały laser wytwarzający 100-kilowatowy promień, wystarczający do zniszczenia samolotu. Zgodnie z Brianem Stricklandem, dyrektorem programu United States Army’s Joint High Power Solid State Laser, tego rodzaju elektryczny laser może być zamontowany w samolocie, okręcie czy innym pojeździe, bowiem potrzebuje on o wiele mniej przestrzeni dla swych urządzeń, niż laser chemiczny. Jednakowoż niejasnym było, jakim było źródło energii elektrycznej dla tego lasera. W końcu projekt został anulowany w grudniu 2011 roku, zaś prototyp Boeinga YAL-1 został zmagazynowany i w końcu złomowany.

Petycja dr. Tellera

Amerykańska MDA we współpracy z 30. Kosmicznym Skrzydłem USAF, Połączonym Funkcjonalnym Komponentem Dowodzenia Zintegrowanej Obrony Przeciwrakietowej i Amerykańskiego Dowództwa Północnego ostatnio z powodzeniem przechwyciły treningowy ICBM w czasie przetestowywania Naziemnej Podorbitalnej Obrony Antyrakietowej (GMD), która jest elementem narodowego systemu obrony przeciwrakietowej.

Grupy pojazdów przechwytujących miały być trzymane w modułach orbitalnych. Pojazd taki był ukończony w 1988 roku i zademonstrowano integrację systemów wykrywania z systemami napędu  w prototypie SBI. Zademonstrowano także możliwości wyszukiwacza w namierzaniu gorących gazów odrzutu i przesuwaniu punktu celowania z nich na chłodne korpusy rakiet, które to wykrywacze ABM działały z wykorzystaniem podczerwieni.  Ostatni test miał miejsce w 1992 roku przy użyciu zminiaturyzowanych komponentów podobnych do tych, które użyto w operacyjnych maszynach przechwytujących. Te prototypy ewoluowały do projektu Program Brillant Pebbles.

Brilliant Pebbles

Błyszczące Kamyki


Brilliant Pebbels czyli Błyszczące Kamyki był nienuklearnym systemem pojazdów przechwytujących umieszczonych na satelitach, zaprojektowanych do użycia bardzo szybkich, pocisków w kształcie kropli wody i wielkości arbuza, zrobionych z tungstenu (wolframu – W) jako głowice kinetyczne[3]. Zostało to zaprojektowane do współpracy z systemem czujników Brilliant Eyes. Projekt został przedstawiony w listopadzie 1986 roku przez Lowell Wooda w LLNL. Dokładne badania zostały podjęte przez siedem ciał doradczych, w tym Defense Science Board i JASON, w 1989 roku.

Pebbles zostały zaprojektowane tak, by przeprowadzanie autonomicznych operacji, bez dalszego zewnętrznego naprowadzania przez planowane systemy czujników Programu SDI, było możliwe. Chodzi tutaj o oszczędności, które można było osiągnąć – od 7 do nawet 13 mln US$. Brilliant Pebbels później stał się centrum zrewidowanej architektury SDIO pod rządami administracji Busha.

Dyrektor LLNL w latach 1988-1994 - John H. Nuckholls opisał ten system jako wielkie archiwum SDI. Niektóre z technologii rozwiniętych dla SDI zostały użyte w późniejszych projektach. Np. czujniki i kamery, które zostały opracowane i wyprodukowane dla Projektu Brilliant Pebbels, stały się komponentami dla misji Clementine[4], a technologie SDI będą miały zastosowanie w późniejszych wysiłkach obronnych.

Broń strumieniowa cząstek wysokiej energii niszczy cele poprzez zniszczenie ich atomowych i/albo molekularnych struktur. Broń strumieniowa jest typem broni ukierunkowanej energii, która skierowuje energię w skolimowanym i ukierunkowanym strumieniu używając cząstek subatomowych o nieznacznej masie. Niektóre tego rodzaju bronie są realne i mają swe potencjalne praktyczne zastosowanie, np. w amerykańskich systemach Tarcz Antyrakietowych (TA).


Statek kosmiczny „Solar Warden”


Ten projekt statku kosmicznego został uruchomiony w 1988 roku i był oparty w swej budowie na konstrukcjach okrętów podwodnych z silnikami atomowymi, które zostały zamienione na silniki antygrawitacyjne. Zaklasyfikowano go jako Międzyplanetarny Eksploracyjny Statek Kosmiczny – IES. Zgodnie z brytyjskim hakerem – Garym McKinnonem te statki kosmiczne są fragmentem Programu Solar Warden i aktualnie USA wykorzystują osiem takich statków, które są wielkości lotniskowców. Mówi się, że są one częścią tajnego wojskowego programu kosmicznego prowadzonego przez Wydział Broni Kosmicznych US Navy (MILAB). McKinnon znalazł kilka plików zatytułowanych „Nieziemscy Oficerowie”, również transfery na okręty, których nie ma w rejestrach Floty Wojennej USA, takich jak: USSS[5] Hillenkoetter i USSS Curtis Lemay. Na jednym ze zdjęć, które mógł zobaczyć, znajdował się on poza ziemską atmosferą i wyglądał jak cygaro z geometrycznymi półsferami. Inż. William Tomkins w czasie audycji w Jeff Rinse’s Radio opowiedział, jak pomógł on zaprojektować te okręty, będące w stanie przelecieć całą Galaktykę i aktualnie biorące udział w walce z Reptilianami przy pomocy Nordyków. Półkule na jego końcach mieszczą stanowiska broni laserowej – LBR.



Inż. Tompkins ujawnił, że US Navy ma Grupy Bojowe operujące poza Ziemią. Osobiście zaprojektował 5 okrętów kosmicznych i 30 kosmicznych statków pomocniczych. Używając najnowszej technologii, zaprojektował on różne statki kosmiczne dla Northrop Aviation Company. Northrop zaczął budowę ogromnego statku kosmicznego w podziemiach stanu Utah. Okręty ten krąży teraz w Układzie Słonecznym i walczy ze statkiem Reptilian. Walki z nim są bardzo krótkie, ale potrzebujemy więcej Grup Bojowych i połączymy swe siły z Nordykami. USA blisko współpracują z Nordykami, którzy mają podobny pojazd. Oni najwidoczniej przybyli z konstelacji Oriona i mieszali się do budowy piramid i są naszymi przodkami. Reptilianie zaatakowali różne planety, zdobyli je i z ich mieszkańców uczynili niewolników. Popularność serii filmów „Star Wars” bierze się z tego, że publiczność rozumie to iż historie w niej opowiedziane są bardzo bliskie prawdy, ale prawda jest cenzurowana. 


Łączność w Kosmosie


Najnowsze technologie pozwalają na prowadzenie łączności laserowej i komunikację przy pomocy światła widzialnego w przestrzeni kosmicznej. Taka łączność ma zasięg kilkunastu tysięcy kilometrów, ale ma potencjał do połączenia na dystanse międzyplanetarne rzędu milionów kilometrów przy użyciu teleskopów optycznych jako odbiorników promieni laserowych.


Zdjęcia Johna Lenarda Walsona


Przez niemal 10 lat John Lenard Walson dzieli się swymi unikalnymi zdjęciami i ujęciami naszego Księżyca i innych ciał niebieskich orbitujących wokół Ziemi: sądzimy, że na zdjęciach John uchwycił okręty kosmiczne należące do USA, chociaż mogą równie dobrze należeć do innych krajów pracujących wspólnie czy Obcych intruzów.

Koncepcja SDI

Koordynator subskrypcyjny MIT wysłał gratulacje do Johna za jego osiągnięcia w astrofotografii. Możecie być także zainteresowani żurnalem wydanym przez MIT Lincoln Laboratory – która jest grupą budującą rzeczy, które widzimy na fotkach. Większość z nich jest bez wątpienia używana w Projekcie Star Wars. Oni nie mówią niczego o satelitach wojskowych, ale dyskutują o badaniach Ziemi i pokrewnych działaniach. Jest on wysyłany tylko do organizacji akademickich, więc gdybyś potrzebował, to musisz się udać do twej miejscowej biblioteki, ale możesz to sobie załatwić za darmo z Pokoju L-054:


Lincoln Laboratory MIT
244 Wood Street
Lexington, MA 0240-9185
USA


Teller: istnieje realna groźba z Kosmosu


Dr Edward Teller w swym memoriale do prezydenta Ronalda Reagana pisze tak:
- Istnieje większe zagrożenie niż nuklearny wyścig zbrojeń. Ono nie pochodzi stąd, z Ziemi, ale z Kosmosu.

Dr Edward Teller z prezydentem Ronaldem Reaganem

Wojny Gwiezdne, Lemiesze i Three Mile Island


Teller był dyrektorem LLNL w latach 1958-1960, a potem dyrektorem stowarzyszonym. Pracował on także jako profesor fizyki na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley. Był on niestrudzonym zwolennikiem I orędownikiem silnego programu jądrowego. W 1975 roku poszedł w odstawkę i został emeritus-dyrektorem LLNL.

W latach 80., Teller rozpoczął silną kampanię na rzecz SDI znanych jako Gwiezdne Wojny – koncepcji użycia laserów i satelitów do zniszczenia nadlatujących radzieckich ICBM albo możliwego najazdu Obcych.[6] Teller lobbował rządowe agencje – i uzyskał sankcję prezydenta Ronalda Reagana – dla swego planu rozwinięcia systemu używającego opracowanych satelitów używających broni atomowych do odpalenia laserów na promienie X w kierunku nadlatujących ICBM. Jednakże doszło do skandalu, który wybuchnął gdy okazało się, że schemat ten jest całkowicie niewydolny i kiedy Teller i stowarzyszony z nim Lowell Wood przeszacowali ten program.

Projekt ten został wycofany, ale wciąż istnieje w innej formie. Teller znów wypłynął, kiedy administracja Busha rewitalizowała program obrony antyrakietowej we wczesnym XXI wieku – znany dla krytyków jako „syn Wojen Gwiezdnych” albo Tarczy Antyrakietowej (TA) – który jest częściowo efektywny do obrony przed najazdem Obcych. Na szczęście trzyma on w ryzach Pn. Koreę i inne narody od wystrzeliwania pocisków rakietowych. [...]


Przekład z angielskiego - ©R.K.F. Leśniakiewicz      





[1] Radzieckie satelity telekomunikacyjne.
[2] Pierwsze próby tego rodzaju broni zostały przeprowadzone w USA już we wczesnych latach 80.
[3] Głowica, w której czynnikiem rażącym jest jej masa i energia kinetyczna przez nią wyzwolona. Głowica taka działa jak ciężki, masywny pocisk wystrzelony z dużą prędkością.
[4] Księżycowa misja amerykańskiej sondy Clementine  - wg Wikipedii - wspólna misja wojskowej agencji Strategic Defense Initiative Organization i NASA. Jej zadaniem były testy nowych zaawansowanych technologii, głównie sensorów, i elementów sondy wystawionych na długotrwałe oddziaływanie przestrzeni kosmicznej, przeprowadzenie naukowych obserwacji Księżyca oraz planetoidy bliskiej Ziemi – (1620) Geographos. Obserwacje te obejmowały obrazowanie na różnych długościach fal, w tym w ultrafiolecie i podczerwieni, altimetrię laserową oraz pomiary cząstek naładowanych. Misja księżycowa sondy się powiodła, jednak w wyniku awarii statkowi nie udało się dotrzeć do planetoidy.
[5] United States Space Ship – okręt kosmiczny Stanów Zjednoczonych.
[6] We wrześniu 1996 roku miałem okazję spotkać się z amerykańskim ufologiem węgierskiego pochodzenia ppłk dr Kolomanem S. Keviczkym, który potwierdził, że SDI był i jest wymierzony także przeciwko Obcym, którzy mogliby mieć w stosunku do nas wrogie zamiary.   

wtorek, 28 listopada 2017

„Przystojne” bolidy tej jesieni

Bolid widziany nad Wirginią

Lubię późną jesień z jej zgaszonymi kolorami, z szarą zielenią świerkowiny i czerwonawymi bukami, białoszarymi brzozami i trawą we wszystkich kolorach żółci, brązów i ecrú. Lubię wieczorne spacery ulicą Mickiewicza na Bystrzański Dział, na pograniczu dnia i nocy, kiedy na zachodzie gasną ostatnie blaski zorzy, a nad głową otwiera się czerń Kosmosu, a gdzieś nad Hajdówką przemyka się pyzaty Księżyc wysrebrzający się z upływem czasu. Nad głową płoną i migocą znajome konstelacje. Wieje chłodny wiatr jakby z samego Wszechświata, a z dala słychać odgłosy miasta. Ziemia stygnie po słonecznym dniu pod chłodnymi gwiazdami, niebo opowiada cuda o dalekich światach. To jest dla mnie moja magia jesieni…

Patrzymy w niebo, na którym możemy zobaczyć gwiazdy do 6 wielkości gwiazdowej – Bogu dzięki, że okolice Jordanowa są mało zanieczyszczone światłem i takie obserwacje są możliwe. Poza nimi widać przeloty samolotów komunikacyjnych, sztucznych satelitów Ziemi, stacji orbitalnych ISS i Shenzhou i wszelkiego rodzaju kosmicznego śmiecia – od starych sputników do meteoroidów.

Ostatnio sporo się mówi o spadkach właśnie tego kosmicznego badziewia. Tytułowe „przystojne” bolidy wzięły się właśnie z angielskiego określenia „handsome”, którym Anglosasi opisują to zjawisko. I tak:
·        8 września – zaobserwowano spadek meteoroidu i zorzę polarną nad Wielkopolską.
·        6 października – nad Ch.R.L przeleciał „przystojny” bolid i eksplodował w powietrzu.
·        13 listopada – znaleziono szczątki meteorytu, który spadł w Kolumbii Brytyjskiej (Kanada) w dniu 5.IX.
·        16 listopada – przelot 2 jasnych bolidów nad Niemcami.
·        16 listopada – jasny bolid nad Arizoną (USA)
·        16 listopada – jasny bolid nad Ohio (USA)
·        19 listopada – ogromny bolid nad pn. Finlandią, którego szczątki spadły najprawdopodobniej do jeziora Inari.
·        26 listopada – „przystojny” bolid nad Japonią wzbudził strach przed rakietami wystrzelonymi z Korei Pn.!
·        26 listopada – w Kanadzie zaobserwowano meteor, który jednak był fragmentem kosmicznego złomu – IV stopniem rakiety nośnej tendra Dragon do ISS.

Trzeba dodać, że każdy z nich płonął i eksplodował na wysokości 30-40 km nad powierzchnią Ziemi, a na powierzchnię dolatywały jedynie ich szczątki nie czyniąc nikomu krzywdy. Codziennie na Ziemię spada kilkanaście dużych meteoroidów, ale większość z nich ląduje we Wszechoceanie, który pokrywa ¾ naszej planety…

Doskonałą ilustracją na powyższe jest wydarzenie, w którym uczestniczyłem osobiście, a które opisałem w opracowaniu „UFO nad granicą” (Kraków 2000). Miało ono miejsce w dniu 19.III.1986 roku, kiedy to załoga polskiego promu MF Wawel płynącego z Ystad do Świnoujścia zaobserwowała na pozycji N 54°33’ – E 014°30 (północny sektor Zatoki Pomorskiej) trzy wytryski wody, które – według obserwatorów, czyli całej wachty pokładowej i podróżnych – wyglądały jak fontanny wody wzbudzone uderzeniem i wybuchem w wodzie pocisków o kalibrze co najmniej 200 mm! Kapitan Chodkowski i I oficer Wawela złożyli do mnie w tej sprawie odpowiedni meldunek, który poszedł teleksem do Dowództwa WOP w Warszawie i Dowództwa Pomorskiej Brygady WOP w Szczecinie. Sprawie nadano ostry bieg i jeszcze tej nocy odebrałem ze dwadzieścia telefonów od różnych VIP-ów domagających się szczegółów. O czwartej nad ranem zatelefonował do mnie konsul radziecki ze Szczecina, który lakonicznie stwierdził: Towariszcz kapitan, eto nie my. Nie naszoje dieło… I na tym sprawa utknęła w martwym punkcie, do dziś dnia! W moim opracowaniu pt. „UFO nad granicą” zasugerowałem, że były to nie pociski rakietowe czy artyleryjskie, ale właśnie meteoryty! Można byłoby ich tam poszukać, głębokość wody wynosi bowiem tylko 20 metrów.

Nieco wcześniej wraz z mymi kolegami z WSOWZmech miałem okazję widzieć coś, co badacze nazwali Wielkim Bolidem Polskim, który w godzinach wieczornych dnia 20.VIII.1978 roku przeleciał nad Polską: od Rozewia do Bieszczadów. Najciekawsze jest to, że ów WBP był widziany także nad Norwegią i Szwecją, gdzie określono go jako międzykontynentalny pocisk rakietowy – amerykański lub radziecki, który mógł być wystrzelony z głębin Morza Norweskiego z pokładu okrętu podwodnego, przeleciał nad Bałtykiem i nabierając wysokości nad Polską znikł gdzieś nad Morzem Czarnym, na wysokości rumuńskiego portu Constanca. Myśmy ten przelot widzieli z Kętrzyna i okolic Reszla, ale także widziano go w całej Polsce. I do dziś dnia nie wiadomo, co to naprawdę było: jedni twierdzą, że bolid, inni że ICBM, a jeszcze inni że to UFO… Najprawdopodobniej był to jednak meteoroid, ale… analiza jego lotu wskazuje na to, że lecąc nad Polską wykonywał manewry w powietrzu jak sterowany statek powietrzny czy kosmiczny! Pod tym względem przypominał on Tunguskie Ciało Kosmiczne, które także co najmniej dwukrotnie zmieniło trajektorię swego lotu.

Wracając w nasze strony, to miałem okazję podziwiać rankiem, 18.XI.1999 roku wspaniały deszcz meteorów z roju Leonidów wraz ze ś.p. Andrzejem Zalewskim. On z Warszawy, ja z Jordanowa. Obaj podziwialiśmy saluty meteoroidowych błysków na jeszcze ciemnym listopadowym niebie, a było co, bo Leonidy potrafią dać do 30.000 błysków na godzinę, i 1833 roku było tak, że zaobserwowano „narymny” deszcz meteorów w ilości prawie 300.000/h…

Na szczęście nad Jordanowem nie było żadnych eksplozji tych gości z Kosmosu i nie mieliśmy takich przeżyć jak mieszkańcy Czelabińska, nad którym eksplodowało ciało kosmiczne o mocy głowicy termojądrowej wynoszącej 0,5 Mt TNT! (40 razy większa od mocy bomby Little Boy zrzuconej na Hiroszimę) Eksplozja ta miała miejsce nieco poniżej 30 km nad ziemią. Gdyby była niższa, to po Czelabińsku pozostałoby morze gruzów. Ten „przystojny” meteoryt miał średnicę 17 m, masę ok. 10.000 ton i poruszał się z prędkością 19 km/s. Aliści w dniu 6.V.2000 roku mieliśmy nad Jordanowem przelot „przystojnego” bolidu, który przeleciał nad naszym miastem i spadł gdzieś w na Słowacji w Slezkich Beskydach. Jego przelot widzieli uczniowie Zespołu Szkół na Chrobaczym wraz z dr Stanisławem Budą.  

Ale nie cieszmy się, bo w każdej chwili na nasze głowy może spaść coś podobnego i urządzić nam powtórkę z 30 czerwca 1908 roku, kiedy to nad Podkamienną Tunguską eksplodowało Tunguskie Ciało Kosmiczne z mocą 13-130 Mt, na wysokości od 5 do 30 km. Całkowitemu zniszczeniu uległ obszar wielkości Belgii! Eksplozja powaliła kilka milionów drzew i zabiła kilkaset tysięcy zwierząt leśnych i kilkadziesiąt osób – głównie miejscowych Ewenków. Gdyby coś takiego zdarzyło się nad Europą, to byłaby to straszliwa, niewyobrażalna wprost masakra!

Tak więc jest się czego bać.

A co będzie w grudniu?

W grudniu zacznie się bombardowanie Ziemi meteorami i meteorytami z rojów:
·        Chi-Orionidy (25.XI-30.XII, maksimum 2.XII);
·        Andromedydy (od 18.XI, max. 2.XII);
·        Fenicydy (28.XI-9.XII, max. 6.XII);
·        Monocerotydy (27.XI-17.XII, max. 9.XII);
·        Sigma-Hydrydy (3-15.XII, max. 12.XII);
·        Puppid-velidy (2-16.XII, max. 12.XII);
·        Geminidy (7-17.XII, max. 14.XII);
·        Komaberenicydy (12.XII-23.I, max. 20.XII) i…
·        Ursydy (17-26.XII, max. 22.XII).

Wszystkie te roje mają niską lub średnią aktywność, poza Geminidami, które dają średnio 120 błysków na godzinę. A zatem życzmy sobie ładnej pogody i sprzyjających warunków do obserwacji.

Niestety, nie zobaczymy niezwykłej asteroidy, kosmicznej skały przemierzającej Układ Słoneczny po hiperbolicznej trajektorii od konstelacji Lutni do konstelacji Pegaza z prędkością 41,66 km/s. Jej niezwykłość polega na tym, że pochodzi ona spoza Układu Słonecznego i dlatego nazwano ją C/2017 U1 (PANSTARRS) 1I/’Oumuamua – czyli w języku Hawajczyków – „pierwszy posłaniec”, zaś indeks 1I oznacza 1 Interstellar – pierwszy „międzygwiezdny”. Być może – kiedy już wiemy czego szukać – znajdziemy jeszcze więcej takich obiektów, które pochodzą spoza naszego gwiezdnego obejścia. Ale to już temat z innej ballady… 

niedziela, 26 listopada 2017

ARA „San Juan” (S-42) zatonął



Kronika wydarzeń:


18.XI.2017 roku - Argentyńska marynarka wojenna utraciła kontakt z okrętem podwodnym
Argentyńska marynarka wojenna poinformowała wczoraj wieczorem, że utraciła kontakt z pływającym na południowym Atlantyku okrętem podwodnym z 44-osobową załogą. Okręt ARA[1] San Juan nie daje żadnych sygnałów od środy. Trwają intensywne poszukiwania. Akcję poszukiwawczą utrudniają trudne, sztormowe warunki - silny wiatr i wysokie fale - poinformował rzecznik argentyńskiej marynarki wojennej Enrique Balbi.
Jak sprecyzował, okręt znajdował się 432 km od wybrzeża Patagonii, kiedy w środę wysłał ostatni sygnał. Gdy wczoraj wieczorem wciąż nie było kontaktu radarowego, ani wzrokowego z jednostką, status akcji poszukiwawczej podniesiono do procedury SAR (ang. Search and Rescue), czyli akcji poszukiwawczej i ratunkowej na morzu - dodał rzecznik.
Marynarka twierdzi, że okręt podwodny, który opuścił port Ushuaia w południowej Argentynie, na Ziemi Ognistej, i zmierzał do nadmorskiego miasta Mar del Plata w prowincji Buenos Aires na wschodzie, miał problemy komunikacyjne, które mogły być spowodowane awarią elektryczną - poinformował Balbi. Zasady marynarki wojennej wymagają, aby okręt podwodny wypłynął na powierzchnię po utracie łączności. - Spodziewamy się, że jest na powierzchni - powiedział rzecznik.
ARA San Juan to okręt podwodny niemieckiej produkcji, napędzany silnikiem dieslowsko-elektrycznym; zwodowany został w 1983 roku i jest najnowszym z trzech okrętów podwodnych argentyńskiej floty marynarki wojennej - wynika z jej informacji.
Prezydent Argentyny Mauricio Macri powiedział, że rząd jest w kontakcie z rodzinami członków załogi. Jak poinformował na Twitterze, władze "wykorzystują wszystkie krajowe i międzynarodowe środki niezbędne do znalezienia okrętu podwodnego ARA San Juan tak szybko, jak to możliwe".
Argentyna przyjęła propozycję ze strony USA, aby samolot badawczy NASA P-3, który stacjonował w Ushuaia i przygotowywał się do wylotu na Antarktydę, przeleciał nad obszarem poszukiwań - poinformował rzecznik argentyńskiej marynarki wojennej.
Obszar ten penetruje również należący do argentyńskich sił powietrznych samolot Hercules C-130.
Swą pomoc w poszukiwaniach zaoferowały również Brazylia, Urugwaj, Chile, Peru, Wielka Brytania i Republika Południowej Afryki.


Argentyna: zarejestrowano sygnały satelitarne, które mogą pochodzić od zaginionej łodzi podwodnej
Argentyńskie ministerstwo obrony poinformowało, że zarejestrowano siedem nieudanych "połączeń satelitarnych", które mogą być wykonane z zaginionej na południowym Atlantyku łodzi podwodnej San Juan.
Zdaniem specjalistów, to załoga może próbować odzyskać kontakt z bazą. Połączenia miały od czterech do 36 sekund i wykonano je wczoraj rano oraz wczesnym popołudniem. Ministerstwo poinformowało, że pracuje nad zlokalizowaniem jednostki wraz z amerykańską firmą specjalizującą się w łączności satelitarnej.
Kontakt z jednostką utracono w środę i natychmiast rozpoczęto operację poszukiwawczą na wodzie i z powietrza. Utrudnia ją zła pogoda - sztorm i wysokie fale.


19.XI.2017 roku - Argentyna: zarejestrowano sygnały satelitarne, które mogą pochodzić od zaginionej łodzi podwodnej

Argentyńskie ministerstwo obrony poinformowało, że zarejestrowano siedem nieudanych "połączeń satelitarnych", które mogą być wykonane z zaginionej na południowym Atlantyku łodzi podwodnej San Juan.
Zdaniem specjalistów, to załoga może próbować odzyskać kontakt z bazą. Połączenia miały od czterech do 36 sekund i wykonano je wczoraj rano oraz wczesnym popołudniem. Ministerstwo poinformowało, że pracuje nad zlokalizowaniem jednostki wraz z amerykańską firmą specjalizującą się w łączności satelitarnej.
Kontakt z jednostką utracono w środę i natychmiast rozpoczęto operację poszukiwawczą na wodzie i z powietrza. Utrudnia ją zła pogoda - sztorm i wysokie fale.
Jedną z hipotez, przyjmowaną obecnie za najbardziej prawdopodobną, jest awaria zasilania na jednostce. W akcji poszukiwawczej z powietrza uczestniczą służby z Brazylii, Wielkiej Brytanii, Chile, Stanów Zjednoczonych i Urugwaju.
Marynarka wojenna USA poinformowała, że wysyła do rejonu zaginięcia okrętu zespół wyspecjalizowany w podwodnych poszukiwaniach. Dysponuje on m. in. zdalnie sterowanym robotem i dwoma kapsułami przystosowanymi do transportu ludzi z zatopionych jednostek na powierzchnię.
Należący do argentyńskiej marynarki wojennej okręt podwodny klasy TR-1700 z napędem konwencjonalnym wracał z rutynowej misji w rejonie Przylądka Horn do bazy w Mar del Plata, położonej w odległości około 400 kilometrów na południe od Buenos Aires.
W skład załogi wchodzi pierwsza argentyńska oficer marynarki wojennej, 35-letnia Eliana Krawczyk. San Juan jest jedną z trzech łodzi podwodnych floty tego kraju. Została zbudowana w Niemczech i zwodowana w 1983 roku.


22.XI.2017 roku - Na zaginionej łodzi podwodnej kończy się tlen. Prawdopodobnie starczy go już tylko na 1 dzień

Od zaginięcia łodzi podwodnej ARA San Juan z 44 osobami na pokładzie minął już prawie tydzień. Przedstawiciele argentyńskiej marynarki alarmują, że niebawem na pokładzie może zabraknąć tlenu.
Argentyńska marynarka straciła kontakt z łodzią podwodną ARA San Juan 15 listopada, dwa dni po jej wypłynięciu z portu Ushuaia na południu Argentyny. Stało się to krótko po tym, jak kapitan zgłosił awarię baterii i poinformował przełożonych, że kieruje się do portu Mar del Plata. Następnie kontakt z łodzią się urwał. Okręt znajdował się wtedy około 432 km od Patagonii na południowym wybrzeżu Argentyny, skąd wypłynął.

Poszukiwania weszły w fazę krytyczną
Na pokładzie znajdują się 44 osoby. Początkowo przedstawiciele argentyńskiej marynarki zapewniali, że załoga ma zapasy wody i tlenu na kilkanaście dni. Teraz jednak rzecznik argentyńskiej marynarki Enrique Balbi alarmuje, że zostało niewiele czasu. - Poszukiwania odbywają się na obszarze dwa razy większym niż Buenos Aires. Weszły w fazę krytyczną, ponieważ załodze ARA San Juan w środę może skończyć się tlen - powiedział.
- W normalnych warunkach statek ma wystarczającą ilość paliwa, wody, żywności i tlenu, aby działać tygodniami bez pomocy z zewnątrz, o ile co jakiś czas wynurza się na powierzchnię. Jeśli tak nie jest - tlenu wystarcza tylko na siedem dni - wyjaśnił Balbi.

Dwukrotnie pojawiła się nadzieja
Od sześciu dni na Atlantyku trwa szeroko zakrojona akcja poszukiwawcza, w której biorą udział jednostki z innych krajów, m.in. z USA, Brazylii i Wielkiej Brytanii. Poszukiwania odbywają się w trudnych warunkach pogodowych. Dwukrotnie pojawiła się nadzieja - w sobotę i w poniedziałek odebrano sygnały satelitarne, jednak argentyńscy wojskowi zdementowali informacje, że pochodziły one z zaginionego okrętu.

Przełom w poszukiwaniach okrętu ARA San Juan? Znaleziono obiekt na głębokości 70 metrów
Trwają gorączkowe poszukiwania argentyńskiego okrętu podwodnego ARA San Juan. Biorąca udział w akcji US Navy zgłosiła znalezienie niezidentyfikowanego obiektu na głębokości około 70 metrów. Na miejsce została natychmiast wysłana kanadyjska jednostka, by sprawdzić ten trop.
Okręt podwodny ARA San Juan zniknął z radarów 15 listopada i od tego czasu ze strony jego załogi nie było sygnału. We wtorek wieczorem rzecznik Marynarki Wojenne Argentyny Enrique Balbo poinformował, że poszukiwania jednostki wchodzą w „decydującą fazę”. Jak podkreślił, mimo że sytuacja z godziny na godzinę robi się coraz trudniejsza, to wojsko nie traci nadziei na odnalezienie załogi żywej. Wcześniej ostrzegano, że choć zapasy żywności zgromadzone na okręcie wystarczą na długo, to kluczowy jest tlen. Tego miało wystarczyć maksymalnie na siedem dni, gdyby ARA San Juan pozostawał zanurzony.
– Nie chcemy gdybać. Chcemy mieć dowód. Istnieją możliwe scenariusze dotyczące tego, czy okręt wynurzał się, żeby pobrać tlen. W warunkach, gdy walczy się o przetrwanie, istnieją alternatywne metody jego pozyskania. Tlen może być wygenerowany, można użyć skompresowanego powietrza. Są alternatywy, które dają szansę na przedłużenie tych siedmiu dni – tłumaczył Balbo.
Nadzieja pojawiła się we wtorek późnym wieczorem. Jak podaje Radio Mitre, załoga samoloty marynarki USA, która bierze udział w poszukiwaniach, zgłosiła obecność obiektu znajdującego się na głębokości 70 metrów, w odległości około 300 km od wybrzeża Puedro Madryn. Na miejsce wysłana została niewielka kanadyjska łódź Scandik Patagonic, która ma zweryfikować te doniesienia.
44 osoby na pokładzie
Wśród członków 44-osobowej załogi znajduje się 35-letnia Eliana Krawczyk, pierwsza kobieta oficer pływająca na okrętach podwodnych w historii argentyńskiej marynarki. Kobieta wstąpiła na służbę w 2004 roku. ARA San Juan zaginął podczas podróży z bazy Ushuaia do placówki wojskowej Mar del Plata. Eksperci uznali, że najbardziej prawdopodobna przyczyna zniknięcia jednostki z radaru i utraty łączności to awaria systemów elektronicznych. Zaginiony okręt podwodny należy do typu TR-1700. Są to maszyny produkowane w Niemczech. Według argentyńskich wojskowych, drobne problemy techniczne w instalacjach jednostek nie były rzadkimi przypadkami, ale nie stanowiły nigdy poważnego problemu.
(Źródło: Radio Mitra, Wprost.pl)


23.XI.2017 roku - Co to za obiekt? Wykryto go w miejscu, z którego po raz ostatni ARA San Juan wysłał sygnał
Samolot amerykańskich sił zbrojnych (United States Navy – red.) wykrył niezidentyfikowany obiekt w pobliżu obszaru, z którego argentyński okręt podwodny po raz ostatni wysłał sygnał przed tym, jak zniknął z radarów, a z załogą utracono kontakt.
Informację przekazał w rozmowie z agencją Reutera jeden z przebywających na pokładzie Boeinga P-8 Poseidon operatorów. W raporcie podkreślono, że obiekt, na który natrafiono, nie został zidentyfikowany i nie wiadomo, czy jest on w jaki sposób związany z okrętem podwodnym ARA San Juan, który zniknął ponad tydzień temu z 44-osobową załogą na pokładzie.
Boeing P-8 Poseidon, który wykrył niezidentyfikowany obiekt, wrócił w środę do swojej bazy w Bahia Blanca w Argentynie. Jest to jeden z tuzina argentyńskich maszyn wykorzystywanych do poszukiwań okrętu podwodnego. W akcję zaangażowane są także zagraniczne łodzie.
44 osoby na pokładzie
Okręt podwodny ARA San Juan zniknął z radarów 15 listopada i od tego czasu ze strony jego załogi nie było sygnału. Wśród członków 44-osobowej załogi znajduje się 35-letnia Eliana Krawczyk, pierwsza kobieta oficer pływająca na okrętach podwodnych w historii argentyńskiej marynarki. Kobieta wstąpiła na służbę w 2004 roku. ARA San Juan zaginął podczas podróży z bazy Ushuaia do placówki wojskowej Mar del Plata. Eksperci uznali, że najbardziej prawdopodobna przyczyna zniknięcia jednostki z radaru i utraty łączności to awaria systemów elektronicznych. Zaginiony okręt podwodny należy do typu TR-1700. Są to maszyny produkowane w Niemczech. Według argentyńskich wojskowych, drobne problemy techniczne w instalacjach jednostek nie były rzadkimi przypadkami, ale nie stanowiły nigdy poważnego problemu.




"Eksplozja" w miejscu zaginięcia okrętu podwodnego. Nowe ustalenia marynarki wojennej
Argentyńska marynarka wojenna potwierdziła, że w pobliżu miejscu zaginięcia okrętu ARA San Juan zarejestrowano zdarzenie "podobne do eksplozji" - informuje BBC.
Rzecznik marynarki Enrique Balbi opisał odnotowany incydent jako "nienaturalny, pojedynczy, krótki i gwałtowny". Jednocześnie dodano, że eksplozja zarejestrowana w rejonie południowego Atlantyku nie miała charakteru "nuklearnego".
Argentyński rząd wyklucza przy tym, by jednostka była celem czyjegoś ataku. Podkreślono, że na ten moment znana jest jedynie lokalizacja incydentu, a nie jego przyczyna.

Zaginięcie okrętu San Juan
Argentyński okręt podwodny ARA San Juan zaginął już ponad tydzień temu - w zeszłą środę. Od tamtej pory nie udało się zlokalizować jednostki. Na jej pokładzie znajduje się 44 członków załogi.
W poszukiwaniach z wody i z powietrza bierze udział kilka krajów, w tym Stany Zjednoczone oraz Rosja. Argentyńska marynarka już wczoraj informowała, że akcja ratunkowa wkroczyła w "krytyczną fazę" - na pokładzie okrętu najprawdopodobniej brakuje już tlenu.

"Czekamy już tylko na ciała"
Bliscy członków załogi gromadzą się w bazie marynarki wojennej w Mar del Plata - to właśnie tam tydzień temu miał powrócić okręt, prowadzący rutynową misję w rejonie Przylądka Horn. - Czujemy, jakbyśmy czekali już tylko na ciała - mówią członkowie rodzin.
ARA San Juan - okręt podwodny klasy TR-1700 z napędem konwencjonalnym - jest jednym z trzech okrętów podwodnych floty tego kraju. Jednostka została zbudowana w Niemczech i zwodowana w 1983 roku.
Szanse na odnalezienie żywych są już minimalne. Argentyna modli się za marynarzy z 'San Juan'



26.XI.2017 roku - Wybuch zatopił argentyński okręt podwodny?

Argentyńska marynarka wojenna potwierdziła, że na pokładzie poszukiwanego okrętu podwodnego doszło najprawdopodobniej do wybuchu.
O możliwości wybuchu najprawdopodobniej było wiadomo już od tygodnia
– Otrzymaliśmy informacje o wyjątkowym, krótkotrwałym, dynamicznym incydencie podobnym do eksplozji – przekazał mediom Enrique Balbi, rzecznik argentyńskiej marynarki wojennej.
Eksplozję zarejestrowało już ponad tydzień temu urządzenie nasłuchowe amerykańskiego wywiadu oraz agencji tropiącej próby jądrowe. Wybuch zarejestrowano mniej więcej w tym samym czasie, w którym stracono łączność z załogą argentyńskiego okrętu.
Argentyńskie władze twierdzą jednak, że o prawdopodobnym wybuchu dowiedziały się wczoraj.
– Nie mamy już świętych, do których możemy się modlić. Każdy ma swoje przeznaczenie. Wielu jeszcze w to nie wierzy, ale ja wiem, że oni już nie wrócą – mówiła Jessica Gopar, żona jednego z marynarzy.
Załoga zaginionego okrętu liczyła 44 członków. (MSN, Reuters)


Mina czy torpeda?


Tyle doniesienia prasowe. Wynikałoby z nich, że w dniu 17.XI.2017 roku argentyński SS[2] ARA San Juan uległ katastrofie gdzieś w połowie drogi, na wysokości Golfo de St. Jorge. Nie ma już nadziei na to, że ktokolwiek przeżył tą katastrofę.
Oczywiście rodzą się pytania o przyczyny. Czy była to usterka techniczna jak w przypadku USS Thresher? A może powtórzyło się samobójcze zatopienie jak w przypadku USS Tang czy rosyjskiego K-141 Kursk? A może po prostu nieszczęśliwy wypadek spowodowany przez załogę? I wreszcie najmniej prawdopodobna – okręt został zaatakowany i zatopiony. Możliwości jest wiele.

Osobiście obstawiam dwie z nich:
·        Awaria techniczna. Okręt zgłaszał problemy z instalacją elektryczną, więc siłą rzeczy mogło dojść do utraty energii elektrycznej i okręt poszedł na dno. Schodząc poniżej głębokości bezpiecznego zanurzenia mogło dojść do implozji kadłuba – co zarejestrowały czujniki akustyczne systemu wykrywania eksplozji jądrowych.
·        Zatopienie wskutek wejścia na minę albo niewybuch torpedy na dnie morza. Nie zapominajmy, że nieopodal akwenu zaginięcia San Juana znajdują się sporne wyspy Falklandy-Malviny, o które we wczesnych latach 80. toczyła się zażarta wojna. Być może ARA San Juan wpadł na jakąś zapomnianą i nie wytrałowaną minę morską czy niewybuch torpedy, co doprowadziło do jego zatopienia.  
No, mogli to być jeszcze Wodni Ludzie, którym pojawienie się ziemskiego okrętu podwodnego mogło wyraźnie nie pasować i po prostu go odstrzelili, ale to jest najmniej prawdopodobna hipoteza.

Oczywiście prawdę poznamy wtedy i tylko wtedy, gdy uda się dotrzeć do wraku i dokładnie go sobie obejrzeć. A jak na razie możemy tylko snuć przypuszczenia i stawiać hipotezy.


A tak już nawiasem, to ARA San Juan – wbrew tradycji – nosił imię świętego, co pono przynosiło pecha. Okręt zamilkł w dniu 17. (feralna data), piątek (feralny dzień tygodnia) 2017 roku (kolejna feralna data). Na jego pokładzie znalazła się kobieta, co też uznaje się za fatalny omen. Na pokładzie znajdowało się 44 członków załogi, co na Dalekim Wschodzie też uważa się za zły znak, bowiem w języku japońskim liczebnik 4 brzmi podobnie jak „śmierć”... I jak tu nie wierzyć w przesądy?

Czekamy zatem na wyniki poszukiwań!

Opracował - ©R.K.F. Leśniakiewicz




[1] Armada de la Republica Argentina.
[2] Okręt podwodny z napędem dieslowskim.