Powered By Blogger

czwartek, 30 czerwca 2022

Tunguskie Ciało Kosmiczne: Jak do tego doszło?

 


A.I. Wojciechowskij

 

Wczesnym rankiem, dnia 30 czerwca 1908 roku, nad terytorium południowej części Centralnej Syberii wielu świadków obserwowało fantastyczne widowisko: na niebie leciało coś ogromnego i świecącego. Według relacji jednych była to rozjarzona kula, zaś inni twierdzili, że był to ognisty snop z kłosami do tyłu, trzeci zaś widzieli w tym zjawisku płonące bierwiono... Lecące po nieboskłonie ogniste ciało pozostawiało po sobie ślad, jak normalny meteoryt. Jego przelot manifestował się także wieloma zjawiskami dźwiękowymi, które odnotowało tysiące naocznych świadków w promieniu kilkuset kilometrów i spowodowały przestrach, a gdzieniegdzie też i panikę.

Około godziny 07:17.11 KRAT/00:17.11 GMT mieszkańcy faktorii Wanawara, znajdującej się na brzegu rzeki Podkamienna Tunguska, prawego dopływu Jeniseju, ujrzeli na północnej części nieba oślepiająco jasną kulę, która była jaśniejsza od Słońca. Kula przekształciła się w ognisty słup. Po tych świetlnych zjawiskach świadkowie poczuli wstrząs ziemi, potem rozległ się potężny huk wielokrotnie powtórzony, jak uderzenia piorunów w czasie burzy.

Huk i grzmot wstrząsnął wszystkim dookoła, a był on słyszanym w promieniu 1200 km od epicentrum katastrofy. Drzewa padały jak skoszone, z okien wylatywały szyby, zaś na rzekach pojawiły się ogromne fale przypominające wodne wały. Przerażone zwierzęta miotały się w panice po tajdze. W promieniu powyżej stu kilometrów od centrum wybuchu drżała ziemia i wyłamywały się ramy okien.

Jednego ze świadków wstrząs odrzucił w tył na 3 sążnie. [1 sążeń rosyjski = 2,13 m.] Jak się potem wyjaśniło, fala uderzeniowa powaliła w tajdze drzewa na powierzchni o promieniu 30 km. Od potężnego uderzenia promieniowania świetlnego i termicznego oraz potoku rozpalonych gazów wynikł pożar lasu, a w promieniu kilkudziesięciu kilometrów doszło do spalenia pokrywy roślinnej.

Odgłosy i echa spowodowanego wybuchem trzęsienia ziemi zarejestrowano przy pomocy sejsmografów w Irkucku (Rosja), Taszkiencie (Uzbekistan), Słucku (Białoruś) i Tbilisi (Gruzja), a także w Jenie (Niemcy). Powietrzna fala uderzeniowa spowodowana niebywałym wybuchem obiegła dwukrotnie kulę ziemską. Jej obecność odnotowano w Kopenhadze (Dania), Zagrzebiu (Chorwacja), Waszyngtonie, Poczdamie (Niemcy), Londynie i Dżakarcie (Indonezja), i kilku innych miejscach na planecie.

W kilka minut po eksplozji zaczęła się burza magnetyczna, która trwała blisko 4 godziny. Burza ta, jak można to było wywnioskować z opisów, była niezwykle podobna do tych, które obserwuje się obecnie w ziemskiej atmo- i magnetosferze po próbnych eksplozjach „urządzeń” jądrowych i termojądrowych.

Dziwne zjawiska zachodziły na całym świecie w czasie kilku dób od zagadkowego wybuchu w tajdze. Nocą 30.VI./1.VII.1908 roku, w ponad 150 punktach Syberii Zachodniej, Azji Centralnej, europejskiej części Rosji i w Europie praktycznie nie było nocy, bo na niebie, na wysokości około 80 km , wisiały srebrzyste obłoki świecące mocnym światłem. W miarę upływu czasu, intensywność tych „białych nocy z 1908 roku” znacznie spadła, i już 4 lipca ten „kosmiczny fajerwerk” całkowicie dobiegł końca, tym niemniej rozmaite świetlne fenomeny obserwowano w ziemskiej atmosferze aż do końca lipca 1908 roku. [Srebrzyste obłoki można zaobserwować każdego lata na średnich szerokościach geograficznych północnej hemisfery. Składają się one z cząstek żelaza i wiszą rzeczywiście na wysokości 80 km. Ich pochodzenie do dziś dnia nie zostało wyjaśnione zadowalająco!...]





Zwróćmy uwagę na jeszcze jeden fakt, który ma związek z wybuchem w dniu 30 czerwca 1908 roku. W kalifornijskiej stacji aktynometrycznej [aktynometria - badanie aktywności słonecznej] stwierdzono wyraźne zmętnienie atmosfery i znaczny spadek promieniowania słonecznego. Było ono porównywalne z tym, które stwierdzono w czasie silnych wybuchów wulkanicznych. Tak wyglądają niektóre konkretne dane o Wybuchu Tunguskim w 1908 roku.

Tak czy owak, ów rok - jak podają gazety i magazyny - obfitował w mnogie „niebiańskie” jak i „ziemskie” niezwykłe fenomeny i zjawiska przyrody. I tak np. wiosną 1908 roku odnotowano niezwykle niszczące powodzie spowodowane obfitymi opadami śniegów  w Szwajcarii w końcu maja! - zaś nad Oceanem Atlantyckim zaobserwowano chmurę gęstego pyłu. W ówczesnej prasie regularnie pojawiały się informacje o kometach, które widziano na terytorium Rosji, o kilku trzęsieniach ziemi, o dziwnych zjawiskach i nadzwyczajnych wydarzeniach, które wynikły z nieznanych przyczyn.

Zatrzymajmy się przez chwilę przy jednym niezwykłym fenomenie optycznym, które obserwowano nad Brześciem (Białoruś), w dniu 22 lutego 1908 roku. Rankiem, kiedy pogoda była jasna i powietrze przeźroczyste, po północno-wschodniej stronie nieba, nad horyzontem, pojawiła się silnie świecąca plama, szybko przybliżająca się  i przybierająca kształt litery V. obiekt ten przemieszczał się ze wschodu na północ. Jego blask początkowo bardzo jasny zmniejszał się, ale rozmiary wzrastały. W ciągu pół godziny widzialność plamy stała się bardzo mała, a po upływie półtorej godziny obiekt definitywnie znikł. Długość jego ramion była ogromna! Czyż ta informacja nie przypomina mi wszystkich relacji o obserwacjach UFO, które literalnie zalewają nas w ostatnim czasie? [Nie, mnie to nie przypomina żadnej obserwacji UFO, natomiast przypomina mi przejście obłoku pyłu kosmicznego w pobliżu Ziemi, bez wejścia w jej atmosferę.] I wszystkie te najbardziej nieoczekiwane wydarzenia i zjawiska bezpośrednio poprzedzały katastrofę...

Na środkowej Wołdze w nocy 17/18 i 18/19.VI. obserwowano zorzę polarną.

Od 21 czerwca 1908 roku, tj. na dziesięć dni przed katastrofą, niebo nad Europą i Zachodnią Syberią w wielu miejscach rozjaśniały jaskrawe i kolorowe zorze.

W nocy 23/24.VI. nad okolicami Jurewa [dawniej Dorpat, dzisiaj Tatru w Estonii] i niektórymi miejscowościami nad Bałtykiem, wieczorem i w nocy ukazały się jaskrawe, purpurowe zorze, przypominające te, które obserwowano ćwierć wieku wcześniej, po straszliwej - utożsamianej z kataklizmem -  erupcji i wreszcie eksplozji wulkanu Krakatau. [Wybuch wulkanu Krakatau (krateru Rakata) w dniu 23 sierpnia 1883 roku, wyrzucił w atmosferę aż 18 km3 materiału skalnego i tefry, zabijając przy tym około 36.000 ludzi!]

Białe noce przestały być monopolem Północy. Na niebie lśniły długie srebrzyste obłoki, wyciągnięte równoleżnikowo - ze wschodu na zachód. [„Dzisiejsze” srebrzyste obłoki przypominają raczej kłaczki czy draperie świecące srebrzystym światłem na ciemnym tle nieba.] Od 27 czerwca poważnie wzrosła liczba takich obserwacji. Odnotowano częste przeloty jaskrawych meteorów. W przyrodzie czuło się napięcie, przybliżanie się czegoś niezwykłego...





Należy odnotować, że wiosną, latem i jesienią 1908 roku, badacze stwierdzili znaczne podwyższenie się poziomu aktywności rojów meteorytowych. Ilość prasowych doniesień na temat obserwacji spadków meteorów i meteorytów z tego okresu jest o wiele razy większa, niż w innych latach. Jasne bolidy widziano w Anglii, europejskiej części Rosji, republikach bałtyckich, Azji Centralnej, Syberii i w Chinach.

Pod koniec czerwca 1908 na Katondze - jak miejscowi nazywają Podkamienną Tunguską - pracowała ekspedycja członka Towarzystwa Geograficznego - A. Makarenki. Udało mi się znaleźć krótki raport o jego pracach. Pisało się w nim, że ekspedycja przeprowadziła pomiary brzegów Katongi, jej głębokości, farwaterów [torów wodnych], itd. - ale nie ma w nim mowy o jakichś niezwykłych wydarzeniach zaobserwowanych w związku ze spadkiem meteorytu i towarzyszących temu wydarzeniu innych fenomenów... I to jest jedna z największych tajemnic Tunguskiej Katastrofy! - no bo jak mogło to się stać, że ekspedycja Makarenki nie zauważyła świetlistego zjawiska przelatującego nad tajgą, ani nie słyszała potwornego huku, którymi to efektami zamanifestował się spadek kosmicznego gościa w lasy Syberii??? [Wbrew pozorom, to nie jest aż tak dziwne, jak sugeruje to Autor, boż w podkrakowskich Jerzmanowicach, w dniu 14 stycznia 1993 roku doszło do niemal identycznego incydentu i gdyby nie media, to poza miejscowymi nie dowiedziałby się o nim nikt...]

Na razie pozostańmy przy tej jednej z pierwszych zagadek związanych z Tunguskim Wybuchem, ponieważ w dalszym ciągu przyjdzie nam niejeden raz zetknąć się z faktami tego rodzaju.

Niestety, do dziś dnia nie posiadamy żadnych świadectw o tym, czy wśród naocznych świadków znaleźli się uczeni, którzy zajęliby się sprawdzeniem jego autentyczności, nie mówiąc już o udaniu się na miejsce wybuchu i zbadaniu rzeczy in situ.

Prawdą jest, że z przedrewolucyjnej prasy, wspomnień mieszkańców i niektórych petersburskich uczonych, doszły do nas informacje o tym, że w latach 1909-1910 jacyś ludzie z narażeniem życia udawali się na miejsce Tunguskiej Eksplozji i widzieli tam niezwykłe rzeczy i zjawiska. Kim oni byli? Kto zorganizował tą ich ekspedycję?... Nie ma  żadnych oficjalnych doniesień o tym, i ślady po tej tajemniczej ekspedycji pozostają nieznane... [Zgodnie ze Spiskową Teorią Dziejów, byli to najprawdopodobniej masoni, którzy udali się tam po to, by zatrzeć ślady tego wydarzenia i stworzyć legendę o lądowaniu Przybyszów z Kosmosu - sic!]

Pierwsza ekspedycja, o której są wiarygodne dane, została zorganizowana w 1911 roku przez Omski Urząd ds. Dróg Ziemnych i Wodnych. Kierował nią inż. Wiaczesław Szyszkow, który potem został znakomitym pisarzem. Ekspedycja przeszła w dużej odległości od epicentrum wybuchu, chociaż odkryła w rejonie Niżnej Tunguski ogromny wywał lasu, którego jednak nie powiązano ze spadkiem meteorytu...

I na koniec kilka słów na temat terminologii, nazwach i abrewiaturze. Publikacje o niezwykłym zjawisku bardziej czy mniej obiektywne, a nawet z elementami dezinformacji (???) pojawiły się w syberyjskich gazetach: „Sibirskaja żyzń”, „Sibir”, „Gołos Tomska”, „Krasnojariec” w okresie od czerwca do lipca 1908 roku. W nich, jak i w zrywnym kalendarzu wydawnictwa O. Kirchniera (Sankt Petersburg) na 1910 rok, meteoryt nazwano Filimonowskim, a nie Tunguskim. Nazwa „Meteoryt Tunguski” pojawiła się i weszła na stałe do terminologii naukowej dopiero w 1927 roku.

Nazwa Meteoryt Tunguski nie powinna nikogo wprowadzać w błąd, choć jak powiedział słynny badacz tego fenomenu W. Bronsztejn wpadliśmy tutaj w pułapkę terminologiczną: wszak meteorytami nazywamy ciała kosmiczne, które spadają na Ziemię. Jednak ostatnimi czasy w naukowej i popularnej literaturze autorzy używają terminu „meteoryt” - a to ze względy na efekty jego upadku. Dziś już nie słyszymy sprzeciwu, że „Ciało Tunguskie” nie można stawiać w jednym rzędzie z żelaznymi czy kamiennymi meteorytami, które zazwyczaj spadają na Ziemię. [Meteoryty dzielimy na: chondryty i achondryty, amfoteryty, chondryty węgliste, pallazyty, mezosyderyty, ataksyty, heksadryty, oktaedry, chondryty enstatytowe i oliwinowe.]




Rzecz w tym, że gigantyczne meteoryty z masą tysięcy ton - a masa Meteorytu Tunguskiego była oceniana, na co najmniej 100.000 ton - powinny przebijać atmosferę Ziemi i wbijać się w jej powierzchnię, tworząc kratery. [Kratery takie nazywamy kraterami impaktowymi. W Polsce mamy kilka formacji poimpaktowych: Morasko k./Poznania, Frombork oraz Formacja Złotoryjsko-Jaworska na Dolnym Śląsku.] W naszym przypadku powinien powstać krater o średnicy co najmniej 1,5 km i głębokości kilkuset metrów. Nic takiego nie zaszło!...

Meteorytu Tunguskiego nie było i nie ma! - do takiego wniosku doszli badacze na początku lat 80. Paradoks? Nie. To było po prostu uściślenie terminologii. Pojawił się bardziej dokładny i adekwatny termin: „Tunguskie Ciało Kosmiczne”... - ja jednak zachowam zwyczajową formę: Meteoryt Tunguski i w tej pracy wprowadzam następujące skróty: TM - Tunguski Meteoryt; TKC - Tunguskie Ciało Kosmiczne i TF - Tunguski Fenomen.

 

Jest to fragment opracowania A.I. Wojciechowskiego pt. "Czto eto było - Tajemnica Podkamiennej Tunguski", Moskwa 1991 - przekład mój.

Opracował - ©R.K.F. Sas - Leśniakiewicz

środa, 29 czerwca 2022

Megalodon: Oceaniczny nadolbrzym

 


Megalodon to największy rekin jaki kiedykolwiek istniał i miał zęby 3-krotnie większe niż wielki biały rekin.

Megalodon był nie tylko największym prehistorycznym rekinem, jaki kiedykolwiek żył; był także największym drapieżnikiem morskim w historii planety, znacznie przewyższającym współczesnego żarłacza białego i starożytne gady, takie jak Liopleurodon i Kronosaurus. Poniżej znajdziesz 10 fascynujących faktów na temat Megalodona.

W ciągu ostatniego stulecia paleontolodzy dokonali szacunków, opartych głównie na wielkości zębów i analogii ze współczesnymi żarłaczami białymi, mierzącymi od 10 do 33 m stóp od głowy do ogona, ale dziś konsensus jest taki, że dorosłe osobniki miały od 18 do 20 m długości i ważyły od 50 do 75 ton, a niektóre starsze osobniki mogły być nawet większe.









Megalodon miał dietę godną drapieżnika szczytowego, ucztując na prehistorycznych wielorybach, które pływały po oceanach Ziemi w epoce Pliocenu[1] i Miocenu[2], ale także żywił się delfinami, kałamarnicami, rybami, a nawet gigantycznymi żółwiami (którego równie gigantyczne skorupy nie były w stanie wytrzymać 10 ton siły ugryzienia).

Megalodon mógł nawet skrzyżować swe ścieżki z gigantycznym prehistorycznym wielorybem Lewiatanem!

W 2008 roku wspólny zespół badawczy z Australii i USA wykorzystał symulacje komputerowe do obliczenia mocy ugryzienia Megalodona.

Wyniki można opisać tylko jako przerażające: podczas gdy współczesny żarłacz biały zaciska szczęki z siłą około 0,28 tony/cm2, to Megalodon wgryzł się w swoją zdobycz z siłą od 1,67 do 2,82 ton/cm2, wystarczającą, by zmiażdżyć czaszkę prehistorycznego wieloryba z łatwością jak winogrono i znacznie przewyższając siłę ugryzienia generowaną przez Tyrannosaurusa Rexa.

Megalodon nie bez powodu zasłużył sobie na miano „olbrzymiego zęba”. Zęby tego prehistorycznego rekina były ząbkowane, w kształcie serca i długości ponad 15 cm; w porównaniu, największe zęby żarłacza białego mierzą tylko około 7-8 cm długości. Musisz cofnąć się 65 mln lat po raz kolejny do nikogo innego, niż Tyrannosaurusa Rexa, aby znaleźć stworzenie, które miało większe zębiska, chociaż wystające kły niektórych kotów szablozębnych również znajdowały się w tym samym rankingu.

Według przynajmniej jednej symulacji komputerowej styl polowania Megalodona różnił się od stylu współczesnych żarłaczy białych.

Podczas gdy żarłacze białe nurkują prosto w kierunku tkanek miękkich swojej ofiary (powiedzmy, niedbale odsłoniętego podbrzusza lub nóg brodzącego pływaka).

















Zęby Megalodona były szczególnie przystosowane do przegryzania się przez twardą chrząstkę, a istnieją dowody na to, że ten olbrzymi rekin mógł najpierw odciąć płetwy swojej ofierze (co uniemożliwiło jej odpłynięcie), zanim rzucił się do jej ostatecznego zabicia.

Technicznie rzecz biorąc, Megalodon jest znany jako Carcharodon megalodon – co oznacza, że jest to gatunek (Megalodon) większego rodzaju rekinów (Carcharodon).

Technicznie rzecz biorąc, współczesny żarłacz biały jest znany jako Carcharodon carcharias, co oznacza, że należy do tego samego rodzaju co Megalodon.

Jednak nie wszyscy paleontolodzy zgadzają się z tą klasyfikacją, twierdząc, że Megalodon i Wielki Biały doszli do swoich uderzających podobieństw w procesie zbieżnej ewolucji.

Naturalna pływalność oceanu pozwala „drapieżnikom wierzchołkowym” urosnąć do ogromnych rozmiarów, ale żaden nie był bardziej masywny niż Megalodon.

Niektóre z gigantycznych gadów morskich ery mezozoicznej, takie jak Liopleurodon i Kronosaurus, ważyły maksymalnie 30 lub 40 ton[3], a współczesny żarłacz biały może aspirować jedynie do stosunkowo mizernych trzech ton.

Jedynym zwierzęciem morskim, które deklasuje megalodona o wadze od 50 do 75 ton, jest żywiący się planktonem płetwal błękitny, którego osobniki ważą znacznie ponad 100 ton.[4]

Ponieważ rekiny przez całe życie wyrzucają z paszcz tysiące zużytych zębów i ponieważ Megalodon występował na całym globie (patrz następny slajd), zęby Megalodona odkryto na całym świecie, od starożytności po współczesność.

Dopiero w XVII wieku europejski lekarz nadworny Nicholas Steno zidentyfikował cenione przez chłopów „kamienne języki” jako zęby rekina; z tego powodu niektórzy historycy opisują Stenona jako pierwszego na świecie paleontologa. W przeciwieństwie do niektórych rekinów i gadów morskich z ery Mezozoicznej i Kenozoicznej, które były ograniczone do linii brzegowych lub śródlądowych rzek i jezior na niektórych kontynentach, Megalodon cieszył się prawdziwie globalnym rozmieszczeniem, terroryzując wieloryby w oceanach z ciepłą wodą na całym świecie.






Najwyraźniej jedyną rzeczą, która powstrzymywała dorosłe Megalodony przed zapuszczaniem się zbyt daleko na ląd, był ich ogromny rozmiar, który wyrzuciłby ich na brzeg tak bezradnie, jak XVI-wieczne hiszpańskie galeony.

Tak więc Megalodon był ogromny, nieugięty i był szczytowym drapieżnikiem epok Pliocenu i Miocenu. Co poszło nie tak? Cóż, ten gigantyczny rekin mógł być zgubiony przez globalne ochłodzenie (które miało kulminację w ostatniej epoce lodowcowej) lub przez stopniowe zanikanie gigantycznych wielorybów, które stanowiły większość jego diety.

Nawiasem mówiąc, niektórzy uważają, że Megalodony wciąż czają się w głębinach oceanu, jak spopularyzowano w programie Discovery Channel „Megalodon: The Monster Shark Lives”, ale nie ma absolutnie żadnych wiarygodnych dowodów na poparcie tej teorii.[5]

 

 Źródło - https://siamtoo.com/837/

Przekład z angielskiego - ©R.K.F. Sas – Leśniakiewicz



[1] Pliocen to druga epoka Neogenu, trwająca około 2,7 miliona lat (od 5,33 do 2,58 mln lat temu).

[2] Miocen jest to najstarsza epoka Neogenu. Trwał od 23,03 mln do 5,333 mln lat temu.

[3] Według niektórych paleontologów, masa dorosłego Liopleurodona mogła dojść nawet do 100 ton.

[4] Nawet do 135 ton.

[5] Twierdzenie to jest dość dyskusyjne, jako że fakty obserwacyjne przeczą stwierdzeniu, że Megalodony wymarły ok. 2 mln lat temu.

wtorek, 28 czerwca 2022

Czy opętania mają związek z COVID-em?


No właśnie. Ostatnio niektóre media podały informację o tym, że ostatnio w krajach Europy Zachodniej stwierdzono zwiększającą się liczbę opętań przez demony, szatana i w ogóle złe duchy, które trzeba wyrzucać z pomocą egzorcystów. Oczywiście mają na to wpływ laicyzacja życia, zainteresowania okultyzmem i naukami tajemnymi, odchodzenie od wiary i kościoła, itd. itp. Oczywiście jest to opinia funkcjonariuszy Kościoła katolickiego, ale na ile miarodajna – tego nie wiem.

Większość z tych opętań to choroby psychiczne indukowane przez złe warunki i tempo życia, niezrozumienie świata i praw nim rządzących, załamanie się wartości, którymi ci ludzie kierowali się w życiu, odejście od Boga jako osobista klęska i wyrzuty sumienia, nerwice i inne przyczyny. No a do tego na to wszystko nałożyło się zagrożenie życia wywołane pandemią koronawirusa SARS-CoV-2 COVID-19.

Nie ma się co czarować – COVID jest chorobą zakaźną i śmiertelną. Ludzie umierali na choroby towarzyszące, ale to COVID był czynnikiem letalnym, dobijającym chorych na inne choroby. Najczęściej występujące objawy:

·        gorączka

·        kaszel

·        zmęczenie

·        utrata smaku lub węchu

Rzadziej występujące objawy:

·        ból gardła

·        ból głowy

·        ból mięśni

·        biegunka

·        wysypka skórna lub przebarwienia palców u rąk i stóp

·        zaczerwienione lub podrażnione oczy,   

 

które były i są objawami zwykłej grypy. Tym niemniej do tego wszystkiego należałoby doliczyć także objawy psychiczne, które zgłaszały mi osoby, które albo przeszły COVID albo były szczepione na tą chorobę. I tak:

 

·        uczucie nieuzasadnionego niepokoju

·        napadowe stany lękowe

·        męczące i koszmarne sny

·        uczucie deja vú

·        halucynacje

·        nieuzasadniona nerwowość

·        histeria

·        natręctwa myślowe

·        potliwość i dreszcze

·        nudności i wymioty

·        odczucie czyjejś wrogiej obecności

Niektóre z tych objawów kojarzone są z opętaniami przez złe duchy i obłędem. I tutaj nasuwa się ciekawa konstatacja – otóż w czasie Ciemnego Tysiąclecia Chorób (chodzi o lata 700-1700 n.e.) miały miejsce epidemie obłędu i opętań. Dobrze byłoby sprawdzić czy ich pojawienie się nie korelowało z epi- i pandemiami dżumy, cholery, grypy i innych dopustów Bożych. Wzmiankowało o tym kilku autorów, m.in. ks. Kracik, Gustaw Morcinek, Miloš Jesenský i in. W końcu nie ma się czemu dziwić – stres wywołany strachem przed paskudną śmiercią jest w stanie podłamać nawet najodporniejszych. Do tego należałoby dołożyć wszystkie religijne brednie o Piekle i piekielnych mękach… Jednym słowem – to wszystko wynikało gównie ze strachu i stresu, podobnie jak w dniu dzisiejszym – rozmaite psychozy + tempo życia + groźba zachorowania na niebezpieczną czy nawet śmiertelną chorobę i już mamy załamanie psychiczne, które może doprowadzić do obłędu czy opętania (co w końcu też jest jakimś rodzajem obłędu). No i oczywiście toksyczne działanie wirusa na mózg. A do tego już współcześnie należy dodać widmo wojny światowej z użyciem straszliwych środków śmierci i zniszczenia.

Przy takim niskim poziomie opieki psychologicznej i psychiatrycznej w kraju, gdzie 1/3 populacji kwalifikuje się do leczenia psychiatrycznego, jest w zasadzie możliwe wszystko – od epidemii obłędu do epidemii opętania.  

I to właściwie zamknęłoby sprawę. 

sobota, 25 czerwca 2022

Jakucki Trójkąt Bermudzki?


Paweł Radny

 

Rosyjski trójkąt bermudzki. W tym rejonie samoloty znikają z radarów

 

Dwa samoloty i dziesięć osób. To bilans zaginionych w ciągu jednej doby w rosyjskiej Jakucji, najzimniejszym i największym rejonie w Rosji. W poszukiwaniach nie pomaga niska gęstość zaludnienia ani wielka powierzchnia. Historia jednego z samolotów ma jednak szczęśliwy koniec.

21 czerwca nad Jakucją zniknęły z radarów dwa samoloty. Pierwszym był An-2 — na pokładzie było dwóch członków załogi oraz pasażer. Później zniknął An-30, w którym było siedem osób.

Służby prasowe jakuckich linii lotniczych Polar Airlines poinformowały agencję Interfax, że jeden z ich Antonowów An-26 z ratownikami i doświadczonym pilotem na pokładzie wystartował w poszukiwaniu zaginionego An-30. W poszukiwaniach bierze udział również śmigłowiec Mi-8.

 

Odnaleźli jeden z samolotów. Zaliczył twarde lądowanie

 

Dzień po zaginięciu odnaleziono zaginiony samolot AN-30. Samolot zboczył z kursu i miał twarde lądowanie. Znaleziono go 70 km od lotniska, na którym miał wylądować. Osoby znajdujące się na pokładzie żyją, trzy osoby potrzebowały pomocy medycznej. Poinformowało o tym Rosyjskie Ministerstwo Sytuacji Nadzwyczajnych. Po An-2 nie ma śladu. Nie znaleziono wraku ani ciał ofiar.

W poszukiwaniach nie pomaga obszar Jakucji. Jest ona największą krainą na świecie, która liczy ponad 3 mln km kw. Dla porównania Polska ma jedynie 310 tys. km kw. Wśród krajów większe są jedynie Indie, Australia, Brazylia, Chiny, Stany Zjednoczone, Kanada oraz Rosja.

Aż 40 proc. terenu leży za kręgiem polarnym i to właśnie w Jakucji znajduje się osada Tomtor, czyli biegun zimna. W styczniu 2004 r. odnotowano tam temperaturę minus 72,2 st. C.

 

Nikt nie wie, co tam się dzieje. W tym rejonie Rosji samoloty znikają z radarów

 


Maciej Gajewski

 

Jedna doba, dwa samoloty. I potencjalnie dziesięcioro ofiar. Choć użycie słowa ofiary to pewne nadużycie, bowiem samolotów, pozostałości po nich czy ciał nadal nie znaleziono.

W niektórych miejscach dochodzi do na tyle nieprawdopodobnych zbiegów okoliczności - lub tajemniczych i do dziś niewyjaśnionych zjawisk - że te obrastają legendami. Prawdopodobnie każdy słyszał o Trójkącie Bermudzkim i związanych z nim historiach i legendach, a przecież to tylko jedno z wielu takich miejsc. Ludzie kochają niesamowite historie, a gdy nauka nie jest w stanie pomóc znaleźć im wytłumaczenie, sięgają do swojej wyobraźni. I wymyślają paranormalne powody dla niewyjaśnionych katastrof.

Do grona takich miejsc może dołączyć niebawem rosyjska Jakucja. 21 czerwca przelatując nad tym terenem z ekranów radarów zniknął samolot An-2 (dwoje członków załogi, jeden pasażer). Nie wiadomo co się wydarzyło: po samolocie nie ma śladu, nie odnaleziono wraku i ciał. W niecała dobę później doszło do identycznej sytuacji, tym razem z samolotem obserwacyjnym An-30 z siedmioma osobami na pokładzie. Ani śladu.

Tajemniczości całej sytuacji odbiera tylko fakt, że obszar poszukiwań jest dość duży i trudny. Jakucja to region o bardzo niskiej gęstości zaludnienia, znaczna jej część leży za kręgiem polarnym. Przecina ją też wiele rzek, w tym Lena, a więc największa rzeka Rosji. Nie zmienia to jednak faktu, że dwie (potencjalne) katastrofy w tak krótkim czasie, bez wyjaśnienia i bez śladu po samolotach to przypadek skrajnie nietypowy.

Nie tylko Jakucja. Niektóre miejsca mają tak złą sławę, że obrosły w legendy

Najsłynniejszym z miejsc jest oczywiście Trójkąt Bermudzki. Ten położony na północnym Atlantyku obszar ma wręcz status popkulturowy. Głównie z uwagi na fakt, że w istocie na jego terenie zniknęło wiele okrętów i samolotów. Szczególnie dobrze znane są tajemnice katastrof HMS Atalanty, USS Cyclops, Carroll A. Derring, pięciu samolotów TBM Avenger z Lotu 19, Star Tigera, Star Ariela, Douglasa DC-3 z 1948 r., jachtu Connemara IV i dwóch KC-135 Stratotankerów.

Opisy katastrof uwzględniają dziwne wskazania kompasów (niepotwierdzone obserwacją naukową), błyskawiczną teleportację z miejsca na miejsce (uczeni teoretyzują, że rozbitków mógł porwać silny Prąd Zatokowy), anomalie pogodowe (gwałtowne zmiany pogody są dla tego regionu akurat typowe) i niewytłumaczalną utratę nośności bądź wyporności (teoretyzuje się, że w regionie mogą być złoża metanu, który podczas uwalniania faktycznie może wpędzić okręt czy samolot w taką pułapkę - owych złóż jednak do dziś nie znaleziono.

Swój odpowiednik trójkąta bermudzkiego mają też astronauci i kosmonauci. Tak zwana anomalia południowoatlantycka to obszar, na którym wewnętrzny pas Van Allena przebiega najbliżej powierzchni Ziemi. Tym samym w obszarze występowania rzeczonej anomalii można zaobserwować zwiększony strumień cząstek wysokoenergetycznych. Czyli przekichane dla satelitów i pojazdów kosmicznych, z uwagi na silne promieniowanie. Agencje kosmiczne wręcz profilaktycznie wyłączają instrumenty pojazdów przelatujących przez ten obszar. Astronauci i kosmonauci informowali też, że widzieli będąc w anomalii zjawiska podobne do tak zwanych spadających gwiazd, czego uczonym jeszcze do końca nie udało się wyjaśnić.

Nienajlepszą sławę ma też kanadyjskie jezioro Angikuni. W listopadzie 1930 r. traper Joe Labelle szukał schronienia na noc. Wiedział, że nieopodal znajduje się wioska zamieszkujących ten teren Inuitów, licząca kilkuset mieszkańców. Gdy dotarł na miejsce okazało się, że wioska opustoszała. Mieszkańcy zniknęli bez śladu, pozostawiając po sobie ubrania i cały dobytek, jakby wyparowali. W wiosce znaleziono też jeden rozkopany grób oraz siedem martwych psów, które padły z głodu - choć wokół porzuconej żywności nie brakowało. Sprawy nigdy nie wyjaśniono, a zwolenników teorii, że mieszkańców pożarło jezioro nie brakuje.

 

Ma no Umi czyli Morze Diabła

 

Ocean Spokojny również ma swój bermudzki trójkąt. To Ma No Umi, co z języka japońskiego można przetłumaczyć jako Morze Diabła. Podobnie jak wspomniany region na Atlantyku, również i diabelski region Pacyfiku pochłonął liczne okręty i samoloty. W tym rządowy okręt badawczy RV Kaio Maru 5, wysłany by wyjaśnić tajemnicę Ma no Umi, który zaginął wraz ze swoją 31-osobową załogą.

Historie diabelskiego morza sięgają XII wieku, kiedy to mongolski władca Kublai Khan próbował dokonać inwazji na Japonię, do czego ostatecznie nie doszło: mimo sprzyjającej pogody, flota z 40 tys. żołnierzy na pokładzie nigdy nie dopłynęła do brzegu.

 

Moje 3 grosze

 

No cóż, zaczęły się wakacje i sezon ogórkowy, a sama wojną na Ukrainie media żyć nie mogą. Takich katastrof lotniczych na terytorium Rosji jest kilkanaście i nie ma w tym niczego dziwnego. Winny jest przestarzały sprzęt, niedoszkolenie i pijaństwo pilotów, niedoszkolenie i pijaństwo personelu naziemnego, samoloty z czasów ZSRR, które ledwie trzymają się kupy – to wszystko powoduje, że rosyjskie linie lotnicze corocznie ponoszą wysokie straty, co wykazaliśmy wraz ez Stanisławem Bednarzem w naszej monografii „Tajemnice katastrof lotniczych” (Jordanów 2018).

NB, Jakucja to niezwykły kraj, na którego terytorium dzieją się różne dziwne rzeczy. Zob. m. in.:

·          https://wszechocean.blogspot.com/2012/03/jakuckie-anomalie.html,

·        https://wszechocean.blogspot.com/2018/01/10-zagadek-rosji.html,

·        https://wszechocean.blogspot.com/2018/05/o-mamutach-i-ludziach.html,

O tajemnicach Jakucji pisano wiele w Rosji w kontekście upadku Tunguskiego Ciała Kosmicznego, tajemniczych kryptyd i innych zagadkowych wydarzeń w tym rejonie świata. Ale te dwie katastrofy raczej nie uprawniają do nazwania Jakucji jakimś syberyjskim Trójkątem Bermudzkim.

 

 

Źródła:

·        TASS

·        https://www.onet.pl/turystyka/onetpodroze/rosyjski-trojkat-bermudzki-cos-dziwnego-dzieje-sie-tam-z-samolotami/xefbhfk,07640b54