Powered By Blogger

niedziela, 30 listopada 2014

Dziwne dni (8)

VIII


Zachodni horyzont naraz zajaśniał ciężkim, białobłękitnym blaskiem. Ilva zareagowała natychmiast.
- Kheram! Padnij! – krzyknęła – Nie patrz na to!!!

Zaryła nosem w piachu zasłaniając dłońmi oczy. Mimo tego widziała jasność przez swe dłonie i zaciśnięte powieki. Kheram leżał obok niej z zaciśniętymi oczami. Oboje czuli nagłe uderzenie gorąca na swych plecach i gołych nogach.
Ilva pomimo paniki, która ogarnęła ją na widok zjawiska zrozumiała, że musiało dojść do niekontrolowanego wybuchu składu amunicji jądrowej Gedreny i jej popleczników. Błyskawicznie się opanowała. Już wiedziała, że musi uciekać teraz i że teraz jest jedyna szansa, by to zrobić. Słyszała krzyki ludzi, których oczy zostały porażone niezwykłym światłem.

Podniosła się i spojrzała na niebo. Na zachodzie podnosił się powoli ogromny grzyb po wybuchu składu głowic. Jego spód był ciemny, zaś rozrastający się kapelusz jarzył się ponurym blaskiem oświetlany przez słońce skryte pod horyzontem.
- Kheram! – krzyknęła – jak daleko jest do Oazy?
- Około trzysta mil, może nieco mniej – odkrzyknął.
I nie powiedział już niczego więcej, bo potężny podrzut ziemi zbił ich z nóg. Grunt trząsł się i dygotał febrycznie. Jednocześnie w obozowisko uderzyła potężna fala sprężonego powietrza i pognała dalej w pustynię podnosząc tumany pyłu i piachu. Po paru minutach ziemia się uspokoiła, a pył zaczął osiadać. Krzyki ludzi ucichły. Naraz rozległ się potworny huk, od którego mogły popękać bębenki. To fala dźwiękowa eksplozji dotarła do obozowiska wlokąc się za falą promieniowania, falą sejsmiczną i uderzeniową w powietrzu.


Ilva poderwała się na równe nogi i szarpnięciem podniosła Kherama, który gramolił się w piachu.
- Uciekamy! – krzyknęła – teraz!

Rozejrzeli się za końmi, które spętane leżały na ziemi rżąc i chrapiąc z przerażenia. Ilva szybko znalazła swe oporządzenie i broń. Błyskawicznie osiodłała swego wierzchowca i objuczyła drugiego. Kheram też wziął swojego konia i dwa inne, które objuczył zapasami.

Wskoczyli na konie i już mieli ruszać, kiedy naraz wychynęła nie wiedzieć skąd sylwetka wojownika z mieczem w jednej dłoni i toporem w drugiej.
- A dokąd to? – usłyszeli drwiący głos Dachy. – Obojgu zapisałem wam śmierć w duszy. Tobie za to, że spowodowałaś śmierć mojej pani, oby żyła wiecznie…
Mimo grożącego niebezpieczeństwa Ilva roześmiała się szyderczo.
- Chyba do cna zgłupiałeś Dacho – rzekła drwiąco – nareszcie jesteś wolny, możesz jechać z nami, możesz wrócić do swoich, ale nie ma do czego, tam jest już tylko śmierć…
- A ciebie zabiję za zdradę – warknął Dacha zamierzając się toporem na Kherama, który siedział na koniu bez ruchu jakby zahipnotyzowany.
Ilva zrozumiała, że Kheram się boi i to będzie przyczyną jego zguby. Dacha zabije go rzutem topora, jeżeli ona nie zrobi czegoś ostatecznego.

I zrobiła.

- Hoc! Hoc! – krzyknęła i jej koń skoczył w kierunku Dachy. Dacha rzucił spojrzenie w jej stronę i popełnił błąd. Na moment przeniósł uwagę na dziewczynę i w tym samym momencie jej miecz wbił mu się w pierś. Ilva po prostu rzuciła nim jak oszczepem jednym potężnym wymachem wprawnego ramienia. Osadziła konia i zeskoczyła z niego. Jednym szybkim ruchem odczepiła od siodła krótki toporek i doskoczyła do dziesięciotysięcznika. Nie musiała go dobijać. Dacha już nie żył, jej miecz trafił go w serce.
- To za to, że nazwałeś mnie suką i za uderzenie w twarz – rzekła – tego się u nas nie wybacza…

Wskoczyła na konia.
- Jedziemy! – krzyknęła – niewidzialna śmierć nad nami! – wskazała dłonią na niebo, na którym wciąż wypiętrzał się ogromny grzyb po wybuchu, wyraźnie kłoniąc się w stronę wschodu. Wiedziała, że za kilkanaście minut zacznie się radioaktywny fall-out, a wtedy tutaj nie przeżyje nikt.
- Skąd on to wiedział? – pomyślała o dziwnej przepowiedni Brahytmy. – Wszystko sprawdziło się co do joty!
- Ale dokąd? – zapytał Kheram z jeszcze ściśniętym nadmiarem adrenaliny gardłem. Było mu niedobrze, serce waliło mu jak młotem, a w ustach zbierała się ślina. Plunął z obrzydzeniem i wziął głęboki oddech.
- Byle dalej stąd – rzekła – na północny-wschód, w stronę Morza Vilayet. Tu nie możemy zostać dłużej.
- Ale dlaczego? – Kheram jeszcze nie zdawał sobie sprawy z grożącego im niebezpieczeństwa.

Ilva odwróciła się do niego.
- Bo z tego obłoku na pustynię zacznie sypać się trucizna – wyjaśniła mu tak, by zrozumiał. – Jest niewidzialna i nie ma smaku ani zapachu, zabija powoli, ale bezlitośnie i nie ma na nią antidotum. Najpierw człowiekowi wypadają włosy i paznokcie, potem zęby, a całe ciało okrywają wrzody. Następnie zaczynają się wymioty, dreszcze i rozwolnienie, a dalej człowiek słabnie i umiera w straszliwych cierpieniach.
- O, Osirze! – jęknął Kheram.
- Nie jęcz, weź się w garść i powiedz, gdzie jest północ? – rzekła rozkazującym tonem.

To go wreszcie otrzeźwiło. Rozejrzał się i pewnie wskazał kierunek.
- Tam, gdzie te skałki – wskazał dwie skałki-światki stojące jak brama.
- A zatem w drogę – rzekła Ilva i spięła konia ostrogami.

Kheram w milczeniu ruszył za nią.



CDN.

sobota, 29 listopada 2014

UFO nad Orawą - 12.VIII.2004 r.

Nocne Światło sfilmowane nad Orawką 12.VIII.2004 roku


Niedawno otrzymałem email od jednego z moich Czytelników:

Piszę do Pana, ponieważ znalazłem w Internecie informacje na temat UFO na Orawie.

Nie wiem jak zacząć, może prosto z mostu....

W 2004 roku w Orawce wieczorem nagrałem na kamerę dziwne, intensywne, mrugające światło... wcześniej w ogóle nie miałem pojęcia o takich zjawiskach na Orawie. Myślałem, że jestem jedyny, który takie "coś" widział i nagrał na terenie Orawy. Nagranie nie jest może pierwszej klasy i nie odzwierciedla dokładnie to, co widziałem, ale niestety kamera z 2003 roku nie była w stanie aż tak dokładnie tego uchwycić.

Moje pytanie, czy jest pan w ogóle zainteresowany? Bo wszyscy mi mówili, że jest to samolot, satelita, gwiazda itp. idt., ale to coś stało w miejscu ok 10-15 min   Wróciłem do tematu, ponieważ ostatnio przypadkiem przeczytałem, że pierwsze kręgi w trawie były w Podwilku, a to coś, co widziałem było właśnie pomiędzy Orawką a Podwilkiem...

Oczywiście byłem zainteresowany i wkrótce otrzymałem taką odpowiedź:

UFO w trakcie "rozbłysku"

Orawka, 12 sierpień 2004 rok godzina ok 22:00

Jak co roku spędzałem wakacje u cioci w Orawce, co wieczór przed snem wychodziłem na balkon by się dotlenić i jeśli była dobra pogoda, spoglądać w niebo i podziwiać gwiazdy. 12 sierpnia zaraz po wyjściu na balkon zauważyłem bardzo jasne, migające światło nad polami czy też nad lasem (odległość ok 1-2km, w pobliżu nie ma żadnych zabudowań) w pierwszej chwili nie zainteresowałem się tym "światełkiem" Po 10 min zauważyłem że to światło zaczęło bardziej intensywnie świecić i w moim odczuciu raz było owalne raz okrągłe, zmieniało swoją intensywność świecenia tak jakby raz się zapalało, przygasało by znów mocno świecić. Na pewno nie było to naturalne światło, nie była to gwiazda, obserwowałem to ok 10-15 min, to światło stało w miejscu, nie poruszało się, szczerze byłem troszku przestraszony. Byłem tak przejęty obserwacją że dopiero po ok 10 min przypomniało mi się że mam kamerę! Pobiegłem po nią i nakręciłem nieco ponad minutę filmu, przy czym brak statywu i konieczność użycia zoomu a także z niskiej czułości kamery na światło nagranie nie jest oczywiście w takiej jakości jakby się można spodziewać. W szczególności fragment od 1:03 jest dość ciekawy, widać na nim to "przygasanie" i "rozświetlanie" a w dalszej części "odlot" tego czegoś. W ostatnich momentach  kręcenia, nie patrzyłem na ekran kamery tylko bezpośrednio na to "światełko" i mogę stwierdzić że to coś się pod koniec ruszyło i znikło, tak jak widać na końcu filmiku. Później oczywiście z jeszcze większą uwagą obserwowałem niebo nad Orawką ale nic takiego później nie miało miejsca. Pokazywałem nagranie, rodzinie, znajomym ale nikt na poważnie tego nie brał. Tylko moja mama wspomniała że babcia  jak była młoda opowiadała że widywane były "światełka" dość duże,  koło rzeki między Podwilkiem a Orawką. Moja babcia tez widywała te światła. To co nagrałem było właśnie pomiędzy Orawka a Podwilkiem.  Z braku reakcji i zainteresowania dałem sobie spokój. Po 10 latach, szukając po internecie znalazłem informacje na temat podobnych zjawisk w Orawce i okolicach i postanowiłem podzielić się moją historią i filmikiem z Panem.


Pozdrawiam
M. R.

Dziękuję, a film rzeczywiście wygląda bardzo ciekawie. Przypominam ze swej strony, że rzeczywiście, w okolicy Podwilka napotkano na „wywirowane” powierzchnie trawiaste, z opisu jako żywo przypominające sławetne argoformacje, agroznaki czy jak kto woli – kręgi zbożowe, co miało miejsce jeszcze w ubiegłym stuleciu. Tak więc byłby to pewnego rodzaju kolejny dowód na powiązania agroznaków z obserwacjami UFO. Niestety – nie wiadomo, czy w opisywanym okresie pojawiły się na Orawie jakieś agroformacje.


Mam nadzieję, że po opublikowaniu tej relacji, ktoś się jeszcze odezwie z tego terenu. 

piątek, 28 listopada 2014

Najdawniejsi ludzie

Czy ludzie mogli żyć razem z dinozaurami?


Valdis Pejpiņš


W okolicach miasteczka Edfu (Egipt) została odkryta piramida schodkowa, której przeznaczenie pozostaje nadal zagadką dla uczonych. Ona na pewno nie jest grobowcem, i być może, zbudowano ją na długo przed epoką faraonów.
Wiek człowieka współczesnego jako gatunku, antropolodzy datują na jakieś 40-100 tys. lat. Jednakże istnieje niemało znalezisk, które pozwalają na założenie, że człowiek dzisiejszego typu istnieje o wiele dłużej.


Włoskie znaleziska


W latach 50. XIX wieku, w niedużym miasteczku nieopodal Genui we Włoszech, robotnicy wykopywali dziurę pod fundamenty kościoła. Na głębokości 3 m dokopali się do ludzkiego szkieletu. Coś podpowiedziało im, by zwrócić się w tej sprawie nie do policji, ale do uczonych. Ci ostatni obejrzeli znalezisko i doszli do wniosku, że szkielet jest w wieku takim samym, jak warstwy, w których został znaleziony. Wiek warstw ziemi, w których znajdował się szkielet, wynosił 3-4 MA. Co ciekawe, szkielet nie różnił się w niczym od szkieletów ludzi współczesnych.
Jeden z paleontologów pisał:
Ciało zostało znalezione w typowej pozie pływaka: ręce wyciągnięte w przód, głowa pochylona do przodu i na dół, tułów silnie podniesiony w stosunku do nóg. Trudno sobie wyobrazić, że człowieka pochowano w takiej pozycji, prędzej można powiedzieć o ciele niesionym przez prąd wody. To, że szkielet odkryto na gliniastym podłożu obok skały pozwala na założenie, że człowiek ten został wyrzucony przez fale na te skały.
Gdybyśmy mieli sprawę z pochówkiem, to logicznie byłoby założyć, że nad i pod szkieletem ziemia byłaby poruszona i przemieszana. Wierzchnie warstwy składają się z białego piasku kwarcowego. Gdyby to był pochówek, to byłby on przemieszany ze spodnimi warstwami, i to aż do samej warstwy gliny. Ten fakt już zwróciłby uwagę uczonych z tamtego okresu. Poza tym warstwy, w których znajdowały się ludzkie kości – tak grube jak i cienkie – były zapełnione plioceńską gliną, co mogło stać się tylko pod warunkiem, że glina wypełniająca puste przestrzenie była w stanie półpłynnym, czyli w epoce Pliocenu.

W rzeczywistości w epoce Pliocenu kilka milionów (1,8 – 5,3 MA temu – przyp. tłum.) miejsce, w którym znaleziono szkielet było przybrzeżną mielizną na co wskazywały kopalne skorupiaki.

We Włoszech miało miejsce jeszcze jedno ciekawe wydarzenie. w 1860 roku, profesor geologii Ragazzioni z Instytutu Politechnicznego miasta Brescia wyruszył „w pole” za skamieniałymi skorupami małży. I naraz stało się coś nieoczekiwanego:
- Zbierałem właśnie skorupki wzdłuż rafy koralowej, kiedy naraz moja ręka natknęła się na górną część czaszki, którą wypełniały kawałki korali, scementowanych typową dla tej formacji zielonkawo-niebieską glinką. Zdumiony prowadziłem nadal poszukiwania i poza górną częścią czaszki znalazłem i inne kości, szczególnie klatki piersiowej kończyn, należących – jak najwidoczniej – do istoty ludzkiej.

Prof. Ragazzioni pokazał znalezione przezeń kości dwóm kolegom-geologom. Ci zaś orzekli, że pewnikiem natknął się on na pogrzebane ofiary zbójców. Jednakże Ragazzioni nie uwierzył:
- Znalazłem je pośród koralowców i morskich skorupiaków, i co by tam powiedziało dwóch słynnych geologów, kości pokryte koralami, małżami i gliną wyglądały tak, jakby przyniosły je fale morskie.

Jednakże profesor sam był dobrym geologiem i nie mógł się pomylić. Nieco później, na tym samym miejscu znalazł on jeszcze kilka fragmentów szkieletu. Prof. Ragazzoni zajmował się nadal swymi zwykłymi zajęciami, ale nie tracił z widoku tego miejsca, poprosił właściciela tego terenu  o to, by dał mu znać, jeżeli zostaną znalezione jakieś kości.

Minęło 20 lat, po których znów zostały odkryte nowe znaleziska – ale za to jakie! Na początek fragmenty czaszki, szczęk, kręgosłupa, zęby, żebra – a wszystkie pokryte skamieniałą gliną koralami i skorupiakami. O takim sposobie pogrzebania kogoś już nie mogło być mowy. Potem został odkryty szkielet kobiety, zupełnie współczesnego typu.
- Cały szkielet znajdował się w grubej na metr warstwie niebieskawej gliny, zachowujące jednorodną strukturę, bez jakichkolwiek oznak jej naruszenia… najwidoczniej szkielet znalazł się w warstwach morskiego iłu, a nie był pochowany później w glinie, bo w przeciwnym wypadku byłyby naruszone warstwy znajdujące się nad szkieletem.

Sam prof. Ragazzoni datował swe znaleziska na 1 MA. Dzisiejsi uczeni datują je na 3-4 MA. Do pracy włączył się pracownik Uniwersytetu Rzymskiego prof. Sergi, który doszedł do wniosku, że znalezione kości należą do dorosłego mężczyzny, dorosłej kobiety i dwojga dzieci. Nawet przy minimum wyobraźni można było założyć, że była to rodzina, która płynęła dokądś łodzią, na której doszło do czegoś, wskutek czego wszyscy utonęli, a ich ciała morze wyrzuciło na brzeg.


Setki tysięcy lat, miliony lat


Podobne znaleziska miały miejsce i w innych krajach. Tak tez w 1863 roku znany francuski uczony Jacques Boucher de Crèvecœur de Perthes znalazł w jaskini Moulen-Quingnon k./Abbeville ludzką szczękę o zupełnie współczesnej budowie i kamienne narzędzia pracy. Wiek warstwy, w której je znaleziono wynosił 330.000 lat. Kiedy na uczonego hurmą rzucili się darwiniści oskarżając go o fałszerstwo, de Perthes zaprosił do jaskini kilku najbardziej zaciekłych oponentów i pod ich kontrolą prowadził dalej wykopaliska. W tych warstwach znaleziono jeszcze wiele kości i zębów współczesnego człowieka. Trzeba powiedzieć, że francuscy antropologowie do końca „oświeconego wieku” twierdzili, że kości te nie są starsze niż 300.000 lat. […]

Szczęka z Moulen-Quingnon 

W 1921 roku, M. Vinianti opublikował informację o odkryciu szczęki dolnej człowieka z dwoma zębami trzonowymi w Miramarze, Argentyna, wewnątrz górno-plioceńskiej formacji chapadmalalańskiej. Szczękę znalazł zbieracz muzealnych osobliwości nazwiskiem Loprenzo Parodi. Informacja mówiła o tym, że Parodi znalazł kość z przymocowanymi do niej dwoma zębami trzonowymi w „chapadmalalańskich warstwach urwistych brzegów rzeki, na dużej głębokości od powierzchni ziemi, niemal na poziomie morza”. W tym przypadku znalezisko liczy sobie co najmniej 2-3 MA.

Kamienna siekierka...

W USA, w stanie Illinois, w 1862 roku, na głębokości 27 m w warstwie węgla kamiennego zostały znalezione kości ludzkie, które najwidoczniej dostały się tam w czasie formowania się złoża, bowiem były pokryte one warstwą błyszczącego, twardego materiału, nie odróżniającego się kolorem od węgla. Minimalny wiek tego pokładu wynosił 286 MA (wczesny Perm – assel – przyp. tłum.) zaś maksymalny – 320 MA (Karbon – środkowy pensylwan – przyp. tłum.) Z kolei w kalifornijskiej Górze Stołowej – znanej ze swych starych artefaktów, w warstwach od 9 do 50 MA znajdowano także kostne pozostałości po ludziach.

...i znaleziony w Rosji kamień z rzekomym mikrochipem wtopionym w jego strukturę...


Ślady działalności człowieka


Uczeni znajdują także anomalnie stare kości zwierząt ze śladami obróbki ich przez człowieka oraz ślady ognisk sprzed setek tysięcy, czy nawet milionów lat, a także kamienne narzędzia w tym samym wieku. I tak w 1867 roku francuski paleontolog o. Burgeois pokazywał na pewnym kongresie naukowym kości kopalnej krowy morskiej, którym było nie mniej jak 20 MA. Na nich znajdowały się charakterystyczne cięcia wykonane ostrymi narzędziami kamiennymi, przy czym niektóre z nich powstały wskutek uderzeń. Nacięcia były pokryte warstwą osadów mineralnych, jak i sama kość, co oznaczało, że znajdowały się w nienaruszonej warstwie geologicznej.

W 1868 roku, inny francuski uczony Garrigou pokazał całą kolekcje kości renifera, które – według jego uznania – nosiły ślady obróbki: ktoś rozszczepił je około 15 MA temu, by dobrać się do szpiku. Sądząc po śladach kamiennej skrobaczki, to nie było zwierzę. Dla większej wiarygodności autor znaleziska na Międzynarodowym Kongresie Prehistorycznej Archeologii i Antropologii zademonstrował świeże kości, które na jego prośbę przyniesiono z rzeźni i wyciągnęli z nich szpik. Podobieństwo było całkowite – toczka w toczkę.

W 1845 roku, we Włoszech profesor Uniwersytetu Bolońskiego Capellini odkrył kości kopalnego wieloryba, którego wyrzuciło na brzeg 5 MA temu. Były one pokryte głębokimi nacięciami, idealnie podobnymi do tych, jakie powstają przy podziale tuszy przez współczesnych wielorybników. W niedużej odległości od kości, Capellini odkrył ostra krzemienne płytki, przy pomocy których wykonał na kościach zabitego wieloryba takie same znaki. Popierając poglądy profesora jeden z jego kolegów pisał:
Niczego się nie otrzyma, jeżeli spróbuje się wykonać takie bruzdki innym sposobem i to przy pomocy innych narzędzi. Podobne ślady mogło pozostawić tylko ostre, krzemienne narzędzie, do tego przystawione pod odpowiednim kątem, z dostatecznie dużą siłą.

W 1912 roku, w Wielkiej Brytanii, w warstwach geologicznych, których wiek oszacowano na 2-2,5 MA została znaleziona muszla, na której grubymi kreskami wyrysowano ludzką twarz. Linie, które tworzyły tą twarz były naruszone zębem czasu, jak i sama skorupa. W chwili znalezienia jej była ona kruchą, że każda próba wyrycia na niej jakiejkolwiek dodatkowej linii spowodowałaby jej całkowite zniszczenie.

Wykopaliska w Hueyatlaco

W latach 60. XX wieku, amerykańscy archeolodzy rozkopali Hueyatlaco, w odległości 75 mi/120 km od Mexico City, sztucznie obrobione kamienne narzędzia, podobne do zabytków kultury kromaniońskiej w Europie. Podobne narzędzia znaleziono także w El Horno. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie wiek tych obiektów – 250.000 lat. Do tego do datowania użyto czterech metod:
v Udarowej;
v Analizy śladów rozpadu jądrowego;
v Hydratyzacji tefry, i…
v …badania geologicznej erozji.

W 1961 roku setki słabo obrobionych narzędzi znaleziono w syberyjskiej rzece Ułalince, w rejonie Górnego Ałtaju. Zgodnie z referatem radzieckich uczonych A. P. Okłandikowa i L. A. Rogozina z 1984 roku, narzędzia te zostały znalezione w warstwach datowanych na 1,5-2,5 MA.

Wieści o podobnych znaleziskach nie przestają napływać z każdego zakątka świata. A to pozwana na przyjęcie założenia, że wiek Ludzkości w rzeczy samej jest dłuższy, niż to się powszechnie uważa.


Tekst i ilustracje – „Tajny XX wieka” nr 23/2014, ss.10-11

Przekład z j. rosyjskiego – Robert K. Leśniakiewicz ©    

czwartek, 27 listopada 2014

Dziwne dni (7)

VII


Gedrena czekała w swoim namiocie rozbitym w obozowisku w Oazie Nawiedzonych Piramid. Oczekiwała na wysłanników Dachy, którzy mieli przywieźć jej tak długo oczekiwany artefakt. Potem już tylko wejdzie do sekretnego składowiska, wyjmie czarną skrzynkę, wprowadzi w nią sekretny kod ze złotej blaszki, naciśnie przyciski i…

No właśnie, tego „i” nie potrafiła sobie wyobrazić. Wprawdzie jej sprzymierzeńcy z latających talerzy ją ostrzegali przed możliwymi konsekwencjami, ale miała to w nosie. Chciała być panią świata i nie było takiej siły, która by ją od tego powstrzymała. Zeszłej nocy rozkazała zamordować arcykapłana Nem-mer-akheta, który zaoponował, kiedy oznajmiła Radzie Arcykapłańskiej swoją decyzję. Dziś rano jego ciało znaleziono wśród wydm. Był uduszony…
- Idiota… - królowa uśmiechnęła się sardonicznie do siebie. – Sądził, że jego sprzeciw będzie miał jakieś znaczenie. A poza tym odstraszyło to potencjalnych oponentów politycznych…

Zapadała zwolna noc i słudzy zapalili wszystkie lampy. Nad ciemnymi diunami zapłonęły srebrzyście gwiazdy.
- Królowo? – usłyszała za sobą. Odwróciła się, za nią stał kapłan Moeru.
- Czego chcesz, kapłanie? – zapytała go wyniośle.
- Chciałem ci donieść królowo, obyś żyła wiecznie, że stało się coś dziwnego na niebie – rzekł cicho, ale z napięciem w głosie.
- Co takiego? – zapytała.
- Wielki Przewodnik znikł – odparł kapłan.
- Taaaak? – zdziwiła się nieco – no i co z tego?
- To z tego, królowo obyś żyła wiecznie, że dzieje się coś, czego nie byliśmy w stanie przewidzieć – odparł spokojnie kapłan.
- No to co? – wzruszyła ramionami – no i co z tego? To tylko jakiś tam księżyc, do diabła z nim…
- Ależ…
- Nie nudź kapłanie… - Gedrena machnęła lekceważąco ręką. – Dzisiejszej nocy zamierzam sfinalizować moje plany i wreszcie skończyć z tymi, którzy mi przeszkadzają stać się panią świata… - wypowiedziała powoli akcentując te słowa i delektując się ich brzmieniem.

Naraz rozległy się jakieś głosy i odgłos szybkich kroków. Po chwili przed Gedreną wyrósł Szamari, który był jej wezyrem.
- Królowo, obyś żyła wiecznie! – wykrzyknął. – Przybyli wysłannicy od dziesięciotysięcznika Dachy i powiadamiają cię, pani, że mają dziewczynę oraz przysyłają to…
Wezyr wyciągnął rękę w której znajdowała się pozłacana blaszka na rzemyku. Gedrena chciwie sięgnęła po nią i po chwili jej oczy spoczęły na jej powierzchni, a wargi wykrzywił okrutny uśmiech.
- Wezyrze? – Gedrena ujęła blaszkę i zawiesiła sobie na szyi.
- Co rozkażesz królowo, obyś żyła wiecznie?
- Sprowadź Nikotrix i zbierz kolegium kapłańskie w Piramidzie Księżyca. Tylko dyskretnie. Nie chcę niepotrzebnego ruchu w obozowisku. Tamci nie mogą się dowiedzieć…

Nikotrix - sobowtór królowej zjawiła się niezwłocznie. Obie kobiety błyskawicznie zmieniły się szatami, poczym królowa wyszła ze swego namiotu kierując się w stronę wysokiej Piramidy Księżyca. Doszła do niej w ciągu kwadransa i zanurzyła się w chodnik wiodący pod jej podstawę, w głąb potężnych fundamentów. Wszystkie pomieszczenia piramidy zamieniono w magazyny w których znajdowało się niemal dwieście jednostek broni A, B, C i tej najgroźniejszej – broni D – dezintegracyjnej. Można ją było aktywizować tylko poprzez podłączenie do głowic D specjalnej czarnej skrzynki z szesnastoma wypukłymi klawiszami. Ale to jeszcze nie gwarantowało jej działania. Potrzeba było klucza, według którego naciskało się klawisze w określonym porządku. I to właśnie miała przy sobie Ilva. Bez niego cały zgromadzony arsenał czterdziestu czterech jednostek broni D był jedynie złomem.

Królowa stała na środku sali. Pod ścianami leżały ułożone srebrzyste głowice, wszystkie 44 sztuki. Czekały na swój czas. A ten biegł nieubłaganie. Po chwili wszedł pierwszy kapłan. Za nim drugi i trzeci. Tak weszło ich dwunastu. Milcząc stanęli półokręgiem czekając na słowa królowej.
- Jesteśmy wszyscy, o królowo obyś żyła wiecznie – powiedział najstarszy z nich – a zatem?
- A zatem możemy zaczynać – powiedziała. – Uzbroimy głowice i wtedy staniemy się panami tego świata!
W swej naiwności liczyła na to, że samo uzbrojenie głowic jej coś da. Nie wiedziała, że głowice należy jeszcze przenieść i zdetonować nad lub w pobliżu celu… Jej przyjaciele z Twierdzy Andyjskiej nie podzielili się z nią ani z jej kapłanami swą wiedzą. 
- Podajcie mi skrzynkę – rozkazała wyciągając rękę w której znajdował się klucz.
Jeden z kapłanów podał jej czarny przedmiot i zaintrygowany patrzył, co będzie z nim robić. Tymczasem królowa podeszła do pierwszego srebrzystego stożka i podłączyła kable do gniazdka znajdującego się na obudowie. Czarna skrzynka naraz zalśniła cała zielonym światłem. Gedrena drgnęła. Światło oznaczało, że obydwa urządzenia są sprawne i gotowe do użycia. Podała blaszkę najstarszemu kapłanowi.
- Czytaj najpierw górne, a kiedy ci powiem, to dolne – rzekła.
Ten skinął tylko głową.
- Zaczynam – powiedziała. – Wprowadzam pierwszą sekwencję. Czytaj!
Jej smukłe palce dotknęły klawiszy.

- Pierwsza sekwencja: Ra, Osir, Beel, Ea, Ra, Thot, Loki, Ea, Sig, Num – czytał powoli kapłan.
- Mam – odparła Gedrena – teraz czytaj drugą.
- Isis, Are, Ka, Isis, Ea, Ursa, Ursa, Isis, Tyr, Gimel… Koniec… – powiedział kapłan.
- …koniec… - powiedziała Gedrena wciskając ostatni klawisz. 
Nastał moment najwyższego oczekiwania.
I nie stało się nic.

Na twarzach kapłanów zaczęły pojawiać się szydercze uśmieszki. Nareszcie pokażą tej parweniuszce jej miejsce.  Naraz uśmieszki zgasły jak zdmuchnięte. Skrzyneczka w ręku królowej najpierw zgasła, a potem zaświeciła ostrym, pomarańczowym światłem. Na jej bocznej powierzchni zaświeciły bielą jakieś znaczki. Jeden z kapłanów rozpoznał je.
- To są cyfry Armamen! – wykrzyknął – 18… 17… 16… 15… odliczał patrząc na display.
- Jeszcze chwila i będę panią świata! – pomyślała Gedrena. Na jej usta wypełzł uśmieszek jadowity jak kobra.
- 10… 9… 8…
- Jeszcze trochę… - pomyślała.
- 4… 3… 2… 1… 0… - powiedział kapłan i umilkł.
Skrzynka w ręku królowej rozbłysła na moment jak fotograficzny flesz i rozpadła się na drobny proszek.

- Co jest do diabła! – krzyknęła Gedrena.
Nie wiedziała, że wprowadziła niewłaściwy kod, i że wprowadzenie niewłaściwego kodu uruchamia mechanizm samozniszczenia głowicy. Jej komputer zinterpretował błędny kod jako próbę uzbrojenia jej przez wroga.

Na taki przypadek miał tylko jedną opcję.

Jeden z konstruktorów bomby atomowej powiedział, że wybuch atomowy, to kwestia trzech merdnięć ogonem cielaka. Wybuch anihilacyjny był kwestią jego ułamka. W sekundę po samozniszczeniu urządzenia wprowadzającego kod, komputer głowicy otworzył zawór powodując ulot płynnego helu z pojemnika, w którym znajdowały się zamrożone antyprotony – jądra antywodoru. W ciągu następnej sekundy temperatura wewnątrz naczynia adiabatycznie podniosła się o pięć kelwinów. To wystarczyło i sto kilogramów antyprotonów połączyło się z równoważną ilością materii.


Ani Gedrena, ani żaden z kapłanów nie zobaczył już, jak głowica pęka pod wpływem potężnego uderzenia promieni gamma, które wyrwały się na wolność i rozprzestrzeniły z prędkością światła aktywizując wszystkie pozostałe głowice. Ludzie wyparowali w ułamku sekundy zanim nerwy wiodące impulsy od ich oczu do mózgów zdołały je przekazać. W promieniu kilkudziesięciu mil zanikło wszelkie życie wyjałowione lawiną promieni gamma. Straszliwy wybuch pozostałych głowic spowodował powstanie ogromnego krateru, a cząstki radioaktywnego pyłu wystrzelone do atmosfery zaczęły tworzyć ogromny grzyb, który wyrósł do dolnych warstw jonosfery. Straszliwe trzęsienie ziemi odczuli ludzie mieszkający setki mil od miejsca eksplozji. Zaktywizowały się wulkany Gór Ognistych, które plunęły strumieniami lawy. Kataklizm, który uruchomiła ręka Gedreny odczuli wszyscy mieszkańcy krajów hyboryjskich… 

środa, 26 listopada 2014

Tajemnicze podziemia Miasta Aniołów

Schemat katakumb miasta Ludzi Jaszczurów pod Los Angeles


Jean Bosoquet


Znaleziono katakumby miasta Ludzi Jaszczurów

Inżynier wykopał szyb pod Ft. Moore Hill w celu znalezienia systemu tuneli i bezcennych skarbów legendarnych mieszkańców!


Ruchliwe Los Angeles, wciąż zajętego problemami własnej egzystencji, stoi ponad zaginionym miastem katakumb, wypełnionego nieprzebranymi skarbami oraz nienaruszonymi zapisami rasy humanoidów daleko bardziej rozwiniętymi intelektualnie i naukowo, niż ludzie istniejący w dniu dzisiejszym – jak wierzy w to G. Warren Shufelt – inżynier-geolog górnictwa, aktualnie zaangażowany w próbie dostania się do zaginionego miasta głęboko w ziemi poniżej Fort Moore Hill, tajemnic Ludzi Jaszczurów znanych z legend Indian amerykańskich.

Inż. Shufelt i jego niewielka ekipa asystentów wierzy w to, że labirynt korytarzy i bezcenne złote tablice są do znalezienia poniżej miasta Los Angeles, tak więc inżynier ów właśnie wykopał szyb o głębokości 250 ft/~83 m, zaś otwór wejściowy znajduje się na posesji starego Banninga na North Hill, skąd jest widok na Sunset Boulevard, Spring St. i North Brodway.

Dzięki swemu urządzeniu Radio X-Ray inżynier stwierdził, że wykrył on obecność minerałów i tunele poniżej poziomu gruntu, zaś dzięki swym aparatom był on w stanie prześledzić przebieg tuneli i krypt tworzących zaginione miasto, tak więc planuje on dalsze pogłębianie szybu aż do osiągnięcia poziomu 1000 ft/~333 m do czasu zakończenia całej operacji.


Legenda jest nicią Ariadny


Shufelt posłyszał legendę o Ludziach Jaszczurach dzięki Radio X-Ray, poza tym przeczytał on o niej w bibliotekach i muzeach.

- Wiedziałem, że znajduję się ponad systemem tuneli – inżynier wyjaśnił to nazajutrz – i wykonałem mapę przebiegu tych tuneli, pozycji największych pomieszczeń znajdujących się na trasie ich przebiegu, a także miejsca złożenia dużych ilości złota, ale nie mogę zrozumieć ich znaczenia.

Następnie Shufelt został zabrany do Małego Wodza Zielonego Liscia z plemienia Hopi do Arizony, a którego angielskie nazwisko brzmi L. Macklin. Ten wtajemniczył go w legendy, które jak powiedział Shufeld, właśnie zostały znalezione.


Ogień niszczy wszystko


Zgodnie z legendami opowiedzianymi Shufeldowi przez L. Macklina, i namiarom z Radio X-Ray udało się ustalić położenie jednego z trzech podziemnych miast rozlokowanych na wybrzeżu Pacyfiku, a które zostały skonstruowane przez Ludzi Jaszczurów po „wielkiej katastrofie”, która się wydarzyła ok. 5000 lat temu. Ta legendarna katastrofa miała kształt wielkiego języka ognistego, który „nadszedł z południowego-zachodu niszcząc wszelkie życie na swej drodze”, zaś droga ta miała kilkaset mil szerokości. Podziemne miasto zostało wykopane jako schron przed następnymi kataklizmami tego rodzaju.

Zaginione miasto zostało wykopane przy użyciu środków chemicznych zamiast kopania i wyciągania ziemi przez Ludzi Jaszczurów, zostało ono wywiercone do oceanu, dokąd jego tunele dobiegają – jak twierdzi legenda. Przypływ przemieszcza się w najniższym z portali tunelowych i zmusza powietrze w górnych tunelach do ruchu powodując ich wentylację oraz „oczyszczanie i dezynfekcję dolnych tuneli” – twierdzi legenda.

Wielkie pomieszczenia w kopułach wzgórz pod miastem, labirynt ten jest mieszkaniem dla 1000 rodzin zbudowany „tak jak buduje się wysokie budynki” z nienaruszalnymi zapasami żywności z różnych roślin, które zostały zmagazynowane w katakumbach zapewniając możliwości przeżycia Ludziom Jaszczurom przez długi czas do kolejnego ognistego kataklizmu na Ziemi.


Miasto leży jak jaszczurka


Ludzie Jaszczury – legenda określa Ich jako jaszczury czy jaszczurki jako symbol długiego życia. Zgodnie z legendą - Ich miasto leży podobnie jak jaszczurka – rozciągając się swym ogonem na południowy-zachód daleko poza ulicami Piątą i Hope, zaś głowa znajduje się na północnym-wschodzie przy ulicach Lookout i Marda. Główne pomieszczenie miasta znajduje się dokładnie pod South Broadway, koło Drugiej ulicy – jak twierdzi inż. Shufelt i legenda.

Główne pomieszczenie jest łącznikiem dla wszystkich części miasta i dla wszystkich płyt z zapisami – twierdzi legenda. Wszystkie zapisy były wykonane na złotych tablicach długich na 4 ft/~1,2 m i szerokich na 14”/35,56 cm. Na tych złotych tablicach, złoto ma symbol życia dla tych legendarnych Ludzi Jaszczurów, będzie znaleziona spisana historia Majów, a na jednej szczególnej tablicy, której lewy-dolny róg został utracony „będzie zapisana historia całej rasy ludzkiej”.


Tablice sfotografowano


Inż. Shufelt stwierdził że zrobił rentgenogramy 37 takich tablic i że trzy z nich mają urwane lewe dolne rogi.
- Moje radiowe i rentgenowskie obrazy tuneli i pomieszczeń, które są podpowierzchniowymi pustkami  i złotych obrazów z doskonałymi rogami, bokami i końcami są dowodem naukowym na ich istnienie – powiedział on. – Jednakże ta legendarna historia pozostanie spekulacją, póki się ich nie wykopie.

[Nawiasem mówiąc, interesuje mnie masa i cena takiej jednej płyty. Zakładając, że mamy do czynienia z płytą z litego złota próby 9999 i że jej grubość wynosi tylko 0,5 cm, to jej waga powinna wynieść ok. 41 kg. Mamy zatem do czynienia ze skarbem wynoszącym jakieś 1524 kg złota – no powiedzmy 1500, bo kilka tafli było uszkodzonych – co w przeliczeniu wynosi ok. 55.969.280 USD czyli 189.159.375 PLN po kursie z dnia 24.XI.2014 r. – przyp. tłum.]

Ludzie Jaszczury, zgodnie z tym, co mówi Macklin, były na wyższym poziomie intelektualnym od współczesnych ludzi. Potencjał intelektualny Ich 9-latków dorównywał najbardziej utytułowanym wśród współczesnych ludzi. Jak bardzo byli Oni zaawansowani niechaj świadczy fakt, że stosowali rozwiązania chemiczne w czasie wykopywania tuneli i sal swego miasta, bez usuwania ziemi i skał i opracowali Oni cement o wiele mocniejszy i lepszy niż jakikolwiek używany we współczesnych czasach, a który pokrywa powierzchnię ścian, stropów i spągów w tunelach i pomieszczeniach.


Wzgórza zawierające miasto


Macklin powiedział, że legendarną radą Indian amerykańskich było prowadzenie poszukiwań zaginionego miasta we wnętrzu łańcucha wzgórz „uformowanych w kształt końskiego kopyta”.
- Kształt wzgórz otaczających region faktycznie to przypomina znaleziska Shufelta – mówił on.

Urządzenie radiowe Shufelta zawiera głównie cylindryczny szklany pojemnik, w którym znajdują się miedziane druty wskazujące na minerały i tunele podziemne, a zatem wirujące ponad minerałami lub kołyszące się, kiedy tunel znajduje się powyżej wyrobiska.
- On używał tych instrumentów w poszukiwaniu kopalin – powiedział on.            
   

Moje 3 grosze


Zrazu potraktowałem te wszystkie rewelacje sprzed 80 lat jako jeszcze jedną kaczkę dziennikarską, jakich pełno. Wiadomo, że Amerykanie kochają się w tajemnicach – wszak w tych latach publikował C. A. Smith, H. P. Lovecraft i R. E. Hovard oraz legion ich naśladowców, więc temat Tych Innych czy Tych Dawnych był na topie. Literatura spod znaku Cthulhu biła rekordy popularności, a zatem nihil novi sub Sole, ale…

Zainteresowało mnie coś innego, co nie pozwoliło na odrzucenie tego tekstu jako kolejnej bajeczki, a mianowicie – odkrycie dziwnej formacji leżącej w Oceanie Spokojnym w okolicach Malibu – które leży w aglomeracji L.A. na 34°01’50” N - 118°46’43” W. Formacja ta znajduje się na 33°59’56,97” N - 119°01’56”,33 W. Jest to ogromne podwodne wejście znalezione u wybrzeża Kalifornii w okolicy Point Dume, co okazało się Świętym Graalem dla badaczy UFO i USO, którzy szukali czegoś takiego od 40 lat. Płaskowyżowa struktura o rozmiarach 1,35 x 2,45 mi/2,16 x 3,92 km znajdująca się 6,66 mn/12,3 km od lądu, natomiast wejście pomiędzy wspornikami ma 2745 ft/915 m szerokości i 630 ft/210 m wysokości. To jest właśnie coś takiego, co wygląda na strop chroniący przed bombami atomowymi o 500 ft/~170 m grubości – piszą amerykańscy ufolodzy – zob. http://wszechocean.blogspot.com/2014/11/co-znajduje-sie-pod-kalifornia.html  - no i najwyraźniej może mieć coś wspólnego z zaginionym miastem opisanym powyżej.

Pytanie brzmi: na ile to wszystko jest wiarygodne? Gdyby to udało się potwierdzić, to byłaby to największa sensacja stulecia, natomiast o wszystkim tym jest raczej cicho i sza!… No i jeżeli się tym ktoś na serio zajął, to na pewno nie ufolodzy tylko US Navy i agencje bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych, które od razu zastosowały – jak to nazywał Mistrz Lucjan – broń „top secret”. Jak na razie, to sprawa ta pachnie mi Archiwum X

Jest jeszcze jedna obiekcja natury geologicznej, a mianowicie – rejon L.A. jest silnie sejsmicznym, bowiem przebiega tam cała sieć aktywnych uskoków tektonicznych i granica pomiędzy płytami: Północnoamerykańską i Pacyficzną. Obie te płyty przesuwają się w przeciwnym kierunku i trą o siebie krawędziami, co powoduje trzęsienia ziemi. Ktokolwiek wybudował to miasto, był mistrzem w asejsmicznym budownictwie podziemnym.

Sama legenda o Ludziach jaszczurach przywodzi mi na myśl domysły niektórych paleontologów, że po Wielkim Wymieraniu K/Pg, które miało miejsce 64.800.034 lata temu, na Ziemi pozostały jakieś dinozaury z gatunku Troodon czy choćby Velociraptor, z których na drodze przyspieszonej, wymuszonej przez surowe warunki środowiskowe, ewolucji powstały gady rozumne – Dinozauroids sapientis i to one schroniły się pod ziemię… - a teraz chcą na nią powrócić, i dlatego – jak sądzą niektórzy badacze – mamy na Ziemi to, co mamy: postępującą zagładę gatunku Homo sapiens sapiens realizowaną w białych rękawiczkach, bez użycia BMR. Wszak Ziemia i jej Przyroda musi zostać nietknięta dla nowych-starych panów…

Prawdę powiedziawszy jest to dla mnie bardziej wiarygodne niż majaczenia o jakichś Kosmitach przybywających do nas diabli wiedzą skąd i niczego nie pragnących, jak rozbrojenia i zbetryzowania Ludzkości, a co za tym idzie zapewnienia jej kolejnego bezkonfliktowego Złotego Wieku totalnej prosperity i dobrobytu dla każdego. O Kosmitach, którzy są doskonałą legendą dla Dinosauroids sapientis, którzy wmawiają naiwnym i łatwowiernym ludziom bajki o Przybyszach z Kosmosu, a co z kolei przeżuwacze hamburgerów łykają jak gęś kluski, bo to pasuje im do ich wypranych z krytycyzmu mózgów. Cały czas w mocy pozostaje Postulat Rzepeckiego głoszący, że Oni wcale nie są dla nas tak mili i przyjaźni, jakbyśmy tego chcieli.

Bo nie są.       
  

Źródło – Cronica OVNI – wg Los Angeles Times z 29.I.1934 r., ss. 1 i 5 - http://cronicaovni.blogspot.com/2013/08/ciudad-subterranea-reptiliana.html

Przekład z j. angielskiego – Robert K. Leśniakiewicz ©

wtorek, 25 listopada 2014

Dziwne dni (6)

VI


Tymczasem dwaj posłańcy Dachy coraz bardziej zbliżali się do Oazy Nawiedzonych Piramid, których stało tam dokładnie pięćdziesiąt dwie. W ich podziemiach Gedrena gromadziła przechwycone na świecie głowice broni jądrowych, biologicznych, chemicznych i dezintegracyjnych. Robiła to jednak na zlecenie – suto opłacone złotem – neohitlerowskiej organizacji z Twierdzy Andyjskiej. Głowice te miały być zgromadzone i przetransportowane przy pomocy pojazdów Haunebu i Vril do roku 2012 i zdetonowane w jednej chwili w dniu 21 grudnia o godzinie 21:12. Taki był plan czwartego z kolei klona Adolfa Hitlera. Gedrena miała z tego mieć to, że część z tych głowic miała posłużyć do zniszczenia kilku głównych miast hyboryjskich, co pozwalało jej rzucić na kolana cały kontynent i następnie zawojowanie reszty świata. Obłąkańcze te plany wzbudzili w nich chciwi władzy i wpływów kapłani i prominentni przedstawiciele armii, a przede wszystkim Gwardii Królewskiej, która pełniła rolę tajnej policji politycznej wyłapując i zabijając wszelkich wrogów wewnętrznych i zewnętrznych Gedreny. Prawdziwą solą w oku Gedreny było Bractwo Zielonego Smoka, które konsekwentnie likwidowało wszelkie źródła głowic A, B, C, D oraz N i O uniemożliwiając tym samym wykonanie jej zamysłów.


Zlikwidowanie jednego z latających czasolotów SS na Bagnach Umarłych ukazało jej, że ma do czynienia z konsekwentnymi i bardzo groźnymi przeciwnikami. Toteż poprzez swoich szpiegów i służby specjalne postanowiła zadać Bractwu cios i to decydujący. Doniesiono jej, że córka Wielkiego Mistrza Bractwa – Ilva pojechała samotnie do swej starszej siostry w vendhyjskim Goa, gdzie onegdaj jej grupa operacyjno-dywersyjna odniosła sromotną porażkę, a gdzie znaleziono długo przez nią poszukiwaną tabelę kodów do aktywacji broni D – głowic dezintegracyjnych. Bez tej tabeli jej użycie nie byłoby możliwe. Szpiedzy donieśli, że dziewczyna będzie wracała drogą lądową poprzez Góry Himeliańskie traktem do Yuetshi a następnie przez Morze Vileyet do Aghrapuru, skąd dalej już Drogą Królów do Belverusu.


Ta wiadomość była jak balsam na jej serce. Wezwała od razu dziesięciotysięcznika Dachę i wydała mu rozkaz schwytania dziewczyny i dostarczenia całej i zdrowej do Oazy Nawiedzonych Piramid, gdzie znajdował się główny skład broni masowej zagłady królowej Gedreny i jej neohitlerowskich popleczników. Tak też się stało i Dacha zdołał zająć pozycje na trasie jej przejazdu. Czekała teraz niecierpliwie na rezultaty tej akcji. Zamierzała zmusić Wielkiego Mistrza do uległości i wydania jej wszystkich tajemnic będących w jego posiadaniu. Oczywiście nie zamierzała dotrzymywać słowa i postanowiła nieodwołalnie zabić Wielkiego Mistrza i jego rodzinę. Bolesna pamięć wydarzeń sprzed kilku lat, kiedy to przejęła w swe posiadanie pierwszą głowicę jądrową, która okazała się niestabilna i musiała ją wrzucić do czeluści Ognistych Gór i spowodowało to wybuch wulkanu, który pozbawił życia jedną szóstą obywateli Stygii tam zamieszkałych, a ją oszpecił do końca jej dni. Jej twarz nosiła szpetne blizny, które przykrywała maską. Była tam także inna rana zadana jej przez Czerwonowłosą Sonję, kiedy usiłowała odbić jej przystojnego księcia Halidora. W sercu krwawiła jeszcze rana po tym wydarzeniu… Kiedy dowiedziała się, że Sonja i Halidor przebywaja w Vendhyi postanowiła zabić ich także. Liczyła na to, że Dacha – jej faworyt – da sobie radę z oboma tymi zadaniami.


* * *


A tymczasem w odległości kilkuset mil na wschód od konwoju wiozącego Ilvę do Oazy Nawiedzonych Piramid stary karczmarz Yorestes instruował swego syna, który gotów do drogi siodłał właśnie swego wierzchowca.
- Ari, synu mój – rzekł do niego – śpiesz się, bo ta wieść musi dotrzeć do Yuetshi bardzo szybko. Im szybciej, tym lepiej. Pamiętaj: masz odnaleźć Mistrza Omahra i powiedzieć mu, że wszystkie barwne ptaki wyfrunęły z klatki i poleciały na zachód. Powtórz.
Ari powtórzył.
- Pamiętaj – rzekł Yorestes – masz powiedzieć mu to, i nic ponadto. I tylko w ten sposób, bo wszelka zmiana w zdaniu zmieni jego znaczenie. Pamiętaj: wszystkie barwne ptaki wyfrunęły z klatki i poleciały na zachód – powtórzył komunikat z naciskiem.
Syn skinął głową. Miał osiemnaście lat i pragnął zobaczyć daleki świat. Pod kurtą z jeleniej skóry biło odważne serce. Rwał się do czynu i oto po raz pierwszy przyszło mu stanąć do egzaminu, wypełnić misję, którą zlecił mu ojciec.
- Jedź Ari – rzekł starzec niespodziewanie miękkim głosem – niech cię rozum prowadzi. I wróć…
- Wrócę ojcze – rzekł Ari wskakując na konia i postaram się wrócić, a gdyby nie, to Beera jest z tobą…
Beera była starszą siostrą Ariego. Wysoka, czarnowłosa przypominała matkę. Matkę, która odeszła, kiedy w górach zginęła od eksplozji jakiegoś śmiercionośnego urządzenia. Od tej pory Yorestes i jego rodzina związali się na dobre i na złe z Bractwem służąc jego Kurierom za punkt przystankowy w ich drodze na Szlaku Himeliańskim.
- Nie żegnam się z wami, bo wkrótce się zobaczymy – rzekł Ari i spiął konia, a następnie ruszył traktem w dół doliny ku Fort Ghori. Starzec i dziewczyna odprowadzili go wzrokiem, a następnie wrócili do karczmy pełnej podróżnych.


* * *   


Nad obozowiskiem Stygijczyków zapadła ciemność. Rozświetlały ją tylko blaski ognisk. Szary cień podkradł się do wozu, na którym spała Ilva przykryta grubymi derkami. Po chwili rozległo się ciche skrobanie w deski burty pojazdu.
- Ilva! To ja – Kheram! – rozległ się cichy szept. – Ilvo, nie śpisz jeszcze?
- Nie – odpowiedział równie cichy szept z głębi wozu – czy coś się stało?
- Będziemy musieli uciekać – szepnął Kheram – ale okazja po temu będzie dopiero na pustyni.
- Ty też chcesz uciec? – Ilva omal nie usiadła ze zdumienia.
- Tak, pomogę ci w ucieczce – odpowiedział – nie chcę przyłożyć ręki do twej śmierci.
– Dacha zamierza mnie zabić? – zapytała.
- Nie on, ale bardziej Gedrena. Podsłuchałem dzisiaj wieczorem rozmowę Dachy z Untanem, jego zastępcą. Dacha powiedział, że Gedrena zabije ciebie i twoją rodzinę bez względu na wyniki negocjacji. Musisz nawiać. A ja z tobą, bo jak Dacha się zorientuje, że ci pomogłem, to też mnie zabije. Mam dosyć tej służby i tych ludzi – westchnął. – Zabierzesz mnie ze sobą?
- A co z twoją rodziną? – zapytała Ilva – czy Gedrena nie będzie jej prześladowała?
- Tego nie wiem – odparł i zafrasował się. – Ale najważniejsze teraz jest to, żebyś ty stąd uciekła. Tutaj grozi ci śmierć. A ja… ja nie chcę cię stracić… - szepnął to tonem wyznania, a Ilvie naraz zrobiło się ciepło na sercu. Niewiele myśląc podniosła się i ucałowała Kherama w policzek, a potem w usta. Ten zaczerwienił się i cieszył się, że ciemność skryła jego rumieniec. Szybko ochłonął, ta noc przeważyła o jego losach, bo właśnie dokonał wyboru.


„Śmierć przy tobie i niewidzialna śmierć po jasności w nocy” – tymczasem Ilva przypomniała sobie słowa Brahytmy. Ta pierwsza to Gedrena i Dacha, a druga? Aha, no i jeszcze to: „twój wróg pomoże ci, możesz na niego liczyć”, czy jakoś tam. To o Kheramie, to oczywiste. Co to za jasność w nocy?
- Kiedy zobaczymy Wielkiego Przewodnika? – zapytała Ilva.
- Za jakieś dwa, trzy dni jazdy po pustyni. Będzie widoczny na południowym-zachodzie.
- Może chodziło o to? – pomyślała. – W takim razie za dwa lub trzy dni będziemy mogli uciec.
- Dlaczego? – zdumiał się Kheram.
- Bo będzie wtedy jasno w nocy – odpowiedziała niepewnie – zresztą zobaczymy…


Następnego dnia przejechali rzekę Ilbars i wyjechali na step przechodzący powoli w skalistą i kamienistą pustynię mając wciąż po lewej ręce niebosiężne szczyty Gór Ilbaryjskich. Po dwóch dniach przed nimi otworzył się widok na morze płowych i żółtych piasków, a góry zaczęły rozpływać się w niebieskawej mgiełce oddalenia.
- Jak daleko mamy do Oazy? – zapytała Ilva, kiedy Kheram przyniósł jej wieczorny posiłek.
- Około trzystu mil lotem ptaka – odpowiedział. – Jeżeli mamy nawiewać, to tylko teraz…
- A zatem dzisiaj w nocy – powiedziała wierząc, że im się uda, choć nie miała zielonego pojęcia, jak to zrobi.


Tymczasem zapadła całkowita ciemność.
- Wiesz Ilvo? – rzekł – to dziwne, ale nie widzę Wielkiego Przewodnika. Powinien już znajdować się na swoim miejscu. Wniosek stąd, że albo jesteśmy dalej na wschód, niż to oblicza Untan, albo…
- … albo Wielki Przewodnik znikł – dokończyła Ilva.
Spojrzeli na siebie w blasku gwiazd.
- Niemożliwe – powiedział Kheram, ale zabrzmiało to niepewnie.
Ilva ucałowała go delikatnie w usta. Kheram oddał jej pocałunek.
- Bądźmy gotowi o północy, kiedy pierwszy sen jest najmocniejszy – powiedziała. – A teraz uwolnij mi ręce.
Kheram uwolnił ją jednym cięciem noża. Ilva zaczęła sobie rozmasowywać obtarte przeguby.
- Idź już, żeby nie zaczęli czegoś podejrzewać – rzekła – jak tylko…



Nie dokończyła. Wydarzyło się bowiem coś dziwnego…

CDN.