Statek-widmo wynurza się z mgieł...
Andriej Lieszukonskij
Na 14 lat przed
zagładą RMS Titanic, pisarz Morgan
Robertson napisał opowiadanie pt. „Próżność”, w którym statek Titan
o rozmiarach równych Titanikowi także zderzył się z górą
lodową w kwietniową noc, a większość jego pasażerów zginęła.
Pasażerski
liniowiec MV Lubow Orłowa, który przepadł w czasie holowania jeszcze w 2013
roku, do dziś dnia jest poszukiwany na całym Atlantyku. Jednych interesuje taki
fakt: wszak cena statku za którą sprzedano go na złom wynosiła ok. 600.000 GBP.
Inni boją się, że ogromny „statek-widmo” może się stać zagrożeniem dla żeglugi.
Ale fani zjawisk PSI interesują się całkiem innymi rzeczami: od szczurów-kanibali,
które z pewnością znajdują się na pokładzie, do sygnałów SOS od czasu do czasu
emitowanych przez zaginiony liniowiec.
MV Lubow Orłowa w Arktyce
Kurs na lody
W 1976 roku,
stocznia w jugosłowiańskiej Kralewnicy/Sremskiej Mitrowicy spuściła na wodę dwupokładowy
statek pasażerski o podwójnym dnie, o kolejnym numerze 413. Radziecki armator
nazwał statek Lubow Orłowa. Wielka aktorka lubiła luksus i dlatego statek
nazwany jej imieniem, z całą pewnością by się jej spodobał. Kajuty były
wyposażone w węzły sanitarne, klimatyzacją, stabilizatorami (urządzeniami nie
dopuszczającymi do kołysania), szerokimi łóżkami. Restauracja, dwie kawiarnie,
kino, dansing – oto jakie luksusy czekały na podróżujących na jego pokładzie.
Właścicielem liniowca stała się Dalekowschodnia Żegluga Morska. Statek pływał w
rejsy, których pasażerami byli członkowie nomenklatury partyjnej i cudzoziemcy:
luksus musiał się zamortyzować, a poza tym pojawienie się na pokładzie tego
liniowca oznaczało prestiż i przynależność do elity. Dlatego też nabycie biletów,
nawet biorąc pod uwagę ich drenażowe ceny, było niełatwo.
W 1999 roku,
liniowiec był doposażony i wynajęty przez kompanię Marine Expeditions. Teraz pływał on w rejsy do Antarktyki. Ubyło
nieco luksusów, ale za to pojawiło się lądowisko dla helikopterów, które było
niezbędne dla statku w przypadku uwięzienia w lodach.
I tak bez względu
na wszelkie nowinki techniczne, MV Lubow Orłowa nie cieszył się dobrą
sławą. Turyści i załoganci skarżyli się na nieprzyjemności, które zdarzały się
im na pokładzie: a to ktoś się przewróci i złamie rękę albo nogę (i to w czasie
sztilu!), a to z mostka znikają bez śladu mapy nawigacyjne, a to samoczynnie
włączają się sygnały alarmowe… A najważniejsze – na pokładzie liniowca masowo
zalęgły się szczury, których nie dało się wytępić, pomimo wysiłków załogi.
Lądowisko dla helikoptera na pokładzie MV Lubow Orłowa
Przyszedł prikaz: na
żyletki!
Nie bacząc na
wielką ilość turystów chcących dopłynąć do Antarktydy i niezłe dochody kompanii
z tego tytułu płynące, w 2010 roku Lubow Orłowa została aresztowana w
kanadyjskim porcie St. John’s za długi. Członkowie załogi i pasażerowie
opuścili liniowiec. Wkrótce na pokładzie pojawili się portowi ochroniarze. To
właśnie oni zauważyli, że pełnoprawnymi właścicielami statku stały się szczury.
Przeszły ponad
dwa lata, ale właściciele statku nie mogli dogadać się z kredytodawcami. I tak,
żeby spłacić część długów statek został sprzedany na złom, czyli jak to się
mówi – statek poszedł na żyletki, albo jak mawiają Rosjanie – „na igiełki”.
Utylizować Lubow Orłową zdecydowano w Republice Dominikańskiej, gdzie
znajduja się duże przedsiębiorstwa wyspecjalizowane w rozbiórce statków.
Jednakże pracownicy portu St. John’s zauważyli dziwną osobliwość: szczury,
które zazwyczaj wyczuwały instynktownie, że statek idzie na miejsce swego
wiecznego postoju, uciekają z niego. W tym zaś przypadku kadłuba tego statku
nie opuściła ani jedna szara mordka. I wśród kanadyjskich dokerów poszedł chyr,
że coś z tym jest nie tak…
Holowanie statku
w styczniu 2013 roku zaczęło się przy całkowitym sztilu, ale już następnego
dnia na Północnym Atlantyku zaczął się sztorm. Hol, na którym szedł liniowiec –
pękł. Holownik kilkukrotnie usiłował „złapać” statek, ale ogromne fale za
każdym razem na to nie pozwalały. Wreszcie, kiedy ta zabawa stała się zbyt
niebezpieczna dla załogi, kapitan holownika podjął decyzję pozostawienia Lubow
Orłowej w dryfie a sam popłynął do Kanady. Po kilku godzinach, sztorm
wbrew wszelkim zapowiedziom – ucichł. Kapitan zawrócił holownik, ale odnaleźć
liniowca się nie udało. Morski wilk doszedł do wniosku, że statek zatonął, o
czym przekazał przez radio na brzeg. Wydawałoby się, że na tym epizodzie z
życia MV Lubow Orłowa można by postawić kropkę, ale nie – dalej zaczyna
się już mistyka…
[Wikipedia podaje: Jednostka miała
zostać odholowana z Kanady na Dominikanę, gdzie planowano jej zezłomowanie. 23
stycznia 2013 Orlova zerwał się z holu z powodu wysokich fal i zaginął.
Statek bez załogi, pozbawiony zasilania oraz oświetlania, dryfował stanowiąc
zagrożenie dla innych statków oraz instalacji wydobywczych. 1 lutego jednostka
została dostrzeżona przez MV Atlantic Hawk, statek zaopatrzeniowy
platform wiertniczych płynący w odległości około 2400 km od zachodniego
wybrzeża Irlandii (49°,2270 N - 44°,5134 W), który próbował wziąć go na hol.
Jednak 4 lutego musiał go odciąć na prośbę kanadyjskiego Ministerstwa
Transportu, z tego powodu Orlova nadal dryfował po Atlantyku.
W marcu 2013 roku odebrano sygnały automatycznego nadajnika EPIRB,
uruchamianego po zanurzeniu w wodzie; odpowiednie urzędy norweskie, brytyjskie,
irlandzkie i islandzkie uznały, że statek najprawdopodobniej zatonął na
północnym Atlantyku i nie stanowi zagrożenia dla żeglugi w rejonie – uwaga
tłum.]
Save Our Souls…
Dnia 22.II.2013
roku, brzegowe radiostacje Irlandii nieoczekiwanie przyjęły sygnał wezwania o
pomoc z MV Lubow Orłowa, którą uważano za zatopioną. Sygnał SOS nie
powtórzył się, i eksperci przeanalizowawszy sytuację doszli do jedynego
możliwego wniosku: najwidoczniej holownik nie mógł znaleźć liniowca, którego
fale zniosły na jakieś 700 km na wschód, a potem MV Lubow Orłowa poszła na
dno. Morska woda zamknęła obwody nadajnika i automatyczny sygnał wezwania
pomocy poleciał w eter. I na tym sprawa by się skończyła, gdyby nie to, że… po
miesiącu z pokładu statku znów nadano sygnał SOS! A tego już nie dało się
wyjaśnić w taki sposób. Od tego czasu aż do dnia dzisiejszego (marzec 2014 roku
– przyp. tłum) sygnały SOS z pokładu Lubow Orłowej wychwycono jeszcze
dwukrotnie. Sądząc ze wszystkiego wynikało, że MV Lubow Orłowa dawno
opuścił wody Morza Karaibskiego i dryfował po Północnym Atlantyku, zbliżając
się powoli do Wysp Brytyjskich. Pewnego razu amerykańskiemu satelicie
szpiegowskiemu udało się wykryć duży, metalowy, nieznany obiekt nawodny w
odległości 1000 km od brzegów Irlandii. Jednakże samoloty zwiadowcze Royal Navy
skierowane nad tamten akwen wróciły z niczym. Potem było jeszcze kilka wylotów,
ale niczego nie znaleziono…
Po raz ostatni
sygnał „ratujcie nasze dusze” zabrzmiał w eterze w styczniu 2014 roku. I teraz już
nikt nie miał wątpliwości – statek samowolnie porusza się w kierunku Wysp
Brytyjskich. Jednakże wszystkie loty samolotów Royal Navy nie dały żadnego
rezultatu. Tym niemniej, by uspokoić publiczność, władze Irlandii i Szkocji –
dwóch najbardziej możliwych punktów docelowych ruchu statku – oświadczyły, że:
Jak tylko da się zlokalizować MV Lubow Orłowa, zostanie on zatopiony. Aktualnie statek jest
poszukiwany nie tylko przez Royal Navy, ale także „łowców pryzu”. Rzecz w tym,
że formalnie liniowiec już do nikogo nie należy i znalazca ma pełne prawo
zrobić z nim, co zechce. Orientacyjna wartość statku przy przekazaniu go na
złom wynosiła 600.000 ₤ (czyli około 1 mln $USA)
Poza tym
poszukiwaniami zaginionego pasażera zajmują się miłośnicy zjawisk paranormalnych.
Oni są przekonani, że sygnał SOS nadawała nie automatyka statku, a… szczury! Zacytuję
tutaj jednego z badaczy fenomenu Lubow Orłowej, Anglika Tima Burke’a:
Sądzę, że szczury przeżyły. Żeby nie zginąć na statku, gdzie nie
ma żadnej żywności przyszło im uprawiać kanibalizm. W rezultacie doboru
naturalnego na liniowcu pojawiła się cywilizacja ogromnych i praktycznie
rozumnych zmutowanych szczurów. Jeżeli uda się im dopłynąć do brzegu i dostać
się na ląd, to ludzi czekają ogromne problemy.
Oczywiście ten
punkt widzenia jest bardzo, ale to bardzo kontrowersyjny, jeżeli nie bardziej –
ale wielu miłośników fantastyki go podziela. Kiedy wybierają się na pływania
przybrzeżne, na ryby czy patrole nabrzeżne, to mają przy sobie duży zapas
trucizny na szczury. Ci łowcy „statków-widm” wierzą solennie w to, że ratują
Ludzkość od strasznej napaści.
[A jednak hipoteza, że to
szczury nadają sygnał SOS ma pewien sens, bowiem mogą one przypadkowo uruchomić
automatyczny nadajnik, który wysyła wołanie o pomoc. Oczywiście obawy „łowców”
są przesadzone i taka mutacja mogłaby się pojawić, ale nie w tak krótkim czasie
o jakim mówimy i nie w taki sposób – uwaga tłum.]
Ale Lubow
Orłowa jak dotąd pozostaje nieuchwytna. I właśnie stała się takim
legendarnym widmem morskim, jak Latający Holender…
Dryf MV Lubow Orłowa na Atlantyku
1. MV Lubow Orłowa opuszcza kanadyjski port St. John's holowana do Republiki Dominikany na złomowanie;
2. Holownik MV Charlene Hunt gubi holowany statek, który staje w dryfie;
3. Przyjęto sygnał SOS najprawdopodobniej z zagubionych radioboi, które wypadły ze statku;
4. Satelity zaobserwowały metalowy obiekt w kształcie statku dryfujący w stronę wybrzeży Irlandii lub Szkocji...
Fakty
Temat
„statku-widma” jest bardzo popularny w Internecie i nawet pojawiła się strona
internetowa, w którym od czasu do czasu straszy się Czytelników pogłoskami o Lubow
Orłowej i szczurach-kanibalach, które za chwilę znajdą się na lądzie.
Strona ta ma kilkadziesiąt tysięcy wizyt dziennie.
Wielu ekspertów
twierdzi, że cała ta historia z MV Lubow Orłowa jest niczym więcej, niż
mistyfikacją. Północny Atlantyk jest akwenem pociętym szlakami żeglugowymi, na
których znajdują się dziesiątki statków i którykolwiek z nich powinien
zaobserwować dryfującego liniowca. I taki zapis o podobnym spotkaniu powinien
się znaleźć w „Morskom wiestnikie” – a takich danych nie zapisano.
W poprzednim
sezonie, cena 11-12-dniowej wycieczki morskiej na Antarktykę na pokładzie Lubow
Orłowej wynosiła p0d 4000 do 8500 USD w zależności o0d klasy kabiny.
Moje 3 grosze
Mnie to
przypomina dość dokładnie kilka przypadków zaginięcia holowanych jednostek na
akwenach Trójkąta Bermudzkiego, z których najsłynniejszym jest zaginięcie
idącego na złom brazylijskiego pancernika Sao Paulo, co miało miejsce w 1951
roku, w okolicy Azorów. Okręt szedł na holu z Brazylii do Portsmouth w Anglii.
Powiadają, że w tym czasie na oceanie był sztorm, i załogi holowników widziały
w morzu USO…
Nieco mniej
znanym jest przypadek szkunera Ellen Austin, którego załoga – też w
czasie sztormu - trzykrotnie (!!!) łapała tajemnicy statek i za każdym razem
„gubiąc” załogę pryzową! W ten sposób zaginęło bez wieści 13 marynarzy i jeden
oficer. Rzecz miała miejsce w 1881 roku, w okolicach Labradoru.
Wydaje się
więc, że przypadek zniknięcia MV Lubow Orłowa kwalifikuje się właśnie
do tego rodzaju wypadków. Te „błędne ogniki” radiosygnałów z kolei przypominają
równie słynne zaginięcie znanej lotniczki Amelii
Earhart na Pacyfiku, gdzieś w okolicy wyspy Howland, w dniu 2.VII.1937
roku.
Osobiście
jestem zdania, że MV Lubow Orłowa albo leży na dnie
Atlantyku zatopiony przez jakiś sztorm, albo stoi gdzieś w odludnym miejscu
zepchnięty Prądem Zatokowym daleko na północ, na mieliznach lub szkierach
któregoś z arktycznych archipelagów i jeśli tak jest, to wkrótce zostanie
znaleziony. Ale to wcale nie przesądza tego, że ta zagadka zostanie rozwiązana…
Tekst i
ilustracje – „Tajny XX wieka” nr 13/2014, ss. 26-27
Przekład z j.
rosyjskiego – Robert K. Leśniakiewicz ©