Powered By Blogger

wtorek, 6 maja 2014

Cywilizacja zrodziła się pod ziemią


Wybuch Monte Nuovo na Campi di Flegrei. Czy obiekt wylatujący z krateru wulkanu jest... żywym krzemowcem...?


Walerij Kukarienko


Istnieje ruch mający na celu wymazanie ludzkości z powierzchni Ziemi, którego stronnicy uważają, że populacja naszego gatunku wyszła spod jakiejkolwiek kontroli i zagraża całemu życiu na planecie.

Nie ucichają naukowe spory na temat powstania i rozwoju życia na Ziemi. coraz częściej odzywają się oświadczenia, że ludzie nie są rezultatem ewolucji naczelnych, ale produktem działalności cywilizacji kosmicznych. Według najbardziej kontrowersyjnej wersji, my jesteśmy już to Przybyszami z innego wymiaru świata równoległego, już to hybrydową rasą złożoną dzięki inżynierii genetycznej z miejscowych naczelnych i Obcych.


Zmienić metro


Jako argument naukowcy przytaczają niezwykłych bogów i smutne świadectwa o fizjologicznych różnicach pierwszych władców dawnych cywilizacji- półbogów. Wśród nich znajdują się rogaci władcy Chin, dziwni faraonowie egipskiego Starego Państwa i wężokształtni władcy państw Ameryki. Swoją oryginalna teorię przedstawiał w 1927 roku, członek-korespondent wielu zagranicznych akademii nauk z czasów przedrewolucyjnych, prof. Michaił Buranczuk. Swego czasu zaproponowano mu objęcie naukowego kierownictwa budowy moskiewskiego metro, ale profesor uważał, ze ten ogromny projekt należy zmienić.
- Głębiny Ziemi są pełne zagadek i tajemnic i to takich zagadek i tajemnic, że lepiej byłoby dla Ludzkości, gdyby pozostała ona w niewiedzy – pisał on.

Erupcja wulkanu Copahue, Chile, w 2012 roku


„Prawdziwi mieszkańcy Ziemi” -


- tak zatytułowano list na 26 stronach maszynopisu, który prof. Buranczuk rozesłał do różnych instytucji, do organów partyjnych, redakcji akademickich czasopism, centralnych gazet i innych organizacji, a także do znanych osób ze świecznika: fizyków, pisarzy, zoologów, wyższym oficerom milicji i azjatyckim pasterzom. W liście tym przedstawił on szczególną teorię o powstaniu i rozwoju życia na Ziemi ogólnie i powstania gatunku Homo sapiens sapiens w szczególności:
- Życie powstało nie w oceanach Ery Archaicznej, ale zrodziło je gorące wnętrze Ziemi. buszująca tam energia rozwiązuje ręce Przyrodzie dla najbardziej niecodziennych eksperymentów. Życie narodziło się w głębinach planety i w głębinach pozostaje… W oceanach magmy przewyższających powierzchnią i objętością nasze oceany o tysiące razy, a ilością energii – miliardy razy, na długo przed powstaniem białkowych ameb, pojawiły się inne istoty żywe. Rolę węgla w strukturze molekuł powstałych we wnętrzu Ziemi grają atomy krzemu (Si) i germanu (Ge). Temperatury, przy których „władca Przyrody” by się natychmiast spopielił, wyparował, są dla istot z magmatycznych oceanów optymalne i komfortowym środowiskiem, a także są źródłem energii niezbędnym dla ich egzystencji…

Prof. Buranczuk uważał, że istoty te czasami podnoszą się do powierzchni Ziemi i nawet latają w powietrzu. Jest to związane z ich cyklem życiowym. I tak np. niektóre owady przez całe swoje życie pełzają po ziemi, ale ich rytuał godowy odbywa się w powietrzu. Według jego poglądów:
- Ślady tych stworzeń powinny być doskonale widoczne na polach, usianych znakami, a także w innych miejscach uprawiania ziemi. Dlatego też fakt odkrycia koncentrycznych kręgów czy innych dziwnych figur na powierzchni gleby zrobionych z wygniecionych traw czy w ogóle pozbawionych wegetacji, wykonanych w niekonwencjonalny sposób, powinny być odnotowywane, fotografowane także z powietrza i przekazywane mnie do dalszych analiz… I jeżeli ktoś widział sferoidalne obiekty latające, (my nazywamy je UFO – przyp. red. „Tajny…”), a na polach kręgi wygniecionej pszenicy (agroznaki, agrosymbole – przyp. tłum), to właśnie to stanowi potwierdzenie słuszności mojej teorii.

Widowiskowa erupcja wulkanu Kelut w 2014 roku


Reakcja oponentów


Na początku profesorowi dano odpór, wskazując na to, że brak jest śladów magmatycznego życia i twierdząc, ze przy kolosalnych ciśnieniach, wysokich temperaturach i grubości otaczającej jądro Ziemi materii nic nie może się tam zrodzić i przeżyć. Prof. Buranczuk porównał osąd oponentów do nartników. One poruszając się na powierzchni wody sądzą, że tylko ona nadaje się do życia i poprzestają na tej wierze. Profesor radził oponentom otworzyć oczy i zdjąć blokady z rozumu.

Listy dotarły do adresatów i los profesora został przypieczętowany. Kompetentne organy zdecydowały, że profesor ześwirował w wyniku przepracowania. A „świrniętego” profesora nikt już nie brał na serio. Został on odsunięty od wszelkich prac i wyprawiono go na emeryturę. Być może nawet o to właśnie mu chodziło. W tych czasach być uznanym za pomyleńca było bezpieczniej, niż za kogoś mądrego. Trwał terror Czeki, trwał proces Prompartii, masowo denuncjowano i rozstrzeliwano „szkodników”. A w czasie budowy metro miały miejsca zagadkowe awarie, tak że wszystko tam szło bardzo ciężko i złożenie. Profesor uważał, że niewyjaśnione katastrofy i bezprzyczynowe zapadanie się domów – to są przykłady aktywności mieszkańców wnętrza Ziemi. Uchodząc spod „opieki” organów, prof. Buranczuk na początek pojechał do miasta Liwny, a następnie do wsi Kostienki w Woroneżskiej Guberni, gdzie spokojnie zajął się swoją pracą.


Jednomyśliciele


Tam on zaprzyjaźnił się z Naffertem – nauczycielem, myśliwym, wielkim miłośnikiem archeologii oraz znawcą mitów i legend. Opowiedział on Buranczukowi o opowieściach Bażowa i podziemnych mieszkańcach Uralu. Profesor zbierał swą kolekcję odłamków skalnych o niecodziennych, dziwnych kształtach, w których być może były utajone najprostsze „Istoty Magmatyczne”, jak je on nazywał. Prof. Buranczuk uważał, że Ludzkość wyszła spod ziemi, a jej kolebką są jaskinie, z których większość jest dla ludzi niedostępna. Życie w nich nie jest wcale takie prymitywne, i mówi o tym ogromna większość naskalnych rysunków. Profesor sądził, że istnieją cudowne podziemne miasta, a ich mieszkańcy władają sztuką przemieszczania się pod ziemią. Nawet dzisiaj w Tybecie zamieszkują mnisi o wysokich stopniach magicznych, którzy są w stanie przenikać przez ziemię. Podziemni ludzie udawali się do jaskiń w celu zamieszkania w nich lub po prostu na pikniki.

Nowe listy profesor napisał odręcznie i wysłał do kilku osób. W nich było stwierdzenie, że znalezione w Kostienkach ślady ludzkiej działalności mają ponad 50.000 lat i należałoby tam przeprowadzić poważne wykopaliska. Dla obserwacji pól w celu znalezienia śladów Magmatycznych Istot, Buranczuk zbudował montgolfiera - balon na ogrzane powietrze – o oryginalnej konstrukcji, który mógł długo utrzymywać się w powietrzu. W czasie próbnego lotu profesor przez długi czas wisiał nad polami, zabrawszy ze sobą aparat fotograficzny i megafon. Po wylądowaniu, miejscowe władze skonfiskowały mu balon i przyrządy zapowiadając, że nie wolno latać chorym umysłowo bez uzyskanego zezwolenia. Jednakże Buranczuk przewidział taką możliwość i wykonane zdjęcia po prostu zrzucił wcześniej w odpornym kontenerze na spadochronie. Potem odszukał je i pomogło mu to odnaleźć ślady pobytu i aktywności Istot Magmatycznych.


Zniknięcie


Profesor często pozostawał na noc w jaskiniach, gdzie spał owinięty w niedźwiedzią skórę kupioną od Nafferta. W lecie często ich widywano razem. Pewnego razu profesor wraz z nauczycielem opuścili się do jaskini Biełoje Sołnce w Diwnogoriu – i tam zniknęli. Po dwóch dniach do ich poszukiwań włączył się oddział ratowników, który przyjechał specjalnym pociągiem z Moskwy. Swoimi eksperymentami z balonem profesor znów zwrócił na siebie uwagę kompetentnych organów (czytaj: KGB – przyp. tłum.) i szukali go bardzo dokładnie.

Po kilkudniowych poszukiwaniach, w raporcie ratowników napisano, że ludzie zniknęli bez śladu, „jakby zapadli się pod ziemię”. Postanowiono zatem, że profesor i nauczyciel zabłądzili w plątaninie wielu odnóg i korytarzy jaskini, gdzie zmarli z zimna i głodu. Ale istnieje hipoteza, że prof. Buranczuk szukał i wreszcie znalazł wejście do podziemnego świata. Ale ta historia ma swój ciąg dalszy do naszych czasów!

Czy życie narodziło się w gorącym wnętrzu Ziemi...?


Niewiadome istoty


O UFO i agrosymbolach napisano wiele. Pojawiły się relacje o niesamowitych, niewidzialnych istotach, które pojawiają się na Ziemi i przenikają pomiędzy nas. Dziwne obiekty latające, długie i cienkie o cylindrycznej albo cygarokształtnej formie, złapał na taśmę video w 1994 roku Jose Eskamilla – producent filmowy, kompozytor, dziennikarz i badacz zjawisk anomalnych, który nazwał je pręcikami.

Zaczął on badać ten fenomen w wielu krajach. Tajemnicze obiekty widział on wszędzie. I okazało się, że mają one wiele różnych kształtów, a ich rozmiary wynoszą od kilkudziesięciu centymetrów do setek metrów. Ich obecność odnotowano także w wodzie. Poruszając się z kolosalnymi prędkościami, mogą one przenikać przez materialne obiekty, w tym ciało człowieka, i błyskawicznie znikać. Stworzenia te zostały sfilmowane przy okazji kręcenia filmu muzycznego robionego dla kanału Discovery. One jawnie okazują oznaki swego intelektu i nie boja się obiektywów. Aby je badać, należy wykonać zdjęcia o bardzo małym czasie naświetlania. W pełnych ciemnościach należy użyć kamer na podczerwień. I kto wie, czy poza UFO nie mamy do czynienia właśnie z Magmatycznymi Istotami prof. Buranczuka – z prawdziwymi mieszkańcami Ziemi?


Moje 3 grosze


No właśnie – czy to one właśnie, te istoty nie są prawdziwymi mieszkańcami mitycznej Agharty? Czytając ten artykuł odniosłem wrażenie, że jest w nim dla każdego coś miłego: dla badaczy UFO – UFO, dla badaczy agroznaków – agroznaki, dla badaczy „rodsów” – „pręty”, itd. itp. Nawet znalazło się coś dla mnie – zaginięcie bez śladu i wieści dwóch uczonych w uralskiej jaskini – rzecz bliska memu sercu z Tatr, co nawet onegdaj opisałem w moim „Projekcie Tatry” (Kraków 2002).

Czy istnieją Istoty Magmatyczne? Niewykluczone, wszak co my wiemy o wnętrzu Ziemi? - tylko tyle, co mówią nam modele teoretyczne i sondowania, a te sięgają zaledwie kilku kilometrów, bo na przeszkodzie stoją wysokie temperatury i potworne ciśnienia. Nie jest wykluczone, że rzeczywiście wnętrze naszej planety zamieszkują istoty, których białko nie zawiera węgla tylko krzem, a ich płynem ustrojowym nie jest woda jak u nas, ale płynna siarka. To, że takowych nie znaleźliśmy wcale nie dowodzi, że ich nie ma. Przecież w ogóle ich nie szukaliśmy! Ale takie istoty raczej nie mogłyby być twórcami agrosymboli i nie przypominałyby „prętów” czy innych „drutów”. No i nie sądzę, by były w stanie egzystować w naszym diapazonie temperatur powierzchni Ziemi – od -89,2°C (Stacja Wostok, Antarktyda) do +56,7°C (Death Valley, USA). Optymalne temperatury istnienia dla silizoów/krzemowców wynosiłyby jakieś +400°C i wyżej. Idealna dla nich byłaby Wenus z jej wysokimi temperaturami wynoszącymi +460°C i ciśnieniem na powierzchni wynoszącym 9,32 MPa. Więc nie musimy się ich obawiać.

No, chyba że byliby w stanie zmieniać swoje środowisko, jak opisali to Krzysztof Boruń i Andrzej Trepka w „Kosmicznych braciach” – bo wtedy mielibyśmy z nimi prawdziwie kosmiczny problem… Na zakończenie, na rysunku z jednego z odrodzeniowych dzieł widzimy wybuch wulkanu Monte Nuovo na Polach Flegrejskich pod Neapolem. Rysunek, jak rysunek, ale najciekawszy jest obiekt, który wyleciał z jego krateru. Czy jest to kłąb płomienistych gazów i tefry czy może jest to silikoidalna istota, która wydostała się na powierzchnię Ziemi korzystając z erupcji...?  


Tekst i ilustracje – „Tajny XX wieka” nr 52/2013, ss. 22-23

Przekład z j. rosyjskiego – Robert K. Leśniakiewicz ©