niedziela, 21 grudnia 2014

SŁOŃCE NAD MORZEM CZARNYM (3)


Morze Czarne – Warna – Morze Czarne

Na redzie Warny stanęliśmy o świcie. Po śniadaniu spuściliśmy na wodę zodiaka i wraz z Gemmą i Naïs popłynęliśmy do portu. Warna jest atrakcyjnym portem i pięknym miastem, ale nas interesowało przede wszystkim pobojowisko pod Warną z roku Pańskiego tysiąc czterysta czterdziestego czwartego roku, po bitwie, w której rzekomo miał zginąć młody król Polski Władysław III zwany Warneńczykiem.
- I mimo tego, że Turcy szukali bardzo dokładnie, nie udało im się znaleźć ciała młodego króla – zakończyłem mój zaimprowizowany wykład.
- Co się z nim stało? – zapytała Gemma. – Przecież tu jest jego cenotaf?
- Właściwie nie wiadomo. Pewne fakty historyczne wskazują na to, że udało mu się uciec z pobojowiska i przedostać na Maderę, gdzie dokonał żywota. Inni zaś twierdzą, że dostał się do Hiszpanii i przebywał w Sewilli jako mnich… Ta zagadka historyczna nie została rozwiązana do dzisiejszego dnia, a poza tym…
- Poza tym, co? – zapytała Naïs.
- Poza tym znam kogoś, kto zagadkę zniknięcia polskiego króla wiąże z zagadką istnienia jednej z największych relikwii chrześcijaństwa – Świętego Graala!
- To jakiś żart?
- Niezupełnie. Władysław III i Święty Graal mogli się spotkać właśnie w Sewilli. Kto wie, czy jako mnich nie miał okazji go nawet dotykać. Kto wie? A poza tym istnieje przecież ślad wschodni z legendzie Świętego Graala.
- No, nie! – zaprotestowały obie kobiety.
- A właśnie, że tak! – rzekłem z naciskiem na „tak”. – Pamiętacie Zjazd Gnieźnieński w roku tysięcznym?
- No, coś takiego słyszałam… - powiedziała niepewnie Gemma.
- Młodziutki cesarz niemiecki Otton III przybył do ówczesnego władcy Polski Bolesława Chrobrego po drodze swej pielgrzymki do grobu świętego Wojciecha. Oczywiście ówczesnym zwyczajem doszło do wymiany darów i ten światły Niemiec sprezentował Bolesławowi – no jak myślicie, co?
- ???
- Diadem i włócznię świętego Maurycego, co było wyrażeniem zgody na koronację księcia Bolesława na króla Polski. W tej imprezie brali także udział dwaj legaci papiescy Sylwestra II… I jeszcze coś, o czym Gall Anonim nie przekazał żadnej informacji, ale jest to uwidocznione na Drzwiach Gnieźnieńskich – właśnie ozdobny puchar z dwoma uchwytami – dokładnie taki, jaki znajduje się teraz w Sewilli! A co dostaje w zamian? - relikwie świętego Wojciecha, którego Otton znał osobiście! Może to był Graal, a może jego replika? – tego nie wiemy. Ale za to istnieje możliwość, że stoimy właśnie na miejscu, gdzie kiedyś, w tysiąc czterysta czterdziestym czwartym roku polski władca uciekał przed Turkami unosząc do Hiszpanii swą cenną relikwię, która stanowiła dlań paszport otwierający wszystkie drzwi w Zachodniej Europie…
- Karkołomne! – powiedziała Gemma – ale coś w tym jest…
- Niewiarygodne – Naïs pokręciła głową.

Interesująco zapowiadającą się dyskusję zakłócił dzwonek mojego telefonu komórkowego. Zdumiony odebrałem rozmowę nie widząc żadnego znajomego numeru.
- Słucham, Laskowski – rzuciłem w mikrofon.
- Marcin Milczarek z tej strony – usłyszałem w słuchawce – witam pana.
- Dzień dobry – odpowiedziałem zdumiony. – W czym mogę panu pomóc?
- Spotkajmy się o trzeciej po południu w kawiarence nieopodal miejsca zacumowania waszego zodiaka – OK.? Będziemy musieli pogadać.
- Jasne, jak pana poznamy? – zapytałem.
- To ja was dopadnę – odparł wyraźnie zadowolony. – Proszę tylko tam być o trzeciej.
- OK., będziemy – odrzekłem.
- No to do zobaczenia – profesor odłożył słuchawkę.
- Zbieramy się stąd moje panie – powiedziałem stanowczo – o trzeciej mamy randez-vous.

Szliśmy powoli bulwarem Primorskij w kierunku terminalu morskiego. I faktycznie, znajdowała się tam kawiarenka okupowana przez tłumy ludzi. Jeżeli profesorowi zależało na anonimowości, to nie mógł trafić lepiej – w tym tłumie można było ukryć dwa tuziny agentów, kopę zamachowców i gros szpicli. I nikt nie potrafiłby ich odnaleźć, no chyba że uderzyłby na chybił – trafił…
- W takich przypadkach trzeba liczyć tylko na szósty zmysł, intuicję czy rachunek prawdopodobieństwa – pomyślałem.
- Witam pana – usłyszałem za sobą spokojny głos Milczarka. – Niech się pan nie odwraca, jestem śledzony! – dodał szybko.
Poczułem, jak coś wsuwa się do kieszeni mojej bluzy i usłyszałem znowu jego głos
- Niech pan zabierze swe dziewczyny i powoli odejdzie do pontonu. Powodzenia!
Nie odpowiedziałem ani słowa, bo tego się nie spodziewałem. Ktoś śledził profesora, więc zaaranżował błyskawiczne spotkanie w najludniejszym miejscu plaży i portu. Stara dobra metoda stosowana przez wywiad. To było logiczne. Po chwili zobaczyłem jego plecy, jak oddalał się w stronę stojącego przy nabrzeżu promu do Odessy czy Sewastopola.

Powróciłem do obu kobiet stojących przy nabrzeżu i patrzących zalotnie, zaczepnie i bezczelnie na przechodzących mężczyzn. Ich spojrzenia niejednokrotnie były odwzajemniane.
- Widziałyście coś podejrzanego? – zapytałem, kiedy powoli szliśmy w kierunku zacumowanego zodiaka.
Pokręciły głowami. Inna rzecz, że Gemma nie znała Milczarka, więc nie mogła go wychwycić w tłumie, a Naïs znała go tylko z publikacji i Internetu, ale nie spotkała się z nim w realu.
- Nic tutaj nie wystoimy, wracamy na jacht – powiedziałem.
- A randez-vous? – zapytała Gemma.
- Już było – odparłem.
- Gdzie? – oczy Gemmy rozszerzyło zdumienie.
- Wszystko opowiem, kiedy będziemy na wodzie – obiecałem.
Wskoczyliśmy do pontonu, Gemma odpaliła silnik i popłynęliśmy w kierunku Atlantis MMII zakotwiczonego na redzie.
- Daj małą naprzód – poprosiłem Gemmę, kiedy oddaliliśmy się od mola na dwa kable.  Gemma posłusznie zmniejszyła obroty silnika i zodiak przysiadł na wodzie. Wyjąłem z kieszeni zwitek papieru. Był zapisany po polsku.
- Co to takiego? – zapytała Gemma.
- List od profesora, który naraił nam tę robotę – powiedziałem.
- Od profesora Milczarka? – brwi Naïs podjechały na cal do góry. – A tak mi się wydawało, że mi mignęła w tłumie jego twarz… Miał jasny sportowy garnitur, biała koszula bez krawata… To był on!...
Spojrzałem na nią spod oka.
- Jak na blondynkę, to jest całkiem spostrzegawcza i szybko kojarzy fakty – pomyślałem. – No w końcu jest naukowcem…

- Przeczytaj w końcu, co tam jest! – Gemma była niecierpliwa jak mała dziewczynka na widok kiosku z lodami.
- OK. – odrzekłem – a zatem słuchajcie!
Moi Kochani! – zacząłem.
- Ach, jak ładnie! – zadrwiła Naïs. – Jeszcze trochę i się popłaczę ze wzruszenia. Wysyła nas przeciwko potworom, a sam rozpiera się w laboratorium…
- Cicho, czytaj! – powiedziała Gemma.

Moi Kochani!

Wybaczcie, ale wrobiłem Was w zadanie, którego tylko Wy możecie się podjąć i wykonać. Jak już wiecie, chodzi o tajemnicze okaleczenia delfinów u południowych wybrzeży Krymu. Podejrzewamy, że jest to za sprawą jakiegoś mutanta, który uciekł z tajnego laboratorium czy wojskowego ośrodka badań genetycznych w Rosji lub na Ukrainie. Dlatego też bardzo proszę o wykonanie następującego zadania:
1.                                             Już dzisiaj wieczorem z Warny popłyniecie w kierunku Zongulaku  i na pozycji: 42°N - 030°E skręcicie na wschód i popłyniecie w kierunku NE-E.
2.                                           Na pozycji: 43°N - 038°E, to jest na wysokości Soczi, wykonacie skręt na północny-wschód i popłyniecie w kierunku Noworosyjska, trzymając się jednak z dala od tamtejszej bazy marynarki wojennej.
3.                                           Następnie udacie się w kierunku Cieśniny Kerczeńskiej i przeprowadzicie „wymiatanie morza” przy pomocy sonaru panoramicznego aż do Jałty i z powrotem. Szczegóły na załączonej mapie. Chodzi o to, byście przyjrzeli się bacznie każdemu obiektowi większemu od delfina. Oczywiście poza okrętami podwodnymi.
4.                                           Jeżeli będzie to możliwe, proszę o użycie ROV i wykonanie jak największej ilości materiałów zdjęciowych i filmowych. Będzie to podstawą do dalszych działań Greenpeace w tym zakresie.
5.                                            Powrót bezpośrednio przez Bosfor do Kadyksu, bez zawijania do portu. Materiały, które zebraliście zostaną zabrane przez hydroplan o oznaczeniach G-RHYU na Morzu Śródziemnym w punkcie o współrzędnych: 36°N - 018°E. Tam też kończy się Wasza misja.

Jeszcze raz przypominam o tym, że jest ona ściśle tajna.
Z góry dziękuję za współpracę i życzę Wam wszystkim powodzenia!

Marcin Milczarek

Zapanowało milczenie.
- Zapowiada się ciekawie. Jak myślicie, dlaczego profesor nie podał tego drogą radiową, tylko zaryzykował błyskawiczne spotkanie w Warnie? – zapytałem.
- To oczywiste – odrzekła Naïs – był śledzony i liczył się z możliwością podsłuchu radiowego.
- Ciekawe, że nie podał nam terminu odebrania materiałów, czy to oznacza, że jesteśmy śledzeni? – zastanawiała się Gemma.
- Pewnie satelitarnie – odpowiedziałem jej – mają pewnie wtyki w NASA czy u Rosjan i mogą nas widzieć z góry. Szczególnie jak się opalacie nago na pokładzie…
Roześmialiśmy się wszyscy, choć nie było nam do śmiechu. Zodiak dobił do burty Atlantis MMII i weszliśmy na pokład.

- Jesteście wreszcie – Krystyna nie ukrywała swego niepokoju. – Jak tam po spotkaniu?
Bez słowa podałem jej list i mapę. Przeczytała i spojrzała na mnie ze zdumieniem.
- Ciekawie wykreślony kurs – powiedziała – zauważyliście, że przebiega nad największymi głębinami tego morza?
- Chyba nie powiesz mi, że tam coś żywego się znajdzie – zaprotestowała Naïs – wszak strefa poniżej dwustu metrów jest tu zupełnie azoiczna ze względu na skażenie wody metanem i siarkowodorem… A zatem mogą się tu utrzymywać tylko beztlenowe formy życia. Jakaś Hedora…?
- No i Godzilla, Guilala, Gamera do spółki – dodałem ze śmiechem.
- No i Motra – dołożyła swoje Krystyna.
- He, he a nie zapomnieliście czasem o Biollande? – zaśmiała się Gemma.
- Nie drwij, bo relacje wielu ludzi mówią o tym, że najwięcej smoków morskich i innych potworów żyje właśnie w Morzu Czarnym! – zawołała Naïs, a my znów wybuchnęliśmy śmiechem.
- Po zapadnięciu zmroku podnosimy kotwicę i bierzemy kurs na Zongulak – powiedziałem. – Nasza przygoda dopiero się zaczyna…


CDN.