Powrót
Marduka?
Kazimierz Bzowski
Od wielu lat toczy się spór
między astronomami – czy istnieje „dziesiąta planeta” zwana przez starożytnych
Sumerów Marduk. Twierdzili oni już ponad
6 tysięcy lat temu, że obiega on nasze Słońce po bardzo wydłużonej
orbicie, nie leżącej w płaszczyźnie
ekliptyki lecz nachylonej w stosunku do niej pod kątem około 23 stopni. Do układu
naszego Słońca dociera co 3600 lat... gdyż najdalszy punkt jego orbity sięga 84
miliardów km.
Położenie 12. planety w Systemie Słonecznym
Ostatnio stwierdza się, iż ruch paru planet
„zewnętrznych” , leżących na najdalszych od
Słońca orbitach, Plutona , Urana i Saturna jest ostatnio w minimalnym
stopniu zakłócany przez dużą masę, jakiegoś
nieznanego i niewidzialnego przez teleskop optyczny ciała niebieskiego.
Teoretycznie mógłby to być właśnie mityczny Marduk, będący w ostatnich latach
blisko Układu Słonecznego.
W latach siedemdziesiątych XIX
wieku angielski historyk Leonard Wooley badając ruiny starożytnego Sumeru,
leżącego na terenie obecnego Iraku odnalazł wiele tabliczek glinianych
zapisanych pismem klinowym. Rozszyfrowanie ich pozwoliło na stwierdzenie, iż
oprócz wielu zapisów świątynnych zawierają one listę istot przybyłych w zamierzchłych
czasach „z nieba”. Sumerowie zwali ich
Królami; później nazwano ich „bogami
z kosmosu”. Jednakże te dane
autentycznie istniejące na tych tabliczkach nie zostały uznane przez akademicką
naukę ze względu na ich nieprawdopodobność. Cóż takiego „nie do przyjęcia”
znajduje się na nich?
Jest to lista istot panujących na
terenie ówczesnej krainy położonej w dorzeczu rzek Eufratu i Tygrysu. Tam akurat gdzie według Biblii miał
istnieć mityczny „raj”. Historykom i
archeologom z XIX wieku nie mogło pomieścić się w głowach, że lista ta odzwierciedla stan wiedzy
ówczesnych Sumerów, którzy przecież nie
byli naocznymi świadkami pobytu „istot z nieba” lecz dane te otrzymali właśnie
od nich... Spójrzmy na spis pierwszych ośmiu „obcych z nieba”:
1.Alulim..............panował przez 28.800
lat
2.Alalgar......................................36.000
lat
3.Enmeenluanna.........................43.200
lat
4.Enmeengalanna.......................28.800 lat
5.Dumuzi.....................................36.000
lat
6.Ensibzianna..............................28.800
lat
7 i 8.Enmeenduranna i nieznany…39.600 lat
Tych ośmiu miało panować łącznie
aż 241.200 lat.
Jest bardziej do przyjęcia,
iż nie są to imiona poszczególnych
władców. lecz raczej dynastii lub dowódców kolejnych ekspedycji przybywających na Ziemię. Nie trudno bowiem
zauważyć, iż czasokresy poszczególnych „panowań” są zawsze wielokrotnościami
okresów przybywania planety Marduk w pobliże Słońca a więc i Ziemi.
Liczba powyższych
lat = 241.200 podzielona przez 3600 daje nam dokładnie 67 momentów, gdy
Marduk znajdował się w pobliżu naszej planety.
Na tabliczkach klinowych znaleziono też wzmianki o 56 innych, nie
znanych już z imienia „królach”, panujących nad ziemia sumeryjską przez 31.036
lat. Znaleziono również wzmianki o znanym z Biblii potopie i doszukano się, że
tych 56 władców panować miało po ustąpieniu potopu.
Po nich z kolei przez okres 2800
lat, aż do narodzin Chrystusa zaczyna się
historyczny okres istnienia
Asyrii i Babilonu w tym samym miejscu, gdzie istniało kiedyś państwo Sumerów. Wynika stąd wniosek , że potop miał miejsce
33 836 lat przed narodzinami Chrystusa. Zsumujmy teraz wszystkie te okresy:
Pierwszych ośmiu panujących..............................241
200 lat
56 Królów po
potopie............................................. 31 036 lat
Od Babilonu do narodzin
Chrystusa.................. 2 800 lat
Od narodzin Chrystusa do roku
1997................. 1 997 lat
Razem.............277
033 lata.
Dlaczego wziąłem pod uwagę rok
1997 ?
Kometa Hale-Bopp - C/1995 O1 - zdjęcie z Teleskopu Kosmicznego Hubble'a
Otóż w owym roku dwóch astronomów: Hale i Bopp odkryło kometę zdążającą z
kosmosu w stronę Słońca. Dziwna to była kometa: „normalna” staje się
obserwowalna nie wcześniej niż 6 tygodni przez momentem, gdy może być zobaczona sprzętem optycznym. Tu
kometa Hale – Bopp została dostrzeżona w teleskopach już na 26 tygodni
wcześniej....
Normalna kometa ma pojedynczy
„ogon”, będący strumieniem gazów i pary wodnej powstającej z jej calizny w
trakcie zbliżania się do Słońca. Taki ogon jest skierowany w stronę przeciwną
niż bieg komety.. Kometa Hale-Bopp miała
dwa silnie ogony i dwa bardzo słabo widoczne. Normalna kometa może mieć
średnicę kilkuset metrów.... tu – kilku astronomów amerykańskich zauważyło, iż
w pewnym momencie kometa przesłoniła obraz dalekiej gwiazdy na całe 10
sekund...a więc mogła mieć ona rozpiętość nie kilkuset metrów lecz pięciu tysięcy kilometrów.
Liczbę lat równą 277.033
podzieliłem przez 3600 (w roku 1997) i otrzymałem... 96,974 „okresów przylotu
Marduka” w pobliże Ziemi.
Do pełnej liczby 97 przylotów
Marduka brakowało tylko 0,026 jednostki czasowej pojedynczego przylotu, co
mieści się w marginesie błędu, jako że operujemy interwałami czasu liczącymi
tysiące lat...
Wynikało z tych obliczeń, iż około roku 1997 należy
spodziewać się możliwości pojawienia się Marduka w naszym pobliżu... i wówczas
właśnie wykryto nadlatującą gigantyczną kometę...
W rozumowaniu dopuściłem
możliwość, iż „kometa” Hale-Boop, może się okazać nie tyle mityczną „planetą”
Marduk, lecz olbrzymim, obcym sztucznym
ciałem, wędrującą „bazą” lub gigantycznym według naszych pojęć statkiem
kosmicznym. Mocno uszkodzonym w trakcie jakiejś kolizji i wypuszczającym z
siebie zawarte w nim gazy ... stąd te cztery ogony...
Przebiegając przez prawie-próżnię
kosmiczną, w panującym tam mrozie wszelkie ewentualne ciała gazowe i ciekłe
wewnątrz tej komety są zamrożone do postaci ciał stałych i nie ulatniają się...
Jeżeli to martwy obiekt
–rozumowałem – to po przelocie w pobliżu Ziemi powinien okrążyć Słońce,
zawrócić na swój elipsoidalny tor i w pierwszej dekadzie grudnia 1997 roku po
raz drugi znaleźć się w pobliżu Ziemi.
Gdyby jednak Hale-Boop nie był
szczątkiem Marduka lub sztucznym, rozbitym obiektem - lecz zwykłą lodowo-skalistą
kometą, to znalazłszy się poza Słońcem powinien zachować się na podobieństwo
innych komet, to jest tylko nieznacznie zakrzywić tor swego lotu, odlecieć w
głębie kosmosu i nie pokazać się więcej mieszkańcom Ziemi.
Przelatując blisko Słońca, pod
działaniem olbrzymiej jego grawitacji i
wysokiej temperatury - może w znacznym
stopniu fragmentować się na mniejsze części – i możliwym jest, że jakieś jego kawałki spadną na Ziemię.....w pierwszej
dekadzie miesiąca grudnia 1997 roku, ściągnięte ziemskim polem grawitacyjnym...
Ostateczna konkluzja sprowadzała
się do przypuszczenia, że: jeśli to jest obiekt sztuczny – to coś z niego spadnie na Ziemię na
początku grudnia 1997 r.
To dziwne przypuszczenie
opublikowałem w październiku 1997 r. w jednym z tygodników[1],
podając przypuszczalną datę „6 grudnia 1997 r”.
Co
spadło na Grenlandii 9 grudnia 1997 roku...
Kilka stacji radiowych, w tym londyńska BBC-4 zamieściło
krótkie wzmianki o tajemniczym meteorze, który spadł 9 grudnia 1997 r. o godz.
05:21 czasu lokalnego WGT[2]
na południowo-wschodnim cyplu Grenlandii – a więc z różnicą zaledwie 3 dni od
przewidzianego przeze mnie terminu. Pozwolę sobie zauważyć, iż różnica 3 dni, w
doniesieniu do setek tysięcy lat – to namiar wręcz idealny....
Oryginalna amerykańska mapa satelitarna rejonu Północnego Atlantyklu z dnia 9.XII.1997 roku
Później – na ten temat w mediach nastąpiła
cisza.....żadnych komentarzy. Czmuż to ? Czy było to coś tak codziennego,że aż
nie warte wzmianki czy przeciwnie – tak niezwykłe, że utajniono
wszystko? Ukazało
się ostatnio sporo na ten temat, ale
wcale nie autorstwa astronomów
czy astrofizyków amerykańskich czy angielskich lecz duńskich i holenderskich.
Grenlandia bowiem jest częścią
terytorium królestwa Danii...
W miesiąc po „impakcie” tajemniczego „meteorytu” na
Grenlandię ruszyła ekspedycja z Uniwersytetu Kopenhaskiego. Stwierdziła ona
zaskakujące zdarzenia:
Amerykański satelita wojskowy DoD („Department of Defence”
– własność Ministerstwa Obrony USA) zameldował, że wykrył upadek nieznanego
ciała z kosmosu na południowo-wschodnim cyplu Grenlandii, jego rozpad na 4
części i kolejne eksplozje:
·
Pierwsza – na wys. 46 km nad ziemią na pozycji 62°,9
szer.płn. i 50°,9 dł. zach.
·
Druga i trzecia na wys. 28 km na pozycji 62°,9 szer. płn. i
50°,1 dł. zach.
·
Czwarta na wys. 25 km na poz. 62°,9 szer. płn. i 50°,9 dł. zach.
Te kolejne eksplozje obserwowane były wzrokowo przez pierwszych świadków, mieszkańców
miejscowości Nuuk, Fiskenaessed, Pamiut i Quaqrtog, oraz rybaków z kutrów
prowadzących połowy na Atlantyku po obu stronach południowego cypla Grenlandii.
W zachodniej stronie cypla południowego wykonano też 4-sekundowe nagranie video
momentów eksplozji, analizowane później
na Uniwersytecie w Kopenhadze.
I tu, po tych obserwacjach satelitarnych zaczyna się
kompletna zagadka i będąca być może
przyczyną nie opublikowania dotychczas spójnego i jednoznacznego opisu
tego incydentu, bowiem dalsze zdarzenia są „dziwne”:
Kopenhascy astronomowie badający ten przypadek orzekli, że:
a) prędkość upadku
„meteorytu” zanim rozpadł się na części wynosiła 50 km na sekundę
b) „gość” schodził ku
Ziemi pod kątem 35 stopni.
c) W sumie
kolejnych eksplozji została wyzwolona energia o wartości 15 megaton (15
milionów ton trotylu, a więc około 1000 razy większa niż bomba atomowa rzucona
na Hiroszimę)…
Amerykański astrofizyk
D.
Steel
opublikował wyliczenie, wg którego
każde ciało kosmiczne
zbliżające się bezwładnie ku Ziemi, a takimi są meteory, nie czyni tego z
prędkością niższą niż 70 km na sekundę. Jest to uwarunkowane polem grawitacyjnym Ziemi.
Gdyby jakieś ciało
miało prędkość mniejszą niż 70 km/sek, np. tak jak twierdzą Duńczycy – 50 km/sek , musiałoby to zostać
spowodowane przez umyślne sterowanie procesem spadania. Tym samym w grę
musiałby wejść czynnik ingerencji jakiejś inteligencji....
Dwóch astronomów z
okolic Las Vegas w Newadzie w USA nieco wcześniej widziało duży świecący
„bolid”, który przemknął po nieboskłonie lecąc w kierunku północno-wschodnim (a
więc w stronę Grenlandii). Twierdzą iż słyszeli dobiegający od jego strony
dźwięk przypominający „pracę silnika.” Bolid w pewnym momencie jakby odbił się
od atmosfery i łukowatym torem pomknął
za horyzont...
Meteor, bolid czy inne
ciało kosmiczne eksplodujące w atmosferze emitować może w tym momencie dużą ilość energii kinetycznej i cieplnej,
rozchodzącej się z punktu eksplozji ekscentrycznie na wszystkie strony.
Jak to się mogło zatem
stać, że w tym grenlandzkim przypadku energia z tych czterech punktów w
atmosferze została skumulowana i wysłana stożkową wiązką w dół ku powierzchni
lodowca? Stożek przesłanej energii ku
powierzchni Ziemi stykał się z
lodowcem na prawie kolistym terenie o
średnicy 8 kilometrów. Lodowiec w tym miejscu miał 2500 do 3000 m grubości. Pod
tym stożkiem promieniowania znikł lód aż
do samego gruntu...
Objętość tego
kolistego „placka” lodowego zawierała około 137 km sześciennych lodu czyli 123
miliardów ton wody. (Woda ma większą gęstość niż lód i tym samym
proporcjonalnie mniejszą objętość). Gdyby pod wpływem energii kinetycznej i
cieplnej ta woda wyparowała, to nad tym terenem i całym cyplem południowej
Grenlandii na długo zapanowałyby gęste chmury. Niestety , komunikat Kanadyjskiej Służby Meteorologicznej o stanie
pogody dla południowej Grenlandii mówi
coś innego (podaję wartości przeliczone z czasu uniwersalnego na czas lokalny
Grenlandii):
Dn. 09.12.1997 r.
v Godz. 03:10 WGT – 2 godz.11 minut przed zdarzeniem = „niebo czyste, bez chmur.”
v Godz. 04:50 WGT – 31 minut przed
zdarzeniem = „niebo czyste, bez chmur”
v Godz. 07:14 WGT – 1 godz.53 min. po zdarzeniu = „niebo czyste,
kompletny brak chmur.”
Jak to jest możliwe – by po czterech
wybuchach w atmosferze, po uderzeniu potężnej ilości energii w lodowiec i
zniknięciu krążka lodowego o średnicy ośmiu kilometrów i grubości przeciętnej
2750 m, zawierającego 123 miliardy ton wody nie powstała ani odrobina
zachmurzenia?
Gdzie podziała się olbrzymia ilość wody z lodowca? Zniknęła?
Może tylko odeszła z naszej przestrzeni i przeniosła się do
przestrzeni równoległej na co wskazuje pojawienie się „absolutnej czerni”.
Pierwsze, bardzo słabe zachmurzenie pojawiło się w tej
okolicy dopiero około godziny 11:00 WGT.
Ale nawet i ta niezwykłość, to jeszcze nie wszystko.
Na miejscu dziury w
lodzie, nad nią i wokoło powstał „dziwny .czarny stan przestrzeni”. Na to
zjawisko nauka nie zna żadnego określenia. Cały teren nad tym miejscem, w
promieniu około 60 km i do wysokości 7 do 8 km został wyciemniony do tego
stopnia, że niczego nie było tam widać.
Lokalizacja miejsca na tle siedzib ludzkich na Grenlandii. Miejsce "wyciemnienia" w miejscu impaktu wg prasy kanadyjskiej
Taki smoliście czarny „plac” zachowywał się jednak jakby
był...materią twardą, gdyż obserwacja jego i zdjęcie z satelity
meteorologicznego wykazały, iż rzucał
cień na otaczający teren. W jaki sposób wyciemniony obszar przestrzeni o średnicy
130 km może rzucać cień? Nie jest przecież „twardą materią”.? Gdyby
był jednak wycinkiem... „świata równoległego” wówczas dla naszych oczu i świadomości byłby absolutnie czarny, nie docierałaby z jego wnętrza żadna
informacja, którą by mogła zinterpretować nasza świadomość... Astronomowie duńscy w
swych badaniach poruszali się wyłącznie
helikopterami. Dotarli do wnętrza tego terenu, z którego znikł kompletnie lód
aż do gołej ziemi. Badania nie wykazały ani śladu promieniowań radioaktywnych,
natomiast na otaczających płaszczyznach lodowca zebrano 23 kg próbek, z których
wyizolowano sporą ilość mikro-kulek
stopionego szkliwa o średnicach mniejszych od 1 milimetra. Szkliwo to musiało
powstać w momentach eksplozji i stanowiło drobną część calizny spadających
fragmentów „komety”. Kulki te miały barwy: niebieskie, zielone, brunatne,
czerwone. Zabarwienie szkło-podobnej
substancji na te barwy spowodowane może być takimi metalami (czystymi lub w
postaci tlenków) jak: kadm (Cd), kobalt (Co), żelazo (Fe), stront (Sr), itr (Y).
Holenderska grupa badaczy w terenie z, którego znikł
lodowiec wykryła podwyższony w stosunku
do otoczenia poziom pierwiastka metalicznego o nazwie iryd (Ir). Wielu badaczy zwraca uwagę, iż w
incydencie o charakterze podobnym, a mianowicie tym, który miał miejsce na
Syberii w roku 1908 również zauważono podwyższenie poziomu irydu w terenie „impaktu”, jednakże wówczas
astrofizycy określili ilość wyzwolonej energii kinetycznej i cieplnej na
zaledwie 6 megaton.
Czasokres pojawienia się tego przedziwnego
zdarzenia sugeruje, iż była to
prawdopodobnie część ciała niebieskiego nazwanego kometą Hale-Boop a zarazem zgodne to jest z przewidzianym
przez autora terminem ewentualnego spadku na naszą planetę jego kawałków, określonych na „początek grudnia 1997 roku. Najdziwniejszym w tym wszystkim jest to, iż autor przewidział
taką możliwość badając starożytne zapiski Sumerów z przed ponad 6000 lat i sporządzoną przez nich „listę Królów”.
Zdjęcia (internet)
---oooOooo---
Moje 3 grosze
Mamy tutaj dwie sprawy pozornie
związane ze sobą: przylot tajemniczej planety Marduk vel Nibiru alias Planety X
czy też po prostu Dwunastej Planety albo Yuggoth lub Shaggai z opowiadań H. P. Lovecrafta. Druga sprawa to spadek na Grenlandię tajemniczego meteorytu, który
spowodował dziwne zjawiska, które kojarzą się z incydentem w Dalniegorsku.
Pasaż planety Nibiru przez Układ Słoneczny
Zacznę od Planety X. Obawiam się, że żadnej Nibiru po prostu nie ma.
Gdyby była, to byśmy już ją wykryli. Nasze możliwości techniczne pozwalają na
wychwycenie masywnej planety – a Marduk ma mieć wielkość i masę Saturna, czy
nawet Jowisza – tak więc możliwość jej nie odkrycia jest minimalna. Nie
zapominajmy o tym, że właściwości fizyczne obu tych planet nie pozwalają się
Dwunastej Planecie ukryć na peryferiach Układu Słonecznego i musiałaby ona
prędzej czy później zamanifestować się np. poprzez zderzenia z obiektami
transplutonowymi z Obłoku Oorta i Pasa Kuipera. Poza tym takie obiekty zawsze
wydzielają więcej ciepła niż go otrzymują, choćby wskutek skurczu
grawitacyjnego, więc manifestowałyby swoją obecność poprzez promieniowanie
podczerwone – Marduk byłby plamą światła w podczerwieni przemieszczającą się po
sferze niebieskiej. Jak dotąd znamy kilkanaście tzw. „bezpańskich planet” jak
np. obiekt odległy o 450 ly TMR-1C w Byku, czy odległy
o 50 ly wielki diament BPM-37093 Lucy w Centaurze. NB, diament
ten ma masę – bagatela! – 1027 K! Największy znany nam diament Cullinan ma masę 530 K. Ciekawy jestem, jaka byłaby jego wartość…?
"Bezpańskie" obiekty kosmiczne, których pasaże mogą lub mogły spowodować zmiany orbit planet Układu Słonecznego
Być może, że kiedyś tam taka wędrowna planeta przypałętała się na
peryferia Układu Słonecznego powodując „przewrócenie się Uranu” i oderwanie się
od niego księżyca – Plutona, który „zakotwiczył” się na swej ekscentrycznej
orbicie. Pasaż Marduka spowodował obruszenie się całej lawiny komet, z których kilka
trafiło w Ziemię powodując Wielkie Wymierania. Dotyczy to nie tylko Ziemi, ale
i innych planet i księżyców Układu Słonecznego. Ślady tej masakry widzimy na
powierzchni Księżyca, Marsa czy Merkurego i księżyców wielkich planet.
Czy takie planety są zamieszkałe? – to pozostawiam już fantastom i
egzobiologom.
Kometa Hale-Boppa – C/1995 O1 – była jedna z najjaśniejszych
i największych komet XX wieku. Faktycznie – zachowywała się ona dziwnie, ale
znów nie aż tak dziwnie, jakby się to wydawało. Jej jądro powoli rozpadało się
na mniejsze fragmenty – oddzielały się od niego mniejsze „poputczyki” – jak
nazywają je Rosjanie, które mogły wpaść w atmosferę naszej planety. Tak jak
było to w dniu 30.VI.1908 roku, o godzinie 07:11 KRAST na Syberii. W tym
przypadku mógł tam spaść fragment komety Halley’a – 1P/Halley. Oczywiście niektórzy wzięli je za statki kosmiczne
Obcych i nawet targnęli się na swe życie, byle duchem dostać się na ich
pokłady, jak zrobili to członkowie sekty Heaven’s
Gate...
UFO startujące z głowy komety H-B? Nie - to tylko fragmenty jądra komety oddzielajace się od niej pod wpływem zwiekszajacej sie temperatury i oddziaływań grawitacyjnych. To dzięki m.in. tym zdjęciom doszło do samobójstwa członków sekty "Heaven's Gate"...
Osobiście uważam, że na Grenlandię mógł spaść właśnie taki fragment
komety H-B, który był zbudowany głównie z węgla i jego związków – jak postuluje
to Roman Rzepka. A czemu nie? Osobiście sądzę, że kometa ta była taka duża, bo
była młoda – młoda w tym sensie, że świeżo przybyła z Obłoku Oorta, i w czasie
przelotów wokół Słońca nie straciła zbyt wiele z tworzącej ją gazowej materii.
I teraz taki „poputczyk” podobnie jak na Syberii eksplodował z energią 15 Mt
TNT. Przypominam, że energia eksplozji Tunguskiego Ciała Kosmicznego wyniosła
od 13 do 30 Mt TNT – a zatem jest ona porównywalna…
A co do statków kosmicznych Obcych, które tam widziano? No cóż – skoro
kometa H-B była tak ciekawym obiektem kosmicznym, to przyciągnęła ona uwagę
Onych. A dlaczego by nie? Kto wie, może nawet tam wyznaczyło sobie rendez-vous
kilka cywilizacji kosmicznych z różnych punktów czasoprzestrzeni Wszechświata?
Warto byłoby to przemyśleć.