Ludzkość poznała zaledwie 5% powierzchni dna oceanicznego, więc możemy się tam spodziewać wszystkiego - od megalodonów i basilosaurusów aż do Wodnych Ludzi...
Wadim Kulinczenko
Ten artykuł jest bardzo
ważny. Ważnym jest dlatego, że został on napisany przez wyższego oficera
rosyjskiej floty podwodnej – komandora Wadima
Kuliczenko. A oto jego materiał, który został opublikowany na łamach
magazynu „Tajny XX wieka” nr 46/2012:
Głębokowodny mięczak
zwany piekielnym wampirem ratuje się przed atakiem drapieżnika wyrzucając obłok
bioluminizującego śluzu zawierającego świecące na niebiesko kuleczki. Świecąca
chmura oślepia napastnika u pomaga wampirowi w ucieczce…
Od
najdawniejszych czasów człowiek interesował się życiem we Wszechoceanie i
próbował przeniknąć jego tajemnice. Podwodny świat zawsze przyciągał ludzką
wyobraźnię swym bezkresem…
Tajemnice hydrokosmosu
Pierwsza
sumeryjska legenda o nurkach mówi, że Gilgamesz
– król miasta Uruk – wyprawił się na dno morza w poszukiwaniu wodorostów, które
powinny mu zapewnić nieśmiertelność, ale ich nie znalazł. Jednakże
zainteresowanie zagadkami Wszechoceanu nie słabnie u ludzi na przestrzeni
tysiącleci.
Na długo przed rozpoczęciem
badań przez Ludzkość naszej Galaktyki, zaczęło się przenikanie tajemnic
podwodnego świata, czy jak kto woli – hydrokosmosu. Budowano batyskafy,
autonomiczne podwodne aparaty, kamery do podwodnej obserwacji ze specjalnymi
manipulatorami, rozwijała się podwodna akustyka.
Po locie Jurija Gagarina w dniu 12.IV.1961 roku,
uwaga Ludzkości przeniosła się na ocean atmosfery, bo jego tajemnice wydawały
się być bardziej dostępne od podwodnych. Poznawanie morskich głębin zahamowało
się, pomiędzy tym perspektywy pozostały: szkło ceramiczne mogące wytrzymać potworne
ciśnienie morskich głębin – 10.670 m (106,7 MPa, 1067 at – przyp. tłum.) Pomimo
atomowych urządzeń energetycznych, autonomiczne aparaty będą napędzane
silnikami pracującymi na nadtlenku wodoru (H2O2) i innych
związkach chemicznych albo elementach paliwowych. Obserwuje się także proces w
systemach kierowania takimi urządzeniami.
Być może znajdą
zastosowanie niebiesko-zielone lasery, których promienie są w stanie przenikać
przez grube warstwy wody na wielkie odległości. Do sondażu iłów dennych można
będzie zastosować specjalne urządzenia wysyłające co 10 sekund impulsy
dźwiękowe.
Kto szumi pod wodą?
Jak na razie
pozostaje nam metoda akustycznego sondażu wód Wszechoceanu. Dźwięki morskich
głębin są wyławiane przez systemy, które powstały w laboratoriach wojskowych.
W latach 60.,
specjaliści z US Navy umieścili w wodach Wszechoceanu ogromną sieć podwodnych
hydrofonów (sonarów pasywnych, biernych – przyp. tłum.), której celem było
wykrywanie i śledzenie radzieckich okrętów podwodnych. (Chodzi o system IUSS – Integrated Undersea Surveillance System,
którego częścią jest znany z powieści Toma
Clancy’ego Sound Surveillance System
czyli SOSUS – przyp. tłum.) Przy pomocy tego systemu udało się namierzyć
miejsce zatonięcia amerykańskiego SSN USS Scorpion w maju 1968 roku.
A z jaką
dokładnością sygnał dźwiękowy jest w stanie znaleźć miejsce tragedii – może
służyć przykład z namierzeniem rejonu katastrofy naszego SSB K-129,
który zatonął w Pacyfiku w marcu 1968 roku. Ale taką dokładność można – według
mnie – wyjaśnić tym, że doszło tam do przypadkowego zderzenia z amerykańskim
SSN USS Swordfish, który odnotował współrzędne tego zdarzenia. (Z
katastrofą K-129 jest związana ciekawa teoria spiskowa, która zakłada, że K-129
miał wystrzelić SLBM w kierunku Honolulu, co miało spowodować III Wojnę
Światową. Obawiam się jednak, że jest to tylko teoria spiskowa, choć z drugiej
strony obecność na pokładzie K-129 8 dodatkowych członków załogi
świadczy o tym, że okręt ten mógł wykonywać jakąś tajną misję np. wywiadowczą
czy techniczną… - przyp. tłum.)
Jakby tam nie
było, kiedy w 1991 roku do eksploatacji tego systemu hydroakustycznego
dopuszczono uczonych, nie doszło do jakichś sensacyjnych odkryć. Hydrofony
umieszczone na głębokości kilkuset metrów pozwalają na rozpoznanie większości
dźwięków po ich spektrach – swego rodzaju etykietkach dźwiękowych. Dzięki nim
można rozpoznawać „pieśni” wielorybów, dźwięk pracy śrub okrętów podwodnych,
tarcie gór lodowych jednych o drugie i o dno, huk podwodnych trzęsień ziemi,
itd. itp. …
Modulowany
częstotliwościowo i dosłownie celowy, sztuczny sygnał dźwięczał w głębinach,
którego uczeni nazwali Ascendent/Woschodiaszczyj/Wznoszącym ustawicznie odzywał
się w wodach oceanu w okresie 1991-1994 roku. Potem znienacka znikł. Ale po
dziesięciu latach znów się pojawił, wzmocnił się i – co ciekawe – stał się wielokształtnym
(Zapis tego sygnału zob. - http://www.youtube.com/watch?v=OBN56wL35IQ – przyp. tłum.). Analitycy z US Navy, którzy usiłują się jakoś
zorientować w naturze tego fenomenu, prowadzą swe badania równolegle do
instytucji cywilnych, rozwodzą tylko rękami. Czyj to sygnał? – nie wiadomo.
Skąd pochodzi? – nie wiadomo. Namierzyć źródło/źródła tych sygnałów – nie
sposób. One albo znajdują się daleko od hydrofonów i przemieszczają się z
miejsca na miejsce. Znaleziono dla nich nazwę – NOD – nieznane obiekty
dźwiękowe (po angielsku UNO – Unknown
Noise Object – Nieznane Obiekty Hałasujące, w odróżnieniu od USO – Unknown Submarine Object – Nieznany
Obiekt Podmorski – przyp. tłum.)
Kto tak szumi pod
wodą? Nieznane nauce potwory czy też Przybysze z Kosmosu zwiedzający
Wszechocean Ziemi?
A na pożegnanie – „kwa-kwa”
Taką właśnie
nazwę otrzymało zarejestrowane zjawisko, naturę którego usiłowali rozwiązać także
nasi, rosyjscy ludzie morza i współpracujący z nimi cywilni naukowcy. Wychodziło
na to, że „rechotki” mogłyby być niczym innym, jak podwodnymi UFO – czyli USO.
Jednak ta wersja nie znalazła potwierdzenia wśród oficerów specgrup zajmujących
się tą problematyką.
A pojawiła się
owa problematyka w latach 70. XX wieku. To było tak: na dużych głębokościach
nasze atomowe okręty podwodne zaczęły wychwytywać swymi sonarami biernymi
jakieś niepojęte dźwięki pochodzące na pewno od poruszających się obiektów.
Sonarzyści wychwytywali jakieś zupełnie dziwne sygnały, przypominające nieco
rechotanie żab. Nieznane obiekty, które je wydawały otrzymały od marynarzy
nazwę „rechotki” (w oryginale kwakiery
– przyp. tłum.) która to nazwa pojawia się także w oficjalnych
dokumentach. (Sprawę tą opisano już w
artykule zamieszczonym na stronie - http://wszechocean.blogspot.com/2011/06/rechotki-z-oceanicznych-gebin.html - przyp. tłum.)
Czemu te
„rechotki” są tak niezwykłe? Sądząc po rezultatach ciągłej pelengacji tych USO,
one kręciły się wokół naszych okrętów podwodnych zmieniając częstotliwość i
tonację sygnałów, jakby chciały wciągnąć nas w rozmowę. Szczególnie żywo one
reagowały na akustyczne „przekazy” z okrętów podwodnych, ale nie było z ich
strony agresywnych reakcji. Niewidoczne obiekty odprowadzały nasze okręty z
rejonu ich działania, a potem zakwakały i literalnie pożegnawszy się – znikały.
Przerwane badania
Chociaż przez
długie lata nie zdarzyło się ani jedno zderzenie z tymi USO/UNO, załogi okrętów
podwodnych w czasie tych Bliskich Spotkań czuły się nie bardzo…
Pod koniec lat
70., w czasie największego nasilenia Zimnej Wojny, jest rzeczą oczywistą, że
takie zjawiska nie mogły ujść uwadze głównodowodzącego i dowództwa Radzieckiej
Floty. Powołano grupy specjalne do ich zbadania. Podstawowym zadaniem, które
przed nimi postawiono, było wyjaśnienie:
1. Jakie podwodne obiekty wydają takie dźwięki;
2. Jakie jest ich pochodzenie;
3. Czy jest to nowa broń Amerykanów;
4. Czy jest to nowe urządzenie do śledzenia naszych okrętów
podwodnych.
W końcu lat 70.
miała miejsce naukowa konferencja poświęcona temu tematowi, która nie
doprowadziła do wyciagnięcia zasadniczych wniosków.
Na początku lat
80., program „Rechotka” niespodziewanie zamknięto, grupy zajmujące się tym
niezwykłym zjawiskiem rozformowano, a oficerowie w nich pracujący otrzymali
inne przydziały. Wszystkie prace i rezultaty w grubych teczkach z gryfem ŚCIŚLE
TAJNE! znikły w archiwach.
Dlaczego to
wszystko stało się tak nagle, wie tylko Pan Bóg i wyższe naczalstwo. Ale zrozumiałe jest coś innego: dlaczego przedmiot prac
był tak bardzo utajniony. Każde państwo do czasu, do ostatniej chwili chroni
swe priorytety, a szczególnie w delikatnych tematach i obszarach. No bo czyż
nie nadal utrzymują Amerykanie w sekrecie tajemnicę UFO, który rozbił się w
lecie 1947 roku w stanie Nowy Meksyk?
I czego udało się
dowiedzieć o „rechotkach”? – ba! – wiadomo o nich bardzo mało – o czym mówią
nawet pracownicy specgrup. W dzisiejszych czasach tym tematem nikt oficjalnie
się nie zajmuje, chociaż są jego fani. Amerykanie także usiłują rozwiązać tą
tajemnicę. A pomiędzy tym tajemnicze „rechotki” nie przestają wydawać
tajemnicze dźwięki, i jak dotąd nie wyrządziły podwodniakom żadnej szkody.
Wody Wszechoceanu kryją niejedną tajemnicę...
Moje 3 grosze
A więc zagadka pełna.
Zamknięcie programu „Rechotka” nie jest znów takie dziwne, bo lata 80. to
apogeum Zimnej Wojny i uwagę Rosjan skierowano w Kosmos, w którym Ronald Reagan szykował się do
gwiezdnych wojen i walnej rozprawy ze Związkiem Radzieckim.
Z drugiej strony jestem
zdania, że „Rechotka”, to jest jeden z przejawów działalności Wodnych Ludzi,
czyli Syren, Trytonów, o których pisałem na stronach: http://wszechocean.blogspot.com/2012/05/jeden-powod-wiecej-by-obawiac-sie-plaz.html
oraz http://wszechocean.blogspot.com/2013/01/syreny-w-mrokach-wszechoceanu.html w
których przedstawiono dowody na istnienie rozumnych mieszkańców Wszechoceanu.
Może się ktoś z Nimi dogadał i sprawie ukręcono łeb? A może stwierdzono, że Oni
nie zagrażają ludziom i dano Im spokój na jakiś czas? Możemy snuć jedynie
domysły. Ostatnio pojawił się film sci-fi pt. „Ostatnia misja USS Iowa” (reż. Thunder Levin, 2012), w którym dzielni
amerykańscy marynarze walczą z Obcymi poruszającymi się w ultraszybkich
okrętach podwodnych i paraliżujący całą elektronikę okrętów US Navy – z
wyjątkiem leciwego pancernika, który nie ma jej na pokładzie ani grama, i co
staje się przyczyna klęski Obcych. Filmik jak filmik – klasy B, ale z tzw.
kluczem. Jest nim obecność „rechotek” we Wszechoceanie.
Już tak na marginesie
tamtej sprawy – istnienia rozumnych istot we Wszechoceanie – to rzuciłem
przypuszczenie, bardziej żartem niż serio, że Oni wybili co do płetwy potworne megalodony – największe rekiny wszech
czasów. Czy było to technicznie możliwe? Otóż tak – było, z tym, że musiano
zastosować osobliwą technikę polowania. Aby pokonać takiego giganta trzeba było
dać się przezeń połknąć, na wzór proroka Jonasza! Następnie połknięty myśliwy
rozcinał żołądek mega-rekina i dobierał się do jego serca. Opisał to dokładnie Steve Robert Alten w powieści „Meg –
potwór z głębin” (2004), w której główny bohater w ten właśnie sposób pokonał
potworną bestię z dna Rowu Mariańskiego. Postępując w ten sposób można by było
zredukować populację megalodonów do
zera, lub niemal do zera… Dla istot przystosowanych do życia w wodzie nie
powinno to stanowić większego problemu.
Czy można mieć do Nich o to
pretensje? Nie, bo Oni przecież walczyli o swoja przestrzeń życiową z
dominującymi drapieżnikami we Wszechoceanie, jak czynili to nasi praprzodkowie
na lądzie – to jest oczywiste. A wracając do „rechotek”, to jest oczywiste, że
są to statki podwodne o wiele bardziej zaawansowane technicznie, niż ziemskie konstrukcje.
No i na pewno Oni opracowali technologię podwodnego „stealth”, która
uniemożliwia ich namierzanie przy użyciu naszych sonarów aktywnych i pasywnych.
Ale to już jest temat z
innej ballady. Będę śledził ten temat w rosyjskiej prasie i przekazywał nowe
dane Czytelnikowi w miarę na bieżąco.
...i czeka nas w nich niejedna niespodzianka...
Tekst i ilustracje – „Tajny XX wieka”, nr 46/2012, ss.6-7
Przekład z j. rosyjskiego i komentarz –
Robert K. Leśniakiewicz ©