Nicola Flamel - Flamellus (1330-1417)
- Kazałam wam szukać w złym dziale, jaka ja
byłam głupia! Wzięłam to kiedyś jako coś lekkiego do czytania!
- To jest lekkie? – zapytał Ron.
- No jasne! Nicolas Flamel jako jedyny stworzył
kamień filozoficzny! – I odpowiadając na zdumione spojrzenia Rona i Harrego,
Hermiona kontynuowała – No nie! Nic nie czytacie? Kamień ten, to legendarna
substancja o olbrzymiej mocy. Dzięki niemu można metal zmienić w złoto i
wytworzyć eliksir życia! [...] Jedyny kamień filozoficzny jaki dziś istnieje
posiada pan Nicolas Flamel, który niedawno obchodził swe 665 urodziny...Tego na
trzecim piętrze strzeże Puszek i to znajduje się pod klapą. KAMIEŃ
FILOZOFICZNY!
J. Rowling – Harry Potter i
kamień filozoficzny
Po artykułach na temat wielkich alchemików
Europy, którzy mieli związki z naszym krajem, lub po prostu byli Polakami
przyszedł czas na tego, który zapoczątkował – podobno z powodzeniem –
poszukiwania najbardziej aktywnej substancji chemicznej (a raczej alchemicznej)
Średniowiecza, czyli kamienia filozoficznego (lapis philosophorum),
francuskiego uczonego Nicolasa Flamela alias Nicolausa Flammelusa
(1330-1417).
Kamień i
eliksir życia
Jak pisała w swym kultowym cyklu powieściowym o
przygodach małego czarodzieja Harrego Pottera jego autorka Joan
Rowling – kamień filozoficzny miał służyć również jako środek czy komponent
eliksiru życia – substancji pozwalającej jej używającemu na wieczne życie... A
tak pisze o tej sprawie Zdzisław Zwoźniak:
Głośno było również o „eliksirze życia”. Miał go
mieć m.in. Nicola
Flammelus przepisywacz ksiąg, mieszkający w XIV wieku w Paryżu.
Kiedyś kupił na straganie stary manuskrypt
zapisany tajemniczymi znakami na korze. Niestety, nie potrafił go odczytać. Z
kłopotu wybawił go pewien stary Żyd, który poznał wiele arabskich tajemnic.
Manuskrypt zawierał receptę na „kamień mędrców”, a zarazem dokładny opis
Wielkiego Dzieła oraz sporządzania eliksiru.
I oto za parę zwyczajnych miedziaków, które
wydał na zakup bezużytecznego, jak się wydawało, dzieła uzyskał fortunę, a przy
okazji również ... nieśmiertelność. W każdym razie, jak twierdzili
niektórzy, żył do roku 1700, a możliwe
że jeszcze dłużej.
(Z. Zwoźniak – Alchemia,
Warszawa 1978, ss. 5-7, 45-50)
Nic dziwnego, że Nicola Flamel zaliczał się do
ścisłej czołówki uczonych (a średniowiecznym alchemikom wbrew temu, co głoszą
współcześni racjonaliści, nie wolno odmawiać tego miana, choć zajmowali się
pseudonaukami, tym niemniej bez nich nie istniałaby współczesna nauka – sic!)
i plasował się w pierwszej piątce adeptów alchemii swych czasów, wśród takich
postaci, jak: Niemiec Albert von Böllstadt zwany Albertem Wielkim
(1193 lub 1200-1280); angielski franciszkanin sir Roger Bacon (1214 lub
1220-1292 lub 1294) zwany Werulamczykiem; Hiszpan z Katalonii Arnaldo
de Villanova (1235-1312) i Valentin Basile (1393-?). Daty narodzin i
śmierci tych ludzi podaję m.in. dlatego, że pewien krytyk moich prac zarzucił
mi nierzetelność. Otóż nie jest tak, jak sobie ten pan wyobrażał, bo różne
źródła podają różne daty i
różnice te czasami osiągają nawet 10 lat – a 10 lat w historii, to cała epoka!
Szczególnie jeżeli dotyczy to Średniowiecza czy Odrodzenia, o czym się często
zapomina. Ale ad rem. Do listy tej należy dodać także św. Tomasza z
Akwinu (1224-1274) oraz kolejnego Hiszpana - Rajmundusa Lullusa
(1235-1315). Zaznaczam, że wszystkie tutaj wymienione osoby, poza Nicolasem
Flamelem były związane z Kościołem katolickim. Ale to nie jedna różnica. Drugą
różnicą jest to, że Nicolas Flamel skokowo – dosłownie z dnia na dzień –
dorobił się fantastycznego bogactwa!
Michael Baigent i Richard Leich
piszą o nim m.in., że początkowo pracował w Paryżu jako kopista. Dzięki
wykonywanemu zawodowi miał stały dostęp do wielu rzadkich ksiąg i dokumentów,
dzięki czemu zyskał głęboką znajomość malarstwa, poezji, chemii (i alchemii
zarazem), matematyki, architektury, a także kabały i innych dzieł
hermetycznych. Księga, o której była mowa uprzedni, wpadła mu w ręce około roku
1360. odczytał ją rzeczywiście dzięki pomocy starego Żyda w czasie pielgrzymki
do San Santiago de Compostella – św. Jakuba z Compostelli w Hiszpanii. Po
powrocie do Paryża zaczął wdrażać w życie to, czego się nauczył i w dniu 17
stycznia 1382 roku dokonał pierwszej alchemicznej transmutacji metalu w
złoto... (N. Flamel – His Exposition of the Hieroglifical Figures, s. 13) Tak czy
owak – bowiem powołani autorzy wątpią w jego wiarygodność – napływ złota
zainteresował jego osobą kobietę z wyższych sfer panią Blanche d’Evereux
alias Blanche de Navarre – późniejszą żonę króla Francji Filipa VI
(1293-1350). Podobno dzięki transmutacjom nasz bohater zdobył środki na zakup –
w samym tylko Paryżu – 30 domów i działek, a poza tym założył i finansował 13
szpitali, 7 kościołów i 3 kaplice w Paryżu i zbliżoną ilość tychże instytucji w
Boulogne. (M. Baigent & R. Leigch – Eliksir i kamień, Warszawa 1998, ss. 81-83)
To były ogromne sumy, i Nicolas Flamel musiał plasować się w pierwszej
dziesiątce najbogatszych ludzi Francji, jak nie całego kontynentu...
Złoto alchemików, czy...
Pytanie brzmi – skąd u skromnego kopisty takie
ogromne sumy? Oczywiście odkrył on tajemnicę kamienia filozoficznego i dzięki
niemu zdobył środki i długie życie. Jak pisałem to niejednokrotnie, kamień
filozoficzny był idee fixe wielu ludzi na świecie, których ogarnął aurum
sacra fames – święty głód złota i pragnienie wiecznego życia. Być może
natchnienie czerpali oni z ksiąg arabskich i chaldejskich, w których opisywano
możliwości i dokonania poprzednich cywilizacji naszej planety – które dla
uproszczenia nazywam cywilizacjami Atlantydy i Atlantyki, a które przewyższały
nas pod względem nauki i techniki. (K. Piechota – Skąd
przychodzimy?... Dokąd zmierzamy?... Jedynie prawda jest ciekawa...,
Warszawa 2005, na prawach rękopisu) Cywilizacje te upadły, ale ich wiedza
została przekazana nam pod postacią religii, tradycji i przekazów ustnych oraz
pisemnych. Przykładem takich źródeł może być słynna, do dziś dnia nie
rozszyfrowana księga znana jako Manuskrypt Voynicha, na której połamały
sobie procesory nawet komputery z najbardziej wymyślnym, wyrafinowanym i
finezyjnym oprogramowaniem dekryptażowym. Jest ona pozdrowieniem ze światów,
których już nie ma, a które znikły w Wielkim Kataklizmie 12.000 lat temu.
Takich śladów jest więcej i musimy nauczyć się je spostrzegać...
Tak zatem być może Nikolas Flamel zdobył
wskazówki, jak robić kamień filozoficzny i co za tym idzie złoto, co
skrupulatnie wykorzystał zdobywając ogromny majątek. Rzecz w tym, że czegoś
takiego jak kamień filozoficzny nie ma. Współczesna nauka zna tylko jedną
metodę na produkcję złota – seria przemian nuklearnych w reaktorach jądrowych.
Teoretycznie i na papierze rzecz jest możliwa, ale produkcja złota na skalę
przemysłową – jak na razie – jest nieopłacalna. Zainteresowanych odsyłam do
odpowiedniej literatury. (K. Hoffmann – Sztuczne złoto,
Warszawa 1985) Sprawa produkcji złota wraca co czas jakiś jak bumerang, i
ostatnio najprawdopodobniej zajmowali się tym na serio hitlerowscy uczeni w III
Rzeszy, którzy chcieli przy pomocy fizyki i chemii jądrowej oraz alchemii
wyprodukować złoto dla swego Führera... (I. Witkowski – Supertajne
bronie Hitlera, Warszawa, t. 1-7; M. Jesenský & R. Leśniakiewicz
– WUNDERLAND: Pozaziemskie technologie Trzeciej Rzeszy, Ústi nad Labem
1998, Warszawa 2001) Nie wyobrażam sobie tego bez odpowiedniej technologii i
wiedzy o budowie materii. W Średniowieczu rzecz była absolutnie niemożliwa,
nawet gdyby naszemu bohaterowi udało się gdzieś przejąć taka technologię po
jakiejś starej Cywilizacji Naukowo-Technicznej, to wątpię, czy by był w stanie
ją zrozumieć. Pozostawały zatem tylko magia, a nawet ta załamywała się w
przypadku produkcji złota na skalę przemysłową! Interwencję Kosmitów – mimo
tego, że jestem ufologiem – wkładam pomiędzy bajki.
A może nasz bohater odkrył kopalnię złota?
Domysł w zasadzie prawidłowy, ale obarczony zastrzeżeniem, że taka bonanza w
Europie, w XIV wieku, była już nie do pomyślenia. Musiałyby zostać po tym
jakieś dokumenty, lokalizacje, akty nadania, listy przychodów i rozchodów –
jednym słowem cała masa biurokracji. Tymczasem nie ma niczego takiego, a
zatem?... Jest jeszcze jedna możliwość – Nicolas Flamel znalazł skarb...
... złoto Templariuszy?
SKARB! Jakie inne słowo rozpala więcej
namiętności, nadziei i emocji? Nie ma takiego drugiego! O jaki skarb może
chodzić w tym konkretnym przypadku? Tylko o jeden – skarb, który ludzie
poszukują już od niemal 700 lat. Skarb Rycerzy Świątyni – Templariuszy... Tylko
ten skarb może wejść w rachubę, bowiem Nicolas Flamel mógł znaleźć go we
Francji. Nie w Hiszpanii czy Włoszech, gdzie był z pielgrzymkami. Pożądany i
przeklęty zarazem skarb, który został ukryty w gorącym dniu 13 października
1307 roku, kiedy seneszalowie i bajliwi króla Filipa IV Pięknego
(1268-1314) wtargnęli do francuskich komandorii Fratres Militiae Templi
Pauperes Comilitones Christi Templique Salomonis we Francji, aresztując ich
pod zarzutem herezji. De facto chodziło o długi Filipa IV, a wyjście z
sytuacji podpowiedzieli mu jego dwaj złowrodzy ministrowie: Nogaret i Marigny,
zaś błogosławieństwo swe tej zbrodniczej akcji dał rezydujący w Awinionie
papież Klemens V (?-1314). Istnieje cała bogata literatura na ten temat,
i nie będę się rozdrabniać nad tym zagadnieniem. Dość powiedzieć, że wszystkie
czarne charaktery tego epizodu historii Europy szybko poszły do Piekieł za
swymi ofiarami... Doskonale opisał to Umberto Eco. Mimo tego, że w jego
powieści jest wiele fikcji, to prawdą jest, że skarbu Templariuszy do dziś dnia
nie odnaleziono, kamienia filozoficznego nie wynaleziono – podobnie jak
eliksiru życia, zaś wiele organizacji oraz osób prywatnych poszukują jednego i
drugiego od XII wieku. I nie przebierają w środkach! (U. Eco – Wahadło
Foucaulta, Warszawa 1993)
Daremne żale, próżny trud, bezsilne
złorzeczenia!
– chciałoby się powiedzieć za wieszczem. To, co nie udało się królowi Francji i
jego siepaczom, udało się skromnemu kopiście z Paryża. Miał on wszelkie
możliwości i dane, by znaleźć skarb Rycerzy Templum. Jako że był on
przepisywaczem książek i wszelkich innych dokumentów – w tych czasach o ksero
się jeszcze nikomu nie śniło, a druk
wynaleziono dopiero w 1444 roku. Przepisywał je zatem i chcąc nie chcąc
zapoznawał się z ich treścią. Mogły to być zeznania z procesów Templariuszy,
zapiski śledczych i ministrów finansów, a także inne dokumenty, z któryś jeden
lub kilka zawierały wskazówki, gdzie i co szukać... W 1382 roku miał on 52 lata
– mężczyzna w sile wieku, a zatem był w stanie zorganizować zabranie skarbu ze
skrytki lub wielu skrytek, tak że z dnia na dzień stał się człowiekiem bogatym
– tak bogatym, że mógł wykupić wszystkie posesje, na których te skrytki
rozlokowano. Podejrzewam, że cała akcja zabrania i zebrania ogromnego skarbu
polegała na cichym przejęciu domów czy placów, gdzie znajdowały się skrytki ze
skarbem Templariuszy. Tak było najbezpieczniej i nie zwracało specjalnie uwagi
na osobę kupującego, którego dodatkowo chroniła legenda o posiadaniu przezeń
cudownego lapis philosophorum. I to wszystko! Już nie ma skarbu
Templariuszy, ale są za to domy, kościoły, kaplice i szpitale, które ufundował
Nicolas Flamel – człowiek, który ten skarb znalazł i przeznaczył go częścią na
chwałę Bożą, a częścią na pożytek ludziom. Postąpił on jak humanista, w duchu
Odrodzenia, zgodnie z sentencją Terencjusza (190-159 p.n.e.) – homo
sum, et nil humanum ame alienum esse puto...
Zapomniany serial
No
i bardzo dobrze! Trochę żal pięknej legendy, trochę żal marzeń, ale z drugiej
strony kiedy się pomyśli, że ten skarb uratował niejedno życie, to się robi
lepiej. Hipoteza, którą tu naszkicowałem ma tą zaletę, że za jednym zamachem
wyjaśnia dwie zagadki historyczne: skarbu Templariuszy i jego zniknięcia oraz
Nicoli Flamela i jego kamienia filozoficznego.
I na zakończenie jeszcze jedna zagadka – starsi
Czytelnicy pamiętają zapewne, jak w latach 80. ub. wieku TVP emitowała
6-odcinkowy serial francuski pt. Stowarzyszenie z Eleusis (L’Association
de Eleusis) w swym klimacie podobne do innego kultowego serialu lat 60. pt.
Belphegore, czyli upiór Luwru z Juliette Greco i Rene Darrym
w rolach głównych, w którym tajemnicze Stowarzyszenie z Eleusis weszło w
posiadanie tajemnicy Nicoli Flamela i sporządziło kamień filozoficzny, który
omal nie zachwiał światowym rynkiem złota i giełdami całego świata. Szefową
tego Stowarzyszenia była żona czy córka – nie pamiętam już – właśnie naszego
bohatera, która żyła dzięki eliksirowi życia, ale zgubiła ją namiętność do
młodzieńca imieniem Vincent. Ginie zastrzelona przez ścigającą ją
policję czy agentów SDECE... Poszukiwałem w Internecie jakichś danych o tym
serialu i... ku mojemu zdumieniu nie znalazłem żadnych. Nawet wzmianki! Komu
zależało, by pamięć o nim znikła z umysłów milionów telewidzów? Podobnie rzecz
się ma z kilkoma innymi filmami i serialami, które poruszają różne tajemnicze
incydenty z naszej historii. Nie jestem zwolennikiem Spiskowej Teorii Dziejów,
ale w tym przypadku podejrzewam więc, że jest dokładnie tak, jak napisał Hermann
Zdzisław Scheuring:
Istnieją archiwa tajne, niedostępne dla wtajemniczonych... W
tych archiwach nigdy nie następuje przedawnienie, tajemnice ich nigdy nie tracą
na aktualności i dlatego są i pozostaną niedostępne dla profanów. Istnieje
jakaś potężna „tajna organizacja”, która czuwa nad archiwami i innymi źródłami
historycznymi i pilnuje, by nie przedostało się do wiadomości publicznej nic,
co byłoby dla niej niedogodne. (H. Scheuring – Czy
królobójstwo?, Londyn 1946)
Wiele wskazuje na to, że tak właśnie
jest...
* * *
Słowa te napisałem 8 lat temu i jak dotąd,
nie straciły one na swej aktualności. Nicola Flamel w dalszym ciągu jest
postacią bardzo tajemniczą, a skarbu Rycerzy Świątyni nie odnaleziono. Istnieje
szereg przesłanek, wskazujących Słowację jako możliwy adres tego skarbu, o czym
będziemy mówić na Międzynarodowej Konferencji „Templariusze na Słowacji”, która
będzie miała miejsce w Bytčy w dniu 13.III.2013 roku. Nie przewiduję przełomu,
ale moja hipoteza, którą przedstawiłem powyżej będzie tam opublikowana w kontekście
istnienia i wędrówek Świętego Graala – trzeciego najważniejszego świętego
artefaktu chrześcijaństwa. Materiał ten – wraz z innymi materiałami z tej
konferencji – postaram się przełożyć i opublikować na tym blogu.
Oczywiście zawsze będzie jakiś Święty
Graal, za którym będziemy się uganiać i nawet jeżeli go nie ma, to warto go
szukać, bo niejako przy okazji dowiadujemy się o wielu nieznanych wydarzeniach
i rzeczach – i warto to robić choćby dla uzyskania tej wiedzy i Przygody, jaką
przeżywał Pan Samochodzik z powieści Zbigniewa Nienackiego…