Powered By Blogger

sobota, 27 września 2014

Londyn’44: rakietowa konspira

Londyn płonie...


Andrew May


70 lat temu, dnia 8.IX.1944 roku, w Londynie doszło do eksplozji gazociągu. To jest właśnie to, co gazety napisały następnego dnia, ale czy można było wierzyć we wszystko, co pisała prasa? Wielu londyńczyków nie uwierzyło. Po prostu dlatego, że nie był to odizolowany wypadek. Gazety donosiły o całej serii „eksplozji gazociągów” – całych tuzinów – i to w czasie dwóch miesięcy.

Co spowodowało tak nagły skok ilości wybuchów? Wielka Brytania była w stanie wojny od 5 lat, ale wtedy już nie było niemieckich bombowców na niebie nad Londynem – RAF miało już absolutną przewagę w powietrzu. Kilka miesięcy wcześniej miasto ucierpiało od ataków „latających bomb” Fi-103 A-2/V-1 – a dokładnie małych, bezzałogowych samolotów-kamikadze – ale i te zakończyły się, kiedy Alianci przejęli kontrolę nad francuskim brzegiem Kanału La Manche.

Wojna zbliżała się ku końcowi, i rząd brytyjski chciał upublicznić tą wiadomość. Gazety drukowały tylko dobre wiadomości. Życie w Londynie powróciło do normalności; zniesiono obowiązek zaciemnienia i ewakuowani mogli powrócić do miasta. Dwie lub trzy „eksplozje gazu” dziennie nie powodowały alarmów.

Jakaś część ludzi uwierzyła w te „gazowe” historie. Brytyjczycy byli dumni ze swego wojennego ducha – kiedy każdy z nich czuł, że działają przeciwko wspólnemu wrogowi – ale dla londyńczyków z września 1944 roku „duch wojenny” zaczął się widocznie zmniejszać. Został on zamieniony na coś bardziej cynicznego i nam znanego – teorię spisku. Rząd doskonale wiedział, co powodowało te eksplozje, i tak jak każdy, kto widział ich następstwa.

Szczątki V-2 w Londynie

Na dnie każdego dymiącego krateru leżały splątane szczątki rakiety.

Pierwsza rakieta A-4/V-2 spadła na Londyn w dniu 8.IX.1944 roku, w parę godzin później podobna broń została odpalona na Paryż. W ciągu następnych 6 miesięcy, ok. 3170 pocisków rakietowych V-2 zostało wystrzelonych ze stanowisk startowych z terytorium zajętego przez Niemców. Niemal połowa z nich była wycelowana w Londyn, pozostałe w cele na kontynencie. V-2 powodowała większe straty, niż ten sam ładunek konwencjonalnych bomb, częściowo ze względu na ich niezwykle wysoką energię kinetyczną, częściowo dlatego, że uderzały one bez jakiegokolwiek ostrzeżenia. Spadając niemal z granicy z przestrzenią kosmiczną kilkukrotnie szybsza od dźwięku – pierwszym dźwiękiem jaki słyszany był na ziemi był huk eksplozji głowicy. Potem słychać było przez długi czas huk i wycie rozdzieranego powietrza, z jakim rakieta spadała na ziemię, na długo po tym, jak uderzała ona w grunt (chodziło o fale balistyczne wywołane ruchem rakiety w atmosferze – tzw. sonic boom – przyp. tłum.)

Londyńczycy wiedzieli, że oni byli atakowani przez rakiety długodystansowe i oni mieli za złe rządowi, że ukrywa on prawdę. Śmieszne przekonanie, że miasto cierpi na nagłą epidemię eksplozji sieci gazowej jest obrazą dla ludzkiej inteligencji. 

Jak to często jest w przypadku „dezinformacji”, przeprosiny rządu - kiedy w końcu wyszły - było to, że oszustwo zostało skierowane nie do ogółu społeczeństwa, ale we wroga. Jako premier Winston Churchill powiedział w dniu 10.XI.1944 roku, w pierwszym rządowym potwierdzeniu ataków rakietowych:
Nie wydano żadnego oficjalnego oświadczenia na temat tych ataków, ponieważ mogłyby to być informacje użyteczne dla naszego wroga, który mógłby nie być pewny tego, że jego pociski spadły na naszą wyspę. Nie ma już wątpliwości, że otrzymał te informacje i dlatego rząd nie będzie już utrzymywał tego w sekrecie przed własnym społeczeństwem.  

Istnieje oczywista analogia do oficjalnego odniesienia do UFO – z tą różnicą, że każdy dziś wie, że rakiety V-2 były prawdziwe. Nie było żadnych wybuchów gazu. Tak długo jak władze są zainteresowane i zaniepokojone tym problemem – UFO będą wciąż uważane za balony meteo, gaz błotny, planetę Wenus, itd. itp.

I jeszcze jedna zbieżność V-2 i ufologii. Jedno z najczęstszych przyczyn odmowy wiary w istnienie UFO przez oficjalna naukę jest to, że są one „fizycznie niemożliwe”.  Dokładnie w ten sam sposób brytyjscy naukowcy twierdzili, że rakiety na paliwo ciekłe były „fizyczną niemożliwością”, aż do czasu… kiedy zaczęły spadać na Londyn.

Dla brytyjskich uczonych idea, że można zrobić rakiety napędzane ciekłym paliwem była fantastyką naukową i niczym więcej. Aby uzyskać wymagany ciąg z dostępnej ilości paliwa, potrzebne byłyby ogromne ciśnienia - znacznie więcej, niż mogłoby być zawarte w każdym możliwym zbiorniku paliwa. Jeśli Niemcy twierdzili, że opracowanie rakiet na paliwo płynne, to musi to być blef, który może być bezpiecznie zignorowany. Jeśli agenci wywiadu twierdzili, że widzieli urządzenia produkcyjne rakiet, to muszą oni być w błędzie. Nie można dyskutować z prawami fizyki.

Uczeni mieli racje w pewnym sensie. Prawdą jest, że do osiągnięcia takiej wysokości (80 km – przyp. tłum.) i prędkości (2900-5500 km/h – przyp. tłum.) potrzebne jest ogromne ciśnienie. Ale kto powiedział, że paliwo musi być składowane pod tak wysokim ciśnieniem? Niemcy użyli pomp turbinowych – coś podobnego do samochodowego turbodoładowania –  w celu skokowego podwyższenia ciśnienia z dyszach rakiety. Prawa fizyki są prawidłowe – to tylko sposób myślenia Brytyjczyków był błędny.

Niemieckie pociski rakietowe V-2 były pierwszymi rakietami długodystansowymi użytymi w historii i wystartowały po raz pierwszy 70 lat temu w tym miesiącu. Jeżeli kogoś to zainteresuje, to polecam mój ebook „The V-2 Offensive on London”.            



Moje 3 grosze


Pociski rakietowe V-2 były bardzo skuteczną bronią ofensywną, która przy umiejętnym zastosowaniu – szczególnie w sprzężeniu z broniami ABC – mogłyby odwrócić losy wojny. Na szczęście Niemcy nie mieli już środków do prac nad broniami tego rodzaju, choć – jak twierdzą znawcy przedmiotu – Bogusław Wołoszański, Igor Witkowski, Jerzy Cera i inni – mogli przygotowywać się do tego w kompleksach typu Riese w Górach Sowich. Niemcy pracowali nad bronią jądrową i ponoć zdetonowali dwie głowice A. Co do broni biologicznej i chemicznej to również wiadomo, że pracowano nad nimi, choć mówi się o nich mniej. Broń chemiczną topiono potem z beztroską idioty w Bałtyku. Czy z podobną beztroską zatopiono gdzieś kontenery ze szczególnie złośliwymi szczepami wirusów i bakterii morderczych chorób? Wyskakujące na świecie dziwne choroby w rodzaju Eboli, Chanty czy gorączki Zachodniego Nilu chociażby, mogą stanowić pokłosie tych potwornych usiłowań? Czemu nie? Ciekawy jestem, co stało się z biologami pracującymi nad możliwymi wariantami broni B w III Rzeszy? Czy zostali przejęci przez Amerykanów, jak „rakietowcy” Hitlera: SS-Sturmbannführer dr Wernher von Braun i gen. Walter Dornberger? Myślę, że na te pytania też byłoby warto odpowiedzieć.

Przekład z j. angielskiego – Robert K. Leśniakiewicz ©