Powered By Blogger

wtorek, 28 maja 2013

UFO w cieniu rakiet (3)

Obserwacje UFO nad Zalewem Szczecińskim i Zatoką Pomorską w latach 1945-1986


I jeszcze o latających trójkątach (DD) nad Świnoujściem:


W lipcu 1984 roku wielu świadków obserwowało przelot białego, jasnego, trójkątnego NOL-a. Oficjalnie podano, że był to jedynie balon meteorologiczny.


Drugim latającym białym trójkątem nad Świnoujściem zająłem się osobiście w dniu 27.VI.1985 roku, kiedy to nad miastem zawisł na trzy godziny dziwny obiekt. Obserwowany był przez lornetki i faktycznie przypominał balon, ale nikt nie był pewien, że nim de facto był… To „coś” miało kształt odwróconej kropli wody, kolor biało-pomarańczowy i unosił się na wysokości około 9800 m n.p.m. Następnego dnia wraz z kolegami próbowaliśmy się czegoś dowiedzieć o nim w pobliskiej jednostce WOPK, gdzie powiedziano nam, że i owszem – był to balon meteorologiczny wypuszczony ze stacji meteo należącej do Norweskiej Królewskiej Akademii Nauk w Drammen – co ponoć zgłosili sami zainteresowani. Ale czy na pewno? W 1990 roku zapytałem o to Norwegów z UFO-Norge i ku memu zdumieniu dowiedziałem się, że takiej stacji nie ma i nigdy nie było… A zatem musi, co to było albo jakieś szpiegowskie ustrojstwo, albo… UFO właśnie!


Wieczór Trzech Króli a. D. 1986 roku w Świnoujściu. O godzinie 18:00 przeprawiałem się promem miejskim MF Fafik z Uznamu na Wolin. Stałem na górnym pokładzie i patrzyłem w stronę blokowiska Osiedla Zachodniego, gdy naraz niebo za nimi gwałtownie zajaśniało białobłękitnym ogniem… i jeszcze raz… i jeszcze! Były to trzy potężne błyski, które obejmowały jakieś 1/6 widnokręgu. Ich źródło leżało gdzieś poza miastem. Po przybyciu na Bazę Promów Morskich PŻB zaczęliśmy analizować sytuację na mapie i wyszło nam, że owe tajemnicze błyski pojawiły się ok. godziny 18:03, gdzieś na Zalewie Szczecińskim, na wysokości miejscowości Ueckermünde. Poza mną widzieli te błyski także moi koledzy: dwóch oficerów, jeden chorąży i dwóch podoficerów WOP, a także oficer wachtowy MF Jan Heweliusz, który sprecyzował jeszcze nasze spostrzeżenia – błyski niewiadomego pochodzenia powstały gdzieś w okolicach Ueckermünde, na niemieckiej części Zalewu, za granicą z NRD. Powiadomiłem o tym oficera operacyjnego PB WOP i bg Świnoujście. Obaj niczego nie wiedzieli o tych błyskach, a posterunki na brzegach Zalewu niczego nie spostrzegły. Dyżurni operacyjni z Rejonowego Urzędu Spraw Wewnętrznych i Służby Bezpieczeństwa niczego nie wiedzieli – słowem, nikt niczego nie wiedział, nikt niczego nie wiedział – do dziś dnia!


W nocy 9/10.VI.1986 roku, wywoływałem zdjęcia w ciemni, którą urządziłem w łazience mieszkania w śródmieściu Świnoujścia. Około pierwszej w nocy wyszedłem z ciemni, by odetchnąć świeżym, powietrzem. Wyszedłem na balkon, zapaliłem papierosa i utkwiłem wzrok we wschodniej części nieba. Było cicho, miasto już spało, tylko od strony jakiejś knajpy dobiegały strzępy muzyki, a od portu kwiczące odgłosy pracującej pogłębiarki. Podniosłem wzrok ponad łunę świateł portowych i zobaczyłem to… Było to kilka świateł przemieszczających się na niebie. Żadne z nich nie migało, a zatem nie był to żaden helikopter, jak początkowo sądziłem. Światła latały nad Wolinem tam i z powrotem – z południa na północ, potem zwrot o 180° i znów na południe. Trwało to jakieś 15 minut, potem NL przepadło gdzieś nad Wolinem lecąc w kierunku Karsiboru…


Nie badałem dwóch innych przypadków, które jednak odnotowałem. Pierwsze z nich, to CE0 (CE-III-E) z humanoidalną istotą, które miało miejsce w okolicach Strażnicy WOP Stolec, w 1983 roku oraz CE2 - lądowania NOL/BOL w okolicach Szkoły Podstawowej w Międzyzdrojach, co ponoć wydarzyło się pod koniec maja 1984 roku, aczkolwiek świadkowie stwierdzili później, że mogło w tym przypadku chodzić o „zwykły” piorun kulisty, który opalił liście i gałęzie okolicznych drzew.


Co mogła oznaczać ta aktywność UFO w tym przeuroczym zakatku naszego kraju? Podejrzewam, że aktywność ta miała związek z obecnością na tych terenach niemieckich a potem radzieckich sił zbrojnych.


[Pozwolę sobie Czytelnikom zaproponować w czasie urlopowania w Świnoujściu zwiedzić trzy miejsca, które są związane z jego historią: Fortu Anioła, Fortu Gerharda i Fortu Zachodniego, a także latarni morskiej Goeben, co daje wyobrażenie o tym jak potężne były to fortyfikacje i instalacje. I to właśnie tam rozgrywały się niektóre dziwne wydarzenia, o których napisałem tutaj, a także na stronie - http://wszechocean.blogspot.com/2012/08/dzien-czwarty-sroda15.html i następnych. Powodem tego mogły być właśnie składowiska broni – w tym nawet rakietowo-jądrowej…]


Wszak właśnie tutaj znajdował się HRVA Peenemünde, w którym najlepsi niemieccy uczeni pracowali nad broniami odwetowymi – Vergeltungswaffen z biegiem czasu przemianowane na Wunderwaffen, które na szczęście nie dały Hitlerowi zwycięstwa.


Ale to nie tylko było w Peenemünde, bo poza rakietami A-4/V-2 i pociskami odrzutowymi Fi-103/A-2/V-1 wypróbowywano tam także podwodne wyrzutnie rakietowe A-9/10 Urzel, którymi strzelano na akwenie Zatoki Pomorskiej. Kolejna interesującą bronią odwetową było dalekonośne działo znane jako V-3/Schnelle Eliske/Hochdrückpumpe/Tausendfüssler. Konstrukcje te znajdują się na wyspie Wolin w Zalesiu k./Międzyzdrojów.


[Dzisiaj w Zalesiu znajduje się Muzeum V-3, w którym miejscowi entuzjaści zgromadzili ocalałe artefakty po działobitniach Stonogi i przebywających tam niemieckich naukowcach i żołnierzach.]


Ta Stonoga miała strzelać ponad Zalewem na poligon w okolicach Gryfina, ale kiedy okazało się, ze ma ona za mały zasięg i pociski mogłyby spaść na Szczecin, odwrócono lufy i strzelano w kierunku Bałtyku. Znany polski ufolog inż. Kazimierz Bzowski (1925-2005) wraz z kolegami odkrył na dnie morskim w okolicach Międzyzdrojów cały skład takich właśnie pocisków.


Po wejściu wojsk radzieckich, Rosjanie przejęli bazę niszczycieli i okrętów podwodnych Kriegsmarine (NB, w latach 1936-1938 dowodził nią sam późniejszy szef Abwehramtu adm. Wilhelm Canaris!) i urządzili się oni tam na następne pół wieku. Możemy tylko gdybać i zgadywać, co tam było – natomiast jestem niemal pewien, że w najgorszym okresie Zimnej Wojny – na początku lat 80. Była tam składowana broń rakietowo-jądrowa w postaci rakiet, torped i rakieto-torped z głowicami A i H – stąd właśnie to zainteresowanie Obcych bazami wojsk radzieckich na Pomorzu Zachodnim.


Poza tym Oni interesowali się zapewne także enerdowskimi reaktorami jądrowymi w Lubminie k./Greifswaldu – niecałe 50 km na zachód od Świnoujścia.


Po détente lat 70. USA przygotowywały się do walnej rozprawy ze Związkiem Radzieckim, i dlatego właśnie baza w Świnoujściu stała się jedną z najbardziej ważnych placówek Bałtyckiej Floty i punktem wypadowym na Zachodni Bałtyk i Cieśniny Duńskie. Być może także i Rosjanie przeprowadzali tutaj próby z nowymi rodzajami broni. Sam pamiętam, jak w czerwcu 1980 roku wraz z kolegami zaobserwowałem dziwne zjawisko – oto nad miejską plażą w Świnoujściu wykwitł – dosłownie znikąd – biały obłok, z którego naraz lunął ciepły, grubokroplisty deszcz. NB, niemal nikt nie zwrócił na to uwagi, bo obszar tego zjawiska był niewielki i ograniczony… Czy była to jakaś próba broni meteorologicznej? Być może.  


Innym przykładem może być wydarzenie z nocy 12/13.X.1985 roku, kiedy to wraz z żoną obserwowałem niecodzienne zjawisko – otóż nad morzem, na wysokości Rugii szalała potężna burza elektryczna. Błyskawice spadały z dziwacznej chmury w kształcie trójkąta równobocznego, upiornie białej w świetle księżycowej pełni. Mimo tego, że wiał bardzo silny wiatr z centrum burzy, ale ona sama nie przybliżała się do naszego brzegu, a obserwowaliśmy ją ponad dwie godziny! Jak wytłumaczyć ten fenomen – czy była to próba jakiegoś ELIPTON-u czy innego HAARP?


Wszystko to być może. Jestem ciekawy, jak się sprawy mają teraz, kiedy Rosjanie pojechali do siebie?


* * *


Ostatni raz byłem na tym terenie jesienią 2010 roku. Odwiedziłem starych przyjaciół, kolegów i znajomych – popłynęły wspomnienia i nowe wrażenia. Zwiedzaliśmy jeszcze raz wszystkie ciekawostki tego regionu. I co z UFO? – ano przydarzyły się nam ciekawe obserwacje, które opisałem w relacjach na tym blogu - http://wszechocean.blogspot.com/2012/08/podroz-uczona-do-polskiej-atlantydy-1.html  i dalsze oraz  http://wszechocean.blogspot.com/2012/10/podroz-uczona-na-hel-1.html i dalsze, co oznacza, że nasze Wybrzeże jest cały czas pod obserwacją Innych – a może tylko tych sił, które śledziły nas przez cały okres Zimnej Wojny. A ja przypomniawszy te wszystkie wydarzenia, udaję się w drugą podróż uczoną nad Bałtyk, gdzie być może znów uda mi się poczynić jakieś ciekawe obserwacje.

poniedziałek, 27 maja 2013

UFO w cieniu rakiet (2)

Wrzesień 2010 roku - UFO nad Międzyzdrojami (foto autora) 


A teraz przenieśmy się na zachód – na akwen Zalewu Szczecińskiego i na tereny przyległe, gdzie także działy się rzeczy niezwykłe i mające związek z naszą techniką wojenną.


Zalew Szczeciński to szeroka przestrzeń wodna położona pomiędzy ujściem Odry na południu i 44 wyspami na północy, skąd Odra finalnie uchodzi do Bałtyku trzema odnogami: Pianą (Peene), Świną i Dziwną. Znajduje się tam wiele osobliwości archeologicznych, historycznych i przyrodniczych. Miałem zaszczyt i przyjemność służyć tam w WOP w latach 1979-1986, w czasie których spotkałem się niejednokrotnie z relacjami o obserwacjach UFO przelatującymi nad tym akwenem oraz przyległymi doń akwenami Małego Zalewu (Kleines Haff) oraz Zatoki Pomorskiej, których nie potrafiłem objaśnić w żaden racjonalny sposób.


Zacznę od relacji żołnierza radzieckiego, który na wiosnę 1946 roku zaobserwował „nalot” latających spodków na bazę Bałtyckiej Floty w Świnoujściu (wtedy jeszcze Swinemünde) znad Bałtyku w kierunku Zalewu Szczecińskiego i Szczecina. Rosjanie próbowali strzelać do tych obiektów, ale nic to nie dało. Jeden z tych NOL-i podleciał do świadka tak blisko, że ten spróbował dźgnąć go sztykiem – czyli bagnetem, zresztą bezskutecznie. Był on przy tym przekonanym, że atakuje amerykańską maszynę zwiadowczą… Później oficer GRU wytłumaczył temu żołnierzowi, że była to tajna niemiecka broń z pokładu niemieckiego lotniskowca Graf Zeppelin, która zaczęła działać. Potem świadka ciupasem odkomenderowano do Kłajpedy. Inni świadkowie mieli mniej szczęścia – poszli na chińska granicę. Wszystkich przed wyjazdem zobowiązano do podpisania deklaracji zachowania milczenia, a za jej złamanie była tylko jedna kara… Przypadek ten zakwalifikowałem jako DD/CE2.


Następny przypadek, to słynny CE2,  Incydent na Wyspie Wolin, gdzie w dniu 31.VIII.1952 roku, gdzie 7 świadków: Polaków i Niemców zaobserwowało lądowanie dużego, srebrzystego NOL-a, który następnie odleciał w nieznanym kierunku. Niestety, niczego innego nie udało się ustalić od czasu, kiedy informacje tą podał Jacques Vallée. Prawdopodobnie ów NOL wylądował gdzieś na terenach pomiędzy Wolinem a Ładzinem – w okolicy Mokrzycy Wielkiej czy Kołczewa. Te polodowcowe, urokliwe tereny mogłyby ukryć przed nami całe czeredy latających spodków!


[Dzisiaj uważam, że najprawdopodobniej jest to jednak jakaś legenda Zimnej Wojny, która ma związek z prowadzonymi przez Niemców a potem Rosjan prac nad dysko planami. Szwedzi uważają wprost, że był to latający spodek z widocznymi na burtach literami CCCP, czerwona gwiazdą, sierpem i młotem, który miał tam awaryjne lądowanie. Poza tym sama nieprecyzyjna data tego wydarzenia również nie przydaje mu wiarygodności – według innych źródeł miało to miejsce w dniu 31.VII.1953 roku…]


Nie zapominajmy o tym, że w zachodnich sektorach Zatoki Pomorskiej znajdował się niemiecki poligon rakietowy należący do Heer Raketen Versuchenanstallt w Peenemünde, gdzie wykuwano najtajniejsze i najbardziej niebezpieczne bronie III Rzeszy!


Trzeci interesujący przypadek, to obserwacja dziwnego, trójkątnego Obiektu Dziennego, który miał miejsce w dniu 27.VI.1966 r., kiedy to wraz z cała kolonia dzieci z powiatu suskiego płynęliśmy statkiem MV Alina ze Szczecina-Dąbia do Świnoujścia i z powrotem. NOL ów miał kształt trójkąta równoramiennego skierowanego najostrzejszym kątem w dół. Jego kolor był oślepiająco biały i przesuwał się wolno na zachód, w kierunku Oderhaffu. Około godziny 10:00 znikł on definitywnie nam z widoku, kiedy statek wszedł do kanału Piastowskiego. Obiekt ten musiała także widzieć załoga towarzyszącego nam holownika MV Zeus, który płynął za nami także do Świnoujścia.


[Coś podobnego widziałem także w dniu 13.IX.1973 roku nad Tatrami.  Prawdopodobnym wytłumaczeniem byłby balon-sonda meteo czy balon szpiegowski w rodzaju amerykańskiego Skyhook’a, względnie jakaś radziecka wersja amerykańskiego Programu Farside, którego założeniem było wystrzeliwanie rakiet kosmicznych przy użyciu aerostatów, które wyciągałyby statki kosmiczne na wysokość ponad 40.000 m, a zatem poza najgęstsze warstwy atmosfery, skąd już jako SSTO leciałyby one na niskie orbity. Same balony byłyby albo spalane albo pozbawione gazu powracałyby na Ziemię. NB, takie obiekty widziano nad Bułgarią, Węgrami i Jugosławią na przełomie lat 60. i 70.]


Następny incydent miał miejsce w czerwcu 1980 roku, kiedy to mój kolega sfotografował nad Uznamem ciemny dysk lecący z zachodu nad Zalew Szczeciński. Niestety – zdjęcie wyszło niewyraźnie, bowiem kolega robił je pod zachodzące słońce. A szkoda!


Inny mój kolega w nocy 16/17.VIII.1980 r. miał okazje podziwiać niezwykłe harce pomarańczowych świateł na niebie. Początkowo latały one nad Zatoka Pomorską, a nad ranem odleciały w stronę Zalewu Szczecińskiego.


Osobliwa historia tego CE4 albo CE-III-G miała miejsce już po ogłoszeniu stanu wojennego – około 20.XII.1981 roku. Wedle krążących pogłosek, enerdowska Volkspolizei przywiozła na przejście graniczne Świnoujście – Ahlbeck i przekazała oficerowi śledczemu Batalionu Granicznego WOP Świnoujście jakiegoś dziwnego osobnika, który z kolei opowiedział im niezwykłą historię. Otóż mężczyzna ów miał zamiar uciec z Polski na Zachód poprzez NRD. Granicę przekroczył po lodzie na Zalewie i w chwile później został on porwany przez UFO, które podrzuciło go w okolice Drezna, gdzie złapała go enerdowska policja i odwiozła go do Ahlbecku. Człowieka tego uznano ponoć za chorego psychicznie i sprawę umorzono.


[Ile w tym prawdy, trudno powiedzieć, bo dokumenty poszły dawno na przemiał. Inna rzecz, że spotkałem się niejednokrotnie z różnymi ludźmi o zwichrowanych psychikach, którzy koncentrowali swe urojenia (czy tylko?) na wyspie Wolin czy Uznamie i wiązali je z centrami energetycznymi, UFO, Kosmitami czy kanałami przestrzenno-czasowymi i ponadwymiarowymi. Większość z nich miała problemy ze zdrowiem psychicznym, ale w ich szaleństwie była pewna metoda…]  


Słynna sprawa CE2 z lipca 1982 roku, która miała miejsce w okolicach Wisełki, a która też nie została wyjaśniona do końca. Mimo kolosalnych wysiłków Krzysztofa Piechoty i Jerzego Grzywy nie udało się dotrzeć im do drugiego świadka lądowania na plaży świetlistego NOL-a. Obiekt ten świecił intensywnym pomarańczowym światłem, które silnie nagrzało piasek nad którym wisiał czas jakiś, a następnie odleciał w kierunku pełnego morza.  


„Parada lotnicza” nad Dziwnowem, która miała miejsce w nocy 24.VI.1983 roku, to przelot aż kilkudziesięciu (!!!) latających spodków, który obserwowali żołnierze ze stacjonującej tam Brygady Desantowo-Szturmowej i WOP. Wtedy to po raz pierwszy zwróciłem uwagę na zapisy o dostrzeżonych nad morzem czerwonych flarach, które nimi wcale nie były…



CDN. 

niedziela, 26 maja 2013

UFO w cieniu rakiet (1)

Zatoka Gdańska, Pucka i Zalew Wiślany - markerami oznaczono miejsca co ciekawszych incydentów z UFO i USO/UAO


Omawiając nasze doświadczenia z UFO nad polskimi brzegami Bałtyku pominąłem w swych opowieściach dwa akweny, które zaliczają się do Morza Bałtyckiego, ale należą polskich wód śródlądowych – chodzi o akwen Zalewu Wiślanego i akwen Zalewu Szczecińskiego. Tam także pojawiał się fenomen UFO i o tym piszę w tym materiale.


---oooOooo---


Najpierw zacznę od Zalewu Wiślanego. Akwen ten od Bałtyku jest odgrodzony wąskim skrawkiem Mierzei Wiślanej, a granica państwowa z Rosją (Kaliningradskaja Obłast’) dzieli go niemal na połowę. O UFO nad tym akwenem usłyszałem we wrześniu 1985 roku, w czasie toczącej się tam dziwnej akcji poszukiwawczo-ratowniczej prowadzone przez polskie i szwedzkie służby ratownictwa morskiego za statkiem bandery szwedzkiej MV Cona lub Kona, który rzekomo uległ pożarowi i wreszcie zatonął gdzieś w okolicy Ławicy Słupskiej w dniu 7.IX.1985 roku.


Incydent ten opisałem w opracowaniu „UFO nad granicą” (Kraków 2000), więc ograniczę się do przypomnienia najważniejszych wypadków. Nadmieniam tylko, że nikt do dziś dnia nie wie, czy MV Cona istniała rzeczywiście i czy nie była jedynie „przykrywką” dla statku transportowego Nationale Volksmarine der DDR lub w ogóle STASI (sił bezpieczeństwa wewnętrznego NRD) wiozącego wypalone pręty paliwowe z elektrowni jądrowych na terenie NRD do ZSRR. Wiadomo natomiast, ze taki transport miał miejsce i wiódł on przez Bałtyk wzdłuż polskich wybrzeży. Tak czy inaczej, sprawy zatonięcia MV Cona nie wyjaśniono do dnia dzisiejszego.


A wszystko zaczęło się od alarmu podniesionego przez Strażnicę Wojsk Ochrony Pogranicza w Krynicy Morskiej, która zameldowała o zaobserwowaniu nad wodami Zalewu Wiślanego czerwonych flar (jest to optyczny odpowiednik radiowego wezwania SOS czy MAYDAY), a było to o godzinie 20:55. Oczywiście na wskazane miejsce udały się statki PRO – MV Alga i MV Tumak oraz helikopter. Nie znaleziono tam niczego.


O godzinie 21:30 była powtórka – znowu dostrzeżono czerwone flary nad wodą – tym razem w kierunku wschodnim… Znów wyszła Alga, ale bezowocnie. No, a potem rozpoczęła się trzydniowa akcja poszukiwawczo-ratownicza statku MV Cona, która zaabsorbowała jeden samolot, dwa helikoptery, sześćdziesiąt różnych statków, stacje radiolokacyjne WOP i Marynarki Wojennej – z zerowym rezultatem.

Zaintrygowała mnie sprawa tego statku dlatego, boż podobne wydarzenia miały miejsce w Trójkącie Bermudzkim czy Trójkącie Smoka, zaś wzmianka o czerwonych flarach nadawała temu dodatkowego posmaku. Zdecydowana większość obserwacji UFO nad Bałtykiem miała formę BOL – z ang.: Ball Of Light – świecąca kula i to właśnie w kolorze czerwonym bądź pomarańczowym wpadającym w czerwień. Rozmawiając z moimi kolegami oficerami z roku dowiadywałem się niejednokrotnie o meldunkach z Punktów Obserwacji Wzrokowo-Technicznej o dostrzeżonych nad morzem czerwonych światłach, spowodowanych przez nie akcjach ratunkowych i zerowych rezultatach tychże. Zacząłem w nich dostrzegać coś więcej, niż tylko fałszywe alarmy. W wielu przypadkach pewnym było, że za tymi „czerwonymi flarami” kryły się po prostu UFO! A że te oficjalnie i naukowo nie istnieją, a w książkach służby i oficjalnych raportach służbowych coś zapisać było trzeba – bo odnotowywano każdy kontakt wzrokowy czy radarowy także z NOL-ami – więc pisano: wtedy to a wtedy, tam a tam zaobserwowano czerwone flary na pozycji… - powiadomiono kogo trzeba, i stwierdzono, że nie ma tam nic. I wilk (przełożony) zadowolony i owca (podwładny) cała…!


I wszyscy byli zadowoleni – do czasu, boż dochodziło do kolizji pomiędzy niezwykłymi obiektami latającymi UFO czy podwodnymi USO/UAO na akwenie Zatoki Gdańskiej, jak np. Przypadek Szomborgów z sierpnia 1979 roku, którzy zostali zaatakowani przez czerwono świecący BOL, tuz przy granicy z ZSRR, na akwenie TU-5. Wtedy sądziliśmy, ze była to jakaś nowa radziecka bron psychologicznego oddziaływania działająca w oparciu o generator Orgona. Dzisiaj też tak myślę, tym niemniej dopuszczam także możliwość, że jednak był to UFO. Aktualnie daję jakieś 50/50, że była to „zwykła” BOL.


Dłuższy czas zastanawiałem się, co tam może być takiego, co przyciąga uwagę Obcych i dopiero w połowie 1998 roku uzyskałem odpowiedź. Rzecz w tym, że na terenach przyległych do Zalewu Wiślanego znajdują się niezbyt głębokie złoża rud uranowych. Złoża znajdują się na trójkątnym obszarze ciągnącym się od Pasłęka na południu do Krynicy Morskiej i Piasków na północy oraz Braniewa na wschodzie. Te złoża SA już udokumentowane. Poza nimi istnieje tam także obszar ze stwierdzonym zmineralizowanym uranem, który rozciąga się równoleżnikowo od Gdańska wzdłuż granicy z Rosją aż pod Suwałki!


W tym kontekście staje się jasne, dlaczego Niemcy w czasie II Wojny Światowej wybudowali w Gdyni-Babich Dołach (wtedy Gotenhafen Hexelground) potężny kompleks podziemnych bunkrów a do tego Torpedo und U-Bootwaffe Versuchenanstallt (dzisiaj słynna Torpedownia) i na dodatek supertajny poligon latających dysków V-7 we Władysławowie (Grossendorf), który podlegał SS i samemu Führerowi!


[Trzeba tu dodać, że w okolicy Gdyni znaleziono piaski monacytowe w bałtyckich piaskach plażowych, które zawierają tor (Th) – paliwo do reaktorów jądrowych – niewiele tego, ale lepsze to niż nic. Drugie miejsce, w którym w Polsce występuje monacyt, to Szklarska Poręba.]


Ale to jeszcze nie wszystko, bo na Kurszkoj Kosie pod Królewcem, w 1933 roku Niemcy dokonali pierwszej próby – zresztą udanej – z rakietą HW-2, zaś po wojnie ten poligon przejęli Rosjanie. NB, tzw. Raport z Królewca był pierwszym sygnałem dla brytyjskiego MI6 i hitlerowskich próbach z bronią rakietową.


Nie od rzeczy będzie przypomnieć, że obcy mogli być zainteresowani także składowiskami broni rakietowo-jądrowej znajdującymi się w pobliżu granicy z Polską, którą Związek Radziecki mógł wykorzystać w trakcie działań III Wojny Światowej.


[Broń taka mogła być składowana także w Gdyni i na Helu w latach 50. i 60. – czego nie jestem w stanie udowodnić, ale mając w pamięci opracowania Roberta Duvalla a przede wszystkim Roberta Hastingsa – zob. „UFO i Atom”, Tolkmicko 2010 – wiemy, że Oni szczególnie interesują się ziemskimi instalacjami nuklearnymi oraz złożami mocnych pierwiastków oraz REE i je monitorują. Stąd właśnie tak często obserwowano tam UFO i USO/UAO. Inną rzeczą jest to, że mogły to być szpiegowskie aparaty służb wywiadu i rozpoznania wojsk NATO i USA]


UFO nad akwenem Zalewu Wiślanego były widziane niejednokrotnie i to, co tu podałem to jest zaledwie wierzchołek góry lodowej i jestem pewien, że wszyscy ludzie związanie czy to pracą, życiem czy służbą z tymi obszarami naszego kraju mają niejedno do powiedzenia w tej kwestii i niejedną relację – mieliśmy okazje to zobaczyć i usłyszeć w czasie IV Ogólnopolskiego Kongresu Ufologicznego w Gdyni w pamiętnym czerwcu 1998 roku.



CDN.

piątek, 24 maja 2013

KOLEJNA KATASTROFA LOTNICZA NA BABIEJ GÓRZE


Miejsce katastrofy samolotu Piper-34


W dniu wczorajszym wydarzyła się kolejna – czwarta już z kolei katastrofa lotnicza w rejonie Babiej Góry, tym razem na Diablaku – jej najwyższym wierzchołku! – liczącym 1725 m.

Katastrofa miała miejsce ok. 1500 m n.p.m. Awionetka Piper 34 wystartowała z Poznania o g. 06:30 lecąc w kierunku Bratysławy, gdzie ETA na g. 08:11. Podróżowało w niej pilot i dwóch pasażerów. Zginęli wszyscy. Poszukiwania maszyny zaczęły się o godzinie 08:30. Pogoda na Babiej Górze i w okolicy była paskudna – niski pułap chmur, deszcz, niska temperatura jak na maj…

Wrak znaleziono około godziny 13:00 w rejonie Szerokiego Żlebu przy żółtym szlaku na Akademickiej Perci. Według ratowników BG GOPR, samolot literalnie wbił się w stok góry i impakt stał się przyczyna pożaru, który strawił wrak i ludzi. Podobnie jak nieszczęsny AN-24 w dniu 2 kwietnia 1969 roku… Także i w tamtym wypadku pogoda była fatalna, co mogło być przyczyna katastrofy.


czwartek, 23 maja 2013

“Operation Unthinkable” z UFO w tle (2)


Plan atomowych bombardowań ZSRR jako fragment Planu Pincher


Ciekawe, nieprawdaż? Najciekawsze jest to, że Churchill i jego sztabowcy obawiali się ataku rakietowego ze strony ZSRR! Dlaczego? Odpowiedź na to pytanie jest prosta – bo wiedzieli, że Rosjanie przejęli HRVA Peenemünde z całym dobrodziejstwem inwentarza. Wprawdzie SS-Sturmbannführer dr Wernher von Braun i gen. Walter Dornberger uciekli i oddali się w ręce Amerykanów, ale w Peenemünde pozostało ponad 5000 techników i wysoko wykwalifikowanych robotników, którzy wpadli w ręce Rosjan i byli ich najcenniejszą zdobyczą wojenną. Rosjanie w oparciu o ich wiedzę mogli z łatwością zrekonstruować wszystkie wersje pocisków „V” z ich wszystkimi szczegółami i niuansami – co też zrobili. Dlatego właśnie Amerykanie obawiali się ataku rakietowego przeprowadzonego poprzez Biegun Północny!


No właśnie, Amerykanie. W czeskiej literaturze historycznej jeszcze z czasów tzw. „komuny” wyczytałem, że przed Planem Dropshot – planem atomowego uderzenia na ZSRR istniał Plan Pincher. Poszukałem w Internecie, no i proszę – okazało się, że Plan Pincher naprawdę istniał i co więcej – stanowił on uzupełnienie dla Operation Unthinkable. Zadałem pytanie: dlaczego Stalin rozkazał odpalać pociski rakietowe w stronę krajów skandynawskich? No i znalazłem odpowiedź w książce Stevena T. Rossa – „American War Plans 1945-1950”, Nowy Jork 1988. Tam właśnie omówiono Plan Pincher – pierwszy amerykański plan wojny z ZSRR i krajami socjalistycznymi. Według tego autora, rzecz zaczęła się w dniu 2.III.1946 roku, kiedy to Joint War Plans Commitee rozesłał okólnik pt. „Concept of Operations for Pincher”. Opracowując ten dokument JWPC konsultowała się z wywiadem i komitetem ds. logistyki. Celem stworzenia tego dokumentu było odpowiedzenie na pytanie: gdzie, jak i kiedy rozpocznie się nowa wojna, w której USA i ich alianci będą odpierać ataki potencjalnego agresora. JWPC nie zakładał, że ZSRR pragnie wojny światowej i w ogóle konfliktu. Gdyby wojna w ogóle wybuchła, to mogłaby przekształcić się z lokalnego konfliktu w konflikt globalny. Zakładano, że taki konflikt będzie miał miejsce na Środkowym Wschodzie, gdzie ZSRR będzie chciał stworzyć strefę buforową (jak w Europie) z państw satelickich, co pozwalałoby na ochronę żywotnych centrów ekonomicznych i industrialnych tego kraju. Poza tym ekspansja Sowietów na terytoria krajów Zatoki Perskiej mogłoby doprowadzić do przejęcia przez nich tamtejszych zasobów ropy naftowej.


Niekontrolowana ekspansja Rosjan w rejon Kanału Sueskiego doprowadzić mogła do przejęcia przez nich strefy Kanału i kontroli przepływu ropy naftowej do Europy, a co za tym idzie – uderzyłoby to w interesy drugiego mocarstwa – Wielkiej Brytanii. Wojna mogłaby się rozpocząć w momencie, w którym ZSRR zdecydowałby się na wywarcie militarnego nacisku na któreś z państw Bliskiego i Środkowego Wschodu. Początkowo działania przeciwko ZSRR podejmowane byłyby przez Brytyjczyków z ich ograniczonymi siłami, które po pół roku zostałyby wzmocnione przez Amerykanów. Wtedy właśnie rozpoczęłaby się III Wojna Światowa – jej data jest znana – 1.I.1948 roku.

Zakładało się, że Armia Czerwona wystawiłaby 113 dywizji wsparte przez 84 dywizje z krajów satelickich. Początkowo Rosjanie użyliby 40 dywizji, których liczba w krótkim czasie wzrosłaby do 100. Rosjanie mogliby wystawić do walki 14.350 samolotów. Brytyjskie siły liczyłyby 20 dywizji i 3745 samolotów, w tym z FAA. Przewidywane kierunki uderzenia wojsk radzieckich to Kanał Sueski i Zatoka Perska. Poza tym Sowieci rozpoczęliby operacje skierowane przeciwko Europie Zachodniej. Anglo-amerykańsko-francuskie siły okupujące Niemcy zostałyby zepchnięte do defensywy i ustanowiłyby linie obrony na Renie. Druga linia obrony byłaby na rzece Po (Pad) we Włoszech a trzecia na łańcuchu górskim Pirenejów. Amerykanie zakładali jednak początkowe wycofanie swych sił z Europy i swe zaangażowanie ograniczyliby do wsparcia materiałowego Wielkiej Brytanii przez Atlantyk.


Po wejściu USA do wojny, zapewniłyby sobie one przewagę w powietrzu, na wodzie i przeprowadzałoby operacje desantowe, które jednak nie angażowałyby znacznych sił Armii Czerwonej. Główny nacisk położono by na zniszczenie radzieckiego lotnictwa, marynarki wojennej i handlowej, a potem otoczono by ZSRR wieńcem baz wojskowych w Wielkiej Brytanii, Egipcie, Indiach, Włoszech i zachodniej części Chin. To właśnie z nich można wybyło prowadzić akcje zaczepne przeciwko ZSRR – zob. mapka. Chodzi tutaj o atomowe bombardowania głównych centrów wojskowych i przemysłowych ZSRR rozmieszczonych w zasięgu lotnictwa bombowego USA, a które wynosiły odpowiednio od 1500 mi/2400 km do 2000 mi/3200 km. Wyznaczono 17 celów, które miałyby być zbombardowane w pierwszej kolejności i które znajdowały się w zasięgu strategicznych bombowców B-29. Trzeba jeszcze wiedzieć, że plan ten rozpatrywano na serio od lipca 1946 roku. 


18.VI.1946 roku, plan ten został zrewidowany przez JWPC, a zatem wojna powinna się zacząć od konfliktu regionalnego, który potem zostanie zeskalowany do globalnego konfliktu. Zmiana, która nastąpiła w planach była taka, że USA od razu włączy się do konfliktu. Alianci od razu wykorzystają swoją przewagę w flotach wojennych i broni atomowej. Zarzucono plany uderzenia na ZSRR od strony Szwecji i Norwegii jako nieopłacalne – skupiono się na działaniach na Bliskim i Środkowym Wschodzie oraz południu. Zamierzano wyprowadzić miażdżące uderzenia w kierunku radzieckich centrów przemysłowych i surowcowych na Syberii.

Poza tym zrewidowano dzień rozpoczęcia III Wojny Światowej, a to dlatego, że ZSRR nawet bez mobilizacji miał 67 dywizji gotowych do przeprowadzenia operacji ofensywnych. Po 30 dniach od ogłoszenia mobilizacji (M+30), Rosjanie mogli mieć już sformowanych 273 dywizje gotowe do walki, zaś w dniu M+60 mogli oni rozstawić 270 dywizji w Europie, 42 na Środkowym Wschodzie i 49 na Dalekim Wschodzie. W tym samym czasie radzieckie Siły Powietrzne miałyby 14.000 samolotów, zaś Czerwona Flota miałyby dodatkowo 2000 maszyn.


W przeciwieństwie do sił lądowych i lotnictwa, radziecka Marynarka Wojenna była słaba, i jej siłą uderzeniową były 87 oceanicznych oraz 60 mniejszych okrętów podwodnych. Jednocześnie JWPC zakładał, że ZSRR uzyska w ciągu kilku następnych lat broń atomową i posiada już rozwiniętą broń biologiczną.


Pierwszy regionalny plan Broadview został zaprezentowany w dniu 5.VIII.1946 r. na forum JWPC i zrewidowany 5.X.1946 r. Dotyczył on obrony amerykańskich baz i instalacji kontynentalnych.


Plan Gridle zaprezentowano 15.VIII.1946 r. i dotyczył on obrony Turcji.


I tak dalej, i temu podobnie. Jak widać z powyższego, ZSRR miał powody do takiej demonstracji siły! Alianci wiedzieli, że Rosjanom udało się przechwycić 22.000 jednostek broni V w różnym stopniu jej produkcji, a zatem bardzo szybko mogli oni ją odtworzyć i ulepszyć – co się stało. Już w 1947 roku w niebo poleciały pierwsze radzieckie konstrukcje wzorowane na V-2, a pociski rakietowe wzorowane na V-1 były już w użyciu. Rosjanie nie mieli jeszcze bomby A, ale mieli bronie chemiczne i biologiczne – te ostatnie m.in. od Japończyków… No i dlatego właśnie w Szwecji zjawili się specjaliści od lotnictwa i broni rakietowej z USA i UK – bo teraz jest oczywistym, że Rosjanie postąpili dokładnie tak, jak Amerykanie w Hynnam. 


Tak więc jedno jest oczywiste: Zimna Wojna nie zaczęła się od przemówienia Churchilla w Fulton, czyli od 5.III.1946 roku, ale zanim skończyła się II Wojna Światowa w Europie! A jej pierwsze zwiastuny pojawiły się na skandynawskim niebie, i nie były to bynajmniej UFO w dzisiejszym tego słowa znaczeniu… 

wtorek, 21 maja 2013

Tragedia w Oklahoma City!




Jak podaje Onet.pl:


Co najmniej 91 osób, w tym 20 dzieci, zginęło na skutek tornada, które w nocy (czasu polskiego) przeszło nad przedmieściami Oklahoma City na południu USA, niszcząc dwie szkoły, szpital i setki domów - podały źródła medyczne. - Byliśmy w piwnicy. Tornado wyważyło drzwi, zaczęło w nas uderzać szkło i gruz, myśleliśmy, że zginęliśmy - powiedział jeden z ocalałych Ricky Stover, przeszukując ruiny swojego domu.
Bilans ofiar może wzrosnąć. Według CNN w szpitalach przebywa 145 osób, w tym ok. 50 dzieci.
Tornado uderzyło wieczorem w 55-tysięczną miejscowość Moore, ok. 16 km na południe od Oklahoma City. Towarzyszyły mu wiatry wiejące z prędkością nawet 320 km na godz.; lej tornada był szeroki na 3 km. Trąba powietrzna w ciągu ok. 40 minut przemierzyła 32 km.
Ratownicy wciąż przeszukują gruzy, m.in. szkoły podstawowej Plaza Towers, całkowicie zniszczonej po przejściu trąby powietrznej. Spod gruzów uratowano kilkoro uczniów. Zniszczona została także szkoła Briarwood.
Niszczycielskie tornado na amatorskim filmie - Co najmniej 91 osób, w tym 20 dzieci, nie żyje - to najnowszy bilans kataklizmu na przedmieściach Oklahoma City w USA. Minionej nocy przeszło tam potężne tornado. Zobacz amatorski film żywiołu, wykonany przez jednego z mieszkańców miejscowości Newcastle. (TR) - CNN
Większość dzieci, które zginęły, miała poniżej 12 lat - powiedziała przedstawicielka służb medycznych Amy Elliott.
James Rushing, mieszkający naprzeciwko szkoły Plaza Towers, usłyszał informację o nadchodzącej trąbie powietrznej i natychmiast pobiegł do budynku, by ratować 5-letniego syna Aidena. - Dwie minuty po tym jak dotarłem na miejsce szkoła zaczęła rozpadać się na kawałki - relacjonował.
Gubernator stanu Oklahoma Mary Fallin na konferencji prasowej nie podała dokładnego bilansu ofiar. Mówiła tylko o "zabitych i wielu rannych".
Oprócz dwóch szkół zniszczone zostało kino i szpital w Moore. Setki rodzin straciły domy.
Lokalna telewizja, która filmowała ze śmigłowca obrazy zniszczeń, pokazała kompletnie zdewastowane domy, stosy samochodów, zburzone ściany. Mieszkaniec Moore Joe Jolly powiedział radiu publicznemu NPR, że jego dzielnica zamieniła się w prawdziwą "strefę wojny".
Odnotowano co najmniej jeden pożar.
Według telewizji News.9 w Oklahoma City otwarto schroniska dla ocalałych, mieszczą się one głównie w kościołach.
Wyrazy solidarności z rodzinami ofiar wyraził minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski. Na Twitterze napisał po angielsku: "Sercem jestem z mieszkańcami dotkniętej tornadem Oklahomy. Tragiczna utrata wielu istnień ludzkich, straszne zniszczenia. Wyrazy solidarności z Polski".
Choć tornada często uderzają w równiny w Oklahomie, to rzadko nawiedzają one obszary zamieszkałe - pisze agencja AFP.
Tornado było tuż tuż. Z wizji wprost do schronu - Ekipa lokalnej telewizji, słysząc zbliżające się tornado, postanowiła przerwać program i zejść do schronu. Drugi prowadzący program zapewnił widzów, że program będzie stamtąd nadawany "jak długo się da", po czym słychać było już tylko serię okrzyków "do schronu!", a na ekranie złowrogo czerwienił się telebim z obrazem z radaru pogodowego. (TR) - TVN24
Moore zostało już częściowe zniszczone w maju 1999 roku przez potężne tornado, które zabiło wówczas 41 osób. Jak ustalono, towarzyszące mu wiatry wiały z największą prędkością kiedykolwiek zmierzoną przy powierzchni Ziemi. (PG)

* * *

Siedzę właśnie i oglądam te obrazy zniszczenia nadawane przez CNN Int. Miasto wygląda strasznie, jak po bombardowaniu. Żal mi tych ludzi, cóż w końcu oni są winni, że wystawiono ich na ślepy cios Natury, której równowagę sami naruszamy od co najmniej 200 lat. Na nich właśnie zemściła się nasza niebotyczna głupota, chciwość i żądza dóbr materialnych. Wszyscy mówią o wietrze, tornado, zabitych, rannych i stratach materialnych. Ale nikt nie mówi o tym, że Amerykanie długo, bardzo długo pracowali na to, co ich spotyka i jeszcze spotka, bo na Oklahomie się nie skończy. Ekolodzy, meteorolodzy ostrzegali niejednokrotnie, ale kto by ich tam słuchał – ważne że biznes się kręci! A co najgorsze – to samo – tyle że w mniejszej skali (jeszcze) zaczyna się i u nas. Nieposzanowanie Przyrody i Jej praw zawsze mści się na Ludzkości – tak było, tak jest i tak będzie. Póki ludzie nie zrozumieją tej prostej prawdy, póty będzie brać tęgie cięgi z Jej strony.


Jedno jest pewne – Al Gore ma rację – to właśnie efekt globalnego ocieplenia spowodował tą (i inne tego rodzaju tragedie), bo nasycana dwutlenkiem węgla atmosfera zaczyna się zachowywać poza wszelkimi możliwościami prognozowania jest stanu. Oczywiście jest on teraz opluwany przez rozmaitych polityków i naukowców pozostających na usługach koncernów – przede wszystkim paliwowo-energetycznych i wydobywczych, którzy największe pieniądze robią właśnie na wydobyciu, przetwarzaniu i spalaniu paliw kopalnych, co właśnie jest jednym z wielu źródeł CO2 w atmosferze Ziemi. Oczywiście są to ciężkie pieniądze i dlatego właśnie i Gore i wspierający go ekolodzy są ośmieszani, opluskwiani i obrzucani błotem – bo to co głoszą godzi w ich najżywotniejsze interesy. A zatem niech się dzieje co chce, niech Ziemię pustoszą tajfuny, trąby powietrzne i huragany – byle tylko kręcił się biznes i były wypchane portfele szefów od energo-biznesu… Ich byt jest zapewniony. Byle tylko to bezrozumne bydło, za jakich uważają zwykłych ludzi, kupowało i spalało ich produkty! Taki jest ich tok myślenia. My nie jesteśmy ludźmi, tylko targetem. Ci, którzy się sprzeciwiają, są obstaklami ekologicznymi, których trzeba wyeliminować – czasami nawet fizycznie. A jak? – to pokazano w Auckland, gdzie francuskie służby specjalne zamordowały dwoje członków Greenpeace’u.




Te chmury burzowe nas ominęły - wylały się potem nad Myślenicami i Krakowem w gwałtownych burzach...

Wydarzenia w Oklahoma City są kolejną klęską Rozumu, który przeciwstawiono ludzkiej pazerności i głupocie. Ofiary tego kataklizmu powinny postawić przed sądem tych, którzy są odpowiedzialni za taki stan rzeczy i żądać od nich maksymalnych odszkodowań za swe straty. Może to wreszcie zmusiłoby to tych chciwych przemysłowców i kapitalistów do ekologicznego myślenia! (Boże, kogo ja oszukuję???) Tylko że to nic nie zmieni, efekty tego stanu rzeczy uderzą także w nas samych – już uderzyły m.in. w Mazowsze – bo dla nich nie ma granic i kordonów, na których można by je zatrzymać…


Ale którego z możnych tego świata to naprawdę obchodzi?         

“Operation Unthinkable” z UFO w tle (1)


Układ sił w Europie tuż po zakończeniu II Wojny Światowej (Wikipedia)


Od czasu opublikowania przez wydawnictwo WiS2 mojej książki „Powojenne losy niemieckiej Wunderwaffe” (Warszawa 2008) zastanawiałem się nad tym, co spowodowało Stalina do tak drastycznej demonstracji siły, jaką było „skandynawskie rakietowe lato 1946 roku” – bo trudno przypuścić, by chodziło tutaj o zastraszenie Szwedów, Norwegów i Duńczyków, choć z drugiej strony – taki efekt psychologiczny został osiągnięty, co widać choćby z ówczesnej prasy skandynawskiej, która wprost wskazywała na Rosjan jako sprawców tej fali UFO. A zatem musiało chodzić o coś innego, ale o co?


Odpowiedź tą otrzymałem niedawno i była zaskakująca – pierwszą przesłanką była amerykańska próba z bomba atomową zdetonowana w okolicach koreańskiego miasta Hynnam wczesnym rankiem, w dniu 12.VIII.1945 roku (zob. - http://wszechocean.blogspot.com/2011/09/prawdziwe-poczatki-zimnej-wojny-1.html). Był to pokaz zorganizowany nie dla Koreańczyków czy Japończyków – Japonia gotowała się do kapitulacji i nic jej już nie mogło pomóc – ale dla Rosjan, którzy właśnie weszli na Półwysep Koreański. To było takie oznakowanie terenu: STÓJCIE, ANI KROKU DALEJ! JAPONIA JEST NASZA! No i Rosjanie po doszczętnym rozbiciu Armii Kwantuńskiej pozostali w Korei, choć mogli zdesantować się na Wyspy Japońskie. Ale to nie było to. Stalin wiedział o bombie A w rękach Amerykanów i już pracował nad jej analogiem. Było coś jeszcze.


Drugą przesłanką było coś, co nazwano Operation Unthinkable – dosł.: Operacja Nie do Pomyślenia.


Operation Unthinkable – według brytyjskiej Wikipedii – była kryptonimem dwóch kolejnych planów konfliktu pomiędzy Aliantami Zachodnimi a ZSRR. Obydwa zostały stworzone na zamówienie sir Winstona Churchilla w 1945 roku i rozwinięte przez British Armed Forces’ Joint Planning Staff po zakończeniu II Wojny Światowej w Europie.

Pierwszy z nich zakładał niespodziewany atak na siły radzieckie stacjonujące w Niemczech w celi „wymuszenie woli Aliantów Zachodnich” na Sowietach i zmuszenie Józefa Stalina do uhonorowania porozumień dotyczących przyszłości Europy Środkowej. Kiedy plan ten uznano za „dziwaczny”, został on odrzucony. Kryptonim został następnie przyporządkowany następnemu planowi – defensywnego scenariusza – w którym Brytyjczycy bronili sie przed radziecką próbą przedarcia się do Morza Północnego i Atlantyku, po wycofaniu się sił USA z naszego kontynentu.

Studia te stały się pierwszymi w Zimnej Wojnie planami wojny przeciwko Związkowi Radzieckiemu. Obydwa plany zostały ściśle utajnione i takie były od czasu ich powstania, aż do czasu ich odtajnienia w 1998 roku.

Początkowy główny cele został zdefiniowany następująco: „wymuszenie na Rosji woli USA i Imperium Brytyjskiego. Nawet jeżeli „wola” tych dwóch krajów może być zdefiniowaną jako nie więcej niż sprawiedliwą ofertę dla Polski, to nie musi to oznaczać militarnego zaangażowania. Słowo „Rosja” jest używane w całym dokumencie jak pars pro toto dla Imperium Carów, z którym ZSRR jest niemal zbieżnym.

Szefowie Sztabów obawiali się ogromnych radzieckich sił wojskowych rozmieszczonych w Europie przy końcu wojny, a ocena Józefa Stalina była zawodna, zatem istniało radzieckie zagrożenie dla Zachodniej Europy. Przewaga Rosjan w żołnierzach wynosiła 4 : 1, w czołgach 2 : 1 w dniu końca wojny w Europie. Poza tym ZSRR nie wyprowadził swój atak na Japonię i istniała możliwość, że sprzymierzy się z Japończykami przeciwko Aliantom Zachodnim, jeżeli ci ostatni będą nastawieni wrogo do Sowietów.

Hipotetyczna data ataku sił Aliantów Zachodnich na siły radzieckie w Europie została wyznaczona na 1.VII.1945 roku. Plan zakładał niespodziewany atak 47 dywizji amerykańskich i brytyjskich w rejonie Drezna – pośrodku radzieckiego zgrupowania. To była mniej więcej połowa z prawie 100 dywizji (ok. 2.500.000 żołnierzy), które Brytyjczycy, Amerykanie i Kanadyjczycy mieli do dyspozycji swych Kwater Głównych w tym czasie.  [Należy wspomnieć, że Rosjanie mieli wtedy około 11 mln żołnierzy w Europie – przyp. aut.]

Plan ten powzięty przez brytyjskich szefów sztabów uznano za militarnie niewykonalny ze względu na trzykrotną przewagę radzieckich sił lądowych w Europie i Środkowym Wschodzie, gdzie także projektowano utworzenie Teatru Działań Wojennych. Większość operacji zaczepnych byłyby wykonywane przez siły anglo-amerykańskie przy udziale Wojska Polskiego i 100.000 żołnierzy Wehrmachtu. Sukces tych operacji zależałby od zaskoczenia nieprzyjaciela. Jeżeli nie odniesiono by szybkiego sukcesu, to należałoby prowadzić wojnę totalną. W raporcie z dnia 22.V.1945 roku operacje ofensywne określono jako “ryzykowne”.  

W odpowiedzi na instrukcje Churchilla z 10.VI.1945 roku został napisany uzupełniający raport na temat „jakie środki powinny być użyte do obrony Wysp Brytyjskich na wypadek wojny z Rosją”. Siły USA zostały relokowane na Pacyficzny TDW przygotowując się do wojny z Japonią, a Churchill obawiał się, że to osłabi możliwości obronne swego kraju i wzmocni przewagę Sowietów w przypadku ich ataku na Europę Zachodnią. raport kończy się wnioskiem, że jak USA zogniskują swe siły na Pacyficznym TDW, to Wielka Brytania stanie w obliczu „dziwnej sytuacji”.

Planiści sztabowi Churchilla odrzucili jego pogląd na temat zachowania przyczółków na kontynencie bez przewagi operacyjnej. Zakładano, że UK może wykorzystać RAF i Royal Navy do obrony, aczkolwiek przewidywano groźbę zmasowanego ataku rakietowego, na który nie było żadnego środka obronnego poza strategicznymi bombardowaniami.

W roku 1946 rozwijały się napięcia i konflikty pomiędzy krajami kapitalistycznymi i komunistycznymi w Europie. Były one postrzegane jako możliwe wyzwalacze większego konfliktu. Jednym z takich obszarów był Julian March [po włosku Venetia Julia - obszar półwyspu Istria, który stał się punktem spornym pomiędzy Włochami a Jugosławią – przyp. aut.]  i w dniu 30.VIII.1946 roku, na nieformalnym spotkaniu szefów sztabów UK i USA przedyskutowano sprawę możliwości przedzierzgnięcia się tego konfliktu w europejską wojnę. Sprawa zachowania przyczółków na kontynencie znów została przedstawiona z Dwightem D. Eisenhowerem, który preferował wspomaganie krajów Beneluxu, a nie Włoch ze względu na ich bliskość Wielkiej Brytanii. 


Tak właśnie wyglądały układy pod koniec i tuż po zakończeniu wojny w Europie. Ten okres jest najciekawszym okresem w jej historii, bowiem właśnie wtedy wykuwała się powojenna rzeczywistość, której skutki odczuwamy po dzień dzisiejszy!


CDN. 

poniedziałek, 20 maja 2013

UOSO sfotografowane przez NASA


Kontrowersyjne zdjęcie wykonane przez jednego z astronautów na orbicie wokółziemskiej (NASA)


George A. Filer III (MUFON)


To zdjęcie wywołało intensywną dyskusję pomiędzy ufoentuzjastami a ufosceptykami. Wielu wierzy w to, że zdjęcie jest autentyczne i że NASA nie jest do końca uczciwa w stosunku do nas, zaś inni twierdzą, że to nie jest dowód i należy go pominąć.
- Najwidoczniej astronauci z NASA sądzili że to było na tyle interesujące, by to sfotografować, a jeden z nich zamieścił to zdjęcie na internetowej stronie NASA – dodaje Waring.

Ten Nieznany Obiekt Latający został sfotografowany jak wisiał nad powierzchnią Ziemi, a kiedy jego zdjęcie opublikowano na stronie NASA, to wywołało to żywą dyskusję pomiędzy obywatelami USA. Zdjęcie to wykonane na orbicie i pokazane na stronie NASA pokazuje potencjalnie pozaziemski statek kosmiczny.

To spektakularne zdjęcie zrobiono na dużej wysokości ponad wstęgami chmur, które widać daleko poniżej. Jednak orle oczy internautów ujrzały jeszcze coś w tym kadrze – niewielki dyskokształtny obiekt wiszący w lewej-górnej części kadru.
- Oglądając dokładniej to zdjęcie z NASA, można zobaczyć nie tylko UOSO, bo kiedy podkręcicie jasność monitora waszego komputera, to zobaczycie świecącą aurę wokół tego obiektu – mówi ufolog Scott C. Waring


Przekład z j. angielskiego –
Robert K. Leśniakiewicz ©

niedziela, 19 maja 2013

Lato 1952, Spitzbergen: Europejskie Roswell?



Dywersja ideologiczna, to wroga działalność, które polega na manipulowaniu faktami w celu dezinformacji obywateli kraju będącego obiektem jej działania.

Zbigniew Ciećkowski -  „Wojna psychologiczna”



Introdukcja.


Wczesne lata 50. XX wieku, to szybkie postępy Zimnej Wojny - globalnej konfrontacji dwóch systemów i dwóch bloków państw. W Polsce historia spitzbergeńskiej ufokatastrofy jest znana z relacji norweskiego ufologa - Ole Jonny Brænne’a z Drammen, którą przedstawiłem na łamach kwartalnika „UFO”. Ponadto wzmianki o tym wydarzeniu znaleźć można w Biblii polskich ufologów - książkach z cyklu „Goście z Kosmosu - NOL” Lucjana Znicza-Sawickiego i naszej wspólnej z dr Milošem Jesenským pracy pt. „WUNDERLAND: Pozaziemskie technologie w III Rzeszy”.

Raport O. J. Brænne’a rzuca nowe światło na ten niezwykły incydent, a także kilka innych, z których jeden - CE2 miał miejsce na wyspie Wolin w lecie 1953 roku. O.J. Brænne w swej pracy stawia tezę, że jest to zwyczajny UFO-hoax[1], ale to nie jest cała prawda. Podejrzewam bowiem, że ten UFO-hoax był potrzebny konkretnym siłom w celu osiągnięcia konkretnych celów i wymierzony był w konkretne osoby i instytucje.


Tak powstała Legenda...


Ta historia liczy sobie niemal pół wieku i wokół niej narosło wiele plotek i nieporozumień, które razem tworzą Legendę tej ufokatastrofy. Miała ona miejsce na odległej od cywilizacji, norweskiej wyspie - a właściwie archipelagu - Spitzbergen. Na tej właśnie wyspie, norwescy piloci odrzutowych myśliwców w czasie ćwiczeń znaleźli wrak UFO, który później został przewieziony do Narwiku w Norwegii, w którym dalsze badania ujawniły różne dziwne stopy metali i ich pozaziemskie pochodzenie...

Co naprawdę zdarzyło się na tej wyspie w czerwcu 1952 roku? W artykule, który ukazał się wiosną 1993 roku w „CUFORN Bulletin” O. J. Brænne ukazał historyczny rozwój legendy w 38-stronicowym artykule, który w Norwegii opublikowano w czasopiśmie „UFO”.[2]

Pierwszą gazetą, jaka opublikowała tą informację była niemiecka gazeta „Saarbrücken Zeitung” z dnia 28 czerwca 1953 roku, w artykule „Auf Spitzbergen landete Fliegende Untertasse”. Opisuje się w nim odnaleziony na arktycznej wyspie Nordanslandet przy cieśninie Hinlopen latający srebrzysty dysk z kopułką z pleksiglasu i 46 silnikami odrzutowymi na obwodzie. Sądzono, że pochodził on z ZSRR. Dysk miał około 60 m średnicy. NOL ów był wyposażony w silne urządzenie zagłuszające radiokomunikację na częstotliwości 934 Hz, której nie używa się w żadnym kraju.


Wyniki pierwszych badań.



Dokładne badania dysku wykazały, że:
v Dysk był zdalnie sterowany.
v Miał on średnicę 48,88 m i był bezzałogowy.
v Pancerz NOL-a wykonano z nieznanego nauce stopu metali. Po odpaleniu wszystkich 46 automatycznych silników odrzutowych, umieszczonych w równych odległościach na obwodzie, dysk obracał się wokół swej osi i pleksiglasowej kopułki, która zawierała przyrządy pomiarowe i urządzenia zdalnego sterowania.
v Instrumenty pomiarowe posiadały rosyjskie oznakowania!
v Promień działania dysku wynosił około 30.000 km na wysokości około 160 km - czyli LEO.
v Latający dysk miał także luk do przenoszenia bardzo ekslozywnych bomb - prawdopodobnie bomb jądrowych...

Jeden z niemieckich konstruktorów i współtwórca broni V - niejaki inż. Riedel na jego widok zawołał: Toż to jest typowa V-7, nad której seryjną produkcją pracowałem osobiście!!!

Teraz już chyba nikogo nie dziwi, że wszystkie informacje trafiły od razu do kartotek CIA po opublikowaniu tych danych przez „Berliner Volksblatt” w dniu 9 lipca 1952 roku, a następnie w „Der Flieger”, gdzie opublikował je w swym artykule dr Waldemar Beck. Podchwyciła to od razu AFP, a stąd już była krótka droga do Langley...

Jak dotąd wszystko to brzmi dość wiarygodnie. Potem zaczyna się stopniowe zafałszowywanie danych i nadawanie Legendzie kosmicznych wymiarów, a im dalej, tym więcej - czyli dokładnie tak samo, jak w przypadku Legendy Roswell czy Legendy Eksperymentu Filadelfijskiego... Pojawiają się informacje o superbroni promienistej, pastylkach żywnościowych i ekstra twardym metalu pancerza pojazdu. Pojawiają się doniesienia o czterech zwłokach Kosmitów. Liczba ich z czasem wzrosła do siedmiu! Przyczyna ich śmierci miał być udar promienisty spowodowany bliską eksplozją atomową. Latający talerz nie został przy tym znaleziony na Spitzbergenie, ale na Helgolandzie... Kolejne doniesienia są coraz bardziej sensacyjne i coraz mniej sensowne. Legenda przerosła samą siebie...


Norweskie samoloty


Tymczasem okazało się, że norweskie samoloty myśliwskie, które posiadali Norwegowie - DH-100 De Havillant Vampire , F-84-E oraz F-84-G nie były w stanie przelecieć z baz położonych w środkowej Norwegii do Spitzbergenu, latać nad nim godzinę i polecieć z powrotem. Zapas paliwa - nawet przy dodatkowych zbiornikach nie umożliwiał im na pokonanie nawet połowy tej drogi!!! I to rozwala wiarygodność - wszelką wiarygodność - Legendy Szpicbergeńskiej!

Końcowy wniosek Raportu O. J. Brænne’a i szwedzkiego ufologa Andersa Liljegrena jest całkowicie bezsporny i ostateczny: Legenda jest po prostu jedną wielką UFOBREDNIĄ, a jej autorzy - J.M.M. i Sven Thygesen w ogóle nie istnieli!

Nawet, jeżeli ta Legenda jest prawdziwa, to dotyczyć ona może nie ufokatastrofy, ale katastrofy jakiegoś pojazdu latającego - wybudowanego w ZSRR w oparciu o plany V-7 Vril/Haunebu latającego talerza, który uległ katastrofie na jednej z wysp archipelagu Spitzbergen...


Komu to było na rękę?


No cóż, do końcowych wniosków Raportu Brænne’a nie można się doczepić. Wniosek jest uzasadniony, a samo uzasadnienie stanowi przykład przeprowadzonego drobiazgowo dochodzenia ufologicznego w sprawie ufokatastrofy. Ufokatastrofa ta - podobnie jak ta z Roswell - miała posłużyć komuś do określonego celu, innymi słowy mówiąc, była ona komuś wybitnie na rękę.

Legenda była humbugiem, UFO-hoax’em dlatego, że:
v UFO ponoć emitowało fale radiowe o innej częstotliwości, niż fale radiowe, na których pracowały radia pokładowe norweskich samolotów, a zatem nie mogły one ich zagłuszać.
v Nadajnik radiowy NOL-a emitował fale o częstotliwości 934 Hz, czyli w paśmie VLF. Dla przypomnienia dodam, że stacja Warszawa I pracuje na fali o częstotliwości 225 kHz w zakresie fal długich - LF. Tego rodzaju częstotliwość mogłaby posłużyć temu UFO do łączności z zanurzonymi do 30 m okrętami podwodnymi, aliści do tego celu używa się częstotliwości ELF - a więc jeszcze niższej...
v W Legendzie czytamy, że pułap lotu dysku wynosił 160 km, co czyni jego zasięg praktycznie nieograniczony, bowiem ta wysokość, to jest wysokość niskiej orbity wokółziemskiej!
v Znaleziona we wraku UFO ciężka woda i pigułki żywnościowe są kolejnym punktem wątpliwym, jako że ciężka woda jest szkodliwa - ze względu na swą radioaktywność - dla każdej żywej istoty zbudowanej z białek węglowych. Pigułki żywnościowe zaś w latach 50. ub. wieku były swoistym hitem futurologów - że wspomnę tylko utwory zamieszczone w antologii „Przygody z tej i nie z tej Ziemi, czyli świat za wiele, wiele lat” pod redakcją Stanisława Aleksandrzaka - w której to antologii zamieszczono opowiadania pisane przez dzieci, a których horyzontem czasowym były lata 2000 - 2100. We wszystkich wspomina się o sproszkowanej i spigułkowanej żywności!
v Fałsz legendy pod względem politycznym wykazał także inny norweski badacz - Jon Ingvar Haltuff w 1978 roku. Wyszedł on z założenia, że poza Norwegami Svalbard jest zasiedlony także przez Rosjan, a co za tym idzie - cały archipelag był „pod lupą” radzieckich służb specjalnych - KGB (wtedy jeszcze NKGB) i GRU.  I taki „smakowity kąsek” jak latający talerz na pewno nie umknąłby uwadze obu tych służb - nie mówiąc już o tym, że same manewry lotnicze na pewno ściągnęły na Spitzbergen dodatkowych „badaczy” i „polarników” z „misją specjalną” - czytaj: szpiegowską...

Wszystko powyższe dowodzi tego, że:
Ø Twórcy Legendy operowali pojęciami i wiedzą ludzi swego czasu i nie wymyślili nic nowego, czego nie wymyśliliby pisarze SF i futurolodzy w latach 50.
Ø Katastrofa szpicbergeńska nie miała ani jednego świadka, który potwierdziłby jej istnienie.
Ø Żadna służba wywiadowcza ZSRR nie zdobyła informacji na ten temat, co jest kolejnym dowodem przeciw.
Ø Fakt ukazania się Legendy w prowincjonalnej gazecie dowodzi tylko tego, że chodziło tutaj o to, by informacja ta dotarła do służb specjalnych Wschodu lub Zachodu...

A zatem wynika z tego, że nadawcą mogła być CIA a odbiorcą NKGB, a chodziło znów o zastraszenie Rosjan - dokładnie tak, jak w przypadku ufokatastrofy w Roswell. Pamiętajmy, że trwała wojna w Korei, a to dokładnie uzasadnia powstanie Legendy i jej cel użyteczny!... Kto wie, czy decyzji o puszczeniu jej w obieg nie podjął gen. Douglas McArthur. Bomby atomowe i wodorowe były bronią zbyt ciężką i ultymatywną i w tego rodzaju działaniach nie mogły one rozstrzygnąć o powodzeniu. Dlatego potrzebne było coś nowego, coś nieznanego, tajemniczego i zatem ex definitio groźnego - a cóż może być groźniejszego od plazmowej czy anihilacyjnej broni Kosmitów???...


Polski akcent Legendy!


Ta Legenda stanowi zlepek przewidywań futurologicznych, danych naukowych i ufologicznych - co stanowi o jej sensacyjności i nośności. Jest właściwie pewnym to, że chodzi tutaj o:
·        Test nowego amerykańskiego, brytyjskiego, radzieckiego lub nawet chińskiego pojazdu latającego, zbudowanego w oparciu o technologię Obcych względnie technologie rodem z III Rzeszy, albo...
·        ... rezultat nieudanej próby z rakietami kosmicznymi wyprodukowanymi w ZSRR czy USA - czego też się nie da wykluczyć, bowiem i Rosjanie i Amerykanie pracowali nad takimi rakietami, zaś Rosjanie pierwsi osiągnęli powodzenie, czego dowodem był lot Sputnika 1.

Jest w tym wszystkim pewien zagadkowy aspekt polski, a mianowicie - na Gwiazdkę 1961 roku od rodziców dostałem uroczą książeczkę Krystyny Korewicko-Adamskiej pt. „Podróż na Księżyc”. Podobało mi się w niej wszystko: ilustracje i tekst. Jaka szkoda, że książeczka ta nie doczekała się drugiego wydania - jest o całe niebo mądrzejsza od durnowatych Pokemonów, Szkieletorów i innych stworów wylęgłych w chorej wyobraźni zachodnich autorów. Zaczytałem ją na śmierć i pozostały mi po niej tylko czcigodne szczątki. Zainteresowały mnie ponownie jej ilustracje, kiedy czytałem o danych technicznych tego UFO ze Spitzbergenu. Spójrz Czytelniku na ilustracje - czy nie pasują one do tego, co pisze O. J. Brænne w swym Raporcie!?

Te latające talerze Księżyczan też mają silniki główne do lotu wznoszącego i na obwodzie dysze silniczków korygujących kierunek lotu. Do tego kopuły z pleksiglasu, anteny radiowe jak w pojazdach Jetsonów - Odrzutowskich z kreskówek Hana-Barbera oraz wsporniki do pozycji spoczynkowej na ziemi... Jeżeli to tylko czysty przypadek, to jest zastanawiające to, skąd ilustrator tej książeczki wziął pomysł na latający talerz? Czyżby z niemieckiej czy zachodniej prasy opisującej UFO ze Spitzbergenu??? A może sam kiedyś widział podobne w latach wojny nad naszym Wybrzeżem?

Pojazdy te - jak widać na innej ilustracji - poruszają się w przestrzeni kosmicznej i w atmosferze bez problemów, a zatem tak - jak rakiety, a nawet o wiele bardziej swobodnie! Bardzo chciałbym wiedzieć, skąd rysownik wziął pomysł na przedstawienie tych księżycowych UFO? To jest naprawdę zagadka do rozwiązania!
 Legenda szpicbergeńska jest ufologicznym evergreenem, który będzie jeszcze przez długi czas straszył na łamach bulwarowej prasy. Sądzę, że im szybciej ją pożegnamy, tym lepiej dla nas.



[1] Dosł.: UFO-żart - tym terminem oznacza się wszelkie fałszywki UFO.
[2] Jest to periodyk wydawany przez organizację UFO Norge.