- czyli niezwykły obiekt ciągle
złowrogo orbitujący dookoła Ziemi. Jego zdjęcie wykonano z pokładu wahadłowca
kosmicznego. Rosyjskie media oszalały w tym tygodniu (w 2016 roku), na temat
zapisu wideo ze statku kosmicznego Sojuz, na których został uchwycony
jakiś niezwykły obiekt poruszający się w niewielkiej odległości od niego. A
zatem wyjaśnienia jakie podano wahały się oczywiście od animacji komputerowej
(GCI) i kosmicznego złomu do tego, że obiekt widziany nieopodal Sojuza
był legendarnym satelitą Czarny Rycerz.[1]
Satelita Czarny Rycerz jest
obiektem poruszającym się po niemalże polarnej orbicie, który – jak się uważa –
liczy sobie 13.000 lat i jest artefaktem Obcych z Kosmosu przyczajonym w
Układzie Słonecznym. Jego istnienie po raz pierwszy zasugerowano po
eksperymentach z radiosygnałami w późnych latach 90. XIX wieku, w czasie
których wykryto niewyjaśnione „echa radiowe” z Kosmosu.[2]
Nie znaleziono dla nich żadnego racjonalnego wyjaśnienia do dziś dnia.
W 1954 roku, w amerykańskich
gazetach „St. Luis Dispatch” i „The San Francisco Examiner” poleciały
doniesienia prasowe przypisywane emerytowanemu majorowi lotnictwa marynarki i
ufologowi Donaldowi Keyhoe. Mjr Keyhoe podobnież odkrył iż USAF meldowały
o wykryciu dwóch satelitów okrążających Ziemię. W tym czasie żadne państwo nie
dysponowało technologią umożliwiającą wystrzelenie i umieszczenie satelitów na
takich orbitach.
W trzy lata później, w 1957
roku, ZSRR wystrzelił Sputnika 1. W ciągu godzin doniesień
z radzieckiego centrum lotów kosmicznych mówiło się o jakimś nieznanym
obiekcie, który „śledził” Sputnika. Kiedy w miesiąc później
wystrzelono Sputnika 2, dr Luis
Corralos z wenezuelskiego Ministerstwa Komunikacji sfotografował satelitę Czarnego
Rycerza zbliżającego się do Sputnika 2 na orbicie
wokółziemskiej.
Czarnego Rycerza
sfotografowano z wahadłowców. W 1960 roku, magazyn „TIME” opublikował artykuł o
odkryciu nieznanego obiektu na polarnej orbicie wokółziemskiej (w tym czasie
amerykańskie i radzieckie satelity latały na orbitach stacjonarnych
wokółrównikowych). Amerykański DoD[3]
szybko zdementował to doniesienie twierdząc, że obiekt ten był kosmicznym
szczątkiem satelity Discover. Wielu ludzi odniosło się sceptycznie do tego
wyjaśnienia i słusznie. W kilka lat później, ludzie dowiedzieli się o Projekcie
CORONA
– kosmicznym programie fotozwiadu utworzonym w celu monitorowania radzieckich
baz ICBM.
Potem, w 1998 roku, kosmiczny
wahadłowiec Endeavour w czasie misji nr STS-88 sfotografował jakiś
amorficzny, czarny obiekt, złowrogo wiszący ponad Ziemią. Obiekt ten miał
nieregularny kształt, jakaś dziwna kombinacja ostrych krawędzi i łagodnych
krzywizn, jego kolor był głęboko ciemny, niemal czarny. I ponownie urzędnicy
(tym razem z NASA) szybko wyskoczyli z wyjaśnieniem, że ów dziwny obiekt był…
kocem termicznym, który urwał się z uwięzi od wahadłowca. Na zapisie wideo
widzimy astronautów obserwujących ten obiekt i dyskutujących jak go złapać i
odzyskać z powrotem. Obiekt ten był fotografowany wielokrotnie na trasie
wahadłowca w poprzednim tygodniu – według NASA – i finalnie spadł na dół i
koziołkując wpadł w atmosferę.
Ale na tym cała historia się
nie skończyła. Obserwacje satelity Czarnego Rycerza miały miejsce już
po oświadczeniu NASA, że obiekt spalił się w atmosferze w czasie powrotu z
przestrzeni kosmicznej. W dniu 31.VII.2015 roku, na zapisie wideo ujrzano, jak
ów obiekt przeleciał pomiędzy MSK/ISS a Księżycem. Wiele zdjęć
wykonanych w tym samym czasie z Ziemi, też ukazują ów obiekt przelatujący na
tle tarczy Księżyca.
Krytycy usiłowali i usiłują
nadal zdemaskować tajemniczego satelitę Czarnego Rycerza wiele razy – ale on
ciągle i wciąż ukazuje się na zdjęciach i zapisach wideo.
Zobaczcie ostatni zapis wideo z
lutego 2016 roku, na którym znajduje się ów tajemniczy obiekt.
Mój
komentarz
Materiał ten nawiązuje do
poprzednich artykułów zamieszczonych na blogu Wszechocean - http://wszechocean.blogspot.com/2017/10/ufo-w-zorzy-polarnej.html, http://wszechocean.blogspot.com/2015/04/czarny-ksiaze-obcy-satelita-sprzed.html, http://wszechocean.blogspot.com/2011/07/tck-gosc-z-kosmosu.html, http://wszechocean.blogspot.com/2011/07/afera-czarnego-barona.html, http://wszechocean.blogspot.com/2014/06/ciemny-rycerz-na-orbicie-3.html i
inne.
Pozwolę sobie dodać, że
zagadka ta jest kompletnie nierozwiązana. Mało tego – jak dotąd nikt nie
pokusił się o jej dokładne zbadanie, a przecież jest to jakby nie było kwestia
naszego być albo nie być. To kwestia naszej samotności w Kosmosie. To kwestia
naszego w nim miejsca i bezpieczeństwa naszego istnienia. Dlaczego? Już
wyjaśniam.
Co
spadło - zadam tutaj już po raz enty to przeklęte pytanie - w dniu 30 czerwca
1908 roku, o godzinie 00:17.11 GMT, na punkt określony współrzędnymi
geograficznymi N 60°55’ - E 101°57’? Wszystkie przedstawione przez Wojciechowskiego i Krassę teorie i hipotezy maja jakieś mankamenty, a to nie
wyjaśniają zmian kursu, a to nie wyjaśniają
- dlaczego było więcej niż jeden epicentrów wybuchu, itd. itp. Hipoteza
nr 81 nie wyjaśnia np.: dlaczego obserwowano nocne świecenie nieba p r z e d
spadkiem tego „satelity śmierci”, zaś hipoteza nr 82 nie wyjaśnia tak
ogromnej mocy tej eksplozji. Dlatego też przyszło mi do głowy, że to, co
eksplodowało nad Podkamienna Tunguską było zwiadowczą sondą z innych światów -
tzw. sondą Bracewella.
Czym są
sondy Bracewella? Zacznę od tego, że pojęcie to wprowadził do ufologii i
programów CETI, SETI i innych programów poszukiwań Obcych w latach 60.,
australijski uczony prof. dr Ronald
Bracewell. Doszedł on do wniosku - zresztą ze wszech miar rozsądnie
brzmiącego - iż eksploracja Kosmosu może być przeprowadzana przy pomocy
automatycznych sond lub kosmolotów z załogami składającymi się z maszyn
rozumnych, które wysyła się w Kosmos w kierunku słońc, co do których są
podejrzenia, że wokół nich krążą zamieszkałe planety. Po przybyciu w rejon aktywności
takiej CNT sonda „przyczaja się” i obserwuje tą CNT, jednocześnie wysyłając
informacje na swoją macierzystą planetę, - do CNT, która ją wysłała... I tak
najpierw automaty sondy prowadzą zwiad w ramach dozoru niejawnego, potem -
kiedy dana CNT już „dojrzeje” do tego - nadzór staje się jawny. Te dwa etapy
znamy. Jaki będzie następny krok Kosmitów - to możemy tylko zgadywać... Kto
wie, czy tajemnicze kręgi i piktogramy pojawiające się w zbożach, kukurydzy,
owsie, prosie, ryżu czy trawie, a nawet w śniegach i na lodzie nie są Ich
dziełem i próbą bezpośredniego kontaktu!?...
A próby
takie miały już miejsce, jeżeli liczyć dziwne efekty doświadczeń pierwszych
radiowych sondowań jonosfery van der Pola i Störmera w 1926 roku. Ideę tego
eksperymentu pokazuje rycina. Otrzymali oni w odpowiedzi na swe sygnały serię
radiowych ech, które próbowano interpretować na różne sposoby w latach 70. XX
wieku. Młody szkocki astronom z uniwersytetu w Glasgow - prof. dr Duncan Lunnan sporządził wykres
opóźnień tych tajemniczych radiosygnałów i w rezultacie otrzymał on rysunek
gwiazdozbioru Wolarza z wyróżnioną nań gwiazdą ε-Booti czyli al-Izar albo
Pulcherrima.
Radiosygnały i opóźnione echa oraz...
...ich interpretacja wg prof. Duncana Lunana...
...i dr. A. Szpilewskiego
W
pewien czas później mieszkający w Tallinie astronom dr A. W. Szpilewskij obrócił wykres o 90° i otrzymał mapę konstelacji...
Wieloryba, z wyróżnioną na niej z kolei gwiazdą τ-Ceti (Tau Ceti) - odległą od
nas jedynie o 11,85 ly! - czyli bliziutko, jak na kosmiczne odległości... Z
kolei polski interpretator L. Gorzym
z Lublina widzi w tym rozmaite figury geometryczne i ukazane zależności
pomiędzy nimi...
Osobiście
jestem zdania, że w czasie swego eksperymentu van der Pol i Störmer nawiązali
przypadkowo kontakt z Czarnym Baronem, który już raz
posłał był na Ziemię lądownik, a kiedy ten ostatni nie wrócił 30 czerwca 1908
roku, to jego automaty czekały na sygnały, którymi dopiero „pomacano” go w 1926
roku. Odpowiedziały na nie, używając identycznej częstotliwości - 9,75 MHz
(31,4 m) i podejrzewam, że te radioecha nie były tylko prostymi odzewami, ale
wielowarstwowymi sygnałami w rodzaju tych, jakie odbierali bohaterowie powieści
Carla Sagana i zrobionego na jej
podstawie filmu Roberta Zemeckisa
pt. „Kontakt”. Potem Czarny Baron zszedł z orbity i pod
wpływem sił pływowych rozleciał się na kawałki, które powoli wpadały w
atmosferę i płonęły, jak zwyczajne meteory.
Czarny
Baron, czy jak to wolą Rosjanie Czarny
Książę był niemal doskonale czarny, tzn. pochłaniał 99,99% padającej na
jego powierzchnię energii, boż chodziło tu nie tylko o pobór energii, ale o...
maskowanie! A tak, bo ciało niemal doskonale czarne jest w Kosmosie niemal
zupełnie niewidzialne! Staje się ono widzialne wtedy i tylko wtedy, gdy staje
na jasnym, promieniującym tle tarczy Słońca czy Księżyca lub jakiejś mgławicy.
To właśnie to miał na myśli Peter
Kolosimo pisząc swą książkę „Ombre sulla stelle”. Byłby to argument za
hipotezą, że Czarny Baron był de facto sondą zwiadowczą Kosmitów, która
usiłowała z nami nawiązać Kontakt - ale...[4]
Ano dlatego, że istnieje
jeszcze jedna możliwość, a mianowicie taka, że rządy supermocarstw doskonale wiedzą
o istnieniu Czarnego
Rycerza/Księcia/Barona i nie przeszkadzają mu w wykonywaniu swej misji
zwiadowczej/obserwacyjnej/szpiegowskiej nad Ziemią. Przy naszych aktualnych
możliwościach technicznych dolecenie do niego i jego przechwycenie czy
zniszczenie nie nastręczałoby nam żadnych trudności. A zatem może chodzić o
kwestię polityczną – zniszczenia czy uszkodzenia tego obiektu (o ile jest to
orbiter Obcych) – mogłoby doprowadzić do konfliktu na skalę już nie planetarną,
ale kosmiczną i wtedy moglibyśmy mieć autentyczne wojny gwiezdne, o których
marzą różne nawiedzone przygłupy będące u władzy. Nie zadziera się z
cywilizacją, która wyprzedza nas o co najmniej 13.000 lat!
Przekład z angielskiego - ©R.K.F. Leśniakiewicz
[1] W
literaturze obiekt ten jest zwany także: Czarny Książę, Czarny Baron, Ciemny
Rycerz.
[2]
Chodzi o słynne „radioecha” z eksperymentu van der Pola – Störmera
przeprowadzonego w 1926 roku.
[3]
Departament Obrony.
[4]
Zob. Antologia – „Bolid syberyjski”, rozdz. 8.1. - http://hyboriana.blogspot.com/2012/03/bolid-syberyjski-18.html