Jakucka tajga kryje wiele tajemnic...
Andriej Jefriemow
Miejscowe narody Syberii i
Dalekiego Wschodu czczą leśnego ducha. Jedno z jego imion – Podja albo Pot’. Myśliwi idący w tajgę na polowanie, obowiązkowo muszą
udobruchać tą leśną istotę.
Wiele tajemnic znajduje się w
jakuckiej tajdze. Jest ona taką samą bezdenną głębia nieznanego, jak
Wszechocean, w której znajdują się gatunki takich zwierząt, których człowiek
może się tylko domyśleć…
Wilujski Trakt
Zagadkowe
stworzenie
Czuczuna z
Jakucji to jest reliktowy hominid albo Człowiek Śniegu – UMH (Nieznany
Tajemniczy Humanoid) – jak Yeti. Specjaliści-kryptozoolodzy sklasyfikowali i
rozłożyli na czynniki pierwsze wszystkie informacje dotyczące tego niezwykłego
stworzenia: wygląd zewnętrzny, zwyczaje, sposób życia, i inne; tak więc jak
pojawia się jakaś nowa informacja, znawczy mogą szybko odrzucić brednie od
prawdy. Każda nowa informacja o zaobserwowaniu tego UMH i następujące jego
opisanie – to jest kolejna porcja mnóstwa szczegółów i grup zjawisk. Najmniejsze
szczegóły podane przez informatora można nie dostrzec, i nawet gdyby kłamstwo
było ukryte za potokiem słów, to specjalista to wychwyci. Można oddzielić
prawdę od wymysłu i konfabulacji, w czasie wyjaśniania okoliczności spotkań
myśliwych ze Śnieżnym Człowiekiem. A podobne spotkania z takimi UMH w tajdze
zdarzały się nie raz.
Opisze tutaj dwa zdarzenia,
które miały miejsce na Wilujskim Trakcie. Jest to droga federalna, która się
ciągnie przez tajgę i wzgórza przez wiele setek kilometrów z Jakucka do
Wilujska.
Czuczuna...
Ślad
Rzecz miała miejsce w 2009
roku. Tego dnia, wraz z kolegami zarzuciliśmy sieci na karasie w jeziorze w
tajdze – w odległości 42 km od Jakucka. Deszczową noc spędziliśmy niedaleko, w
chacie Giennadija Rastorgujewa. Słonecznym
rankiem pojechaliśmy łazikiem do jeziora. Z nami była suczka Donna, i kiedy zbliżał się już czas
powrotu z głównej szosy na leśny dukt ona zaniepokoiła się, zaskomlała a potem
zaczęła wyć. Widoczne było, że Donna czegoś się bardzo przestraszyła, chociaż
była psem – co trzeba przyznać – bardzo odważnym. No ale nie widać było żadnego
powodu, dla którego mogła reagować z takim strachem.
Kiedy wypuściliśmy Donnę z
samochodu, to ona od razu lękliwie podkuliła ogon i uciekła. Jak się później
wyjaśniło, ona powróciła do chaty Rastrogujewa i długo nie mogła się uspokoić:
przez dobre pół godziny bezustannie wyła i skuczała, czego wcześniej u niej się
nie zdarzało. Zebrawszy na jeziorze sieci i rybę, pochodziliśmy po lesie w
poszukiwaniu dziczyzny, a potem wyjechaliśmy z tajgi.
Na jakieś dwa kilometry przed
wyjazdem na szosę na poboczu gruntowej drogi rozmiękłym od deszczu, nasz
kierowca Roman Biełań zauważył
wyraźne ślady nieznanego stworzenia – o mało co nie najechaliśmy na nie!
Stworzenie to przeszło po błocie jakieś 5 m, a ślady były wyraźne i świeże.
Wszystko wskazywało, że przeszło ono jakieś pół godziny temu. Długość szlaku
śladów odciśniętych w błocie – 5 m.
Obejrzeliśmy te ślady dokładnie
i doszliśmy do wniosku, że ślady te nie należą do żadnego znanego nam
zwierzęcia: rozmiar i forma stopy – jak u dwunastolatka, mała pięta, dziwnie
wielki i okrągło zakończony duży palec. Pozostałe palce proporcjonalnie 1,5 -
2-krotnie dłuższe niż u człowieka. W czasie chodzenia palce płynnie zaginały
się do góry, sama stopa jest płaska i lekko wygięta w dół, głębokość śladu 3-4
cm. Cały łańcuszek śladów sfotografowaliśmy przy pomocy telefonu komórkowego.
...i jego ślad
Edward
Stiepanienko, będący wtedy w tajdze, opowiadał:
- Kiedy wytaszczyliśmy sieci,
to poszedłem w las ustrzelić jakąś dziczyznę, ale nie było tam żadnego zwierza.
Była tam natomiast niezwykła cisza, jakby wszystko co żyje wymarło. Czułem, nie
wiem czemu, jakby ktoś mnie bacznie obserwował… To było bardzo nieprzyjemne
uczucie, czegoś takiego jeszcze nie doświadczyłem. Obszedłem kilka jeziorek, a
potem wróciłem na miejsce postoju. Tak, takich śladów wcześniej nie spotykałem,
to oczywiście nie było zwierzę: były one duże, podobne do ludzkich, ale kształt
miały dziwny. Niewielki rozmiar wskazuje na niewysokiego hominida. W oczy
rzucają się bardzo długie palce i nieproporcjonalnie mała pięta. Wielki palec
nieproporcjonalnie wydłużony z dużym, kulistym zgrubieniem na końcu. Życzyłbym sobie
je jeszcze raz zobaczyć, choć prawdopodobieństwo tego jest małe i równe
właściwie zeru. Znalezienie tych śladów zainteresowało mnie problematyka
istnienia Śnieżnego Człowieka, co wcześniej w ogóle mnie nie interesowało. Będzie
mi bardzo żal, jeżeli oryginalne zdjęcia gdzieś się zapodzieją, pokryją się grubą
warstwą kurzu i niedowierzania, i co najważniejsze – nie zostaną wykorzystane
do badań nad hominidami. Ślady te znaleziono w tajdze, na 42. kilometrze Wilujskiego
Traktu, około 2 km na prawo od głównej szosy. Istnieją relacje o tym, że Czuczunę
obserwowano wcześniej właśnie w tym rejonie. Na jednym z myśliwskich forów internetowych
zamieściłem zdjęcie śladu z zapytaniem, czy ktoś nie spotkał się z czymś podobnym.
W większości odpowiedzi – jak oczekiwałem – były niezdrowe kpiny i
niedowierzanie, ale były także rzadkie, bo rzadkie ale poważne odpowiedzi: podobne
ślady widziano także na Czukotce.
Konflikt
Stary myśliwy, były pracownik
MWD[1] płk Nikołaj Cziernyj dzisiaj emeryt, w
swoim czasie opowiadał, że spotykał Czuczunę w jakuckiej tajdze. Na początku
lat 90. był on w randze majora milicji. W lutym 1992 roku major wraz z kolegami
wyprawił się na polowanie – na łosia. Zatrzymali się u gościnnego Giennadija
Rastorgujewa, który w tym czasie mieszkał z żoną i małą córeczką. Na zwierza
wyprawiali się wczesnym rankiem i powracali późnym wieczorem.
Krytycznego dnia, jak zwykle z
samego rana, Cziornyj i jego trzech towarzyszy udali się piechotą na polowanie.
Giennadijowi powiedzieli, że wrócą po zapadnięciu ciemności nocnych.
Jednakże myśliwi powrócili już w
porze obiadowej i to silnie wystraszeni. A to było tak: grupa szła w tajdze
gęsiego: jeden za drugim. Pierwszy robi w śniegu ścieżkę, a pozostałym już się
lżej idzie. Kiedy czołowy myśliwy się zmęczy, zmienia go zamykający kolumnę, itd.
Na polowaniu palić i rozmawiać jest niewskazane: zwierz może usłyszeć lub poczuć
dym i uciec. Tak więc szli w milczeniu, tylko śnieg skrzypiał im pod butami.
Nieoczekiwanie od tyłu
usłyszeli trzask łamanych gałęzi – jakby przez gęstwinę przebijał się łoś. Wszyscy
się odwrócili i… - w ich stronę przebijał się Czuczuna! Sądząc ze wszystkiego,
istota ta była nastawiona wrogo – z taką siłą rozpychała na boki pnie i łamała
grube gałęzie, ze swymi rozmiarami i siłą musiała równać się z łosiem. Jej długie
włosy z grzywy rozwiewały się, usta wykrzywiał mu straszny grymas. Stworzenie to
torowało sobie drogę rękami, rozgarniając drzewa jak jakieś nędzne krzaczki tak
energicznie, że kawałki gałęzi leciały na boki. Także głęboki śnieg nie był dla
niego przeszkodą.
Zagrzmiało parę wystrzałów ze
sztucerów. Z zaskoczenia i przerażenia celowano fatalnie i nikt nie trafił dziwnego
stwora. Ale stworzenie to, patrząc wrogo na myśliwych, zatrzymało się i tylko
para szła mu z nozdrzy. Tymczasem myśliwi pobiegli w stronę głównego duktu i
powrócili do chaty.
Potem w czasie burzliwej
dyskusji ludzie doszli do wniosku, że istota ta chroniła znajdujące się w pobliżu
swe dziecko czy też dzieci.
Przez ostatnie dwa-trzy lata na
Wilujskim Trakcie miały miejsce wielkie roboty drogowe na stopniu federalnym. Było
tam wiele maszyn i ludzi. Najwidoczniej hominidy uciekły z tych miejsc gdzieś
daleko od drogi – jak najdalej od hałasu.
Tekst i ilustracje – „Tajny XX
wieka” nr 4/2014, ss. 32-33
Przekład z j. rosyjskiego –
Robert K. Leśniakiewicz ©