Już po opublikowaniu materiału
na temat Incydentu Dalniegorskiego skontaktowałem się z dwoma polskimi
meteorytologami – mgr Andrzejem
Kotowieckim i mgr Romanem Rzepką
i zapytałem ich o opinię na jego temat. A oto, jakie otrzymałem odpowiedzi:
Andrzej
Kotowiecki: Bardzo ciekawy artykuł, serdeczne dzięki,
napewno postaram się ująć w nowej wersji anglojęzycznej mojej pracy o
tektytach, książki, która ma być wydana w przyszłym roku w Indiach, w
listopadzie mam mieć również tam wykłady na Uniwersytecie k./Bangalore. Do
Planetarium w Puttaparthi przekazuję również swoją kolekcję tektytów wraz z
wystawą poświęconą Wojnom Gwiezdnym w Starożytnych Indiach.
Roman
Rzepka: Dzięki! (…)
Oczywiście przeczytałem z uwagą ten artykuł, i doszedłem do wniosku, że ...do
niczego nie doszedłem - bardzo dziwne to wszystko, często poszczególne elementy
jakby się wykluczały, więc o jakiś logiczny tok myślenia trudno. Tak po
przesianiu wszystkiego pozostałaby mi myśl, że mógł to być jakiś meteoryt
„organiczny” (nie węglisty w sensie klasyfikacji oficjalnej) zbudowany głównie
z jakiegoś polimeru wielowęglowego, bo według wszelkich reguł ziemskich taka
materia powinna tworzyć się w obłokach, w okolicach gwiazd z silną emisją UV.
Ale „takich meteorytów nie ma”, i przerzut z takich obszarów też jest
„niemożliwy”, więc nic z moich spekulacji.
No właśnie – to napisali
ludzie, którzy na meteorytach zjedli zęby.
Osobiście jestem zdania, że
obaj ci specjaliści mogą mieć rację. Możemy mieć do czynienia albo z
pozostałościami po antycznych Gwiezdnych Wojnach opisanych w sanskryckich
poematach, albo z egzotycznymi meteorami, które tworzą się w specyficznych
warunkach w przestrzeni kosmicznej. Jedno nie wyklucza drugiego. A mnie z kolei
przypomniały się dwa inne ciekawe przypadki podobne do tego z Dalniegorska i
Jerzmanowic, a które miały miejsce nad Ukrainą i nad Hebrydami, o których
napisałem ongi w pracy „Projekt Tatry” (Kraków 2002), a które pozwolę sobie tutaj
przypomnieć:
APPENDYKS
D
Wiele razy i w różnym sposobie przychodziła zguba rodzaju
ludzkiego i będzie przychodziła nieraz...
Platon –
„Timajos”
Czarni Magowie z Atlantydy... potrafili także wyzwalać energię
bezpośrednio z materii...
Maurycy
Jókai – „Atlantyda”
Już po zakończeniu
PROJEKU TATRY otrzymałem symultanicznie z Anglii, Ukrainy i USA kilka
informacji o obserwacjach dziwnych obiektów, które poruszają się po
wokółziemskich orbitach, z których czasem nawet schodzą i ich upadki powodują
dziwne skutki, o czym dalej. Ze względu na to, że cztery przypadki z opisanych
w Raporcie... zahaczają także o Tatry, uznałem za stosowne zamieścić
szerszy materiał na temat tych obiektów, dla których zaproponowałem nazwę
Nieznane Obiekty Orbitalne - NOO czy w angielskiej wersji językowej Unknown
Orbiting Objects - UOOs. Materiał ten miał być zbierany i opracowywany przy
pomocy i fachowej konsultacji znanego w Europie eksperta od rakiet, statków
kosmicznych i broni rakietowo-jądrowej, członka AAS, laureata wielu nagród
państwowych i autora książek z tego zakresu - książek, które stały się
podręcznikami dla wszystkich szkół oficerskich i akademii wojskowych w Polsce -
prof. dr inż. Zbigniewa Schneigerta z Zakopanego. Niestety, ciężka
choroba i śmierć w 1998 roku tego znakomitego uczonego i konstruktora
przekreśliła nasze ambitne plany. To, co prezentuję poniżej stanowi materiał
wyjściowy do dalszych studiów na ten obiecujący poznawczo temat.
Problematyka NOO w
Polsce jest prawie nie ruszona - za wyjątkiem kilku obserwacji odnotowanych
przez Krakowską GB NOL i jej lidera Bronisława Rzepeckiego.[1] Na Zachodzie na serio tą problematyką zajęto się dopiero dziś, kiedy okazało
się, że wiele obserwacji nie miało żadnego związku z SDI czy jej
sowieckim/rosyjskim odpowiednikiem. A zajmują się tym zawodowi astronomowie,
tacy jak dr Bill Rose.
A teraz chciałbym
ukazać Czytelnikowi perspektywę nieznanej historii Ziemi, która sięga milionów
lat wstecz, a której ślady znajdują się na Ziemi i kilkaset kilometrów ponad
czy może raczej już obok niej...
Słynny w swej
ojczyźnie i poza nią, angielski ufolog i emerytowany sierżant policji Anthony
Dodd z Grassington (North Yorkshire), opisał w dwumiesięczniku UFO Magazine
nr I-II,1997, nad wyraz ciekawy przypadek zaobserwowania wybuchu nieznanego
ciała nad archipelagiem Hebrydów Zewnętrznych (Outer Hebrides Islands).
A sprawa miała się
tak:
26
października 1996 roku, przy zachodnim brzegu wyspy Lewis - tzw. Butt of Lewis
- wielu świadków zaobserwowało najpierw przelot samolotokształtnego obiektu
latającego, a w chwilę później powietrzem nad wyspą wstrząsnął potężny wybuch
[niektórzy świadkowie twierdzili, że były tam co najmniej dwa wybuchy] i lawina
płomienistych szczątków, ciągnących za sobą spirale gęstego, białego dymu
runęła w ocean. Poszukiwania prowadzone przez UKCG[2], policję i ekipy
ratownictwa morskiego dały wynik zerowy. Eksplozje musiały być silne, bowiem
jak doniosła mi grupa badawcza North Lancashire UFO
Investigation Group - tego wieczora w Morecambe i Lancashire odczuto
wstrząsy podziemne, które stały się m.in. przyczyną przerwy w dostawie prądu
elektrycznego![3]
Jak konkluduje
Anthony Dodd, sprawa ta pozostała nierozwiązaną do dziś dnia. Przyznaję, ta
sprawa rzeczywiście jest trudna. Być może był to tylko wybuch pocisku
rakietowego klasy woda - powietrze czy woda - woda, co jest
wysoce prawdopodobne o tyle, że w tym czasie trwały manewry brytyjskiej Royal
Navy na akwenach położonych na zachód od
wyspy Lewis. Były tam także okręty innych krajów NATO - jak to twierdzi Anthony
Dodd:
Jest czymś całkowicie możliwym, że eksplozja Bolidu Tunguskiego
była naprawdę eksplozją statku kosmicznego z napędem nuklearnym, który wyrwał
się spod kontroli. Skończyło się to katastrofą. Wiemy, że na tamtych akwenach
[koło Lewis] wypróbowuje się nowe systemy broni podwodnych i nawodnych, i nie
zdziwiłbym się zbytnio, gdyby się nie okazało, że była to jedna z nich. Jednakże
są inne wskazówki co do tego, że było to wrogie działanie jakichś sił,
którym wojskowi dali odpór. Mam informację, że wiele myśliwców
zaginęło bez wieści w czasie tych spotkań [incydentów].
Wiemy także, iż bardzo duże trójkątne pojazdy nadleciały nad
Szkocję znad morza, a okręty nawodne i podwodne NATO śledziły je. Słyszeliśmy,
że pewien amerykański okręt[4]znikł po jednym
incydencie, a chociaż US Navy zdementowała te plotki, ale kiedy się z nimi
skontaktowałem, to CIA zagroziła mi, że mnie „przymknie”.
Wiele niezwykłych rzeczy dzieje się nad naszym krajem, a które
mają związek z fenomenem NOL-i. Czujemy, że stanie się coś niezwykłego już
wkrótce i że przyszłość naszej planety jest niepewna...[5]
Zadziwiająca to
szczerość Wyspiarza wobec niezbyt znanego mu ufologa from out there, jak
Anglicy traktują wszystkie kraje słowiańskie - z pobłażliwą wyższością i sporą
domieszką pogardy - a których mieszkańcy są dobrzy jedynie wtedy, kiedy zbieżne
to jest z interesami Imperium Brytyjskiego. Oczywiście - wojsko niechętnie
przyznaje się do porażek - bo i czymże jest wyrwanie się własnego pocisku spod
kontroli, czy (jeszcze gorzej!) zestrzelenie własnym pociskiem swojego
samolotu, bądź zatopienie własnego okrętu! Nie wiem, jak się sprawy mają z
Brytyjczykami, ale Amerykanom ta sztuka udała się dwukrotnie - że wspomnę tylko
trafienie własnymi torpedami w USS Tang
i USS Tulibee w czasie II
wojny światowej! Każdy tego rodzaju wypadek jest skandalem, bez względu na to,
czy jest wojna czy pokój! Skandalem z przykrymi konsekwencjami - w
demokratycznym społeczeństwie wielu polityków i dowódców traci stołki, w
totalitarnym - głowy... Wielka Brytania
to nie ZSRR czy dzisiejsza Rosja z jej
mania utajniania wszystkiego, co dotyczy obronności i jest niewygodne dla rządzącej
ekipy[6]
- bowiem w normalnych i demokratycznych krajach utajnia się naprawdę bardzo
ważne fakty, zaś wybuch rakiety - nawet tej najnowszej generacji - jest
jedynie mniej ważną sensacją dnia...[7]
Ja też nie sądzę, by była to jakaś ziemska rakieta.
Jeżeli więc nie
była to rakieta, to co?
Osobiście uważam,
że eksplozje na Hebrydach mogą stanowić dowód na to, że hipoteza o atomowych
wojnach bogów-astronautów może być prawdziwa!
W świetle tego
stwierdzenia mogą spokojnie założyć, że 26 października 1996 roku nad Hebrydami
Zewnętrznymi doszło do eksplozji chemicznej głowicy termojądrowej pochodzącej
sprzed co najmniej 12.000 lat. Jak to mogło być, to wyłożyłem w swych
artykułach na temat „czarnych zaraz”[8]
i nie będę się tutaj rozwodził nad przyczynami i skutkami Wielkiego Konfliktu.
Dość wspomnieć jedynie to, że jego efektem było zniszczenie Atlantydy, Mu i
Lanki. Walczące ze sobą strony używały wszelkich broni masowego rażenia (BMR),
laserowej broni radiacyjnej (LBR) czy broni obezwładniającej (NLW[9]).
Wszystko to opisał Aleksander Mora w swym opracowaniu.[10]
A zatem, co takiego
wydarzyło się nad Hebrydami? Doszło tam najprawdopodobniej do eksplozji głowicy
(lub kilku głowic) termojądrowych lub neutronowych należących do Atlantydów lub
ich przeciwników. Nie były to wybuchy nuklearne, bo w takim przypadku Lewis
przestałaby istnieć - podzieliłaby losy atoli Eugelab, Bikini czy Eniwetok - a
jej mieszkańcy wyparowaliby w udarze termicznym rzędu 10 mln K syntezy
termojądrowej. Były to wybuchy materiałów inicjujących syntezę termojądrową i
paliw do tejże syntezy. Nie doszło do wybuchu termonuklearnego - dlaczego?
Przypomnijmy sobie
kurs PO ze szkoły średniej. Z czego składa się bomba atomowa - bomba A? Bomba A
składa się z dwóch lub więcej mas podkrytycznych, złożonych z izotopów U-233,
U-235 lub Pu-239 i ładunków miotających ze zwykłego prochu, które mają za
zadanie zestrzelić fragmenty o masie podkrytycznej w bryłę o masie
nadkrytycznej i poprzez zwiększenie ilości
neutronów w masie uranu lub plutonu, doprowadzenie do zapoczątkowania
reakcji łańcuchowej, która w ułamkach sekundy zamienia się w jadrowy wybuch.
Cała rzecz przebiega wedle wzoru:
1. 235U + n → 91Kr
+ 142Ba + 3n + 150-200 MeV
- przy czym owe 150
- 200 MeV energii wydziela się w postaci całego diapazonu promieniowania
elektromagnetycznego - od fal radiowych do promieniowania γ. Takie właśnie
bomby poleciały na Hiroszimę i Nagasaki. Energia wybuchu każdej z nich wynosiła
około 30 kT TNT[11] - czyli około 1,5 x 1014
J. Były to potwory o masie prawie 5.000 kg i niskiej sprawności, która na
szczęście wynosiła zaledwie 5%. Oznacza to, że tylko 5% ładunku uranowego czy
plutonowego zamieniło się w energię w czasie eksplozji. Ale i to wystarczyło,
by uśmiercić w ułamku sekundy 200.000 ludzi, a drugie tyle poniosło śmierć po
strasznych męczarniach konania od choroby popromiennej...
Innym pomysłem, NB
niemieckim, były bomby radiologiczne - zwykłe bomby wypełnione kruszącym
materiałem wybuchowym i w otulinie z radioizotopu o stosunkowo krótkim czasie
półzaniku - T1/2. Idealnym materiałem był izotop 60Co o T1/2
= 5,3 roku, ale do celów militarnych najbardziej nadawałby się izomer 60mCo
o T1/2 = 10,5 minuty. Sęk jednak w tym, że byłyby kłopoty nie tyle z
jego wytworzeniem, ile z jego przechowywaniem. Izotopy rozpadają się bez
względu na warunki zewnętrzne ze stałym tempem. Dlatego kobalt-60 bardziej
nadaje się do tego, niż jego izomer. W momencie wynalezienia bomby A rozwinięto
pomysł głowic radiologicznych i zamyślono wzbogacenie głowicy A w otulinę z
radioizotopu, która rozpylona wskutek wybuchu bomby A, opadłaby na ziemię
silnie radioaktywnym fall-out’em
rażąc siłę żywą nieprzyjaciela. O ekologicznych skutkach takiego obłąkania
lepiej nie mówić, bo w porównaniu z takim horrorem, efekty wybuchu w Czarnobylu
to kaszka z mleczkiem.
Inaczej sprawa się
ma z bronią termonuklearną - bronią H. Bomba H składa się z ładunku
inicjującego i zasadniczego. Ładunkiem zasadniczym jest najczęściej wodorek
litu - LiH. Wykorzystano tutaj ogromne temperatury i ciśnienia powstające przy
wybuchu jądrowym, do zainicjowania reakcji termojądrowej, jaka ma miejsce w
jądrze słonecznym i jądrach innych gwiazd. Schematy przebiegu tych reakcji
zaprezentowałem już w rozdziale o NOL-ach, grzybach i Czarnobylu, więc nie będę
się powtarzał. Dodam tutaj jedynie wodorek litu jest potrzebny po to, by
uzyskać hel i superciężki wodór:
2. 6Li + n → 4He
+ T + 4,7 MeV
Hel pozostaje jako
produkt „gorącej” syntezy, zaś tryt wchodzi w kolejne reakcje syntezy
termojądrowej. NB, w pierwszych bombach wodorowych stosowano tryt, którego T1/2
= 12,5 roku i to wymagało ciągłej wymiany trytu, który rozpadając się wedle
wzoru:
3. T
→ 3He + β-
- wytwarza izotop
„lekkiego” helu - He-3, który pochłania neutrony przechodząc w „normalny” He-4.
Bez neutronów reakcja syntezy zanika, i o takiej bombie mówi się, że „zakisła”,
w rezultacie tego jej moc spada do 10...30% nominalnej, tak że w takiej bombie
jest niebezpieczny jedynie jej detonator - bomba A, która wybucha „normalnie”.
Próbowano taki „brudny” zapalnik zastąpić „czystym” zapalnikiem laserowym, ale
na impuls o mocy eksawata - EW - potrzeba mocy przewyższających moc wszystkich
elektrowni USA i jak na razie takie rozwiązanie jest pobożnym życzeniem. Wydaje
się, że tego problemu Atlantydzi też nie przeskoczyli...
Głowica neutronowa
- N - to zwyczajna głowica H o zmniejszonej mocy do kilku kT TNT, wyposażona za
to w otulinę z berylu - Be i zawierająca w swym „paliwie” mieszankę wodorku
litu i dwuwodorku berylu w postaci: BeH2,
BeD2 i BeT2. Beryl ma tę właściwość, że bombardowany
cząstkami α - czyli jądrami helu - 4He - emituje ogromne ilości
neutronów, które stanowią o morderczej sile bomb N. Nasuwa się ciekawa uwaga -
czyżby hitlerowscy uczeni budując kompleks Der
Riese w Górach Sowich wiedzieli o tym? Beryl występuje tam w postaci
kryształów berylu - 3BeO · Al2O3 · 6H2O - i
jest to jedyna kopalnia berylu na terenie Polski! - i ówczesnej III
Rzeszy. Beryl ma zastosowanie w technice jądrowej jako moderator i reflektor
neutronów.[12] Zatem kompleks ten był
nazistowskim Alamogordo?...[13]
A zatem domniemana
głowica, która weszła w atmosferę ziemską, poleciała w kierunku Hebrydów,
zmyliła natowskie systemy OPB w rodzaju Patriot czy Aegis i wreszcie wybuchła
nad Lewis miała zapalnik złożony z plutonu-239+IV. Dlaczego akurat z
239Pu+IV? Co za tym przemawia? Przemawia za tym
stosunkowo krótki t1/2 tego izotopu plutonu, który wynosi jedynie
24.400 lat. A to oznacza, że po upływie czasu rzędu 20.000 lat czy nawet te
12.000 lat - detonator bomby wodorowej będzie już do niczego... - a to dlatego,
że masa krytyczna będzie już tylko masa podkrytyczną reakcji łańcuchowej i ta
nie nastąpi z powodu zmniejszenia liczby neutronów i przekroju aktywnego
ładunku. Po wtargnięciu głowicy w atmosferę Ziemi nastąpiła eksplozja ładunku
materiału wybuchowego, co doprowadziło do chemicznego wybuchu uwolnionego
eksplozją ładunku mieszaniny wodoru i litu, które łączyły się z atmosferycznym
tlenem wedle równań:
4. 2LiH + O2 → Li2O + H2O
5. H2O + Li2O → 2LiOH↓
Po strąceniu się
zasady litowej powinna ona wchodzić w reakcje z kwasem węglowym zawartym w
deszczówce, zgodnie z reakcją:
6. H2CO3 + 2LiOH → H2O + Li2CO3↓
Lit i wodór są
pierwiastkami chętnie wchodzącymi w związki z tlenem, a zatem są one
łatwopalne, co pokazała nam lekcja Czarnobyla, i to doskonale tłumaczy opad
płomienistych szczątków w ocean. Proste?
Myślę, że nadmierna
obecność związków litu w glebie byłaby doskonałym indykatorem tego, czy rozbiła
się tam bomba N czy H. a zatem należałoby poszukać izotopów tych pierwiastków w
glebach na Lewis, co zasugerowałem Anthony’emu Doddowi w liście z dnia 22
stycznia 1997 roku. Jeżeli mam rację, to mieszkańcy Lewis mogą mieć takie
kłopoty w przyszłości, jakie opisuje ponury dowcip z 1986 roku:
Jest rok 2086. wnuczek pyta dziadka: - Dziadziu, czy to prawda, że
sto lat temu wybuchł reaktor w Czarnobylu? Tak, to prawda - odpowiedział
dziadek i pogłaskał go po główce.
- Dziadku - pyta znowu wnuczek - a czy to prawda, że ja jestem
mutantem?
- Ależ nie wnusiu - odpowiedział dziadek i pogłaskał go po drugiej
główce...
Brałem jeszcze
jedną możliwość pod uwagę - a mianowicie to, że Atlantydzi byli w stanie
syntetyzować antymaterię. Reakcja anihilacji materii i antymaterii jest
wyjątkowo wydajną reakcją w Kosmosie, która przebiega zgodnie z einsteinowskim
wzorem na równoważność materii i energii, i o ile pięciotonowa bomba A z lat
40. wyzwalała energię rzędu 1,5 x 1014 J, to anihilacja takiej samej
ilości materii dałaby już 4,5 x 1020 J czyli TRZY MILIONY RAZY
WIĘCEJ, niż śmieszna petarda rzucona na Hiroszimę. I jeszcze jedno porównanie:
zasoby paliw kopalnych stanowią około 11 x 1022 J - a przy
maksymalnym wykorzystaniu energii uranu i plutonu będzie tego aż 2,5 x 1025
J - porównaj to sobie Czytelniku z energią pięciotonowej głowicy D (od słowa
dezintegracja), a wtedy zrozumiesz, o jakich energiach mowa... Eksplozja takiej
głowicy D nad Lewis, rozniosłaby na proch i pył co najmniej pół Europy. Być
może coś takiego spadło w rejonie tajgi Podkamiennej Tunguskiej rankiem, 30
czerwca 1908 roku? Być może to właśnie antymateria jest wykorzystana do napędu
NOL-i, ale to już osobny temat.
Reasumując pozwolę
sobie na stwierdzenie, że taka może być właśnie przyczyna eksplozji nad Lewis.
NB, na Hebrydach widoczne są ślady gigantycznego kataklizmu, w postaci
zwitryfikowanego bazaltu i innych skał osadowych, co mogły spowodować wybuchy
nuklearne. Poza Lewis z archipelagu Hebrydów Zewnętrznych ślady takiego
kataklizmu można spotkać na wyspach Hebrydów Wewnętrznych: Skye, Rhum, Eigg,
Staffa...
...
Ślady tego ognia można znaleźć nawet na Ben More wznoszącej się na wyspie Mull.
Profesor W. J. Judd - brytyjski sejsmolog - ustalił, że góra ta mająca
dziś zaledwie 996 m n.p.m. pierwotnie musiała mieć trzy i więcej tysięcy metrów
wysokości i została po prostu zgnieciona przez bombardowanie z nieba.[14]
Hmmm... - wydaje
się, że Aleksander Grobicki ma rację i teraz wiemy, jakie to było
bombardowanie... W tym kontekście jest całkowicie zrozumiałe to, co Platon
włożył w usta starego egipskiego kapłana z Sais, a potem Solona:
... a prawdą jest zbaczanie ciał, biegnących około Ziemi i po
niebie i co jakiś długi czas zniszczenie tego, co na Ziemi od wielkiego ognia.[15]
Te „ciała biegnące
około Ziemi”, to mogłyby być nie tylko asteroidy, ale właśnie termojądrowe
„piguły” Atlantydów, obiegające ja po różnych orbitach. Być może chaldejscy,
egipscy, żydowscy i inni pasterze i myśliwi obserwowali ich działanie w Sodomie
i Gomorze, a jakaś trafiła w Mohendżo Daro czy Harappę. NB, Wyspy Brytyjskie
wielu atlantologów uważa za część Imperium Atlantydy - Poseidię.[16]
Ktoś może
zaoponować, że skoro już raz tę część Atlantydy zbombardowano, to po co ktoś
miałby to robić po raz wtóry? No to co z tego? - odpowiem. Wszak w warunkach
naszej cywilizacji na każdy cel leci więcej, niż jedna bomba czy głowica
jądrowa. Uzasadnienie tego jest proste: jedna głowicę można łatwo przechwycić i
zniszczyć - od tego są właśnie systemy takie, jak Patriot czy Aegis.
Ale zniszczyć kilka głowic, które na domiar złego poruszają się z różnych
kierunków z prędkościami nawet do 10 Ma
- o, to coś zupełnie innego. Dlatego Ronald Reagan tak pilił na szybkie
stworzenie obrony kosmicznej – SDI/NMD vel Gwiezdnych Wojen przeciwko
radzieckim rakietom pierwszego uderzenia! To, do czego mogłoby dojść,
widzieliśmy na filmie The Day After. Reżyser tego filmu był jednak
optymistą, bo naprawdę byłoby jeszcze gorzej. I było! 12.000 lat temu.[17]
Czy obserwowano
podobne incydenty? Oczywiście! Poza już tu wspomnianym Bolidem Tunguskim, który
mógł być taką głowicą termojądrową czy nawet dezintegracyjną i śladami
nuklearnego piekła na Hebrydach, a także śladami ruinacji w Tatrach, o czym
pisałem w rozdziale 1, mogę pokusić się o wyliczenie następujących dziwnych
fenomenów i zdarzeń:
v Przelot
tzw. Wielkiego Bolidu Polskiego, które to wydarzenie miało miejsce w dniu 20
sierpnia 1979 roku. Kiedyś sądziłem, że był to radziecki ICBM odpalony z okrętu
podwodnego[18] - kto wie, czy nie była
to właśnie taka głowica kosmiczna Atlantydów, która manewrowała w atmosferze,
jak pocisk typu „Cruise”? Być może węgierscy budowniczowie zatruli się
radioaktywnym plutonem na Ukrainie, kiedy głowica ta rozbiła się definitywnie
przy budowie Gazociągu Orenburskiego.
v W
marcu 1956 roku, niemiecki inżynier Mad Schock zrobił wspaniałe
zdjęcie „meteorytu” eksplodującego nad Pustynia Libijską. A oto, jak on to
opisuje:
W marcu owego roku, na zachód od oazy Farafra... właśnie wkręciłem
teleobiektyw do swego aparatu fotograficznego, gdy ujrzałem lecace z góry
wprost na mnie jakieś jasne światło. Odruchowo nacisnąłem spust migawki. Jakieś
800 metrów nad powierzchnią Ziemi ów „gość z Kosmosu” rozprysł się. Dopiero po
55 sekundach dotarł do mnie przeraźliwy trzask.[19] Olbrzymi z pewnością
meteor rozprysł się na oczach człowieka w dosyć dużej odległości od Ziemi. Cała
okolica błyskawicznie pokryła się chmura piasku. Następnego dnia szukałem w tej
okolicy i udało mi się znaleźć kilka większych odłamków kamiennych, które - jak
przypuszczałem - mogły pochodzić od przybysza z Wszechświata. Gdy powróciłem do
Asyut nad Nilem, przypuszczenia moje zostały potwierdzone przez badania
chemiczne.
A więc jednak meteoryt! - powiedziałby ktoś z niedowierzaniem. I
co z tego? Inż. Schock zbierał te kamienie następnego dnia po całym incydencie
i znalezione przezeń kamienie mogły być - ale wcale nie musiały - szczątkami
„gościa z Wszechświata”. Na Saharze bowiem, jak i na Antarktydzie, bardzo łatwo
jest znaleźć meteoryty... A tak nawiasem mówiąc, to Sahara była kiedyś kwitnącą
krainą i kto wie, czy nie była ongi celem ataku z Kosmosu???...
I dalej:
v 19
marca 1986 roku, Zatoka Pomorska, 25 mil od Świnoujścia, na wysokości Nord Perd
(Rugia, Niemcy) trzy tajemnicze „pociski” omal nie posłały na dno polski prom
pasażersko-samochodowy MF Wawel.
Kiedyś, jeszcze w latach 80. postawiłem hipotezę, że był to jakiś meteoryt, ale
mogła to być równie dobrze bojowa głowica Atlantydów. Jeżeli mam rację, to pod 54°33’
N - 014°30’ E, na głębokości około 30 metrów powinny znajdować się szczątki
meteorytu, bądź bojowej głowicy (głowic) atomowych czy innych Atlantydów. Warto
poszukać, bo byłby to dowód na prawdziwość hipotezy o realności atomowych wojen
bogów...[20]
v 9
października 1992 roku, okolice Los Angeles w USA. Tego wieczoru wielu świadków
obserwowało wtargnięcie i spłonięcie w atmosferze... czegoś. Nikt nie potrafił
powiedzieć, co to właściwie było - albo meteor, albo ICBM z czasów Wielkiego
Konfliktu?... Na zdjęciach przypomina to
dość dokładnie przelot WBP w dniu 20 sierpnia 1979 roku...
v dnia
3 maja 1994 roku, około godziny 20:30 wielu świadków obserwowało tajemniczy
wybuch w Kosmosie, co miało miejsce nad Zieloną Górą. Sprawę badał prof. dr
hab. Janusz Gil z tamecznej WSP, który stwierdził, że nie jest on w stanie
podać przyczyny tego zjawiska.[21]
Istnieje także możliwość, że doszło w
Kosmosie do zderzenia pomiędzy lodową mikro-kometą, a sztucznym satelitą Ziemi.
I jeszcze tytułem
zakończenia kilka sugestii na temat tego, co należałoby zrobić, by udowodnić
istnienie bojowych głowic Atlantydów nie udając się w Kosmos. Osobiście jestem
przekonany, że należy wykonać następujące czynności:
Wykrycie pól lub punktowych
źródeł promieniowania radioaktywnego α, β i γ - przy pomocy rentgenoradiometrów
i udokumentowanie tych znalezisk. Czynności powyższe należy wykonać za w ciągu
tygodnia, bowiem po upływie tego czasu może nastąpić naturalna dekontamitacja
śladów radioaktywnych - np. wskutek długotrwałych deszczów.
Ø Pierwiastków
ziem rzadkich, np.: ceru, lantanu, europu, gadolinu, itp.;
Ø Metali
alkalicznych i innych używanych w technologiach jądrowych;
Ø Zmian
kwasowości gleby i wody, wartości pH < 5,5, w związku z opadem do wody soli
metali alkalicznych - np. litu. Jest je stosunkowo łatwo wykryć, bowiem barwią
one płomień palnika na różne kolory: lit, wapń, stront i rad na czerwono, sód
na intensywnie żółto, potas, rubid i cez na fioletowo, zaś bar na zielono. Cynk
pali się niebieskawo-zielonkawym płomieniem, zaś miedź - zielonym.
Niestety,
o dokładnych analizach chemicznych i mechanicznych możemy sobie jedynie
pomarzyć! Jakby to było cudownie, gdyby ufologom skapnęło coś z tych 10 mln
mld dolarów amerykańskich, które rocznie świat wydaje na zbrojenia i
badania nad systemami broni!!!...
I
jeszcze jedna refleksja, tak à propos budowli megalitycznych, a szczególnie
piramid.
Podejrzewam, że wszyscy mylimy się co
do natury piramid, które uważałem za schrony przeciwatomowe. Nie były one
atakowane głowicami jądrowymi, boż pozostałyby po takim ataku ślady, ot choćby
zeszklonego piasku w ich okolicy - a ich nie ma. Gdyby eksplodowała w pobliżu
chociaż jedna „atomówka”, to pozostałyby po tym ślady. Celne trafienie głowicą
termojądrową rozniosłoby piramidy na pył, a nie sadzę, by Atlantydzi czy ich
tajemniczy przeciwnicy nie znali systemów naprowadzania, takich jakie mamy
teraz. Trafienie w tak wielki cel, jakim jest każda piramida nie stanowiłoby
dla nich żadnego problemu - i to nawet z wysokości orbity.
APPENDYKS
E
I
w nawiązaniu do poprzedniego appendyksu, nasz ukraiński korespondent - dr
Anton A. Anfałow z Symferopola na Krymie przesłał nam materiał, który
został zredagowany na podstawie raportu astronoma z WNP - dr Siergieja W.
Archipowa - sporządzonego dla magazynu Space Flight nr
37 z marca 1995 roku, s. 94, który to raport cytuje niemal w całości:
Szanowny
Panie!
Wielki
biały bolid o średnicy co najmniej 7 metrów, przeleciał nad Kurskiem,
Biełgorodem i Charkowskim Rejonem, z północy na południe, o godzinie 17:45 GMT,
w dniu 15 maja 1994 roku. Lot bolidu obserwowano na przestrzeni co najmniej 300
km. Zjawisko to widziało wiele osób, w tym także ekipa astronomów z
Obserwatorium Astronomicznego Uniwersytetu Charkowskiego, którzy meldowali
przelot tego bolidu i ocenili czas przelotu na 10 sekund, co oznacza, że jego
prędkość geocentryczna wynosiła co najmniej 30 km/s.
Miejsce
upadku bolidu znajduje się w odległości około 40 km na południe -
południowy-zachód od Charkowa, w okolicy wsi Ochoczije, i tak o tym pisze dr
Władimir A. Zachożaj (dyrektor OAUC), który odwiedził to miejsce z
ekspedycją OAUC, w dniu 27 maja 1994 roku:
Na
skraju lasu zobaczyliśmy krater o średnicy 4 metrów i głębokości 1,5 metra,
pochodzący z eksplozji, której energia musiała być taka, jak po wybuchu 60 kg
TNT. Znaleźliśmy prawie 10 kg metalicznych odłamków w kole o promieniu 40-50 m
od centrum eksplozji. Las był powalony w promieniu 10 metrów od krateru, a
drzewa były opalone i podziurawione odłamkami.
Dwa
drzewa były całkiem spalone po północnej stronie krateru, prawdopodobnym
kierunku od przylotu. Wstępne analizy wykazały anomalne kompozycje związków
chemicznych: zawartość żelaza była wyższa, niż w przypadku „normalnego”
sztucznego satelity Ziemi czy załogowego statku kosmicznego. Koniecznym zatem
staje się zbadanie miejsca impaktu w przyszłości.
Widziałem
osobiście te odłamki, największy z nich miał kształt pokręconej i rozerwanej
wybuchem rury o długości 50 cm i średnicy 2-3 cm, z płytkimi wyżłobieniami na
powierzchni. Analiza chemiczna wykazała: Fe - 99%, Cu - 0,3%, Ni - 0,04% i Ti -
0,02%. Magnezu i glinu nie znaleziono w mierzalnych ilościach i skład chemiczny
PASUJE BARDZIEJ DO CIĘŻKIEGO CZOŁGU, A NIE DO LEKKIEGO SATELITY!
Członkowie
ekspedycji powiedzieli mi, że nie był to także wybuch jakiegoś niewypału czy
niewybuchu z czasów II wojny światowej. Widziałem ablacyjne zacieki i ślady
opalenizny na odłamkach. Dr W. A. Zachożaj usiłował skonsultować się w
przedmiotowej sprawie z ekspertami wojskowymi, ale nie dało to żadnego
rezultatu.
Najwidoczniej
te artefakty nieznanego pochodzenia są obiecującymi kandydatami do uznania ich
za szczątki „kosmicznego złomu” NIE BĘDĄCEGO DZIEŁEM RĄK LUDZKICH! - który
zderzyły się okazjonalnie z Ziemią. Taka możliwość należy wziąć pod uwagę.
A.
W. Archipow
Instytut
Radioastronomii
Charków,
Ukraina
Szokujące?
No cóż - ile miał racji Stanisław Lem pisząc w jednym z opowiadań Cyberiady
następujące słowa:
...I
nic z owej magnaterii nie zostało, okrom spinek metalowych, które wieśniacy z
osad Solary Małej znaleźli na swój brzeg przybojem mgławicznym wyrzucone...
Nic
dodać, nic ująć.
Do tego chciałbym przypomnieć Czytelnikowi
sprawę spadku tzw. Meteorytu Grenlandzkiego z końca lat 90. XX wieku, która też
nie została rozwiązana do końca, a czym zajmował się jeden z Nestorów polskiej
ufologii mgr Kazimierz Bzowski.
Jedno jest pewne, iż wyniki badań tegoż meteorytu zostały utajnione – dlaczego?
Czyżby nie pasowały do przyjętych a
priori założeń?
A zatem takie zjawiska nie są odosobnionymi i co
najważniejsze – są one powtarzalne! A zatem w każdej chwili możemy się spodziewać,
że gdzieś na Ziemi może dojść do spadku takich właśnie „niecodziennych”
meteorytów poza wszelką klasyfikacją! Zainteresowanych klasyfikacją meteorytów
odsyłam do pracy H. Carmana – „Zbierając meteoryty zacznij od swojego podwórka”
(Melbourne 1995) dostępną na stronie - http://hyboriana.blogspot.com/2012/08/centrum-badan-ufo-i-zjawiskanomalnych.html - gdzie w
prosty sposób przedstawiono podstawy meteorytologii.
A zatem czekajmy na następne spadki egzotycznych
meteorytów.
CDN.
[1]
Sytuacja ta zmieniła się na lepsze w latach 1999 - 2000, kiedy to na łamach Nieznanego
Świata, Czasu UFO i Internetu na (nieistniejącej już) stronie http://www.ufo-centrum.prv.pl
pojawiły się publikacje Marcina Mioduszewskiego, Bartosza Soczówki i
moje na ten temat.
[2]
United Kingdom’s Coast Guard - Straż Przybrzeżna Zjednoczonego Królestwa.
[3] Anthony Dodd - Mysterious Explosions off the Outer Hebrides w UFO Magazine nr I-II,1997 - przekład mój.
[4]
Chodziło tutaj o okręt ZOP stealth typu Sea Shadow.
[5] Anthony
Dodd - list z dnia 4 lutego 1997 roku.
[6]
Akademickim przykładem jest tutaj tragedia załogi atomowego okrętu podwodnego
K-141 Kursk, który poszedł na dno Morza Barentsa w dniu 12 sierpnia 2000
roku. Gdyby nie paranoiczna chęć ukrycia tego wypadku przed światem i tragiczna
nieudolność admiralicji, być może udałoby się uratować z wraka 23 załogantów
tego okrętu, którzy jeszcze żyli po zatonięciu, a tak to zginęło tam straszną i
bezsensowną śmiercią 118 ludzi!
[7]
Pamiętam, jak w 1994 roku komunistyczna propaganda PRL wielokrotnie nam pokazywała
w TV nieudany amerykański eksperyment w ICBM wystrzelonym spod wody. Amerykanom
to jakoś nie przeszkadzało, że były to pociski najnowszej generacji i
pokazywali je bez jakichkolwiek oporów!...
[8]
Robert K. Leśniakiewicz - Czarna Zaraza spadła z nieba? w Wizje
Peryferyjne nr 4,1996, a także Obcy z Kosmosu - żywi czy martwi? w Wizje Peryferyjne nr 5,1996 - oraz
także: Alfredo Lissoni - Bombe atomiche nel 2000 a.C.? w Misteri
e verita nr 22,1996 i Milos Jesensky - Bohove atomovych valek,
Usti nad Labem 1998, przekład mój.
[9] Non
Lethal Weapon - dosł.: broń, która nie zabija.
[10] Aleksander
Mora - Atomowe wojny bogów w Kamena - Lublin 1979.
[11]
Wedle innych źródeł od 15 do 20 kT i pod wpływem atomowego lobby liczby te są
coraz bardziej zaniżane. Jak tak dalej pójdzie, to wkrótce dowiemy się, że w
ogóle nie było atomowych bombardowań miast japońskich i że jest to jedynie
wytwór propagandy ekologów i innych „zielonych”...
[12] Nowa
Encyklopedia Powszechna PWN, t. 1, Warszawa 1995.
[13]
Wszystkie dane wskazują na to, że tak było istotnie! Badania Igora
Witkowskiego i Jerzego Cery oraz moje i Miloša Jesenský’ego jednoznacznie
na to wskazują, że naziści w latach 1936-45 usiłowali skonstruować i
najprawdopodobniej skonstruowali bombę A, którą testowali na ... Antarktydzie!.
[14] Aleksander
Grobicki - Nie tylko Trójkąt Bermudzki, Gdańsk 1980.
[15] Platon
- Timajos, Warszawa 1960.
[17] To
wyjaśnia skąd Celtowie mieli materiały radioaktywne na trumny i inne przedmioty
użytku sakralnego - korzystali z niewybuchów głowic Atlantydów, które spadły im
dosłownie i w przenośni z nieba!. Więcej na ten temat pisze dr Miloš
Jesenský - Bogowie atomowych wojen, Ústi nad Labem 1998 - przekład
mój.
[18] Robert
K. Leśniakiewicz - UFO na granicy, Kraków 2000.
[19] Lucjan
Znicz-Sawicki - Goście z Kosmosu - Katastrofa Tunguska,
Gdańsk 1982. NB, oznaczałoby to, że ów bolid eksplodował na wysokości co
najmniej 18 km nad Ziemią!
[20] UFO
na granicy - ibidem.
[21] Gazeta
Lubuska z dnia 5 maja 1994 r.