Tomasz Róg (Onet)
Sprawa
katastrofy w Czarnobylskiej EJ wzbudza nadal emocje. Z okazji kolejnej rocznicy
tego wydarzenia, Onet.pl opublikował artykuł na temat tej katastrofy, w którym
cytowany jest często-gęsto jeden z polskich atomistów dla którego ta katastrofa
to mit a ci, którzy go rozpowszechniają to oszołomy. Czy jednak słusznie???
27 lat temu cały świat
usłyszał o Czarnobylu. Do dziś nazwa tego niewielkiego ukraińskiego miasteczka
budzi przerażenie. Jak jednak twierdzą eksperci, awaria reaktora jądrowego
najwięcej szkód spowodowała nie w ciałach, lecz umysłach ludzi.
Jak
doszło do awarii?
Do katastrofy w elektrowni
atomowej imienia Włodzimierza Iljicza Lenina, położonej w odległości 18
kilometrów od Czarnobyla, doszło w nocy z 25 na 26 kwietnia 1986 r. podczas
testu awaryjnego systemu zasilania elektrycznego sterowania rektorem nr 4.
Eksperyment nie został
jednak właściwie przygotowany, a wymagania bezpieczeństwa potraktowano czysto
formalnie - w trakcie próby m.in. usunięto z rdzenia reaktora niemal wszystkie
pręty sterujące, odpowiadające za zachowanie kontroli nad urządzeniem. Co
więcej, ukryte wady konstrukcyjne spowodowały, że po rozpoczęciu próby awarii
już nie dało się uniknąć.
Test rozpoczęto krótko po
godzinie pierwszej w nocy 26 kwietnia 1986 r. W pewnym momencie woda chłodząca
reaktor przestała płynąć, a jego moc gwałtownie wzrosła. Próba uruchomienia
systemu bezpieczeństwa nie przyniosła oczekiwanego rezultatu. O godz. 1:24 i 40
sekund doszło do potężnej eksplozji pary wodnej. Chwilę później doszło do
wybuchu uwolnionego wodoru.
W efekcie wybuchów
całkowicie zniszczony został reaktor, a także część konstrukcji chroniącego go
budynku. Siła eksplozji była tak wielka, że w powietrze wyleciała m.in.
2000-tonowa płyta zakrywająca reaktor.
Wraz z dymem do atmosfery
wydostała się radioaktywna chmura, niosąca ogromne ilości izotopów
pierwiastków: jodu-131, cezu-137, strontu-90 i plutonu-239. Ten radioaktywny
"koktajl" w ciągu kilku dni ogarnął całą północną półkulę Ziemi. Dotarł
nawet do japońskiej Hiroszimy.
Gaszenie pożaru zajęło
ratownikom prawie dziesięć dni. Do zdławienia ognia użyto tysięcy ton piachu,
boru, dolomitu, gliny oraz ołowiu. W efekcie emisji do atmosfery radioaktywnych
pierwiastków, skażone zostały ogromne połacie ziemi, głównie na Ukrainie i
Białorusi.
Po eksplozji wokół
elektrowni wyznaczono mierzącą 2,5 tysiąca kilometrów kwadratowych zamkniętą
strefę buforową, z której wysiedlono ponad 300 tysięcy osób, w tym 50 tys.
mieszkańców miasta Prypeć.
Jaka
jest rzeczywista skala strat ludzkich?
Przy usuwaniu skutków
katastrofy czarnobylskiej pracowało łącznie 600 tysięcy żołnierzy i cywilów.
Pierwsze dane mówiły nawet o 4 tysiącach osób zabitych i ponad 70 tysiącach
trwale okaleczonych.
Według raportu organizacji
ekologicznej Greenpeace "Katastrofa w Czarnobylu – konsekwencje dla
zdrowia ludzi" z 2006 r., w wyniku następstw czarnobylskiej katastrofy
zmarło już około 200 tysięcy obywateli Rosji, Ukrainy i Białorusi. Co więcej, u
270 tysięcy wszystkich dotkniętych skutkami awarii najprawdopodobniej rozwinie
się nowotwór, a 93 tysiące z nich z tego powodu umrze.
Z kolei Związek Czarnobyla,
organizacja, która zrzesza likwidatorów skutków awarii w elektrowni, twierdzi,
że 10 proc. z wszystkich ratowników już nie żyje, a kolejnych 165 tys. jest
niepełnosprawnych.
Zupełnie inne dane
prezentują naukowcy z tzw. Forum Czarnobylskiego, w skład którego wchodzą
Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej, Światowa Organizacja Zdrowia, agendy
ONZ oraz rządy Białorusi, Rosji i Ukrainy. W 2005 r. opublikowano raport, z
którego wynika, że skutki zdrowotne awarii nie są tak tragiczne, jak
prognozowano. Podawana przez specjalistów całkowita liczba ofiar śmiertelnych
wynosi około 30 osób.
Mit
Czarnobyla [ma się dobrze!]
- Skutki rzeczywiste są
takie, że wśród ludności – moim zdaniem – nie ma żadnych skutków – mówił kilka
lat temu prof. Zbigniew Jaworowski, nieżyjący już ekspert ds. wpływu
promieniowania na zdrowie człowieka, członek grup doradczych Międzynarodowej
Agencji Energii Atomowej, a w 1986 r. członek Polskiej Komisji Rządowej ds.
Skutków Katastrofy Czarnobylskiej. To właśnie on zalecił wówczas podawanie
mieszkańcom Polski, głównie dzieciom, płynu Lugola – wodnego roztworu czystego,
nieradioaktywnego jodu w jodku potasu.
W zrealizowanym przez
telewizję TVN programie pt. "Czarnobyl – w cieniu reaktora"
Jaworowski wyliczał wszystkie ofiary katastrofy czarnobylskiej. – Na pewno
zginęło od promieniowania 28 osób – pracowników elektrowni i ratowników, którzy
bezpośrednio brali udział w pierwszych godzinach po wypadku. Ci ludzie umierali
w ciągu następnych kilku tygodni do kilku miesięcy na ostrą chorobę popromienną
– mówił.
Jak zaznaczył, "w sumie
ludzi, u których stwierdzono objawy ostrej choroby popromiennej, było 134.
Spośród tych 134 osób zmarło 28. W ciągu następnych dwudziestu lat zmarło
spośród tych, którzy zachorowali na tę chorobę, jeszcze 19 osób. Ale niektórzy
zmarli w wypadkach samochodowych, niektórzy na gruźlicę, niektórzy na zawał
serca, niektórzy na inne choroby niemające nic wspólnego z promieniowaniem.
Cztery osoby zmarły na choroby, które można by wiązać z promieniowaniem, bo
były to choroby szpiku, ale niekoniecznie, bo ludność, która nie była
napromieniowana, również choruje na choroby szpiku. Ale gdybyśmy nawet założyli,
że tak, to mamy 28 plus 4, to mamy 32 osoby, które mogły zemrzeć w skutek
napromieniowania".
W opublikowanym w 2009 r.
artykule pt. "Czarnobyl" prof. Zbigniew Jaworowski napisał, że
"zniszczenie reaktora w Czarnobylu było największą katastrofą psychologiczną
w czasie pokoju. Najwięcej szkód spowodowała (ta katastrofa – przyp. red.) nie
w ciałach, lecz w umysłach ludzi. Płonący reaktor wzbudził masowy strach i
irracjonalne działania milionów zwykłych ludzi, a także ekspertów i rządów.
Natomiast z punktu widzenia rzeczywistych strat ludzkich (...) była to
niewielka katastrofa przemysłowa".
Dla porównania przytoczył
liczbę ofiar w kilku innych katastrofach przemysłowych, w tym m.in. w indyjskim
Bhopalu, gdzie w 1984 r. w wyniku uwolnienia 40 ton izocyjanu metylu z fabryki
pestycydów zmarło co najmniej 15 tysięcy osób.
Jak zaznaczył Jaworowski,
"nie ma żadnego udokumentowanego zgonu wśród ogółu ludności spowodowanego
promieniowaniem z Czarnobyla. Wynika to z jego małych dawek, które w ciągu
kilku lat otrzymało około 5 milionów osób żyjących na tzw. terenach
skażonych".
Dodał, że nie można mówić o
epidemii nowotworów, gdyż już dawno zostało udokumentowane "ochronne i
stymulujące układ odpornościowy działanie małych dawek promieniowania".
Zwiększoną liczbę zarejestrowanych tzw. "czarnobylskich" raków
tarczycy tłumaczył faktem, że od chwili katastrofy na obszarze Rosji, Ukrainy i
Białorusi prowadzone są badania przesiewowe na największą skalę w historii
medycyny.
"Zamiast masowych
zgonów radiacyjnych po Czarnobylu wystąpiła epidemia chorób psychosomatycznych
(choroby serca, przewodu pokarmowego, psychiczne, itp.), niemających nic
wspólnego z promieniowaniem, a wywołanych stresem po katastrofie, błędami
władz, oraz sztucznym stworzeniem masowego syndromu 5 milionów »ofiar
Czarnobyla«, tj. ludzi żyjących na tzw. silnie skażonych terenach i
otrzymujących za to stałą rekompensatę pieniężną" – pisał Jaworowski.
W rozmowie z TVN ekspert
zaznaczył, że w pierwszym roku po awarii w Czarnobylu zaobserwowano w wielu krajach
drastyczny wzrost liczby wykonywanych zabiegów aborcyjnych (wg przytoczonych w
programie danych z 1987 r. tylko w Europie Zachodniej przeprowadzono 200 tys.
poronień). – Spowodowane to zostało obawą matek, że urodzą uszkodzony płód.
Była to obawa zupełnie nieuzasadniona, ale niestety była ona również powodowana
niefachowymi informacjami udzielanymi przez środowisko lekarskie. Przestraszone
kobiety, rodzice przychodzili i pytali się: "Panie doktorze, co
zrobić?" i pan doktor radził wielokrotnie: "Radzę zrobić na wszelki
wypadek poronienie" – opowiadał Jaworowski.
W 2002 r. prof. Jaworowski
był gościem na czacie portalu Onet. W rozmowie z internautami wspominał wielką
akcję profilaktyczną w Polsce, której był pomysłodawcą. Jak podkreślił,
"gdybym w dniu 29 kwietnia 1986 r. miał w ręku te informacje o dawkach
(radioaktywnego izotopu jodu 131 – przyp. red.) na tarczyce, które mam obecnie,
nie proponowałbym rządowi przeprowadzenia na tak ogromną skalę profilaktyki
jodowej w Polsce. Podaliśmy wtedy 18,5 milionom ludzi profilaktyczne dawki
jodu, co było największą akcją profilaktyczną w historii medycyny w tak krótkim
czasie. Nasi krytycy powinni sobie uświadomić, że nikomu poza Polską nie udało
się przeprowadzić takiej akcji. Żaden kraj europejski tego nie uczynił. W ZSRR
rozpoczęto akcję profilaktyki jodowej w dniu 27 maja. Na Ukrainie jod otrzymało
około 1,6 mln osób, na Białorusi 46 tys., a w Rosji 55 tys.".
Były kierownik Zakładu
Higieny Radiacyjnej w Centralnym Laboratorium Ochrony Radiacyjnej w Warszawie
stwierdził, że zupełnie niepotrzebnie z okolic elektrowni ewakuowano wszystkich
mieszkańców. "W zamkniętej 40-kilometrowej zonie mieszka wiele tysięcy
osób i ma się dobrze. To promieniowanie na terenach zamieszkałych przez tych
ludzi jest niewiele większe niż w Polsce" – powiedział Jaworowski.
Jak dodał, "rzeczywiste
zagrożenie śmiertelne wystąpiło w dwóch »plamach« o łącznej powierzchni 0,5
kilometra kwadratowego, sięgających do odległości 1,8 kilometra od zniszczonego
reaktora w Czarnobylu. W tych plamach przez długi jeszcze okres nie będzie
można przebywać, natomiast z większości zony zamkniętej oraz innych części
terenów skażonych niepotrzebnie usunięto ludność".
27 lat temu cały świat
usłyszał o Czarnobylu. Do dziś nazwa tego niewielkiego ukraińskiego miasteczka
budzi przerażenie. Jak jednak twierdzą eksperci, awaria reaktora jądrowego
najwięcej szkód spowodowała nie w ciałach, lecz umysłach ludzi.
Kończąc swój artykuł z 2009
r. Jaworowski przyznał, że wypadek w Czarnobylu był wielką katastrofą
elektrowni jądrowej. "Nic gorszego nie mogło się już stać: całkowite
stopienie reaktora (niezabezpieczonego kopułą ochronną), swobodne uwalniania
radionuklidów do atmosfery przez dziesięć dni, błędne postępowanie załogi i
władz państwowych i wielkie niepotrzebne straty ekonomiczne w byłym Związku
Sowieckim i w innych krajach" – napisał.
Zaznaczył, że "wynikiem
katastrofy była śmierć mniejszej liczby osób niż ginie w ciągu tygodnia w
wypadkach samochodowych w Polsce. Było to historyczne wydarzenie, wielka lekcja
dla przemysłu jądrowego i dla nas wszystkich. Staje się coraz bardziej
przekonywującym dowodem, że rozszczepianie atomów jest najbezpieczniejszą formą
produkcji energii".
Co
dalej z mitem Czarnobyla?
Mit Czarnobyla do dziś ma
się świetnie, głównie dzięki wielorakim odniesieniom w kulturze masowej i
polityce.
Strach przed tym miejscem
wzbudzają kolejne horrory i gry komputerowe. Nazwa "Czarnobyl"
wykorzystywana jest także w polityce przez przeciwników energii jądrowej. Hasła
"nie dla atomu" czy też "nie dla drugiego Czarnobyla"
dominują w dyskursie publicznym, w którym dość rzadko znajduje się miejsce na
merytoryczną rozmowę na temat zalet i wad energii pozyskiwanej z atomu.
Powoli zmienia się jednak
świadomość władz, pod których kuratelą znajduje się "strefa
zamknięta". Na Ukrainie i Białorusi coraz częściej mówi się o ponownym
otwarciu choćby części tzw. "zony". Być może nastąpi to w momencie,
kiedy zostanie ukończony nowy sarkofag nad zniszczonym reaktorem. Czy wówczas
siła "mitu Czarnobyla" osłabnie? Czas pokaże. (GK)
* *
*
Ulubioną formą uwodzenia ze strony oszołoma jest
zadawanie pytań. Pytania te, mają gramatycznie poprawną budowę, ale wyróżnia je
to, że nie ma na nie żadnej odpowiedzi. Po prostu, są takie pytania na które
nie ma żadnej odpowiedzi, bo nie poddają się badaniu przez empiryczną
weryfikację, ani przez analizę, ani też przez kontrpytanie. Taki atak wzbudza w
ofierze naturalną wątpliwość. No właśnie dlaczego to czy tamto. I o to
oszołomowi chodzi, nie o wyjaśnienie, tylko o zamącenie.
Tak
właśnie napisał jeden z dyskutantów na forum Onet.pl w kontekście katastrofy w
Smoleńsku. Podobnie jest w przypadku katastrofy w Czarnobylu. Tutaj też są
ludzie, którzy dostrzegają negatywne skutki tej katastrofy i przedstawiają je,
zaś ich przeciwnikami są naukowcy którzy za wszelką cenę chcą udowodnić, że
atom jest bezpieczny, a Zieloni czy w ogóle ekolodzy to idioci, hamulce
postępu, itd. itp. ostatnio do arsenału oskarżeń pod ich adresem doszedł
najcięższy i najbardziej chamski ze wszystkiego, co miałem okazję usłyszeć –
otóż jeden w polskich „uczonych” stwierdził, że wszystkie ofiary Czarnobyla przedstawiają się za ofiary tylko dlatego,
żeby wyłudzić od państwa odszkodowania za sterane zdrowie - sic!!!. Przyznaję,
że po tym przeżyłem autentyczny szok, bo to byłoby tak, jakby odebrać
odszkodowania rodzinom ofiar z Bhopalu czy z Seveso. Albo z Hiroszimy. Ale
właśnie taka jest moralność i poziom etyczny niektórych polskich „naukowców”
(celowo napisałem to słowo w cudzysłowie, bo to nie są naukowcy) ogłupionych
przez pieniądz i możliwość szybkiego nachapania się, kiedy do skutku dojdą
obłąkańcze plany niektórych polityków, którzy z atomu zrobili sobie trampolinę
do następnych wyborów. Bo nie chodzi im
o Polskę i Polaków, nie chodzi im o bezpieczeństwo energetyczne naszego kraju,
ale o osobiste korzyści: prestiż, żłób, koryto i stołki.
Nie
zamierzam polemizować z wynurzeniami profesorów od atomów, bo jak sądzą, są one
fałszywe od A do Zet. Reklama dźwignią handlu – pokazuje to np. artykuł
Andrzeja Strupczewskiego zamieszczony na stronie http://www.atom.edu.pl/index.php/bezpieczenstwo/prawda-o-czarnobylu/skutki-zdrowotne.html
- wszystko jest OK., promieniowanie nie jest i nigdy nie było szkodliwe,
katastrofa w Czarnobylu to wymysł medialny, a ekolodzy to durnie. OK., w takim
razie dlaczego nie opublikowano dotąd raportu o skażeniach po katastrofie w
Czarnobylu sporządzonego dla UNSCEAR? Przecież
gdyby wszystko było w porządku, to przecież publikacja tego raportu nikomu by
nie zaszkodziła – nieprawdaż? Póki nie będzie tego raportu na stronie
internetowej PAA czy CLOR, póty nie ma mowy o prawdziwości tego, co piszą
polscy atomiści. Koniec i kropka.
Wszyscy apologeci i piewcy
korzyści z energii atomowej wstydliwie omijają temat hibakushas – ludzi, którzy zostali poszkodowani wskutek
dalekosiężnych efektów promieniowania jądrowego.
Hibakusha – funkcjonujące w
języku japońskim określenie na osobę będącą ofiarą ataku atomowego na Hiroszimę
lub Nagasaki. Dosłowne znaczenie słowa to "ludzie dotknięci
eksplozją".
Według
stanu na 31 marca 2008, 243.692 żyjące osoby mają poświadczony przez rząd
status hibakusha; ich średnia wieku to 75,14 lat. Większość
z nich żyje w Japonii, część także w Korei i w innych miejscach.
Japońska organizacja Nihon
Hidankyō, założona w 1956, zrzesza żyjących hibakusha i ma na celu zabieganie w
japońskim rządzie o większe wsparcie dla ofiar oraz wywieranie nacisku na
światowe rządy, by te zlikwidowały arsenał atomowy.
Odpowiednia ustawa definiuje
hibakusha jako osoby spełniające dowolny z wymienionych warunków:
v przebywały
w promieniu kilku kilometrów od hipocentrów w momencie wybuchu bomby
v przebywały
w promieniu 2 kilometrów od hipocentrów w ciągu kilku tygodni od zrzucenia
bomby
v znalazły
się w strefie opadu promieniotwórczego
v były
dziećmi matek spełniających jeden z powyższych warunków.
Hibakusha są uprawnieni do
wsparcia rządowego i otrzymują comiesięczny zasiłek. Około 1% wszystkich
hibakusha uprawnionych jest do specjalnego dodatku medycznego w związku z
chorobami będącymi następstwem napromieniowania.
W każdą rocznicę zrzucenia
bomb imiona zmarłych w poprzedzającym roku ofiar dopisywane są na znajdujących
się w Hiroszimie i Nagasaki cenotafach. W
sierpniu 2008 liczba ofiar w Hiroszimie wynosiła 258.310, a w Nagasaki 145.984.
Prawie wszyscy hibakusha zostali pokrzywdzeni w wyniku wybuchu tylko jednej z
bomb. Jedyną osobą, która oficjalnie otrzymała podwójny status hibakusha był
zmarły 4 stycznia 2010 Tsutomu Yamaguchi. Znajdując się w Hiroszimie podczas
wybuchu bomby Little Boy, doznał on m.in. poparzeń i uszkodzenia słuchu.
Następnie wrócił do rodzinnego Nagasaki, gdzie przeżył wybuch drugiej bomby
(Fat Man). Przyczyną śmierci 94 letniego Japończyka był nowotwór żołądka.(Wikipedia)
No
a teraz do tego wszystkiego dochodzą hibakushas z Rosji, Białorusi, Ukrainy,
Polski… Co będzie, jak zaczną się domagać odszkodowań? Zdaje się, że o to właśnie chodzi w tej proatomowej kampanii, o kasę,
którą trzeba by było wypłacić ludziom – ofiarom Czarnobyla.
Kolejnym
tematem, który jest starannie unikany przez panów od atomów jest problem
dalekosiężnych skutków napromieniowania. Chodzi o to, że napromieniowanie gonad
doprowadza do wszelkich rodzajów skaz i wad
genetycznych, które się kumulują, a nie eliminują z sztafecie pokoleń.
My tego nie odczujemy, nasze dzieci też nie, ale zemści się to na prawnukach i
pra-pra-prawnukach. A im dalej, tym gorzej. Już teraz obserwuje się zaburzenia
psychosomatyczne u ludzi urodzonych po 1986 roku, co się objawia m.in.
ociężałością umysłową i problemami ze zdrowiem, o jakich ludzie z mojego
pokolenia tylko słyszeli! Ludzie urodzeni na początku XX wieku są zdrowsi od
tych, którzy urodzili się po II Wojnie Światowej, w czasie której zaczęliśmy
się niebezpiecznie bawić z atomem. No, ale tego już nie usłyszymy od naszych
atomistów.
Chociaż
nie… - pamiętam, histeryczny wrzask płynący z zachodnich rozgłośni – głównie z
RWE/RFE, VoA, RFI, BBC, Svoboda i innych szczekaczek, w których już wyliczano
megatrupy po tej katastrofie. Czyli co? – czyżby te wszystkie „jedynie słuszne”
i „jedynie prawdziwe” rozgłośnie celowo okłamywały Polaków? Nieładnie! A co z
atomistami rzekomo zamordowanymi przez SB? To też kłamstwo czy kreowanie nowych
męczenników „Solidarności” w ramach jej mitu założycielskiego? A to brzydko… Wygląda
na to, że mit Czarnobyla jest zbudowany na samych kłamstwach i to przez tych,
którzy teraz chcieliby to odkręcić, bo poczuli słodki zapach szmalu…? Śmiechu
warte to wszystko.
Ciekawy
jestem, co ten „uczony” teraz powiedziałby o katastrofie w Fukushimie? To też
był tylko nic nie znaczący wypadek? Tylko że tam w powietrze wyleciały aż
cztery reaktory jądrowe, na szczęście dla nas to świństwo poleciało na Pacyfik.
A co byłoby, gdyby poszło na kontynent azjatycki? Masakra to mało powiedziane…
To byłaby dziewiątka w skali INES. W tej chwili rząd japoński i TEPCO zaniżają wyniki
pomiarów radioaktywności na terenie zrujnowanej elektrowni i terenach
przyległych, jak twierdzi Greenpeace, więc mamy kolejną manipulację na miarę
Czarnobyla.
No
i wreszcie kolejna sprawa – elektrownie jądrowe w Polsce. Mam pytanie za 64.000
€ - o ile takowa zostanie wybudowana – co będzie kosztowało co najmniej 10 mld
PLN (skąd na to weźmie kraj zadłużony po uszy przez kolejne niekompetentne
rządy-nierządy? Odbierze się znowu emerytom, rencistom i inwalidom?) – to
chciałbym zadać nieśmiałe pytanie: jaka będzie jakość tej budowy? Po jakim
czasie się rozleci? Znając możliwości i kreatywność naszych firm budowlanych
obstawiam miesiąc. Nie dłużej. Bajeczki panów profesorów, polityków oraz
przemysłowców, na których usługach ci pierwsi pozostają, wkładam tam, gdzie ich
miejsce – pomiędzy bajki. Żyjemy w
kraju, w którym nie potrafimy wybudować kilometra porządnej drogi – już nie
autostrady ale zwyczajnej drogi – a politykom zamarzyły się elektrownie jądrowe
– urządzenia, w których obowiązuje dokładność do siódmego miejsca po przecinku.
A skoro tego nie jest w stanie zbudować jakaś polska firma, to trzeba będzie
dorzucić kolejne pięć miliardów obcym firmom, które to zrobią… - i zarobią.
Szkoda
gadać, atomowe oszołomy porywają się z motyką na słońce podbijając bębenek
narodowej dumy – „co to my nie zrobimy!?” Nie zrobimy, bo za dużo w tym
wszystkim chciejstwa – a to zawsze stało nam na przeszkodzie. Dlatego możemy spać spokojnie – na gadaninie
się skończy. Ktoś na tych bredniach wjedzie do sejmu czy senatu, będzie dużo
piany a potem sprawę odgrzeje się przed kolejnymi wyborami… Nie jestem wrogiem
energetyki jądrowej w Polsce, pozwolę postawić elektrownię na mojej działce,
ale z zastrzeżeniem zapewnienia mi 100% bezpieczeństwa, a tego nie zapewni mi nikt…