No właśnie – gdzie zatem leży ów Umbilicus Telluris?
Odpowiedź znalazłem u Juliusza Verne’a. Jest coś
zastanawiającego w kryptogramie Arne Saknussemma, który mówi o znalezieniu
drogi do wnętrza Ziemi. Był w tym jakiś fałsz. No i rzeczywiście! Był! Przecież
Islandia to dawna Ultima Thule starożytnych. To właśnie o niej pisał w „Medei” Seneka:
Venient
annis saecula seris
Quibus Oceanus vincula
rerum
Laxet, et ingens pateat
tellus
Tethysque novos detegat
orbes
Nec sit terris ULTIMA
THULE.
Dla człowieka Średniowiecza i Odrodzenia Islandia (i
Grenlandia) to przede wszystkim odległe krainy wulkanów i lodowców. To wejście
do samego Piekła w kraterze Hekli… - ale o tym wiedział każdy, a zatem jaki
jest sens szyfrowania – i to aż czterostopniowego (!!!) tej informacji???
Bo ta notatka, którą Verne umieścił w pierwszych
rozdziałach swej powieści o wyprawie profesora Otto Lidenbrocka i jego niesfornego siostrzeńca Axela do środka Ziemi była zaszyfrowana
aż czteropoziomowo:
0. Najpierw Arne Saknussemm napisał tekst po
islandzku (NB, nie ma czegoś takiego, jak język staroislandzki, jest język
islandzki i koniec, bo niewiele zmienił się od tysiąca z okładem lat…), którego
wersja wyjściowa brzmiała tak: W
Jokulu Sneffels zejdź do krateru, który muska cień Skartarisa przed kalendami
lipcowymi, a dotrzesz zuchwały podróżniku aż do środka Ziemi. Czego dokonałem.
Arne Saknussemm.
1. Następnie przetłumaczył clair na łacinę: In Sneffels Yoculis kem delibat umbra
Scartaris Julii intra calendas descente, audas viator, et terrestre centrum
attiges. Kod feci. Arne Saknussemm. Kiepska to łacina, ale zrozumiała dla mieszkańców
szesnastowiecznej Europy, a zatem Arne Saknussemm postanowił utrudnić ludziom
odczytanie tego komunikatu i…
2. …napisał całą informację
wspak: mmessunkaS enrA .icef dok
.segnitta murtnec ertserret te ,rotaiv sadua ,etnecsed sadnelac artni iiluJ
siratracS arbmu tabilet mek meretarc silucoY sleffenS nI.
3. Trzecim stopniem było
przeanagramowanie liter kryptogramu poprzez rozpisaniem ich na macierz tak, by
uniemożliwić odczytanie go bez klucza, a następnie, żeby jeszcze bardziej
utrudnić jego odczytanie…
4. …zapisał całość runami Futhatk, co dało następujący obraz:
Szyfrogram był całkowicie niezrozumiały dla laika i
nawet wtajemniczeni mieli z nim kłopot. Pytanie brzmi: co chciał ukryć Arne
Saknussemm – a właściwie Snorri Sturluson
(1179-1241) – chciał nam powiedzieć? Dziwi was mnóstwo niezgodności pomiędzy
tekstem podanym przez Verne’a, a tekstem zapisanym Futharkiem? - nie jest tak,
jak myślicie. Pomiędzy najstarszym pismem runicznym, a „Kryptogramem
Saknussemma” jest odstęp 1.500 lat, z biegiem których pismo to zdążyło się
zmienić. Autor wskazuje nam na to
wkładając w usta swego bohatera te słowa:
- Rękopis i dokument nie
zostały napisane tą samą ręką - stwierdził. - Kryptogram jest późniejszy
aniżeli książka - mam na to niezbity dowód. Oto pierwsza litera kryptogramu
jest podwójnym „m”, którego próżno by szukać w książce Turlessona, jako że tą literę dodano dopiero do alfabetu
islandzkiego dopiero w XIV wieku. A więc pomiędzy powstaniem tej książki a
napisaniem dokumentu upłynęło co najmniej dwieście lat.
Tekst pergaminu ukrywa w sobie jeszcze jeden
„haczyk”, otóż jest on dostatecznie długi, by zawierał wszystkie znaki alfabetu
z ery „postfutharkowej”. Jest ich 17. Zwróćmy uwagę, że autor odróżnia znaki
liter „i” (oraz „j”) od „y” jedynie poprzez rozmiar napisanych znaków. Nie
istnieje to w alfabetach zredukowanych w „postfutharkowej” erze. A to
oznaczałoby, że zostały one wyprodukowane na potrzebę przekonwertowania tekstu
łacińskiego na runiczny, albowiem łacina była w ówczesnych czasach „esperantem”
wszystkich uczonych. Saknussemm nie był
wyjątkiem. Norweski król i późniejszy święty Olaf Trygvaason wysłał niemieckiego duchownego Tangbrandta, by dokonał chrztu Islandii, aliści został on z wyspy
przepędzony. Zatem św. Olaf posłał tam karną ekspedycję księży pod wodzą o. Tormoda. Norweska kolonia na Islandii
powstała w tym samym czasie, kiedy schrystianizowano wyspę i w roku 1000 każdy
mieszkaniec wyspy został ochrzczony. W roku 1106 do biskupstwa w Skalholte
przybyło drugie w Hótar i tam - a to jest dla nas niezmiernie ważna informacja
- rozwijało się islandzkie piśmiennictwo. Gdyby więc runa odpowiadająca literze
„y” była wytworzona dodatkowo, to możemy liczbę znaków zmniejszyć do 16. I tak
przetworzony i uproszczony Futhark był używany i w XVI stuleciu!
Jak już tu powiedziałem, pochodzenie pisma
runicznego jest do dziś dnia zagadką. Podobieństwo znaków runicznych do znaków
innych alfabetów pokazuje tabela w Dodatku 4.[1] Wedle tej tabeli i tabelek
z Dodatków 5, 5a i 5b możemy jeszcze
rozpisać „Testament Saknussemma” w jeszcze innych rodzajach alfabetów
runicznych. Szczególnie cenne są tabele z Dodatków 5, 5a, 5b. Ostatnia tabelka
- patrz Dodatek 6 - ukazuje zapis imienia i nazwiska Arne Saknussemm przy
pomocy różnych run, w tym run z książki Verne’a. Jak widać, imię i nazwisko to
w „Wyprawie do wnętrza Ziemi” nie jest pisane jednym rodzajem znaków
runicznych, co mogło świadczyć o przeprowadzonej przez autora selekcji znaków
do zapisu łacińskiego tekstu za pomocą run, albo o indywidualnym stylu autora!
O tym sposobie możemy się dowiedzieć więcej, kiedy sobie przestudiujemy tekst
„Testamentu...” , który po długich kombinacjach odszyfrował prof. Lidenbrock
przy wydatnej pomocy swego siostrzeńca. (M. Jesenský – „Testament Saknussemma”,
zob. http://wszechocean.blogspot.com/2011/12/sprawa-nr-004x-testament-saknussemma-1.html i dalsze)
Zajmijmy się tym szczególnym tworem w łacińskim
oryginale: kod feci - co uczyniłem, czego
dokonałem. Zamiast poprawnego wyrazu quod
autor napisał kod, który wyszedłby
spod pióra islandzkiego pisarza w tym czasie, kiedy to łacina cycerońska
chyliła się ku upadkowi i zaśmiecały ją różne barbaryzmy. Podobnie rzecz ma się
z wyrazem kem – poprawnie quem – „który”. Na Islandię zanieśli
łacinę mnisi, którzy używali jej w czasie obrzędów kościelnych. Wyrazy kod i kem są tu kluczem do zrozumienia tego, że autor mógł się posługiwać
nim zawsze, a zatem stanowił on pewien wyróżnik - identyfikator - po którym
można było rozpoznać rękę tylko i wyłącznie jednego autora – Saknussemma.
A dlaczego tak było – odpowiedź na to pytanie
spróbował dać słynny czeski pisarz dr Ludvk
Souček (1926-1978) w swej trylogii „Tajemnica ślepych ptaków” (1968)[2], „Znak Jeźdźca” (1970) i
Jezioro Słoneczne” (1972), pisze o śladach i artefaktach pozostałych po pobycie
na Ziemi Przybyszów z Kosmosu. Mimochodem pisze on także o ogromnym
skarbie stanowiącym depozyt norweskiego konunga jarla Ottara z Nidaros, którego Kosmici porwali na Marsa i gdzie założył
on kolonię w Solis Lacus – Jeziorze
Słonecznym.
I znowu skarb – oto dlaczego Arne Saknussemm vel
Snorri Sturluson a za nim Jules Verne podali ta informację. Być może Inkowie
(bo i taka teoria się pojawiła) czy Templariusze zdeponowali tutaj swe skarby,
a na Oak Island nie pozostawili niczego poza ignis fatuus – błędnym ognikiem, który spełnił idealnie swe zadanie
– przez dwa z górą wieki ściągał uwagę głupców opętanych żądzą złota chciwców,
którzy topili całe fortuny w Money Pit. Zaiste to był klasyczny monkey business…
Wygląda zatem na to, że złoto Inków z El Dorado czy
Skarb Narodów Templariuszy leży gdzieś pod górą wulkaniczną w okolicy
miejscowości Ólafsvik. I to dlatego Juliusz Verne napisał po „Wyprawie do
wnętrza Ziemi” inna powieść pt. „Wulkan złota”. Wulkan Snaefellsjökull o
wysokości 1446 m n.p.m. faktycznie istnieje i znajduje się w odległości 23 km
na południe od Ólofsvik, na 64°49’ N - 023°46’ W. To właśnie jest ów Sneffels z
powieści Verne’a. a trzeba nam wiedzieć, że na Islandii istnieją jeszcze dwa
wulkany o podobnie brzmiącej nazwie – Snaefell, ale pierwszy leży w interiorze
wyspy – na północny-wschód od Vatnajökull, mierzy sobie 1833 m, a jego wysokość
względna wynosi 1000 m, i znajduje się na 64°48’ N - 016°06’ W. Poza nim jest
jeszcze trzeci szczyt o wysokości 1383 m – znajdujący się w Parku Narodowym Vatnajökull,
o tej samej nazwie, mniej więcej na 64°08’ N - 016°34’ W. Jest to mniej znana
góra od dwóch pozostałych i też znajduje się w interiorze Islandii. Jest
jeszcze jedna rzecz, która nie zgadza się z opisem Verne’a, a mianowicie – z żadnej z nich nie można zobaczyć
brzegów Grenlandii, która jest odległa od nich więcej, niż 35 mil. Warunek ten
może być z biedą spełniony jedynie wtedy, gdy znajdujemy się na szczycie
Drangajökull na półwyspie Strandir nad zatoką Ísafjardhar, na 66°09’12” N -
022°14’07” W. Ale… - ale wysokość tego lodowca wynosi tylko 925 m, a zatem nie
pasuje to do wysokości verne’owskiego Sneffelsa, który ma być wysoki na 5000
stóp francuskich (1 stopa = 0,32 m), czyli około 1600 m. Ale to może być równie
dobrze wytwór fantazji Pana Juliusza, a poza tym dokładność XIX-wiecznych map
Islandii pozostawiała sobie to i owo do życzenia…
Co zatem należy zrobić, by potwierdzić lub zanegować
tą hipotezę? Oczywiście należałoby udać się na Islandię i zbadać kratery
czterech wulkanów: Snaeffelsjökull, obu Snaefell’ów i Drangajökull. Być może w
jednym z nich znajdzie się jakaś wskazówka, gdzie dalej szukać tego skarbu
Inków lub/i Templariuszy – bo nie zapominajmy, że tego tropu nie można
zanegować. Będzie z tym tylko ten problem, że wszystkie te kratery są pokryte
lodowcami i z tego też względu w ich wnętrzu nie można było ukryć niczego. Są one
zawalone milionami ton lodu. Co zatem pozostaje? Pozostają jaskinie i tunele
lawowe u ich podstawy oraz poboczne stożki pasożytnicze, o ile w ogóle takowe
istnieją.
Implikacje odkrycia takiego skarbu byłyby różnorakie,
a zatem byłaby to ogromna sensacja historyczna, która zmieniłaby historię
Europy, bo niektóre jej rozdziały trzeba by było napisać od nowa. Dla poszukiwaczy
przygód i badaczy oraz łowców Nieznanego w rodzaju „nieznanoświatowego” Romana Warszowskiego czy Macieja Kuczyńskiego byłaby to nie lada
gratka! Nie ma już żadnych granicznych barier, które tak nam krępowały ręce w
poprzednim wieku. Może ten materiał zainspiruje kogoś i obierze on Islandię
jako cel swej Wielkiej Przygody? Jeżeli nawet nie znajdzie on skarbu Inków czy
złota Templariuszy, to pozna ten niesamowity, dziki i nieskażony cywilizacją
kraj lodu i ognia… - co samo w sobie jest warte wszystkich skarbów tego świata.
* * *
Te słowa napisałem w
2000 roku i jak dotąd nie straciły niczego ze swej aktualności. Skarbów tych nie
znaleziono i są one gdzieś ukryte – być może w lokalizacjach, które podałem w
artykule. Z drugiej strony złoto Inków i skarb Rycerzy Świątyni mogły już zostać
znalezione i zostały przejęte. Skarb Inków lub jego część – jak twierdzi Wiktoria Leśniakiewicz – został wydany
na życie i wykształcenie potomka Tupaca
Amaru rezydującego na Zamku Dunajec w Niedzicy – co atoli stanowi już
osobną historię – zob. http://wszechocean.blogspot.com/2012/04/sprawa-nr-018h-testament-uminy.html, zaś skarb Templariuszy został znaleziony i
wykorzystany przez Nicolasa Flamela
jeszcze w XV wieku, o czym już pisałem – zob. http://wszechocean.blogspot.com/2013/02/nicolas-flamel-tworca-kamienia.html a także http://wszechocean.blogspot.com/2013/03/wedrowki-swietego-graala.html.
I co ciekawe – ten mój
tekst nigdzie się nie ukazał drukiem – czyżby był zbyt fantastyczny? A może
komuś na tym zależy na tym, by skarby te nadal rozpalały ludzką wyobraźnię?
Do tej sprawy
jeszcze powrócę…
[1] Dodatki:
zob. http://wszechocean.blogspot.com/2011/12/sprawa-nr-004x-testament-saknussemma-1.html i dalsze.
[2] Lata
polskich wydań danej książki.