Tatiana I. Skobłowa
To wydarzyło się w 1958 roku.
Mieszkaliśmy wtedy na Ukrainie, we wsi Żełtoje, w Dniepropietrowskiej Obłasti.
Miałam wtedy 10 lat.
Kiedyś do późna w nocy
zasiedziałam się u przyjaciółki. Jej dom stał niedaleko od naszego – na skuśkę
przez drogę. Kiedy wyszłam na ulicę, była cicha, ciemna i ciepła noc.
Spojrzałam na mój dom i omal
nie zemdlałam z przerażenia: nad jego dachem, prawie nad kominem polśniewał
słup ognia o wysokości niemal dwóch metrów. Na tle ciemnego, wygwieżdżonego
nieba on wyglądał bardzo złowieszczo. Dzisiaj, mając już swoje 64 lata,
oczywiście bym się zainteresowała i zobaczyła, co będzie dalej. Ale wtedy się
przestraszyłam i migiem dobiegłam do domu, wpadłam do swego pokoju, padłam na
łóżko i zakryłam głowę poduszką. I nie powiedziałam ani słowa o tym, co
widziałam, ani mamie ani babci.
Długo się trzęsłam ze strachu
czekając na to, co się stanie, coś strasznego. Jednakże niczego dziwnego w tą
noc się nie wydarzyło.
Co najdziwniejsze, w dwa dni
potem zmarła moja babcia. Miała wszystkiego 50 lat… Być może była to zapowiedź
jej śmierci? A może po prostu jakieś nieznane nauce zjawisko przyrodnicze…?
Źródło – „Tajny XX wieka” nr
14/2014, s. 25
Przekład z j. rosyjskiego –
Robert K. Leśniakiewicz ©