Ubodzy Rycerze, Bracia Świątyni Salomona posiadali
stosowną wiedzę, by to zrobić – a przypominam, że nikt nie znalazł ich głównego
skarbu – w tym Świętego Graala – a oni nie dali nawet najmniejszego wskazania,
gdzie go należy szukać. Nie bez kozery
ich patronem był król Salomon – wszak był jednym z tych nielicznych ludzi,
którzy mieli odwagę prosić Boga o mądrość… W ich rękach była siła, wiedza i ich pochodne – bogactwo i
władza – dokładnie w takiej kolejności. Wszyscy wiedzą, że skarb ten został
gdzieś ukryty, ale gdzie? Być może na Oak Island!
Oprawcy króla Francji Filipa IV Pięknego i jego ministrów: finansów, chytrego i
podstępnego – Marigny’ego i złowrogiego
Strażnika Wielkiej Pieczęci – Nogareta,
działający z błogosławieństwem papieża Klemensa
V, w piątek 13.X.1307 roku wymierzają Zakonowi Świątyni potężny cios
aresztując Wielkiego Mistrza Jacquesa de
Molay i jego seneszala oraz całą „wierchuszkę” Zakonu we Francji. Po
straszliwym śledztwie, pełnym okrutnych i wyrafinowanych tortur, po kuriozalnym
nawet jak na owe czasy procesie sądowym, spalono ich w dniu 19.III.1314 roku w
Paryżu, na wyspie Cité. Ani Jakub de Molay, ani żaden z jego przybocznych nie
zdradzili tajemnicy skarbów templariuszy, a to, co przejęli Marigny z Nogaretem
stanowiło jedynie drobną część ogromnej fortuny Braci Świątyni – wszak ich
imperium finansowe rozciągało się na wszystkie znane wtedy kontynenty! A zatem,
gdzie znajduje się jej największa część? – ano na Oak Island! (Ale nie tylko,
bo tych adresów było i nadal jest kilkanaście – wymieniłem je w referacie na
Międzynarodową Konferencję Naukową „Zakon Templariuszy w Europie w historycznym
kontekście rozwoju Żylińskiego Kraju”, Bytča, 13.III.2013 r. dostępnym na
stronie - http://wszechocean.blogspot.com/2013/03/wedrowki-swietego-graala.html oraz http://wszechocean.blogspot.com/2013/03/templariusze-zamki-i-mga-czyli-podroz.html )
A co to oznacza? Ano to, że Templariusze przypłynęli
przed Kolumbem do wybrzeży Ameryki –
bo tylko tym można wytłumaczyć sprawność z jaką ewakuowano skarb z Francji,
Hiszpanii czy Portugalii, gdzie znajduje się kolejny dowód na to, jakimi
sprawnymi żeglarzami byli Templariusze, w portugalskim Tomár, po fatalnym dla
nich 13 października 1307 roku. O tym właśnie mówi słynny „Tekst Ingolfa”
przytoczony przez Umberta Eco w
kultowej powieści „Wahadło Foucaulta”:
„a la… Saint Jean
36 p charrete de fein
6… entiers avec saiel
p… les blanc mantiax
r… s… chevaliers de Pruins
pour la… j.nc
6 foiz 6 en 6 places
chascune foiz 20 a… 120 a…
iceste est l’ordonation
al donjon li premiers
it li secunz jeste iceus
qui… pans
it al refuge
it a Nostre Dame de l’altre
part de l’iau
it a l’ostel des
popelicians
it a la pierre
3 foiz 6 avant la feste… la
Grand Pute”
Umberto Eco wykazał, że ten tekst można traktować
jako szyfrogram/kodogram albo… kwit z pralni czy listę zakupów! A tak, bo po
przeanagramowaniu tekstu przy użyciu permutatorów Tritheme’a otrzymać można tekst… szyfrogramu Lupina z powieści
Leblanca!
Żart? Bynajmniej. Dowodzi to tylko tego, że pomysły
Poëgo, Leblanca, Doyle’a czy Eco mają swe wspólne źródło – Braci Świątyni i ich
następców – Wolnomularzy czy Różokrzyżowców, którzy kochali się w tajemnicach,
kodach, szyfrach i zgadywankach. Z drugiej strony, gdyby na Wyspie Dębów byli
Templariusze, to pozostawiliby oni jakieś ślady swej bytności – ot choćby znaki
dla współbraci, którzy przypłynęliby podjąć ten depozyt. A dysponowali oni
znakomicie opracowanym systemem tajnych i jawnych znaków, którymi posługiwali
się perfekcyjnie – część z nich widzimy na załączonych ilustracjach. Tymczasem
na Oak Island nie znaleziono ani jednego
znaku, który by można było powiązać z Braćmi Świątyni! To pewnik.
Znalezienie choćby jednego znaku stanowiłoby przełom.
Templariusze posługiwali się tajnymi pismami, przy
czym nie były to szyfry tak prymitywne, jak przedstawione na zdjęciu. Były to
szyfry prawdziwie maszynowe, oparte o permutacje liter i cyfr – coś, co
zastosowali Niemcy w swych maszynach szyfrujących ENIGMA, a co rozgryźli polscy
matematycy-kryptolodzy: prof. Rejecki,
prof. Różycki i prof. Zygalski – których zasługi przypisał
sobie wywiad brytyjski MI6, zazdrosny o polskie sukcesy w tej dziedzinie. To
jest pierwsze polonicom w tej sprawie, ale i nie ostatnie.
Zasady tego wielopoziomowego kryptażu i dekryptażu
podał opat Thitheme zwany pod
zlatynizowanym imieniem Trithemiusa
w swym dziele „Clavis Steganographiae”, Frankfurt 1606, a co z w latach 30. XX
wieku wykorzystali hitlerowcy konstruując ENIGMĘ. Trithemius przytacza w swym
dziele tylko to, co Templariusze znali i stosowali dwa wieki wcześniej!
A zatem nie mogli to być Templariusze, bo na Oak
Island nie znaleziono ich znaków, którymi w Europie i na Bliskim Wschodzie
szafowali tak hojnie!... Czyżby? Otóż nie. Właśnie dlatego, że coś niezmiernie
ważnego tam ukryli, nie oznakowali tego miejsca. Zdawali sobie sprawę, że
dręczony chciwością król może załamać niejednego współbrata, który może wyjawić
tą tajemnicę, a zatem po co ułatwiać Marigny’emu i Nogaretowi akcję
poszukiwawczo-wydobywczą? Tak głupi, to oni nie byli, by pójść na rękę
zatwardziałym wrogom Zakonu. Owszem, mogli oznakować to miejsce układając
krzyże z kul kamiennych, służących za znaki nawigacyjne dla wtajemniczonych, i
tylko dla nich. Nie zapominajmy o tym, że wielu z nich należało do
intelektualnej elity ówczesnej Europy.
Zakładając, że Templariusze jednak coś tam ukryli,
to czy ta mała wyspa byłaby owym legendarnym Umbilicus Telluris, tym Omfalosem
dającym im nieograniczoną władzę nad światem? A to dlatego, że zawierająca
mityczny, bajeczny skarb trzech kontynentów Starego Świata, ów Skarb Narodów,
którzy przejęli Ojcowie Założyciele Stanów Zjednoczonych? Hipoteza kusząca, ale
i ryzykowna, bo nie odpowiadająca na wiele wątpliwości. Być może jednak chodzi
tutaj o inne złoto i innych ludzi.
Pozwoliłem sobie także na postawienie pytania, czy
na Wyspie Dębów znajduje się skarb Uminy
de Berzevicy? Czy jest to złoto El Dorado? Innymi słowy mówiąc, czy jest to
zaginione złoto Inków? Być może, chociaż jest ta raczej mało prawdopodobne. Oak
Island jest równie tajemnicza, jak znana ze swych skarbów Cocos Island, gdzie
do dziś dnia znajdują się depozyty należące do Benito Bonito, Henry Morgana,
Billa Dampiera czy Edwarda Teacha. Wszyscy tych skarbów
szukają od lat i nie znajduje ich nikt. Oto fenomen epoki!
Tak myślałem do dnia 13.II.2000 roku.
Ów dzień stał się przełomem dla mnie i mojego
podejścia do skarbu na Wyspie Dębów. Przełom ten stał się za sprawą wspaniałego
księgozbioru należącego do dr Miloša
Jesenský’ego. Ta wspaniała biblioteka, na oko warta co najmniej dziesięciu
mercedesów, a dla bibliofila bezcenna – przekonała mnie, po dyskusji z gospodarzem,
co do tego, że…
NIE MA ŻADNEGO SKARBU NA WYSPIE DĘBÓW!
Dlaczego nie ma? Wszak Templariusze byli w stanie
dokonać tego wyczynu inżynierskiego, bo mieli po temu siły, środki i know-how. Kto nie wierzy, nich
przejedzie się szlakiem templaryjskich zamków Słowacji i spojrzy na ich
osiągnięcia w sferze budownictwa obronnego chociażby. Patrząc na orle gniazda
Oravsky’ego Hradu, Strečna, Stareho Hradu, zamku Likava zdajemy sobie wreszcie
sprawę z tego, jak bardzo zaawansowani technicznie byli ci ludzie! Ale tutaj
należałoby postawić jeszcze jedno ważkie pytanie: gdzie są materialne ślady ich
pobytu na Oak Island i okolicy? Znaleziono ułożone tam w krzyż kamienne kule.
Na słowackich Kysucach też znaleziono kamienne kule, a więc jest jakiś wspólny
mianownik obu tych lokalizacji. Wreszcie na Słowacji może być nadal nieodkryta
część templariuszowskich skarbów – może nawet Święty Graal?
Przyznam się, że nie wiem na pewno, ale ta myśl nie
dawała mi spokoju, kiedy wracaliśmy ze Słowacji do domu ostrożnie manewrując
samochodem w śnieżnej zamieci. W bibliotece dr Jesenský’ego przeglądałem
wspaniałe czeskie i słowackie wydania dzieł Juliusza Verne’a – kudy polskim
wydaniom do nich! Była tam „Wyprawa do wnętrza Ziemi” i „Złoty wulkan” – ta
ostatnia w Polsce wydana w śladowym nakładzie, bo wiadomo, że nasi wydawcy
drukują albo światowe bestsellery albo babski (nie ubliżając kobietom) chłam,
natomiast książki tego rodzaju mają słabe przebicie na rynek…
Już po przybyciu do domu sformułował mi się wniosek,
że tego skarbu w ogóle nie ma, że jest to – mówiąc językiem ulicy – zwykła
„podpucha” i że temu nieznanemu Komuś
dokładnie chodziło o to, by poszukiwacze zaangażowali się w szukanie
nieistniejącego skarbu tam, gdzie
oni chcieli, by szukano, prawdziwy zaś skarb ukryli tam, gdzie nikt nie
szukałby w ogóle! Proste – nieprawdaż? W tym ujęciu, Wyspa Dębów nie jest Umbilicus Telluris, a…
CDN.