XI
Narada zakończyła
się przyjęciem mojej propozycji przejrzenia jeszcze raz zdjęć brzegów i wód
przybrzeżnych Morza Beauforta.
- Nie muszę chyba
wszystkim przypominać – rzekł komandor Sato zwracając się do nas – że cała
nasza operacja jest ULTRA TOP SECRET. O niej wiedzą tylko gremia najwyższych
władz naszych krajów oraz Kanady i teraz wy. I tak powinno być. Nie chcemy
niepotrzebnych sensacji, a najmniej najazdu pismaków i ich głupich pytań. Nasze
rządy wydadzą oświadczenie, kiedy już będzie po wszystkim. A teraz proszę
podpisać to zobowiązanie o zachowaniu milczenia.
Podpisałem.
Krystyna też.
Żeby oni
wiedzieli, kogo w to wszystko wtajemniczyli… - pomyślałem patrząc, jak Krystyna
ujmuje pióro i kreśli swój zamaszysty podpis. Uśmiechnąłem się do tej myśli.
- Co zamierzacie
zrobić z tymi bombami? – zapytała.
- Zniszczymy
rzecz jasna – Sato wzruszył ramionami – konwencjonalne bomby zdetonujemy na
poligonie, zaś bomby biologiczne po prostu rozbroimy i wrzucimy do martena.
1600 stopni Celsjusza powinno zniszczyć je raz na zawsze…
- Jak właściwie
miał przebiegać taki atak biologiczny na nasze miasta? – Pitt zapytał Yakahawę.
Ten pokiwał
głową.
- Bardzo prosto –
rzekł. – Dwa samoloty zrzucały bomby zapalające i burzące, a kiedy na dole
zaczynał się zamęt, trzeci zrzucał bombę B na spadochroniku. Na wysokości 200
metrów ładunek flegmizowanego trotylu rozrywał korpus bomby i rozpylał w powietrzu
bakterie dżumy. That’s all… Resztę
robiły wiatry. Optymalną pogodą była pogoda deszczowa, chodziło o to, by deszcz
jak najszybciej wpłukał zarazki do wody gruntowej i pitnej, co dawało optymalny
efekt użycia tej broni.
- No to
rzeczywiście proste – powiedziałem – dobra, proponuję zacząć poszukiwania, bo
czas ucieka…
- E, nie
przejmowałbym się tym tak bardzo – Pitt wzruszył ramionami – jak przez tyle lat
ta Pandora nie wyszła z puszki, to…
Urwał, bo chyba
przypomniało mu się o wyludnionych wioskach inuickich nad Mackenzie.
- A nich to… damn it! – mruknął – masz rację my dear friend – poklepał mnie po
ramieniu – no to zabieramy się stąd. Proponuję spotkać się jutro o tej samej
porze.
Następnego dnia siedzieliśmy znowu na swoich
miejscach. Komputery S³ i NUMA wyselekcjonowały pięć obiektów, które swym
wyglądem przypominały okręt podwodny na płyciznach lub przy brzegu.
- A zatem
płyniemy je zbadać – powiedział komandor Sato – no i trzeba będzie przygotować
sprzęt do dezynfekcji terenu i wraka. Jak widać, mamy się czego obawiać i
bakterie są nadal letalne. Pierwszy obiekt znajduje się stosunkowo blisko, bo w
okolicach Wyspy Campbella. Nieco na południe od niej jest mała wysepka, a obok
niej podługowaty przedmiot z grubsza odpowiadający wymiarom I-67, a zatem najpierw polecimy tam…
Po kilku
godzinach wiedzieliśmy, że było to pudło. Nie był to okręt, tylko nagromadzenie
pni drzewnych, mułu i lodu, który dziwnym kaprysem Natury przypominał sylwetkę
okrętu podwodnego. Po dwóch dniach przekonaliśmy się, że wszystkie wytypowane
miejsca i obiekty były nietrafne.
- Co pan radzi? –
zapytał mnie Sato, kiedy kolejny raz jego ludzie wrócili z niczym.
- Przeanalizować
zdjęcia jeszcze raz pod tym samym kątem i bardziej w kierunku
północno-wschodnim w kierunku Grenlandii i Ziemi Baffina. To musi być gdzieś
tutaj. Jestem tego pewien!
- Ja też tak
sądzę – poparła mnie Krystyna. – Najwidoczniej przyjęliśmy złe założenie.
- No dobrze –
rzekł Sato – ale zatem dlaczego dżuma objawiła się w wioskach Inuitów leżących
u ujścia Mackenzie, a nie na Północnym Stoku?
- To rzeczywiście
jest zagadkowe… - powiedziałem. – Ale najpierw musimy znaleźć źródło zakażenia,
a dopiero potem będziemy się tym martwić.
- Co pan
proponuje?
- Przeszukać
południowe brzegi Victoria Island, Wyspy Banksa, Eglinton Island i Wyspy Księcia
Patricka oraz Wyspy Melville’a, to musi być gdzieś tam!
Westchnął.
- Mam nadzieję,
że ma pan rację, Daniel-san – rzekł wreszcie. – Powiadamiam Amerykanów i
ruszamy.
I tak się stało.
* * *
Piątego dnia nasz
statek wszedł w rejon Wyspy Melville’a. Cztery dni poszukiwań niczego nie
przyniosły. Nigdzie nie było nawet śladu wraka. Poszukiwaliśmy go przy pomocy
magnetometrów, które jednak były dość zawodne w pobliżu Bieguna Magnetycznego
naszej planety. Także aktywność słoneczna nie pomagała nam w tej pracy.
- Wejdziemy do
Liddon Gulf – powiedział Sato – pogoda jak na razie jest dobra, ale…
Nasz statek
powoli wsunął się w głąb dość dużego fiordu, który otoczony był wysokimi na sto
metrów urwistymi klifami.
- Przygotować
helikopter do lotu – rozkazał i po kilku minutach czarna ważka podniosła się w
powietrze. Weszliśmy do kabiny kontroli lotów, gdzie mieliśmy bezpośredni
przekaz z jego pokładu.
- Najpierw na
północ, bo pod tymi klifami raczej niczego nie będzie – powiedział – a
przynajmniej nie powinno być…
- A jednak sądzę,
że trzeba sprawdzić wszystko… - powiedziałem, ale nie dane mi było dokończyć,
bo kamera wykonała naraz zbliżenie na coś znajdującego się wewnątrz fiordu i
jednocześnie usłyszeliśmy głos pilota mówiącego coś bardzo szybko po japońsku.
- Mamy go! –
powiedział komandor – znaleźliśmy! 75°12’33”,15 północna i 112°19’55”,64
zachodnia! To może być tylko I-67!
Na pokładzie
zaczął się zorganizowany ruch. Po kilku minutach pojawili się ludzie ubrani w
skafandry biologiczne. Helikopter wrócił po pierwszą partię zwiadowców.
- Poleci pan z
nimi? – komandor Sato zadał zbędne w tej sytuacji pytanie.
- Oczywiście
lecimy – odpowiedziałem – i rzecz jasna razem.
Błyskawicznie
zeszliśmy pod pokład, gdzie ubrano nas w skafandry. Tymczasem spuszczono na
wodę niewielki barkas, na którym mieliśmy przeprawić się do miejsca wiecznego
spoczynku I-67. Wsiedliśmy na jego
pokład. Silnik ruszył i popłynęliśmy w głąb Liddon Gulf. Po godzinie kluczenia
wśród kier byliśmy na miejscu. Zdesantowaliśmy się na kamienistą plażę, na
której leżał także ogromny wrak. Pomyślałem, że chyba to jakieś fatum i
poczułem nieprzyjemny dreszcz i lodowate palce historii dotykające mojego
karku. Po raz drugi stanąłem w obliczu legendy. Pierwszy raz to było pod wyspą
Lorda Howe, gdzie znaleźliśmy wrak
Nautiliusa kapitana Nemo, a teraz…
- Idziemy –
usłyszałem w słuchawce radiotelefonu głos Dirka Pitta. – Musimy otworzyć tą
puszkę z Pandorą!
CDN.