Radziecki okręt podwodny klasy Whiskey na skałach portu wojennego w Karlskronie (http://compunews.com/s139/sp2.htm)
Chyba wszyscy słyszeli o
obserwacjach USO, czyli Nieznanych Obiektach Podwodnych – albo UAO – Nieznanych
Obiektach Wodnych – na akwenach Trójkąta Bermudzkiego czy w wodach Arktyki i
Antarktyki. Zamierzam opowiedzieć Czytelnikowi pewien epizod Zimnej Wojny,
który umknął uwadze ufologów, a szkoda… Epizod ten jest związany ze
skandynawską falą USO dekady lat 80. XX wieku.
---oooOooo---
Półwysep
Skandynawski nawiedzały trzy fale obserwacji Nieznanych Obiektów Latających i
Nieznanych Obiektów Podmorskich. Pierwsza z nich obejmuje przełom lat 20./30. i
niewiele o niej wiadomo. Nawet sami Skandynawowie niewiele o niej wiedzą, co
jest zrozumiałe, bo mimo swej długowieczności roczniki 1929/1931 wykruszają się
w sposób naturalny. A było to tak: nad miejscowościami górskich prowincji
Szwecji i Norwegii oraz Finlandii pokazywały się tajemnicze samoloty latające
głównie nocami, bez świateł pozycyjnych i na dużych wysokościach. Tajemnicze
aeroplany – jak je wówczas nazywano – lądowały na terytoriach tych państw, ale
zawsze tam, gdzie nikt nie mógł dotrzeć szybko do miejsca ich lądowania, tak
więc kwestia, kto i po co nimi latał i co przewoził – pozostanie tajemnicą.
Dziś
można śmiało założyć, że byli to albo przemytnicy szmuglujący alkohol do
Szwecji (która zawsze miała drakońskie prawa antyalkoholowe) z ościennych
krajów, albo – co jest najbardziej prawdopodobne – były to ćwiczebne samoloty
niemieckiego i radzieckiego lotnictwa wojskowego, które były prowadzone przez
niemieckie załogi pod okiem radzieckich instruktorów z Sowieckoj Worużonnoj Awiacji, co było możliwe na mocy podpisanego w
kwietniu 1922 roku traktatu w Rapallo pomiędzy ZSRR a III Rzeszą (jeszcze wtedy
Niemcami) . traktat ów umożliwiał m.in. szkolenie niemieckiej kadry oficerskiej
w ZSRR – lotników, pancerniaków, marynarzy, itd., wymianę owoców najnowszej
myśli technicznej – strona niemiecka przekazała Rosjanom plany
najnowocześniejszego na owe czasy superpancernika Bismarck i najlepszych
modeli U-bootów. Rapallo stało się wstępem do złowrogiego dla nas paktu Hitler – Stalin mylnie zwanego paktem Ribbentrop
– Mołotow z sierpnia 1939 roku,
którego jedną z konsekwencji był IV rozbiór Polski i Katyń…
Te
tajemnicze aparaty przelatywały nad Półwyspem Skandynawskim z
północnego-wschodu na południowy-zachód i vice-versa
– czyli z Murmańska i Archangielska do Hamburga i Rostocku. Wiedza ta i
zdobyte wtedy umiejętności zaprocentowały potem niemieckim lotnikom, którzy
błyskawicznie opanowali całą Jutlandię i Norwegię w czasie kampanii kwietniowej
1940 roku, w ramach Operation Wezerübung.
No a potem, aż do końca 1944 roku niemieckie lotnictwo morskie dawało się
srodze we znaki konwojom arktycznym, startując do swych rajdów z norweskich baz
i topiąc statki alianckie torpedami i bombami, a które było skuteczniejsze od
„wilczych stad” U-bootów, które pod koniec wojny nauczono się szybko i
skutecznie likwidować.
Druga
fala obserwacji dziwnych obiektów latających nad Skandynawią datuje się od maja
do października 1946 roku – a zatem na długo przed oficjalnym rozpoczęciem Ery
UFO! Tym razem były to podłużne obiekty w kształcie rakiet czy bomb latających,
które poruszały się po skandynawskim niebie z ogromnymi prędkościami, czasami
wykonując wariackie ewolucje, czasami znikały przy akompaniamencie gromowych
detonacji…
Sprawa
ta była tak niepokojąca dla szwedzkich wojskowych i sił bezpieczeństwa
wewnętrznego, że powołano specjalny komitet, w składzie którego znajdowali się:
funkcjonariusze policji, funkcjonariusze policji politycznej SÄPO, żołnierze
wszystkich rodzajów sił zbrojnych – w szczególności lotnictwa i wojsk OPK oraz
wojsk przeciwchemicznych i atomowych (!!!). Do Komitetu Jacobssona – bo tak się
nazywał szef tego zbiorowiska mundurowych i cywilów – dokooptowano także
specjalistów z wywiadu wojskowego – IB, radiowywiadu i radiokontrwywiadu – FRA oraz
ekspertów z dwóch wydziałów – I i III FOA – czyli Instytutu Badań nad
Obronnością – dzisiaj FOI.
Ów
trust mózgów pracował w permanencji przez pół roku i zebrał w tym czasie 997
relacji o zaobserwowaniu dziwnych skrzydlatych „rakiet” i „samolotów” nad
Szwecją. Udało się stwierdzić, że 35% tajemniczych UFO nadleciało nad Szwecję z
północy i zachodu, zaś pozostałe 65% z południa i wschodu. Te UFO przypominały
swym wyglądem i zachowaniem… niemieckie pociski odrzutowe A-2/V-1 Fiesseler Fi-103 oraz pociski rakietowe A-4/V-2
i A9/10-V-6
Urzel!
Nie
sądzę, by ta fala UFO z 1946 roku była aż taką wielką tajemnicą. Trwały w tym
czasie radziecko-szwedzko-duńskie rozmowy w sprawie wolnego przepływu
radzieckich okrętów przez Cieśniny Duńskie. Stalinowi zależało na tym, by jego
flota miała możliwość szybkiego wyjścia na Atlantyk w celu odcięcia szlaków
komunikacyjnych do/z Ameryki Północnej. Rozumował logicznie: Europa Zachodnia
tak długo oprze się sowietyzacji, jak długo będzie miała zaplecze w USA. Na tym
właśnie opiera się cała doktryna obronna NATO. Ryglem zamykającym szlaki
Północnego Atlantyku był i jest Półwysep Skandynawski, co docenili w czasie II
Wojny Światowej admirałowie Hitlera. Sam Hitler (podobnie jak Stalin) nie
rozumiał strategii wojny na morzu i nie doceniał jej znaczenia. W potencjalnych
działaniach III Wojny Światowej, Stalin i jego marszałkowie doceniali wartość
baz lotniczych i morskich w Norwegii i Danii oraz na Islandii – i właśnie te
trzy kraje miały zostać zajęte przez wojska Układu Warszawskiego w pierwszej
kolejności, o czym swego czasu pisał Tom
Clancy w „Czerwonym sztormie”, Wiktor
Suworow w „Specnazie”, Pierre de
Villimarest w „GRU – sowiecki super wywiad”, John Barron w „KGB” – a wszyscy opierali się o dane uzyskane przez
„pierwszego polskiego oficera w NATO” płk Ryszarda
Kuklińskiego. Szczególnie ważna w tych planach była Islandia – jako
niezatapialny lotniskowiec dla radzieckich samolotów mających atakować
anglo-amerykańskie konwoje i cele naziemne w USA i Kanadzie.
Sowietom
nie wystarczyły rozmowy – potrzebny był „delikatny nacisk” na rządy Danii,
Szwecji i Norwegii – bo ta ostatnia też partycypuje w Cieśninach Duńskich, zaś
instrumentem tego „delikatnego nacisku” były hitlerowskie rakiety przejęte
przez Rosjan i odpalane nad Bałtyk z wyrzutni na poligonach w Peenemünde, Ustce,
Łebie czy Kronsztadtu i innych na terenach zajętych przez Armię Czerwoną. Są na
to dowody w postaci relacji świadków, zapisów radionasłuchu sporządzonych przez
FRA, i in. Rosjanie usiłowali zastraszyć swych partnerów w rozmowach, a przy
okazji udoskonalali niemieckie konstrukcje rakietowe. Efektem były najpierw
loty balistyczne, a potem start i wejście na orbitę Sputnika-1… Opisałem to w
książce „Powojenne losy niemieckiej Wunderwaffe” (Warszawa 2008), do której
odsyłam zainteresowanych.
Skandynawowie
nie ugięli się, i był to kolejny przyczynek do tego, by od Szczecina po Triest
zapadła Żelazna Kurtyna i zaczęła się Zimna Wojna. Chociaż ta ostatnia już
trwała i to od sierpnia 1945 roku.
Potem
było spokojnie, aż do dnia 20.X.1981 roku, kiedy to w bazie szwedzkiej
Marynarki Wojennej został przechwycony i aresztowany radziecki okręt podwodny
typu Foxtrott
o numerze taktycznym 137. Cokolwiek by nie mówić o tym
incydencie, to nasuwa się pytanie: co właściwie Rosjanie robili na tych
wodach??? Nie ma się co oglądać na zaspanych czy pijanych żołnierzyków
szwedzkich i podejrzewać rząd tego kraju o wymuszanie zwiększonych dotacji na
zbrojenia przeciwpodwodne – faktem bezsprzecznym jest to, że w latach 1980-87,
w wodach terytorialnych i wewnętrznych Szwecji, Norwegii, Danii, Finlandii i
Islandii działo się coś niezwykłego.
Owszem, część z obserwowanych obiektów podwodnych mogła być i na pewno była
miniaturowymi okrętami podwodnymi Floty Bałtyckiej, której Brygada Morskiego
Rozpoznania Specnazu (V Wydział GRU) przygotowywała rozpoznanie akwenów i
terenów do nich przylegających przed desantem morskim.
[Okręt podwodny 137 według innych źródeł był
o napędzie konwencjonalnym, klasy Whiskey, oznaczony jako (С-363)
S-363
i o numerze taktycznym 137 został zatrzymany na szwedzkich
wodach (a dokładniej w Karlskronie) w dniu 27 października 1981 roku – jak
twierdzą niektórzy autorzy. Tak naprawdę miało to miejsce w dniu 20
października 1981 roku. A to było tak: wieczorem rybacy zamieszkujący na
wschodniej części Archipelagu Karlskrona zatelefonowali do Straży Przybrzeżnej
z informacją, że zauważyli oni OP w na
mieliźnie w zatoce Gåsefjärden odległą o 30 km od centrum Karlskrony.
Początkowo nikt nie wziął tego na serio, bowiem Gåsefjärden jest bardzo trudnym
nawigacyjnie akwenem, który jest na
dodatek zamkniętą zatoką. Tym niemniej rybacy mieli rację i okazało się, że był
tam faktycznie OP bandery radzieckiej. Przyciągnął on uwagę mediów, a szwedzka
marynarka internowała okręt i załogę. Obawiano się, że Rosjanie zachcą siłą ich
odbić, ale po kilkunastu przesłuchaniach załogantów z S-363, ówczesny premier
Thorbjörn Fälldin zdecydował się zwrócić Rosjanom okręt i załogę. Jednakże
wydarzenia te doprowadziły do totalnego polowania na okręty podwodne (ubåtsjakter)
jak określały to zjawisko szwedzkie media.
Złapany w Karlskronie radziecki okręt
podwodny S-363 był okrętem klasy SSK czyli radarowym okrętem podwodnym z
napędem konwencjonalnym, wyspecjalizowanym do ZOP, a takimi są przede wszystkim
OP typu Kilo. Bardzo niebezpiecznym na płytkim morzu, jakim jest
Bałtyk, gdzie trudno jest zastosować OP z napędem nuklearnym (SSN, SSGN i
SSBN), które są okrętami oceanicznymi. Oczywiście rzecz natychmiast podchwyciła
zachodnia, a przede wszystkim amerykańska propaganda, która nagłośniła ją na
cały świat. Solidarnościowa czarna propaganda natychmiast podała informację o
tym, że na pokładzie OP 137 znajdowała się broń atomowa, co
było bzdurą w samym założeniu, ale rzecz była chwytliwa i błyskawicznie
rozeszła się po ludziach podgrzewając – zgodnie z założeniami ekspertów z CIA –
klimat nienawiści do ZSRR w Polsce i innych krajach.]
Trzecia
Wojna Światowa miała się zacząć od uderzenia na Półwysep Skandynawski, Islandię
i Grenlandię. Zniszczenie baz US Navy i flot NATO i Szwecji (Szwecja nie należy
do NATO, ale współpracuje z paktem) w Keflaviku, Bodø, Tromsø, Trondheim,
Hammerfest, Bergen, Stavanger, Krarlskronie, Sundsvall, Århus i Skagen, przy
pomocy potężnych uderzeń lotnictwa i pocisków rakietowych – scenariusz znany z Zatoki
Perskiej, Kosowa, Iraku czy Afganistanu – tyle że przeprowadzony ze zmasowanym
użyciem broni jądrowej szczebla taktycznego, bez oglądania się na skutki ekologiczne, czyli dokładnie tak, jakby
zrobiły to wojska rosyjskie w Czeczenii czy Gruzji. Nie użyto tam broni
masowego rażenia, to prawda, ale w Trzeciej Wojnie Światowej nie obowiązywałyby
już żadne reguły i byłaby to wojna wszystkich ze wszystkimi.
To nie
są czcze przypuszczenia. Ostrzegał przed tym Zachód wspomniany już tutaj płk
Kukliński i gen. Tadeusz Pióro.
[Postać płk Kuklińskiego jest bardzo
kontrowersyjną. Jedni widzą w nim bohaterskiego zbawiciela Polski, inni
zdrajcę. Jego zasługą jest być może
niedopuszczenie do agresji ZSRR i państw UW na Europę Zachodnią i w rezultacie
niedopuszczenie do grożącej nam w 1981 roku III Wojny Światowej, po której z
Polski, Czechosłowacji i NRD pozostałyby jedynie jałowe zgliszcza i
radioaktywna pustynia. Dość powiedzieć, że Amerykanie zrzuciliby na nasz kraj
77 ładunków jądrowych o mocy od 50 do 200 kt, a celami byłyby węzły komunikacji
kolejowej i drogowej oraz otwarte miasta. Wydaje się jednak, że płk Kukliński był
jednym z wielu polskich solidarnościowych „pożytecznych idiotów”, pozyskanych
na podstawie fałszywie pojmowanego patriotyzmu i wykorzystywanych przez CIA do
rozwalania systemu komunistycznego w Europie Środkowej i Wschodniej.]
Ale nie
wszystkie te USO czy UAO były radzieckimi okrętami podwodnymi. Te było łatwo
zlokalizować i wykurzyć z ze skandynawskich akwenów. Istniał pewien procent
obiektów, które mimo ostrzału torpedami, rakietami czy granatami głębinowymi
nie reagowały nań w ogóle… A co więcej – rozpływały się w wodzie tylko po to,
by za chwilę pojawić się w tym samym, czy innym miejscu. I to właśnie były te
„prawdziwe” USO, które kontrolowały i przyglądały się radzieckim działaniom na
Bałtyku i Morzu Północnym oraz Norweskim.
Ale nie
tylko pod wodą działy się dziwne rzeczy, bo w powietrzu także – to właśnie w
latach 80. obserwatorzy cywilni i wojskowi niejednokrotnie widzieli dziwne
przedmioty latające po niebie Skandynawii – m.in. nad doliną Hessdalen w
Norwegii. Rządy obu krajów potraktowały sprawę bardzo poważnie. Znalazły się
pieniądze i środki techniczne, a do Hessdalen zjechali się specjaliści ze
Szwedzkich Królewskich Sił Powietrznych i ich koledzy po fachu z Norwegii.
Raport końcowy głosił wszem i wobec, że zjawiska zaobserwowane w Hessdalen nie są stuprocentowo wytłumaczalne
przez współczesną naukę. I co?
USS Ticonderoga
I to, że
krótko po ogłoszeniu tych rewelacji, norweskie i duńskie porty wojenne:
Trondheim, Bergen, Oslo, Kopenhagę i Århus odwiedził z „przyjacielską wizytą”
zespół uderzeniowy superpancernika USS Iowa w składzie: USS Iowa,
rakietowy krążownik przeciwlotniczy USS Ticonderoga i kilka mniejszych
okrętów ZOP.
Słowo
„superpancernik” w stosunku do USS Iowa jest najzupełniej adekwatne: to
kolos o wyporze 35.000 ton, rozwijający prędkość 35 kts/64,8 km/h po
modernizacji na przełomie lat 70/80. Jego uzbrojenie ustępuje jedynie japońskim
olbrzymom klasy Yamato, które miały 9 dział o kalibrze 457 mm – 18”, natomiast
USS Iowa
ma 9 dział kalibru 406 mm – 16”, baterie dwudziestu sto dwudziestek, 16 działek
plot 40 mm – które potem zdjęto, cztery wodnosamoloty, a w zamian za to
dołożono mu 32 samosterujące pociski BGM-109 Tomahawk oraz baterie
wyrzutni rakietowych klasy woda –
powietrze Terrier Rim 2 i Talos.
Ale pomimo
tego najbardziej niebezpiecznym był drugi okręt USS Fort Ticonderoga.
Uzbrojony tylko w jedno działo kalibru 127 mm i baterie Vulcanów 20 mm plot, ale
jego główna bronią jest 96 pocisków klasy woda
– powietrze SM-2 i/albo woda –
przestrzeń kosmiczna (ASAT), które mogą zniszczyć każdego sztucznego
satelitę Ziemi na jego orbicie… Poza tym ma on potężne centrum
radiolokacyjno-komputerowe, które jest w stanie zlokalizować i prowadzić
dowolny cel powietrzny bądź kosmiczny i zniszczyć go w odległości 10 mn/~18,5
km od swej grupy uderzeniowej salwą rakiet wystrzelonych z dziobowej i rufowej
wyrzutni rakietowej. Okręt ten jest najważniejszym ogniwem systemu AEGIS –
wykrywania i niszczenia celów powietrznych. Jego systemy radiolokacyjne – a ma ich cztery – byłyby w stanie wykryć
każdy obiekt latający w odległości co najmniej 1000 km. W tym także te
latające nad Hessdalen…!
[USS Iowa w latach 80.
dwukrotnie brał udział w ćwiczeniach na akwenach otaczających Półwysep
Skandynawski. W październiku roku 1985, USS Iowa wziął udział w operacji na
Bałtyku i strzelał ze swych 5 flankowych dział 130 mm i wystrzelił 16 razy ze swej
artylerii głównej 410 mm na Bałtyku, w dniu 17.X, w czasie ćwiczeń z
amerykańskimi i natowskimi okrętami. Po tej
operacji powrócił on do Stanów Zjednoczonych. (Wikipedia)
Z
kroniki okrętu:
Rok 1985
27.VIII – w czasie manewrów Ocean
Safari stanowi trzon Grupy Konwojowo-Uderzeniowej Pancerników zapewniającej
ochronę konwoju statków zaopatrzenia na trasie z Bostonu do Północnej Europy.
20.IX – na zakończenie operacji Ocean
Safari okręt dołącza do Grupy Uderzeniowej lotniskowca USS America i USS Iowa
płynie przez Kanał La Manche do Hawru we Francji, Kopenhagi i Århus w Danii i
Oslo w Norwegii.
12.X – uczestniczy w bałtyckich
ćwiczeń BALTOPS’85 na Morzu Bałtyckim. Amerykańska ekipa prowadzi
wielozadaniowe ćwiczenia w sojuszniczymi okrętami na akwenie Bałtyku.
18.X – USS Iowa wraca po ćwiczeniach
do portu w Kilonii, w RFN.
Rok 1986:
17.VIII – okręt płynie na ćwiczenie Operation
Northern Wedding na Północnym Atlantyku. We wrześniu uczestniczy w tym
ćwiczeniu u południowych wybrzeży Norwegii, prowadząc operacje na morzu USS
Iowa odwiedza Portsmouth w Anglii i Bremenhaven w RFN.
2.X – okręt wraca do USA.
I jeszcze o ćwiczeniach
BALTOPS:
BALTOPS
w latach 80.:
W 1985 roku, amerykański dowódca 14
Flotylli Niszczycieli otrzymał zadanie ochrony linii komunikacyjnych na Bałtyku,
którymi szło wsparcie dla północnoeuropejskich krajów NATO (Dania i Norwegia).
Misja BALTOPS’85 była nieco inna niż pierwszy BALTOPS tym, że wszystko odbywało
się pod dowództwem Amerykanów na międzynarodowych wodach, nawet na zapleczu
Sowietów, na 15 lat zanim USA osiągnęły taktyczną sprawność działania na morzu
i w powietrzu. W tym celu dowództwo 14. FN powołał do akcji Nawodną Grupę
Taktyczną w składzie 6 okrętów: krążownika plot. USS Fort Ticonderoga,
pancernika USS Iowa, fregat: USS Aylwin, USS Pharris, fregaty
rakietowej USS Halyburton oraz okrętu pomocniczego, tankowca USS Merrimack.
(Wikipedia)
To właśnie te okręty kręciły sie na
zachodnim Bałtyku jesienią 1985 roku, a ich ruchy były śledzone m.in. przez
Zwiad Wojsk Ochrony Pogranicza z Pomorskiej Brygady WOP.]
Pancernik USS Iowa i fregata rakietowa USS Halyburton w czasie ćwiczenia BALTOPS'85
Dziwność
tej wizyty uderza mnie dopiero teraz, kiedy z dystansem patrzę na to, w czym
także uczestniczyłem jako oficer Zwiadu WOP – oczywiście wizyty amerykańskich
okrętów miały miejsce wcześniej, nie tylko latem 1985 roku, ale ta właśnie wizyta
była bardzo interesująca z ufologicznego punktu widzenia. A tak, bo jak
wytłumaczyć fakt takiego składu tej grupy? Chciałbym bardzo wiedzieć, co te
okręty (a fregaty są właśnie okrętami wyspecjalizowanymi w ZOP) robiły w
norweskich fiordach? Oczywiście dawały wsparcie Norwegom w czasie kolejnego
polowania na tajemnicze ubåtärna!
Innego tłumaczenia raczej nie ma, bo Norwedzy – w przeciwieństwie do Szwedów
mających (i słusznie) bzika na punkcie swej neutralności – niewiele pisali i
mówili o USO w swych wodach, natomiast tajemnicą Poliszynela było to, ze flota
NATO i norweska marynarka wojenna od czasu do czasu były podrywane w stan
alarmu przez tajemnicze midgety
wykrywane w norweskich wodach.
CDN.
Zdjęcia - Wikipedia
Zdjęcia - Wikipedia