Powered By Blogger

środa, 8 maja 2013

Mit Czarnobyla




Tomasz Róg  (Onet)

Sprawa katastrofy w Czarnobylskiej EJ wzbudza nadal emocje. Z okazji kolejnej rocznicy tego wydarzenia, Onet.pl opublikował artykuł na temat tej katastrofy, w którym cytowany jest często-gęsto jeden z polskich atomistów dla którego ta katastrofa to mit a ci, którzy go rozpowszechniają to oszołomy. Czy jednak słusznie???

27 lat temu cały świat usłyszał o Czarnobylu. Do dziś nazwa tego niewielkiego ukraińskiego miasteczka budzi przerażenie. Jak jednak twierdzą eksperci, awaria reaktora jądrowego najwięcej szkód spowodowała nie w ciałach, lecz umysłach ludzi.

Jak doszło do awarii?

Do katastrofy w elektrowni atomowej imienia Włodzimierza Iljicza Lenina, położonej w odległości 18 kilometrów od Czarnobyla, doszło w nocy z 25 na 26 kwietnia 1986 r. podczas testu awaryjnego systemu zasilania elektrycznego sterowania rektorem nr 4.

Eksperyment nie został jednak właściwie przygotowany, a wymagania bezpieczeństwa potraktowano czysto formalnie - w trakcie próby m.in. usunięto z rdzenia reaktora niemal wszystkie pręty sterujące, odpowiadające za zachowanie kontroli nad urządzeniem. Co więcej, ukryte wady konstrukcyjne spowodowały, że po rozpoczęciu próby awarii już nie dało się uniknąć.

Test rozpoczęto krótko po godzinie pierwszej w nocy 26 kwietnia 1986 r. W pewnym momencie woda chłodząca reaktor przestała płynąć, a jego moc gwałtownie wzrosła. Próba uruchomienia systemu bezpieczeństwa nie przyniosła oczekiwanego rezultatu. O godz. 1:24 i 40 sekund doszło do potężnej eksplozji pary wodnej. Chwilę później doszło do wybuchu uwolnionego wodoru.

W efekcie wybuchów całkowicie zniszczony został reaktor, a także część konstrukcji chroniącego go budynku. Siła eksplozji była tak wielka, że w powietrze wyleciała m.in. 2000-tonowa płyta zakrywająca reaktor.

Wraz z dymem do atmosfery wydostała się radioaktywna chmura, niosąca ogromne ilości izotopów pierwiastków: jodu-131, cezu-137, strontu-90 i plutonu-239. Ten radioaktywny "koktajl" w ciągu kilku dni ogarnął całą północną półkulę Ziemi. Dotarł nawet do japońskiej Hiroszimy.

Gaszenie pożaru zajęło ratownikom prawie dziesięć dni. Do zdławienia ognia użyto tysięcy ton piachu, boru, dolomitu, gliny oraz ołowiu. W efekcie emisji do atmosfery radioaktywnych pierwiastków, skażone zostały ogromne połacie ziemi, głównie na Ukrainie i Białorusi.

Po eksplozji wokół elektrowni wyznaczono mierzącą 2,5 tysiąca kilometrów kwadratowych zamkniętą strefę buforową, z której wysiedlono ponad 300 tysięcy osób, w tym 50 tys. mieszkańców miasta Prypeć.

Jaka jest rzeczywista skala strat ludzkich?

Przy usuwaniu skutków katastrofy czarnobylskiej pracowało łącznie 600 tysięcy żołnierzy i cywilów. Pierwsze dane mówiły nawet o 4 tysiącach osób zabitych i ponad 70 tysiącach trwale okaleczonych.

Według raportu organizacji ekologicznej Greenpeace "Katastrofa w Czarnobylu – konsekwencje dla zdrowia ludzi" z 2006 r., w wyniku następstw czarnobylskiej katastrofy zmarło już około 200 tysięcy obywateli Rosji, Ukrainy i Białorusi. Co więcej, u 270 tysięcy wszystkich dotkniętych skutkami awarii najprawdopodobniej rozwinie się nowotwór, a 93 tysiące z nich z tego powodu umrze.

Z kolei Związek Czarnobyla, organizacja, która zrzesza likwidatorów skutków awarii w elektrowni, twierdzi, że 10 proc. z wszystkich ratowników już nie żyje, a kolejnych 165 tys. jest niepełnosprawnych.

Zupełnie inne dane prezentują naukowcy z tzw. Forum Czarnobylskiego, w skład którego wchodzą Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej, Światowa Organizacja Zdrowia, agendy ONZ oraz rządy Białorusi, Rosji i Ukrainy. W 2005 r. opublikowano raport, z którego wynika, że skutki zdrowotne awarii nie są tak tragiczne, jak prognozowano. Podawana przez specjalistów całkowita liczba ofiar śmiertelnych wynosi około 30 osób.

Mit Czarnobyla [ma się dobrze!]

- Skutki rzeczywiste są takie, że wśród ludności – moim zdaniem – nie ma żadnych skutków – mówił kilka lat temu prof. Zbigniew Jaworowski, nieżyjący już ekspert ds. wpływu promieniowania na zdrowie człowieka, członek grup doradczych Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej, a w 1986 r. członek Polskiej Komisji Rządowej ds. Skutków Katastrofy Czarnobylskiej. To właśnie on zalecił wówczas podawanie mieszkańcom Polski, głównie dzieciom, płynu Lugola – wodnego roztworu czystego, nieradioaktywnego jodu w jodku potasu.

W zrealizowanym przez telewizję TVN programie pt. "Czarnobyl – w cieniu reaktora" Jaworowski wyliczał wszystkie ofiary katastrofy czarnobylskiej. – Na pewno zginęło od promieniowania 28 osób – pracowników elektrowni i ratowników, którzy bezpośrednio brali udział w pierwszych godzinach po wypadku. Ci ludzie umierali w ciągu następnych kilku tygodni do kilku miesięcy na ostrą chorobę popromienną – mówił.

Jak zaznaczył, "w sumie ludzi, u których stwierdzono objawy ostrej choroby popromiennej, było 134. Spośród tych 134 osób zmarło 28. W ciągu następnych dwudziestu lat zmarło spośród tych, którzy zachorowali na tę chorobę, jeszcze 19 osób. Ale niektórzy zmarli w wypadkach samochodowych, niektórzy na gruźlicę, niektórzy na zawał serca, niektórzy na inne choroby niemające nic wspólnego z promieniowaniem. Cztery osoby zmarły na choroby, które można by wiązać z promieniowaniem, bo były to choroby szpiku, ale niekoniecznie, bo ludność, która nie była napromieniowana, również choruje na choroby szpiku. Ale gdybyśmy nawet założyli, że tak, to mamy 28 plus 4, to mamy 32 osoby, które mogły zemrzeć w skutek napromieniowania".

W opublikowanym w 2009 r. artykule pt. "Czarnobyl" prof. Zbigniew Jaworowski napisał, że "zniszczenie reaktora w Czarnobylu było największą katastrofą psychologiczną w czasie pokoju. Najwięcej szkód spowodowała (ta katastrofa – przyp. red.) nie w ciałach, lecz w umysłach ludzi. Płonący reaktor wzbudził masowy strach i irracjonalne działania milionów zwykłych ludzi, a także ekspertów i rządów. Natomiast z punktu widzenia rzeczywistych strat ludzkich (...) była to niewielka katastrofa przemysłowa".

Dla porównania przytoczył liczbę ofiar w kilku innych katastrofach przemysłowych, w tym m.in. w indyjskim Bhopalu, gdzie w 1984 r. w wyniku uwolnienia 40 ton izocyjanu metylu z fabryki pestycydów zmarło co najmniej 15 tysięcy osób.

Jak zaznaczył Jaworowski, "nie ma żadnego udokumentowanego zgonu wśród ogółu ludności spowodowanego promieniowaniem z Czarnobyla. Wynika to z jego małych dawek, które w ciągu kilku lat otrzymało około 5 milionów osób żyjących na tzw. terenach skażonych".

Dodał, że nie można mówić o epidemii nowotworów, gdyż już dawno zostało udokumentowane "ochronne i stymulujące układ odpornościowy działanie małych dawek promieniowania". Zwiększoną liczbę zarejestrowanych tzw. "czarnobylskich" raków tarczycy tłumaczył faktem, że od chwili katastrofy na obszarze Rosji, Ukrainy i Białorusi prowadzone są badania przesiewowe na największą skalę w historii medycyny.

"Zamiast masowych zgonów radiacyjnych po Czarnobylu wystąpiła epidemia chorób psychosomatycznych (choroby serca, przewodu pokarmowego, psychiczne, itp.), niemających nic wspólnego z promieniowaniem, a wywołanych stresem po katastrofie, błędami władz, oraz sztucznym stworzeniem masowego syndromu 5 milionów »ofiar Czarnobyla«, tj. ludzi żyjących na tzw. silnie skażonych terenach i otrzymujących za to stałą rekompensatę pieniężną" – pisał Jaworowski.

W rozmowie z TVN ekspert zaznaczył, że w pierwszym roku po awarii w Czarnobylu zaobserwowano w wielu krajach drastyczny wzrost liczby wykonywanych zabiegów aborcyjnych (wg przytoczonych w programie danych z 1987 r. tylko w Europie Zachodniej przeprowadzono 200 tys. poronień). – Spowodowane to zostało obawą matek, że urodzą uszkodzony płód. Była to obawa zupełnie nieuzasadniona, ale niestety była ona również powodowana niefachowymi informacjami udzielanymi przez środowisko lekarskie. Przestraszone kobiety, rodzice przychodzili i pytali się: "Panie doktorze, co zrobić?" i pan doktor radził wielokrotnie: "Radzę zrobić na wszelki wypadek poronienie" – opowiadał Jaworowski.

W 2002 r. prof. Jaworowski był gościem na czacie portalu Onet. W rozmowie z internautami wspominał wielką akcję profilaktyczną w Polsce, której był pomysłodawcą. Jak podkreślił, "gdybym w dniu 29 kwietnia 1986 r. miał w ręku te informacje o dawkach (radioaktywnego izotopu jodu 131 – przyp. red.) na tarczyce, które mam obecnie, nie proponowałbym rządowi przeprowadzenia na tak ogromną skalę profilaktyki jodowej w Polsce. Podaliśmy wtedy 18,5 milionom ludzi profilaktyczne dawki jodu, co było największą akcją profilaktyczną w historii medycyny w tak krótkim czasie. Nasi krytycy powinni sobie uświadomić, że nikomu poza Polską nie udało się przeprowadzić takiej akcji. Żaden kraj europejski tego nie uczynił. W ZSRR rozpoczęto akcję profilaktyki jodowej w dniu 27 maja. Na Ukrainie jod otrzymało około 1,6 mln osób, na Białorusi 46 tys., a w Rosji 55 tys.".

Były kierownik Zakładu Higieny Radiacyjnej w Centralnym Laboratorium Ochrony Radiacyjnej w Warszawie stwierdził, że zupełnie niepotrzebnie z okolic elektrowni ewakuowano wszystkich mieszkańców. "W zamkniętej 40-kilometrowej zonie mieszka wiele tysięcy osób i ma się dobrze. To promieniowanie na terenach zamieszkałych przez tych ludzi jest niewiele większe niż w Polsce" – powiedział Jaworowski.

Jak dodał, "rzeczywiste zagrożenie śmiertelne wystąpiło w dwóch »plamach« o łącznej powierzchni 0,5 kilometra kwadratowego, sięgających do odległości 1,8 kilometra od zniszczonego reaktora w Czarnobylu. W tych plamach przez długi jeszcze okres nie będzie można przebywać, natomiast z większości zony zamkniętej oraz innych części terenów skażonych niepotrzebnie usunięto ludność".

27 lat temu cały świat usłyszał o Czarnobylu. Do dziś nazwa tego niewielkiego ukraińskiego miasteczka budzi przerażenie. Jak jednak twierdzą eksperci, awaria reaktora jądrowego najwięcej szkód spowodowała nie w ciałach, lecz umysłach ludzi.

Kończąc swój artykuł z 2009 r. Jaworowski przyznał, że wypadek w Czarnobylu był wielką katastrofą elektrowni jądrowej. "Nic gorszego nie mogło się już stać: całkowite stopienie reaktora (niezabezpieczonego kopułą ochronną), swobodne uwalniania radionuklidów do atmosfery przez dziesięć dni, błędne postępowanie załogi i władz państwowych i wielkie niepotrzebne straty ekonomiczne w byłym Związku Sowieckim i w innych krajach" – napisał.

Zaznaczył, że "wynikiem katastrofy była śmierć mniejszej liczby osób niż ginie w ciągu tygodnia w wypadkach samochodowych w Polsce. Było to historyczne wydarzenie, wielka lekcja dla przemysłu jądrowego i dla nas wszystkich. Staje się coraz bardziej przekonywującym dowodem, że rozszczepianie atomów jest najbezpieczniejszą formą produkcji energii".

Co dalej z mitem Czarnobyla?

Mit Czarnobyla do dziś ma się świetnie, głównie dzięki wielorakim odniesieniom w kulturze masowej i polityce.

Strach przed tym miejscem wzbudzają kolejne horrory i gry komputerowe. Nazwa "Czarnobyl" wykorzystywana jest także w polityce przez przeciwników energii jądrowej. Hasła "nie dla atomu" czy też "nie dla drugiego Czarnobyla" dominują w dyskursie publicznym, w którym dość rzadko znajduje się miejsce na merytoryczną rozmowę na temat zalet i wad energii pozyskiwanej z atomu.

Powoli zmienia się jednak świadomość władz, pod których kuratelą znajduje się "strefa zamknięta". Na Ukrainie i Białorusi coraz częściej mówi się o ponownym otwarciu choćby części tzw. "zony". Być może nastąpi to w momencie, kiedy zostanie ukończony nowy sarkofag nad zniszczonym reaktorem. Czy wówczas siła "mitu Czarnobyla" osłabnie? Czas pokaże. (GK)

* * *

Ulubioną formą uwodzenia ze strony oszołoma jest zadawanie pytań. Pytania te, mają gramatycznie poprawną budowę, ale wyróżnia je to, że nie ma na nie żadnej odpowiedzi. Po prostu, są takie pytania na które nie ma żadnej odpowiedzi, bo nie poddają się badaniu przez empiryczną weryfikację, ani przez analizę, ani też przez kontrpytanie. Taki atak wzbudza w ofierze naturalną wątpliwość. No właśnie dlaczego to czy tamto. I o to oszołomowi chodzi, nie o wyjaśnienie, tylko o zamącenie.

Tak właśnie napisał jeden z dyskutantów na forum Onet.pl w kontekście katastrofy w Smoleńsku. Podobnie jest w przypadku katastrofy w Czarnobylu. Tutaj też są ludzie, którzy dostrzegają negatywne skutki tej katastrofy i przedstawiają je, zaś ich przeciwnikami są naukowcy którzy za wszelką cenę chcą udowodnić, że atom jest bezpieczny, a Zieloni czy w ogóle ekolodzy to idioci, hamulce postępu, itd. itp. ostatnio do arsenału oskarżeń pod ich adresem doszedł najcięższy i najbardziej chamski ze wszystkiego, co miałem okazję usłyszeć – otóż jeden w polskich „uczonych” stwierdził, że wszystkie ofiary Czarnobyla przedstawiają się za ofiary tylko dlatego, żeby wyłudzić od państwa odszkodowania za sterane zdrowie - sic!!!. Przyznaję, że po tym przeżyłem autentyczny szok, bo to byłoby tak, jakby odebrać odszkodowania rodzinom ofiar z Bhopalu czy z Seveso. Albo z Hiroszimy. Ale właśnie taka jest moralność i poziom etyczny niektórych polskich „naukowców” (celowo napisałem to słowo w cudzysłowie, bo to nie są naukowcy) ogłupionych przez pieniądz i możliwość szybkiego nachapania się, kiedy do skutku dojdą obłąkańcze plany niektórych polityków, którzy z atomu zrobili sobie trampolinę do następnych wyborów. Bo nie chodzi im o Polskę i Polaków, nie chodzi im o bezpieczeństwo energetyczne naszego kraju, ale o osobiste korzyści: prestiż, żłób, koryto i stołki.

Nie zamierzam polemizować z wynurzeniami profesorów od atomów, bo jak sądzą, są one fałszywe od A do Zet. Reklama dźwignią handlu – pokazuje to np. artykuł Andrzeja Strupczewskiego zamieszczony na stronie http://www.atom.edu.pl/index.php/bezpieczenstwo/prawda-o-czarnobylu/skutki-zdrowotne.html - wszystko jest OK., promieniowanie nie jest i nigdy nie było szkodliwe, katastrofa w Czarnobylu to wymysł medialny, a ekolodzy to durnie. OK., w takim razie dlaczego nie opublikowano dotąd raportu o skażeniach po katastrofie w Czarnobylu sporządzonego dla UNSCEAR? Przecież gdyby wszystko było w porządku, to przecież publikacja tego raportu nikomu by nie zaszkodziła – nieprawdaż? Póki nie będzie tego raportu na stronie internetowej PAA czy CLOR, póty nie ma mowy o prawdziwości tego, co piszą polscy atomiści. Koniec i kropka.

Wszyscy apologeci i piewcy korzyści z energii atomowej wstydliwie omijają temat hibakushas – ludzi, którzy zostali poszkodowani wskutek dalekosiężnych efektów promieniowania jądrowego.
Hibakusha – funkcjonujące w języku japońskim określenie na osobę będącą ofiarą ataku atomowego na Hiroszimę lub Nagasaki. Dosłowne znaczenie słowa to "ludzie dotknięci eksplozją".
Według stanu na 31 marca 2008, 243.692 żyjące osoby mają poświadczony przez rząd status hibakusha; ich średnia wieku to 75,14 lat. Większość z nich żyje w Japonii, część także w Korei i w innych miejscach.
Japońska organizacja Nihon Hidankyō, założona w 1956, zrzesza żyjących hibakusha i ma na celu zabieganie w japońskim rządzie o większe wsparcie dla ofiar oraz wywieranie nacisku na światowe rządy, by te zlikwidowały arsenał atomowy.
Odpowiednia ustawa definiuje hibakusha jako osoby spełniające dowolny z wymienionych warunków:
v przebywały w promieniu kilku kilometrów od hipocentrów w momencie wybuchu bomby
v przebywały w promieniu 2 kilometrów od hipocentrów w ciągu kilku tygodni od zrzucenia bomby
v znalazły się w strefie opadu promieniotwórczego
v były dziećmi matek spełniających jeden z powyższych warunków.
Hibakusha są uprawnieni do wsparcia rządowego i otrzymują comiesięczny zasiłek. Około 1% wszystkich hibakusha uprawnionych jest do specjalnego dodatku medycznego w związku z chorobami będącymi następstwem napromieniowania.
W każdą rocznicę zrzucenia bomb imiona zmarłych w poprzedzającym roku ofiar dopisywane są na znajdujących się w Hiroszimie i Nagasaki cenotafach. W sierpniu 2008 liczba ofiar w Hiroszimie wynosiła 258.310, a w Nagasaki 145.984. Prawie wszyscy hibakusha zostali pokrzywdzeni w wyniku wybuchu tylko jednej z bomb. Jedyną osobą, która oficjalnie otrzymała podwójny status hibakusha był zmarły 4 stycznia 2010 Tsutomu Yamaguchi. Znajdując się w Hiroszimie podczas wybuchu bomby Little Boy, doznał on m.in. poparzeń i uszkodzenia słuchu. Następnie wrócił do rodzinnego Nagasaki, gdzie przeżył wybuch drugiej bomby (Fat Man). Przyczyną śmierci 94 letniego Japończyka był nowotwór żołądka.(Wikipedia)

No a teraz do tego wszystkiego dochodzą hibakushas z Rosji, Białorusi, Ukrainy, Polski… Co będzie, jak zaczną się domagać odszkodowań? Zdaje się, że o to właśnie chodzi w tej proatomowej kampanii, o kasę, którą trzeba by było wypłacić ludziom – ofiarom Czarnobyla.

Kolejnym tematem, który jest starannie unikany przez panów od atomów jest problem dalekosiężnych skutków napromieniowania. Chodzi o to, że napromieniowanie gonad doprowadza do wszelkich rodzajów skaz i wad  genetycznych, które się kumulują, a nie eliminują z sztafecie pokoleń. My tego nie odczujemy, nasze dzieci też nie, ale zemści się to na prawnukach i pra-pra-prawnukach. A im dalej, tym gorzej. Już teraz obserwuje się zaburzenia psychosomatyczne u ludzi urodzonych po 1986 roku, co się objawia m.in. ociężałością umysłową i problemami ze zdrowiem, o jakich ludzie z mojego pokolenia tylko słyszeli! Ludzie urodzeni na początku XX wieku są zdrowsi od tych, którzy urodzili się po II Wojnie Światowej, w czasie której zaczęliśmy się niebezpiecznie bawić z atomem. No, ale tego już nie usłyszymy od naszych atomistów.

Chociaż nie… - pamiętam, histeryczny wrzask płynący z zachodnich rozgłośni – głównie z RWE/RFE, VoA, RFI, BBC, Svoboda i innych szczekaczek, w których już wyliczano megatrupy po tej katastrofie. Czyli co? – czyżby te wszystkie „jedynie słuszne” i „jedynie prawdziwe” rozgłośnie celowo okłamywały Polaków? Nieładnie! A co z atomistami rzekomo zamordowanymi przez SB? To też kłamstwo czy kreowanie nowych męczenników „Solidarności” w ramach jej mitu założycielskiego? A to brzydko… Wygląda na to, że mit Czarnobyla jest zbudowany na samych kłamstwach i to przez tych, którzy teraz chcieliby to odkręcić, bo poczuli słodki zapach szmalu…? Śmiechu warte to wszystko.

Ciekawy jestem, co ten „uczony” teraz powiedziałby o katastrofie w Fukushimie? To też był tylko nic nie znaczący wypadek? Tylko że tam w powietrze wyleciały aż cztery reaktory jądrowe, na szczęście dla nas to świństwo poleciało na Pacyfik. A co byłoby, gdyby poszło na kontynent azjatycki? Masakra to mało powiedziane… To byłaby dziewiątka w skali INES. W tej chwili rząd japoński i TEPCO zaniżają wyniki pomiarów radioaktywności na terenie zrujnowanej elektrowni i terenach przyległych, jak twierdzi Greenpeace, więc mamy kolejną manipulację na miarę Czarnobyla.  

No i wreszcie kolejna sprawa – elektrownie jądrowe w Polsce. Mam pytanie za 64.000 € - o ile takowa zostanie wybudowana – co będzie kosztowało co najmniej 10 mld PLN (skąd na to weźmie kraj zadłużony po uszy przez kolejne niekompetentne rządy-nierządy? Odbierze się znowu emerytom, rencistom i inwalidom?) – to chciałbym zadać nieśmiałe pytanie: jaka będzie jakość tej budowy? Po jakim czasie się rozleci? Znając możliwości i kreatywność naszych firm budowlanych obstawiam miesiąc. Nie dłużej. Bajeczki panów profesorów, polityków oraz przemysłowców, na których usługach ci pierwsi pozostają, wkładam tam, gdzie ich miejsce – pomiędzy bajki. Żyjemy w kraju, w którym nie potrafimy wybudować kilometra porządnej drogi – już nie autostrady ale zwyczajnej drogi – a politykom zamarzyły się elektrownie jądrowe – urządzenia, w których obowiązuje dokładność do siódmego miejsca po przecinku. A skoro tego nie jest w stanie zbudować jakaś polska firma, to trzeba będzie dorzucić kolejne pięć miliardów obcym firmom, które to zrobią… - i zarobią.  

Szkoda gadać, atomowe oszołomy porywają się z motyką na słońce podbijając bębenek narodowej dumy – „co to my nie zrobimy!?” Nie zrobimy, bo za dużo w tym wszystkim chciejstwa – a to zawsze stało nam na przeszkodzie. Dlatego możemy spać spokojnie – na gadaninie się skończy. Ktoś na tych bredniach wjedzie do sejmu czy senatu, będzie dużo piany a potem sprawę odgrzeje się przed kolejnymi wyborami… Nie jestem wrogiem energetyki jądrowej w Polsce, pozwolę postawić elektrownię na mojej działce, ale z zastrzeżeniem zapewnienia mi 100% bezpieczeństwa, a tego nie zapewni mi nikt…