poniedziałek, 22 grudnia 2014

SŁOŃCE NAD MORZEM CZARNYM (4)





Morze Czarne, 42°55’54”N - 033°06’E


Podnieśliśmy kotwicę po zapadnięciu zmroku i powoli nabierając prędkości położyliśmy się na kurs sto piętnaście stopni, w kierunku wybrzeży Turcji. Idąc w kierunku tureckiego portu Zongulak. Pogoda cały czas była dobra, co mnie zdumiewało, bowiem miałem w pamięci dzieje tego morza, które antyczni Grecy nazwali Morzem Gościnnym, także Rzymianie mówili o nim Pontus Euxinus – także potrafiło być wyjątkowo niegościnne i zdarzały się na nim krótkie, ale silne sztormy o sile orkanu dochodzącego do dwunastu stopni w skali Beauforta, które posłały na dno więcej statków, niż niejedne działania wojenne…

Ruszyliśmy z Warny robiąc osiem węzłów w kierunku południowo-wschodnim. Nie musieliśmy się spieszyć. Naïs dyżurująca jako pierwsza wydała dokładne instrukcje Atis, co do skanowania przestrzeni wodnej i dna przesuwającego się pod kilem Atlantis MMII i siedziała w sterówce czekając na pojawienie się potwora. Gemma odsypiała zaległości, a Krystyna leżała przytulona do mnie w mojej kabinie.

Patrzyliśmy w ciemność. Ciepło jej ciała uspokajało i koiło mój niepokój. Byłem niespokojny, bo cała ta historia wydawała mi się dziwną od a do zet.
- Co o tym sądzisz? – zapytałem Krystynę.
- Dziwne to jest – zgodziła się ze mną. – Wydaje mi się, że Komitet Dziewiętnastu prowadzi jakąś grę, której celu nie znamy. Mamy szukać potwora, i robić skanowanie dna Morza Czarnego. To może zrobić każdy i nie potrzeba do tego specjalistycznego sprzętu, jaki mamy na pokładzie.
- Też tak uważam. No i ta konspira…. – dodałem – takie to jakieś… operetkowe?
- Yhmmm… - Krystyna powiedziała to sennie.
Mnie też kleiły się powieki. Usnąłem.

Kiedy się przebudziłem, Krystyny nie było już u mojego boku. W bulaju widziałem jasnożółtą zorzę przedporanną. Zapowiadał się kolejny piękny dzień. Wskoczyłem w ciuchy i wyszedłem na pokład. Świeże powietrze przegoniło resztę senności, a ja wszedłem do sterówki. Krystyna siedziała rozparta w fotelu i obserwowała ekrany.
- Kapitan na pokładzie – usłyszałem głos Atis. Krystyna drgnęła. 
- I co, nic się nie dzieje? – zapytałem.
- Ano nic – nie widziałam niczego ciekawego, Naïs zresztą też… - odparła.
- Gdzie w ogóle jesteśmy? – zapytałem Atis.
- W tej chwili tutaj – wyświetliła mi mapę zachodniej części Morza Czarnego z pulsującym niebieskim krążkiem na wysokości Bosforu. Mamy pięćdziesiąt siedem minut do punktu zwrotnego.
- OK. dziękuję Atis – powiedziałem – proszę…
Nie dokończyłem, bo naraz na ekranie sonaru panoramicznego zaczęło coś się dziać. Na płaskim dnie pojawiło się coś w rodzaju kopuły. Pojawiło się i znikło.
- Widziałeś? – Krystyna spojrzała na mnie pytająco. – Co to było?
- Nie wiem… - odparłem – Atis!?
- Obiekt w kształcie kopuły o średnicy około stu dwudziestu ośmiu metrów i wysokości trzydziestu dwóch – odpowiedziała natychmiast. – Pochodzenie i przeznaczenie nieznane.
Spojrzeliśmy sobie w oczy.
- To chyba tego poszukuje Komitet Dziewiętnastu... – Krystyna powiedziała to bardzo powoli.
- A gadka o potworze, to mydlenie oczu? – zapytałem – e, chyba nie, bo o tych delfinach czytałem w rosyjskiej prasie jeszcze dwa lata temu.
- Atis, podaj proszę położenie tego… tego czegoś na dnie – poprosiłem.
- Proszę: czterdzieści dwa stopnie pięć minut północ, dwadzieścia dziewięć stopni pięćdziesiąt siedem minut wschód. Głębokość dwa tysiące osiemdziesiąt metrów.
- To oznacza, że tam jest ponad dwieście atmosfer ciśnienia – przemknęło mi przez głowę – i to jakiej wody! Śmierdzącej siarkowodorem i metanem… Błe! – otrząsnąłem się.
- Za pół godziny punkt zwrotny – oznajmiła Atis po chwili milczenia.
- Trzeba będzie sobie porozmawiać z Naïs, ale poważnie – powiedziałem. – Nie lubię być figurantem w czyjejś grze. To nie są twoi ziomkowie? – zapytałem Krystynę.
- Nie, my nie mamy baz na Ziemi. Żadnych. Są nam po prostu niepotrzebne.
- A zatem jest jeszcze ktoś, kto bierze udział w tej grze… - westchnąłem.  

Do rozmowy doszło po obiedzie. Pokazaliśmy Naïs rejestraty i zapytaliśmy wprost, czy tego właśnie szukamy.
- Więc jednak! – jej oczy rozbłysły. – Między innymi tego – skinęła głową. – To jest tylko jeden z celów tego rejsu.
- Wiedziałaś o tym od początku – stwierdziłem.
- Tak – przyznała spokojnie.
- Mogliście nam powiedzieć – nie wytrzymała Gemma. – Dla mnie to jest totalny brak zaufania!
- Być może, ale zrozumcie nas – powiedziała spokojnie Naïs. – Nikt nie uwierzy w to, że wody Wszechoceanu skrywają takie konstrukcje. Wiemy jeszcze o istnieniu dwóch podobnych struktur. Pierwsza została znaleziona koło Kapsztadu, druga w Morzu Bellinghausena. A najważniejsze pytanie brzmi – kto je zbudował i po co? Wszystko to są obiekty głębinowe i znajdują się na głębokościach poniżej dwóch tysięcy metrów. Ta jest położona najpłycej. Poza tym działania Komitetu są niejawne i słusznie. Dość wariatów na tym świecie zrobiło szkód swym nieodpowiedzialnym postępowaniem…
- Może zatem puścimy tam ROV-a? – zapytałem.
- Myślę, że tak, szczególnie że proszono nas o dokumentację wszystkich ciekawych obiektów po drodze. Ale to dopiero w drodze powrotnej. Mamy szukać potwora czy potworów, a nie kopuł na dnie – uśmiechnęła się przepraszająco.
- OK., w takim razie płyniemy dalej.
I płynęliśmy teraz kursem na NE-E w kierunku Soczi, do brzegów Gruzji, śpiewów, tańca, wina i wiecznej wiosny. A tak naprawdę w kierunku ogniska ciągłego konfliktu i ścierania się wrogich sił, co od czasu do czasu dawało znać na cały świat nowymi starciami zbrojnymi. Ale na razie zmierzaliśmy niemal dokładnie do geometrycznego środka Morza Czarnego wlokąc się z prędkością ośmiu węzłów. Zmienialiśmy się przy przyrządach, ale nie odkryliśmy niczego nowego. Krajobraz dna morskiego był monotonny a głębokość wciąż w granicach dwóch kilometrów. O dziesiątej poszedłem do swej kabiny. Przy sterze została Gemma.

Z otchłani snu wyrwał nas jodłujący, okropnie wkurzający odgłos buczka alarmowego.
- Alarm przeciwkolizyjny! Pas ratunkowy jest pod koją! – rzuciłem Krystynie i wyskoczyłem z koi
.
 Wybiegliśmy na pokład. Morze było spokojne i ciche, za ciche jak na mój gust. Czaiła się w nim jakaś niewypowiedziana groźba. Wpadłem do sterówki. Były tam obie pozostałe kobiety. Gemma stała przy sterze, a tuż za nią Naïs też niekompletnie ubrana w majteczki i ciepły polarowy bezrękawnik.
- Co się dzieje? – zapytałem. Gemma tylko wskazała palcem przed siebie.
Spojrzałem po linii jej wzroku. Za sobą usłyszałem tylko ciche „opppsss…” Krystyny.

W odległości pół mili od naszego jachtu leżała na wodzie ogromna masa stali. Znajomy krążownik kołysał się martwo na ciemnej wodzie. Był idealnie zaciemniony, nie świeciły się nawet światła pozycyjne, i gdyby nie regularny kontur na tle wody i nieba, nie domyślilibyśmy się jego obecności przed dziobem.
- Co pokazuje radar? – zapytałem.
- Niewyraźne echo w odległości ponad dziesięciu mil… - odpowiedziała Gemma drżącym głosem, w którym czuło się strach. Krystyna podeszła do niej i objęła ją ramieniem.
Spojrzałem na ekran. Miała rację – w odległości dziesięciu mil na naszym kursie pulsowało słabe echo w miarę obrotów promienia wodzącego. Ale przecież ten cholerny krążownik znajdował się o niecałe sześćset metrów od nas! – tylko że na radarze go po prostu nie było…
- Atis? – powiedziałem pytającym tonem.
- Nie wiem, co o tym sądzić, radiolokator jest sprawny… - dałbym głowę za to, że w głosie komputera nawigacyjnego usłyszałem niepewność.
- Chyba działa jakiś cholerny antyrad – pomyślałem.
- Krysiu, wystrzel dwie flary tak, by spadały pomiędzy nimi a nami – OK.? – poprosiłem Krystynę.
- OK. – Krystyna sięgnęła do skrytki i wyjęła z niej rakietnicę wraz z paczką długich nabojów. Wyszła na pokład i po chwili huknął wystrzał, a w chwilę później drugi. Po kilku sekundach jaskrawe światło magnezji padło na stojący przed nami okręt.
- O jasna dupa! – szepnęła Gemma po polsku.
- It’s impossible! – powiedziała głośno Naïs.
Przed nami stał Admirał Masorin. Nie było mowy o pomyłce.
- Atis, podaj proszę położenie – zadysponowałem. – I odnotuj je.
- Tak jest. Znajdujemy się na czterdziestym drugim stopniu, pięćdziesiątej piątej minucie i pięćdziesiątej czwartej sekundzie północ oraz trzydziestym trzecim stopniu i szóstej minucie wschód, głębokość dwa tysiące osiemdziesiąt osiem metrów.
- Dobra, podejdziemy do niego zobaczyć, co się tam stało… - powiedziałem biorąc sterowniczy joystick od Gemmy.



CDN.