Mapka trzeciej podróży uczonej na szlakach Templariuszy na Słowacji
W dniu wczorajszym wziąłem
udział w sympozjum naukowym na temat Templariuszy w Żylińskim Kraju na
Słowacji, na którym wygłosiłem referat pt. „Wędrówki Świętego Graala”, który
został przetłumaczony na język słowacki i ukaże się w zborniku po tej konferencji.
Jest to już trzecia podróż
uczona po śladach Templariuszy na Słowacji. Dwie pierwsze pozwoliły mi się
nieco ogarnąć w temacie – ta była z kolei podsumowaniem i możliwością konfrontacji
mojej wiedzy, z wiedzą Kolegów ze Słowacji. Oczywiście ich wiedza jest
nieporównywalna z moją, bowiem ja jestem tylko turystą i tłumaczem ich
niektórych prac, a oni mają to u siebie dosłownie za progiem.
Tak więc wyruszyłem z domu parę
minut przed siódmą. Pogoda – nieszczególna, w nocy napadało 1-2 cm śniegu,
temperatura spadła do -1,3°C, ciśnienie zaś tkwiło na poziomie 992 hPa. Niebo pokrywała
gruba warstwa chmur, z której od czasu do czasu polatywały pojedyncze pruszynki.
Najpierw podjazd pod Wysoką – po drodze zapomnianej przez Boga i przeklętej
przez ludzi. Nabój śnieżny i goły lód, zero posypki. Podrózuje z prędkością 30
km/h i dopiero w Spytkowicach mogę przydusić na gaz.
Dobra droga kończy się tuż za
granicą – śniegowo-wodna „maśtyka” na drodze i mgła ogranicza prędkość jazdy –
maksymalnie 60 km/h – prędzej się nie da, tzn. da się, ale grozi to wpadnięciem
do rowu czy zderzeniem… No i ta mgła – otumaniająca, dezorientująca. Jadę znanym
szlakiem – do Dolnego Kubina, skąd odbijam na północny-zachód do Parnicy, skąd
jadę do Terchovej. Terchova to miejsce, w którym urodził się słynny zbójnik Janosik (właściwie Janošik) bohater ludowy czterech narodów… Droga biegnie pośród
lasów, w których przewagę ma leszczyna. Drzewa są pokryte żółtymi
kwiatostanami. Strumienie toczą zielonkawoniebieskie wody, śnieg zalega tutaj
na wysokości 600-650 m n.p.m. W Terchovej nie udało mi się sfotografować
pomnika Janosika – gęsta mgła nie umożliwia zrobienia dobrego zdjęcia…
Temperatura rośnie do +2°C i tak już zostaje do samej Bytčy.
Konferencja odbywa się w Sobášnym
Pałacu, który ongi należał do potężnego rodu Thurzo. Nazwisko to jest znane wielbicielom literatury historycznej
i sensacyjnej, bowiem palatyn Juraj Thurzo
był człowiekiem, który prowadził sprawę sądową przeciwko słynnej wampirzycy Elżbiecie Batory, której udowodnił
ponad 650 zbrodni dokonanych na młodych kobietach zamęczonych przez nią i jej
sadystyczne pomocnice w jej lochu, i wymierzył im sprawiedliwość. Zainteresowanych
tą historią odsyłam do - http://wszechocean.blogspot.com/2012/06/krwawa-hrabina-elzbieta-batory-1_936.html
i dalsze.
Na miejsce przybywam kilka
minut przed dziesiątą, i zatrzymany u wrót pałacu przez templariuszowską wartę –
zdążam prawie na wystąpienie dr Miloša Jesenský’ego,
który mówi o Templariuszach w światowej beletrystyce. W referacie mówi się o co
ciekawszych utworach światowej literatury pięknej, gdzie ostatnimi czasy szczególna
rolę grają powieści sensacyjno-historyczne Umberta
Eco i Dana Browna.
Następnym prelegentem jest mgr Peter Kubica, który mówił o Templariuszach
w literaturze słowackiej. Okazuje się, że poza ludowymi podaniami i legendami o
Czerwonych Mnichach, Templariusze stanowią wdzięczny temat w słowackiej
literaturze romantycznej – pisano o nich powieści i poematy. Zainteresowanych
odsyłam do pracy dr Jesenský’ego pt. „Templariusze – legendy honoru i sławy”,
której przekład zakończę w przyszłym miesiącu i która będzie dostępna dla
polskich turystów na Słowacji.
Bardzo interesujące były także
dwa następne wystąpienia: mgr Ivety
Florekovej – „Historyczny rozwój Oravy w XII-XIV wieku” i mgr Pavla Mašlaňa – „Templariusze na Vsetinsku”.
Słowo wyjaśnienia – Vsetinsko to kraina geograficzna obejmująca zachodnią część
Słowacji i północno-wschodnią część Moraw. Okazuje się, ze w przypadku zarówno
Vsetinska jak i Oravy – główna rolę w kolonizacji tych krain mieli właśnie
templariusze, którzy tworzyli tam swe siedziby wraz z cała infra- i
ultrastrukturą. Co więcej – ich obecność stanowiła rękojmię rozwoju, pokoju i
co za tym idzie – dobrobytu tych ziem. Pełnili oni tam misję
pokojowo-osiedleńczo-stabilizacyjną i można by ich porównać do wojsk ONZ z
misji KFOR, IFOR czy innych w dzisiejszym świecie. Strzegli tych ziem,
bezpieczeństwa ich mieszkańców i nade wszystko szlaków komunikacyjnych z Europy
Południowej do portów Morza Bałtyckiego i krain Północy. To właśnie tymi
szlakami wożono węgierskie wina i polską sól z żup Wieliczki i Bochni, i jantar
znad Bałtyku i błyskotki weneckich i florenckich mistrzów. Nawiasem mówiąc,
istnieje ludowa powiastka z rejonu Sidziny w Małopolsce, mówiąca o tym, że dla
bezpieczeństwa kupców jeżdżących na trasie Południe – Północ gwarkowie z żupy
wielickiej przebili tunel pomiędzy Podwilkiem a Sidziną by skrócić im drogę od
Orawy do Krakowa… Tunel ów ma przebiegać gdzieś pod masywem Beskidu (769 i 803
m) tylko, że nikt go nie znalazł do dziś dnia…
Wracając do templariuszy na
Słowacji, to jestem zdania, że jeżeli chcieli gdzieś ukryć swe skarby – w tym
Świętego Graala – to tylko tam. Dlaczego? Ano dlatego, że w tych czasach
Słowacja była jedną z najbardziej spokojnych krain położonych na peryferiach
ówczesnego świata, który koncentrował się na zachodzie i południu Europy – we
Francji, Anglii, Italii czy Niemiec. W tym czasie trwała tutaj kolonizacja
pustek i tworzenie podwalin administracji królewskiej. Templariusze zaś mogli
spokojnie budować zamki, twierdze i warownie. Część ich skarbów mogła pójść na
te właśnie cele. Pozostała na utrzymanie się na tych ziemiach. Dlatego, ze
skarbem Templariuszy stało się tak, jak ze skarbem Inków, jak twierdzi mgr Wiktoria Leśniakiewicz – po prostu z
biegiem czasu został on wydany.
Jest jeszcze druga strona
medalu – i skarb ten mógł być znaleziony przez kogoś i spożytkowany – w tym
przypadku przez słynnego alchemistę i maga Nikolasa
Flamela, który naraz wzbogacił się z niewiadomego źródła. Pomówiono go o
wynalezienie kamienia filozoficznego, ale jest to jedna z wielu mrzonek Ludzkości,
więc alternatywa jest albo złota bonanza, albo odkryty skarb templariuszowski. Zainteresowanych
odsyłam do mojego referatu na stronie - http://wszechocean.blogspot.com/2013/03/wedrowki-swietego-graala.html.
Tak czy inaczej, tajemnica wciąż pozostaje tajemnicą i nie widzę jakiegokolwiek
powodu, dla którego Święty Graal nie mógłby choć przez krótki czas nie
pozostawać na Słowacji, gdzie poszukiwali go właśnie… - Kalikstyni mający
kielich w swym herbie i członkowie Bractwa Św. Wawrzyńca czyli Bractwa Siedmiu
Gwiazd – zawodowi poszukiwacze skarbów.
W przerwach pomiędzy referatami
Templariuszowska Grupa Rekonstrukcji Historycznej dawała popisy walki pieszej
na miecze, miecze i tarcze, popisywano się sprawnością we władaniu bronią no i
ukazywaniem codziennego życia Braci Świątyni. Przerwy ogłaszano i kończono
uderzeniami w bojowy bęben i krzykiem herolda. Kawalerowie Zakonu odziani byli
w białe tuniki z czerwonym krzyżem na lewej piersi, nałożone na kolczugi, hełmy
i białe spodnie a także skórzane buty. Przy pasach mieli miecze, którymi
posługiwali się nader sprawnie. Uzbrojenia dopełniały małe i duże tarcze oraz
włócznie. Damy Zakonu miały stroje z epoki – długie suknie w kolorach czerwonym
i granatowym. Pełniły one bardziej rolę pomocniczą, stanowiąc miłe oku tło dla
Rycerzy Świątyni, którzy popisywali się swoją sprawnością.
By oddać wszystkim
sprawiedliwość należy wspomnieć tutaj o nienagannej sprawności organizacyjnej
tej Konferencji, której zapewniono doskonałą oprawę z każdej strony – w tym
kulinarnej, co jako smakosz i obżartuch muszę też odnotować. A zatem na
przegryzkę były kanapki z salami i różnymi gatunkami sera plus pomidory i oczywiście
papryka. Z dań obiadowych słynne haluški z kapustą (coś à la nasze łazanki z
kapustą), kotlety schabowe z ziemniakami z wody lub sałatką ziemniaczaną na
zimno (podobną w smaku do polskiej sałatki jarzynowej z ziemniakami) – polecam!
No i oczywiście gulasz (równie ostry jak gulasz szegedyński) z ryżem lub
pieczywkiem. Mimo swej ostrości – niebo w gębie!
Wracałem do domu późnym
popołudniem. By nie powtarzać trasu – czego nie lubię – pojechałem drogą przez
Makov do Turzovki a potem do Čadcy, skąd do Zwardonia, a potem do Żywca i przez
Suchą Beskidzką powróciłem do domu – pokonując ogółem dystans 313 km, jak
obliczył to pokładowy komputer mojego auta. Przyznaję, że mile zaskoczył mnie
Zwardoń, gdzie wreszcie zrobiono nowoczesną drogę z przestronnym tunelem i
śmiało poprowadzonymi estakadami – pozostałość po EURO-2012!
Nie lubię jechać po nocy przez
Słowację. I to nie dlatego, żebym się bał, ale dlatego, że mam wrażenie, że
zakłócam komuś spokój. Słowacja to piękny kraj, którego całe połacie są
nietknięte ręką ludzką i mają jeszcze stan pierwotnej dzikości. Kiedy jadę w księżycową
noc właśnie przez Kysuce, to czuję coś, co mogę określić tylko jako Obecność
czegoś ponadzmysłowego i ponadwymiarowego. Dziwne rzeczy zdarzają się tutaj
nawet w biały dzień – ot, chociażby wczoraj – jadąc z Chyżnych do Trsteny
widziałem na drodze wirujący wzdłuż poziomej osi wał mgły, który, kiedym się
doń zbliżył, rozwiał się i przepadł na śnieżnym polu. Co to było? UFO? Duch?
Wiłła?... Nie wiem, ale udało mi się to sfotografować. To było w dzień, a co
dopiero w chłodną, śnieżną i mglistą noc marcową? To jak w opowiadaniach i
nowelach H. P. Lovecrafta czy R. E. Howarda… Nastrój panujący wśród
lasów i kopców można przyrównać tylko do tego, który panuje wśród dzikich
pustkowi Islandii czy wrzosowisk Avalonu. Dlatego Słowacja mogła przypaść
Templariuszom do gustu – kraj uduchowionego piękna w dzień i kosmicznego
horroru w nocy. Nie na darmo na Słowacji nakręcono kilka filmów grozy – że wspomnę
tylko „Drakulę” według Brama Stokera…
Dlatego zachwycał się nią Jules Verne
i wielu innych pisarzy, malarzy i poetów. To kraina wprost stworzona dla natur
romantycznych i awanturniczych. Dlatego właśnie tutaj rycerze-mnisi mogli ukryć
swój największy skarb, Świętego Graala i tu go strzec, wśród tych lasów i gór.
A teraz wskrzesza się na nowo
ich historię – i dobrze. Życzę jak najlepszych rezultatów słowackim Kolegom w
ich szlachetnych poszukiwaniach. A mnie interesuje jedno – czy Rycerze Świątyni
nie wypuszczali się także za łańcuchy Beskidów i Tatr na północ, ku krajowi Wiślan
i Polan? Idę o zakład, że zapuszczali się również ku Gnieznu, a potem Krakowowi,
który od 1320 roku był faktyczną stolicą Polski, i mieli swe wpływy na Wawelu… Poza
tym istniały ich komandorie na terenach Polski, z którymi zapewne utrzymywali
łączność. Myślę, że będzie można dopisać kolejny rozdział także i w naszej
historii.
Jordanów, 2013-03-14