Widok na Obiekt 221
Konstantin Fiedorow
W podziemnych
dokach bazy, umieszczonej we wnętrzu Góry Miszeń, może ukryć się do 14 okrętów
podwodnych, cały kompleks był w stanie wytrzymać bezpośrednie trafienie głowicy
jądrowej o mocy do 100 kt.
Ta niezwykle
tajna budowla miała wiele nazw: Obiekt 221, Obiekt Nora, Ałsu,
Czirka,
Wysota
(Kota) 495. Ale żołnierze, dla których przeznaczono te podziemne,
supertajne labirynty podobała się stara nazwa góry na której, a właściwie w
której, znajdował się Obiekt 221 – Niszan-Kaja, co tłumaczy się z języka irańskiego jako Góra
Miszeń (słowo miszeń w języku
rosyjskim oznacza cel, tarczę
strzelniczą – przyp. tłum.)
Trzypoziomowa „zapaska”
Ten czarny
żołnierski humor jest całkiem zrozumiały. „Tarcza strzelnicza” – idealna nazwa
dla zapasowego stanowiska dowodzenia (ZSD) Floty Czarnomorskiej ZSRR, mogącego
służyć jako schron dla towarzyszy partyjnych odpowiednio wysokiej rangi, którzy
odpoczywali akurat w „Dniu X” na krymskich plażach. No i ci towarzysze mogliby,
w przypadku wojny jądrowej, rozmieścić się wygodnie w Obiekcie 221, gdyby udało
się im doń dotrzeć – marynarzyki by się trochę ścisnęli. Przecież całkowita
długość tuneli zabezpieczonych przed skutkiem ataku atomowego wynosiła ponad 10
km, a całkowita powierzchnia podziemnych pomieszczeń, według różnych danych
wynosiła od 13,5 do 17,5 tys. metrów kwadratowych! Ale po kolei.
W 1977 roku
specjalny BIB Floty Czarnomorskiej (morskoj
strojbat) po spotkaniu z wyselekcjonowanymi ideologicznie i politycznie
pewnymi pracownikami Donieckszachtprochodki i Charkowmetrostroja (w sumie 400 osób) na rozkaz ówczesnego
dowódcy Radzieckiej Floty S. G.
Gorszkowa zaczęli oni budować nieopodal wsi Morozowka… żwirownię!
Oczywiście
stalowe konstrukcje fabryki były spawane i rosły w górę po to, by odciągnąć
oczy nachalnych szpiegów. A tak naprawdę, pod przykryciem pokojowej budowy,
górę Niszan-Kaja u podnóża której składowano wydobyty żwir, rozkopywali od
środka górnicy i budowniczowie metro.
Ocalały pancerny właz w Obiekcie 221
Żelbetowe kostki
Roboty było dużo.
Od początku trzeba było rąbać litą skałę. Potem z płatów blachy spawano
sześciany, które wypełniano armaturą o średnicy 5 cm, poczym wszystko zalewano
spec betonem. Po otrzymaniu takiej „kostki” dospawano na górze jeszcze jedną stalową
blachę i z takich „kostek” konstruktorzy robili wykładzinę wewnętrznych
przestrzeni. „Kostki” następnie zespawano ze sobą, ale spaw musiał być
hermetyczny, co sprawdzano specjalnymi aparatami rentgenowskimi. Zgodnie z
założeniami projektu, wysokość sufitu wewnętrznych pomieszczeń wynosiła 180 m.
Górę przeszywają pionowo dwa szyby o średnicy 4,5 m każdy – patrz schemat – dla
wentylacji i wyprowadzenia kabli antenowych. Samo ZSD ma trzy poziomy + poziom
zerowy czy podpoziom, połączonych ze sobą długimi galeriami, którymi swobodnie
mogą jeździć ciężarówki.
Nieopodal Koty
495 mieścił się czteropiętrowy hotel dla robotników, a potem dzięki
działalności złodziei i różnych meneli zamienił się w nieużyteczny, betonowy
„szkieletor”. Aktualnie zamierzają tam zorganizować centrum rehabilitacyjne dla
alkoholików i narkomanów. A przy samym podnóżu góry stoi piętrowy betonowy
barak. Okna ma ciemne, jeden wjazd, jeden podjazd. Tylko z bliska można
stwierdzić, że ów barak, to czystej wody lipa z narysowanymi na betonowych płytach
oknami (!) a naprawdę jest to wjazd (wejście) do ZSD. Takich portali do niego
są dwa – wschodni i zachodni.
Tymi korytarzami mogą swobodnie przejeżdżać ciężarówki...
A w środku cisza…
Po wejściu do
środka to pierwsze co poraża, to ogrom tej budowli. Świątynia Trzeciej Wojny
Światowej – inaczej tego nie sposób nazwać. Ogromny tunel wchodzi w głąb skały,
cisza tam taka, że dzwoni w uszach – wiadomo, jeżeli gdzieś nie robią jakiegoś
filmu, nie brodzą rozmaici „stalkerzy” (poszukiwacze artefaktów – przyp. tłum.)
czy po prostu złomiarze. Powietrze jest czyste, chłodne. Czuje się lekki
przeciąg. Trzeba bardzo uważnie patrzeć pod nogi, na podłodze pozostały metrowe
jamy po rurach drenażu, które wyrabowali złomiarze. Na bok odchodzą niewielkie
tunele – odprowadzające falę uderzeniową wybuchu. W wielu miejscach stoi woda.
Najpierw tunel
prowadzi nas do Bloku A, w którym znajduje się wiele sal , pokoi i pokoików. Ze
schematu widać, że ZSD składa się z dwóch Bloków: A i B i cztery poziomy, od
góry do dołu: komunikacyjny, dowódczo-kierowniczy, mieszkalny i maszynowy. Trzy
poziomy są połączone z powierzchnią ziemi pionowymi szybami. Poza kompleksem
znajduje się studnia, w której powinien znajdować się reaktor jądrowy, który
wytwarzał energię dla całego kompleksu.
Plan podziemi Obiektu 221
Niewyczerpalne źródło złomu
Obiekt Ałsu
budowano przez 15 lat (!!!), ale go nie dokończyli. A do tego powstał casus. W 1991 roku Ukraina uzyskała
niepodległość i pieniądze z rosyjskiego budżetu, które były założone na jego
utrzymane przedłużyły budowę do 1992 roku. Potem ZSD został zakonserwowany.
Nowe władze zaplanowały utworzenie w środku przedsiębiorstwo - rozlewnię wód
mineralnych, leżakownie win i inne rzeczy. Ale przede wszystkim zorientowali
się w jego wartości miejscowi mieszkańcy. Już w pierwszym roku wywieziono z
obiektu wszystkie metale kolorowe. Końcówki tkwiących w ścianach miedzianych
kabli zostały po prostu wyrwane przy pomocy traktora. Wydobycie złomu trwa tam
już 20 lat i trwa do dziś dnia. Chłopi z palnikami acetylenowymi wjeżdżają
samochodami do środka, w nocy rozbierają ten monumentalny pomnik po
niedokonanej wojnie atomowej.
Wkrótce z Góry
Miszeń niczego nie zostanie. I może tak będzie lepiej…
Moje 3 grosze
Nazwałem ten obiekt
„atomową Vinetą”, bo przypomina to, co opisał swego czasu znany pisarz
radziecki Leonid Płatow w swej
powieści sensacyjnej „Tajemniczy okręt podwodny” (Warszawa 1973), gdzie
niemieckie U-booty kryły się właśnie w takich bazach pod szkierami Bałtyku. Kraje
byłego Związku Radzieckiego kryją niejedną taką tajemnicę, i długo jeszcze tak
będzie. Za kilkaset lat te wszystkie sztolnie i szyby zamienią się w naturalne
pieczary i jaskinie. Pisałem już o tym na stronie - http://wszechocean.blogspot.com/2011/05/krymskie-piramidy-mity-i-fakty.html, w
którym ustosunkowałem się do mitów na temat podziemnych piramid, które
najpewniej nie są niczym innym, jak właśnie takimi umocnieniami przygotowanymi
na wypadek III Wojny Światowej. Nie tylko Rosjanie budowali takie schrony –
Amerykanie, Brytyjczycy, Niemcy i inni, więc nie ma ich co potępiać – tak
robili wszyscy, a obłąkańcze budowle – te swoiste świątynie Trzeciej Wojny –
pochłaniały znaczne części PKB… I teraz te budowle pozostaną, bo zbudowano je
tak solidnie, że przetrwają one niejedno.
A teraz odwróćmy to
rozumowanie. Czy te wszystkie tajemnicze pieczary, tunele, ba! – całe podziemne
krainy (Szamballa, Agharta) nie są pozostałościami po dawnych wojnach toczonych
w łonie poprzednich Supercywilizacji: Atlantydy, Atlantyki, Mu, Lemurii, Lanki…
Ostatnia z tych superwojen
mogła mieć miejsce 12-13 tys. lat temu. Co po niej pozostało? Tylko właśnie
takie „dziury w ziemi”, kiedyś obiekty takie jak opisany powyżej, dzisiaj duże,
rozległe systemy jaskiniowe. Część z nich zapadła się pod uderzeniami pocisków
jądrowych. Część pozostała jako swoiste memento. Beton zamienił się w kalcyt,
margiel i inne skały wapienne. Metale skorodowały, a ich tlenki i sole zostały
wypłukane przez wody podziemne, których cyrkulacja da radę nawet najlepszym
zbrojeniom i drenażowi. Ślady radioaktywności spłukały deszcze i starły śniegi.
Z cyklopowych konstrukcji ostały się jeno podziemne sale i korytarze, które
teraz urzekają nas pięknem swej szaty naciekowej. A jak szybko ona narasta?
Wystarczy przejechać się do Gierłoży k./Kętrzyna, by zobaczyć, jak tworzą się
stalaktyty w ruinach kwatery Hitlera… A przecież od ich powstania minęło
zaledwie 69 lat!
Tekst i ilustracje – „Tajny XX wieka” nr 42/2012, ss.24-25
Przekład z j. rosyjskiego –
Robert K. Leśniakiewicz ©