Wadim Kulinczenko
W roku 2004 u
brzegów stanu Georgia grupa badaczy znalazła bombę atomową Mark-15 zagubioną jeszcze
w 1958 roku. Bomba ta była 100 razy silniejsza od tej, która zniszczyła
Hiroszimę… - czyli jej moc wynosiła ok. 2 Mt.
Mało kto dziś
pamięta o wydarzeniach ze stycznia 1966 roku, kiedy świat ponownie stanął na
progu nuklearnej katastrofy. W książce Neila Granta pt. „Konflikty XX wieku –
Ilustrowana historia" wydana na Zachodzie 1993 roku, u nas w 1995, wydarzenia w
Palomares, Hiszpania, wspomniano raptem jednym zdaniem:
17 stycznia 1966 roku po awarii w powietrzu amerykańskiego
bombowca do Atlantyku wpadła nie eksplodując bomba wodorowa.
I to wszystko.
Mało i niedokładnie. A co się stało tam naprawdę?
Przebieg wydarzeń
Było to w czasie
kolejnego zaognienia się Zimnej Wojny. Nieco ponad trzy lata temu udało się
pomyślnie rozwiązać Kryzys Karaibski. Strategiczny bombowiec amerykański B-52G
pełniący całodobowy dyżur w powietrzu nad Morzem Śródziemnym, w dniu 17.I.1966
roku zaczął tankowanie paliwa z pokładu latającej cysterny KC-135A. Samoloty
znajdowały się na pułapie 9500 m i w odległości 50 m jeden od drugiego, kiedy
końcówka przewodu paliwowego uderzyła B-52G w górną część zbiornika paliwa
i spowodowała zapłon benzyny. Płomienie błyskawicznie objęły bombowiec i
przeskoczyły po przewodzie na latający tankowiec. Samoloty znajdowały się wtedy
o 1 mi/1,6 km od Palomares, i załoga podjęła decyzję o awaryjnym zrzucie bomb
termojądrowych i opuszczeniu samolotu. Po zrzucie pierwszej bomby, bombowiec
eksplodował. Obydwa samoloty spadły na ziemię, a ich szczątki płonęły jeszcze
przez 6 godzin na powierzchni 39 km². Wszyscy [czterej] członkowie załogi
latającego tankowca zginęli na miejscu, bo nie zdążyli opuścić samolotu, zaś z
siedmiu członków załogi bombowca przeżyło czterech. Z miejscowych na szczęście
nikomu nic się nie stało.
Zagubione zagrożenie
Cały obszar w
promieniu kilku kilometrów od miejsca katastrofy stał się strefą zakazaną.
Zaczęły się poszukiwania z licznikami G-M na ladzie, zaś na morzu znaczny
powierzchniowo akwen zamykały okręty US Navy. W powietrzu krążyły samoloty i
helikoptery. Zaczęły się oczywiste w takich przypadkach czynności
poszukiwawcze.
Dopiero 20.I,
USAF przyznały się do katastrofy samolotów i tego, że na pokładzie B-52G
znajdowała się broń jądrowa. (Mówiło się o czterech bombach wodorowych
i dwóch pociskach rakietowych klasy powietrze-ziemia
z głowicami nuklearnymi – przyp. tłum.) Oficjalnie Pentagon oświadczył, że
bombowiec wiózł jedna bombę, ale w 18 godzin po katastrofie na ladzie
znaleziono ich trzy. Istniał poza nimi jeszcze jeden „Grubasek” nazwany
„Robertem”, ale tego, gdzie się on zagubił nie wiedział nikt. W każdej chwili
mógł on pokazać się z najgorszej strony… - scenariusze tego, co mogło się
wydarzyć w przyszłości były przerażające.
Poszukiwania
„Roberta” trwały około 3 miesięcy. Przez cały ten czas nad Europą wisiała
groźba jego wybuchu – wszak trotylowy ekwiwalent tej bomby wynosił 25 Mt – 1250
razy więcej, niż w przypadku Fat Mana zrzuconego na Hiroszimę. (Amerykanie
twierdzą że jest to szacunek mocno przesadzony, i że bomby typu MK28F1
faktycznie miały moc jedynie w granicach 70 kt – 1,45 Mt – przyp. tłum.) W
porównaniu do efektów wybuchu „Roberta” Czarnobyl to bułka z masłem: to była
bomba wodorowa – ostatni krzyk techniki wojennej i rezultat wyścigu
technologicznego tamtych czasów.
W związku z tym,
że „Grubaska” na lądzie nie znaleziono, zdecydowano że trzeba go będzie szukać
w morzu…
Poszukiwania w morzu
Tą misję zlecono
US Navy. Z rejonu Balearów ściągnięto wszystkie jednostki dysponujące sprzętem
do poszukiwań podwodnych i ludzi: nurków, podwodnych poszukiwaczy z SEAL, masę
wojskowych i cywilnych specjalistów. Problem był w tym, że posiadali oni
jedynie przybliżone dane o upadku „Grubaska”.
Przed
amerykańskimi poszukiwaczami stało niełatwe zadanie. Mieli oni do dyspozycji
najlepsze hydrolokatory, ale okazały się one bezużyteczne ze względu na relief
dna. Do prac ściągnięto słynne DSV Trieste i bezzałogowy Deep
Jeep, ale one też nie pomogły.
Departament
Obrony USA wykonał bezprecedensowy krok – zarekwirowano dwa badawcze
eksperymentalne DSV Alvin i Aluminaut, wyposażonymi w najnowszą
aparaturę. Do tego jeszcze dołączono podwodny, bezzałogowy aparat DSV Cubmarine
(czy Perry
Cubmarine wg innych źródeł – przyp. tłum.), który miał możliwość
pozostawiania boi czy urządzeń (zwierciadeł) odzewowych przy znalezionych
obiektach.
Front prac
przebiegał na kilku głębokościach: do głębokości 40 m pracowali płetwonurkowie
i płetwonurkowie SEAL. Od 40 do 60 m – nurkowie w sztywnych skafandrach, zaś od
60 do 120 m – zwiad przeprowadzały sonary i DSV Cubmarine, natomiast
głębiny poniżej 120 m penetrowały DSV Alvin i Aluminaut.
Do dnia 9.III u
wybrzeży Palomares było znalezionych ok. 350 różnych przedmiotów. Większość z
nich okazała się być szczątkami obu samolotów i wraków statków o masie od kilku
kilogramów do 10 ton.
Znaleźli!
I wreszcie,
dowództwo operacji zdecydowało, że bomba mogła zostać przeniesiona przez prąd
wodny i rozszerzyli strefę poszukiwań. I dokładnie tak, jak widział to szyper
MS Manuela
Orts Simo, Francisco Orts –
DSV Alvin
znalazł „Roberta” na głębokości 777 m, i to w czasie 80 minut.
Podnieść bombę z
dna z marszu nie udało się. Przy próbie podniesienie zsunęła się ona ze zbocza
morskiej rozpadliny na dół (szczęście, ze się nie uszkodziła) i podniesiono ją
7.IV, z głębokości 870 m. (Dokonano tego przy pomocy zdalnie sterowanego robota
do prac głębinowych DSV CURV – przyp. tłum.)
„Roberta”
podnoszono z prędkością 8 m/min. do głębokości 30 m na której przejęli ja
płetwonurkowie, którzy obwiązali ją dodatkowymi linami. Dnia 7.IV, o godzinie
08:45 CET, bomba wodorowa pokazała się na powierzchni wody. Kontrola
dozymetryczna nie stwierdziła radioaktywnych przecieków. Specjaliści dokonali
przeglądu detonatorów. (Czynność ta była bardzo ważna, bowiem w przypadku dwóch
bomb doszło do eksplozji ładunków inicjujących i rozproszenia radioaktywnego
plutonu z zapalników bomb, co doprowadziło do znacznych skażeń gleby i ludzi –
przyp. tłum.) Zaraz potem przekazano rządowi USA meldunek o znalezieniu i
podniesieniu bomby. Akcja ta przebiegała od 1.I do 7.IV.1966 roku (30 dób
trwało tylko podnoszenie bomby!) i była ona całkowicie utajniona. Proszę
przypomnieć sobie medialny rwetes wokół tragedii SSGN K-141 Kursk w Rosji w
sierpniu 2000 roku…
Tak więc „Robert”
znajdował się w morskiej głębinie przez 79 dni 22 godziny i 23 minuty. W operację
zaangażowano 3800 ludzi, 178 okrętów i statków, samolotów, helikopterów,
aparatów podwodnych i ogromną ilość innych urządzeń technicznych. Cała operacja
przebiegała pod przykryciem ćwiczeń marynarki wojennej NATO na Morzu
Śródziemnym – co ja pamiętam, bowiem w tym czasie byłem oficerem Radzieckiej
Marynarki Wojennej. Na poszukiwania bomby USA wydały ponad 84 mln USD, ale
warto było!
Ziemia – do jądrowych mogilników
Do dnia
1.III.1966 roku, międzynarodowa społeczność dowiedziała się, że na pokładzie
bombowca B-52G była także czwarta bomba, co stało się dla Amerykanów kolejnym
powodem do intensywnych poszukiwań, bo w przeciwnym wypadku pozostawiliby ją na
morskim dnie.
Z trzech bomb,
które spadły na ląd, jedna była nienaruszona, zaś w dwóch doszło do eksplozji
trotylowego ładunku z zapalników i rozrzucenia radioaktywnego izotopu 235U*
i 239Pu* na obszarze 100 ha. Trzeba było na tym obszarze zdjąć całą
wierzchnią warstwę skażonej gleby, załadować do 5000 dwustulitrowych beczek i
wywieźć do radioaktywnych mogilników w USA. Czego mógł dokonać „Robert” w
morzu, to jeden Pan Bóg wie!
Tak się skończyła
największa w świecie operacja poszukiwawczo-ratunkowa likwidująca skażenie po
„brudnym” wybuchu bomby a może i czymś jeszcze gorszym. Ludzie odetchnęli z
ulgą. Czy na długo? Chciało by się Wierzyc, że nigdy więcej Ludzkość nie zamrze
w oczekiwaniu końca świata… Ale jak na razie wydarzenia nie pobudzają do
optymizmu, i mimo tego, że zakończył się okres Zimnej Wojny. Lekcje historii
będą nic nie warte, jak o nich zapomnimy.
Moje 3 grosze
Pamiętam wydarzenia w
Palomares, które widziałem oczami dziesięciolatka i dla mnie była to pierwsza
lekcja Zimnej Wojny, którą zrozumiałem. Zrozumiałem to, że w tej wojnie nikt
nie wygra, a przegrają wszyscy. Była to pierwsza tak nagłośniona Operacja
Złamana Strzała – Operation Broken Arrow –
operacja odzyskania zagubionej broni jądrowej. Pierwsza, ale nie jedyna, boż
przedtem było kilka innych poważnych katastrof nuklearnych, które udało się
ukryć przed światową i własną opinia publiczną w ten czy inny sposób. O ile
ZSRR było nazywane Czerwonym Imperium Zła, o tyle USA można spokojnie nazwać
Imperium Fałszu, Kłamstwa i Obłudy.
Do czego zmierzam? Ano do
tego, że te wszystkie okrzyczane katastrofy UFO tak naprawdę były katastrofami
samolotów z bronią jądrową na pokładzie, lub samolotów eksperymentalnych,
których istnienie nie powinno przeniknąć do wiadomości publicznej. Dlatego
właśnie musiały pojawić się pozaziemskie UFO. Tak właśnie mogło być i było w
Roswell, gdzie UFO „przypadkowo” rozbił się właśnie w okolicy bazy
strategicznych bombowców przenoszących bomby atomowe, ulegając… - uderzeniu
pioruna! Pomyśl Czytelniku! – statek kosmiczny, który przebył całe lata
świetlne poprzez próżnię o temperaturze niemal Zera Absolutnego, pola i pasy
asteroidów, obszary śmiertelnego promieniowania falowego i korpuskularnego,
przebywał atmosfery planet – ulega zwykłemu wyładowaniu atmosferycznemu! No,
ale jak ktoś chce w to wierzyć, to Bóg z nim…
Wracając jeszcze do
Palomares – pytałem Hiszpanów, czy w czasie akcji poszukiwawczo-wydobywczej
„Roberta” nie widziano tam Nieznanych Obiektów Latających. Nie otrzymałem
żadnej odpowiedzi, co pozwala sądzić, że nie.
Chociaż… - świadkowie
katastrofy twierdzą, że poza B-52G i KC-135 w powietrzu nad
Palomares był jeszcze TRZECI SAMOLOT, który potem gdzieś znikł… Czy była to
jakaś maszyna, która przypadkowo zawieruszyła się w rejon katastrofy, a może to
była taka maszyna, którą widziano nad Jordanowem czy Podmoskowiem? I to jest
właśnie ta prawdziwa tajemnica tej katastrofy – jak mi się wydaje…
Polecam Czytelnikom dodatkowe
źródła:
v Andrzej
Urbańczyk – „Bomba z Palomares”, Gdynia 1968
v Christopher
Morris – „Wielki połów w Palomares”, Warszawa 1969
Źródło – „Tajny XX wieka” nr 49/2012, ss. 8-9
Przekład z j. rosyjskiego –
Robert K. Leśniakiewicz ©